JODLA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez JODLA
-
Kilka dni później byłam zakochana po uszy. Cztery lata później nadal byłam zakochana po uszy i nadal byliśmy parą, choć czułam, że coś się dzieje niedobrego. Zresztą, nie po raz pierwszy. Grzesiek był ode mnie starszy o dwa lata. Po maturze wyjechał na studia i właściwie sama się dziwiłam, że nasz związek przetrwał. Teraz nabrałam nadziei. Bo teraz już będziemy zawsze razem – myślałam. Chciałam wyjechać za nim do Olsztyna. Na studia, a jeśli się nie dostanę, to do pracy. Do czegokolwiek, byle z nim. Tamtego dnia Grzesiek przyjechał, żeby pójść ze mną na bal maturalny, ale cały czas był jakiś daleki, nieobecny. Na powitanie cmoknął mnie w policzek i nie zauważył, że ścięłam włosy. Po balu odprowadzał mnie do internatu. Prawie świtało, gdy stanęliśmy pod drzwiami. – To do jutra. Było cudownie – szepnęłam i wspięłam się na palce, by go objąć. Pocałował mnie w czoło, a potem delikatnie odsunął od siebie. Zimny strach podpełzł mi do gardła. Już wiedziałam. – Jutro wyjeżdżam – powiedział, nie patrząc mi w oczy. – Przyjechałem, bo nie chciałem zrobić ci zawodu, ale... – Nie kończ – błagałam. – Muszę Misiu – odparł. – Za długo to już ciągnąłem. Powinienem powiedzieć ci już dawno, ale nie chciałem denerwować cię przed maturą i w ogóle. – Masz kogoś – wyszeptałam. – Tak. I... – zawahał się. – Żenię się w Boże Narodzenie – dokończył. Nieartykułowany, bolesny skowyt podszedł mi do gardła i zamarł w jęku. – Ty... – wycharczałam. – Jak mogłeś!? Od kiedy mnie oszukujesz? Od jak dawna? Rok? Dwa lata? – Od marca. Powinienem był ci powiedzieć, wiem, ale... – Nie kończ. I idź już. Nie chcę cię więcej widzieć – wykrztusiłam. Chciałam biec do pokoju. Ukryć się, żeby nikt mnie nie widział, ale nie mogłam się ruszyć. – Odejdź. Natychmiast – powtórzyłam. cdn
-
Nie było ciebie tyle lat,,,,,,, Nie będę żałować straconych lat. Będę cieszyć się tymi, które nadejdą. I będę wdzięczna losowi za to spotkanie. Gdyby nie ono, wciąż żyłabym złudzeniem dawnej miłości. Za godzinę na dole, tak? – Grzesiek objął mnie ramieniem, jakbyśmy mieli się zaraz rozstać. Ciągle nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że oto wbrew logice moje życie nareszcie nabiera kolorów. Tak przecież miało być, o tym marzyłam 25 lat temu i nigdy przez te wszystkie późniejsze, puste lata o tym nie zapomniałam. Gdy wyszliśmy z alejki na otwartą przestrzeń przed sanatorium, odsunęłam się od Grześka. \"Po co mają mieć temat do plotek\" -– pomyślałam i nagle mnie to rozbawiło. Nie chciałam, by plotkowali, a przecież teraz nie miało to już znaczenia. Przepełniona szczęściem wbiegłam po schodach do pokoju. Jednym szarpnięciem wyciągnęłam z szafy walizkę. Piętnaście minut później byłam już spakowana. Jeszcze tylko kosmetyki z łazienki i gotowe. Dwadzieścia po trzeciej. Za czterdzieści minut rozpocznę nowe życie. Tylko dlaczego, gdzieś na dnie serca, pod całym przepełniającym mnie szczęściem i euforią czaił się niepokój? Co było nie tak? Przyzwyczaiłam się rozumieć własne uczucia, a teraz? A może przez całe życie byłam po prostu za bardzo poukładana? Nie czas na jałowe roztrząsania – pomyślałam i przysiadłam na krześle, wpatrując się w feerię jesiennych kolorów za oknem i próbując pozbierać myśli. Ile to już lat minęło. Strach pomyśleć – ćwierć wieku. Poznałam Grześka w liceum. Oboje mieszkaliśmy w internacie. \"Masz oczy jak Nastassja Kinski\" – powiedział na pierwszej dyskotece. Dziś uśmiecham się na wspomnienie tego niezbyt oryginalnego komplementu, wtedy... \"Masz oczy, jak Nastassja Kinski\" – powtarzałam sobie w myślach przed zaśnięciem, jakby to była modlitwa. cdn
-
