Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zlota jesien

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Zlota jesien

  1. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Herbert Zbigniew, Krasnoludki Krasnoludki rosną w lesie. Mają specyficzny zapach i białe brody. Występują pojedynczo. Gdyby się dało zebrać ich garść, ususzyć i powiesić nad drzwiami - może mielibyśmy spokój. :-D
  2. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Jestem,wyskoczyłam z łózka a za mną poduszka:-D hi hi hi ! kiedyś slyszalam takie powiedzenie:-D Spalam jak zabita... Przystojniak o 11 tej zrobił śniadanie a ja miałam o 14 tej zrobić obiad tzn. przygrzać zrazy i ugotować kasze gryczana... On po siadaniu czytał a ja znowu ucięłam drzemkę ,musiałam odespać wczorajszy wypad... MM budził mnie dwa razy a za trzecim razem głośno krzyknął...a ja walnęłam go poduszka,dlatego w rewanżu wyskoczyła za mną z łózka poduszka, ale mi się rymnęło...:-D Zrazy wrąbaliśmy z z chlebkiem ,tak byliśmy głodni, ze nie chcieliśmy czekać na kasze... dzień deszczowy wiec wylegujemy się dziś w łóżku... Pozdrawiam WBW i całuje
  3. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    WSZYSTKIM BYWALCOM OAZY MIŁEGO WEEKENDU ŻYCZĘ Brzechwa Jan Brzoza Przez rozprutą brzozową korę Spijam ciepłą, wonną żywicę, Moje wargi do warg nieskore Przenikają pnia tajemnicę. W lesie nie ma prócz mnie nikogo, Milczy drzewne pobożne bractwo, Tylko księżyc srebrną pożogą Podpatruje ust świętokradztwo. Uwiedziony śródleśną grozą Niepojętych w ciemnościach dwojeń, Znów powrócę do ciebie, brzozo, I do twych żywicznych upojeń. I zaskoczę liście w szeleście, I podsłucham, jak rdzeń dojrzewa, Bo ja muszę wiedzieć nareszcie, Czemu za mną tak tęsknią drzewa.
  4. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    JA OD RANA MAM DOBRY HUMOR - Majka Jeżowska Od rana mam dobry humor do przechodniów na ulicy śmieję się i choćby deszcz z nieba lunął to radości nie przesłoni żaden cień Od rana mam dobry humor z równowagi nic dziś nie wyprowadzi mnie nie martwi mnie byle głupstwo wszystko mówi mi, że to będzie dobry dzień Pewna jestem, że nienajgorszy idzie dzień nienajgorszy idzie dzień pełen nadziei Pewna jestem, że to przeczucie spełni się Dobry sen zawodzi żadko mnie! Od rana mam dobry humor sympatycznych nieznajomych mijam w drzwiach chcę cieszyć się tak jak umiem tym dniem, który mógłby nawet cały tydzień trwać Pewna jestem, że nienajgorszy idzie dzień nienajgorszy idzie dzień pełen nadziei Pewna jestem, że to przeczucie spełni się Dobry sen zawodzi żadko mnie! Od rana mam dobry humor do przechodniów na ulicy śmieję się i choćby deszcz z nieba lunął to radości nie przesłoni żaden cień Dzień jak ze snu! Dzień jak ze snu! Dzień...
  5. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Dzien dobry! Witam wszystkich i pozdrawiam serdecznie... O 14 -tej idę do domku.....:-D .................Weekend !!! W sobotę jesteśmy zaproszeni do koleżanki z pracy na urodziny... Ciesze się ogromnie bo lubimy bardzo ta cala rodzinę... I tak prawdę mówiąc od sylwestra nie mieliśmy żadnych spotkań towarzyskich.. I znowu będą słodkości:-D Nieraz tak sobie myślę , ze ja chyba mam jakaś chandrę i zwalczam ja słodyczami... Kiedyś ,gdzieś przeczytałam , ze badania brytyjskich neurologów wykazały,ze będąc w złym nastroju,znacznie wyraźniej odczuwamy smaki solny i gorzki... To by wszystko tłumaczyło moje zachowanie...:-D Tylko , ze ja nie mam złego nastroju...hi hi hi !
  6. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Szekspir Wiliam Sonet Jakże podobna zimie jest rozłąka Z tobą, radości przelotnego roku! Jakiż chłód czułem, w jakich żyłem mrokach! Jaka grudniowa pustka była wokół! A przecież właśnie przechodziło lato I jesień płodna, cała w drogich plonach, Niosąca wiosny urodzaj bogaty Jak owdowiała i brzemienna żona. Lecz dla mnie były te plony dojrzałe Gorzkim owocem mego smutku tylko, Bo czym bez ciebie jest lato wspaniałe? Gdy ciebie nie ma, nawet ptaki milkną Lub taki smutek rozbrzmiewa w ich śpiewie, Że, drżąc przed zimą, liść blednie na drzewie.
  7. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Pawlikowska-Jasnorzewska Maria Przeszłość Przeszłość jest jak woda w stawie: ciemna, gęsta i zaludniona. W jej głębi falują niemrawie czyjeś dawno zatopione ramiona. Stare szczęście, zimne rybie ciało, drży, gdy błysk słońca w głąb wpadnie - a marzenie, które umrzeć nie chciało, jak ropucha ciężko dyszy na dnie... Dobranoc dziewczynki mam jeszcze troszkę pracy
  8. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Pawlikowska-Jasnorzewska Maria Spiew slowika Białe trawy z wiatrem płyną, dachy lśnią grynszpanem, słowik skryty w drzew obłokach wykwita pytaniem... -I pyta się srebrno-szklanie, nuta słodka, śmigła, co łagodnie w niebo wnika kryształowa igła... I jeszcze się pyta szklanie, cicho i nieśmiało, a dźwięk spada srebrna, słabo wypuszczona strzała... I znów się pyta jasno, a ostatnie słowo zatrzymuje się na niebie swiecąc diamentowo... I znów jeszcze raz się pyta, a wyniosłość dźwięku jest jak sztylet samobójczy, podniesiony w ręku... I znów pyta się uparcie, wstrzymuje łzy ptasie, kryje oczy mgłą zasnute w siwych piór atlasie... Białe trawy z wiatrem płyną, drzewa błyszczą śniedzią, -Bóg, pytaniem urzeczony, zwleka z odpowiedzią...
