Witam wszystkich!
Cierpię na nerwicę lękową i depresję, takie moje 2w1...
Choruję już od dawna, ale ciężko mi było jakoś przyznać się przed samą sobą, że potrzebuję pomocy lekarza \"od głowy\".
3 miesiące temu dostałam jednak pierwszego ataku i po nim stwierdziłam, że jak nie pomoże mi szybko jakiś specjalista to chyba zwariuję.
Poszłam do psychologa. Już na pierwszej wizycie Pani doktor postawiła diagnozę (nerwica lękowa i depresja) i skierowała mnie do psychiatry na dalsze leczenie. To jednak nie było już takie proste. Zapisy na co najmniej 2 miesiące do przodu (jestem z Warszawy). No cóż zapisałam się i cierpliwie czekałam. Niestety mój organizm nie chciał czekać i po kilku dniach dostałam pierwszego \"książkowego\" po prostu strasznego ataku paniki. Oczywiście podczas wyjścia na dwór w samotności. Ledwo dotarłam z powrotem do domu, mimo że byłam zaledwie kilkaset metrów dalej. Od tego momentu zaczęłam się dziwnie czuć, myślałam, że zaczynam naprawdę wariować. Zdecydowałam się na wizytę (oczywiście domową) psychiatry prywatnie. Pani doktor potwierdziła diagnozę psychologa i przepisała mi na 30 dni Doxepin 25mg. Brałam 2 x dziennie, po obiedzie i po kolacji. Po pierwszym \"przejściowym\" tygodniu zauważyłam poprawę. Zaczęłam miewać ochotę na wyjście z domu (wcześniej na samą myśl robiło mi się słabo). Kilka razy zdarzyło się nawet, że wyszłam z domu sama! Oczywiście nie były to dalekie wycieczki, tylko spacerki w pobliżu domu, ale dawały mi wiele przyjemności i byłam później bardzo z siebie dumna, że sama wyszłam na dwór.
Niestety po 30 dniach lek się skończył, a do wizyty u rejonowego psychiatry pozostało jeszcze kilkanaście dni. Postanowiłam, że wytrzymam. Stwierdziłam, że skoro wcześniej tyle czasu żyłam bez leków to teraz przez kilkanaście dni tez nie umrę. Ale moja nerwica miała inne zdanie na ten temat. Po 2 czy 3 dniach odstawienia leku zaczęły się potworne zawroty i bóle głowy. Oprócz tego zaczęłam mieć jakieś dziwne myśli (w tym samobójcze), czułam się okropnie, byłam roztrzęsiona, zaczęłam się pomału robić niebezpieczna (wstawiałam wodę na herbatę i gotowała się aż ktoś przyszedł do domu i zauważył, szłam zmywać naczynia do toalety, krzyczałam sama do siebie). Stwierdziłam, że jednak nie wyrobię i ponownie zapłaciłam za prywatną wizytę, aby zdobyć receptę. Wbrew moim oczekiwaniom nowa dawka Doxepinu wcale nie posatwiła mnie na nogi. Może po kilku dniach poczułam się minimalnie lepiej, ale to już nie było to, co poprzednio podczas brania tego leku. Czułam się coraz gorzej i myślałam, że zaczynam naprawdę wariować. Wznowiły się myśli samobójcze i potworne samopoczucie 24h na dobę. Nie miałam możliwości szukania pomocy i musiałam wytrwać do wizyty u psychiatry. W końcu nastał ten dzień (czyli wczoraj).
Pani doktor przypadła mi do gustu (tak jak i psycholog, młoda miła babeczka, z rozumnym i poniekąd współczującym spojrzeniem). Stwierdziła, że Doxepin to lek starej generacji i przepisała mi Seroxat 20mg. Póki co, kazała mi jednak zrobić 2 tygodniową przerwę, podczas której mam się ratować jedynie Hydroxyzinum (3x1 25mg + doraźnie według potrzeb). Strasznie się tej przerwy boję, chociaż muszę przyznać, że dzisiejszy dzień, poza kilkoma \"małymi\" incydentami niepokoju i ciągłymi zawrotami głowy (stosunkowo niewielkimi jak na mnie) minął w miarę spokojnie. Wyszłam nawet na pół godzinny spacerek z koleżanką (no bo przecież nie sama).
Przeczytałam wszystkie Wasze wypowiedzi i muszę przyznać, że nieco mnie nastraszyły, jeśli chodzi o branie Seroxatu. Boję sę szczególnie tych pierwszych dni i tygodni. Ja i tak mam non stop zawroty głowy i nudności a tyle osób pisze, że to się tak bardzo wzmaga na początku...
Boję się tego. Boję się strasznie ataków paniki. Co prawda Pani Doktor wczoraj wytłumaczyła mi dokładnie schemat napadu, ale to nie sprawiło, żebym poczuła się lepiej. Boję się mdłości i zawrotów głowy, bo ciągle to mam i momentami doprowadza mnie to wręcz do ataków szału. Czasami mam wrażenie, że przestaję się kontrolować, a to jest straszne.
Mam dopiero 21 lat a czuję się jakbym miała 80!!! Moja babcia zapierdziela 20 razy więcej ode mnie! Czasem chciałabym, żeby to się skończyło... Nachodzą mnie pesymistyczne myśli, że to wszystko jest bez sensu, że lepiej być nie może, że to tylko złudzenie.
Ale czasami są chwile, kiedy życie wydaje mi się piękne. Nawet bez magistra i pracy. I znajomych... No bo jak tu mieć kogoś bliskiego z taką chorobą...
Ale czytając Wasze posty przekonałam się, że nie jestem sama, że jest ktoś kto mnie rozumie, bo przeżywa to samo. I to mnie skłoniło do zalogowania się w tym serwisie i wypowiedzi. Wiem, że się rozpisałam (pewnie będę to musiała wysłać w częściach), ale bardzo chciałam się z kimś podzielić swoim bólem, a wiem że kto jak kto, ale Wy na pewno zrozumiecie.
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo gorąco i życzę powodzenia w walce z tą suką Nerwicą.
Jeśli którejś z Was też doskwiera brak pokrewnej duszy, której można się wyżalić w chwilach zwątpienia to piszcie do mnie na gg: 8335592.
Buziaki kochane, trzymajmy się :*