Obiecalam,ze wpadne,,,,i co___________zywej duszki! Ale rozumiem,,,,JARZEBINKO dzisiaj zrobilas kawal dobrej roboty i odpoczywasz____________masz prawo,tym bardziej,ze jestes po wizycie u lekarza. Smutno mi,ze dolegaja Ci bole___________nie bagatelizuj ich!! Pozdrawiam WAS KOCHANE DRZEWKA
-
Bo miłość mój drogi to: To chcieć czynić drugiego wolnym, a nie uwodzić go, to uwolnić go z jego więzów, jeśli pozostawał więźniem, Aby on także mógł powiedzieć: "kocham ciebie", nie będąc do tego zmuszonym nieposkromionymi pragnieniami. Kochać to wejść do drugiego, jeśli otwiera tobie bramy swego tajemniczego ogrodu, po drugiej stronie okrężnych dróg, kwiatów i owoców zrywanych na skarpie, Tam, gdzie zadziwiony potrafisz wyksztusić: to "ty", moje kochanie, ty jesteś moją jedyną... Kochać to chcieć ze wszystkich sił dobra drugiej osoby nawet z pominięciem siebie, to czynić wszystko, by ona wzrastała i rozwijała się Stając się z każdym dniem człowiekiem jakim być powinna a nie takim, jakiego chciałbyś ukształtować według swoich marzeń. Kochać to ofiarować swoje ciało, a nie zabierać ciała drugiej osoby, lecz przyjąć je gdy daje siebie, To skoncentrować siebie i wzbogacić, aby ofiarować ukochanej całe swoje życie skupione w ramionach twojego "ja", co znaczy więcej niż tysiące pieszczot i szalonych uścisków, Kochać to ofiarować siebie drugiej osobie, nawet jeśli ona przez moment się wzbrania To dawać nie licząc tego, co inny ci daje, płacąc bardzo drogo, nie domagając się zwrotu. Największa miłość wreszcie to przebaczyć, gdy ukochana niestety odchodzi, usiłując oddać innym to, co przyrzekła tobie. Kochać to zastawić stół, aby przy nim zasiadł twój gość i nie sądzić, że możesz obejść się bez niego, Ponieważ pozbawiony żywności, jaką on ci przynosi, na twoje świąteczne przyjęcie nie postawisz dań królewskich lecz tylko suchy chleb biedaka. Kochać to wierzyć drugiej osobie i ufać jej, wierzyć w jej ukryte siły, w życie które posiada, jakiekolwiek byłyby kamienie do usunięcia dla wyrównania drogi. To zdecydować się rozsądnie i odważnie wyruszyć na drogi czasu, nie na sto, tysiąc czy dziesięć tysięcy dni, ale na pielgrzymkę, która się nie skończy, bo jest pielgrzymką, która trwać będzie ZAWSZE. Powinienem ci to powiedzieć, aby oczyścić twe marzenia, że kochać to zgodzić się na cierpienie, śmierć sobie samemu, aby żyć i ożywiać, Ponieważ tylko ten, kto może bez bólu zapomnieć o sobie dla drugiego, może wyrzec się życia dla siebie tak, żeby nie umarło w nim cokolwiek z niego. Kochać wreszcie to jest to wszystko, o czym powiedziano i jeszcze więcej, Bo kochać to otworzyć się na nieskończoną MIŁOŚĆ, to pozwolić się kochać, być przejrzystym wobec tej MIŁOŚĆI, która zawszę w porę. To jest, o wzniosła Przygodo, pozwolić Bogu kochać tego, którego ty w sposób wolny decydujesz się kochać! Michael Quist
-
WITAJ BIESIADO WITAJCIE KOCHANE DRZEWKA JARZEBINKO____________skarbku Ty nasz____dziekuje za relaks w czytaniu GRABKU_____________ciesze sie,ze jestes juz z nami____a tak sie balam,ze zaklocenia potrwaja dluzej. ORZESZKU_____________masz racje z tymi wirusami,,,nigdy nic nie-wiadomo.Ostatnio otrzymalam informacje odnosnie zdjec,,,, Ale przeciez nie wysylam na topik zadnych zdjec,,, A ja dzisiaj jestem bardzo zabiegana,,,,moze pozniej wygospodaruje chwile by coa umiescic na BIESIADZIE. A teraz mowie WAM do zobaczenia Pozdrawiam bardzo serdecznie
-