  9. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Ho ho jakie ciacho! widząc taki rarytas nie myślę:-D o kaloriach..
  10. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Pozdrawiam! Zapraszam na kawusie i cukiereczki:-D http://www.drukuj24.pl/gifts/michaszki.jpg http://zyciemasmak.blox.pl/resource/cappucinocoffe.gif Wpadnę później
  11. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    I "Pracować musisz" - głos ogromny woła, Nie z potem dłoni twej, lub twego grzbietu, (Bo prac początek, doprawdy, jest nie tu): "Pracować musisz z potem twego CZOŁA!" " - Bądź sobie, jak tam chcesz, realnym człekiem, Nic nie poradzisz! - twoje każde dzieło, Choćby się z trudów Herkulejskich wszczęło, Niedopełnionem będzie i kalekiem; Pokąd pojęcie pracy, korzeń jeden, Nie trwa, dopóty wszystkie tracą zgoła; Głos brzmi w twej piersi: "Postradałem Eden!" Głos brzmi nad tobą: "Pracuj z potem czoła." - Ekonomistów zbierz wszystkich i nagle Spytaj ich, co jest pracy abecadłem? Zacząć mam z czego ? gdy na skałę wpadłem, Lub wiatr mię zdradził, zerwawszy pierw żagle; Od czegóż zacząć? czy od dłoni potu? Od ramion potu?... gdy brak i narzędzi!... Gdy otchłań wkoło, a ty - na krawędzi... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zacznij... by w głowie nie było zawrotu, Więc głos ogromny znów jak pierwej woła: "Pracować musisz z potem twego CZOŁA!" II Najprostszy cieśla, co robi toporem, Choćby on nie wiem jak był pracowity, Chociażby cieśli tyryjskich był wzorem, Jeżeli w duszy smutek ma ukryty, Lub trumnę robi, gdy dławi go żałość, Łzy własne widząc w żelaza połysku, Wyrobić musi pierw umysłu stałość, Bez której nie ma siły - - nawet zysku! Więc prac początek, prac pierwsza litera, Nie to, co wasza dziś realna szkoła Uczy - zarówno płytka, jak nieszczera. "Pracować musisz zawsze z potem CZOŁA!" - Spustoszonemu mów ty narodowi, Niech się wzbogaci jak można najprędzej, A mając posag resztę postanowi, Do-rychtowawszy do onych pieniędzy: Naucz, by jednym krokiem się przerzucał Z historii-jatek krwawych do warsztatów, Nauczysz, by się tak śmiał, jak zasmucał, Wybawisz naród... lecz automatów! - Będą tam, zamiast rozwinięcia rzeczy, Takie, owakie, fazy gorączkowe - Po tej, co twierdzi, ta druga, co przeczy: Obiedwie warte tyle, ile nowe! I wszystkie razem w tym tylko zdradliwe, Że każdej naprzód zmierzona jest trwałość, I wszystkie zawsze w końcu nieszczęśliwe: . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nie!.- pracą pierwszą jest: umysłu-stałość! III Widziałem Indian dzikich w Ameryce I wiem, w ojczyźnie własnej wyszli na co? Gdy pogardzili rzemiosłem i pracą, Na łowy jeżdżąc lub malując lice- Językiem mówiąc pokoleń nieżywych, Mową, co w własnej się spętała dumie, Podstępnie milcząc o prawdach drażliwych, Dlatego że ich wyrażać nie umie. Wiem, czemu język stracili i czemu Rzucają włócznie do chmur ci - nikczemni, Ci - heroiczni, a służący złemu, Życiem obmierźli, uśmiechem przyjemni - - Widziałem mężów z piórami na głowie, Noszących tarcze ze skóry żubrowéj, I wiem, że po nich nie spalą się wdowy, Że marnie zginą ci wielko-ludowie - Zupełni pychą, energią i ciałem... - Lecz nie tu koniec tego, co widziałem! IV Jest tam i plemię, co inaczej żyło: Porozkiełznanych spuścizną warsztatów, Które się więcej niż kto zbogaciło (!), Najrealniejszych pełne demokratów - Ideałowi niepodległe w niczem - Wolne jak pieniądz, co się toczy krągło; I wiem, że smaga je tatarskim biczem, Los ów, darzący pierwej ciszą ciągłą... Wiem, że już milion blisko w pień wycięto Tych zbogaconych i tych zapłaconych, Doganiających się ofiarą świętą, A kapitałów żądzą wyścignionych: Ci - z Indian śmieją się... lecz ci, i owi, Na pastwę idą historii-orłowi, Co, nad ludzkością przelatując, woła: "Pracować będziesz z potem twego CZOŁA!" Cyprian Norwid...
