Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

JARZEBINA

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez JARZEBINA

  1. JARZEBINA

    BIESIADA

    Polecam ci zestaw 70 i gwarantuję, że to wystarczy, żeby zaspokoić twój głód – odpowiedziała. Zerknął w kartę, żeby przekonać się, co składa się na zestaw 70 i oboje zamówili. Ale ona poprzestała na sałatce. - Nie jesteś głodna? – popatrzył na nią zdziwiony. - Nie aż tak – odpowiedziała, a on zrozumiał co miała na myśli, kiedy pojawiły się przed nimi gorące talerze. - Jaka porcja – powiedział z podziwem i zabrali się za jedzenie. Starali się też rozmawiać, co akurat nie było trudne, bo oboje byli dość wygadani. - Przez ten czas, jaki minął od naszego pierwszego spotkania zdążyłam się dowiedzieć, kim jesteś – powiedziała. Nie wiedziała, jak on to odbierze, ale nie chciała udawać, że go nie zna. - Dowiadywałaś się o mnie? – umoczył ziemniaka w sosie i włożył do ust. - Trudno było się nie dowiedzieć, kiedy dwa tygodnie temu pisali o tobie w gazetach, a na kanałach muzycznych przewijała się twoja twarz – odparła. – Wtedy, przed tym klubem, to była ta Tara, prawda? Nic nie odpowiedział, tylko skinął głową. - Przykro mi – powiedziała cicho. Może nie pogodził się z tym tak łatwo, jak jej się na początku wydawało… - Dlaczego? – popatrzył na nią i uśmiechnął się smutno. – Zrobiła dokładnie to, czego się po niej spodziewałem, a przed czym ty jej tak broniłaś… - Szkoda, że się pomyliłam – westchnęła cicho i upiła łyk soku. – I szkoda, że to nie ona trafiła na Nicka. Przynajmniej miałby satysfakcję, że nie pomylił się co do swoich przypuszczeń. - Na Nicka? – popatrzył na nią zdziwiony. Spuściła głowę. Nie chciała się przed nim wygadać… Bo żadna była to dla niej chluba, że została tak źle oceniona i to przez faceta, któremu tak bardzo ufała… - Kiedy zobaczyłem cię w tym klubie, wydawało mi się, że skądś cię znam, ale za nic nie mogłem skojarzyć, skąd – powiedział i popatrzył na nią uważnie. Nick, Nick… Jaki Nick? Nick piosenkarz, Nick piosenkarz… - Spotykałam się z Nickiem Carterem – powiedziała cicho. Znów spuściła głowę, a on nie wiedział, co jej powiedzieć. Widział ich razem gdzieś na jakiejś gali, może więcej niż raz… Wydawali się być bardzo w sobie zakochani. A teraz ona była przygnębiona. I był pewny, że nie dlatego, że przestała się spotykać z gwiazdą i błyszczeć, jak on, w świetle reflektorów. I nie był tego pewny dlatego, że był naiwny i ślepo wierzył tej smutnej twarzyczce, ale dlatego, że wydawała się być szczera w tym, co robi. Dlatego, że rozczarował ją związek z facetem. I nie miało dla niej znaczenia, że ten facet był znany, sławny i bogaty. Dla niej był kimś normalnym, ale przekonała się jednak, że bycie z nim normalne nie jest… - Jesteś od niego starsza – wyrwało mu się, nim zdążył się ugryźć w język, zdał sobie sprawę, że zabrzmiało to dość idiotycznie… - Jestem i to też był jeden z powodów naszego rozstania – powiedziała cicho. – Ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. Nie lubię się nad sobą rozczulać – uśmiechnęła się. – A i pora ku temu niezbyt odpowiednia… Rozczulam się nad sobą wieczorami, przy butelce wina… - Nie szukasz po przedmieściach jakichś mało znanych, brzydkich facetów? – popatrzył na nią z uśmiechem. Za wszelką cenę chciał ją rozweselić. Co mu się udało, kiedy zobaczył na jej twarzy wielki, szczery uśmiech. - Będziesz mnie teraz łapał za słówka, co? – szturchnęła go łokciem. – Na razie nie potrzebuję żadnego faceta. Ale będziesz pierwszym, któremu powiem o zmianie swojej decyzji – dodała szybko i oboje się uśmiechnęli. Już zaczynał ją lubić. Za tą jej szczerość i bezpośredniość. Przegadali kilka godzin. Nawet nie wiedziała, kiedy minęły. W knajpie siedzieli prawie dwie godziny, a potem włóczyli się po mieście. Nawet specjalnie nikt ich nie zaczepiał. Przez ten czas mogła sobie przypomnieć, jak to jest mieć normalnego faceta. Jak to jest rozmawiać z normalnym facetem. Jak to jest śmiać się i opowiadać sobie dowcipy… I niewiele brakowało, a skończyliby u niej w mieszkaniu. I wcale nie w jednym łóżku… Po prostu tak dobrze im się ze sobą rozmawiało, że stali przed jej kamienicą prawie do północy… Na koniec jeszcze obdarowali się wzajemnie numerami telefonów i się pożegnali. I, po raz pierwszy od dawna, nie czuła potrzeby rozczulania się nad sobą… Po raz pierwszy od bardzo dawna szła spać z uśmiechem na twarzy… Rozmowa z JC podniosła nią na duchu. Wiedziała, że prędzej czy później wszystko się ułoży, a do szczęścia wcale nie jest jej potrzebny Nick Carter, czy jakikolwiek inny znany facet… cdn.....
  2. JARZEBINA