Przetańczyliśmy dobre dwie godziny i z satysfakcją zobaczyłam, jak Andrzej zły jak osa, opuszcza towarzystwo. Kiedy my wychodziliśmy z lokalu, było już dobrze po północy. Szliśmy środkiem ulicy, trzymając się pod ręce. Przez chwilę delektowałam się tą koleżeńską atmosferą, która nagle między nami zapanowała. Zupełnie, jakby nie było tych miesięcy mojego szaleństwa. I nagle przypomniałam sobie, jak Staszek parę godzin temu szukał "odpowiedniej" knajpki. – Skąd wiedziałeś, że on tam będzie – spytałam, bo uświadomiłam sobie, że on wcale nie lokalu szukał, że to spotkanie z Andrzejem nie było przypadkowe. – Nie wiedziałem – Staszek uśmiechnął się. – Zobaczyłem go dzisiaj na stoku. Poznaliśmy się kiedyś przelotnie, pamiętasz? Podsłuchałem, jak umawiał się na wieczór. Tylko nie dosłyszałem, w której knajpie. Chciałem go znaleźć, bo uznałem, że już sobie z tym poradziłaś, tylko sama o tym nie wiesz i że taka terapia bardzo ci się przyda. – Przydała się – szepnęłam. – I rzeczywiście poradziłam sobie... Nie tylko z tym zresztą – dodałam nagle. – Daj spokój, nie warto o tym gadać. Byłaś w depresji, a ja się nawinąłem i tyle – powiedział po chwili milczenia. – Jak to? – aż się zakrztusiłam z wrażenia. – To ty... Wiedziałeś? – wyjąkałem. – A Monika? – No właśnie Monika mi powiedziała – wyjaśnił. – Już dawno. I cały czas kombinowała, co z tym zrobić, bo nie mogła patrzeć, jak się męczysz. – O Boże – idiotycznie poczułam się winna. – Co ona musiała przeżywać? – Ona myślała o tym, co ty musiałaś przeżywać. I wiesz, to ona wymyśliła, że powinnaś spotkać tego Andrzeja na neutralnym gruncie, żeby się przekonać, że ani on, ani ja wcale cię nie obchodzimy i możesz zacząć nowe życie. – Z takimi przyjaciółmi jak wy, zaczęcie nowego życia to pestka – roześmiałam się, czując, że to naprawdę nic trudnego. Miroslawa
-
Z tej uciechy na parkiecie pokazałam, co potrafię. A trzeba przyznać, że kiedy jestem w dobrej formie, potrafię sporo. Staszek też świetnie się rusza i razem daliśmy popis godny "Tańca z gwiazdami". – To teraz odwróć się i zobacz, kto od ciebie oka oderwać nie może – szepnął mi Staszek do ucha. Spojrzałam. Od stolika wstawał... Andrzej i szedł prosto do mnie. – Dasz się zaprosić do tańca? – zapytał z pewnym siebie wyrazem twarzy. – Nie ma mowy – Staszek uśmiechnął się i otoczył mnie ramieniem. – Dziś jest nasz wielki dzień, prawda? – mrugnął do mnie łobuzersko. – Prawda – przytaknęłam i z niekłamaną przyjemnością patrzyłam, jak Andrzejowi rzednie mina. – To źle o mnie świadczy, ale... – zaczęłam, gdy Staszek przytulił mnie w kolejnym tańcu. – ... ale dobrze ci robi – dokończył. – Zabawimy się trochę jego kosztem, co? – zaproponował jeszcze mocniej mnie przytulając. Chciałam zaprotestować, ale po chwili zorientowałam się, że ta intymna przecież bliskość nie robi na mnie wrażenia. Świetnie się bawię i tyle. Żadnych uderzeń gorąca, żadnego zmieszania. cdn
-
Sama zdziwiłam się, jak wielką ulgę przyniósł mi ten, nietrafiony przecież, domysł. Bo skoro starsza, doświadczona życiowo osoba uznała nas za rodzeństwo, to widać nie mam tych swoich głupich uczuć wypisanych na twarzy – pomyślałam. Od tej chwili przestałam się zadręczać. Od nieszczęśliwej miłości się nie umiera – uznałam. Staszek i Monika naprawdę są dla mnie jak rodzina. Nawet gdybym kochała go tysiąc razy bardziej i nawet gdyby on zdradzał Monikę na prawo i lewo, dla mnie jest niedostępny i koniec. O dziwo, takie postawienie sprawy przyniosło mi ulgę. Przestałam podskakiwać ze strachu, gdy dotknął mnie choćby przelotnie, a kiedy czwartego dnia zaproponował, żebyśmy poszli na kolację do jakiejś porządnej knajpy, zgodziłam się zaledwie po chwili wahania. – Tu jest fajnie – złapałam go za rękaw, gdy mijaliśmy jakieś rzęsiście oświetlone wejście. – Myślisz? – spojrzał na mnie z powątpiewaniem. – Zaczekaj tutaj, sprawdzę – powiedział po raz kolejny tego wieczoru i zniknął w środku. – Eeee tam, tłok i muzyka ryczy – zaraportował po chwili. – Staaaszek – jęknęłam. – Głodna jestem. – To już trzecia knajpa. Wszystkie są identyczne. Czego ty szukasz? – Nie marudź i nie pyskuj. W końcu, kto tu jest mężczyzną – skarcił mnie z