Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

voltare

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez voltare

  1. Helloł! Surfitka - widziałam zdjęcie na nk - słodkie:) U nas nasze dziecię w centrum uwagi - artystka z niej nieprzeciętna! Nawija na okrągło - do nas, do lalek, nawet do kredek i bloku do rysowania (bardzo ładnie maluje jak na swój wiek - zasługa w tym chyba głównie przedszkola i koleżanek, bo niemal codzień chwaliła się co ją kto nauczył nowego malować:)) W domu urządza przedstawienia - scenariusz z góry obmyślony, role poprzydzielane, wczoraj dziadek całował lalki (śpiące królewny:D) leżące w trumnach:D i musiał im śpiewać (kołysanki!!!), żeby się obudziły:D Znaczy się jako jedyny na tę chwilę facet w domu zmuszony był odgrywać rolę królewicza. Ubaw nieziemski - telewizja mogłaby w tej chwili dla mnie nie istnieć - mamy w domu komedie 24 godziny na dobę:D Teraz mamy miesiąc wakacji, bo przedszkole zamknięte - właśnie wróciliśmy z nad morza - pogodę mieliśmy niemal przez cały pobyt), drugą połowę miesiąca Ania spędzi z dziadkami, bo niestety do pracy czas wracać (oczywiście wcale mi się nie chce). Surfitka, a gdzie wyjeżdżacie na wakacje? Gdzieś tutaj w kraju czy poza?
  2. No, no - ryba gratuluję! Normalnie poprawiasz statystyki chyba za nas wszystkie;)Pochwal się bardziej!:P Na kiedy termin? Wiesz już jaka płeć? Czy dopiero dowiedziałaś się o ciąży? Ależ ty tajemnicza! Hasło rzuciłaś i cisza. Zazdroszczę Ci decyzji. A u nas właśnie koniec przedszkola:) Tyle strachu a tak fajnie było:) Ania oczywiście będzie chodziła jeszcze przez lipiec (bo po prostu nie bardzo mam co z nią zrobić) a w sierpniu przedszkola pozamykane, więc przymusowy wyjazd na wakacje się kroi. Potem od września ciąg dalszy. Straszna mądrala się z niej zrobiła. Gada średnio wyraźnie, ale strasznie dużo i teksty ma takie, że ho, ho - pewnie z przedszkola, chociaż czasami wątpię. No ale jak nie stamtąd to skąd? Uwielbia się stroić. Jak jeszcze rok temu nie chciała patrzeć na sukienki, tak teraz na okrągło zmieniałaby je po kilka razy dziennie i to na takie "których jeszcze nie miała":P Dzisiaj wycinała kwiatki na laurkę dla taty na dzień ojca i do mnie: "mama a prawda, że nie wolno obetnąć sobie palców jak się wycina, bo wtedy musiałabym sobie zrobić nowe na przykład z plasteliny i wtedy one będą bardzo kolorowe i miękkie i nie umiałabym nimi wycinać?". Dziecko ma takie problemy, że czasami odwracam głowę w drugą stronę, żeby nie widziała jak ryję z niej ze śmiechu:D Ale kocham ją strasznie. Czasami chciałabym takiego drugiego bąbla, ale teraz to już pewnie zbyt duża różnica by była między dzieciakami, a i ja starzeję się chyba, bo przeraża mnie powrót do pieluch i nocnego wstawania. O strachu przed porodem nie wspomnę. Ale nie mówię nie. Nadal się nie zabezpieczamy tylko "uważamy" i "przeliczamy" :P chyba na przekór losowi i czekamy na niespodziankę:P Telesforka to chyba podobnie jak u Ciebie. Jak się "samo" przytrafi to będzie super. Myślicie, że jest jeszcze szansa na reaktywację topiku?;) Zwijam się do spania, bo jutro z rana pobudka. Buuuu:( No właśnie - w zaistniałej sytuacji kolejna ciąża uratowała by mnie i nasze dziecko przynajmniej na kilka miesięcy od zrywania się o 5:30 rano:P Dobranoc!
