JODLA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez JODLA
-
Widze,ze swietnie sie tu bawicie____ bacie drypcie!! Nie bojcie sie marzyc! Kto z nas moze powiedziec,ze nigdy nie marzyl? Ilu z nas zmeczonych codziennoscia,nie puscilo wodzy fantazji pozwalajac dojsc do glosu naszym najbardziej ukrytym pragnieniom? Czy marzenia sa potrzebne? Oczywiscie!!!! Marzenia pomagaja w zyciu.Sa bardzo pozyteczne,gdyz pelnia szereg waznych funkcji. Przede wszystkim___________pozwalaja na chwile oderwac sie od rzeczywistosci,dajac tym samym chwile odpoczynku od codziennych problemow. Poza tym rozwijaja kreatywnosc, pomagaja uporzadkowac i dopracowac nasze plany, a takze uporac sie z problemami zycia codziennego. MARZENIA rozszerzaja horyzonty i pomagaja nam uporzadkowac nasze sprawy___________pozwalaja wlasciwie ocenic nasze dokonania i wyznaczyc kolejne cele!! A zatem BABCIE___DRYPCIE___________zostawiam was ____zyczac wam ____________-spelnienia waszych marzen!! Bawcie sie dobrze!!:D
-
Gdybym mial gitare,,, http://www.ewa.bicom.pl/biesiada/bsd7.htm
-
Milej lekturki,,,,:D Uciekam juz do swoich obowiazkow!Pa,pa Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie
-
Wybiegłam za nim, ale już było za późno. Zobaczyłam tylko tylne światła samochodu, znikające za bramą. Drżącymi rękami wystukałam numer jego komórki. Raz, drugi, trzeci... Nie odebrał. Wróciłam do pensjonatu, złapałam płaszcz i zamówiłam taksówkę. Kazałam się odwieźć na dworzec. Pociąg do domu mam za godzinę. Siedzę i czekam, i liczę godziny. Bo może zdążę. Muszę być na miejscu, zanim Andrzej wróci do domu. To taki mój zakład z losem. Jeśli tam będę, to czuję, że on mi wybaczy, zrozumie, uwierzy, że ja już nigdy... Musi uwierzyć, przecież jest moim bajkowym księciem! Dobroslawa
-
Od pierwszej chwili mówił mi na "ty", ale jakoś nie przyszło mi do głowy się obrażać. Gdy przyjechał następnego dnia, zaprosiłam go na kawę, a potem już poszło. Zakochałam się. W kąt poszli znajomi, praca, nawet francuskie studia podyplomowe, na które wcale nie było łatwo się dostać. Rozumieliśmy się w pół słowa, ale to nie wszystko. Dziś myślę, że na samym początku ujęło mnie w nim to, że Andrzej z jednej strony traktował mnie jak księżniczkę, a z drugiej... nie czuł się gorszy. Ja prawdę mówiąc też nie czułam, żeby był gorszy, choć skończył tylko technikum melioracyjne. I pewnie żadne takie głupoty nigdy nie przyszłyby mi do głowy, gdyby nie Kinga, koleżanka z pracy. – No pokaż wreszcie tego twojego supermena – zagadnęła któregoś dnia, gdy po szalonym weekendzie wpadłam do pracy spóźniona, rozczochrana, w dżinsach. – Gdzie byliście? A kim on w ogóle jest? Co robi? Już otworzyłam usta, żeby zgodnie z prawdą powiedzieć, że przez trzy dni pilnowaliśmy 16 labradorów w zaprzyjaźnionej hodowli Andrzeja, bo właściciele pojechali na poślubny weekend, gdy słowa zamarły mi w gardle. O kurczę, ubawiłam się, jak chyba nigdy dotąd, ale po prostu nie mogłam się do tego przyznać. cdn
-
