ANIA36
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
witam ponownie wszystkich,u mnie strasznie goraca(tychy) i ja bardzo cierpie w takie upały.boje sie ze z tego goraca spadnie mi cisnienie i zemdleje.a tak nawiasem mowiac my wszystkie chyba mamy cisnieniomierze w domu i sprawdzamy czy wszystko jest ok.teraz wiem ze nie robie tego sama.tak na prawde to ja nie boje sie smierci ,tylko tego ze jak zemdleje to zceca sie wszyscy i sie dowiedza ze lecze sie pychiatrycznie i beda mieli o czym mowic ,a zawsze obawiam sie ze wyladuje w wariatkowie i bedzie po mnie.to chyba taki lek przed ossmieszeniem ,przed tym ze ludzie sie dowiedza ,ze nauczycielka w szkole i wariatka.to mnie dobija.ale i tak zrobiłam postepy bo w pracy nie mowiłam o tym nikomu ,robiłam dobra mine.ale zaczynam rozmawiac o tym z kolezankami z podworka i nie czuje juz tej presji.ale tak na prawde to jeszcze nigdy nie zemdlalam ,choc robilo mi sie słabo.najgorzej jak musze jechac gdzies sama wtedy boje sie ze wszystki moje znane zakamarki sa daleko i jestem osaczona przez obcych.ale jutro postanowiłam jechac autem z dzieckiem do mamy(250 km)i boje sie ze tak jest goraco ale chce to zrobic,bo coz mi innego pozistaje ,nie chce ciagle uciekac i byc zaleknona chce zyc task jak dawniej ,pelna piersia..ale czy jeszcze potrafie?
-
witajcie. Czytałam wasze wypowiedzi na temat serducha.U mnie tez tak było, serce biło szybko tak jakbym wchodziła po schodach a ja sobie siedziałam w fotelu.Mialąm wrazenie ze zaraz zemdleje.No i oczywiscie poszlam do kardiologa ,ekg,Holter,echo serca i wszystko jest ok.Jak przestałąm o tym myslec to samo przeszło.to bylo z rok temu.Myale sobie ,ze to nasza nerwica szuka sobie takich ujsc,raz trafia na serce ,teraz np od paru lat mam zawroty glowy i nasilaja sie one jak wychodze na spacer albo gdzies do sklepu,czyli to wszystko na tle nerwowym.mysle sobie ze ta nerwica moze tak pobuszuje i wreszcie wyparuje ze mnie.Ale mecze sie juz 8 lat z nia ,i wiem ze nie jest latwo.wczesniej umiejscowiłą sie w zołądku ,nie mogłam jesc ,schudlam 1 10 kg,potem sie poprawiłó i teraz waze za duoz ,bo nie kontroluje co jem.Wydaje mi sie jak bede najedzona ,to bede miala wiecej siły i nie bedzie mi sie robic slabo.jestem tym wszystkim zmeczona i mysle dlaczego to mnie spotkało.z tym myciem to ja mam podobnie ,jeszcze na dodatek wieczorem wszystko sprzatam ,bo jaby karteka miałą przyjechac to zastanie bałagan...czy to jest normalne zachowanie?moj maz ma juz dosc cialgłych narzekan,jest po leczeniu odwykowym ,ale jakosc nie potrafie sie z nim dogadac ,ciagle mnie kontroluje i podejrzewa ze kogos mam.a ja nie mam siły by z tym skonczyc,bo kto by mnie chcial z taka nerwica....pozdrawiam was wszystkie ,piszcie ,bo czuje sie taka samotna Ania
-
witajcie dziewczyny. ja tez sie zastanawiam ,czy ta moje leki kiedys mnie opuszcza.Zaczełam teraz czytac ksiazke o wspouluzaleznieniu,i niestety moje zachowanie wskazuje ze jestem uzlazniona od mojego meza alkoholika.najgorsze jest to ze nigdy nie potrafiłam podejmowac decyzji,jesli juz to zrobiłam to ciagłe wyrzuty sumienia ,czy dobrze zrobiłam czy zle.tak na prawde to wynika z mojego niskiego poczucia włąsnej wartosci a nerwica lękowa spowodowałą ze poczuam sie gorsza od innych ,w jakims stopniu naznaczona.dlaczego kiedys potrafilam byc usmiechnieta dziewczyna ,robiaca wiele rzeczy ,niczego sie nie bałam...a teraz? ciagły lek i zastanawianie sie czy zemdleje czy nie...to takie uciazliwe.ale wiecie co?jesli juz cos zrobie to mam potem lepsze saopoczucie ze udalo mi sie...to na prawde dzialą...tez mam problem z chodzeniem do kosciola .do połowy mszy czuje sie słabo ,a jak jest juz