  3. Ryba - czy to ostatnie zdanie oznacza to, co myślę, że oznacza?:D
  4. Cześć:) Sezon wiosenny 2013 uważam za otwarty - dzisiaj z Anią sadziłyśmy pół dnia pomidory, sałatę i oczywiście różne kwiaty. Nasza panna uwielbia wszystko co kwitnie i pachnie i dopiero co posadziła a już co najmniej 5 razy była sprawdzić czy przypadkiem coś już jej nie wyrosło;) Telesforka - no teraz to się przekonałam, że przedszkole ma kapitalny wpływ na córcię, ale "pękałam" przed wysłaniem jej tam. Zresztą zobaczysz z jakim ciężkim sercem będziesz wychodziła pierwszego dnia z przedszkola;) Surfitka - mi ciężko jakoś uwierzyć, że jeszcze rok i Ninka pójdzie do szkoły. Ja ją sobie zakodowałam taką malutką z tych zdjęć, które mi podrzuciłyście po spotkaniu w Krakowie:) A teraz druga córcia już niewiele młodsza niż Ninka na tych zdjęciach;)
  5. Hej Surfitka!:) Fajnie, że przynajmniej Ty jeszcze jesteś;) Co u nas? Z naszej panny przedszkolak pełną gębą:D Wszystkie moje wcześniejsze obawy co do jej edukacji w tej placówce okazały się nieuzasadnione na szczęście. No i już widać jaki wpływ ma na nią przedszkole - zachowuje się nieco inaczej niż dotychczas - oczywiście na plus, no i co tu gadać - jest trochę bardziej zdyscyplinowana;) "Kocha" swoje panie z przedszkola, "kocha" swoje koleżanki, nie lubi "tych brzydkich chłopów" (tj. kolegów z grupy:D) i uwielbia wszelkie prace manualne - codziennie robi mi papierowe korony, bransoletki i pięknie maluje:D Kocham ją strasznie! No i boję się, że ją rozpuścimy jak dziadowski bicz! Bo chociaż staramy się oboje trzymać z mężem w domu dyscyplinę, to wystarczy jeden słodki uśmiech, serce mięknie i tylko resztka zdrowego rozsądku nakazuje trzymać fason i jej nie ustępować:P Dzisiaj kręciliśmy się z M. w kuchni - przyszła do nas i mówi, że ona nie chce braciszka, tylko siostrzyczkę. Spojrzeliśmy po sobie, ale nic - podłapałam temat i pytam się jej skąd mam jej wziąć tą siostrzyczkę, a ona że z brzuszka (no - jaka to dzisiejsza "młodzież" wyedukowana:P) tylko mówi, że ona nie wie skąd się w tym brzuszku ta siostrzyczka weźmie. Mój M. mówi jej, że jak się tata z mamą przytulają, to potem w mamy brzuszku taki mały dzidziuś rośnie. No i nasza gwiazda uśmiech od ucha do ucha i do mnie: mama idź się potulić do taty:D Jutro zabłyśnie w przedszkolu:P A tak na poważnie, to nadal się waham w kwestii drugiego dziecka. Pewnie za jakiś czas będę żałowała, ale nie potrafię się jakoś zdecydować... Surfitka - a Ty serio z tym kolejnym dzidziusiem?;) W sumie macie dużą chatę i jeżeli możecie sobie na to pozwolić, to fajnie by było jakby rozbrzmiewała dziecięcym śmiechem:) A Ninka teraz chodzi do przedszkola? Czy czekacie dopiero na zerówkę? Mieliście jakieś problemy z miejscem w przedszkolu... A Elenka? Nadal jesteś z nią w domu, czy pracujesz? Ale mi brakuje takich codziennych pogaduch z Wami. Jest w tym i moja wina, że się nie byłam w stanie zmobilizować do pisania, ale co zajrzę na topik, to w sercu jakoś tak kłuje, że coś się bezpowrotnie kończy...
