Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

voltare

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez voltare

  1. Witajcie w Nowym 2011 Roku! Życzę Wam (nam;) ) wszystkim jak najmniej problemów, mnóstwo wspaniałej zabawy, realizacji wszystkich planów i spełnienia marzeń
  2. Cześć Babole! Wracam z wyprowadzki, bo nas tutaj zasypało tak, że nie było szans abym z własnego domu była w stanie dostać się na czas do pracy. Brat się śmiał, że nie zdziwił by się jakby u nas na podwórku misia polarnego zobaczył:P Wyprowadziłyśmy się z córcią na tydzień z domu do dziadków, tylko tata dzielnie został na posterunku. Wczoraj jeździliśmy za prezentami. Plan zakupowy został zrealizowany w 100% - Młoda dostanie to co sobie zaplanowaliśmy;) Jeszcze widziałam fajny wózek dla lalek - jak będzie grzeczna:P to dokupimy. Oczy jej się świecą do takich gadżetów. Na święta jedziemy do rodziców, ale i tak u nas w domu zawsze muszą być pierogi ruskie i z kapustą, ryba, krokieciki z grzybami i barszcz. Na dzisiaj miałam zaplanowane krokiety, ale oczywiście nie kupiłam już nigdzie pieczarek i d*pa blada. Będą w poniedziałek.Urok prowincji:P:P:P Justyna - co to za gra bobra? Mam takiego małego delikwenta, który zażyczył sobie układankę albo grę. Jak nie zdążę na gwiazdkę, to zaraz po świętach ma on urodziny. Znalazłam na allegro takie coś: http://allegro.pl/mzk-gra-bobr-billy-ravensburger-21951-i1361383992.html to o to chodzi? Wiesz- jak my wyprowadziliśmy się do siebie to mój mąż chciał już tak całkiem być na swoim, chciał spędzić Wielkanoc we dwójkę - było do d* i chciało mi się płakać. Dla mnie takie święta bez rodziców, bez większej rodziny to nie są prawdziwe święta. Surfitka - czyli Twój mąż przyjeżdża do Ciebie już na stałe, czy jeszcze za jakiś czas podejmiecie jeszcze jedną próbę powrotu? Omega - skoro nie masz czasu na zabranie głosu z powodu pracy, to znaczy, że tej pracy masz naprawdę dużo. Wszak Ty zawsze byłaś zorganizowana babka;) i zawsze miałaś czas, żeby do nas zajrzeć i zaprowadzić tutaj porządek. Moja córcia właśnie śpi a jej tata siedzi i bawi się jej klockami:P Wczoraj rzecz jasna nie wytrzymał i zamiast poczekać do Świąt to już wczoraj wręczył młodej wór klocków (pod choinkę jeszcze mamy dla niej inne "niespodzianki", więc tata chciał się przymilić i przekupić córę nieco szybciej) Te klocki są ogromne i wór jest prawie taki jak mała, więc tata ma teraz pole do popisu:P:P:P Ustawia jakieś piramidy:D Buziaki!
  3. no i nie zdążyłam się pożegnać bo mi bateria w laptopie siadła Buziaki dla wszystkich!
