Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

voltare

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez voltare

  1. Rybka - przykro mi:( trzymaj się jakoś!:( Czasem los potrafi sobie okrutnie zakpić - szkoda tylko, że z tych, którzy wcale z nim nie igrają:( {*} dla Aniołka.
  2. Rybka - przykro mi:( trzymaj się jakoś!:( Czasem los potrafi sobie okrutnie zakpić - szkoda tylko, że z tych, którzy wcale z nim nie igrają:( {*} dla Aniołka.
  3. Rybka - przykro mi:( trzymaj się jakoś!:( Czasem los potrafi sobie okrutnie zakpić - szkoda tylko, że z tych, którzy wcale z nim nie igrają:( {*} dla Aniołka.
  4. tryni - widzisz - mieszkanie "na prowincji":P w pewnych kwestiach może być uciążliwe, ale w pewnych kwestiach jak widać wychodzi na plus. Rozmawiałam z naszą Panią Embriolog - ona mówi, że u nich koszta IVF są "tak wysokie" nie przez widzimisię lekarzy, ale ze względu na wysoki koszt preparatów, narzędzi itp. Jak sobie tak przeprowadziłam na spokojnie chłodną kalkulację i wzięłam pod uwagę koszt samego ICSI - wówczas niecałe 3,5tys. i podzieliłam ten koszt na: 1) punkcję - przy której byli: mój doktor - przeprowadzający zabieg, anestezjolog - który mnie usypiał, położna - która asystowała przy zabiegu, embriolog - która zajęła się pobranymi pęcherzykami i moim mężem;) 2) samo ICSI - przy którym byli: znów mój doktor i pani embriolog i biorąc pod uwagę czas, który to wszystko zajęło, faktyczne koszta preparatów, telefony od doktora, który informował mnie na bieżąco o stanie zarodeczków - wydaje mi się, że ta cena jest naprawdę uzasadniona. I tak sobie myślę, że skoro w mojej klinice i tak uważa się, że jest ona wysoka (no bo dla przeciętnego małżeństwa jest wysoka) to zastanawiam się co na temat cen mają do powiedzenia profesorowie i lekarze z Warszawy, Białegostoku itp, gdzie ceny te są rzeczywiście prawie 2 krotnie wyższe. A my jakbyśmy nie musieli dojeżdżać tyle razy po tyle kilometrów, to zeszlibyśmy jeszcze jakieś 1000zł z tej ceny całkowitej, jaką Ci podałam.
  5. jadira - ani nie jesteś głupia, ani nie marudzisz! To normalne, że każda z nas, która trafiła na tego typu topik pragnie, aby spełniło się jej jedno z największych pragnień. Nie da się o tym nie myśleć, odciąć od tego, zapomnieć. Można na chwilę zająć myśli czymś innym, ale temat powraca. Mnie samą krew zalewa do tej pory jak czytam o jakichś chorych pomysłach na temat uzdrawiania społeczeństwa, na temat polityki prorodzinnej. A jak już czytam wypowiedzi tych, którzy sami dzieci nie mają i mieć nie chcą, albo tych, którzy zostali nimi obdarzeni w sposób naturalny, to mi spokojnej (:P) babie nóż się w kieszeni otwiera! Sama naszukałam się jak głupia szpitala,przychodni, kliniki, jakiejkolwiek placówki w południowej części Polski, która podjęła by się przeprowadzenia IUI na NFZ. Nie znalazłam. Być może szukałam zbyt blisko własnego miejsca zamieszkania, ale z drugiej strony jak mamy oboje z mężem jechać na drugi koniec Polski i tam robić badania, tam się zatrzymać i płacić za noclegi to w sumie wyjdzie na jedno, jakbyśmy podchodzili do tego prywatnie. Jakiekolwiek