  6. Dobry wieczór:) Podnoszę temat - może któraś zajrzy::
  7. Cześć Babole! Widzę, że nikt już tutaj nie zagląda:( No cóż szkoda:( A może by tak jakaś mała reaktywacja? Może udałoby się tak podnieść topik? Od dzisiaj przez jakiś czas będę zaglądała tutaj częściej, może któraś również tu wpadnie. Justyna - ale numer! Przykro mi strasznie. Wiem, że to nie jest to czego oczekiwałaś od życia, ale mam nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwsza, niż byłabyś w sytuacji,gdybyś trwała w nieudanym związku. Co w ogóle porabiasz teraz? Zostajecie z Adriankiem nadal w Polsce, czy będziesz myślała o powtórnym wyjeździe? Odezwijcie się. Brakuje mi Was. Buziaczki i pozdrowienia ode mnie i mojej panny!
  8. Jest taka noc, na którą człowiek czeka i za którą tęskni. Jest taki wyjątkowy wieczór w roku, gdy wszyscy obecni gromadzą się przy wspólnym stole, Jest taki wieczór, gdy gasną spory, znika nienawiść Wieczór, gdy łamiemy opłatek, składamy życzenia To noc wyjątkowaJedyna NiepowtarzalnaNoc Bożego Narodzenia W związku z tym życzę Wam wszystkim spełnienia wszystkich marzeń, przychylności wszechświata, siły w ramionach i czystego ognia w sercu, co zapali wszystko wokół Was szczęściem i radością. Niech wszystko czego się dotkniecie stanie się pomocne w spełnieniu marzeń, a każda najdrobniejsza nawet czynność przybliża Was do bycia najszczęśliwszymi i najbardziej uśmiechniętymi osobami spośród wszystkich ludzi. No i życzę jeszcze nam wszystkim, abyśmy nigdy o sobie nie zapomniały;)
  9. Justyna? Co to za jakiś niepokojąco-tajemniczy wpis? No chyba, że pisany w pośpiechu... A reszta? Byłyście grzeczne? Odwiedził Was dzisiaj Mikołaj?;)
  10. Cześć:) Telesforka, o matko - u nas tutaj na okrągło o Nowym Jorku gadali, więc mi ze łba zupełnie wyleciało, że Ty z tej samej strony USA przecież. Całe szczęście, że udało się Wam w miarę bezboleśnie przetrwać. Ja się tylko zastanawiam nad jednym i przyznam, że nie rozumiem dlaczego ludzie, którzy tracą cały dobytek swojego życia, płaczą i rozpaczają, wiedzą doskonale na jakim obszarze w jakim zagrożeniu żyją (a przecież te huragany tam to nie są jednorazowe incydenty) mimo wszystko wracają na stare śmieci i budują się często w tym samym miejscu i... co dalej? Czekają na kolejny huragan? Ja nie mam na myśli tylko USA, ale i u nas podobnie. Podczas powodzi w 97 roku rzeka zabrała jednej rodzinie u nas na wiosce dom, a oni uparcie postawili nowy dokładnie w tym samym miejscu, no może jakieś 5-10 metrów dalej od brzegu. Ja rozumiem, że to była powódź stulecia i jest szansa, że przez następne 100 lat podobna się nie trafi. Ale jak się trafi? Super, że Amelka zadowolona z zajęć i zabaw z dziećmi:) Ani zauroczenie przedszkolem nie minęło. Wręcz przeciwnie - zrobił się z niej w domu straszny wodzirej: "mama śpiewa, tata bije brawo, a ja tańczę":D Cyrk na kółkach! Albo: "Mama powiedz cioci niech śpiewa" a jak już ciocia da się namówić na to śpiewanie, wówczas odchodzi taki "you can dance" że głowa boli! Z obrotami, turlaniem po ziemi i szpagatem (szpagat wprawdzie wymaga jeszcze dopracowania, ale niewiele mu już przyznam brakuje do ideału:P) W przedszkolu ma jedną najlepszą koleżankę. Pytam jej czy pani pomaga się dzieciom