    BIESIADA

    Szedł powoli dolnym Manhattanem w poszukiwaniu jakiejś fajnej knajpki, gdzie mógłby zjeść smaczny obiad, kiedy nagle za szybą mignęła mu znajoma twarz. Cofnął się o krok i przyjrzał uważniej. Tak. To była ona. Siedziała przy stoliku w rogu, piła herbatę i z zainteresowaniem przeglądała jakiś kolorowy magazyn. Uśmiechnął się. Często o niej myślał od tamtego spotkania. Nie sądził, że jeszcze kiedyś się zobaczą, więc tym bardziej nie mógł przegapić takiej okazji… Wszedł do środka i podszedł do jej stolika. - Wolne? – zapytał, co ją oderwało od magazynu. Przez chwilę patrzyła na niego w osłupieniu, po czym zasłoniła gazetą twarz, ale wiedział, że się uśmiecha. - Nie mów mi, proszę, że to ty jesteś tym facetem, którego tak zmieszałam z błotem kilka tygodni temu – powiedziała z udawanym przerażeniem. - Czy dzięki temu stałem się brzydki jak noc? – zapytał, a ona się roześmiała. - O, Boże… O, Boże… – wyjąkała cicho i szybko odsunęła mu krzesło. – Siadaj, nim ktokolwiek cię zauważy i pomyśli, że jestem skończoną idiotką… Roześmiał się i usiadł obok niej. Popatrzył na nią z radością. Wyglądała na zakłopotaną. - Obiecuję, że dziś postaram się zachowywać nienagannie – powiedziała i uśmiechnęła się lekko. W świetle dziennym wyglądał jeszcze bardziej pociągająco, niż o zmroku… I teraz już wiedziała, kim jest. Jakiś czas temu było o nim głośno, bo dużo kręcił się po Nowym Jorku, no i rozstał się z dziewczyną. Choć to chyba raczej ona się z nim rozstała… Zostawiła go dla jakiegoś reżysera. Nie wydawał się tym zbytnio przygnębiony, jakby przeczuwał, że coś takiego może się stać… - Bądź po prostu sobą – powiedział. Zauważył, że kiedy się uśmiechała, w jej policzkach tworzyły się małe dołeczki. Wyglądały uroczo. - Pozwolisz, że postawię ci herbatę? – zaproponowała. – Serwują tu najlepszą herbatę indyjską. Że już nie wspomnę o przepysznej szarlotce i serniku – dodała zachęcająco. - Jestem głodny jak wilk i z chęcią zjadłbym coś konkretnego – odpowiedział z uśmiechem. – Nie wiesz przypadkiem, gdzie tu podają jakieś pieczone ziemniaczki albo mięsko z kurczaka? - Dwie przecznice stąd jest fantastyczna egipska knajpa – odparła. – Zestawy, jakie tam podają, wystarczyłyby do wykarmienia czteroosobowej rodziny, a ty musisz się sam z tym uporać… - Brzmi zachęcająco – powiedział i pogładził się po brzuchu. – Pójdziesz tam ze mną, czy skażesz mnie na zjedzenie małego kawałeczka ciasta, przez co do wieczora będzie mi burczeć w brzuchu? - Bierzesz mnie na litość? – uśmiechnęła się. - A działa? – zapytał. Skinęła głową. - Chodźmy – powiedziała i wstała. Położyła na stoliku kilkudolarowy banknot. Wyszli na ulicę, a on mocniej nasunął na czoło czapeczkę, którą miał na głowie. Czuł się przy niej swobodnie, ale nie był normalnym facetem i musiał na siebie uważać… - Mieszkasz gdzieś w pobliżu? – zapytał, kiedy wyszli na zewnątrz. - Tak – odpowiedziała lakonicznie. - Tylko tyle mi powiesz? – popatrzył na nią zdziwiony. Przystanęła i popatrzyła na niego spod oka. - A co mam ci powiedzieć? – odpowiedziała z uśmiechem. – Chcesz, żebym ci podała adres? - Nie atakuj mnie tak od razu! – uniósł ręce do góry w geście poddania. – Jeśli nie chcesz mi na swój temat nic powiedzieć, to nie mów… - Przepraszam – powiedziała z rezygnacją. – Już naprawiam swój błąd – dodała i wyciągnęła przed siebie rękę. – Na imię mam Summer, mam dwadzieścia pięć lat, mieszkam niedaleko Central Parku, w mieszkaniu po babci i nie lubię sławnych facetów – dygnęła lekko i zacisnęła zęby, żeby nie parsknąć śmiechem. Cała ta sytuacja wydała jej się absurdalna. Rozmawiała z nim, jakby znali się od dawna, a widzieli się po raz drugi w życiu… Uścisnął jej dłoń i uśmiechnął się. I znów nie chciał pozostać jej dłużny. - Na imię mam Joshua, mam dwadzieścia sześć lat, chwilowo mieszkam w hotelu w pobliżu Central Parku i nie lubię kobiet, które stawiają na mnie wielki krzyżyk – odpowiedział, a ona nie mogła już się opanować i głośno się roześmiała. Po chwili i on do niej dołączył. Jak na razie odkrył, że potrafią się razem śmiać. A przecież wcale się nie znali… - Już jesteśmy – powiedziała, kiedy przeszli przez skrzyżowanie. Weszli do restauracji. Ruch był dość spory, bo to była pora obiadowa, więc zaledwie kilka stolików było wolnych. Ze względu na JC Summer wybrała ten w rogu. Nie chciała siadać na środku, gdzie każdy mógł ich obserwować. Dość miała bycia na widoku, a z doświadczenia wiedziała, że jedzenie, kiedy wszyscy gapią się na ciebie, niczym na małpę w zoo, nie smakuje tak, jak powinno smakować. - Dziękuję za stolik – powiedział i uśmiechnął się. – A teraz powiedz mi, co polecasz, nim umrę od tych wszystkich zapachów… cdn....
  3. JARZEBINA

