To trudny i bardzo kontrowersyjny temat. Tyle już osób pisywało swoje odczucia, blaski i cienie, wszystkie za i przeciw towarzyszące emocjonalnemu zaangażowaniu się na marginesie stałego związku. Zjawisko jest stare jak świat i zapewne nigdy nie stanie się obojętne ani zdradzanym, ani zdradzającym.Napisałam o zaangażowaniu emocjonalny, ponieważ dla mnie to warunek konieczny do tego, aby taki stan rzeczy nazywać ZDRADĄ, a nie NIEWIERNOŚCIĄ. Ja rozdzielam te zjawiska, w moim pojmowaniu to nie oznacza tego samego. Przyznaję,że ja \"uczestniczę\" w zdradzaniu. Być może moje spojrzenie na ten temat jest inne, z powodu \"metryki\" (głęboka 40-tka, a mój partner dużo więcej). Nie łączą nas wyłącznie aspekty seksualne - mnóstwo czasu spędzamy na przeciekawych rozmowach, podróżach, niekiedy spieramy się, dyskutujemy o tym, co dla każdego z nas jest ważne. Nie, nie jesteśmy \"starymi ramolami\" - często żartujemy: \"Gdyby nas zobaczyły nasze dzieci!\"(są dorosłe i samodzielne) - to by nie uwierzyły,że można mieć taki świetny kontakt w okresie \"drugiej młodości\". Moje małżeństwo upadło dość dawno temu, Jego trwa, bo tak musi być, i nie będę pisać dlaczego,ale bardzo szanuję tę decyzję. Nie chcemy niczego zmieniać, nikomu nie wyrządzamy krzywdy, nie mamy nadmiernych oczekiwań ani wobec siebie, ani wobec istniejącej sytuacji. Jesteśmy. Cieszymy się sobą. Uwielbiamy się .
Nikt nie jest doskonały.
To daje nam poczucie