  4. Surfitka - ja również przyłączam się do życzeń:) Wszystkiego naj, naj, naj i oczywiście standardowo braciszka dla Ninki, albo siostrzyczki - w zależności co się trafi;) A propos rowerka - nasz wisi w warsztacie M. i czeka na wiosnę. Ostatnio zeszłam z córcią do taty a ta się uwzięła i omal nie skończyło się zabraniem pojazdu do mieszkania. Póki co mała przesiadła się na sanki - sypie znów u nas niesamowicie! A co do prezentów gwiazdkowych - na pewno będą klocki, bo są one u nas ostatnio numerem jeden, więc postanowiliśmy zamówić naszemu dziecku wielki wór tych największych klocków hemara, bo ma po kilka klocków różnego typu i widzę, że tymi bawi się najchętniej (może dlatego, że budowla z nich rosnie w oczach;) ) i pewnie kolejna lalka, tym razem ze smoczkiem i jakąś butlą, bo różne już ma, ale buziak jej się śmieje jak widzi w gazetach reklamowych takie ze smoczkiem - tuli się do nich i mówi, że je kocha ("Ania lala kooo!") Nie jakąś wypasioną, bo u nas z miejsca wszystkie lalki muszą być "gole" (gołe) i muszą się z nią kąpać, więc ewentualny nabytek musi spełniać jakieś podstawowe normy, aby sprostać "warunkom otoczenia". No i musi mieć ten nieszczęsny smoczek:P Poza tym nasze dziecko odkryło ostatnio, że w kuchennym zegarze mieszka kukułka:D Masakra - M. musi z nią stać pod ścianą i kręcić w kółko zegarem, żeby na okrągło było słychać owo sławetne "kuku". Już mówiłam mu, żeby się pozbyć na jakiś czas tego zegara, bo dosłownie oszaleć można od kukania. A młoda jak zobaczy ptaszka w okienku to piszczy z zachwytu i przybiera tak niesamowicie rozanielony i szczęśliwy wyraz twarzy, że nie można jej odmówić kolejnego przesunięcia zegara o następne pół godziny. I tak na okrągło:D Nie wiem czy zauważyłyście ostatnio, ale Omega gdzieś nam się zapodziała. Omega - wszystko w porządku? mam nadzieję, że Twoja nieobecność tutaj wynika tylko z chęci "przetrzymania nas" za karę, że słabo się tutaj udzielamy:P
  5. Cześć:) No właśnie dziewczyny - popieram jadirę - przyznać się, która była najgrzeczniejsza i którą odwiedził Mikołaj z prezencikiem?:P
  6. Czołem Mikołajki!;) Zasypało nas totalnie - zimno, wieje, zaspy się robią od wiatrów brrrrrr - boję się jeździć do pracy po takich wertepach. Zważywszy na to, że moja droga dojazdowa do pracy jest drogą 689-tej kolejności odśnieżania - najodpowiedniejszym pojazdem na okoliczność takiej pogody byłby jakiś ciężki pojazd gąsienicowy. Czekam na jakąś konkretną odwilż. Justynka - dieta trwała tydzień - 2 kg w dół, potem z powrotem 2 kg w górę i jesteśmy w punkcie wyjścia:P Pozostaje mi się chyba pogodzić z tym, że będę wyglądać jak słoń, bo nie mam za grosz silnej woli. Może bym miała, gdyby efekty pojawiły się w krótszym czasie i były bardziej widoczne, a tak to nie ma bata, żebym się zmobilizowała. A na dodatek idą święta i jak tu pościć. Chyba zacznę od nowego roku:P Jak zwykle:P Telesforka - a ja mam nadzieję, że Wasze kłopoty finansowe zbliżają się do końca. Wiem jak to jest jak chwilowo usuwa się grunt spod nóg... Ale z czasem wszystko mija. To co niedobre - również. Choćby w danej chwili akurat wydawało się nam zupełnie inaczej. Amelcia słodka i na moje oko coraz bardziej do taty podobna;) Jagoda - my trzydniówkę zaliczyliśmy już jakiś czas temu i też mi wbijano do głowy, że to tylko raz się przechodzi. Aczkolwiek na świnkę też niby tylko raz się choruje, a dziewczyna u której mieszkałam w czasie studiów chorowała 2 razy. Raz w dzieciństwie normalnie, więc już potem nie bała się że zachoruje po raz drugi i jak jej dzieciaki zachorowały - opiekowała się nimi odważnie, a potem sama biegała pozawijana w jakieś "zapachowe" smarowidła i pieluchy. Co do meldowania o "potrzebach fizjologicznych" to u nas wszystko nazywa się "topa" - i siku i kupa. I zwykle córcia melduje nam o tym, jak zawartość znajduje się już w majtkach. A ostatnio to pobija samą siebie - wysadzam ją na nocnik przed kąpielą - siedzi 10-15 minut (wcześniej nie zejdzie, a woda w wannie stygnie) i nie zrobi nic. Ania chcesz siku? NIE!!! Wsadzam ją do wanny a ta w krzyk: "TOPA"!!! i łapie się w wiadomym miejscu i wrzeszczy, aż w panice nie wyciągnę jej takiej mokrej i ociekającej wodą i nie posadzę jej na nocnik. Muszę ją jeszcze pozawijać kocem (w ręcznik nie, bo przecież ona zaraz będzie wracała do wanny) i tak siedzi kolejne 10-15 minut i wtedy już nasika pół nocnika:P Miałam dopisać conieco o jej kłamstwach - przyjeżdżam po nią do babci - a ona krzyczy "AM" (głodna). Pytam czy będzie jadła - odp. "TIA" (tak). Pytam czy babcia jej nie dała jeść - odp. "NIE". A mama mówi, że zjadła 2 dania i to konkretne jak na nią porcje, a akurat wiem, że mama nie kłamie w tej kwestii. Zresztą dużo by w tej kwestii pisać - kłamstwa dot. załatwiania się są na porządku dziennym. W sklepie zoologicznym oglądała rybki i też przyleciała poskarżyć, że ją pogryzły (przez szybkę akwariową) - a z jakim zapałem mi to po swojemu tłumaczyła!:D ryba - obiecywałaś częstsze kontakty;) A tak serio - jak maluszek? Co do teściowej to się nie wypowiadam - ja dziękuję za taką "opiekę":P surfitka - jak tam Nince w przedszkolu się podoba? A Ty - zadomowiłaś się już po tamtej stronie wody? Jak powrót do pracy? Ty masz chyba najwięcej nowych wrażeń do opisania- czekamy na (dobre;) ) wieści:) No i pochwalcie się co Mikołaj przyniósł Waszym maluchom. Może jakiś pomysł podłapię na świąteczne prezenty;) Buziaki!