ubierać jak idą na spacer: "Mama no co ty?!" no to pytam, czy buty też sama sobie zakłada - ma na rzepy, ale prawy z lewym czasem jeszcze pozamienia: "Nie, Julka mi ubiera, a jak Julka nie umie ubrać butów, to ja jej ubieram". I już wszystko jasne:D Surfitka - z tym naszym "konfliktem" z teściami to głupia sprawa. Widzisz - w mojej rodzinie zawsze tak raczej rodzinnie było i jest. Różnie bywało, ale zawsze święta, albo jakieś szczególne wydarzenie sprawiało, że spotykaliśmy się wszyscy w komplecie i wszyscy mogliśmy zawsze na siebie liczyć. Mój M. w to wsiąkł, odpowiada mu to i to akceptuje. U niego w rodzinie jednak było inaczej tak trochę "każdy sobie". Nie rozumiałam dlaczego jego rodzeństwo ma słaby kontakt z rodzicami, rzadko do nich zaglądali. Zawsze chwaliłam przed wszystkimi teściów i zawsze super mi się z nimi gadało (Dzisiaj mam czas, to się mogę Wam spokojnie pożalić) Tym bardziej poczułam się jakby mi kto obuchem w łeb dał, jak któregoś pięknego dnia podsłuchaliśmy z M. przypadkiem ich rozmowę (teściowa po zakończonej rozmowie telefonicznej nie wyłączyła komórki) i okazało się, że to wszystko jedynie przykrywka, a do rodzicielskich uczuć im baaardzo daleko. Po cholerę było grać tyle lat? Mężowi zrobiło się strasznie przykro i wkurzył się na maksa - w końcu to jego rodzice, a nie jest miło z ust rodziców usłyszeć, że celowo unikają naszych wizyt wymyślając jakieś chore wymówki (my tam jeździliśmy raz albo dwa na miesiąc na jakieś 2-3 godziny, ale oni do nas przyjeżdżali bardzo chętnie, nieraz nawet na cały tydzień) i ogólnie że dzieci to pasożyty (no nie powiedzieli tego tak dobitnie i nie tymi słowami, ale generalnie tak to należało rozumieć) . Nigdy niczego od nich nie dostaliśmy, nigdy o nic nie prosiliśmy, nigdy nie nadużywaliśmy ich gościnności tym bardziej nie rozumiem skąd takie chore poglądy. Ja to może mniej przeżyłam, po prostu przełknęłam to jakoś. Oni są teraz na nas obrażeni, bo jak my możemy się tak zachowywać i o co w ogóle mamy pretensje - początkowo nie wiedzieli, że to wszystko słyszeliśmy, potem wysłaliśmy im życzenia świąteczne z płytką z nagraniem rozmowy - i cała wina oczywiście leży po naszej stronie - koszmar jakiś. Jakiś czas później teściowa rozmawiała z moimi rodzicami przez telefon. Oczywiście nie powiedziała o płytce, o tej ich rozmowie, ale przedstawiła swoją wersję wydarzeń i przy okazji wyżaliła się mojemu ojcu, że ja się wtrącałam, że za dużo kasy na leki wydaje i to jej sprawa co ona z kasą robi. I w tym momencie cała resztka mojej sympatii do niej poszła się walić. Jedyne co jej radziłam kiedyś odnośnie jej leczenia, to to, żeby może rozejrzała się za innym kardiologiem, bo ten, który ją leczył wypisywał jej bardzo drogie leki, które gryzły się z lekami na inne dolegliwości, na które się leczyła i czuła się przez to coraz gorzej. To było to moje wtrącanie się właśnie. Ciężko tak żyć. Dodatkowo żal mam, bo niedługo będzie 2 lata a oni przez ten czas ani odrobinę się Anią nie zainteresowali. A niby czekali na nią i wspierali nas w walce o nią. Szkoda mi Ani, bo za chwilę może zapytać o drugą babcię i co ja jej mam powiedzieć? Prawdę?Bez sensu to wszystko:( Lecę bo Ania się obudziła. Papa! Jutro zajrzę.