  12. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Praca Znuźenie posklejało pajęczyną oczy, godziny bruzdy ryją po mózgu kroplami, w plecach w kabłąk wygiętych ból bezn1d1u zamilkł. Serce rozsadza usta sklejone milczeniem, papier się piętrzy w stosy pajęczastych wiórów, palce splątane grają po maszyny oczach i grają długie pieśni roboczego chóru. Plączą się białe karty wśród nocy posocza, wisi gdzieś w bezprzestrzeni czarne ciszy grono i palce, palce.... palce biją w nieskończoność... Krzysztof Kamil Baczyński
  13. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Witam! dziś siedzę po uszy w papierzyskach pozdrawiam was wszystkich i życzę miłego dnia... Witaj nowa koleżanko
  14. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Miłosz Czesław, Tak mało Tak mało powiedziałem. Krótkie dni. Krótkie dni, Krótkie noce, Krótkie lata. Tak mało powiedziałem, Nie zdążyłem. Serce moje zmęczyło się Zachwytem, Rozpaczą, Gorliwością, Nadzieją. Paszcza lewiatana Zamyka się na mnie. Nagi leżałem na brzegach Bezludnych wysp. Porwał mnie w otchłań ze sobą Biały wieloryb świata. I teraz nie wiem, Co było prawdziwe. miłego dnia
  15. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    świat jest ładny Poświatowska Halina to bezsilność uszminkowała świat do fotografii śnieg upudrowal kiełki konwalii i drzewa mają wygięte rzęsy prześwietlone okrągłym księżycem - świat jest taki ładny - na ulicy długi cień latarni wplątał się w deski płotu milczącego podłużnie w bramie - na przekór skrzypiącym krokom kwitną pocałunki słyszysz - dzwonią jak drzemiące główki konwalii - świat jest taki ładny - po drugiej stronie zamkniętych okien
  16. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    A do kawki:-D http://www.cukiernia-grzes.pl/images/wyroby/ciasta_szt/ciastka_szt.gif SMACZNEGO
  17. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Stawiam kawkę... http://www.l-mobile.com/Cms/Media/GlobalRepositories/Allgemein/Referenzen/Kunden%20-%20Bilder/Kaffee%20Partner%20Tasse.jpg http://www.wdr.de/themen/forschung/1/kleine_anfrage/antworten/_img/zucker/_img/kaffee_400q.jpg http://www.wissenschaft.de/sixcms/media.php/1434/kaffee.jpg http://www.new-worxs.de/newworxs/live/de/worxsnews/pspic/bild1/54/kaffee449ffe9cdbee4.jpg http://www.curiosum.org/bilder/kaffeekunst.jpg
  18. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Dziewczynki ! Nowa 50, uśmiałam się z twojego małżonka, ale skoro nie wiedział to rzeczywiście mógł być zaskoczony... Witam nowe dziewczynki o tak miłymi nickach... Wildze , ze wesołek nas opuścił na 2 tygodnie, smutno będzie bez jego żarcików, ale jak sam napisał \" jak wróci to będzie \"hi hi hi ! :P Mam 30 minutowa przerwę na kawę i do kawki....:-D
  19. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Za tyle lat Lipska Ewa Za tyle lat na ile będę wyglądać o ile dojrzeją do mówienia o nich za tyle lat powrócę popatrzeć na chwilę dom mój krokiem skończonym przypomnieć. Drzwi otwarte. Och przeciąg! Nie zamknąłeś i rozmowy nasze uleciały Teraz świat je PODSLUCHA. Teraz świat je ROZNIESIE. Będą jeszcze raz umierały. Jak niewiele się zmienia, Pokój pogodny zaproszeń na herbatę. W krzesłach lekko wytartych drżą jeszcze nasze cienie. Już półcienie. Wypełzły przez lato. Stół pokryty wyznaniem. Moim. Twoim. Już nie wiem Talon szczęścia. Nie wykupiony. Jeszcze kwiaty dla ciebie stoją chude wyschnięte zdumione. Jeszcze wiersze. Ach wiersze wsparte niemym porywem teraz z ręki do ręki przenoszę. Ale wiersze jak wiersze. Ale wiersze jak życie. Może tylko trochę bardziej siwe. miłego dnia życzę
  20. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Szukam wiatru w polu Osiecka Agnieszka Są takie noce od innych łaskawsze, kiedy się wolno wygłupić, wolno powtarzać \\"nigdy\\" i \\"zawsze\\", wolno słowami się upić, tylko nie wolno tej nocy pod różą okraść, okłamać, oszukać, bo się już będzie odtąd na próżno bezsennej nocy tej szukać... Szukam wiatru w polu, zapomnianych słów, śladu łez w kąkolu, przedwczorajszych bzów. Szukam wiatru w polu, jak to trwa i trwa, chociaż oczy bolą, szukam w niebie dna... Są takie noce od innych ciemniejsze, kiedy się wolno rozpłakać, wolno powtarzać słowa najświętsze, mówić o wróżbach i znakach, tylko nie wolno tej nocy pod różą okraść, okłamać, oszukać, bo się już będzie odtąd na próżno bezsennej nocy tej szukać.... Szukam wiatru w polu, zapomnianych słów, śladu łez w kąkolu, przedwczorajszych bzów. Szukam wiatru w polu, jak to trwa i trwa, chociaż oczy bolą, szukam w niebie dna...
  21. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Dzień dobry!WBW ho ho j!uz śniadanko na stole a kawusia jak pachnie... Ja jadę na 11. do pracy ... Wczoraj po północy wróciliśmy z Krakowa a potem tak mnie rozbolała głowa , ze ani okłady ,ani tabletka nie mogla mi pomóc... Dzisiaj już się czuje dobrze i mam zapal do pracy:-D Szwagier i szwagierka byli wniebowzięci tak cieszyli się tym komputerem którego im podarowaliśmy... Przystojniak im tam troszkę objaśniał, ale szwagier to pojęty emeryt i szybko zaskoczył... Teraz maja to okno na świat...I możemy maile pisać, czy na skype porozmawiać....