  7. Jagoda - a propos Bartków - brat kupuje swojemu dziecku Bartki praktycznie od początku, a ponieważ mamy bieżący kontakt, a między dzieciakami jest mała różnica, więc "podglądam" conieco, korzystam z doświadczenia;) i mam okazję pewne rzeczy obejrzeć i wypróbować wcześniej (i nie chodzi tylko o butki, ale genralnie o inne ciuchy i zabawki też). Jak dla mnie Bartki są dobre aczkolwiek przereklamowane i cena mocno przesadzona. Parę wycieczek po sklepach i można znaleźć coś naprawdę ciekawego i jak dla mnie wykonanie estetycznie i jakościowo zbliżone do firmówek. Ostatnio oglądałam program o szyciu ciuszków firmowych chyba "Wójcika". I wiecie same jakie są ceny ubranek tej firmy. Był pokazany cały proces produkcyjny - od cięcia materiału do zapakowania gotowych kolekcji. Tam naprawdę te tkaniny nie były jakieś specjalne - zwykła bawełna w krateczkę biało różową o ile dobrze pamiętam. Parę guziczków, klamerek, firmowa naszywka, metka i cena kilkadziesiąt-kilkaset złotych za taki sobie komplecik. Aczkolwiek kombinezon w zeszłym roku miałam Wójcika i go sobie chwaliłam. Teraz mamy dwa niefirmowe - materiał w dotyku podobny, podszewka - polarkowa (tamtem miał zwykłą bawełnianą) - moim zdaniem milsza w dotyku i cieplejsza, więc różnica w cenie chyba brała się z różnic w wypełnieniu - nie wiem czym tamten był ocieplony, że tyle kosztował. Jagoda - powiem Ci więcej - już 18-miesięczne dzieci umieją kłamać... :P Ale o tym następnym razem - zmykam do wyrka
  8. Czołem! To i ja się melduję:) Torta urodzinowego nie kosztuję (chociaż mnie skręca), bo aktualnie na dietkę przeszłam - postanowiłam schuść trochę i póki co całe 2kg udało mi się zrzucić. Kropla w morzu, ale od czegoś zacząć trzeba:P Trzymajcie kciuki, aby mi do wiosny "pałer" nie minął, bo w końcu trzeba zacząć wyglądać jak człowiek. Co do butów dla dzieciaków to ja tam nie patrzyłam na firmę. Miały być skórkowe, ocieplane i lekkie i takie udało nam się kupić za zawrotną kwotę 52zł, Ania zadowolona, śmiga w nich jak persching, podobają jej się, sama je nakłada (nawet jak siedzi w domu, a sobie o nich przypomni), no i nie marznie, więc moim zdaniem są OK. W końcu my jak byłyśmy dziećmi to wcale nie biegałyśmy w "Bartkach" ani w "Elefantach", a jakoś osobiście nie mam ani płaskostopia, ani jakichś innych spowodowanych obuwiem wad, więc ja tam osobiście nie daję się ponieść "fali" i kupowaniu ciuchów, w których metka zastępuje jakość. Oczywiście co do jakości kilku czołowych producentów zastrzeżeń nie mam, ale są też tacy, którzy już dawno spoczęli na laurach i jadą na opinii...
