Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

corobić

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. ulla35 czy Ty pisałaś kiedyś pod pseudonimem kordula? Ściskam mocno Ciebie i forumowiczki, które mnie pamiętają. A tym z kim się nie znam, życzę wszystkiego dobrego, samozaparcia i wiary w to, że można być i patrzeć codziennie radośnie, bez strachu w przyszłość.
  2. Dziewczyny, Chcę Wam życzyć spokojnych, przede wszystkim spokojnych Świąt i dużo pozytywnych zmian i uśmiechu w przyszłym roku.
  3. licjo...przeraziło mnie to co napisałaś, tak jak przeraża mnie każda przemoc... Czy pracujesz ( jesteś niezależna finansowo? ) oprócz pracy w domu, bo w to nie wątpię... Trafiłaś w dobre miejsce - każda z nas tu przeżywa mniej lub bardziej drastyczną przemoc jak wiesz skoro tu jesteś. Skoro tu trafiłaś, to nie jesteś tak do końca bezradna i wiesz, że nie musisz znosić to co znosisz. Boże... Jeśli jesteś niezależna, to im szybciej odetniesz się od męża, tym lepiej, ale na poczatek przełam strach i powiedz mężowi, że jeszcze raz Cię uderzy, to wezwiesz policję i WEZWIJ. I dopomnij się żeby założyli mu niebeiską kartę. Jeśli w tej chwili jesteś posiniaczona zrób obdukcję. Nie musisz się bać. Możesz zadbać o siebie. I konsekwentnie wzywaj policję jak tlyko mąż CIę uderzy. WIerz mi , że niejedna z dziewczyn bitych jak pierwszy raz wezwała policję poczuła, że nie jest z tym sama, że może się przeciwstawić przemocy. Zadzwoń na najbliższą niebieską linię i opowiedz co się dzieje w Twoim życiu. Tam sa fachowcy, którzy powiedzą CI co zrobić i poczujesz się silniejsza. I stopniowo zrób wszystko aby odciąć się od przemocowego męża. A syn...jeśli bedzie tak potrzeba...będzie Cię bolało...ale zostaw go z ojcem...na pewno do CIebie syn wróci....jak zobaczy, że nie ma obiadu, jak zobaczy, że ojciec o niego nei dba, że się nad nim znęca...a nie bedzie dbał jak sądzę. przmocowcy czesto znają nasze słabe punkty i celnie i bez żadnych wyrzutów sumienia w nie trafiają. Zaryzykuj po raz kolejny. OD 13 lat ryzykujesz. Zaryzykuj tym razem dla siebie, inaczej...Nie masz nic do stracenia. Możesz tlyko zyskać. A te jego pogrózki o tym, że zabierze Ci syna może sobie w dupę wsadzić. Ilu już tak groziło i z tych pogróżek nic nie zostało? Wielu!!!!! Przeanalizuj na zimno, poczytaj historie tu obecne, a przekonaszsię, zenei jesteś sama i nei jesteś bezradna, tylko tkwiąc w maraźie uwierzyłaś to. Ale to nieprawda. POzdrawiam ciepło
  4. mmak, wybacz nie czytałam całej historii, ale mam nadzieję, że Ci się powiedzie i po rozwodzie uda się również realne rozstanie spod jednego dachu. Pozdrawiam ciepło.