    BIESIADA

    Pokręcił głową. - Modelem? Znów pokręcił głową i uśmiechnął się. Bawił go ten quiz. A dziewczyna wydawała się być całkowicie odprężona. - Nie mów mi tylko, że śpiewasz – popatrzyła na niego z obawą. Spoważniała. – Tylko mi nie mów, że jesteś piosenkarzem… Zaskoczył go niepokój w jej oczach. Zaskoczył go strach, jaki tam zobaczył… Aż bał się jej odpowiedzieć, dlatego jedynie powoli skinął głową. - O, Boże… – ukryła twarz w dłoniach i wsparła łokcie na kolanach. Przez chwilę trwała w takiej pozycji. Kiedy znów się podniosła i popatrzyła na niego tymi swoimi ciemnymi oczyma, nie było już w nich radosnych iskierek. – Masz dziewczynę? – spytała cicho. - Tak – szepnął. Westchnęła. Gdyby był normalnym facetem, mogłaby się w nim zakochać i to bez żadnego problemu. Był wyższy od niej o głowę i miał uśmiechniętą twarz. A do tego zabójczo pachniał… Ale on nie był normalnym facetem, a ona miała dość nienormalnych facetów… - I też uważasz, że chce cię wykorzystać? – popatrzyła na niego smutno. Nic nie odpowiedział, a ona westchnęła. Spuściła głowę. – Co takiego jest w was, czego nie mają inni faceci?… Co takiego jest w nas, że uważacie, że was naciągamy?… Co robimy nie tak? – popatrzyła na niego bezradnie. Widział, jak w jej oczach zbierają się łzy. Westchnął. Czemu to akurat on musiał jej wyjaśniać, dlaczego inny facet w ten sposób ją potraktował? - Mam cię przeprosić za to, jak on cię potraktował? – popatrzył na nią uważnie i zmrużył oczy. – Mam cię przeprosić za to, co znani faceci myślą o swoich kobietach? - Nie, do cholery! – zacisnęła dłonie w pięści. – Macie nas kochać, a nie szukać dziury tam, gdzie jej nie ma!… Tyle, że znany facet tego nie potrafi! Potrafi tylko rozglądać się wkoło i wszędzie węszy jakiś podstęp!… A na świecie jest tysiące facetów, takich jak wy! Cholernie seksownych, ale za to bardziej czułych i opiekuńczych, bardziej zwracających uwagę, co jest ważne dla ciebie a nie dla siebie i, przede wszystkim, dużo mniej znanych… – westchnęła. - Uważasz, że ze znanym facetem nie można stworzyć stabilnego związku? – popatrzył na nią spod oka. Zaskoczyła go swoim wybuchem. Musiała mieć w sobie dużo złości i goryczy, a on akurat znalazł się pod ręką, więc to na nim się wyładowywała. Ale nie miał do niej pretensji. Sam się przecież o to prosił… - Uważam, że ze znanym facetem niczego nie można stworzyć – odpowiedziała ostro. – Można jedynie zajść w ciążę, czego się panicznie boicie, jakby nam odpowiadało posiadanie niechcianych dzieci… Boże, jakie to wszystko jest chore!… – otarła oczy i wzięła głęboki oddech. Był pod ręką, więc równie dobrze mogła mu powiedzieć o wszystkim, co ją gnębi. Uciekła już z tego środowiska, więc nie musiała się bać, że jeszcze kiedyś się spotkają… - Przykro mi, że on cię tak potraktował – powiedział cicho. Wyglądała na szczerą dziewczynę. Taką, które nazywali 'dziewczynami z sąsiedztwa'. Taką, która ceniła przyjaźń, beztroską radość i gdyby mogła, sprawiłaby, żeby wszystkim żyło się, jak w raju… - A to nie twoja wina – odpowiedziała. – Ale wiesz, co? – uśmiechnęła się. – Mój następny facet będzie brzydki jak noc i znajdę go na jakiejś zabitej dechami prowincji, żeby nikt mi potem nie wyrzucał, że chcę coś osiągnąć dzięki niemu i że trzymam się go nie dlatego jaki jest, ale kim jest… To chyba największa paranoja, jaka rządzi tym światem… – westchnęła, a on się uśmiechnął. - A już miałem nadzieję, że będziesz chciała ze mną coś stworzyć – zażartował, a ona głośno się roześmiała. Zawtórował jej i znów zapanowała przyjazna atmosfera. - Chyba nigdy nie zrozumiem was, facetów – powiedziała, kiedy