by to Twoje światełko w tunelu nie było - trzymam kciuki, aby rozbłysło pełną parą i żebyś mogła swoje marzenie zrealizować. Dużo zdrówka dla synka! U nas już prawie po katarze:) Anuśce humorek wraca - jest coraz weselsza - potrafi śmiać się w głos do wyciągniętego w rączce smoka:) A jak zauważy, że się na nią nie patrzy, to udaje że pokasłuje:D Pierwszy raz się wystraszyłam, że ją coś atakuje niedobrego, ale potem obczaiłam, że jest to kaszel "na zawołanie":P i tylko w wybranych sytuacjach:P
  6. Hejka! Tryni - a widzisz - i w związku z tym o czym wspomniałaś - chylę czoła przed moją kliniką, doktorkiem i laboratorium, z którym klinika ma podpisaną umowę. W laboratorium współpracującym z kliniką, w którym robiliśmy badania - były one wręcz tańsze w porównaniu z laboratorium w którym robiłam je wcześniej. Np. Jak robiłam badanie grupy krwi w mojej okolicy - płaciłam 40zł. A w laboratorium przy klinice mąż płacił - 20zł. Za hormony - u nas po 22zł za jeden - a przy klinice 16-20zł. O tych droższych badaniach nie wspomnę nawet - w każdym razie nawet opłacało mi się je jechać zrobić do tego przyklinicznego laboratorium. martynia - ja mam nadzieje, że u Ciebie to chwilowa niedyspozycja, a nie jakieś świńskie grypy;) - pamietaj że ta pandemia to jest tak tylko nagłośniona a tak naprawdę to wcale jej nie ma, więc zdrowiej szybko, a nie tam kolejnego choróbska Ci się zachciewa:P:P:P Surfitka - z tymi badaniami to wszystko ładnie wygląda teoretycznie. Kilku lekarzy przeszłam i mimo iż przy tych ostatnich już byłam "kumata" i wiedziałam na co naciskać - żaden nie dał się namówić na skierowanie na hormony na NFZ (no tylko jeden, ale to tylko na 2 albo 3 badania - wg jego własnego uznania) i uwierz mi - obdzwoniłam kilka klinik i kilku ginów o których znalazłam rzekome info w necie - nikt z nich nie słyszał o IUI na NFZ. Chociaż w sumie też słyszałam, że jest to możliwe, ale nie trafiłam na placówkę, która by się tego podjęła. A może ktoś z podczytujących posiada takie informacje (sprawdzone!) co do IUI na NFZ i o warunkach zakwalifikowania do tego zabiegu to prosimy o informację - z pewnością przyda się to nie tylko naszym topikowym koleżankom:) madziara - u mnie i u Ani OK. czujemy się dobrze. Pozdrawiam! Pozdrowionka dla wszystkich!
  7. Jagoda - nasze Słoneczko wybrzydza, jeżeli chodzi o zupki. Najchętniej jadła by ziemniaczki z marchewką i dynią i koniec - wszystko inne jest be. Nawet jak już wsadzę jej coś do buzi, to zaciska gardło jakoś od środka i się prawie dławi. Krztusi się, kaszle i pluje. Natomiast wszystkie deserki są dobre - i słoiczkowe i domowe - wszelkiego smaku, koloru - w każdej ilości;) A kaszkę niestety, ale daję jej z flachy. Łyżeczką nie przejdzie więcej jak 40-60ml. Z flachy ok. 140-180 w zależności od dnia. Mleczko też mniej więcej w takiej ilości. No to teraz mogę iść spokojnie spać;)
