Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

VIOLA79

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. popieram wpis wyżej.. gdyby rak był chorobą jak inne, wyleczalne, dziś nie chodziłabym na grób tata!! chyba gościu nikt z twoich bliskich nie cierpiał na tę chorobę, nie wiesz o czym piszesz.., albo uważasz się za jakiegoś bioenergoterapeutę...
  2. witam niuniarek! nie rozumiem tego co wam lekarz powiedział?, skoro coś przerzuciło się z nerek to chyba rak złośliwy??.., może źle interpretuję to ale u nas to było tak.: 2 mce temu po prześwietleniu i bronhoskopii lekarka od razu powiedziała nam że to rak że są przerzuty z płuc na tchawicę i oskrzela.potem tatowi nerki siadły (strasznie nogi puchły tacie), a potem częściej duszności miał, gardło już było zaatakowane. aż płuco pękło.. tato nie zgodził się na chemię, hospicjum przyjeżdżało i dawali jakieś leki, morfinę, kroplówkę.. ale w ostatnich dniach mimo morfiny jęczał z bólu..ciężko o tym pisać, ale chcę wam pomoc tym co piszę, może wasz przypadek jest podobny. nam też nikt nic nie mówił, tylko -,,choroba postępuje,,, wszystkiego dowiedziałam się z tego forum, czytałam i porównywałam objawy, czasem coś się różni ale przeważnie wszystko się zgadza co tu inni ludzie opisują.od kąd tato przestał wychodzić na zewnątrz i z pokoju do jego śmierci minęło 23 dni.. z tym jest różnie. ludzie mają zdrowe serca a mają raka, u każdego to inaczej przebiega.. ja w niedzielę idę na mszę bo to już będzie 30dni jak tato odszedł i ciężko mi jest iść do kościoła bo tam w trumnie był tato.. w pokoju w którym umarł czasem w nocy słychać jakieś trzeszczenia podłogi-jakby ktoś chodził, nie wierzę w takie rzeczy, ale kilka razy w nocy wyraźnie to słyszę.. oj rozpisałam się. odbiegam od tematu. skoro twój teść dostaje tylko leki przeciwbólowe to pewnie też na chemię albo nie kwalifikuje się albo nie chciał tak jak mój tato. u nas szybko to zleciało. nawet bym się nie spodziewała, 1 dnia tato chodził, na drugi nawet głowy do góry nie podniósł, każdy dzień przynosił jakieś pogorszenie.będzie wam ciężko ale życzę wytrwałości w opiece nad chorym, i bądźcie z nim ile tylko możecie..
  3. do niuniarek.,u mnie było podobnie lecz bez pogotowia.. tato nie chciał chemii, a mama od razu załatwiła opiekę z hospicjum. (to ci polecam). będą dni że teść bedzie leżał, a będą dni że będzie się ubierał i chciał gdzieś iść. nawet nie wiadomo skąd taki przypływ energii będzie. będą dni że będzie zły, agresywny (nie koniecznie), będzie rozmawiał a potem już tylko czasem spojrzy na was.. ,.będzie źle, nogi będą puchły,. u mojego tata tak było jak nerki przestały działać, ale i tak płuco mu pękło, serce miał zdrowe, a lekarze leczyli go od kilku lat na astmę.. a to był rak. 15go będzie miesiąc jak tato odszedł,.. a co dziwne w pokoju w którym odszedł, raz na jakiś czas słyszę skrzypienie podłogi, jakby tam ktoś chodził, choć moja mam śpi w innym pokoju..
  4. współczuję wam i waszym bliskim. bądźcie z nimi jak najwięcej czasu,. u nas szybko się potoczyło wszystko, nikt nam nie mówił ile tato będzie żył, ciągle słyszeliśmy -,,choroba szybko postępuje,,. wszystkiego dowiedziałam się z tego forum, porównywałam to co dzieje się u tata z tym co tutaj ludzie opisywali, no i wszystko zgadzało się..a my byliśmy przy nim gdy odchodził, nie był sam.. musicie być cierpliwi bo chorzy robią różne rzeczy (np mój tato nie miał sił sam jeść, ale potrafił 1,5 godz stać przy stole, ponoć chorzy nie mają na to wpływu.., lub za nic nie chciał się położyć, siedział lub stał, z głową zwieszoną ..) też mam dzieci, też nie miałam pojęcia jak im wytłumaczyć że dziadzio umiera.. tłumaczyłam że jest bardzo chory że nie długo pójdzie do aniołków.. mój syn (5lat) nawet nauczył się włączać aparat z tlenem żeby dziadziowi pomóc. rozmawiał z nim, opowiadał co robi, co się dzieje na zewnątrz.. czekają was ciężkie dni, ale chorzy też cierpią i to bardzo.. bądźcie silni! wspierajcie się wzajemnie i mówcie dużo do swoich chorych bliskich..