  22. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Sorry!!! Moze przydługie , ale jakże piękne:) Ten wiersz extra na otwarcie stronki... A życie boskie! Znam jeszcze piosenki Pełne prostoty i pełne podzięki Za dary życia wiosenne i złote. Nie wszystkom stracił. Mam jeszcze tęsknotę, Co kocha nieba szafir, słońca topaz. Wyzyskać życie chcę, ten krótki popas Pomiędzy dwiema zagadki. Będziemy Śpiewać, bo nazbyt długo byłem niemy, Podając ucho chciwe, bez wytchnienia, Jeno tym glosom, co idą z milczenia. Dzień dziś poświęcam pieśniom, które głosi Serce! Będziemy lekkomyślni, płosi I nieopatrzni. Jest zbyt wiele przecie Poważnych, mądrych, rozsądnych na świecie, Są pracowici, pilni, doświadczeni, Więc nieostrożni bądźmy i szaleni I bądźmy śmieszni w swej wiatru pogoni. Przecie dojdziemy też tam, gdzie i oni. Skowronki mają swe pieśni podniebne, Co bezzyskowne są i niepotrzebne, Kwiat polny ma swą woń bezużyteczną, A fala pianę pustą i zbyteczną, Więc miejmy radość swoją, której sprzyja Chwila ulotna i która przemija. Świat jest tak mały w swojej bezgranicy, Ze cały w jednej mieści się źrenicy I starczy ruchu gasnącej powieki, Aby go zepchnąć w noc czarną na wieki. Lecz że niepełna jest żywota czara, Jestźe mniej smaczna przeto skąpa miara? Ze upojenia chwile rychło giną, Czyli mniej słodkie ma być przeto wino? Ze noc zagraża światłości zatratą, Czyli mam słońca blask mniej kochać za to? Radość ma swoje dno i kres konieczny Ma każda boleść, i nikt nie jest wieczny! ...Dlaczego kroczy za mną ten ponury Smutek, ta przepaść bezdenna, do której, Niby do beczki Danaid otchłannej, Rzucałem życie swe? W ten brzask poranny Czego chcesz, cieniu, gdy pragnę ozdrowieć? Mówisz, że życie to jeno zapowiedź, Ze dni doczesne to tylko pochody Przez padół nędzy na wieczyste gody... Lecz choć nietrwałe, chociażby najkrótsze, Czemu ma smutne być godów przedjutrze? Odwracam głowę na lewo przez ramię, Bo mi się zdaje, że ktoś, który zna mię I mieszka w każdym mroku i milczeniu. Dłoń mi położył skrycie na ramieniu I szepce jakąś dziwną tajemnicę, Która umilka, nim ją uchem schwycę. Ale to tylko, niosący nadzieję Jutra, wiatr polny, co się z ludzi śmieje, Ze nie rozumie nikt jego języka. Lecz ja rozumiem go i ta muzyka Pierś mą przenika jakimś nie zaznanem Wzruszeniem, aż ma krew szumi peanem Pełnym szaleństwa i dziwnej powagi T czuje nagle niby ziemi nafcicj Rozkosz w swym ciele, tak jak mnie przytuli, Kiedy w niej legnę w śmiertelnej koszuli... Czemu podsuwasz mi znów myśl o końcu, Cieniu mój? Czemu nawiedzasz mnie w słońcu? Czy upominasz się o dział w radości? Czy chłód twój ciepła członkom mym zazdrości? Zapomnij mroków za żywota miedzą! Powiem ci! Kwiaty pachną, a nie wiedzą! Kwiaty są piękne, a ślepe! Lecz żywe! Grzeją się w słońcu i chcą być szczęśliwe! I jam jest ślepy i nie wiem nic zgoła, Skąd, dokąd idę, jaki cel mnie woła, I chcę szczęśliwy być, chociaż czas krótki... Pójdź w słońce, cieniu! Trzebaż ci pobudki? Radości wiosny, które jutro stracę, Poważne stają się jak polne prace, A smutki lekkie jako wiatru tańce. O, pójdźcie, nocy gońce i wysłańce: Cierpienia, troski, zawody, rozpacze! Ujmijmy społem swe dłonie żebracze, Zatoczmy razem jedno wielkie koło! Niech będzie smutno! Niech będzie wesoło! Tańczmy jak z druhem druh, jako brat z bratem! Chcę się pogodzić z smutkiem, z całym światem! Nic nie potępiam i klątwą nie czernię! Kiedy róż nie ma, rwijmy kolców ciernie! Niech z rąk nam tryśnie, z krwią piękną ponuro, Ból, co jak rozkosz jest także purpurą! Słodkie i gorzkie są życia jagody I nie upaja ni piołun, ni miody, Lecz pełnia serca nad bezdnią otwartą! I dla radości życia cierpieć warto! Ten sam Bóg wielki w tajemniczym dziele Stworzył cierpienie, co stworzył wesele, I po to serce jest, aby pieśniami Łkać i wylewać się boskimi łzami! :-D
  23. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Życiem ci, cieniu, służyłem dość długiem! A wszak tam musi już chodzić za pługiem Oracz i woły pogania cierpliwe, Które lemieszem srebrnym krają niwę W bruzdy, gdzie kładą się cieniów fiolety, Gdy skiba dymi jako wołów grzbiety W błękitym chłodzie poranka. A wrona, Jak owdowiała po śniegu matrona, Zadowolenia dając głową znaki Wybiera tłuste i białe pędraki. A w niebie dzwoni skowronek w ekstazie I już kotkami puszą się wierzb bazie, I wzdłuż dróg topól pielgrzymie pochody Prowadzą wiosnę z pól w wiejskie zagrody, Gdzie już piejące z wielkopostnej nuty Grzebią się w gnoju ogniste koguty. I w słońcu grzeją się na wpół ospałe Muchy na świeżej czystych chat pobiale Lub jak krwi kropla rdzawa główka Gwoździa biedronka błyszczy, boża-krówka. Na plocie garnki lśnią brzuchów golizną, Którą wiatr skrywa suszoną bielizną, A popod płotem kret wznosi pagórki. I, obudzona już dla miodu zbiórki, Półdrętwa jeszcze zabrzęczała pszczoła, Patrząc, czy z trawy nie wyjrzały zioła, Czy młodzieńczego puchu lekkie ślady Już zaczynają ozieleniać sady. Zakwitną śliwy, zakwitną czereśnie, Grusze, jabłonie i słowików pleśnie Będą tęsknoty swej miłosne smutki Mieszać z woniami bzu, którym ogródki Wiejskie zapachną, a grządek rabaty Pokryją śliczne wielkanocne kwiaty, Hiacynt różowy, żółty i niebieski, Niewinny narcyz, tulipan królewski, A wiatr ich wonie przesłodkie poniesie Fiolkom, konwaliom, co się zbudzą w lesie, Gdzie wnet roztoczą zieleni powaby Lipy i buki, i klony, i graby, Zaszumią liściem jesiony i dęby I zaczną śpiewać