  9. czy ja dobrze widzę???:D Martika Gratuluję!!!!! Ale super! :D
  10. łeb przestał boleć - nie wiem czy dzięki kakao, czy dzięki spacerkowi - wyciągnęłam tego naszego brzdąca na powietrze żeby się dotlenił, bo wcześniej nie byłyśmy nigdzie. martyniu - a sama widzisz (ja też w życiu nie stanęłam na rękach, za to na głowie potrafię do dzisiaj:P:P:P) ale jakbyś na wf-ie mogła wybrać kiedyś w szkole i zapisać się na przykład na aerobic, albo na step rebok i pobawić się przy muzyce, a przy tym i mięśnie rozruszać, to na pewno byś mile wspominała takie zajęcia - ja tak miałam na studiach - przez 4 lata chodziłam na WF właśnie na tego typu zajęcia i jeszcze na callanetics - każdy zapisywał się na to co chciał - super było - człowiek się porozciągał, poskakał, powygłupiał przy muzyce i jeszcze dostał za to 5 do indeksu:)
  11. karolcia - no właśnie galaretka okazuje się że nie pomaga:P Sprawdzam teraz kolejne panaceum - kakao:P:P:P
  12. tryni - a może właśnie trzeba podejść do tematu lajtowo? A bo to mało już było u nas "burz w szklance wody"? I co nam one dały? Jesteśmy dorosłe i same podejmujemy decyzje takie, z których kiedyś miejmy nadzieję będziemy dumne i których nigdy nie będziemy żałować. A opinie innych? można ich wysłuchać, ale sugerować się nimi (a tym bardziej się nimi przejmować) nie ma najmniejszego sensu. Każda z nas ma swoje życie i byłaby masochistką, gdyby wyłącznie zadręczała się i nie dążyła do tego co sprawia jej przyjemność i daje szczęście. Pojęcie szczęścia dla każdej z nas może mieć inny wymiar i nikomu nic do tego. To tyle w temacie:)
  13. karolcia - no ja to klnę na czym świat stoi jak się męczę:P Generalnie to mnie nigdy sport nie pociągał tzn. ja lubię sobie popływać, lubię aerobik i tego typu ćwiczenia, ale nie rozumiem tego inteligenta, który zmusza wszystkie dzieci w szkole do biegania na długie dystanse, wszystkie na krótkie dystanse, wszystkie do stawania na rękach i takie tam. Chodzi mi o to, że każdy powinien rozwijać się w kierunku, do którego ma jakieś fizyczne predyspozycje i który mu odpowiada. Bo takie przymuszanie do czegokolwiek może skutecznie obrzydzić wysiłek fizyczny na długie lata, jak ma to miejsce u mnie. Miałam takiego nauczyciela z WF, który uwielbiał bieganie - sam trzaskał maratony i nas próbował przekonać że to jest coś przyjemnego i zdrowego. Wyglądało to tak, że bez żadnego przygotowania, jak tylko na 2 dni zaświeciło słońce ciągał nas na stadion i bez żadnej rozgrzewki musieliśmy zaliczać wszystkie długie dystanse, jakie tylko były w programie szkolnym. Nie wiem - na cholerę mi to?! Jak nikt nie zmieni tego idiotycznego programu programu szkolnego zanim Ania pójdzie do szkoły, to załatwię jej chyba zwolnienie z WF:P Zapiszę ją na basen, na jakieś tańce, albo aerobiki, albo na co tam będzie chciała, żeby się fizycznie odpowiednio rozwijała, bo bieganie na 3km bez rozgrzewki jak miało to miejsce u mnie w liceum, to ani zdrowe, ani rozwojowe wg mnie nie jest. Podobnie jak przymusowe stawanie na rękach - nie wiem jaki miało ono wpływ na moje obecne zdrowie fizyczne:P To siatkówka już na mnie lepiej wpływała, bo przynajmniej sobie poskakałam i miałam z tego radochę, ale stawanie na rękach?:P Heh to się rozpisałam dzisiaj. Muszę jeszcze poszukać jakiegoś (markowego, albo niemarkowego:P) kombinezonu dla młodej na allegro. Jeden już mamy, no ale jeszcze by się nam drugi taki tańszy (to chyba raczej z tych "niemarkowych") przydał na wypady na sanki, bo ten co mamy to raczej taki bardziej wyjściowo-wyjazdowy i szkoda go do szargania po śniegu. Galaretka nie pomogła - dalej mnie łeb boli - idę robić sobie (też obrzydliwie słodkie) kakao - może ono pomoże:P (tabletki nie zadziałały, jakby kto pytał - od tego zaczęłam:P)
