Sharamysha
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Witam wszystkich w tym MEŻCZYZNĘ. Na razie nie czytałam zbyt uważnie ale czy masz żonę, kobietę? Ciekawa jestem czy kobiety łatwiej zrozumieją faceta z takimi problemami? Bo jak wynika z naszego topiku my na wsparcie mężczyzny nie mamy co liczyć. Wręcz to właśnie facet nas w problemy wpędza. Może nie on sam, ale my w związku z nim mamy problemy. Jakoś często tu u nas się pojawia narzekanie na faceta, często to on jest w jakiś sposób winny. Jak nie myslę to jest w miarę ok. Jak tylko zaczynam analizować to od razu się nakręcam i chce mi się ryczeć. Jakoś nie potrafię opowiadać światu jak mi super, a przecież mam mnóstwo powodów do radości, szczęścia, do chwalenia się :) Wy przynajmniej potraficie znaleźć coś co Wam pomaga - np zmęczenie fizyczne, umiecie pisać o tym że terapia pomaga itd itd. Ja już nie wierzę że cokolwiek pomoże. Mam chory umysł. Tego się nie da leczyć. Próbowałam kiedyś tabletek ziołowych. Komuś tu KALMS pomaga. Zazdroszczę. Ja łykałam przeróżne, piłam melisę, dziurawiec - i nic. Zero efektu. Po prostu bez względu na wszystko raz jest mi lepiej raz koszmarnie źle...
-
A mnie chyba jesień dopada... :( Ogólnie jakaś rozbita chodze, przemęczona, słaba i nie mogę się zebrać. Poza tym w związku też już po wiośnie. Zryczałam się jak dzika. Nienawidze tego. Już wolałabym wrzeszczeć w złości a nie ryczeć. W każdym razie załamałam się. Po raz kolejny doszłam do wniosku że mogę liczyć tylko na siebie. Mój mąż nie jest zły, to nie w tym rzecz. Chodzi raczej o to że jesteśmy z różnych światów. Ja jestem przyzwyczajona do tego że nic się samo nie zrobi, że trzeba się zabezpieczac na przyszłość. No i właśnie bez tego zabezpieczenia czułabym się fatalnie. Tylko na czym polega związek skoro ja wciąż się muszę zabezpieczać. Nie potrafię runąć w ramiona ukochanego i teraz Ty mnie nieś przez życie. Bałabym się. A równoczesnie strasznie mi tego brak. Tego poczucia że ktoś za mnie myśli. Póki co to ja wciąż większe bezpieczeństwo mam od rodziców. A przecież sama już jestem matką.... eeeech, mogłabym się tu rozpisać na wiele stron. Ja to się szybko nakręcam takimi sprawami. Dlatego boję się że u psychologa by mi czasu zabrakło...
-
Witam nowe koleżanki! Super że Wam się u nas podoba, choć nie koniecznie cieszy fakt że łączą nas takie problemy. Może jednak wspólnie choć trochę uda się te problemy zmniejszyć. U mnie póki co ok. Nie mam czasu na komputer niestety. Ale kompletnie nie umiem powiedzieć dlaczego teraz wszystko widze normalnie, jest dobrze, jestem zdrowa, mam rodzinę jest super! Nie rozmyślam, nie czepiam się. Ale dlaczego? Nic nie łykam :) Wiem tylko że to nie będzie trwać wiecznie. Już się boję że za niedługo znów obudze się z myślą że wszystko jest do kitu. Na razie staram się cieszyć póki mi się to udaje. Łapać dobre chwile i się nimi delektować. CZytam Was co dzień i bardzo się cieszę że zainteresowałyśmy nowe twarze. W dodatku zjawił się ktoś z dorbą radą a to dla nas najważniejsze! :)
-
Rzęski - gratulacje! Po prostu aż się wierzyć nie chce! Normalnie jak w serialu - poszła sobie na terapię, weszła sobie na forum i życie zmieniło się jak od jakiegoś pstryczka! Nawet praca się znalazła! Super! Warto walczyć o siebie! Sowa - to chyba dobrze trafiłaś! My wszystkie mamy mniej więcej to samo. Ja też mam skłonności do płaczu. Byle powód od razu ryczę a to mnie jeszcze bardziej wkurza i przez to nie mogę się opanować. Kilka razy nawet zdarzyło mi się że się pokłóciłam z facetem, trzasnęłam drzwiami, wyszłam i ryczałam idąc ulicą. I nienawidziłam siebie za to. Mięczak! Anulka - kochana na pewno umiesz kochać. I kochasz swoje dziecko najwspanialszą miłością - matczyną miłością! Jedyny problem to samokrytyka - wygórowana! Nie wolno Ci tak myśleć! Uważasz że mąż lepiej dziecko kocha - ale zapewne to Ty myślisz i śniadaniu dla córy, o szkole, o lekcjach, na pewno we wszystkim co robisz stawiasz ją na piewszym miejscu. Napisz nam co dla niej robisz, jak ją kochasz a sama sobie wtedy uświadomisz kim dla niej jesteś!