już się uspokoiła. Odwróciła się, kiedy usłyszała hałas po drugiej strony ulicy. Z klubu zaczęli wychodzić ludzie. A właściwie same dziewczyny. - Chyba się skończyło – powiedział z żalem. Żałował, że ich pogawędka już się zakończyła, bo w gruncie rzeczy miło było z nią rozmawiać, nawet jeśli przez większość czasu wyrzucała z siebie pretensje do facetów… - Mam nadzieję, że moje przyjaciółki wyjdą o własnych nogach – uśmiechnęła się i wstała. – Dzięki za rozmowę. - Pomogła? – popatrzył na nią z uśmiechem. - Nie, ale fajnie było z kimś pogadać – odparła. – Może kiedyś, jeśli znów się spotkamy, przeproszę cię za te wszystkie brzydkie słowa, jakie powiedziałam pod adresem facetów. Ale to chyba nie nastąpi w najbliższej pięciolatce – zaśmiała się. - Może zmienisz zdanie szybciej, niż ci się wydaje – powiedział z nadzieją i delikatnie dotknął dłonią jej ramienia, jakby chciał jej dodać otuchy. Uśmiechnęła się. - Jeśli nie, to niech Bóg ma w opiece wszystkich facetów, jacy staną mi na drodze – odpowiedziała. - JC! – usłyszeli krzyk jakiejś dziewczyny i zobaczyli, że po drugiej stronie stoi szczupła blondynka i energicznie macha rękami. - To moja dziewczyna – powiedział. - Wracaj do niej i uwierz, że jest warta twojego uczucia – odpowiedziała brunetka. Uśmiechnęła się. Więc takie typy preferował… Tlenione blondynki… Ale nie było w niej więcej sztuczności. Żadnego wielkiego biustu, czy czegoś w tym stylu… Chciał jej jeszcze coś powiedzieć, ale Tara znów coś krzyknęła. Westchnął i popatrzył na nią, zrezygnowany. - Idź już – powiedziała z uśmiechem. – Bo jeszcze tu przyjdzie i mnie pobije – dodała i oboje się zaśmiali. - Summy! – usłyszeli czyjś krzyk i przed klubem stanęły dwie roześmiane dziewczyny. - Na mnie też już czekają – powiedziała brunetka i strzepnęła włosy z ramienia. – To cześć, JC, cokolwiek to znaczy – dodała i uśmiechnęła się. - To cześć, Summy, cokolwiek to znaczy – nie pozostał jej dłużny. Zaśmiała się. - To zdrobnienie od Summer – odpowiedziała, nim ostatecznie podeszła do dziewczyn. One zaraz wciągnęły ją w jakąś żywiołową dyskusję i tyle ją widział. Podszedł do Tary. - Kto to był? – popatrzyła na niego podejrzliwie. - Summer – odpowiedział zgodnie z prawdą. - Co za Summer? – zmarszczyła gniewnie brwi. - Po prostu Summer – uśmiechnął się. – Już się skończył striptiz? – zapytał. – Możemy już wracać do domu? - Jedźmy – wzięła go za rękę. Zastanawiał się, o czym myśli. Czy myślała o tym, jak długo jeszcze z nim być, jak długo jeszcze będzie go potrzebować?… Westchnął i otworzył drzwi samochodu. Summer oglądnęła się za nimi i patrzyła, jak znikają w aucie. Uśmiechnęła się. - Co to był za facet? – zapytała Kate i popatrzyła na przyjaciółkę uważnie. - Nie wiem – brunetka wzruszyła ramionami. – Podszedł do mnie i trochę sobie porozmawialiśmy… - Na jaki temat? – druga z przyjaciółek popatrzyła na nią spod oka. - Na temat facetów… Ale mu dołożyłam – zaśmiała się cicho Summer. – Pewnie wysłuchał się za wszystkie czasy. Miał po prostu pecha, że znalazł się obok, kiedy akurat miałam taki podły nastrój. - I wygarnęłaś mu wszystko to, co wygarnęłabyś Nickowi, gdyby się znalazł na jego miejscu? – Mary popatrzyła na nią uważnie. - Dokładnie – uśmiechnęła się Summer. – Pojedźmy dziś do mnie, okay? Mam ochotę się upić, a w lodówce mrozi mi się wspaniały alkohol… - No, takiej propozycji odrzucić nie możemy, prawda, Mary? – blondynka popatrzyła z uśmiechem na Mary. - Oczywiście, że nie – odpowiedziała zapytana i stanęły przy samochodzie. – Prowadź, wodzu. Wszystkie się roześmiały i po chwili odjechały z piskiem opon. cdn.....
  4. JARZEBINA