  11. Hejka! Surfitka - jak Twoi rodzice przeżyli huragan? Wszystko w porządku?
  12. Cześć:) No rzeczywiście wydajność topikową mamy, że nie ma co! niedługo całe pół roku zamkniemy na jednej stronie. A takie miałam świetne postanowienie noworoczne, że będę tutaj częściej zaglądała;) Co u nas? Młoda chętnie chodzi do przedszkola. Codziennie rano ścigamy się, która z nas pierwsza dobiegnie od auta do drzwi. Poza katarem póki co odpukać nie choruje. Jest zadowolona z przedszkola, ma 3 koleżanki, w tym jedną najlepszą ("no co ty mama nie wiesz?") dużo gada, bardzo dużo niestety jak się spieszy to głównie po swojemu. Z moimi dotąd kochanymi i zachwalanymi dotychczas teściami (surfitka;) ) od 1,5 roku nie utrzymuję kontaktów. Nie będę się tutaj w szczegóły zagłębiać, ale mój mąż również nie i nie zabiega o poprawę kontaktów (no nagrabili sobie konkretnie i tyle) trochę mi przykro, bo nasze dziecko ich nie pamięta i będą dla niej zupełnie obcymi ludźmi. Z drugiej strony - z dzieckiem w konflikt nie wchodzili, a od tamtego czasu ani życzeń na urodziny, dzień dziecka, ani na żadne święta nawet jej nie wysłali. Ech, szkoda gadać. Ale nic to powoli oswoiłam się z taką sytuacją i jest mi to nawet na rękę. Nie wiem tylko jak dziecku to wszystko kiedyś wytłumaczyć... Za to moi rodzice traktują młodą jak królewnę - zero dyscypliny! I spełniają wszystkie jej zachcianki> Przylepa z niej straszna, trochę uparciuch i próbuje conieco wymuszać, ale póki co nie dajemy sobie wchodzić na głowę. Kocham ją strasznie! Dzisiaj pół dnia byłam pacjentką w jej szpitalu - heh jakie to moje dziecko zastrzyki umie dawać - mojemu mężowi gwiazdy przed oczyma latały, mimo, iż strzykawka igły nie miała:D A przecież sama oprócz szczepionek, których zresztą na pewno nie pamięta, nigdy żadnego zastrzyku nie dostała. Surfitka - a Wy już na dobre wróciliście do kraju? Zamknęliście rozdział pt. USA, czy jeszcze zostawiacie sobie otwartą furtkę, że może jeszcze kiedyś jednak tam wrócicie? A co tam u reszty?
  13. Czołem, Wpadłam zameldować, że mam w domu przedszkolaka. Ufffff - myślałam, że będzie gorzej. Tłumaczyłam Ani dużo wcześniej, że pójdzie do przedszkola, chodziłam z nią na przedszkolny plac zabaw - wprawdzie do innego przedszkola, ale żeby się oswajała, że tam jest fajnie, oglądała bajkę o przedszkolakach, z niedzieli na poniedziałek ja nie spałam prawie do 3-ej nad ranem i ryczeć mi się chciało, że wyrodna matka wyrzucam dziecko z domu, a nasze dziecko wpadło do przedszkola i od razu do towarzystwa, a po południu okazało się, że poradziła sobie świetnie - ponoć sama biegała do kibelka (w domu: "mama możesz mnie pilnować?") i zjadła 2-daniowy obiad (w domu: "mama ja tego nie lubię!" bez względu na to co dostanie) i ma już 2 koleżanki, "które robiły bałagan". Jak po nią przyszłam - histeria, bo "jeszcze nie skończyłam" i "potem przyjdę do domu". Dzisiaj już o niebo lepiej przy wychodzeniu - złapała M. za rękę "choć pokażę ci gdzie się robi siku" - oprowadziła go po przedszkolnym kiblu, potem po placu zabaw i zameldowała: "chyba moje przedszkole jest ładne". No to mi ulżyło, mogę pracować spokojnie. A przy okazji pytanie - Jagoda, Surfitka - w co ubierałyście maluchy do przedszkola zimą? Muszę zweryfikować garderobę. W budynku gorąco, na dworze będzie śnieg i mróz. Pani chyba nie nadąży wszystkim pomóc, a Ania słabo radzi sobie z przebieraniem. Jak ma poukładane po kolei to da radę, ale jak się jej przyjdzie przebierać dwa razy przed wyjściem na dwór i po powrocie, to na pewno wszystko wymiesza tak, że będzie problem. Surfitka - i jak z Niny przedszkolem - poszło po Waszej myśli?
  14. martyniu - d*pa wołowa ze mnie!:P Przepraszam Cię. Dużo zdrówka!