wilgi, kosy, zięby I opukiwać pnie, w świegotu gwarze, Dzięcioły, lasu poważni lekarze. I gdy się zapas zimowy uszczupli, Ruda wiewiórka wylegnie z swej dziupli, Bigotka, która gdy ją znuży taniec, Przebiera w łapkach orzechów różaniec. I wyjdzie z gęstwy drzew pełen powagi Sarniuk: chodzące po lesie szaragi, Na których lisy nie wieszają futra, Boby musiały szukać go do jutra. Pod muchomorem usiądzie ropucha, Niby przekupka pod straganem głucha, Paciorki rosy sprzedając bogatej Za złote cętek słonecznych dukaty. Ślimak, śliniasty ślad znacząc swej drogi, Popełznie ścieżką, wysuwając rogi Niby dwa palce ku świętej przysiędze, Ze ma dom własny, choć żyje w -włóczędze. Mrówki, niewolne, brązowe Numidy, Będą budować swoje piramidy, Znosząc budulec swój szczypta po szczypcie, Wszędzie na świecie czując się w Egipcie. Powietrze całe rozdzwonią komary, Trącając w dromle, a żuki w gitary... A poza lasem, na pól szachownicy, Kwadraty owsa, żyta i pszenicy, Przetkane makiem, kąkolem, bławatem, Rozbłysną złotym jak ornat brokatem. Tu gryka niby śniegu prześcieradło, Tam len jak niebo, co na ziemię spadło, Kukurydz miecze archanielskiej miary I słoneczników ogromne zegary Roztaczające złotych godzin szprychy. A dołem kwietnych dyń złote kislichy, Z których poranek rosę szczęścia pije... I wszystko płonie, raduje się, żyje! Hej, wyobraźnio, hola! Stań w zapędzie I lot pohamuj! Jesteś w wielkim błędzie! Do całej krasy tej jeszcze daleko I wiele wody potoczy się rzeką, Zanim się jawą twój sen stawać pocznie. Spojrzyj, przekonaj się sama naocznie, Ze łąk nie kryje jeszcze zieleń boska, Jeszcze pierwszego nie widać pierwiosnka, Ledwo ruszyły rzeki w lód zaległe. Wiosna jest naga, jak pisklę wylęgłe Z białego jaja zimy, bez pokrowca Trawy, jak goła, ostrzyżona owca. Ale tym lepiej. Biedna, nieozdobna, Wiosna ta bardziej jest do mnie podobna, Bardziej przystoi mi niż przepych strojny. Staję się do dna wdzięczny, bogobojny Na widok głazu ogrzanego słońcem, Bo trzeba cieszyć się, przed swoim końcem, Tym, co los zdarza. Radość nas nie szuka, Lecz my szukamy jej. Tac jest nauka, Którą mi daje rada serca bratnia. Może to wiosna moja już ostatnia? Życie mknie szybko, wieczność z wolna stąpa. Nie czas przebierać. Choć uboga, skąpa, Drogą mi każda chwila! Trudno czekać, Gdy wszystko śpieszy. Nie chcę się wyrzekać Żadnej radości. Stoiczna pogarda Jest rzeczą głupiej pychy, gdy za twarda Jest kromka chleba dla zbyt słabych zębów. Mój głód jest zdrowy. Dajcie mi otrębów, A żuć je będę. Połykałem gładko Niejedne wióry z tą polewką rzadką, Która się życiem zwie, lecz nie straciłem Smaku do jagód, które na pochyłem Zboczu mem rosną. Czy kto po imieniu Zawołał na mnie? Słyszałem w milczeniu Głos niby z dala, lecz jakby spod ziemi. Ale daremnie oczyma bystremi Patrzę za siebie... Nie widzę nikogo... Lecz czemu nagle coś mnie zdjęło trwogą I grzbiet mój zdaje się ku ziemi zginąć? Wiem i nie trzeba mi też przypominać, Ze od człowieczej myśli, że od trwogi I od nadziei człowieczej, pod nogi Okryte znojnym kurzem, cień olbrzymi Pada na drogi naszej szlak pielgrzymi, Cień długi jako noc i dzień, jak życie, I poza życiem ginący i jawą. Pamiętam o tym. Lecz żebrak ma prawo, Gdy głód go nęka, po datek jałmużny Wyciągnąć rękę i nawet podróżny, Którego pewny cel pokusą nęci, Krzepi się ulgą miłej pamięci I'członki swoje w spoczynku Wyciąga, Który beztroską mozołem urąga. Niech i ja wytchnę, niech na mig zapomnę. Pragnienia moje są tak bardzo skromne. Czegóż potrzeba mi? Trochę radości, Uścisku jakiejś dłoni, ust uśmiechu. Spojrzenia, które sieje blask miłości Z ócz, co mijają nas w drodze w pośpiechu. Nawet nie tego! Lecz by się zdawało, Ze ktoś w pobliżu kocha. Rzeczą mniejszą, Czy nas! Ot, byle sio'na chwilę małą Otrzeć o falę powietrza cieplejszą, O atmosferę serca! Dawno duszę Z tym oswoiłem, że losu "nie kuszę Zbytkiem wymogów. Przystaję na niczem. Nawyk to sprawił. Przed doli obliczem Nie staję z prośbą "ni czarem zaklęcia. Gdy wszyscy wzięli, co było do wzięcia, Mój cms mst-)wał i dlatego puste Są dziś me'dłonie i w tłomoka chustę Nic nie włożyłem na zapas, na czarną Godzinę smutku. Tym raźniej się garną Wargi me, głodem trawione'boleśnie, I dobrze właśnie, żem przybył za wcześnie Tym razem, wiosno! Czekałem lat tyle, Więc mogę jeszcze "dziś poczekać chwilę, Nawet chwil wiele! Lecz nie nazbyt długo, Proszę, bom nieco znużony żeglugą Po tym czekania zbyt jałowym morzu. Więc tu usiadłem teraz na rozdrożu, Wśród pól, co będą wnet zielono-złote, Lecz jeszcze nagie'są, i mą tęsknotę Proszę pokornia, by ze mną usiadła. Trochę znużona jest, bo też nie jadła, A więc osłabła od czczości i próżni. Nie dziw, że męczą się głodni podróżni I nogi ciężą im jak głazu bryły... Słodycz powietrza pozbawia tak siły, Jakby młodego wina tęgie moszcze... O, nie myśl, duszo, że młodym zazdroszczę. To by istotnie mogło mówić wiele! ? Sił mi nie braknie ni młodości w ciele. Ot, patrz, jak lekko przeskakuję rowy, Wyrywam z ziemi młody pęd dębowy, Ciężkie kamienie dźwigam i przenoszę, I gwiżdżę przy tym, i wierzgam jak łoszę, I wołam głośno: ŤToż to żart! To kpiny!