  14. karolcia - wysłałam Ci maila od martyni. Moja mama czekała na wnuki. Kiedyś odgrażała się mi i bratu, że to będą nasze dzieci i sami będziemy je wychowywać, ale teraz widzę jaką radochę sprawia jej każdy uśmiech i buziak od jednego albo drugiego malucha:) Ma dwójkę naraz i oboje z tatą są z tego zadowoleni:) martyniu - a Tobie odpisałam. zebra - a Tobie nie wiem co doradzić. Ja nigdy nie odczuwałam złości w stosunku do kobiet w ciąży - raczej żal do losu, że ja nie mogłam osobiście doświadczyć tego co one. I nie chciałabym, aby ktoś na moją ciążę patrzył ze złością lub zawiścią. Takie odczucia są normalne i są silniejsze od nas i wcale nie musisz robić dobrej miny do złej gry - wpadaj do nas - wygadaj się, wyładuj, wypłacz - albo tutaj, albo komuś bliskiemu, jeżeli masz kogoś, komu ufasz w tej kwestii - ale nie zamykaj się z tym w sobie. Masz już jednego maluszka i dla niego musisz być silna:)
  15. jadira, surfitka - wysłałam Wam maila od martyni. Przepraszam, że tak późno, ale mała dała mi dzisiaj nieźle w kość. Przyzwyczajona do rannego wstawania - dzisiaj obudziła się dopiero o 9-tej rano, co zaburzyło jej rytm dnia i teraz wieczorem płakała nam przez 3 godziny! Nie wiadomo z jakiego powodu - czy ją coś bolało, czy co?! Martyniu jutro Ci odpiszę. Buziaki! Acha - jadira - nie ma najmniejszego problemu, jeżeli chodzi o Twój adres email. Wprowadziłam już zmiany w książce adresowej i powiem Ci, że tak jest nawet lepiej, jak już wiem, że ten jest tylko i wyłącznie Twój i nikt (nawet Twój chłop:P) nie ma do niego wglądu;) Pa!
  16. Cześć:) madziara - jeżeli Wasza decyzja była wspólna i przemyślana - to nie pozostaje Wam nic innego jak cieszyć się nowym członkiem rodziny:) Gratuluję decyzji i odwagi :) martyniu - a ostatnio w "Na Wspólnej" też przewinął się temat nierzetelnej niani:O Mam nadzieję, że ta Wasza nie nawywijała nic strasznego. Tzn. pewnie nawywijała skoro wywaliłaś ją z dnia na dzień, ale mam nadzieję, że Lenka nie ucierpiała na tych jej usługach zbyt mocno. Jeżeli chcesz pisz na maila albo na NK, jeżeli nie - rozumiem. Ciąża w zaistniałej sytuacji byłaby dla Ciebie wybawieniem - poszłabyś sobie na zwolnienie i na jakiś czas problem by się odsunął na bok. A może lepszym rozwiązaniem byłby jakiś prywatny sprawdzony żłobek od niesprawdzonej niani? U nas prywatny żłobek jest droższy od państwowego raptem o 100zł, ale jest dostępny dla chętnych i czynny dłużej niż ten publiczny. Chociaż ja tam nie wiem - nie wyobrażam sobie Ani w żłobku, błogosławię instytucję babci i modlę się aby mojej mamie jak najdłużej starczyło sił i dobrej chęci do opieki nad tym naszym urwipołciem. Póki co obie strony są zadowolone - Ania po południu nie chce wracać od babci do domu, chodzą sobie codziennie na 2-3 godzinne spacerki, a moja mama w pokoju stołowym ma cały plac zabaw:D Trochę mi jej żal rano budzić, ale idzie szybciej spać, więc i tak śpi tyle ile powinna. Co do Twojej teściowej i jej ręki - bez komentarza:O evika - gratuluję:) po prostu za szybko poszłaś na wizytę. U nas było widać milimetrową kropeczkę dopiero chyba w 7 albo 8 tygodniu:) buziaki dla wszystkich!