prawie koniec to dostaje si i jest wszystko ok,czy to nie glupie zachowanie?nawet teraz jak jest taka piekna pogoda ,to boje sie tych upalow ,ze wyjde i zrobbi mi sie slabo z tego goraca...ale nie poddaje sie ,jezdze z synem i kolezanka na basen odkryty i tam ratuje sie woda i nawet jest niezle.ciagle zadaje sobie pytanie ,dlaczego to mnie spotkałao,i do tej pory wyszukiwałam w sobie jakiejs namacalnej organicznej choroby,bo chcialam znalesc wytłumaczenie ze to nie newrica.i ze chorobe organiczna mozna wyleczyc lekami ,zazyje sie tabletki i jest lepiej.ale niestety tutaj jest inaczej ,bez naszego wkladu ,bez pracy nad sobva i zrozumieniem lekow nic sie nie da zrobic ,to juz dzis wiem .Ale nie zawsze potrafie to zastosowac. pozdrawiam was wszystkie ANIA
-
jagoda nie wiem czy mnie pamietasz ,rozmawialysmy przed twoim wyjazdem do sanatorium ,mieszkam w Tychach a ty wspominalas ze jest tam jakas preznie dzialajaca grupa ,czy psychoterapia,czy moglabys sparawdzic gdzie to jest?bo ja chodze od miesiaca na ulice Bukowa Tychach ,to jest osrodek leczenia uzaleznien i dla wspołuzaleznionych
-
jagoda czy bierzesz jakies leki czy leczysz sie tylko psychoterapia?czy wogole mozna z tego wyjsc?bez lekow? aliess ja tez biore CITAL jedna tabletke dziennnie i jak zaczynaląm go brac to tez miałąm obawy ze bedzie mi sie cos po nim działo,zreszta po wszystkich lekach mialam skutki uboczne ,nawet zaraz po polknieciu,to pewnie psychiczne nastawienie.ale po citalu było w sumie ok ,to bezpieczny lek i mysle ze nie powinnas sie go bac ,
-
witajcie dziewczyny. z nerwica lekowa borykam sie juz 8 lat ,to tyle co ma moj synek.ciagle sie zastanawiam dlaczego nie potrafie sie jej pozbyc tak na zawsze.biore leki przeciwdepresyjne ostatni rok to jest CITAL i leki raz sa wieksze raz mniejsze,to zalezy od sytuacji w domu ,czy siem denerwuje czyms ,czy nie.moja psychoterapeutka powiedzialą ze najprawdopodobniej jestem juz uzalezniona pychicznie od tych lekow i ja popadłam w panike,bo jak ja mam je odstawic skoro leki nadal sa i boje sie ze bez lekow bedzie gorzej.prosze powiedzcie jak to u was wyglada.czuje sie przez to gorsza od innych.moj maz w prawdzie był na odwyku i nie pije ale nie potrafie mu zaufac i to tez mnie doluje. u mnie piekna pogoda i myslicie ze ciesze sie tym? własnie wrecz odwrotnie ,mam takie glupie myskli ,ze jest goraco i jak pojde sie opalac czy na spacer to zaraz bedzie mi słabo i pewnie zemdleje ,choc jeszcze tak sie nigdy nie stało, to jest takie meczace,mysle o tym caly czas.poradzcie ,co robic
-
Efka 43 Dzieki ze mi odpisałas.włąsnie to sa moje dylematy ,co znowu bedzie jak zacznie pic.Ale ja jestem jakos dziwnie skonstruowana ze jak jest zle i on pije to jestyem zla i chcce odejsc a potem znowu wszystko moja on mnie przeprasza ,jest miły i chce sie zmienic i znowu mu wybaczam.A najgorsze jest to ze syn jest strasznie za nim ,.Bo fakt jest taki ze jak nie pije to zajmuje sie dzieckiem ,wyjezdzaja na narty,nad morze ,pomaga mi w domu ,gotuje...itp I moze dlatego jest mi tak trudno podjac decyzje o rozstaniu definitywnym ,bo jak by był cały czas złym człowiekiem to pewno nie mialąbym skrupółów,zeby odejsc ,a tak ciagle sie waham. Bo tak na prawde boje sie samotnosci ,ze nie dam sobie rady ,ze moze bedzie gorzej niz jest obecnie i moze ta moja nerwica mnie całkiem zeżre.wiem ze brak zdecydowania to moj minus.ciagle sie borykam.czesto uzalam sie nad soba ze jestem chora psychicznie i kto by jeszcze chciał ze mna kiedys byc i wysluchiwac ciagłego uzalania sie ,ze to mnie boli ,ze kreci sie w glowe,ze jest mi sląbo ,ze boje sie irrqcjonalnie wszystkiego. chodze na spotkania do grupy współuzalzenionych kobiet i czuje sie troche silniejsza ale to tylko na chwile a potem wraca wszystko.sa dni ze czuje sie lepiej a sa tez takie ze wstaje rano obolałą i boje sie czegos...czasem mam dosc takiego zycia .ale najgorsze jest to ze nawet decydujac sie na zycie bez meza nie mam pewnosci ze bedzie gorzej .czasem mysle ze lepiej tkwic w znanym niz podejmowac nieznane.ale coz to za zycie... pozdrawiam was wszystkie ,piszcie do mnie