To dziecięce wspomnienie, utkwiło w mojej głowie na wiele lat. Także później, gdy byłam już nastolatką, czułam się jak królewna. Ale też nikt nie starał się pozbawić mnie tego przekonania. Zresztą i powodów do tego nie dawałam. Byłam niebrzydka, zgrabna, świetnie ubrana. Rodzice inwestowali we mnie kosmiczne, jak na tamte czasy i tamto miasteczko, pieniądze. Jeździłam konno, na nartach, pływałam na żaglówkach, a kiedy prócz normalnych lekcji angielskiego, zapragnęłam uczyć się włoskiego, nauczyciel trzy razy w tygodniu dojeżdżał do mnie z odległego o dobre kilkadziesiąt kilometrów miasta wojewódzkiego. Trzy lata tak dojeżdżał, bez słowa skargi, więc pewnie mu się opłacało. Jedno tylko miałam w tamtych latach zmartwienie – moje koleżanki zakochiwały się i odkochiwały, a ja... nic. – Daj spokój, a który z naszych chłopaków odważy się ciebie podrywać – tłumaczyła mi Małgosia, moja najlepsza, a prawdę mówiąc jedyna przyjaciółka. Trzymałyśmy się razem chyba prawem kontrastu. Ona miała czwórkę rodzeństwa i figurę okrągłą jak bułeczka. I jeszcze coś, co sprawiało, że oglądali się za nią wszyscy chłopcy. Dziś wiem, że to był seksapil, wtedy cierpiałam, bo byłam od niej ładniejsza, ale to ją podrywano, nie mnie. Gdy mi powiedziała, że żaden chłopak nie odważy się mnie podrywać, nie wiedziałam, o co jej chodzi. – A na co tu odwaga? – odparłam żałośnie. – Nie podobam im się i tyle. – Co najwyżej głupia jesteś i tyle – roześmiała się. – Nie widzisz, jak wyglądasz, jaka jesteś? Nie pasujesz ani do naszych chłopaków, ani do naszego miasteczka. Wiesz, jak na ciebie mówią? Księżniczka... A księcia jakoś nie widać. Trochę mnie to podbudowało, bo Małgosia zawsze imponowała mi szczerością i zdrowym rozsądkiem. A skoro ona tak mówi... cdn
-
WITAJ BIESIADO KOCHANE DRZEWKA______________JARZEBINKO i GRABKU____witajcie Biegne do WAS ____________a tu tyle wspanialosci dla ducha,,, Od rana bylam taka zabiegana,,,,zakupy,a teraz pranie.:D Widze,ze i WY _____________postawilyscie na relaks. JARZEBINKO _________milych chwil wsrod swoich bliskich i przyjaciol. GRABKU_________tez chetnie posiedzialabym z WAMi przy kominku,, Skoro mowimy o milosci,,,,,kolejne opowiadanie,,,, O jeden żart za duzo,,,, Wystarczyło mi rozumu, by rozpoznać miłość, kiedy wreszcie przyszła. Ale byłam za głupia, by zrozumieć, że nikomu nie wolno igrać z losem. Chcę wierzyć, że to ode mnie zależy, czy ta bajka skończy się szczęśliwie. Byłam późnym dzieckiem. Wytęsknionym, rozpieszczanym. I jedynaczką, co podobno źle wróży. Dosyć chorowitą jedynaczką, co wróży jeszcze gorzej. Jedno z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa, dotyczy szpitala. – Jak się nazywasz, malutka? – spytała pięlęgniarka, która robiła mi zastrzyk. – Doblosława – powiedziałam, bo choć nie mówiłam \"r\" byłam dumna ze swego imienia. Żadna dziewczynka w przedszkolu tak się nie nazywała. – Dobrosława? – zdziwiła się pielęgniarka. – A cóż to za imię? – mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do mnie. Widać moje imię zupełnie jej nie pasowało, bo wróciła do tematu. – A jak na ciebie mówią w domu – drążyła. – Jak to jak? – zdziwiłam się całkiem szczerze. – Królewno... cdn
-
hihi_____________radosc o poranku,wieczora i nocy!!:D JARZEBINKO_______________macham do CIEBIE! Wybieram sie do wypozyczalni filmow,,,wiec na chwilke zajrzalam na BIESIADE Poczekam tu na CIEBIE!! Do zobaczenia
-
WITAJ GRABKU!! Jak milo CIEBIE ujrzecPieknie to powiedzials,,,Dziekuje! Przyszla Jasia__________i znow ucielysmy sobie pogawedke!! No zrobilam przerwe w pisaniu,,,, Przypuszczam GRABKU___________kto Ci towarzyszyl w czytaniu.Pasjonaci historii!!! Dziekuje za wiadomosci na GG.Do uslyszenia na zlaczach!! Piekny wiersz Pozdrawiam CIEBIE bardzo serdecznie!!