-
Długie rzęsy - brawo!!! Cokolwiek się wydarzy pierwszy krok masz za sobą! Decyzja o podjęciu pracy przy takiej osobowości jak nasza, po długiej przerwie to naprawdę milowy skok! Jesteś dzielna kobitka! Zazdroszczę Ci że się zdecydowałaś na terapię, że robisz coś ze swoim życiem, że masz odwagę szukać pracy. Dziewczyny piszecie o toksycznych związkach. Muszę Wam powiedzieć że pod tym względem jestem kompletnie inna. Oczywiście wiem co to toksyczny związek, czasem mam wrażenie że sama w takim jestem - ale to oczywiście chwilowo i to w tych gorszych momentach. Ale zupełnie nie wiem co to ślepa miłość. Ja w ogóle nie jestem pewna czy umiem kochać. Niby wydaje mi się że tak ale jednak czasem włącza mi się kalkulacja. Przeszkadza mi że partner zyskuje w związku ze mną więcej niż ja. Że to ja jemu życie ułatwiam, że to on dzięki mnie ma dużo lepiej niż wcześniej. Boli mnie że ja tego w zamian nie mam. Miłość miłością ale fajnie by było gdyby to facet pozałatwiaj to co ja załatwiałam. Fajnie by było gdyby jego rodzina tak się angażowała jak moja, tak pomagała. Jak na razie to on sobie poprawił. Ja oczywiście w jakiś sposób też ale to nie jest jego zasługa. Kurczę, nie wiem czy mnie dobrze zrozumiecie. Ale mi zawsze na czymś zależy. Chyba nie umiałabym oddać ostatniej kromki chleba i nic w zamian nie chcieć. Może jestem materialistką, ale raczej wydaje mi się że to wynika z mojego lęku przed światem. Potrzebuję mieć zaplecze żeby czuć się bezpiecznie. A gdy od załatwiania jestem ja to nie czuję się z tym dobrze. No i jak coś sie zadzieje to liczyć możemy tylko na moich rodziców. CZyli co mi daje związek? Nie umiem o tym wszystkim nie myśleć :( To właśnie mnie wykańcza - wieczna analiza sytuacji, kalkulacja, przemyślanie, planowanie. Miałam kiedyś taką koleżanką która nigdy na nic nie narzekała. Nie żeby taka pogodna była, ona to robiła z wyrachowania - żeby inni jej zazdrościli - zawsze wszystko miała super, wykładowcy świetni, egazmin poszedł łatwo, nawet poród nie bolał. Ona się nigdy nie przyznawała do porażki, do czegoś złego. JA za to nigdy nie umiem wychwalać pod niebiosa - czy to siebie, czy faceta, czy jakieś osiągnięć. U mnie zawsze wszystko może być lepiej niż jest :(
-
Fajnie mieć pracę w której płacą za siedzenie w necie :) Nie ma co narzekać, inni siedzą w necie w domu i sami za to płacą. Ale wiem co masz na myśli, bo ja kiedyś też miałam taką pracę, niby fajnie ale tylko na kilka dni, potem szlag człowieka trafia że nie wie po jaką cholerę znów idzie do tego biura. Ale teraz gdy siedzę w domu to uważam że fajnie dostawać pieniądze tylko za to że się jest na miejscu. Inni się zacharowują.... Druga sprawa - lęk przed pracą. To też mam. Długie rzęsy - dokładnie tak jak ty, jeszcze mnie coś nie spotkało a już się cała skręcam z nerwów. Ja to nawet jak mnie coś czeka po południu to od rana nie mogę się zorganizować, z dzieckiem na spacer nie pójdę bo po południu muszę coś załatwić wiec po prostu cały dzień czekam na tą godzinę i nic innego nie jestem w stanie zrobić. Ja nie wiem jak inni ludzie potrafią chodzić do pracy, równoczesnie kończyc kolejne szkoły, wychowywać dzieci i budować dom. Naprawdę sama osobiście znam takich ludzi. Dla mnie to niemal cyborg a nie zwykły smiertelnik. Na studiach nie byłam w stanie zapisać sie na dodatkowy angielski czy prawko bo dla mnie to już same studia to był wyczyn, a inni z grupy chodzili na dodatkowe zajęcia i jeszcze dorabiali popołudniami. Dlatego czuję się gorsza od reszty świata, bo nei radzę sobie z tym co inni robią z palcem w nosie. Jak tylko o tym myślę to chce mi się wyć i nie żyć, bo świat jest nie dla takich gamoni jak ja....