  15. martyniu, o rany - cóż to za przeżycia:O Boże, nie doczyścili Cię pierwszym razem czy co? Mam nadzieję, że złych przygód nastąpił koniec!:O Z tymi kreseczkami to serio? Robiłaś betę?
  16. Hejka:) Surfitka - to super, że Ninka sprawdza się jako starsza siostra. Może dziewczynkom uda się od małego uzyskać prawdziwy siostrzany kontakt:) Wiesz - a propos porodów - ja trzymam wózek, ciuszki itp, ale to raczej na wypadek jakiegoś figla spłatanego przez los:P Praktycznie podjęliśmy decyzję, że zatrzymujemy się na jednym dziecku. Nie wiem, może po części również z wygody... Powoli przymierzamy się do większego remontu, zbieramy kasę, bo nie chcę się pakować w jakiś kredyt, za chwilę nasze dziecko idzie do przedszkola, w pracy coraz fajniej się układa - doszłam do wniosku, że chyba się starzeję:P ale podoba mi się taka stabilizacja. Warunki w naszym kraju są jakie są - wolę Ani zapewnić więcej i móc jej więcej pokazać, a nie rozdrabniać się dzielić i ciągle przeliczać. Poza tym najzwyczajniej w świecie, po ludzku, boję się kolejnego porodu - boję się bólu i bezsilności i tego, że ktoś będzie za mnie w tym momencie decydował co jest dla mnie najlepsze - najlepsze, bo najtańsze z punktu widzenia szpitala. Nie mam sił aby się poniżać, chodzić i się prosić. Fakt - za kasę mogę załatwić wszystko, ale ja już zostawiłam u lekarzy w sumie średniej klasy samochód, teraz już mam na kogo wydawać te pieniążki, mam komu sprawiać przyjemności i robić prezenty. Boję się utraty życia - poprzednio odleciałam nie wiem kiedy - bez bólu. Potem jak się obudziłam było już po wszystkim, ale dowiedziałam się, że bliżej byłam tamtego świata niż tego i że może się to powtórzyć. W momencie jak pomyślę o kolejnym dziecku - pojawia mi się przed oczami przerażona i zapłakana twarz naszej córci. Nie chcę aby została sama. Jest jeszcze taka mała. Wiem, że nie powinnam tak myśleć, że powinnam wierzyć, że będzie dobrze, ale nie potrafię - jakaś trauma, czy co? Już tutaj chyba nie pasuję do tego topiku. Wprawdzie tak jak kiedyś pragnęłam dziecka, tak pragnę go i teraz, ale zwyczajny ludzki strach (albo może egoizm) bierze w tym momencie górę nad tymi pragnieniami. Żałuję, że za pierwszym razem nie zagnieździły się oba zarodki i nie urodziły się nam bliźniaki - miałabym tę swoją dwójeczkę. Cieszę się teraz, że nie mamy mrozaczków, bo miałabym nielada dylemat! Ech smęcę tylko ciągle. Wolałabym poczytać o Waszych kolejnych starankach i o kolejnych bobasach!;) Ciekawe do kogo Twoja Elenka jest bardziej podobna. Patrzę na jej zdjęcie na NK i na zdjęcia Ninki, które kiedyś nam wysłałaś - dziewczynki chyba nie są podobne, ale może to moje subiektywne odczucie. Piszcie coś weselszego ode mnie, może jakieś zguby raczyłyby się odnaleźć?!;)
  17. Surfitka - Gratuluję I szczerze zazdroszczę - tego, że w USA poród może być przyjemnością, a nie tak jak u nas - gdzie skutecznie może zniechęcić on do posiadania kolejnych dzieci. Też czekam na jakieś fotki maleństwa - na pewno cudna
  18. surfitka - powodzenia! I wracajcie do nas szybko! Zaciskam kciuki za Was Kobietki!