szelmowskim wyrazem twarzy. Przeszliśmy główną ulicą jeszcze dobre pół kilometra, a Staszek wstępował po drodze do każdej knajpy. Nawet takiej, która wyglądała na absolutnie niedostępną dla naszych kieszeni. Czekałam na chodniku, czując, jak żołądek skręca mi się z głodu. – Wchodzimy. Tu jest fajnie – Staszek pociągnął mnie za rękaw. – Tutaj? A tu w ogóle można coś zjeść? – spytałam, bo wygląd restauracji jakoś nie budził mojego zaufania. – Kelner mówi, że mają najlepsze placki po góralsku po tej stronie granicy – zachwalał. – A co miał powiedzieć – burknęłam, ale weszłam za nim. Usiedliśmy w zacisznym kąciku, zamówiliśmy zachwalane placki i nagle zapadło pełne skrępowania milczenie. Znowu poczułam zdradziecki rumieniec zalewający mi twarz, ale Staszek wydawał się nie zwracać na to uwagi. – Słuchaj – powiedział nagle. – Przepraszam, że się wtrącam, ale... – zawiesił głos, a ja zamarłam. – No... Chciałem zapytać, czy doszłaś już do siebie po Andrzeju – dokończył niepewnie. – Pewnie – roześmiałam się, czując taką ulgę, jakby kamień mi spadł z serca. – A czemu pytasz? – Bo wiesz... Albo nie, chodź, zatańczymy – pociągnął mnie na parkiet. cdn
-
Następnego dnia było gorzej. Staszek tryskał humorem i po całym dniu na stoku zaczął kombinować, jak by tu przyjemnie spędzić wieczór. Kiedy wymówiłam się od rajdu po knajpach, spojrzał na mnie z takim rozżaleniem, że aż głupio mi się zrobiło. Czułam się, jakbym psuła mu ten wyczekany urlop. Kolejnego dnia poszedł ze mną na stok dla zaawansowanych. – Monia mówiła, że mam się od ciebie poduczyć i bez tytułu króla Tatr nie wracać – tłumaczył, kiedy protestowałam i ostrzegałam, że to za wcześnie. – Jak złamiesz nogę, to Monia głowę mi urwie – śmiałam się. Z godziny na godzinę robiło się coraz przyjemniej. Skrępowanie, które czułam w jego obecności przez ostatnie miesiące, nagle gdzieś znikło. Może on się wcale nie domyśla, co do niego czuję? Może wszystko sobie wymyśliłam? – pocieszałam się w głębi serca. Otuchy dodała mi jeszcze pewna starsza pani, która stała przed nami w kolejce do wyciągu i z uśmiechem słuchała naszych przekomarzań. – Państwo to pewnie rodzeństwo? – zagadnęła życzliwie. – Prawie – przytaknęliśmy oboje ze śmiechem. cdn
-
Zaraz potem uciekłam do łazienki. "Kocham go, o Boże, ja go kocham" – pomyślałam przerażona. Przez następne dni chodziłam, jak błędna. Kolejne miesiące też były katorgą. Nie mogłam nagle przestać widywać jego i Moniki, ale każde spotkanie sprawiało, że serce tłukło mi w piersi jak szalone. I jeszcze ta ufność Moniki, ta jej troska o mnie. Kupiłam komputer? Oczywiście przysłała Staszka, żeby mi zainstalował te jakieś programy. Chciałam wymienić baterię w łazience? "Staszek ci wymieni" – zarządziła. I jak na złość ciągle tak się składało, że nie mogli przyjechać oboje i Staszek wpadał sam. Na dodatek chyba zaczął się czegoś domyślać. Zresztą, dziwiłabym się, gdyby tak nie było. W jego obecności ręce mi się trzęsły, a na każdy objaw życzliwości reagowałam krwistym rumieńcem. Na pewno się domyślał, a ja umierałam z przerażenia, co będzie jeśli i on.. . Już raz tak było. Miałam wtedy urodziny, a on był nieźle wstawiony. Składając mi życzenia, znienacka pocałował mnie w usta. – Niezła z ciebie laska... Ech, gdyby nie Monia... – zaśmiał się i z całej siły przytulił mnie do siebie. Nogi się pode mną ugięły z wrażenia. Od tamtego dnia żyłam w strachu, że gdyby Staszek chciał... Gdyby zrobił jeden gest, nie umiałabym mu się oprzeć. Unikałam go, jak mogłam, a teraz? Oderwałam się od wspomnień i wróciłam do rzeczywistości. No właśnie! Teraz miałam z nim wyjechać. Sama! Kiedy rano Staszek zadzwonił, że już czeka, zacisnęłam zęby. Trudno. Jakoś przetrwamy ten tydzień. Zresztą, podobno śnieg, jak złoto. Jak się umordujemy na stoku, to potem tylko do łóżka i spać – pocieszałam się. Na początek, umęczona bezsenną nocą, przedrzemałam pół drogi. Potem gadaliśmy o wszystkim i o niczym, dzwoniłam z komórki do Moniki, żeby spytać, jak się czuje, a po przyjeździe do pensjonatu nie chciałam jeść kolacji, tylko od razu, wymawiając się zmęczeniem, poszłam do swojego pokoju. cdn
