Przeczytałam wszystkie Wasze spostrzeżenia na interesujący nas temat i z wieloma się niestety muszę zgodzić! W maju ubiegłego roku wycięto mi tarczycę - wielkie ponoć siedlisko guzków. Wcześniej leczono mnie na serce a okazało się, że tarczyca rozrosła się do ogromnych rozmiarów i dusiła serducho. A teraz ? Norma to wypadanie włosów, sucha skóra (pięty!), drżenia (bąbelki w krwioobiegu), tycie, niechęć do seksu, problemy z ciśnieniem krwi, no i te depresyjki. Jestem pod ścisłą kontrolą lekarza i to dobrego, systematycznie biorę lek(obecna dawka to N 100`a zaczynałam od N 25) i szlag mnie trafia bo myślałam, że jak pozbawią mnie tego świństwa to będzie ok.Wiem, uratowano mi życie ale mam wrażenie, że teraz jest ono nie moje! Czy to się zmieni? Co mam zrobić, żeby zacząć inaczej myśleć? Żeby nie liczyć schodów, krojonych kawałków itp? Może wariuję? Pozdrowienia.