-
Wróciłam do domu. Zmęczona powoli wchodziłam na trzecie piętro. Pod moimi drzwiami ktoś siedział. Leszek. – Nie możesz mnie tak zbyć – zaczął. – To ty mnie zbyłeś – odparłam. – Nawet nie zadzwoniłeś... – Dzwonię, jak głupi od trzech dni, tylko, że mam zmieniony numer, bo karta się uszkodziła. Nie zliczę, ile godzin przesiedziałem pod twoimi drzwiami... – Daj spokój, to nie ma sensu – przerwałam mu, bo chciało mi się płakać. – Jak możesz? Rozmawiałem z Ewą. Powiedziała, że ty sama na początku nie chciałaś tego dziecka. Dlaczego mnie skreślasz z powodu 10 sekund, w których nie zareagowałem, tak jak chciałaś. Kocham cię i chcę tego dziecka, ale zaskoczyłaś mnie... – Nie... – zaczęłam i nagle znów to usłyszałam: "Nie popełniaj mojego błędu"... *** Posłuchałam cię, mamusiu. Nie wiem, czy dokładnie o to ci chodziło, ale cię posłuchałam. Nie od razu wybaczyłam Leszkowi, ale tam na schodach dałam mu szansę. Nasz synek ma już rok. A wczoraj postanowiliśmy, że niedługo weźmiemy ślub. Dziękuję, mamusiu... Kamila
-
Wróciłam do domu późno, ale zamiast iść spać wyciągnęłam stare albumy. Nie oglądałam ich od czterech lat, od śmierci mamy. Teraz zaczęłam od najstarszego – czarno-białe, trochę już wyblakłe zdjęcia natchnęły mnie optymizmem. Skoro moja mama prawie 30 lat temu sama dała sobie radę, ja poradzę sobie tym bardziej. Mnie przynajmniej nikt nie będzie wytykał palcami, jako panny z dzieckiem. Następnego dnia byłam już spokojna, choć nadal smutna. Wcześniej zwolniłam się z pracy i pojechałam na cmentarz. – Nie tak miało być, mamusiu, ale poradzę sobie – szeptałam przy grobie mamy. Spuściłam głowę, klęczałam w milczeniu. Nie modliłam się, starałam się nawet o niczym nie myśleć. Tu w tym miejscu próbowałam wyczuć jej... Nie, nie obecność, bo nie wierzę w żadne duchy ani inne nieziemskie zjawiska. Próbowałam odnaleźć w sobie jej wspomnienie, coś, co dałoby mi siłę, sprawiło, że nie czułabym się taka zagubiona, taka samotna. Robiło się ciemno, zmarzłam i już miałam odejść, kiedy to usłyszałam: "Nie popełnij mojego błędu, córeczko". Te słowa były tak wyraźne, że aż podskoczyłam i obejrzałam się za siebie. Nikogo. Zaczęłam się zastanawiać i... przypomniałam sobie. Mama umarła w szpitalu, ale przed śmiercią próbowała mi coś powiedzieć i wtedy wyszeptała to zdanie. Wtedy nie wiedziałam, o co jej chodziło i nie wiem nadal. cdn
-
Następnego dnia szczęśliwie była sobota. Żadna z nas nie musiała iść do pracy. Ewa nie puściła mnie do domu. Twierdziła, że nie powinnam być teraz sama, zostałam więc u niej na weekend. Kiedy trochę ochłonęłam, próbowała ze mną rozmawiać, broniła Leszka, tłumacząc jego zachowanie zaskoczeniem, ale ja już nie potrzebowałam pocieszeń. – Daj spokój – mówiłam. – Nie broń go. Gdyby naprawdę mnie kochał, zachowałby się inaczej. Zresztą, nie mogę mieć do niego pretensji, znamy się raptem