-
Mała Fiki Miki - tempo życie sami sobie nadajemy, więc to że nic się nie dzieje to tylko nasza zasługa. Ja tam czasem wolę jak nic się nie dzieje niż gdy nie wiem od czego zacząć. Napisz co ma się zadziać, co się nie dzieje a co się dzieje, może Tobie się tylko wydaje że nic się nie dzieje a tak naprawdę wciąż coś robisz. Ja też kiedyś tak się czułam, nie miałam pracy, skończyłam studia, mieszkałam z rodzicami i nie miałam faceta. Dół koszmarny. Dzień zaczynałam od spełniania listy zostawionej dla mnie w kuchni. Okropność. Ryczałam co dzień. Ale zaczęlam się spotykać z ludźmi i tak jakoś w końcu okazało się że się nie wyrabiam towarzysko :) Teraz mam własne życie, własną rodzinę a też czasem czuję jak bym stanęła w miejscu. Życia towarzyskiego nie mam już żadnego. Dziura. NIC!!! Z nikim się nie spotykam. Tak zdziczałam że nawet jak kroi się jakieś spotkanie to mi się odechciewa i w końcu rezygnuję. Brakuje mi ludzi a równocześnie nie chce mi się nic organizowac.
-
Oj tak, kredyty, rachunki, zakupy itd itd. Ciężkie czasy nam się trafiły. A najgorzej to jak człowiek obraca się wśród bogatszych od siebie i widzi jak oni beztrosko spędzają wczasy na majorce wynajmując mieszkanie i równocześnie budując dom, jak musisz słuchac ich dylematów czy kupić BMW czy Volvo, jak chwalą sie że tanio urządzilu kuchnię - za jedyne 30 tys zł!!! Brrr, koszmar, fatalnie się wtedy czuję. Ale to skrajności. Mnie dołuje nawet ktoś kto ma zaplecze w rodzicach i nie musi się martwić o utratę pracy. Nie powinnam patrzeć na innych ale nie umiem, zawsze się porównuję, analizuję ich sytuację i swoją i oczywiście zazdroszczę. Nienawidze tego w sobie ale chyba jestem zawistna. Lepiej się czuję wśród równych sobie, bo jak ktoś ma lepiej to łapię przy nim dołki. Mam się spotkać z dawną koleżanką z którą już właściwie nie utrzymuję kontaktu. Kiedyś się kumplowałyśmy ale tak raczej przez przypadek niż z wyboru. Zawsze jakaś chora konkurencja między nami była i w końcu jak któraś znalazła faceta to znajomość się rozpadła. Ale do czego zmierzam. Drogi nam się rozeszły, żyjemy zupełnie inaczej. Ja mam własne mieszkanie, Dziecko!!! To mój olbrzymi sukces i szczęscie. Ale i tak przy niej czuję się niedowartościowana bo ona jest wyniosła i to wystarczy że ja się czuję gorzej. Ona mieszka wciąż z rodzicami ale wraz z facetem szykują sobie gniazdko za jego pieniądze. Ona trafiła bogatego faceta, tatuś ma wielką firmę i ona za jego kasę świat zwiedza i wcale jej nie spieszno zakładać rodzinę bo korzysta z życia za cudzą kaskę. A na rodzinę i tak przyjdzie czas. Ja nigdy nie miałam bogatego faceta, sami sobie musimy radzić i wcale lekko nie jest.