  17. Czołem! Omega - powodzenia! No i dobrej zabawy jagoda - Dobrze, że tylko tak się skończyło:O A po siniakach wkrótce też śladu nie będzie. A Ania mi rypła z krzesła na dzióba! Składałyśmy obie (obie:P ) ciuchy w mojej szafie - powywalałam wszystko na środek pokoju i zaczęłyśmy przegląd. Kazała mi się posadzić na wysokim krześle - siedziała dosyć długo grzecznie, przyglądała się, trzymała na kolanach miśka, więc straciłam na moment czujność i poleciałam biegiem zanieść jakąś bluzkę do łazienki, a ją akurat w tym momencie naszła ochota na opuszczenie stanowiska. Ponieważ rączki zajęte były miśkiem i ten był w danej chwili najważniejszy - nie mogła go rzecz jasna wypuścić - zaczęła się powoli ześlizgiwać i poleciała na nos do przodu. Szczęście w nieszczęściu postawiłam jej to krzesło blisko siebie w samym środku pobojowiska - tj. w tych moich wywalonych ciuchach - i tam też wylądowała jak na materacu. Skończyło się na strachu i dzikim wrzasku, ale po pół godzinie przyleciała z powrotem "pomagać":P We wszystkim mi "pomaga" - w sprzątaniu (myje podłogę), w gotowaniu (np. tłucze trzepaczkami drucianymi w pusty garnek), w ogródku (omal się wczoraj nie najadła zielonych pomidorów, koniec końców dorwała czerwonego i uwaliła nim wszystko - bluzę po pachy na zewnątrz i od środka, spodnie, a nawet buty, ale pomidora nie oddała - zjadła caluśkiego) w obieraniu ziemniaków (wrzuca po jednym do garnka, a ponieważ zwykle moczy przy tym rączki - po każdym jednym ziemniaku leci je wycierać do ręczniczka:P) - generalnie jest przekochana! Czy jestem zapobiegliwa? Chyba nie bardzo - kurtki kurtkami, ale dziecko mi z portek wyrasta, a ja nie mam czasu na żadne zakupy. Chyba poczekam do wypłaty, wezmę ze dwa dni urlopu i załatwię sprawę hurtowo:P Uciekam zrobić troszkę soku - oberwałyśmy z Anią dzisiaj trochę malin i trzeba je zagospodarować. Wcześniej oczywiście nie było na to czasu:P Buziaki! Telesforka - nie chcę Cię martwić, ale na moje oko Amelka coraz bardziej do taty podobna. Fajniusia już!
  18. Hejka! A ja czekam na walkę Pudzianowskiego (tzn. mój mąż czeka, a ja razem z nim - dla towarzystwa:P) Ile zdążę napisać zanim się zacznie - to zdążę. Jagoda - szok - to ja nie wiem jaką jestem matką:P Kurtki mamy aż trzy, za to spodnie wszystkie zaczynają się nam robić za krótkie i nie do końca jestem pewna, czy rozmiar 92 w naszym wypadku to będzie to o co nam chodzi. Butów narazie też jeszcze nie mamy. Będę myśleć jak się zrobi chłodniej. Coś ostatnio nie martwię się na zapas. Przecież gdzieś w okolicy muszą się znaleźć chociaż jedne jakiś spodnie i chociaż jedna para butów, które będą pasowały i naszemu dziecku i nam. Chociaż to co pasuje ostatnio wizualnie naszemu dziecku - nie do końca pokrywa się z naszym gustem:P - ostatnio dziecię wybrało sobie w sklepie żółte kalosze i teraz codziennie w domu jak sobie o nich przypomni - ubiera je i ściąga i tak w kółko. Na dworze była w nich raptem raz - jak wybraliśmy się z nią w deszcz na zakupy. Dopóki biegała po markecie, to miała je na nogach, a jak już wyjechaliśmy ze sklepu, to z taką radochą machała nogami jadąc wózkiem, że buciska latały na wszystkie strony. Byliśmy ostatnio na szczepieniu (wrrrrrr! co za idiota podjął decyzję, aby walić dzieciom taką ilość szczepień?!) no i od 2 dni mała ma katar. Po każdym ze szczepień ma osłabiony organizm tak, że natychmiast łapie jakieś przeziębienia, katary itp - to już stało się u nas