trzy miesiące. Miał prawo być wściekły... – Może wcale nie był wściekły, tylko zaskoczony. Ile czasu tobie samej zabrało oswojenie się z myślą o dziecku? Co najmniej parę godzin – Ewa trzymała się swojego. – Włącz chociaż komórkę i sprawdź, może dzwonił? – No i co z tego, że dzwonił? – mruknęłam, ale potem w łazience, ukradkiem jednak włączyłam aparat. Migająca kopertka na ekranie oznajmiła, że mam zapchaną skrzynkę. Zajrzałam – no tak dwie wiadomości od Leszka. Obie z wczoraj, a potem cisza... A dzisiaj od rana dobija się do mnie ktoś, kogo wcale nie znam – uważnie przyjrzałam się numerowi, a mam pamięć do cyfr – nie, takiego numeru nie ma nikt ze znajomych. Nie czytając ani nie odsłuchując wiadomości, wcisnęłam opcję: Usuń wszystko. – Zdecydowałam się – oznajmiłam Ewie w niedzielę wieczorem, kiedy zbierałam się już do domu. – Sama wychowam to dziecko. Dam sobie radę... – Pewnie, że dasz – Ewa uścisnęła mnie serdecznie. – Ale... Może daj Leszkowi szansę... Zasługuje na to. A i ty nie wiesz, na co się decydujesz... – przekonywała. – Właśnie że wiem. I to lepiej niż ktokolwiek – westchnęłam. – Moją matkę spotkało to samo. – Jak to? – zdziwiła się Ewa. – Zwyczajnie. Była pielęgniarką i zakochała się w panu doktorze. Kiedy zaszła w ciążę, zmieniła pracę i nawet mu o tym nie powiedziała. Nie znam swojego ojca... cdn
-
Pogodzona z losem weszłam na parking pod kinem. Leszek siedział na ławce, czytał jakąś gazetę. Na mój widok wstał i pomachał ręką. Prawie do niego biegłam. Teraz czułam, że muszę natychmiast podzielić się z nim wielką nowiną. – Będziemy mieli dziecko – wydyszałam z odległości dobrych kilku kroków. – Czyje dziecko? Duże? I co z nim? Powtórz, bo nie zrozumiałem – odparł. – Nasze dziecko – śmiałam się. – Na razie chyba nieduże, to dziewiąty tydzień – oznajmiłam radośnie. I nagle po plecach przebiegł mi lodowaty dreszcz. Leszek... Nie tak wyobrażałam sobie jego reakcję. Zbladł, cofnął się o krok, opadły wyciągnięte do mnie ręce. – Ale... Ale... Jak to? Jesteś w ciąży? Mówiłaś... – plątał się coraz bardziej, a ja coraz bardziej chciałam stąd uciec. Dokądkolwiek, byle nie widzieć jego twarzy. Zrobiłam to. Odwróciłam się i pobiegłam, niemal wpadając pod nadjeżdżającą taksówkę. Auto zahamowało, a ja szarpnęłam za klamkę, wskoczyłam do środka i rzuciłam kierowcy pierwszy adres, jaki mi przyszedł do głowy – adres Ewy. Piętnaście minut później siedziałam na jej kanapie i szlochając opowiadałam, co mi się przydarzyło. Dała mi się wypłakać. Słuchała, głaskała mnie po plecach, napoiła herbatą z miodem, a w końcu ułożyła mnie na kanapie, dała poduszkę i koc. – Teraz się wyśpisz, a jutro pomyślisz, co z tym zrobić dalej – powiedziała. – Myślisz, że w tym przypadku powiedzenie, że dzień jest mądrzejszy od nocy też się sprawdzi? – chlipnęłam. – Prawdziwe powiedzenia zawsze się sprawdzają – pocieszała mnie. cdn