    BIESIADA

    Patrzył na nią od dłuższej chwili. Nie wydawała się zadowolona z tego, że jest w takim miejscu. Na widok rozbierających się mężczyzn jej koleżanki piszczały, niczym rozhisteryzowane nastolatki, a ona wydawała się jakby znudzona. Jego też niespecjalnie pociągało gapienie się na obnażone męskie ciała, ale namówiła go dziewczyna, a nie miał serca, żeby jej odmówić. Więc stał, wciśnięty w tłumek krzyczących dziewczyn i udawał, że dobrze się bawi. Ostatnio bardzo często udawał, że dobrze się bawi… I trochę zaczynało go już to męczyć. Westchnęła i popatrzyła na muskularnego bruneta, który prężył się przed nimi. - Boże, jak my nisko upadłyśmy… – westchnęła. - Summy, rozluźnij się! – szturchnęła ją blondynka i uśmiechnęła się. – Zapomnij choć na chwilę o tym idiocie i popatrz, jacy piękni chłopcy są wokół! - Wiem, że bardzo się starałyście, żeby mnie rozweselić, ale to chyba nie był najlepszy pomysł – powiedziała Summer i mocniej ścisnęła plecaczek, który trzymała w ręce. – Zaczekam na was przed klubem. - Summy, nie wygłupiaj się! – druga z przyjaciółek popatrzyła na nią prosząco. - Tutaj jest tak gorąco, że nie da się wytrzymać – uśmiechnęła się brunetka. – Bawcie się dobrze i zmuście ich, żeby rozebrali się do naga, a ja na was zaczekam. - Na pewno nie chcesz patrzeć, jak się rozbierają? - Na pewno – Summer przewróciła oczami i poklepała przyjaciółkę po ramieniu. – Usiądę sobie przy nadbrzeżu i będę na was czekać. - Skoro tak chcesz – powiedziała blondynka i obie dziewczyny wróciły wzrokiem do sceny, gdzie prezentował swoje wdzięki kolejny z mężczyzn. Tymczasem ona przepychała się przez tłum do wyjścia. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza. Miała wrażenie, że zaraz zaleje się rzewnymi łzami i zrobi z siebie kompletną idiotkę… - Postoisz tu sama? – nachylił się nad dziewczyną i mocniej ścisnął jej ramię. Oderwała wzrok od sceny. - Co mówiłeś? – popatrzyła na niego zdziwiona. - Pytałem, czy postoisz tu sama – powtórzył. – Jakoś nie bawi mnie gapienie się na rozbierających się mężczyzn, więc wyjdę na dwór i tam na ciebie zaczekam. - Mógłbyś się bardziej postarać – powiedziała z pretensją. - Ty i tak tego nie doceniasz – westchnął i odwrócił się. Ruszył w kierunku wyjścia. Kilka metrów przed sobą widział też tę dziewczynę, która wcześniej przykuła jego uwagę. Wydawało mu się, że gdzieś już ją widział, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie… Wyszła z klubu i wzięła głęboki oddech. Uśmiechnęła się lekko. Wolnym krokiem skierowała się w stronę nadbrzeża. Woda zawsze ją uspokajała. Oparła się o balustradę i popatrzyła na rzekę, która płynęła swoim rytmem. - Nie podoba ci się męski striptiz? – usłyszała ciepły męski głos i odwróciła się, żeby spojrzeć, kto wkracza w jej przestrzeń życiową. Przed sobą miała wysokiego chłopaka. Wydawał się całkiem przyjazny i patrzył na nią z uśmiechem. - Chyba niespecjalnie mnie to pociąga – odpowiedziała z uśmiechem. – Koleżanki myślały, że mnie trochę rozerwą i dlatego mnie tu przyprowadziły, ale na razie mam dość oglądania nagich męskich torsów… A poza tym taki striptiz to rzecz dość intymna i wolałabym, żeby facet rozbierał się tylko dla mnie, a nie wtedy, kiedy patrzą na to inne, obce panienki – zaśmiała się cicho. Uśmiechnął się. Wydawała się jakaś przygnębiona, mimo tego uśmiechu na twarzy. - Napatrzyłaś się na jakiś męski tors? – uśmiechnął