No to opisuję co tam się wydarzyło. Jak same domyślacie się było to spotkanie w tzw drzwiach, czyli my w korytarzu a pani dochodziła z pokoju bo nie mogła znaleźć naszych papierów.Przy nas dwie panie wyszły bezpowrotnie chyba tam pracowały ale po deszczu zrobiło się ciepło.\"Taraz są wakacje i nikt nie pracuje normalnie\"- no to jej wypaliłam, że ja właśnie pracuję, a później chcę wyjechać. Uśmiechnęła się. Co do papierów to musimy donieść zarobki i odpis zupełny aktu małżeństwa.To pamiętałam. Może wtedy nastąpi druga rozmowa,a rozmowa z panią psycholog UWAGA dopiero 9.10.2007r. po której będzie wizyta u nas kuratora a potem może zapiszą nas do grupy tzw. warsztaty. Myślałam, że się przekręcę. Pani psycholog ma co tydzień jedną rozmowę z jedną parą. A czy są jeszcze tam jakieś osoby???
Zresztą to są młode dziewczynki może zaraz po studiach, kurcze czy one mają jakieś pojęcie o podejściu?Raczej wątpię.
Wyszliśmy oczywiście z komentarzami na ustach. BIUROKRACJA, kolejka, testy może za 3 miesiące? Czy o to chodzi?
Jest to katolicki ośrodek adopcyjny ale troszeczkę ikry by się przydało, a może odpowiednia motywacja?Nie wiem.
Tylko adopcja ze wskazaniem, normalni ludzie potrafią się w mig dogadać zrozumieć jest to tzw odbiór na tej samej fali. A w OAO słońce i szum fal, i my...na tratwie...
Jestem załamana znowu muszę czekać, prawie jak przed okresem po in vitro:-)))