-
Usłyszałam cię mamo,,,, Czy to ty przypomniałaś mi słowa, które odmieniły moje życie? Dlaczego? Jak? Nie szukam odpowiedzi na te pytania... Byłam spóźniona dobre dwadzieścia minut, ale nie zamierzałam się tym przejmować. Kino już i tak diabli wzięli, seans właśnie się zaczyna, a ja mam jeszcze kawałek drogi. Zresztą, co tam kino. Dzisiaj będziemy mieli z Leszkiem znacznie ciekawszy temat do rozmowy. Dokładnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że wszystkie moje obawy nagle zniknęły. Roześmiałam się głośno na wspomnienie przerażenia, z jakim dzisiaj rano wpatrywałam się w niebieską kreseczkę, która pojawiła się w okienku. Natychmiast zrobiłam drugi test w bezsensownej nadziei, że może ten pierwszy był uszkodzony. Ale wynik, niestety, był identyczny. cdn
-
http://www.filmweb.pl/szukaj?q=Lista+Schindlera
-
JARZEBINKO___________--Twoje wzruszajace opowiadanie przywolalo mi pana Jozefa.Jego matka i jego siostra zginely w Oswiecimiu.Byl dzieckiem i cale zycie brakowalo mu matki.Tesknil za nia,,,,Opowiedzial mi tyle wojennych okropnosci. Jego matka jest na liscie Shindlera.Pokazalm mu,,,,,nie mogl biedny uwierzyc,,,Niemal kazdego dnia prosil mnie,abym ponownie pokazala te liste,,,Patrzyl,,,czytal i wzruszal sie ___________pamietam te zaplakane oczy.,,,,
-
WITAJ BIESIADO JARZEBINKO kochana___________witaj Taka CIEBIE uwielbiam!! Wspaniale,ze moge usiasc z kawka i delektowac sie pieknymi opowiadaniami. Dziekuje Ci Jestesmy u siebie!!____prawda JARZEBINKO? hihi____ale niektorych to baaaaaaaaaardzo drazni,,,,:D Jestesmy ponad to,,,, Pomaranczowa__________wchodzic tu nie musisz,,,,ale jesli jestes___zachowaj dla siebie swoje zbedne komentarze.Nic tu po nich,,,,, GRABKU_______________czyzbys juz wypoczywala \"weekendowo\"? Pozdrawiam bardzo serdecznie
-
Witaj JARZEBINKO!!! Chcialam cos napisac,,,a wlasciwie bylam juz na BIESIADZIE,,,,,telefony rozdzwonily sie i ,,,,dopiero teraz jestem wolna. Niestety ___jest dosc pozno,wiec powiem tylko DOBRANOC BIESIADODo jutra,pa,,, Pozdrawiam WAS kochane
-
Rozstałyśmy się sympatycznie i obiecałyśmy sobie, że będziemy pisać, telefonować i w ogóle – być w kontakcie. Ale po powrocie do domu zmieniłam komórkę, a dwa listy z ciepłych krajów leżą nie otwarte. Chodzę na terapię. Krzywda i złość leżą mi na sercu jak kamień. Mam się nauczyć wielu rzeczy, ale przede wszystkim, mam się pogodzić z samą sobą. To podobno początek drogi. W moim nowym ciele czuję się jak w ciasnej sukience. Założyłam ją dla innych i pewnie dlatego tak mnie uwiera. Kiedy poczuję się w niej swobodnie, może zacznę normalnie żyć? Wiktoria
-