się. Spuściła głowę. - Facetom się wydaje, że są pępkami świata, a kiedy próbujesz wywalczyć dla siebie choć trochę wolności, zaraz cię niszczą – powiedziała cicho. – Przepraszam – dodała po chwili. - Nie masz mnie za co przepraszać – odpowiedział z uśmiechem. - Jestem taka zła i rozżalona… – westchnęła. – Chwilowo mam facetów powyżej uszu i mogłabym powiedzieć ci coś przykrego… - Aż tak źle? – popatrzył na nią wyczekująco. Kiedy usiadła na ławce, usiadł obok i patrzył na nią uważnie. Miała ciemne długie włosy, które związała gumką na karku, a kucyk opadał jej na prawe ramię. - My po prostu za bardzo się od siebie różnimy – powiedziała smutno i westchnęła. – Wy, faceci, oczekujecie bezgranicznego uwielbienia, a jeszcze jak żyjecie na świeczniku, to wydaje się wam, że każda dziewczyna chce was wykorzystać, nawet jeśli ona przysięga na wszystkie świętości, że jest zupełnie inaczej. A ile można udowadniać, że nie jest się wielbłądem? – popatrzyła na niego smutno. Westchnął. I co miał jej odpowiedzieć? Sam żył na świeczniku i od niedawna miał pewność, że jego dziewczyna go wykorzystuje. Że jest z nim tylko dlatego, że on żyje w światłach rampy, a ona chce uszczknąć trochę tego splendoru dla siebie. Ale teraz przynajmniej wiedział, że ona była z kimś podobnym do niego. I może dlatego wydała mu się znajoma… - Czułaś się jak wielbłąd? – zapytał. - Czy to coś złego, że potrzebuje się czyjejś bliskości? – spytała cicho. – Że potrzebuje się dobrego słowa, przyjaznego uśmiechu i silnego ramienia, żeby się w nie wtulić i zapomnieć o całym świecie? Powiedz, czy w tym jest coś złego? Westchnął. Nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Wydawała się przygnębiona tym, co ostatnio wydarzyło się w jej życiu… - Nadal potrzebujesz silnego ramienia? – spytał z uśmiechem. Roześmiała się. - Nie jestem aż tak zdesperowana, żeby wypłakiwać się na ramieniu obcego faceta… – pokręciła głową, ale patrzyła na niego z zainteresowaniem. Miał uśmiechniętą twarz i kilkudniowy zarost. Jego ciemne oczy spoglądały na nią radośnie. Na głowie miał czapeczkę, więc nie wiedziała, jakie ma włosy. Miała tylko nadzieję, że nie jest blondynem. Ostatnio miała alergię na ten kolor włosów… Uśmiechnęła się. Może i gdzieś już go widziała, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie… - A kto mówi o wypłakiwaniu – powiedział i uśmiechnął się. – Silne ramię może się przydać, żeby pomóc wstać, albo żeby przeprowadzić przez ulicę… – mrugnął wesoło okiem. Uśmiechnęła się. - Powiedz mi, że jesteś normalnym facetem… Powiedz, że mieszkasz za rogiem, że nie ciągną się za tobą tabuny rozhisteryzowanych dziewcząt, że możesz mi pomóc codziennie przechodzić przez ulicę – rzuciła nonszalancko, ale w napięciu czekała na jego odpowiedź. Postanowiła sobie, że już nigdy nie zwiąże się ze znanym facetem. Nie, żeby jacyś sławni faceci się za nią uganiali, ale… Jeden taki związek w życiu wystarczył jej aż nadto. - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym to powiedzieć – odpowiedział szczerze. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym ona wybuchła śmiechem. - Boże, co robię nie tak? – popatrzyła na niebo pełne gwiazd i otarła policzki. – Co jest ze mną nie tak, że stawiasz na mojej drodze takich facetów?… – westchnęła. – Już wiem… – popatrzyła na niego z uśmiechem. – Jesteś sławnym aktorem, prawda? cdn.....
  5. JARZEBINA