-
witajcie kochane.ja juz jestem po separacji z mezem,a tak sie bałam.wrocił własnie z odwyku 6 tygodniowego i niestety zapił,bo jak stwierdził ze był sam i poczuł wielka pustke ,a wiedział przeciez ze przyjade na drugi dzien.mam znowu metlik w głowie.teraz znowu jest miły i chce abym dala mu jeszcze jedna szanse ,bo mimo to mieszkamy razem i mam syna 8 letniego ,korego on bardzo kocha.nie wiem co zrobic dalej.obiecuje ze juz nie bedzie zapijał bo rodzina jest dla niego najwazniejsza i chce nas zabrac na wczasy nad morze ,ale tak na prawde to mam opory czy bede sie z tym dobrze czuła ,nie potrafie tak naprawde pozbyc sie uczucia ze znowu moze zapic.oprocz tego lecze sie na nerwice juz 8 lat i boje sie tez zostac sama,to takie głupie ,ale jak on jest w domu to czuje sie bezpieczniej ,chyba juz jestem uzalezniona od niego i nie potrafie uwolnic sie od niego.nie wiem czy to miłósc czy uzaleznienie ,brak mi zdecydowania i jeszcze ta cholerna nerwica ktora ciagle jest ,leki jak jestem sama ,biore leki ale wiem ze one za mnie nie rozwiaza moich problemow.pozdrawiam was
-
Efka43 dzieki za porade. czytała m to co mi napisałas ,mysle ze alkoholizm meza przyczynił sie w wielkim stopniu do tego ze mam nerwice lękowa. zapisałąm sie do grupy wsparacia dla kobiet współuzaleznionych do poradni w Tychach .byłam tam dopiero 2 razy i mi sie podobalo ,bo to prowadzi pani spycholog.niestety dzis wyjezdzam do mamy na 2 tygodnie wiec niestety nie bede mogla chodzic tam.odezwe sie do was jak wroce ,bo ciesze sie ze was tu znalazłam i chce z wami byc. moze gdybym meza nie kochała to by mi byó łatwiej od niego sie odciac a tak ciagle daje mu szanse i co jakisz czas wysluchuje rozne rzeczy o sobie.....no coz takie jest zycie...chce sie pozbyc tej cholernej nerwicy a wydaje mi sie ze jak bede dalej z nim to bede sie pograzac.....jade do mamy moze nabiore dystansu do pewnych rzeczy i pozdrawiam was dziewczyny,nie zapomnijcie o mnie....przede mna jazda samochodem z dzieckiem 4 godziny i tez sie booje czy nie dopadnie mnie ten cholerny lek ale chce sprobowacac...pozdrawiam was trzymajcie sie
-
tylko ze maz zaczał nadawac w sadzie na mnie ze lecze sie pychiatrycznie od 8 lat ,ze on musia sie zajmowac synem gdzy ja miałąm depresje poporodowa.wiecie jak sie wtedy poczułam?jak ktos gorszy ,kto juz nic nie znaczy ,znowu mnie upokorzył przed wszystkimi ,ale na szczescie pani sedzia i tak nie wypytywała o szczegoly bo on sie przyznał do winy ,ze jest alkoholikiem i obecnie sie leczy. po separacji odwiozłam go do osrodka ,gdzie przebywa juz 4 tydzien i sama nie wiem co dalej bedzie z nami.mialo byc tak ze dam mu jeszcze jedna szanse ...ale jak to zrobic skioro on popada w takie skrajnosci ,najpierw wykrzykuje mi w twarz ze i tak w koncu wyladuje w wariatkowie a za chwile jak mu przejdzie to przeprasza i mowi ze nie potrafi opanowac tej złosci i zapewnia ze kocha mnie.mam taka hustawke nastrojow ze nie wiem co mam myslec.chyba juz jestem całkiem nienormalna bo skoro najpierw nienawidze go a potem jak on jest mily to miekne...boze ,czasem mysle ze po co tak dlalekj sie meczyc.
-
Witajcie dziewczyny,dzis przezyłam dziec peęn stresów ale na szczescie przezyam sad i separacje z mezem
-
chyba juz nie mam nikogo .szkoda