Na studia zdałam bez problemu, ale i na tym średnio mi zależało. Pozostawała sprawa z mamą: postarałam się do niej dotrzeć i poprosić o spotkanie. Dzięki samolotom i zjednoczonej Europie, bez kłopotów znalazłam się w zaczarowanym mieście malarzy i artystów. Paryż wydał mi się brudny, Sekwana - szara, padał deszcz i nic nie było takie jak w marzeniach. Ona też nie była taka piękna, jak kiedyś, bo zgasły promienie, które otaczały ją w moich snach. Teraz zachwycała się odmienioną córką. Snuła plany wspólnych podróży do egzotycznych krajów. Mówiła nawet o wspólnym zamieszkaniu. Moja uroda podkreślała jej urodę, więc warto było mieć mnie przy sobie. Siedziała przede mną wytworna pani i pochylała głowę tak, żeby światło padało na nią z tyłu. Rozmawiała ze mną uprzejmie, może nawet - serdecznie... ale, nie zachowywała się jak matka! Chciałam zapytać czy byłaby taka miła, gdyby siedziała z nią gruba, pryszczata nastolatka? I za co mnie lubi? Czy tak, jak ojciec, za szczupłe ciało i gładką cerę? Chciałam powiedzieć, że jestem taka, jak wtedy, gdy ode mnie uciekała, tylko już nie pragnę jej miłości, bo wiem, że ona nie umie kochać! A skoro ona – matka nie umiała kochać własnego dziecka, dlaczego mają to robić obcy ludzie? Myślałam, że wszyscy lubią "za coś", że trzeba najpierw dużo dać, a potem czekać, aż się coś dostanie. Że wszystko polega na tym, jak się obronić przed kolejnym ciosem i że nie jest ważne, jakim się jest, tylko – jak się wygląda... Ale, nic nie powiedziałam. cdn
-
I te włosy – piękne, lśniące... I miała ta dziewczyna wypielęgnowaną twarz i zadbane ręce. Miała zmysłowe usta i oczy jak orzechy. I duży, kształtny biust i okrągłe biodra poniżej wąskiej talii. To wszystko zawdzięczałam zielonym warzywom i trzem kromkom ryżowego pieczywa dziennie. Reszty dokonali: fryzjer, masażysta, styliści, instruktor gimnastyki i forsa mojego taty. Sama nie zrobiłam nic, tylko z jednego ciała przeszłam do drugiego. W tym drugim – ciasnym próbowałam się zmieścić. I tak żyłam rozdwojona i niepewna, gdzie i kim naprawdę jestem. Było mi przyjemnie, że ojciec się cieszy z odmienionej córki, że jest miły, a nawet mi nadskakuje. Jednak na dnie serca tlił się żal. Zastanawiałam się, dlaczego mnie nie widział, kiedy tak strasznie go potrzebowałam? Więc on się zbliżał, a ja odchodziłam. Nowa Wiktoria nie potrzebowała starego taty! cdn
-
Nie wyjeżdżałam na wakacje. Mieliśmy piękny ogród, za domem ściana lasu, wystarczyło wsiąść na rower... Ale ja nie umiałam jeździć na rowerze! Nikt nie wierzy, jak to opowiadam. A kto niby miał mnie nauczyć?! Więc siedziałam w pokoju, nawet w największe upały i coraz bardziej świrowałam. Mama czasami pisała widokówki z różnych stron świata. Nigdy nie podawała adresu, ale raz przysłała kartkę z widoczkiem pienistej fali oceanu i słońcem, które wyglądało, jak pomarańcza na niebieskim talerzu. Napisała: Tęsknię za Tobą, kochana córeczko. Coś się we mnie poprzestawiało. Ja też tęskniłam. Strasznie. Chciałam do niej pojechać. Chciałam mieć mamę, która miała orzechowe oczy i wyglądała jak najpiękniejsze modelki, jak