Jak to jest kurcze, że tyle osób ma takie problemy? :(
U mnie zaczeło się półtora roku temu tak na ostro. Chodziłam, płakałam, z łóżka mogłam nie wychodzić. Po tym jak próbowałam się zabić, powstrzymała mnie myśl o moich rodzicach. Zawsze czułam się za nich odpowiedzialna... Mój facet patrząc na mnie i to co się dzieje podsunął mi jakąś stronę o depresji. I tak skończyłam u psychiatry. Rzeczywiście ocenił mnie na depresję. Dostałam tabletki, najpierw takie na rano, potem na nic bo nie mogłam spać. Przy którejś wizycie zapytałam go czy jest możliwa u mnie jeszcze dodatkowo nerwica? Stwierdził że nie. Może pomyślał, że ma do czynienia z osobą nadwrażliwą i wyszukującą sobie pod tym kontem choroby. Problem w tym, że przestałam chodzić do lekarza, odstawiłam tabletki. Na początku było dobrze, ucieszyłam się, że już nie chodzę jak zombi przez pierwszą połowę dnia po tych tabletkach na sen. Tak naprawdę to nie czuję się zdrowa. Gdy rozmawiam z ludźmi to jestem uśmiechnięta (z resztą poprzednim razem też tak było, lekarz był zaskoczony co ja u niego robię gdy przyszłam pierwszy raz, dopiero jak mnie zmusił do mówienia i się popłakałam stwierdził chorobę) lecz gdy nikogo koło mnie nie ma są raczej łzy, lub smutek. Znowu chętnie bym zaszyła się w łóżku, jestem ciągle zmęczona, nogi mam ciężkie jak z ołowiu. Jestem praktycznie cały czas poddenerwowana, czuję jakieś wewnętrzne napięcie z którym nie moge sobie poradzić. Moja samoocena jest bliska zeru. Jednak nie jest tak źle jak było to rok temu. Teraz staram się wierzyć, że jeśli coś się stanie w moim życiu to sobie poradzę. Nie jestem czarnowidzką (już nie) raczej mówię sobie, że jakoś tam będzie i odsuwam od siebie wszystko co może mi nie dać normalnie myśleć, co może mnie zdenerwować i wyprowadzić z równowagi. Tamten lekarz na swój sposób mnie zawiódł i nie mogę przekonać się do tego żeby iść znowu. Z resztą teraz nie stać mnie na to. Nie pracuję, jestem cały czas na utrzymaniu mojego faceta. Boję się iść do pracy. To mnie paraliżuje. Chciałabym czuć się dobrze, mieć dużo energii na wszystko. A czuję się jakaś zapętlona :(