    BIESIADA

    WITAM BIESIADO Kochane Drzewka dziekuje za piekne wiersze, aforyzmy i tyle ciekawych postow. ORZECH mam pytanie, czy to Ty jestes autorem tych wierszy? SA NAPRAWDE PIEKNE. opowiadanie: DRUGA SZANSA. Czasem życie daje nam drugą szansę na szczęście. Ale co zrobić, jeśli strach przed skorzystaniem z tej szansy jest większy od potrzeby kochania i bycia kochanym? Co zrobić, kiedy rany po nieudanym związku są trudne do wyleczenia? Summer spotkała Josha za późno. Już po rozczarowaniu, że w jego świecie są szanse na szczęśliwy związek. Ale może nie jest jeszcze za późno? Może nie wszyscy sławni mężczyźni są tacy jak ten, który tak bardzo ją rozczarował? Może nie tylko pierwsze szanse są najlepszymi z podsyłanych nam przez los?
  6. JARZEBINA

    BIESIADA

    Kel, co się stało!… Kel!… – ukląkł przy niej. – Niech mi ktoś pomoże! – wziął dziewczynę na ręce. Nadbiegły pielęgniarki i lekarz. Jedna z kobiet została przy nim i wprowadziła go do dyżurki, żeby mógł położyć dziewczynę na łóżku. Pozostali wbiegli do sali Nelly i starali się ją ratować. Upadając uderzyła się głową o szafkę i znów straciła przytomność. - Jak ona to zrobiła? – zapytała pielęgniarka. – Skąd miała tyle siły, żeby poderwać się z łóżka? - Nie mam pojęcia – odpowiedział lekarz. – Ale jeśli tak będzie z sobą postępować, to wyjedzie z tego szpitala w plastikowym worku… Zabieramy ją na badania. Nick stał w dyżurce i patrzył na Kelly przerażony. Była blada i osłabiona. - Co tam się stało? – zapytał cicho. Blondynka popatrzyła na niego bezradnie. - Była taka zła… – odpowiedziała. – Jest taka rozżalona i rozgoryczona… Nie mogłam już tego słuchać… Chciałam, żeby zamilkła… Ale ona wciąż krzyczała… – otarła dłonią łzy. – Nick, co się z nią stało?… Jest moją siostrą, a ja jej nie poznaję… – szepnęła. - Cii… – powiedział uspokajająco. – Wszystko będzie dobrze – przytulił ją do siebie. – Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze… – kątem oka zobaczył, jak przez korytarz biegną lekarze z Nelly na łóżku. Nie życzył jej źle, ale za wszelką cenę chciał wyzwolić Kelly spod destrukcyjnego wpływu siostry… Do poczekalni wszedł lekarz. - Co z nią? – zapytała Kelly. Nie było w jej oczach strachu. Miała obok siebie Nicka, więc wiedziała, że nie musi się niczego bać. - Niedobrze – lekarz pokręcił smutno głową. - To znaczy? – głośno przełknęła ślinę, a Nick mocniej objął ją ramieniem. - Upadając połamała kilka żeber i nabawiła się krwiaka – odpowiedział medyk. – I, jeśli nawet te połamane żebra da się jakoś wyleczyć, o tyle krwiak… Nie możemy go operować. Jest za blisko splotów nerwowych. - To znaczy, że ona… że umrze? – Kelly odważnie spojrzała na lekarza. - Nie możemy nic zrobić – odparł mężczyzna. – Bardzo mi przykro… Kelly ukryła twarz w dłoniach. Miała ochotę płakać. Ale nie mogła w sobie znaleźć ani jednej łzy. Jakby wszystkie już wypłakała podczas ataku gniewu bliźniaczki… - Tak mi przykro, Kel – powiedział cicho Nick. – Wiem, jak bardzo ją kochałaś… - Była dla mnie jak ja sama, jak moja druga połówka… – Kelly oparła głowę na jego ramieniu. – Myślałam, że zawsze będziemy się kochać… Że teraz, kiedy mam szansę być normalną dziewczyną, będzie się z tego cieszyć… A jej to przeszkadzało… Chciała być gwiazdą i błyszczeć… Ja miałam być kaleką siostrą, bez możliwości własnego zdania. Bez głosu… Kiedy się tu przeprowadziliśmy, bardzo mi dokuczała… Na Florydzie miała masę przyjaciół i znajomych, a tu musiała pracować na wszystko od nowa… Ale odzyskała to wszystko. Nawet z nawiązką – dodała szybko. – Dlaczego więc tak bardzo nie chciała, żebym ja była szczęśliwa?… - Nie wiem, Kel – Nick przytulił ją do siebie. Nie chciał jej odpowiadać na to pytanie. Nie w takich okolicznościach. On też chciał, żeby Nelly dała im spokój, ale nie chciał, żeby to się stało w taki sposób. Była zła. Ale to nie znaczy, że miała umierać… Westchnął. Zastanawiał się, co się zmieni w ich życiu, kiedy nie będzie w nim Nelly… Wyszedł na plażę. Na pniu siedziała Kelly. Była milcząca przez cały dzień. A na pogrzebie nie odezwała się ani słowem. Stała nieruchomo, z twarzą zastygłą, jak maska. Od rana niewiele rozmawiali. Wiedział, że potrzebowała spokoju i ciszy, więc jej tego nie utrudniał… Podszedł do niej powoli. Stanął z tyłu i położył jej dłonie na ramionach. Uśmiechnęła się i spojrzała w górę. - Jak się czujesz? – zapytał. Westchnęła. - Wolna – powiedziała po chwili. – Zawsze mi się wydawało, że ją hamuję… Ale chyba obie się hamowałyśmy. Ja, bo nie chciałam jej pozwolić, żeby żyła tak, jak chciała. A ona, bo nie chciała, żebym się od niej uwolniła… - Nie myśl teraz o tym – powiedział. – Byłyście bliźniaczkami. To tak, jakby jedna dusza w dwóch osobach. Nie umiałyście żyć bez siebie, a nie potrafiłyście żyć ze sobą… - Wydaje ci się, że tak dobrze nas znasz? – zapytała. Usiadł obok i objął ją ramieniem. - Widziałem was, jak ze sobą rozmawiałyście, jak się do siebie odnosiłyście… Nigdy nie zapomnę miny Nelly, kiedy powiedziałaś jej, że możecie sprzedać dom po rodzicach… – uśmiechnął się. - Może nie powinnam się tak szybko zgodzić na tę propozycję… Gdybym się wtedy nie zgodziła… – Kelly westchnęła. - Nie obwiniaj się, Kel – powiedział zdecydowanie Nick. – Gdybyś się nie zgodziła, Nelly sprzedałaby ten dom bez twojej zgody, wiesz o tym. - Wiem… Ona była taka zbuntowana, zagniewana na cały świat… - Ale nikt jej nie kazał wjeżdżać pod tą ciężarówkę. To, że zostawił cię facet, to nie powód, żeby się zabijać… - Musiała go bardzo kochać – powiedziała smutno Kelly. - Był jej potrzebny do zrobienia kariery – odpowiedział Nick. – Obiecaj mi, że nigdy nie będziesz próbowała się zabić. - Obiecaj mi, że nigdy nie będziesz próbował mnie zostawić – popatrzyła na niego uważnie. W tym spojrzeniu czaiło się wyzwanie. Uśmiechnął się i zbliżył twarz do jej twarzy. - Obiecuję – powiedział. - Więc ja też obiecuję – odpowiedziała. Dotknęła dłonią jego twarzy. Uśmiechnęła się. – Dziękuję, że jesteś, Nick. - Dziękuję, że pozwalasz mi być – odpowiedział i delikatnie ją pocałował. Potem oboje popatrzyli na ocean. Był niezmienny, od tysięcy lat… Mieli nadzieję, że ich obietnice będą tak samo niezmienne… koniec. Pozdrawiam bardzo serdecznie
  7. JARZEBINA