  19. Cześć:) No w końcu ktoś zajrzał:P Jagoda - z tym zapaleniem spojówek i zielonym katarem to nie chcę Cię martwić, ale to jest cholerstwo zaraźliwe - nie bardzo, ale jednak - i nie wiem jak to się przenosi:O To jakaś bakteria chyba o ile dobrze pamiętam, która atakuje nie tylko dzieci, ale również dorosłych. U nas zaczęło się to od mojego bratanka, potem przeszło na jego tatę, czyli mojego brata, potem na mnie, a potem na mojego ojca. Oczy miałam czerwone jak królik, zaropiałe i swędziały i piekły okropnie! Po kilku dniach zakrapiania oczy wracały do właściwego koloru, a zaczynał się właśnie takie zielony gęsty katar zatokowy. Bałam się, żeby na Anię nie przeszło, ale nie przeszło. Przechodziliśmy to jakieś pół roku temu, a potem po jakichś 2 miesiącach wróciło ale tylko na mnie - znowu zaczęło się od oczu - zrobiły się czerwone i zaczęły piec, ale tym razem nie czekałam, zaczęłam kropić od pierwszego dnia i przeszłam to już łagodniej. Od tej pory (tfu, tfu, tfu) mamy spokój. Urlop nam się udał - zaliczyliśmy wszystkie zaplanowane atrakcje - pogoda sprzyjała, więc nie ma co narzekać:) Mała odkryła w sobie nową pasję - puzzle. Takie 15-16 elementowe potrafi ułożyć sama, z większymi ma problem, ale nie odpuszcza co polega na tym, że należy układać z nią - czyli podpowiadać tak, żeby nie sprawiało się wrażenia, że się jej pomaga:P I tak po kilka razy jedną układankę:P muszę kończyć, bo córcia dobrała się do mojego loda:P ("mama ja już swojego skończyłam, a ty jeszcze nie")
  20. Cześć:) U nas czas mija pod znakiem kataru i kaszlu z nim związanym. Masakra jakaś! A nasza panikara nie chce nochala dmuchać, wszystko leci jej do gardła i kaszle jak gruźlik:O Męczy się strasznie. Co do przedszkola to jak już kiedyś wspominałam u nas nie ma problemu z miejscami. W mieście są, ale na wiosce, w której mieści się mój zakład pracy nie ma, co więcej są jeszcze miejsca wolne. Jest duże przedszkole, kilka grup - wszystko zorganizowane nie tylko pod miejscowe dzieciaki, ale pod "zamiejscowe" dzieciaki pracowników naszej firmy również. Są fajne zajęcia dodatkowe, wyjazdy do kina, teatrzyki - ogólnie dzieciakom ponoć się tutaj podoba. Co ważne - przedszkole jest jakieś 100m od mojej pracy, godziny otwarcia dostosowane do godzin pracy i generalnie wszystko ok - jedyny problem z tym, że ja już przeżywam to strasznie. Ja wiem, że naszemu dziecku jest potrzebny kontakt z innymi dzieciakami i szybciej będzie się tam rozwijała, ale pomimo wszystko mam jakieś (pewnie nieuzasadnione) obawy - czy będzie się młodej podobało, czy sobie da radę i takie tam bla, bla, bla:O Przewrażliwiona mamuśka ze mnie. I jeszcze na tyle godzin od razu:O Dobra nie smucę - nie Ania pierwsza pójdzie do przedszkola:P co do urlopów - to ja będę miała 2 - pierwszy w majowy weekend - zaklepałam już sobie odpowiednie 3 dni tak, że w sumie będę miała 9 dni wolnego. A drugi urlop to końcówka sierpnia i początek września - i tutaj w tym czasie to już mały remont planujemy przeprowadzić no a potem jakoś oswoić młodą z przedszkolem trzeba będzie;) A w majowy urlop planujemy wycieczki jednodniowe - ustaliliśmy, że to sprawi młodej więcej radochy niż na jakimś większym wyjeździe - tak więc zaliczamy okoliczne atrakcje o których już mała zapomniała, bądź których jeszcze nie doświadczyła - zoo, dinopark, wesołe miasteczko, bajlandię, jezioro z plażą i mnóóóóóstwem piachu - będzie miała zabawę - oby tylko pogoda dopisała. A jak nie dopisze to wtedy rzeczywiście może jakiś wyjazd... Buziaki!