-
evvelineczka której placenty używasz, ampułki czy coś inego? Jakiej firmy? Jakie są efekty i po jakim czasie? A co daje odżywka ze szpiku? Któraś używała? Jakiej firmy? Ja ostatnio męczę się z naftą, ale oczywiście nic szczególnego nie widzę :)
-
witam nowe buzie! Dziewczyny Wy się o nic nie pytajcie tylko piszcie, piszcie, piszcie... Wiecie co mnie najbardziej uderzyło w naszym topiku - że najczęsciej powodem depresji jest partner!!! To straszne! Ludzie łączą się w związki żeby sobie ułatwić życie a efekt jest wręcz odwrotny! Anulka - faktycznie trochę Ci się nazbierało ale pamiętaj że za najczarniejszą chmurą zawsze jest słońce! A Ty jesteś najsilniejszą osobą o jakiej słyszałam!!! Jesteśmy z Tobą Slim ona - fajnie że do nas zajrzałaś, może znajdziesz tu wsparcie :) Z Twoich wpisów wynika że chyba najlepiej by się było jednak rozstac. Czemu ten palant Cię nie puszcza skoro i tak kręci na boku. Wiem że nie łatwo jest się rozwieść gdy są dzieci, wspólny majątek - ale jest to do przejścia. Moze zamieszkaj u rodziców, u kogos bliskiego gdzie miałabyś wsparcie.Ten człowiek Cię niszczy, ja myslę że gdyby zszedł Ci z oczu od razu bys się stała szczęsliwsza.
-
Używałam kiedys tego Saponics\'a ale nic szczególnego po nim nie widziałam. Ja w ogóle używam tylko szamponów z apteki bądź sklepów zielarskich i nie widzę żeby działały inaczej niż te z supermarketów. A wczesniej próbowałam i nivea, i pantene, i garnier, i glisskur, i timotei... i inne. Po żadnym szamponie nie widziałam żeby działał jakoś inaczej niz pozostałe. A co do odżywek - to po niektórych bardziej się włosy przetłuszczają. Smarowałam też kiedyś skórę głowy jakimś serum ze skrzypu polnego i specjalnym tonikiem zakupionymi oczywiscie w aptece i też bez większych efektów. Teraz używam jedwabiu biosilk - maleńka buteleczka 10 pln - i może są bardziej błyszczące ale według mnie w dotyku są jak po suszarce ( a ja nigdy nie suszę) no i szybciej sie przetłuszczają. Smarowałam też głowę tonikiem z rzepy seboradin - też oczywiscie wiele osób zachwala - u mnie trochę czułam ciepło na głowie ale na włosach specjalnych efektów nie było. Mam z natury delikatne i cienkie włosy i jak widac to kwestia genów i nic się z tym nie zrobi. Można sobie pomagać jak się ma genetycznie super mocne piękne grube włosy i np po chorobie albo po intensywnym odchudzaniu trochę ich kondycja osłabnie - to wtedy pewnie tabletki skrzypowe i jakieś coś do wcierania moze pomóc powrócić do dawnej świetności. Ale żeby wzmonić włosy słabe z natury - to wywalanie kasy!!! Wiem po sobie niestety, łykałam już chyba wszystko co jest a aptekach i sklepach zielarskich, wcierałam cuda w skórę głowy, we włosy - jak były cieniutkie tak są nadal, kruszą się i mizernie wyglądają.