-
No i wytłumaczyła. Włos mi się jeżył, gdy tego słuchałam. Okazało się, że moje przyjaciółki, jak jeden mąż bały się, że będę podrywać im facetów. – Zawsze byłaś atrakcyjna, a teraz jeszcze schudłaś. No wiesz, taka samotna, interesująco nieszczęśliwa. Co drugi się skusi, żeby cię pocieszać – tłumaczyła. – Ale przecież... – zaczęłam i urwałam. Bo co miałam powiedzieć? Że nie poluję na niczyjego męża, chłopaka, narzeczonego? A gdybym polowała, to co? Przyznałabym się? – Mirka... przepraszam – Kaśka poklepała mnie po dłoni. – Ja wiem, że nie jesteś taka. Ale z tymi chłopami... sama wiesz. Ten mój, ciągle nie jest taki do końca mój. Ze wszystkich sił ukrywam, jak mi na nim zależy, bo wcale nie wiem, czy jemu też. To co się dziwisz, że nie chcę kusić licha? Sama mam mu ciebie podsuwać pod nos? No nie gniewaj się, zrozum... Zrozumiałam, choć nie było mi przyjemnie. Wycofałam się z życia towarzyskiego i gdyby nie Monika i jej mąż zostałabym sama jak palec. Oni jednak nie pozwolili mi na zamknięcie się we własnym świecie. Co tu ukrywać – prawie mnie adoptowali. Jadałam u nich niedzielne obiady, chodziłam z nimi do kina. – Daj spokój, mamy darmową niańkę – śmiała się Monika, gdy mówiłam, że zawracam im głowę. Rzeczywiście, czasami zostawałam z ich córką, a moją chrześniaczką, a oni mogli sobie gdzieś wyjść. To łagodziło moje wątpliwości. Tamtego sylwestra zorganizowali w domu też pewnie ze względu na mnie. Impreza miała być kameralna, ale nagle okazało się, że zwaliło się pół miasta. Każdy na szczęście przyniósł jaką sałatkę i wino, więc kłopotu nie było. Wyglądało na to, że w opinii moich koleżanek przestałam być jakąś powiatową femme fatale, bo nie patrzyły na mnie krzywo nawet, gdy ich mężowie prosili mnie do tańca. Na wszelki wypadek wolałam jednak być ostrożna i kiedy tylko leciał ciut wolniejszy kawałek wymawiałam się od tańca. Ale już dobrze po północy ktoś włączył "Czwartą nad ranem" Cohena i kiedy Staszek mnie poprosił nie umiałam się oprzeć, bo uwielbiam tę piosenkę. Kołysaliśmy się wolno w rytm muzyki, czułam jego ramię obejmujące moje plecy i znienacka oblałam się rumieńcem, jak pensjonarka. cdn
-
Wszystko zaczęło się po moim rozstaniu z Andrzejem. To Staszek mnie znalazł. Przyjechał po jakieś książki dla Moniki i... Nie, wcale nie próbowałam popełnić samobójstwa, ale jak durna nałykałam się tabletek uspokajających. Otworzyłam mu drzwi słaniając się na nogach i zaraz potem film mi się urwał. To Staszek zaniósł mnie do łazienki, zmusił do wypicia szklanki wody z sodą i trzymał moją głowę, gdy myślałam, że wyrzucę z siebie całe wnętrzności. Potem umył mi twarz, zaniósł do łóżka i zadzwonił po swojego znajomego lekarza. A później całą noc siedział i trzymał mnie za rękę... – Hej, mała. Jak się czujesz? – zapytał o świcie, kiedy wreszcie, już całkiem przytomna, ale słaba jak niemowlę, otworzyłam oczy. A potem czułym gestem odgarnął mi włosy. To wtedy się w nim zakochałam, ale musiało minąć dobrych parę miesięcy, zanim sama zorientowałam się w swoich uczuciach. Zaczęło się niewinnie. Odkryłam, że życie kobiety samotnej nie jest łatwe. Odkąd rozstałam się z Andrzejem, nagle przestałam być mile widzianym towarzystwem. Dziewczyny chętnie umawiały się ze mną na ploty, ale na większych imprezach, a już nie daj Boże połączonych z tańcami, przyglądały mi się podejrzliwie. Czułam, że coś jest nie