Powoli zaczynam mieć wszystkiego dość, wszystko mnie męczy, ten natłok głupich projektów i prezentacji, które tak naprawdę nie wnoszą niczego konkretnego, nie mają nawet konkretnego celu, siedzenie na zajęciach, wręcz bezproduktywne siedzenie staje się wręcz niemożliwe do przetrwania... Wielkimi krokami zbliża się sesja, oddanie końcowego projektu, powinnam iść z „czymś” konkretnym do promotora, a jak na razie nie mam nic…
Do tego dochodzi ta cała sytuacja z moim A, już po prostu nie wiem o co chodzi, niby jest fajnie, ale coś wisi w powietrzu, może ja za dużo wymagam? Może za dużo oczekuje od niego, a sama nic nie wnoszę? To zastanawianie się po prostu mnie wykańcza... Chwilami zastanawiam się nad tym po co on ze mną jest? Może jestem za bardzo zazdrosna? Ale większość niby taki drobnostek, które powinny przejść niezauważone wbija kolejny gwóźdź do mojego serca, chociażby ostatnio .. napisałam, że jak się już zjawi na juwenaliach to niech da znać, ja byłam z naszą koleżanką i kolegą, jak się zjawił nie zadzwonił do mnie tylko do niej, wcześniej byliśmy razem powiedzmy w „pracy” i tylko zapytał czy idę na koncert, a nie czy mam ochotę iść z nimi..
Ma do mnie pretensje, że nie mówię mu gdzie i z kim wychodzę jak jestem w domu, ale on mi też tego nie mówi, czasem przypadkiem się dowiaduje, ma pretensje, że nie dzwonię i nie piszę jak jestem w domu, ale dom dla mnie jest taką odskocznią od komórki i neta, a kiedyś sam powiedział, że nie lubi głupich smsów ze streszczeniem całego dnia, a rozmowa przez Tel dłuższa niż 2 minuty to masakra.. więc nie wiem o co ma do mnie pretensje, odnoszę wrażenie, że wszyscy i wszystko jest ważniejsze ode mnie, nie pamiętam kiedy ostatnio byliśmy razem w kinie czy na spacerze..
Najlepszym lekarstwem jest rozmowa, ale nawet to nam nie wychodzi, bo albo kończy się sprzeczką i to tak, że to wszystko moja wina, albo kończy się w połowie, bo coś tam innego..