  8. Się kolorowo zrobiło!:D telesforka, Jezu jak ja się cieszę!!! Gratuluję pesymistko! Będziesz mamą! Super! Jagoda - Ania je o 5:30 (jak ja wstaję do pracy) mleczko potem ok 10:00 kaszkę, między 11-12 deserek owocowy, ok.14-15 zupkę, ok. 18-tej kaszkę i między 21-22 upomina się jeszcze "na półśpiocha" o jedzonko więc dostaje jeszcze mleczka, ale już mniej - jakieś 120-150ml i na tym śpi przeważnie do tej 5:30. Czasem zdarza się jej to picie w nocy. A jedzenie bardzo rzadko - no ale jak nie ma wyjścia i picie nie wystarcza, to dostaje małą flaszkę - nie będę jej przecież przekonywać, że nie dostanie, bo w książkach piszą inaczej. dziewczyny mi azalia jeszcze niczego nie zdążyła zaburzyć - ja po prostu jeszcze nie mam @. Ale czy przyjdzie, czy też nie - każda opcja mi odpowiada;)
  9. *wraca z pracy, a nie do pracy rzecz jasna:P
  10. Surfitka - no ja póki co to wszystko robię dopiero wieczorami jak nasz krasnal usypia - i pranie i prasowanie i całą resztę - w dzień jest to niemożliwe - mamy dziecko nie do zdarcia - jakoś mało spania jej wystarcza, ale widać taka już jest!:D Ale cieszę się, że jest zdrowa (no pomimo tego kataru, który zresztą już mija) pogodna i nawet jak w nocy się czasem obudzi to wita nas szerokim uśmiechem i radosnymi piskami. Dzisiaj walnęła się grzechotką w główkę, że ponad pół godziny mąż nie mógł jej uspokoić:P Baby - głupia jestem, ale zaczęłam się dzisiaj po południu zastanawiać czy te tabsy które biorę są aby na pewno skuteczne... Młodej nie karmię już cyckiem od jakichś 5-6 tygodni, a @ nadal nie mam. Niby wiem, że przy Azalii ona nie powinna wystąpić, nie zapomniałam żadnej tabletki - ustawiłam sobie alarm w komórce i pamiętam, ale cholercia - waga poszła mi trochę w dół, a mimo to w spodnie przestaję się mieścić i widzę przed sobą ten jakiś dziwnie duży brzuchal:O Nie jestem wcale pewna czy taki miałam:P No wiem, że jeżeli nie zadecyduje za nas przypadek to z rodzeństwem dla naszej smerfetki jeszcze chwilę poczekamy, ale dopadły mnie dzisiaj wątpliwości, które sama do tej pory uważałam za skrajną głupotę. Dobiorę chyba opakowanie do końca i robię przerwę z 1-2 miesiące, żeby cykl uregulować. Jagoda - u mnie to jest tak - w poniedziałek jestem dysponowana, bo wyspana po niedzieli. Ale im bliżej piątku, tym gorzej - wstaję w najlepszym wypadku o 5:30 (w najlepszym, bo w najgorszym jeszcze czasem niunia przypomni sobie w nocy ze 2 razy że chce się jej np. pić) a kładę się spać ok 23:00 jak M. wraca do pracy. Teraz powinnam się iść przynajmniej wykąpać, ale czekam na Telesforkę, więc pewnie zanim zaraz jeszcze zrobię M. kolację i zanim się wykąpię, to jutro osiągnę "stan" mniej więcej z okolic czwartku:P Telesforka - no zlituj się! Idę przygotować memy chłopu coś do przekąszenia, ale jeszcze tutaj wrócę;)
  11. telesforka - nie to, żebym Cię poganiała, ale babo jeżeli już coś wiesz to podziel się tymi wieściami! Bo do 22:30 jeszcze wytrzymam, ale jak posiedzę dłużej to na bank zaśpię jutro do roboty, a w najlepszym wypadku będę w niej niedysponowana:P
  12. Heja! No to i ja dzielnie na posterunku;) Dzisiaj mężuś wraca późno z pracy, więc nie grozi mi raczej wcześniejsze wylądowanie w łóżku. Telesforka - tylko nie przeciągaj struny i natychmiast jak się czegoś (hmmm nie czegoś tylko dobrej nowiny!) dowiesz - dawaj tutaj znać! Pozdrowionka dla wszystkich!