gwiazdy filmowe, ale nagle zrozumiałam, że jestem zbyt brzydka, żeby taka istota mnie pokochała i że nigdy tak się nie stanie, dopóki się nie zmienię i nie zasłużę na jej uczucie. Że nawet w bajkach o Pięknej i Bestii potwór musiał się przeistoczyć w przystojnego królewicza. Nikt nie chciałby kochać żaby, więc musiała zrzucić żabią skórę! Kiedy to sobie przemyślałam, już wiedziałam, co robić. Moja metamorfoza trwała prawie dwa lata. Kosztowało mnie to wiele wysiłku i łez, ale po osiemnastu miesiącach nie było tamtej dziewuchy z ostrzyżoną głową i obgryzionymi paznokciami. Nie było zwałów tłuszczu ani nie tłustej cery Eskimosa. Z dużego lustra patrzyła na mnie wysoka, szczupła laska z włosami do ramion. cdn
-
Wtedy po raz pierwszy matka jakby mnie zauważyła. Nawet pojechałyśmy do dobrego sklepu z ciuchami. Próbowała mnie jakoś przeistoczyć, ale ja byłam już zbuntowana i niechętna. Specjalnie chodziłam i siadałam jak prawdziwy słoń, ostrzygłam włosy prawie przy skórze i rozdrapywałam nieznaczny trądzik. Była przerażona, ale WIDZIAŁA mnie! O to mi chodziło! Czasami przychodzili goście i prawie wszystkie kobiety – równolatki mojej mamy były szczuplejsze ode mnie, miały piękne włosy i poruszały się jak węże. Nienawidziłam ich, ale szybko zniknęły z mojego życia, bo mama rozwiodła się z ojcem i odleciała w świat, jak piękny motyl, a my z ojcem zostaliśmy sami – dwie ropuchy, bez królewny! Nie było tak tragicznie. Wystarczyło luźniej zawiązać sznurek w dresowych spodniach i zajadać głód uczuć. Dopiero na psychoterapii dowiedziałam się, że to normalna reakcja niekochanych dzieci. Powinnam jeszcze coś napisać o szkole, ale nienawidzę tych wspomnień. Zaliczałam kolejne sprawdziany i klasówki, rósł stosik szkolnych świadectw z czerwonym paskiem, ale tak mną tam gardzili, że nawet nikt nie chciał ode mnie ściągać, nikt mnie nie poprosił, żebym podpowiadała na klasówkach... Biedny, opasły dzieciak uczył się po to, żeby zaimponować tym, którzy i tak mówili: "spadaj macioro!". cdn
-
Po czekoladzie było mi trochę lepiej, więc jadłam i rosłam jak drożdżowa baba, a ponieważ wylewałam się ze wszystkich ubrań, zaczęłam nosić tylko wygodne dresy. Nikt mnie nie pilnował, więc nie wiedziałam, jak inaczej uśpić dziecinne smutki. Przestałam lubić inne dziewczynki, bo nie mogłam być taka jak one: kolorowa, lekka, roześmiana i dobra na wuefie. Świadomie zaczęłam się zachowywać i ubierać, jak wielki, tłusty chłopak, ale chłopców też nie lubiłam, bo oni "słonicą" gardzili jeszcze bardziej. Tylko noce były fajne. Mogłam śnić, że noszę obcisłe jeansy i że robię taką gwiazdę, jakiej nigdy nie widziano w naszej sali gimnastycznej, że nie chodzę, tylko fruwam i że ktoś mnie przytula. Budziłam się taka głodna, że musiałam przed normalnym śniadaniem wepchnąć w siebie suchy chleb albo makaron, albo, co tam znalazłam w kuchni. cdn