tak, ale do głowy mi nie przyszło, o co naprawdę chodzi. Dopiero Kaśka otworzyła mi oczy. Właściwie jestem jej za to wdzięczna, że nie owijała w bawełnę. – Słuchaj, no kurczę... Ja wiem że to z mojej strony świństwo, ale proszę cię, nie jedź z nami na weekend. Przynajmniej ten jeden raz – zaczęła bez wstępów, ledwie stanęła w moich drzwiach. Musiałam mieć głupią minę, bo ten jesienny wypad na Mazury cała nasza paczka planowała od miesiąca. – Otwórz to – wetknęła mi w ręce butelkę z moim ulubionym likierem. – Zaraz ci wszystko wytłumaczę – dodała z ciężkim westchnieniem. cdn
-
Rozłączyła się, a ja stałam ze słuchawką w dłoni, jak sparaliżowana. "Absolutnie nie mogę jechać. Nie ze Stasiem..." – myśli tłukły mi się po głowie, jak oszalałe. Nie pojadę, postanowiłam i już wystukiwałam na klawiaturze numer Moniki, ale nagle odłożyłam słuchawkę na zasilacz? Zadzwonię i co? Co jej powiem do diabła? Znam ją. Kiedy przemawia takim tonem, nic i nikt nie odwiedzie jej od tego, co sobie postanowiła. Musiałabym powiedzieć prawdę, a tego nie zrobię za żadne skarby świata... Więc co? Rano powiedzieć Staszkowi, że nie jadę? A jeśli on wszystkiego się domyśli? Na pewno się domyśli, zresztą... wcale nie jestem pewna, czy już czegoś nie przeczuwa. Tak dziwnie patrzył na mnie ostatnim razem. Tłukłam się po domu prawie do rana. Już świtało, kiedy pogodziłam się z tym, że nie ma wyjścia – muszę jechać albo wyznać prawdę. Ale prawda oznaczałaby, że stracę jedynych prawdziwych przyjaciół, jakich mam. cdn
-
Tak czekałam na ten wyjazd. Ile lat nie byłam na nartach? Pewnie ze trzy. Ale najpierw, po rozstaniu z Andrzejem nie miałam głowy do rozrywek, potem straciłam pracę, a w nowej ledwie wiązałam koniec z końcem i w żadnym wypadku nie mogłam sobie pozwolić nawet na weekendowy wypad gdziekolwiek, nie mówiąc już o nartach. Ale wiosną zmieniłam pracę i od razu zaczęłyśmy planować z Moniką, że gdy tylko spadnie pierwszy śnieg, to sobie zaszalejemy. No i właśnie widać, jak zaszalejemy. Aż mi się płakać chciało, sama nie wiem, z żalu, czy ze złości. Głos Moniki brzmiał tak, że nie było nadziei, by wyzdrowiała za dzień czy dwa. – No i czemu się nie odzywasz? – zajęta swoimi myślami, przestałam słuchać, co mówi Monika. – A co mam mówić? Urlop i zaliczka całkiem przepadły – odparłam. – Ty mnie w ogóle słuchasz? Przecież mówię właśnie, że już wszystko przemyślałam. – A co tu jest do przemyśliwania – westchnęłam ciężko. – Pecha mam i tyle. Czort z pieniędzmi, ale kolejnego urlopu do wiosny na pewno nie dostanę i nici z nart... – Zamknij się wreszcie i słuchaj – przerwała mi. – Właśnie o tym cały czas mówię. Staszek ma ten sam problem. Pada na twarz i po prostu musi od tego wszystkiego odetchnąć. Już ustaliliśmy, że jedziecie we dwójkę, rządy u nas w domu przejmuje moja mama. Ja sobie spokojnie choruję, a wy staracie się nie połamać sobie rąk i nóg – stanowczość w jej głosie trochę mnie przeraziła, ale próbowałam protestować. Nie dała mi dojść do słowa. Stwierdziła, że nie mam nic do gadania. I że jutro rano Staszek podjedzie po mnie, tak jak było planowane. cdn
-
Ta trzecia to ja Wyślij znajomym Drukuj Mirosława Z., 28 lat, chemik Wbrew sobie zakochałam się w mężu mojej przyjaciółki. Takie to moje parszywe szczęście... Ktoś mnie kiedyś przeklął, czy co? – myślałam pełna rozpaczy. Dlaczego każda miłość musi przynosić mi tylko ból i upokorzenie? Byłam już spakowana i właśnie podlewałam kwiatki, żeby na pewno przetrwały tydzień mojej nieobecności, gdy nagle zadzwonił telefon. Aż podskoczyłam. Dochodziła jedenasta w nocy. Kto może dzwonić o tej porze? – zastanawiałam się, podnosząc słuchawkę. – Mirka? – usłyszałam zachrypnięty głos, który wydał mi się znajomy, ale nie mogłam go rozpoznać. – Tak. A kto mówi? – spytałam. – O Boże, aż tak źle ze mną? Monika. – O rany boskie, co ci się stało? – zawołałam z niepokojem, bo wszystkiego się mogłam spodziewać, tylko nie tego, że nie rozpoznam głosu mojej najlepszej przyjaciółki. – Mam ropną anginę – wychrypiała. – A na domiar złego mama poi mnie mlekiem z masłem i miodem, którego nienawidzę – dodała żałośnie. No tak, wszystko jasne. Diabli wzięli naszą wyprawę. – To znaczy, że nigdzie nie jedziemy – raczej stwierdziłam niż spytałam, wiedząc, że nie umiem ukryć zawodu w głosie. cdn
