W sprawie smoczkow, ciotka mojego bylego miala genialny (jak dla mnie) sposob. Tzn, nie ja bylam smoczkowcem, tzn, bylam, ehh...ale o tym kiedy indziej :P
Wiec, jej dzieciak, maly terrorysta, rozpieszczony, nie mogl sie ze smoczkiem rozstac. Wiec ona wziela kawalek wlochatej wloczki, wlozyla do gumowej czesci i dzieciak sam osobiscie, z obrzydzeniem zaniosl smoczek do kosza, bo robali do buzi nie bedzie wkladal. Im bardziej wlochaty \"gasienic\" tym pewnie lepiej, slabo widac, a nawet w tym wieku pewnych szczegolow sie nie pozada :)
Moj brat mial w wieku poznym-smoczkowym pasje do ciecia wszystkiego (o zgrozo) nozyczkami, wiec sam sie pozbawil smoka:)
Ja bardziej szpiegowsko, bo mialam nadprogramowy smoczek ukryty w ubrankach dla lalek czasem, w chwilach samotnosci (z kluczem na szyi) oddawalam sie pasji ciamkania, ale raz mi sie zasnelo i rodzice zdecydowali, ze w zamian bede mogla nosic zegarek kiedy chce (byl dla mnie, ale ze szczyl jeszcze, zgubi, zepsuje), jako stopniowa wymiane dziecinstwa na doroslosc :D
pozdrawiam i dobranotz:)