hey kobietki - i nie tylko. wlasnie skonczylam lekture calego tematu. i musze przyznac, ze wiele z tego co pisalyscie, zwlaszcza Mysha doswiadczylam osobiscie:( rok wspanialego zwiazku, ideal, facet jakich sie nie spotyka. i nagle jego wyjazd za granice. kilka miesiecy zwiazku na odleglosc, czekania, az bede mogla go odwiedzic. cudowny pobyt u niego, po raz kolejny upewnienie sie, ze to ten, ze na niego czekalam, ze chce, zeby byl ojcem moich dzieci, ktorych kiedys w ogole miec nie chcialam, ze za nim na koniec swiata, ze tu mnie trzymaja tylko studia. a na lotnisku, gdy mialam juz wracac - z nami koniec. szok, nie moglam w to uwierzyc, nie moglam wydobyc z siebie slowa, wrocilam i rozmowy, maile, dlaczego? czy ma kogos? nie. czy nie kocha? kocha, ale nie widzi naszej przyszlosci. kolejne listy, w koncu odpowiedz, ze przylatuje w grudniu na tydzien, wtedy sie spotkamy. i czekam na ten grudzien, jak na wyrok. kocham, az boli. boli, bo nie rozumiem. nie rozumiem, bo czulam sie kochana i nie bylo zadnych znakow, ze cos sie psuje. zadnych chmur, zadnych zapowiedzi czegos zlego. skoro kocha, to bede o niego walczyc. nie mam zamiaru zebrac o milosc, ale nie chcial powiedziec, ze nie kocha, choc go o to prosilam. skonczyly sie codzienne stosy smsow, rozmow, telefony. tego tak cholernie brakuje. chcialam klina, ale nie potrafie wyobrazic sobie bliskosci z kims innym, automatycznie porownuje do niego. inny mnie przytula, ale to nie te ramiona. inny szepcze w sluchawke, a to nie ten glos. mam wypelnione cale dnie, tylko noca nie sypiam. a zrobilabym wszystko, zeby go znow uslyszec, zeby wiedziec, ze znow jestem jego. mowi, ze go to boli, a ja czuje, ze on sie boi, ze ucieka przed tym bolem. nie wiem, co robic, nie wiem, skad brac sile, minely 3 tygodnie, a ja nadal mam oczy pelne lez. jak sprawic, zeby przestal uciekac? eh dlaczego faceci zawsze wybieraja najlatwiejsza droge:/ dobranoc kochane, znikam, moze zasne.