-
MOJE SERCE Moje serce jest tak bardzo delikatne, Że najmniejsze nawet słowo ból zadaje... Moje serce jednocześnie jest też silne, Ciągle walczy i się nigdy nie poddaje... Moje serce chociaż małe jest też wielkie, Kiedy kocha to nie boi się niczego... Moje serce całe życie jest pokorne, Dla miłości może wyrzec się wszystkiego... Moje serce jest gorące tak jak lawa, Co z wulkanu namiętności się wyłania... Moje serce potrzebuje dziś miłości, Bo stworzone jest prawdziwie do kochania... Kasia
-
Za wielkim morzem TY,,,,,BRATANKI http://www.ewa.bicom.pl/karaoke/k1.htm
-
KOCHANE DRZEWKA!! Juz jestem,,,,wrocilam i caly czas na telefonie! A poza tym mam solenizantke Helenke i dlatego rozmowy nasze sa takie dlugie,,, JARZEBINKO_________przepraszam,ze spoznilam sie,,, Niestety,GRABIK stracil lacznosc ze swiatem_________miejmy nadzieje,ze wkrotce bedziemy miec z nia kontakt. ORZESZKU______ dziekuje za wiersz! Nie ma watpliwosci____________ze znalazlas tu \"zaciszne miejsce\" by odpoczac.Pisz,co Ci w sercu gra...liczymy na Twoja poezje i nie tylko :D GRABKU____________-buziaki Bedzie wszystko dobrze :D Pozdrawiam bardzo serdecznie
-
Osiągnąłeś to, co chciałeś. To, czego tak pragnąłeś. Musiałeś ciężko pracować żeby na to zasłużyć. Zrezygnowałeś z wielu rzeczy oddając się tej jednej. Dla Ciebie największej i najsłuszniejszej. Często miałeś pod górkę, a nawet, jakby było mało, rzucali Ci kłody pod nogi. Miałeś chwile zwątpienia, buntu. Jednak Ty, pełen wiary i nadziei, szedłeś dalej. Twoja miłość cały czas rosła, pomagając Ci w zdobyciu szczytu. Osiągnąłeś go. Zdobyłeś. Mogłeś być dumny, że wytrwałeś mimo wszystko. Jednak to nie koniec Twojej pracy. Bo chociaż zdobyłeś swojego upragnionego przyjaciela to czeka Cię jeszcze wiele ciężkich prób. Tym razem masz jednak coś, co ułatwi Ci drogę; Twojego przyjaciela.
-
Ze starej plyty,,,, Dom, rodzinny dom odchodzi już w niepamięć Czas z matczynych rąk zabiera nas w nieznane. Żal tych czterech ścian, gdzie tyle sie przeżyło, Lecz tam czeka świat i miłość woła nas. Ze starej płyty wraca muzyka Wibruje w smykach, jak w oczach łzy A świat się kręci, jak stara płyta Kreśli w pamięci obraz tych dni Ze starej płyty melodia płynie Jak w niemym kinie, ktoś na pianinie gra Utopmy troski w czerwonym winie Bo raz się żyje i kocha raz Jak filmowy kadr swe życie znów oglądam, lecz nie wróci juz zielonych lat melodia. Po matczynej też poznałem inną miłość, Dziś, jak piękny wiersz, powtarzam ją co dzień. Ze starej płyty wraca muzyka Wibruje w smykach, jak w oczach łzy A świat się kręci, jak stara płyta Lata nam składa z nocy i dni Ze starą płytą trzeba ostrożnie Pęknie jak serce, nic nie zostanie Z naszą miłością bywa podobnie. Mija jak refren ze starych płyt... Jak filmowy kadr swe życie znów oglądam, lecz nie wróci juz zielonych lat melodia. Po matczynej też poznałem inną miłość, Dziś, jak piękny wiersz, powtarzam ją co dzień. Andrzej Frajndt
-
To była święta prawda. Bo kiedy ocknęłam się z omdlenia wtedy, przy tych kwiatach, zobaczyłam nad sobą stroskaną twarz chłopaka z kwiaciarni. Arek zaopiekował się mną tak skutecznie, że wkrótce zostaliśmy parą i teraz prawie codziennie jestem obsypywana kwiatami. Tak to już bywa, że koniec starego, oznacza też początek nowego, często dużo lepsze etapu w życiu. Na szczęście! Karolina