  21. martyniu - straszne to co piszesz. Widzisz - dla lekarzy byłaś pewnie "kolejnym przypadkiem medycznym", ale dla tego maleństwa przez ten króciutki czas byłaś całym światem. Przez długi czas pewnie będziesz o tym myślała i pamiętała - cóż - dla nas, które tak pragnęłyśmy tych naszych maluchów taki cios od losu jest bardzo okrutnym ciosem i boli pewnie bardzo. Nie będę Cię pocieszała, bo ani żadne ze słów nie przyniesie Ci w tej chwili ukojenia, ani nie sprawi, że poczujesz się lepiej. Musi minąć wiele czasu, zanim się tak stanie. Ale wpadaj tutaj tak często, jak będziesz tego potrzebowała. Wyrzuć z siebie te wszystkie smutne i złe emocje, które w tej chwili przepełniają Twoje serduszko, choćbyś miała tutaj wypłakiwać się po raz piąty, dwudziesty, albo setny. Mam nadzieję, że kiedyś uda się Wam znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego tak się stało. Kiedyś. Teraz jednak myślę, że Twój Aniołek nie chciałby widzieć łez w Twoich oczach, Lenka nie chciałaby widzieć smutnej zapłakanej mamy. Trzymaj się cieplutko, płacz kiedy czujesz, że sprawi Ci to ulgę, ale próbuj czasem "podnosić się" mimo wszystko w górę - nawet gdyby za chwilę natłok negatywnych emocji miał Cię ponownie powalić na kolana - próbuj wstawać - dla siebie, dla męża i dla Lenki... Buziaczki
  22. o rany:( martyniu przykro mi bardzo:( Wiem, że teraz żadne słowa nie są w stanie Cię pocieszyć, ani ulżyć w cierpieniu:( Trzymaj się jakoś:(
  23. hejka! Martyniu - ja generalnie jestem za porodem naturalnym, jeżeli nie ma żadnych przeciwwskazań i zagrożenia dla dziecka i matki. I w takim przypadku powinnam mieć wybór na płaszczyźnie "ze znieczuleniem albo bez". Sama rodziłam naturalnie i na drugi dzień mogłam normalnie siedzieć (bez żadnych tam opon i poduszek) i chodzić. Ale jeżeli jest jakakolwiek zagrożenie, jakakolwiek wątpliwość - powinnam móc samodzielnie zdecydować się na CC. A nie, żeby podczas rozmowy z lekarzem czy położną na temat wagi dzidziusia i wątpliwościami i sugestiami lekarza prowadzącego ciążę słuchać teksty typu że i dzieciaki 5-kilogramowe rodzą się naturalnie. Pewnie, że się rodzą, ale u nas omal nie zakończyło się to tragicznie! Nie mam ochoty czuć się nigdy więcej jak rozkapryszona małolata, która boi się porodu i panikuje, patrzą na ciebie z politowaniem jakbyś bredziła w gorączce. Ja po prostu póki co nie wybieram się jeszcze na drugi świat i nie chcę, żeby moje dziecko zostało w wieku 3 albo 4 lat sierotą. Dopóki tak w naszym kraju będzie wyglądała polityka prorodzinna, to niech się nie dziwią, że jest ujemny przyrost naturalny:P No to mnie zaciekawiłyście z tymi mieszkaniami - podeślijcie jakieś fotki w miarę możliwości, bo właśnie przymierzamy się do remontu (będziemy przenosić kuchnię i zmieniać ogrzewanie a przy okazji jakieś dodatkowe małe "conieco") i szukam inspiracji;) co do aut - martyniu grzebałam w necie i natknęłam się jeszcze na inne "auto bezwypadkowe" wypuszczane z tej firmy, która kupiła naszą furę, ale linka Wam tutaj nie wkleję, bo nie wiem czy tak można, a ja nie chcę nikomu robić antyreklamy i nie chcę włóczyć się z tego powodu po sądach. Jak będziecie chciały to puszczę Wam linka na maila;) Zaraz zwijam się na ogród - dzisiaj oficjalnie rozpoczynamy z M. sezon grillowy;) Właśnie poszli z Anią na dwór szykować wszystko ja zaraz też zmykam:) Miłej niedzieli!
×