  13. Heh - właśnie przeczytałam, że już nawet topik na ten temat ktoś założył - chyba kogoś też to zabolało:P:P:P
  14. Cześć Słonka! U nas dzisiaj też śliczna słoneczna pogoda, z tym, że my siedzimy w domu i nadal wojujemy z katarem. Nawet pokusiłabym się dzisiaj o mały spacer, ale mała nadal ma zapchany nos nie oddycha noskiem, tylko buziakiem i boję się, że się nawdycha zimnego powietrza i dostanie jakiegoś zapalenia gardła, albo oskrzeli:O No nic - jeszcze ze 2-3 dni posiedzimy w domku. madziara - a może rzeczywiście zaglądaj częściej i pisz więcej niż tylko zdawkowe dzień dobry i do widzenia, bo to nie jest udzielanie się, tylko zaznaczanie swojej obecności;) A tak serio, to zaglądaj tutaj - wiesz, że każda "potrzebująca" dusza jest tutaj mile widziana i chętnie czytamy o tym co tam u której słychać i na jakim jest ona etapie - i każdej kibicujemy równie mocno! Sama wiesz doskonale, że nikt Twoich wpisów nigdy nie ignorował co sugeruje pomarańczka - kiedy miałaś jakieś pytanie - otrzymywałaś odpowiedź albo wsparcie. Może po prostu któraś z dziewczyn poczuła się urażona tym, że z Twojej strony nie czuje tego wsparcia w walce o wspólny jak by nie było cel. Po prostu pisz do nas więcej, a wtedy żadna pomarańczka Ci nie podskoczy;) Tryni - my nie robiliśmy badań kariotypu. Wiem, że w niektórych klinikach się je standardowo wykonuje przed IVF (poza wpływem układu chromosomów na wady przyszłego potomstwa rozważa się również to, czy zaburzenia takie nie mają wpływu na problemy z zajściem w ciążę). Ale w mojej klinice tylko wówczas się takie badania przeprowadza, gdy są ku temu jakieś wskazania. U mojego M. szczegółowe badanie nasienia nie wykazało zmian patologicznych w budowie nasienia. Fakt, że tego nasienia było nieco mnie, ale jeszcze tyle, że teoretycznie możliwe było naturalne poczęcie. Proporcje w ruchliwości żołnierzyków też były bardzo dobre. Poza tym nie było u nas wcześniej żadnych poronień, w rodzinie nie było żadnych wad ani zaburzeń genetycznych itp. więc nie zdecydowaliśmy się na to, skoro nie było przymusu. A dlaczego? Bo to nie jest tak, że badanie kariotypu wskazuje jednoznacznie na wady przyszłego potomstwa. Ryzyko wystąpienia takich wad istnieje zawsze, aczkolwiek nadzieja na to, że jednak wszystko będzie dobrze również istnieje. W naszym przypadku chyba wyniki nie miały by wpływu na podjętą decyzję. Podobnie jak badania prenatalne. Nie robiliśmy tych badań, bo naczytałam się mnóstwo na ten temat. Na wyniki takich badań poza rzeczywistymi wadami ma wpływ masa innych czynników. Tak, że nawet jeżeli w trakcie takich badań wyjdzie, że dziecko może mieć np. zespół Downa, albo Turnera, albo cokolwiek innego - to jest to tylko zwiększone prawdopodobieństwo (tj. ok. 60% pewność wystąpienia wady - to z jednej strony dużo, z drugiej zbyt mało, aby dowiedziawszy się o tym w 11-13 tygodniu ciąży rozmyślać o tym i dołować się przez całą resztę ciąży co nie pozostanie bez wpływu na rozwój maluszka), że taka wada może wystąpić, a nie jest to wyznacznikiem tego że wystąpi ona na bank, skoro wyniki wyszły takie a nie inne. Zawiłe to troszkę, ale krótko mówiąc - my mieliśmy jedynie w czasie ciąży genetyczne USG i badanie przezierności karkowej. Wyszło ok więc resztę badań sobie darowaliśmy. I tak bym przecież tej ciąży nie usunęła, bez względu na to czy dziecko by było zdrowe czy chore. Jestem podekscytowana tą Waszą decyzją jakby mnie samej to dotyczyło;) Czekam z niecierpliwością na podjęcie działań - Twoich i Karolci . martyniu - udanego spacerka! A co do leczenia to tak już jest, że jak chcesz być rzetelnie zbadana i zdiagnozowana to płacisz grubą kasę za to:( A wiecie co - wczoraj natknęłam się w TV na wypowiedzi, że od nowego roku nasza kochana pani minister zdrowia (ta co jest przeciwko znieczuleniu przy porodzie, bo poród musi boleć) chce wprowadzić od nowego roku przymusowe badania cytologiczne i mammograficzne dla kobiet przy badaniach wstępnych i okresowych do pracy. Wszystko ok - ja bym była nawet za tym, żeby mi zakład za takie badanie zapłacił - ale u mojego gina, do którego mam zaufanie! Ale nie jest jeszcze do końca przesądzone czy będą uwzględniane wyniki od lekarzy, u których kobiety leczą się albo uczęszczają od lat, tylko od wskazanych (przez kogo?!) lekarzy ginekologów (ginekolog pracy?:P). I to jest chore! Bo dlaczego ja mam lecieć do byle ginekologa do przychodni, który cytologię robi takim sprzętem, że aż grzech i strach się na nią godzić, u którego mam zero intymności, bo kręci mu się po gabinecie jakaś asystentka albo dwie, których obecności sobie mogę nie życzyć i do którego jak poszłam po skierowanie na badania to zostałam odesłana z kwitkiem i który leczył mnie hormonami nie robiąc przed tym żadnych badań. Średnie miałam samopoczucie słuchając takich bzdur! Idę walnąć sobie kawę i jakieś ciacho;)
  15. Hejka! Tryni - widzę, że zgłębiasz temat;) No i dobrze.My też mieliśmy podane zarodeczki w stadium blastocysty. Wiem, że rozważasz jeszcze inseminację... Nie mogę Ci niczego sugerować, ale wiem już teraz z perspektywy czasu, że ja bym się już na inseminację nie zdecydowała. Wiesz dlaczego? Bo skuteczność jej przy prawidłowych parametrach i całej reszcie wzorowych wyników badań wynosi jakieś 10-15%. A porażka po IUI - mnie przynajmniej - bolała DUUUUUżOOOO bardziej niż każda wcześniejsza "zwykła porażka" jakich doświadczałam przez te całe 6-7 wcześniejszych lat. Może dlatego, że decydując się na inseminację poczułam w pewnym stopniu tą ulgę, o której wcześniej wspominałyśmy tutaj. Czułam, że jestem w dobrych rękach i że ktoś się mną fachowo zajmie. Uwierzyłam w sukces tak mocno, mocno (bo to przecież było coś nowego - fachowa klinika, lekarz specjalista, metoda wspomaganego rozrodu), że potem ból porażki bolał psychicznie, fizycznie - tak bardzo, że czułam się tak jak bym z wysokiego piedestału na którego wspinałam się przez 2 tygodnie oczekiwań na betę spadła z wielkim hukiem na betonowy chodnik. W przypadku inseminacji dostaniesz te same żołnierzyki, które towarzyszyły Wam do tej pory - troszkę "podretuszowane" i wyselekcjonowane, ale cała reszta niestety musi odbyć się tak jak przy naturalnym zapłodnieniu... Tak czy inaczej próbować można wszystkiego - oby tylko skutek był taki jakiego oczekujecie martyniu - krótko mówiąc: IUI=inseminacja IVF=in vitro klasyczne ICSI= in vitro w trakcie którego podaje się pojedynczy plemnik bezpośrednio do komórki jajowej.
  16. pewnie, ze warto tryni - daj nam znac co ustaliliscie z profesorem. trzymam kciuki!
  17. pazia - u nas wypróbowałam coś takiego, że dałam małej pobawić się fridą. Bawiłą się nią chyba z pół godziny i od tego momentu nie wydziera się przy czyszczeniu noska - raczej patrzy zaciekawiona:) Od czasu do czasu daję jej czystą wyparzoną fridę do potrzymania - i chyba załapała, że to nie jest żadne narzędzie tortur:P A wcześniej darła się pełną parą na sam jej widok. Masakra - wszyscy sąsiedzi słyszeli na bank!!!
  18. Hejka! Telesforka babo jedna - nie marudź i nie wmawiaj sobie porażki. U mnie się też nic nie działo i to praktycznie przez cały pierwszy trymestr. Latałam normalnie do pracy i czekałam na kolejne USG jak na zbawienie, bo jedynie w ten sposób widziałam, że mała żyje, rusza się i że jest wszystko ok. Nie dawała mi żadnych innych znaków, że ze mną jest. Poza mięsowstrętem rzecz jasna - o czym wspominałam;) U Ciebie ma być dobrze - jeszcze żadnej mnogiej ciąży na topiku nie było - ktoś musi być pierwszy!:P
  19. Hejka! A my wojujemy z pierwszym w życiu katarem - RAAANYYY!!!!! - to jest jeszcze gorsze niż ta ostatnia gorączka! Jak wytłumaczyć kilkumiesięcznemu dziecku dlaczego nie może normalnie oddychać i się dusi przy jedzeniu:( No ale nic to - zgodnie z teorią że leczony trwa tydzień, nieleczony 7 dni - zostało nam do przetrzymania jeszcze dni 3;) Nie przyszło mi kiedyś do głowy że pierwsza nieprzespana z powodu dziecka nocka będzie właśnie z powodu kataru;) Pozdrowionka dla wszystkich!