-
Po roku od tego zdarzenia wpadliśmy na siebie z Robertem na ulicy. – Pięknie wyglądasz, Karolino – bąknął speszony. – Wiesz... – Poczekaj, pogadamy. Usiądźmy na chwilę przy kawie – wskazałam głową pobliską kafejkę. Zamówiliśmy kawę i przez chwilę panowało krępujące milczenie. Robert odezwał się pierwszy. – Wiem, to nie było w porządku. Chciałem cię przeprosić za... – Nie musisz mnie za nic przepraszać – przerwałam biorąc go za rękę. – Przecież nie miałeś innego wyjścia. Nie przyjmowałam do wiadomości, że chcesz odejść, a ty byłeś zbyt delikatny, by powiedzieć mi to wprost. Dziś myślę, że te kwiaty były naprawdę pięknym gestem. Spojrzał na mnie zdziwiony. – Naprawdę nie masz do mnie żalu? – A skąd! Ze wszystkim miałeś rację. I z tym, że powinniśmy się rozstać i z tym, że kto inny mi pisany. Do tego tę miłość zawdzięczam właśnie tobie. cdn
-
Rzeczywiście kłóciliśmy się coraz częściej. I nawet trudno powiedzieć o co. Przeważnie były to drobiazgi bez znaczenia. Inaczej myśleliśmy, czego innego pragnęliśmy, o co innego nam w życiu chodziło. Mimo wszystko kurczowo trzymałam się myśli, że pisane nam jest wspólne życie. Po ostatniej sprzeczce Robert nagle przestał mieć czas na spotkania. Zawsze były jakieś pilne zajęcia. A kiedy w końcu się spotykaliśmy był milczący i nieobecny. Któregoś dnia zapukał do moich drzwi posłaniec z pięknym bukietem kwiatów. Była do nich dołączona karteczka z krótkim tekstem: "Karolinko. Przeżyliśmy ze sobą wiele pięknych chwil i chciałem Ci za nie podziękować. Nie chcę Cię ranić, ale my naprawdę nie pasujemy do siebie. Na pewno gdzieś czeka przeznaczona Ci prawdziwa miłość. Robert". Nawet nie miał odwagi powiedzieć mi to prosto w oczy. Poczułam jak ziemia osuwa mi się spod nóg. – Co pani jest? Proszę pani, czy pani źle się czuje? – usłyszałam jak przez mgłę głos posłańca z kwiaciarni. cdn
-
Nie musisz mnie przepraszać Nie umiałam pogodzić się z myślą, że oto coś się kończy. A przecież koniec starego oznacza też początek nowego. To nie ma sensu. Sama widzisz, że nadajemy na zupełnie innych falach – powiedział Robert po kolejnej kłótni. – Zastanówmy się, czy nie powinniśmy się rozstać. Zmartwiałam. Przecież to tylko kłótnia. To normalne, że ludzie czasem nie zgadzają się ze sobą. Co nie znaczy, że zaraz trzeba się rozstawać. Nie nie, tylko nie rozstanie. Nie przeżyję tego. Nie chcę być sama. Nie chcę być porzucona. przecież w gruncie rzeczy jest nam dobrze... – Nawet w żartach tak nie mów – powiedziałam, siląc się na uśmiech. – Już nie kłóćmy się proszę. – Ale... – Robert, proszę – przytuliłam się do niego. cdn
-
2 w 1,,,,czy 3 w 1???? ___komentowac tej \"gry\"nie mam zamiaru,,,, ________________________________________________________ Czy marzenia sie spelniaja??? Rhonda Byrne,autorka bestsellerowego poradnika \"The Secret\" twierdzi,ze tak. W swojej ksiazce opisuje jak myslec,postepowac i dzialac,aby nasze pragnienia mialy szanse na reslizacje. twierdzi,ze wszechswiat rzadzi sie jedna zasada__________zasada przyciagania,ktora jest ponad podzialami,ponad dobro i zlo,a co za tym idzie,jestesmy odpowiedzialni za wszystkie zdarzenia,ktorych jestesmy uczestnikami. W swietle tej idei,przyslowie,ze sami jestesmy kowalami wlasnego losu,zyskuje nowy sens. Glownym przekazem ksiazki jest to,ze kazdy z nas zasluguje na wszystko,o czym marzy.,,,, \"Sekret\" pokazuje,ze warto zdobyc sie na odwage i zaczac marzyc. ,,,,\"Sekret\" uczy,ze trzeba wyznaczac sobie cele i wierzyc w jego realizacje,bo sukces jest w zasiegu reki. Dajmy sobie szanse i pozwolmy na marzenia,ktore dzieki konsekwencji i wierze w powodzenie,maja szanse sie ziscic.