  5. Mmak, czytam jakby o sobie sprzed dwóch lat, kiedy przelała mi się czara goryczy, kiedy też myślałam,żeby broń Boże nie zostawić telefonu, kiedy kontrolował mi laptop. Ale koniec nastąpił. Niech sobie sprawdza...wisi mi to...bo ja już nie mam do niego szacunku. Jeszcze z nim jestem, ale nie jest to dożywotnia kara, bo zasługuję na więcej. Na pewno zapytacie dlaczego jeszcze. Jest mi jeszcze potrzebny do zakończenie pewnych spraw z synem. I tyle nas łączy. Mamy wspólną lodówkę, wspólne jedzenie, ale...osobne kołdry, osobne konta, nie mamy wspólnego mieszkania, osobne samochody i bardzo mi to odpowiada. MMak jak sobie wyobrażasz Wasze dalsze wspólne życie? WIem jak trudno jest postawić granice. Ja je stawiałam i nadal stawiam. I nadal bywa trudno, ale już w zasadzie nie mam tzw. cofek. JA ZACZĘŁAM BYĆ NAJWAŻNIEJSZA. I niech wszystkie siły mi dopomogą, aby tak zostało:-)
  6. Hej, hej, Niebo pytasz co u mnie. U mnie dobrze, dzięki:-) Nadal tkwię w stanie pt. "mam w dupie". I wiesz, wiecie co? TO DZIAŁA:):):) Im bardziej mam naprawdę w dupie ( a powtarzam to sobie jak mantrę:-) ), tym mniej słyszę wymówek, a jeśli takowe się pojawiają, to ucinam je krótkim stwierdzeniem - "nie musisz ze mną przebywać, być skoro nie odpowiadam Tobie i tak CIę krzywdzę, to droga wolna. możesz zawsze spakowac walizkę i się wynieść" I jest coraz mniej wynurzeń tego typu. A ja z kolei w to też wierzę. Wiem, że pewnie gdyby do rozstania doszło, to by mnie bolało, ale wiem też, że już jestem na takim etapie, że nie byłoby powrotów. I ojciec mojego syna też to wie. Skończyły się wyprowadzki. I groźby. Jak będzie chciał proszę bardzo, ja pod pistoletem nikogo nie trzymam. I dobrze mi z tym. Nie piszę tutaj, bo już ten czas minął. Same wzajemnie sobie wyśmienicie pomagacie. Każda ma swój czas na działanie. I każdej życzę oby ten czas był jak najkrótszy. Aha...zaczęłam studia podyplomowe :-) A póki co to zmagam się w nieustannymi chorobami mojego 3-letniego przedszkolaka. Ale damy radę:-) Pozdrawiam serdecznie
  7. Sylwia, to ja dziękuję za to co napisałaś. Mam nadzieję, że jeśli nie teraz, to później przejdziesz terapię i nie powtórzysz błędów mamy. Z całego serca Tobie tego życzę. Pozdrawiam
  8. "U mnie moja mama mnie wkurzy, zexli, zdenerwuje... ja się wydrę, powiem co myślę...oni sie połacze, a ja mam poczucie winy i zaczynam się źle czuć. No i tak ciagle..." - niebo, no własnie t miało ostantio miejsce, już przelało mi się opr za wszytko i powiedizałam co sądzę, może niezbyt grzecznie, ale nie zycze sobie juz tego, mam dosyc. W niczyim wykonaniu. No i się rozpoczeło. Teraz pewni czeka na moje przeprosiny. A ja na jej, bo dowiedzialam sie - nie po raz pierwszy zreszta, ze popierdolilo mi sie w glowie dokumentnie. Mam wyrzuty sumienia, ale trudno. POtraktowałąm to jako potyczke i nei widze powodu, zeby sie obrazac.Choć w zasadzie stwierdzenieu o popierdoleniu nie bylo na miejscu i to ona powinna mnei przeprosic. SKoro ona sie obrazila, to jej problem. Zacielam sie. Pierwszy raz w zyciu w stosunku do matki. ALe mam dosyc
  9. Niebo, a z moja mama nadal zimna wojna. Od tygodnia ostentacyjnie nie odbiera telefonow, kiedy dzwonie do domu. I jej problem. Jest mi przykro, ale trudno. Rozmawiam z ojcem, ktory przynajmniej nie jebie mnie o wszystko. I bardzo dobrze.