  20. Hejka! Ja jestem, ale z przerwami:) Muszę teraz tego mojego smoka kąpać nieco szybciej (i potem tak jeszcze z godzinę się bawi), bo jak zaczyna przysypiać ok 19-tej, to nie idzie jej już wówczas nawet tknąć - ani umyć, ani przebrać, ani nosić, ani położyć:P Już przez to kilka razy jej się kąpiel upiekła, co wcale mi się nie podobało - ja tam jestem zwolenniczką codzienniej kąpieli u takich maluszków. No ale cóż - "siła wyższa":P! martyniu - jak tak piszecie z Tryni o tym wszystkim, to te wszystkie nazwy są dla mnie jakieś takie mega kosmiczne! Każdy powinien dziękować Bogu conajmniej kilka razy dziennie za to, że ma zdrowe dziecko! Ludzie traktują to jak coś oczywistego, ale to wielki dar! Podobnie jak naturalnie zaciążenie. a propos - wiecie, że czas rzeczywiście leczy rany - po tym moim pechowym porodzie nabrałam ochoty na rodzeństwo dla naszej kruszynki. Z tym, że nie tak od razu, no powiedzmy za jakieś 2 lata i już bez żadnej presji - zdamy się wyłącznie na naturę. Nie musimy mieć 2 maluszka, ale jak się uda, to będziemy szczęśliwi. No ale póki co jeszcze o tym nie myślę. pazia - wiem, że kiedy w grę wchodzi choroba dziecka, to człowiek opuszcza uszy po sobie i zaciska zęby, aby nie odszczekać takiej jednej czy drugiej małpie w szpitalu co o niej naprawdę myśli. Wiem to po sobie - sama zdobyłam się na to dopiero wówczas, jak oddali mi w szpitalu małą do rąk. Wcześniej dopóki pozostawała pod lampami pod opieką jednej wrednej baby, co do której miałam zastrzeżenia - sama obawiałam się odezwać i zjechać babsztyla za jej chamstwo i bezduszność! Ocho - Królewna zaczyna upominać się o ululanie!;) martyniu zajrzyj za jakiś czas na NK, ale nie tak od razu, bo najpierw musimy się uspać;) Buziaki!
  21. Hejka! A ja właśnie siedzę sobie przy wieczornej kawie:) Właśnie uświadomiłam sobie jak ten czas cholernie szybko leci... Tak bym chciała spędzać z naszą małą więcej czasu, a tymczasem tego czasu mamy tak strasznie mało. Mimi - ja tam popieram zdanie Surfitki. Z tymi kolegami i koleżankami do spółek to trzeba bardzo bardzo uważać, chyba że się znacie jak łyse konie kupę lat i wiecie, że bez względu na jakiekolwiek perturbacje jesteście w stanie stanąć za sobą murem i macie do siebie bezgraniczne zaufanie. A z tym to różnie bywa - wiem z autopsji. Koleżanka, którą znałam od wspólnych niemowlęcych lat i za którą byłam w stanie głową ręczyć jakiś czas temu dla kasy wywinęła mi taki numer, że ledwie wyszliśmy z tego z M. obronną ręką:( Teraz nie ufam nikomu do takiego stopnia do jakiego ufałam jej. Zastanawiałam się wczoraj skąd małe dzieci wiedzą, że najlepszymi zabawkami są piloty od telewizorów i telefony. Bo to, że o tym wiedzą, jeszcze zanim taki telefon zobaczą, to sprawa oczywista!:) Szykowałam wczoraj obiad. Dałam Ani gumową zabawkę - takiego piszczka. Ładna, nowa, kolorowa - zajęła ją przez minut 5. I zaczęły się wrzaski. Na odczepnego dałam jej starą "kuloodporną" nokię, której nic złego zrobić nie mogła i wpatrywała się w nią chyba z godzinę i kombinowała przy przyciskach. Tylko jakieś bulgotania wydawała przy tym:D Ryba, Malolepsza - nie wygłupiajcie się! Dajcie przynajmniej znać co się dzieje! Fasolka - u Ciebie też mam nadzieję, że Twoja nieobecność to przejściowe problemy natury techniczno-sprzętowej, a nie żadnej innej... Betty - to faktycznie Asia szybko zębole pogubiła. Ja się swoich pierwszych pozbyłam jakoś pod koniec 1 klasy. Pamiętam u nas była wówczas moda na to, że każdy te swoje mleczaki zbierał i nosił do szkoły w buteleczce po lekach:P Co chwila ktoś tam meldował o nowym "nabytku":P śmigam trochę "pośpiewać" z moją gwiazdą, bo zaraz pójdzie spać i znowu nie zdążę się tą moją śmiechuliną nacieszyć;)