-
Anulka Słońce doła masz po tej całej rozmowie. Ale TY MASZ KWALIFIKACJE KOBIETO!!! Jeśli oni Cię nie chcą to jest to ich problem, to oni tracą! Jesteś super kobitka bo masz stanowisko, wykształcenie i siłę na samodzielność! Zły związek jest dla dziecka gorszy niż jeden rodzic. A Ty jesteś wspaniałym rodzicem. Robsiz wszystko dla swojej Niuni i to jest najważniejsze. I nie pisz mi tu takich rzeczy bo Twoja Córa Cię potrzebuje! Minie Ci ten nastrój zobaczysz, musisz tylko teraz jakoś przez to przejść, ale wiesz przynajmniej skąd to się wzięło - rozmowa o pracę wytrąciła Cię z Twojej małej stabilizacji. Ale my tu wszystkie jestesmy z Tobą i przesyłamy Ci dobre fluidy. Pisz Kochana jak najwięcej, może pomoże. Kurczę, ja to Cię podziwiam - Pani Kierownik! WOW!!! I dziecko, i decyzja o rozwodzie! Jesteś wielka!!! Wierzę że jest Ci ciężko bo tak jak Ty teraz to ja sie czuję często bez powodu - skończyć to wszystko i już się nie męczyć. Ale Ty znasz powód i tak jest o niebo prościej. Może gdzieś czeka na Ciebie lepsze stanowisko z lepszą kasą i dlatego Los Ci oszczędzi męczarni tutaj :)
-
Długie rzęsy - gratulacje! Brawo!!! Tak trzymaj! Nie wyżywaj sie na nim, tylko po prostu zwyczajnie walcz o siebie. Jak na razie super Ci poszło! U mnie też chwilowe zawieszenie broni :) Niemądra - ja mam dokładnie tak jak Ty. Boję się wszystkiego a czasem to nawet bez powodu. Po prostu czuję się niepewnie w tym świecie. Rozmyślam, analizuję, gdybam i nie dość że to spala energię to jeszcze niszczy nerwy. Czasem się naprawdę boję o siebie
-
Super że jesteście! Witaj Kika na pokładzie! Miło że dołączaja do nas nowe osoby, kurczę fajnie że nie ja jedna jestem taka pokręcona :) Długie rzęsy - racja, do boju! tylko że jak najpierw przez lata przyzwyczajamy faceta do lenistwa to potem za nic sie juz tego nie wykorzeni. Ty jesteś dobra jak wszystko bierzesz na siebie, jak się buntujesz to TY jesteś be. On jest ok, nic nie ma sobie do zarzucenia, to ty sie czepiasz, ty masz focha, ty marudzisz. Któraś z Was pisała o lęku przed pracą i macierzyństwem - no to tak jak bym o sobie czytała. Jak szukałam pracy to nie spałam przez tydzień przed rozmową bo i tak na pewno się nie nadaję i jest milion lepszych ode mnie - każda choćby najgłupsza gęś na pewno się bardziej nadabo ma siłę przebicia chociażby. A ja mam lęki, samokrytykę i stres. To samo z macierzyństwem - jeja! jak ja się bałam tej decyzji - że na mur beton się nie nadaję, nie mam o niczym pojęcia i nie poradzę sobie. I każdego dnia się zastanawiam czy na pewno dobrze się opiekuję moim Maleństwem. Ale ładnie się rozwija, wszystko prawidłowo więc mam nadzieję że jest ok. Ale boję się cały czas. W ciąży myślałam o wszelkich chorobach, nieprawidłowościach itd itd i tylko to w głowie miałam. Teraz też się strrrrrasznie boję o mojego Maluszka... wszystkiego się boję. I nic z tym nie robię... Jestem chyba najchorsza :) z Was wszystkich. Wy macie coś z przeszłości - w większości alkoholizm w domu. Ja miałam naprawdę bardzo ciepły, spokojny, rodzinny dom. Więc skąd ten psychol we mnie?
-
Witam nowe twarze! Miło że się komuś możemy przydać :) Oj tak, imprezy... zaplanować, zorganizować, kupić, wysprzątać itd itd - dlatego ja już nawet się w to nie bawię :) Tak czytam sobie o Was i widzę że macie mnóstwo osiągnięć mimo że piszecie że nic nie osiągnęłyście - a to dobra praca, a to zmiana pracy, a to dom, rodzina itd. Skąd takie podejscie? A przecież 17-letnie mamusie są dumne z siebie i chwalą się przed koleżankami jakiego to fajnego faceta mają. Szybko kończą zawodówkę i z dumą oddają dziecko mamie pod opiekę a same lecą na imprezę. I zero stresa. A my mimo że jednak reprezentujemy sobą coś więcej widzimy się na końcu kolejki. Ale tak szczerze to ja też wokół siebie widzę dziewczyny w moim wieku które mają odchowane dzieci, sprawnie prowadzą dwie firmy i spędzają wczasy na Malediwach. A ja...? Myślałam że Dzidziuś jest moim ogromnym sukcesem ale raz usłyszałam że urodzić dziecko moze każda płodna kobieta. No fakt... Ale i tak z Synka jestem super dumna i przeszczęsliwa że Go mam!!! :) :) :)