  5. muszą porobić badania, żeby dowiedzieć się czy można zastosować chemię.. u mojego tata było tak że raz jadł potem nie, a później wogóle przestał. ale 2 dni przed śmiercią zjadł loda- kakaowe w waflu -tylko takie uważał. raz chciał trochę piwa się napić. są zachcianki, o tym też ludzie tutaj piszą.. co do leczenia, to lekarze przepisują coś na apetyt żeby chory jadł, potem to już mnóstwo leków w tabletkach , na uspokojenie, na duszności itp, potem zastrzyki jak chory przestaje połykać tabletki, kroplówka , morfina i tlen.. oby was to ominęło., tato kiedy mógł mówić to krzyczał jak mama zastrzyki mu robiła że chcemy go otruć itp, krzyczał, ubierał się i chciał wyjść z domu, a potem leżałjuż tylko. machał ręką jak chciał żeby go posadzić.. to wstrętna choroba, może w waszym przypadku będzie lepiej, może jest jeszcze nadzieja.. trzymajcie się i czytajcie to forum, może trafi się przypadek podobny do waszego, znajdziecie odpowiedzi na wasze pytania.. mi to dużo pomogło jak pisałam wcześniej, byłam z tatem gdy odchodził.. powodzenia!
  6. do ewelagor1989 i niuniarek, witam i serdecznie współczuję. to ciężka choroba, czekają was ciężkie dni ale tak jak inni piszą tu na forum nic nie jest przesądzone, może chemia pomoże?.. i tego wam życzę. u mojego tata było za późno na chemię, onkolog powiedziała że chemia może tylko przyspieszyć śmierć ponieważ organizm jest za bardzo wyniszczony ( zajęte płuca, oskrzela i tchawica). do tata przyjeżdżała lekarka i pielęgniarki z hospicjum, przywiozły aparat z tlenem, przepisywały leki, na prawdę opieka super, mama zawsze mogła zadzwonić i poradzić się.. ja siedziałam i czytałam wypowiedzi na tym forum i dużo skorzystałam..wiedziałyśmy z mamą po objawach że to już nie długo, no i byłyśmy przy tacie w momencie gdy odchodził.. życzę wam jak najlepiej aby wasi bliscy wyzdrowieli, żeby chemia pomogła, ale poczytajcie o różnych historiach na tym forum, i jeśli możecie pomagajcie swoim bliskim w opiece nad chorym jedna osoba to za mało, moja mama przez 22noce tylko drzemała a w dniu pogrzebu nie miała już nawet sił iść za trumną.. ciężko przez to wszystko przechodzić..wspierajcie się fizycznie a nie tylko dobrym słowem.. trzymajcie się i powodzenia w leczeniu!
  7. dlatego cieszę się że znalazłam to forum. ponad miesiąc tato się męczył, a ja czytałam wszystkie wypowiedzi i porównywałam z tym co u tata się dzieje. zdążyliśmy z księdzem, tato zobaczył wszystkie wnuki, córki i synów. tato przestał wychodzić na zewnątrz ponad miesiąc temu, był jeszcze na mszy z okazji 40lecia ślubu oraz jego 65urodzin, potem już tylko leżał, przeważnie siedział lub stał ze zwieszoną głową, oczy miał zamknięte. nogi puchły mu aż pod kolana, jakby mu ktoś kozaki nałożył, nie chciał leżeć, co dzień było gorzej. raz coś bredził od rzeczy,a czasem wołał wnuki po imieniu. potem zrywał kroplówki,chciał się ubierać, wypychał mnie z drzwi bo chciał iść na zewnątrz (puśćcie mnie bo muszę iść..) a potem opadał z sił i znów tylko siedzenie, ciężko było go namówić żeby się położył.przestał jeść, choć loda czy miętusa zjadał. dopomniał się nawet papierosa, ale tylko potrzymał w ręce i nie zapalił. tydzień przed śmiercią klękał i mówił mamie że będzie umierał, ale mama mówiła mu żeby poczekał bo dzieci mają przyjechać ,. i tak zrobił..potem nogi zrobiły się zimne, 2czy3 dni przed śmiercią ręce zrobiły się zimne, wyraz twarzy taki spokojny rozluźniony, powieki miał półotwarte, nawet gdy spał. w dzień przed śmiercią siniały mu palce u nóg, cały czas spał. z samego rana o6:00 mama zastukała, pobiegłam bo wiedziałam że coś z tatem..on siedział , brat go trzymał, a z ust i nosa krew mu leciała, wypadały kawałki płuc., potem tato odszedł.. powiem tylko że to wyglądało tak jakby ta krew sama z niego wychodziła, po tacie nie było widać żadnej reakcji., nie zapomnę tego nigdy... a opisuję to tylko po to by ktoś tak ja , mógł skorzystać z tych informacji (choć lepiej żeby się nie przydały nikomu)tak jak ja korzystałam z tego forum. dziękuję wszystkim za miłe słowa otuchy. sercem i myślami jestem z moim tatą,..