ť, I robię przy tym zuchowate miny... Lecz nagle wielki opada mnie smutek, Aż do dna duszy... Czy to wiosny skutek, Czy też już dusza nie umie się cieszyć? Błazeństwem swoim próżno chcę rozśmieszyć Swe własne serce... Jak puste rozstaje! Przedwcześnie jeszcze, a późno się zdaje... Czy późno dla mnie? Czy mi już istotnie Myśleć o śmierci i dumać samotnie W ciszy pustelni, przed ludźmi w ukryciu? Lecz nie wiem przecie nic jeszcze o życiu, Chociażem stopy wśród tylu dróg włóczył - Jeszczem się kochać go dość nie nauczył - Więc cóż mam wiedzieć o śmierci? Kochałem To, co dalekie, i goniłem z szałem, Co niemożliwe, choć wiedziałem przecie, Że nie mam skrzydeł! Jak szalone dziecię Gwiazd chciałem tykać rękoma i czołom, A zapomniałem, z moją duszą społem, Ze stopy moje dotykają kwiatów, Ku którym gwiazdy tęsknią z swoich światów! Sam cudzoziemcem uczyniłem siebie Na tej wzgardzonej, a tak bliskiej glebie! Chwil zmarnowałem tyle, omieszkałem Tyle radości sercem opieszałem I gdy chcę odbić to, czego mi dłużną Została dola, już może za późno? Byłem zbyt srogi dla się, zbyt surowo Chęć poskramiałem każdą, co z namową Słodką mi złote podsuwała wino. Nazbyt karciłem duszę dyscypliną I włosienicą, aby jej nie wabił Powab przelotny, ażem ją osłabił Tak, że ją byle wiatr jak źdźbło dziś pognie. Lecz miałem w sobie wtedy wielkie ognie, Jednak żar każdy niesycony stygnie. Miałem ja niegdyś w sercu wielkie dźwignie, Którymi-m cały świat wznosił do nieba, A dziś mi świata całego potrzeba, By podnieść serce własne na radosną Nutę wiosenną. O, kochaj mnie, wiosno! Ty nierozrzutna, oszczędna, ostrożna, Jakbyś ml także mówiła: "Nie można!" O, nie! po trzykroć! Nie! po tysiąc razy! Patrz, wiatr wiosenny dzikimi podmuchy Precz zeszłoroczny liść unosi suchy, A z nim wzbronienia wszystkie i zakazy! Czas mój przemija! Chwil mi już niewiele! Tajemne drogę mą czekają cele, Wiem, że mnie wielka jakaś podróż czeka, Mam odejść... Niechże twe przyjście nie zwleka., Niegdyś mi byłaś wróżbą szczęścia raczej, Dziś jesteś wszystkim! Pragnę cię inacze) Kochać niż dawniej - gorliwiej i pilniej. Kochaj mnie mocniej, przenikaj mnie silniej, Bo serce drętwe i dusza omdlała. Ostatnia pieśń ma miłosna przebrzmiała I nowej serce me już nie zaczyna... Do każdej duszy nie mówię: ŤJedyna!>' Już dawno tego nie używam słowa. Nie cisnę dłoni do piersi, co chowa Zwierzeń i wyznań nadmiar w głębi serca. Nie rwę na wieniec kwiatów z łąk kobierca Ni z młodej wierzby nie rzezam piszczałki, Aby nią imię rozśpiewać rusałki Słowikom, których kląskanie wydzwania, Że przyszła pora słodkiego spotkania, I nie oglądam się za szmerem liścia, Czy to nie kroki jej tajnego przyjścia... Kochaj mnie, wiosno! Pragnę się radować, Pragnę się cieszyć dzisiaj! Ty mnie prowadź, Młodzieńczy, nagi i drażniący wietrze! Niech mi twe skrzydło chmury z czoła zetrze! Biegnijmy z sobą razem na wyprzódki, Depcmy liść suchy, wspomnienia l smutki: A kiedy znuży nas wyścig wesoły, Będziem się krzepić, pijąc sok oskoły, Którą wysącza brzóz kora nacięta. Cieszmy, radujmy się! Radość jest święta, A życie boskie! Znam jeszcze piosenki Pełne prostoty i pełne podzięki Za dary życia wiosenne i złote. Nie wszystkom stracił. Mam jeszcze tęsknotę, Co kocha nieba szafir, słońca topaz. Wyzyskać życie chcę, ten krótki popas Pomiędzy dwiema zagadki. Będziemy Śpiewać, bo nazbyt długo byłem niemy, Podając ucho chciwe, bez wytchnienia, Jeno tym glosom, co idą z milczenia. Dzień dziś poświęcam pieśniom, które głosi Serce! Będziemy lekkomyślni, płosi I nieopatrzni. Jest zbyt wiele przecie Poważnych, mądrych, rozsądnych na świecie, Są pracowici, pilni, doświadczeni, Więc nieostrożni bądźmy i szaleni I bądźmy śmieszni w swej wiatru pogoni. Przecie dojdziemy też tam, gdzie i oni. Skowronki mają swe pieśni podniebne, Co bezzyskowne są i niepotrzebne, Kwiat polny ma swą woń bezużyteczną, A fala pianę pustą i zbyteczną, Więc miejmy radość swoją, której sprzyja Chwila ulotna i która przemija. Świat jest tak mały w swojej bezgranicy, Ze cały w jednej mieści się źrenicy I starczy ruchu gasnącej powieki, Aby go zepchnąć w noc czarną na wieki. Lecz że niepełna jest żywota czara, Jestźe mniej smaczna przeto skąpa miara? Ze upojenia chwile rychło giną, Czyli mniej słodkie ma być przeto wino? Ze noc zagraża światłości zatratą, Czyli mam słońca blask mniej kochać za to? Radość ma swoje dno i kres konieczny Ma każda boleść, i nikt nie jest wieczny! ...Dlaczego kroczy za mną ten ponury Smutek, ta przepaść bezdenna, do której, Niby do beczki Danaid otchłannej, Rzucałem życie swe? W ten brzask poranny Czego chcesz, cieniu, gdy pragnę ozdrowieć? Mówisz, że życie to jeno zapowiedź, Ze dni doczesne to tylko pochody Przez padół nędzy na wieczyste gody... Lecz choć nietrwałe, chociażby najkrótsze, Czemu ma smutne być godów przedjutrze? Odwracam głowę na lewo przez ramię, Bo mi się zdaje, że ktoś, który zna mię I mieszka w każdym mroku i milczeniu. Dłoń mi położył skrycie na ramieniu I szepce jakąś dziwną tajemnicę, Która umilka, nim ją uchem schwycę. Ale to tylko, niosący nadzieję Jutra, wiatr polny, co się z ludzi śmieje, Ze nie rozumie nikt jego języka. Lecz ja rozumiem go i ta muzyka Pierś mą przenika jakimś nie zaznanem Wzruszeniem, aż ma krew szumi peanem Pełnym szaleństwa i dziwnej powagi T czuje nagle niby ziemi nafcicj Rozkosz w swym ciele, tak jak mnie przytuli, Kiedy w niej legnę w śmiertelnej koszuli... Czemu podsuwasz mi znów myśl o końcu, Cieniu mój? Czemu nawiedzasz mnie w słońcu? Czy upominasz się o dział w radości? Czy chłód twój ciepła członkom mym zazdrości? Zapomnij mroków za żywota miedzą! Powiem ci! Kwiaty pachną, a nie wiedzą! Kwiaty są piękne, a ślepe! Lecz żywe! Grzeją się w słońcu i chcą być szczęśliwe! I