regułą. Co do mojej ewentualnej ciąży to nie myślę o tym. Jak się "sama" pojawi, to będę szczęśliwa, a jak się nie pojawi to..ja właściwie już jestem szczęśliwa - mamy już tego naszego kochanego małego wywrotowca:P i niczego już więcej od losu, oprócz zdrowia nie oczekuję - reszta jakoś się sama poukłada. A nasze dziecko pokazuje ostatnio swój charakterek:P Uwielbia oglądać na kompie filmy o zwierzakach. I ostatnio bawiła się, a ja zajrzałam na moment na neta. Wyczaiła, podleciała i krzyczy: "koko!" (wiedziałam, że chce żeby jej puścić film o kurach - ostatnio jej się podobał),ale gram wariata i mówię, że nie ma koko. Ona (ze stoickim spokojem:P) po raz kolejny: "koko!". Próbowałam zbić ją z tropu - pytam czy nie chce jeść - kiwa główką, że nie. Pytam czy chce pić - pokazała, że tak, więc dałam jej soku. Poprosiłam, żeby przyniosła mi misia, a ona znowu od początku: "koko!" i ładuje mi się na kolana. Jak sobie coś umyśli, to długo pamięta, a mi się kiedyś wydawało, że łatwo odwrócić dziecka uwagę i skierować ją w inną stronę:P ok. kończę - bo zaraz będą się bić i idziemy (wreszcie) spać.
  19. omega - no właśnie mój gin (ten z kliniki) twierdzi, że nowa ciąża to nowe endometrium, nowe łożysko i takie tam bla, bla, bla + dodatkowo naukowe argumenty i że nie ma najmniejszych przeciwwskazań do tego, abym była po raz kolejny w ciąży i urodziła w sposób naturalny - do cesarki ponoć nie ma żadnych wskazań w takim przypadku. Natomiast ów drugi gin - ten, który odbierał poród i na którego barkach spoczęło sprowadzenie mnie do świata żywych po utracie przeze mnie 2,5 litra krwi (bez udziału anestezjologa, bo nie było na to czasu, aby w środku nocy czekać na jego przyjazd) - przytoczył całkiem racjonalne argumenty i kazał się poważnie zastanowić nad kolejną ciążą. I że przy kolejnym porodzie nawet jeżeli będzie cesarka, to ryzyko olbrzymie jest. Obaj mają rewelacyjne opinie na "Naszym Bocianie" i "Znanym lekarzu" a innym lekarzom - takim, których nie znam - nie ufam do tego stopnia, aby zdać się na ich opinie. Nie chciałam o tym wcześniej pisać (zresztą psychicznie musiałam dojść do siebie), bo nie chciałam stresować dodatkowo telesforki przed porodem, ale skoro już wszystkie stałe "bywalczynie" tutejszego topiku urodziły (no a ryba już wie czego się po porodzie spodziewać i wcale się nie boi;) ), a reszta pewnie przestała już tutaj zaglądać - to już mogę pisać. Dobrej nocy Wam życzę! Omega a Tobie dodatkowo udanych wakacji;)
  20. Heja! No widzę, że coś się ruszyło;) U mnie się już wyjaśniło - w ubiegłą sobotę - dostałam @ całe 6 dni za wcześnie i...ulżyło mi. Ja to się zrobiłam teraz taki typ, że "i chciałabym i boję się" i chyba tak jak napisała Jagoda - najlepsza w moim przypadku byłaby zwyczajna "wpadka:". Chciałabym być jeszcze raz w ciąży, chciałabym, aby Ania miała rodzeństwo, ale cały czas mam w pamięci ten mój nieszczęsny poród - i dwie niezależne całkowicie odmienne opinie 2 różnych lekarzy co do mojej ewentualnej przyszłej ciąży - jeden twierdzi, że krwotok po raz drugi jest mało prawdopodobny (i przedstawia w tej kwestii całkiem racjonalne argumenty), drugi uważa, że ryzyko jest ogromne (i ma równie mocne argumenty na poparcie tego zdania). Generalnie nie mam podstaw, aby nie ufać któremuś z nich - dzięki jednemu z nich mam Anię, a drugi uratował mi życie ryzykując wywalenie z pracy... Nadal mam mieszane uczucia i nie potrafię podjąć jednoznacznej decyzji. Betty - chwal się jak tam po rozmowie kwalifikacyjnej? Co do żłobków - u nas oczywiście nie ma miejsc, bo jest jeden żłobek na całą gminę i jakieś 80 dzieci na liście rezerwowej (tj, jakieś 4 grupy jak to ryba przeliczała) Z przedszkolem za to nieco lepiej. Wprawdzie do miejskiego mi Ani nie przyjmą (bo przecież nasza wiocha posiada swoje własne przedszkole, w którym miejsca są, nieważne że otwarte jest ono w takich godzinach, że nie miałby mi kto dziecka odprowadzać i przyprowadzać do domu i zająć się nim zanim któreś z nas wróci z pracy), ale na dzień dzisiejszy nie ma problemu z miejscami w państwowym, dość dużym, przedszkolu na drugiej wiosce niedaleko mojego zakładu pracy. Nie martwię się więc. Póki co, podobnie do Jagody, chwalę Boga za instytucję babci i dziadka, bo nasz tata musiał wracać do pracy w normalnym trybie i nie mogliśmy się już dłużej zmieniać w opiece nad córcią. co do butli - my się na siłę nie odzwyczajamy. I dla mnie i dla Ani jest to wygoda. Z kubka pić umie, więc jak jest potrzeba, to sobie radzi, podobnie z samodzielnym jedzeniem widelcem (z łyżeczką jeszcze sobie nie radzi), ale rano i wieczorem flacha jest nieoceniona, zwłaszcza rano - bo przynajmniej mi jej nie wybudza za szybko. Znudzi jej się to sama z tego zrezygnuje - jakoś nie znam żadnego dorosłego, który by pił z flaszki, więc mam nadzieję, że i nasze dziecko się od tego z czasem odzwyczai. Uciekam jakiś obiad na jutro przygotować. Papa!
  21. a propos staranek - no trochę nas w tym miesiącu poniosło:P nie to, żebyśmy się jakoś specjalnie nastawiali na ciążę, ale... no nic za jakieś 10 dni się okaże...:P
  22. a właśnie Surfitka - czyli decyzja podjęta? Wracacie za ocean w komplecie? A co z chatą? Z psiakiem?
  23. O rany! Ryba! Czyli noc poślubna była jak widać udana!:P:P:P Gratuluję Ci z całego serducha ! I pamietaj - nic dwa razy się nie zdarza - tym razem będzie dobrze, bo być musi! Super!
  24. sportsmenka - nie przejmujcie się - ani Ty, ani Twój mąż. U nas było to samo, tylko, że mój mąż próbował zgrywać twardziela i z blado-zieloną twarzą klął na czym świat stoi. Ręce mu się trzęsły i spocony był bardziej niż ja z wrażenia. Ale z każdym następnym zastrzykiem szło mu coraz lepiej - w sumie podał mi 36 ampułek czyli przez 9 dni po 2 podwójne zastrzyki. Nabrał takiej wprawy, że jak podawał mi na koniec przed punkcją pregnyl, to już pełen luzik - żartowaliśmy oboje:) Pytanko - też kupowałaś merional w Czechach? Tam jest o połowę tańszy niż w Polsce (to tak na przyszłość dla wszystkich zaiteresowanych:) )
  25. sportsmenka - ja brałam merional - brałam go domięśniowo w pośladek - po 4 ampułki dziennie. Mieszałam po 2 ampułki merionalu w jednym rozpuszczalniku, aby nie kłuć się 4 razy na raz tylko 2 - tak można i tak nam polecił nasz lekarz i jak widać u mnie poskutkowało to tak, że nasze pierwsze podejście od razu było udane;) i dzisiaj nasza córcia już sama śmiga po całym mieszkaniu. Jedyny minus - jeżeli będziesz używała oryginalnego rozpuszczalnika do zastrzyków to jest on ździebko piekący, jedni odczuwają to bardziej inni mniej - mnie bolało jak diabli. Lekarz zaproponował, aby w tym przypadku rozpuszczać zastrzyki normalnie tak jak nasze polskie w soli fizjologicznej, ale ja się uparłam wytrzymać wszystkie, bo wmówiłam sobie, że skoro ktoś dobrał taki skład rozpuszczalnika a nie inny, to pewnie tak musi być. No ale cel uświęca środki - wg mnie było warto! Trzymam kciuki!
×