  22. hejka! Tryni - zajrzyj na maila:) Dużo zdrówka dla maluszka! dziewczyny jeżeli chodzi o kosmetyki i to o czym Tryni tutaj wspominała, to odnosi się to tylko do programu in vitro i pewnego na szczęście krótkiego okresu czasu;) Zresztą różne są szkoły jeżeli o ten temat chodzi:) Trzeba to wszystko jakoś wypośrodkować i podejść do tego z własnym rozumem;) jadira - gdzie tam Ty stara! Po prostu Twój synuś może być dumny, że ma taką młodą i ładną mamę;) Jak Ania będzie miała tyle lat co Twój M. teraz to ja dopiero będę stara!:P No i dzisiaj już nic więcej poza mailem do tryni i tymi kilkoma zdaniami nie napiszę - młoda ogłosiła właśnie bunt! A po zapakowaniu jej do łóżeczka i ja muszę się wcześniej położyć, bo jutro z rana do roboty:( Buziaki!
  23. Hejka! Anuśka usnęła, męża wygoniłam na miasto, na jakieś zakupy, mam chwilkę dla siebie!:) Tryni - plamienia są normalną rzeczą po takich zabiegach - u mnie występowały i po HSG i po laparoskopii... śladowe, bo śladowe, ale jednak były. No i bardzo dobrze, że dziewczynom udało się postawić Cię do pionu - grunt to optymizm i pozytywne nastawienie:) Co do kwestii finansowej w mojej klinice, to my zmieściliśmy się z całym programem w 2 miesiącach i w kwocie 9,5tys - ta kwota obejmowała już wszystko - koszt wszystkich badań, koszt wszystkich wizyt, koszt paliwa na dojazdy (po 80km w jedną stronę i 80km z powrotem i to 14 razy - bo oprócz wizyt część badań musiałam robić w tamtejszym laboratorium, więc również musiałam dojechać), no i koszt punkcji i samego zabiegu i dodatkowo procedury AH - polecam ją z całego serca - wierzę, że i ona miała wpływ na powodzenie w naszym przypadku - u nas dodatkowo dopłacić trzeba było za to 500zł. Mrozaczków nie mamy, więc odeszły koszta mrożenia. No i my zaoszczędziliśmy jakieś 1600zł albo lepiej z racji tego, że leki kupowaliśmy w Czechach a nie w Polsce - tam są dużo tańsze. Ale u Was pewnie będzie drożej - w Warszawie ceny są inne niestety. Maila postaram się wysłać Ci wieczorem, albo jutro:) Jakby co - pisz - wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć:) Chciałabym doczekać w końcu dnia, kiedy i Ty i Karolcia i Justynka i cała nieobecna reszta wpadnie tutaj z radosną nowiną. A no i wysyłam Ci raz jeszcze zaproszenie na NK, bo właśnie sprawdziłam i Cię nie mam. Pisałam Wam kiedyś, że z powodu przeprowadzanych porządków na NK i prób wywalania ze śledzika - poleciało mi ze znajomych parę osób. Nie odtworzyłam jeszcze całej listy, więc jeżeli kogoś przypadkiem wyrzuciłam, to z góry przepraszam!
  24. czołem! Wpadam póki co pożyczyć wszystkim owocnych sobotnich porządków!:P nelcia - a propos rozmów telefonicznych i zdawania relacji - zapraszam wszystkich do obejrzenia czegoś co mi ostatnio wpadło w ręce;) http://www.youtube.com/watch?v=W_po2V2ZOl0&feature=related jakby się źle wkleiło - wywalcie rzecz jasna spację. :D
×