jam jest ślepy i nie wiem nic zgoła, Skąd, dokąd idę, jaki cel mnie woła, I chcę szczęśliwy być, chociaż czas krótki... Pójdź w słońce, cieniu! Trzebaż ci pobudki? Radości wiosny, które jutro stracę, Poważne stają się jak polne prace, A smutki lekkie jako wiatru tańce. O, pójdźcie, nocy gońce i wysłańce: Cierpienia, troski, zawody, rozpacze! Ujmijmy społem swe dłonie żebracze, Zatoczmy razem jedno wielkie koło! Niech będzie smutno! Niech będzie wesoło! Tańczmy jak z druhem druh, jako brat z bratem! Chcę się pogodzić z smutkiem, z całym światem! Nic nie potępiam i klątwą nie czernię! Kiedy róż nie ma, rwijmy kolców ciernie! Niech z rąk nam tryśnie, z krwią piękną ponuro, Ból, co jak rozkosz jest także purpurą! Słodkie i gorzkie są życia jagody I nie upaja ni piołun, ni miody, Lecz pełnia serca nad bezdnią otwartą! I dla radości życia cierpieć warto! Ten sam Bóg wielki w tajemniczym dziele Stworzył cierpienie, co stworzył wesele, I po to serce jest, aby pieśniami Łkać i wylewać się boskimi łzami!
  24. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Jeszcze do wiosny ciut trzeba poczekać... Wybaczcie , ale jak słonko zaświeci to moje serce się do niej rwie:-D Staff Leopold Pean wiosenny Czy kto już widział na polach bociany? Czy kto już widział, powrotne jaskółki? Jeszcze nie czują żadnej w sobie zmiany Szare ulice i mroczne zaułki, Gdzie schnie po śniegach, błoto w dróg wyboju, Ale już w serca mego niepokoju, W mej krwi obiegu, która spieszniej krąży, Ze jej zaledwo. tętno nie nadąży, Czuję wyraźnie, o, czuję radośnie, Ze gdzieś na polach ma się już ku wiośnie! Choć wszystko wkoło. jeszcze szare, senne, Chmury już zdają się jakby wiosenne: Perłosrebrne płyną niebios tonią I zalatują jakby kwiatów wonią! Nie zielenieje jeszcze,, lecz z pogłoski Ciepłych powiewów, od których przymrozki Pierzchają śladem uchodzącej zimy, Słychać, że łanów kraciaste kilimy Ożywczą w głębi przechodzą przemianę I rządy mrozów są już zapomniane, Ledwo marcowe podeschły, roztopy... I niecierpliwią się już moje stopy, By z miejsca porwać się, biec, lecieć w pole Na skoki, pląsy, na dziką swawolę, Wywracać kozły i stawać na głowie, I witać niebo, i pozdrawiać chmury, Wyrzucać czapkę radośnie do góry I wołać głośno: "Dajże ci Bóg zdrowie, O, ziemio, niebo, o, zbudzony świecie, Co moją duszę odradzasz i kwiecie!" ...O, wybaczże mi ty ten brak powagi, O, Wielki Cieniu, wierny towarzyszu Człowieczej ^ myśli, która prawdzie nagiej Patrzy w oblicze nieme. Na klawiszu Mojego serca położyła palec Stara tęsknota i jak w instrumencie Dawno umilkłym, w duszy mej odmęcie Coś zaśpiewało! I twardy zakalec Twojego chleba, którym karmisz głody Mej samotności, wydał mi się strawą Cierpką, a posmak twej letejskiej wody, Co czyni twoja zaziemską zaprawa Każdą biesiadę - Ostatnią Wieczerzą, Przedziwnie gorzkim. Wiem, że poza światem I poza życiem wielkie tajnie leżą, Ale człowiekiem jestem, nie ornatem, I mdleje wreszcie ręka od znużenia, Dzierżąca wiecznie woskową gromnicę Co, oświecając mrocznego milczenia Progi, pogłębia, nocy tajemnicę. Snadź nieostrożnie jest i niebezpiecznie Serce swe wiązać z tym, co nie trwa wiecznie, Lecz mi tym droższe, winno być, co zginie, Gdy to, co wieczne, nikogo nie minie I z cierpliwością nad grobowym dołem Czeka z całunem, i urny popiołem. Wiem, że są sprawy wieczne i przystoi Myśleć o śmierci tym, którzy sposobu Nie znajdą nigdy, by, uniknąć grobu I tego, co się poza grobem roi Natrętnej trwodze. Rzeczą pożyteczną I budującą jest przywykać z, wolna Do tej pewności, że droga padolna Ma kres niechybny, czy stopą taneczną Kroczy nią płochość, czy się po niej wlecze Szczudło kaleki; ze radość jest ziarnem Rozczarowania, z którego sny człecze Czerpią naukę, że wszystko jest marnem. Mądrość też radzi - a przyświadcza onej Duma człowiecza o swą godność dbała - By się oswajać z grozą, co ramiony Zimnymi sięga po zrodzonych z ciała, I umieć spokój zachować w godzinę, Co nas powinna zastać w pogotowiu, Gdy w naszej łodzi niepewną łupinę Zgon wrzuci balast nadmierny ołowiu, By ją pogrążyć na dnie. Dna onego Zagadka tajna jest i niezbadana Tym, którzy w duszy własnej nie dostrzegą Granic cierpienia i smutku i z rana, Budząc się w słońcu, w oczach nie przynoszą Spojrzenia nocy, która wtajemnicza W swą niepojętość! Długo tą pustoszą Wodziła kroki moje samotnicza Ciekawość bezdna! Długo byłem tkaczem Tych szarych myśli, w których duch nasiąka Chłodem piwnicznym i, płacąc haraczem Żywota, dzieło czyniłem pająka, Co mądrość z siebie snuje długą przędzą Własnych wnętrzności, by nimi owinąć Wystygłe serce świata! Pustko! Nędzo! Chłodzie! Lecz serce człecze nie chce ginąć W nieskończoności lodowym bezkresie, Gdy wiatry mówią, że są drzewa w lesie Młode i żywe, co piją promienie Złotego słońca i kąpią korzenie W zapachu ciepłej ziemi, chociaż ledwie Tyle zajmują miejsca, co obiedwie Ręce obejmą uściskiem miłości! Nie więcej trzeba mnie i sercu memu, By się radować! Grudo czarnoziemu, Chcę tknąć się ciebie! Chcę do ciebie w gości, Wiosno! Zbyt długo był chłód, chmury, słota, Więc nie dziw przecie, że mnie rwie tęsknota Odetchnąć polem, skąpać się w przeźroczu Wiatru! Zbyt długo stałem na uboczu, W cieniu wieczności, gdy to, co doczesne, Pławi się w blasku! Niech i ja w nim wskrzesnę, Ożyję z martwych! O, ciepłe błękity! Cz&s zastarzałe wytępić bronchity, Którymi duszę i myśl zakatarza Mgła, co zawiewa z wiecznego cmentarza!