  8. witam,. w czwartek z samego rana tato odszedł.. koniec był straszny, mama zdążyła zawołać mnie i brata, tato siedział na łóżku a z niego wypływała krew,oraz kawałki płuc.. teraz już choć nie cierpi. ostatnie dni cierpiał strasznie, mimo morfiny darł z siebie koszulkę, chciał żeby nożem rozkroić mu klatkę i że wyjdzie mu to ,,coś,, i będzie dobrze.. dziękuję za wszystkie wasze wypowiedzi na tym forum, wiedziałam dzięki wam że to jeszcze nie koniec, żeby mama się trochę zdrzemnęła, wiedziałam że już można księdza wezwać, no i byliśmy przy nim, nie wszyscy ale byliśmy, nie był sam. niech spoczywa w spokoju wiecznym..
  9. Witam wszystkich na forum.. stan mojego tata się pogarsza, prawie cały czas śpi, nogi ma jak balony, mało nie pękną, cały się trzęsie zaczyna mówić od rzeczy, zapomina że coś już robił. od tygodnia ochrypnięty jest, jest złośliwy i nerwowy. wiem że będzie gorzej, tyle że ja nie potrafię mu pomóc, nie potrafię dłużej z nim pobyć bo uciekam z płaczem, (żeby nie widział). pielęgniarki z hospicjum mówiły że trzeba w nocy być przy nim bo może ,,zrywać się z łóżka,,- dziś w nocy spadł z łóżka. skąd wziąść siłę, jak się przemóc, nie wiem czy dam radę być przy nim w tych najgorszych chwilach..
  10. witam, jak wiele osób tutaj mam problem. miesiąc temu przyjechał lekarz do domu, bo tato nie mógł zajść do ośrodka zdrowia, no i się zaczęło,- prześwietlenia, badania krwi, potem szpital.. ale zanim przyszły wyniki badań , lekarka powiedziała że to rak i że w dodatku zajęte są oba płuca, oskrzela, tchawica no i są przerzuty do węzłów chłonnych. onkolog potwierdził wszystko. mało tego, powiedział że chemia owszem może pomóc ale może i zaszkodzić, szczególnie w tata przypadku kiedy jest taki wyniszczony i osłabiony organizm.. tato jest w domu , bo nie zgodził się na chemię, ale chyba nie dosłyszał diagnozy bo mojemu bratu tłumaczył że to nie wyleczone oskrzela.. jest słaby, ma kupę leków, oraz tlen z hospicjum , lekarka jest co tydzień u nas. opieka jest super jak na nasz region. ale chciałam się dowiedzieć jak to jest, lekarka tylko powiedziała że choroba postępuje.., tyle to i ja wiem,- tato dosłownie wysechł, nie ma mięśni,same kości, trudno mu oddychać, teraz dzięki lekom trochę je, ale od 2 dni ma mocno spuchnięte nogi (kostki). lekarka z hospicjum miała wyjazd w nasze strony więc wstąpiła do tata, przepisała nowe leki. sama nie wiem co o tym myśleć, ile mu zostało? rak jest zbyt rozległy na operację, czy chemię.. czytałam dziś różne artykuły , fora,- czy to że puchną mu te nogi to zły znak? zdaję sobie sprawę że źle z nim jest, ale chciałabym być przy nim wtedy kiedy trzeba będzie, chociaż po to żeby powiedzieć mu że go kocham i że jestem z nim.. wiem że są różne przypadki, ale może ktoś z was miał podobny przypadek, na co mam zwracać uwagę? co robić, on chyba nie zdaje sobie sprawy z tego że umiera..
×