  10. yeez generalnie to co piszę od czasu do czasu to opisywanie mniej lub bardziej burzliwych ( jak wczorajsze ) doświadczeń. W związku powiedzmy, że spokój, ja się zdystansowałam do wielu spraw, partner również. Nie zatruwamy sobie wzajemnie życia na codzień. Co nie oznacza, że nie ma starć. Ale oboje się staramy. A ja zmieniłam podejście, tak jak wielokrotnie pisałam. Nic na siłę, jak się nie uda, to świat się nie zawali. Również z moich doświadczeń które wydarzyły się w ciągu ostatnich 4 lat staram się wyciągać dobre i pozytywne wnioski dla mnie. Obojętnie czego to dotyczy. W negatywnych wydarzeniach staram się odnaleźć po co one były. Np. ostatnio zabraliśmy pewną osobę na wakacje, która miała się opiekować moim synem i okazało się, ze totalnie się do tego nie nadaje. Jest brutalna, a ja takiej nie chcę. Kiedyś byłabym tylko wściekła, teraz również byłam wściekłą, ale dodatkowo stwierdziłam, że bardzo dobrze nam te wakacje zrobiły. Wiem, że nie powinnam zostawić z nią mojego syna i czym prędzej się jej brzydko mówiąc pozbyłam. Podobnie z innymi sprawami. ZMieniam swój punkt widzenia. I też tak jak pisałam. Coraz więcej spokoju, którego mi tak brakowało jakis czas temu. A poza tym też nie tracę energii na niepotrzebne dysputy. Nie chce mi się dyskutować, czy Ewa to nie Ewa, czy Kornoran, czy Dziewczynyyy. Mnie to do niczego niepotrzebne. Mam wystarczająco własnych spraw. Zajmuję się sobą o to mnie cieszy. I jeśli czasem napiszę o swoich doświadczeniach, a ktoś wyciągnie z tego coś dla siebie, to super. Jeśli nie, to trudno. A proces dorastania trwa, choć jest bolesny. Więcej prawa daję sobie niż innym do stanowienia o mnie. I to mnie cieszy. Idzie mi to wolno. Cóż, zgadzam się na to:D Jak Twój bark? Pozdrawiam ciepło:)
  11. witajcie, wracając do wątku matka - córka. Wczoraj spotkalam sie z moja matka, bo odbieralam syna. I znow uslyszalam stek apodyktycznych rad, nie dopuszczajacych podjecia przeze mnie decyzji dotyczacych mojego dziecka. Zakonczylo sie drastycznie - chyba pierwszy raz w zyciu wyszlam bez pozegnania. Nigdy nie bylam zbyt dobra dla niej, co jej poweidizalam z licznymi przykladami. Generalnie niestety zakonczylo sie krzykiem obu stron i przykrym rozstaniem. Mam dosyc mowienia mi, ze moge cos zrobic lepiej, ze robie nie tak. Prze kogokolwiek - faceta, matke...KOGOKOLWIEK. RObie wszystko najlepiej jak potrafie i stan i rozwoj mojego syna jest w 90% MOJĄ zasluga. A reszta to pomoc innych. Mam wielkie slabosci, ktore edecyduja omojej obnizajacej sie okresowo samoocenie jako matki, ale jestem DOBRĄ MATKĄ. nigdy dosc dobrą dla mojej matki. Jestem dzis smutna, rozgoryczona, a jednoczesnie zla. Wiem, ze nasze relacje ulegna oziebienu, bo nigdy nie dopuszczala mysli, ze cos mozna zrobic inaczej, niekoniecznei zgodnie z jej widzimisie. Wybucha to we mnie. Mam 34 lata a ona mnie ciagle za przeproszeniem jebie o gooowna. jestem taka jak ona i mnie to przeraza! Staram sie zmieniac i mam nadzieje, ze mi sie uda, choc to trudny proces. Dwa dni temu po jakim s komentarzu pomyslalam pierwszy raz w zyciu - pieprzona tyranka. Do neidawna balam sie tak mowic i myslec. Z jakiej racji moja matka moze mi mowic, ze mi sie popeirdolilo w glowie? Bo mam wlasne zdanie, bo coraz czesciej bronie go jak lwica???? Z drugiej strony doceniam jej pomoc przy synu, ale mierzi mnie uzurpowanie jej sobei prawa do rabania mnie. Zawsze bylismy schludnie ubrani, na miare mozliwosci zapewniali nam jakies przyjemne rzeczy, ale wiecznie pamietam, ze chodzilam na paluszkach wkolo niej. Teraz mysle, ze chcialam zasluzyc na jej aprobate???? Jeszcze neidawno zaprzeczalam, ale teraz niestety weszlam w etap obwiniania. mam nadzieje, ze w koncu dojde do etapu kiedy bede mogla sobei powiedizec, ze juz jestem dorosla i moge miec gleboko w dupie to co mi mowia inni, ze nie potrzebuje poklasku, bo po prostu JA JESTEM i to wystarczy!
