Drogie Panie..
Narzekacie na swoich mężów, widzicie w nich wiele wad, cierpicie przez nich... Co gorsza, czujecie się samotne, nierozumiane, wykorzystywane.. dlaczego więc jesteście z tymi facetami, dlaczego przymilacie się do nich kiedy jest lepiej, dlaczego godzicie się na takie życie? Powiecie proza życia, albo że mimo wszystko go kochacie?
A może to wcale nie tak - może nie macie wyjścia i musicie tkwić w takim życiu, albo po prostu może boicie się zmian, konsekwencji?
Według mnie w ten sposób traci się w jakiś sposób swoją godność - godząc sie an coś co nam nie przeszkadza i tłumacząc się przed samą sobą na sto różnych sposobów...
Czy naprawdę tak wielą zaletą jest tkwić z kimś aż do grobowej deski, skoro sie przysięgało?
:-) Pozdrawiam serdecznie i dobranoc,
R.C.