  25. Zlota jesien

    Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

    Staff Leopold Baśń zimowa Cieszmy się! Błoń zakwitła pierwszym śniegu puchem. Rozdzwoń swe serce śmiechem, w białe dłonie klaśnij! Wybiegniem na mróz nadzy i z ostrym podmuchem Damy włosom swym użyć wietrznej, psotnej waśni. "W biały ogień wyiskrzy nam mróz krew czerwoną! Wicher hula! Z łoskotem lód pęka na rzece! Po błoniach, kędy stopy w pianach śniegu toną, Polecę, na pierś wziąwszy cię swą, hej, polecę! Tam bór stary, gdzie zima serce swe ukryła, Srebrny kwiat szronolihtny, w szkle lodu zamknięty... Gdzieś dawno bajka moja łzy tęsknot zeń piła... Przetom czasem jak święty... czasem jak przeklęty... Ostre biczyska mrozu dzielnie tną nam twarze. - W powietrzu odmłodzonern, suchem i wesołem Lećmy igrając z mrozem, aż nam się ukaże Bór, gdzie nikt nie był dotąd, a my będziem społem. Lekkim i skocznym tanem ścigajmy wichr w biegu, Mróz rozpętał swe szczęście, oszalał z radości! Ostrożnie, byle jeno nie pokalać śniegu, Bo zima rozkochała się w swojej białości. - Całe niebo wełnistych, puszystych obłoków Padło na ciche pola. - Ja cię, jak wichr, niosę, Za nami już sto stai;iń, przed nami sto kroków I oto bór! - Skocz z piersi mej na stopy bose... Wstrzymaj oddech... Bór wkoło ponury i ciemny, Gałęzie obarczone śniegami śpią w głuszy... Wnętrza gęstw mrok rozszerza trwożny i tajemny... Wkuło tak uroczyście i cicho jak w duszy... A wśród boru śniegami zawiana polana, Weselom nocnych wichrów dając wolne pole, Jak jakaś biała chwila życia zapomniana, Marzy... tą samą bielą co na twoim czole... Rozpatrz się... Tam zaryta w sypkie zasp okopy Chata chroma... Ta w śniegu wydeptana smuga W nią wiedzie... Nie wiesz, czyje ubiły ją stopy... Mrok pada, okno ciepłym światłem na nas mruga... Strzecha gnie się pod pierzyn ciężarem puchowym, Co przypomnieniem ciepła wnętrze chaty grzeje... Krawędź strzechy zjeżona szeregiem lodowym Sopli... Zwierz-mróz sio zimnym rzędem zębów śmieje.. Zmierzch pada... Błękitnieją fioletem zasp wały. Ukryjmy się za pniami... Cicho... Za chwil kilka Będą się tutaj dzisiaj dziwne dziwy działy... Mrok otwiera swą duszę... Dech w piersi umilka... A szyby okien śmieją się światła gawędą... Drzewa się wnet obudzą i wnet się ożywią (Gdy miesiąc błyśnie) cichą radością, że będą Dziwić się temu, czemu co nocy się dziwią... Na widnokręgu księżyc wyrwał się z ciemności, Przedarł się przez chmur śnieżną siejbę i drzew ciszę, Tknął polanę Gatunkiem swej srebrnej miłości I światłem zagrał w sople jak w szklane klawisze... A drzewom krew zamarła ocknęła się w żyłach I radością ruszyły się w ziemi koronie... Powiew niepokój budzi w białych śniegu pyłach, Padających jak kwiaty z niebiosów w omdlenie... I srebrna zawierucha śniegu i księźyca Zapukała w wesołe okna cieplej chaty... Drzwi się rozwarły, blade wyjrzały z nich lica I wyszedł z izby starzec biały i brodaty... Miał biały płaszcz włochaty śnieżystym kożuchem, Na który długa broda kładła srebro siwe; Włos mlecznej siwej głowy żył wiatru podmuchem I zatarł starzec ręce ucieclią szczęśliwe... Przesunął wzrok po soplach lśniących szklanym sznurem, Uciszył dłonią wiatru zabawy i swary, A śnieg na skroń mu padał... padał... aż kapturem Wysokim, miękkim nakrył mu głowę i bary... Starzec wziął dwie gałązki w dłonie... ważył chwilę I zagrał w sople lodu jak w szklane cymbały... Płaty śniegu się porwą jak białe motyle I zawiodą marzący, lotny taniec biały... A biały gędźbiarz zimy gra... Bór słucha czarny I słuchając polanę obstąpiły kołem Zwabione wilki, dziki, niedźwiedzie i sarny, Oszołomione cudu śnieżnego żywiołem... A biały gędźbiarz zimy gra.,. W lodowe sople Dzwoni, aż w sen rozpieścił okrąg leśnej głuszy... Padają kwiaty śniegu i jak szklane krople Spadają dźwięki w biały zachwyt naszej duszy...
×