  12. Agaa dzięki za pytanie, ale nie chce tego problemu akurat tu roztrząsać, bo nie jest to zwykłe niejadkostwo niestety:( Napisałam o tym niejako pobocznie tutaj. Nie ukrywam, że boję się być przez też przypadek rozpoznaną. A odpowiadając tylko krótko na Twoje pytanie - nie ma ulubionych rzeczy do jedzenia.
  13. Renta, dla mnie to rodzicielstwo to wielka lekcja do odrobienia, tmy bardziej, ze ciagle mnie to w jakiś sposób przeraża, że nie czuję sie wystarczająco dobra i cierpliwa, przede wszytkim cierpliwa. Jego problem z jedzeniem który trwa od urodzenia przerasta mnie. Nie umiem tego zaakceptować, cierpliwość minus tysiąc. Nikt też mi nie umie w tym pomóc. Słyszałam teorię..do której nie byłam przekonana,- ne wmuszać, bo to przemoc, nie nakłaniąc, musi zrozumeić, ze jedzenie jest mu potrzebne do życia, dałam się przekonać do eksperymentu neiwmuszania...efekt..dzeiciak nie jadł kilka dni, słaniał się na nogach....być mozę że za jakis czas jak mi się poukłada w głowie, jak w końcu na to też najde sposób, to moje wypowiedzi będą spokojniejsze, tak jak w opisywanej mojej partnerskiej toksyczności. Tak nie tylko mój partner jest toksykiem, ja też. Uff...heh znowu odkrycie...piszac ten post...że za jakiś czas mój problem z dzieckiem się rozwiąże, tak jak wiele już rozwiązałam. I mam nadzieję, że pomimo wszystko BĘDZIE szczęśliwym człowiekiem:):)
  14. Hej, hej, Renta, tak myślę o ocenianiu Ciebie, Twoich wypowiedzi, choć bardziej Ciebie i myślę również w swoim kontekście o tym...kiedyś reagowałam na każdą odpowiedź na każdą zaczepkę ( a gro odpowiedzi do Ciebie właśnie tak traktuję ), a teraz ...nie czuję potrzeby, nie muszę ( nie myślę tu akurat o forum, bo tu się mało ostatnio udzielam, co widać :-) ), nie chcę. I znów bardoz mnei to cieszy, bo własnei uświadomiłam sobei koejną rzecz. To MÓJ kolejny kroczek do przodu. Ostatnio kilka razy pisałam też o swoich doświadczeniach, które przeszły tu bez echa. Najpierw zabolało, bo chciałam, żeby ktoś to zauważył, że może komuś to pomoże. A potem uświadomiłam sobie, ze pisałam po to, żeby podzielić się, ale to już nei jest moja sprawa. I tu wyszła kolejna rzecz u mnei. Chciałam być zauważaona. Po przemyśleniu, ale po co? powiedizałam sobei " jesteś, czuesz potrzebę podzielenia się, któs na tym skorzysta dobrze, inny nie skorzysta trudno" Ważne, że ja się dobrze czuję. Fajne to:) Piszę do siebei też te posty i czytam czasem siebei sprzed dwóch lat i czytam dzisiaj. I cieszy mnie zupełnie inny ton moich wypowiedzi:):):) Niefajne...to co pisałam, czytam i trawię "powrót do wewnętrznego domu" - nie tyle moje skrzywdzone dziecko - co nie ukrywam napawa mnei zdziwieniem, nie doszłam do stanu wkurzenia na to i smutku, częś rzeczy chyba juz sama prztrawiłąm wcześniej, ale dzięki książce odkrywam nowe....a niepokoi - to ile ja bełdów popełniam jako matka. I tu prosze wszeystkie siły, aby pozwoliły mi na jak najmniejsza toksyczność w stosunku do dziecka. Boże... Pozdrawiam serdecznie
  15. Siódemka, prawda, że to super maksyma? :-) NIech nas prowadzi:):):) Niebo, optym, mniej znane dziewczyny Was też niech prowadzi:):):)
×