    BIESIADA

    Kelly wsunęła się do sali i usiadła przy łóżku siostry. Nelly spała. - Wyjdziesz z tego, sis – powiedziała cicho Kelly. – Zobaczysz, że z tego wyjdziesz… - Kelly Rowland? – do sali zaglądnęła pielęgniarka. - Tak? – popatrzyła w stronę drzwi. - Doktor panią prosi. Mamy już wyniki wszystkich badań. - Zaraz wrócę – powiedziała do Nelly i wyszła za pielęgniarką. Razem weszły do gabinetu. Lekarz uśmiechnął się smutno. - Wyjdzie z tego? – zapytała Kelly. - Mamy wyniki badań i wszystko wskazuje na to, że się będzie dobrze – odpowiedział. – Ale ma uszkodzony kręgosłup… - To znaczy? – Kelly popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma. - To znaczy, że nie będzie mogła chodzić – odpowiedział cicho lekarz. – Jest sparaliżowana od pasa w dół. - O, Boże!… – Kelly zakryła usta dłonią. – Nie ma… Nie ma żadnych szans, żeby to się dało jakoś wyleczyć?… Jakaś operacja?… - Obawiam się, że nie – odpowiedział. – Rdzeń kręgowy został poważnie uszkodzony i nie nadaje się do operacji. Przez chwilę panowała cisza. - Nie wiem, jak ona to zniesie… – powiedziała Kelly cicho. – Chciała być aktorką, być gwiazdą… Miała przed sobą karierę… A teraz… wszystko przepadło… - Z kalectwem da się żyć – powiedział lekarz pocieszająco. - Nie musi mi pan tego mówić – Kelly uśmiechnęła się smutno. – Kiedyś jeździłam na wózku. Nelly się mną opiekowała… Teraz role się odwróciły… - Wszystko będzie dobrze – odpowiedział lekarz. - Dziękuję, panie doktorze – Kelly wstała. – Pójdę do niej… Powinnam być teraz z nią… - Gdyby coś się działo, proszę mnie zawiadomić – powiedział lekarz. - Dobrze – odpowiedziała i wyszła. Otarła łzy. Musiała być silna. I za siebie, i za Nelly. Musiała… Powtarzała to sobie, kiedy weszła do sali siostry. – Wszystko będzie dobrze… – powiedziała i usiadła obok łóżka. - Kelly?… – Nelly poruszyła nieznacznie głową. - Jestem tutaj, Nel – blondynka uśmiechnęła się i głośno odetchnęła z ulgą. – Tak się cieszę, że się obudziłaś… – dodała ze łzami w oczach. Popatrzyła z radością na siostrę. - Gdzie byłaś? – zapytała Nelly szorstko. - Rozmawiałam z lekarzem. - Co powiedział? – siostra popatrzyła na nią wyczekująco. - Porozmawiamy później – odpowiedziała Kelly. – Jesteś zmęczona. Musisz dużo odpoczywać. - Już się naodpoczywałam – burknęła Nelly. – Leżę tu od kilku dni i mam już dość tego bezruchu… Powiedz mi, co ze mną będzie. - Wypoczywaj, proszę cię – Kelly starała się ją jakoś uspokoić. Nie wiedziała, skąd w siostrze tyle złości… - Nie mów mi, co mam robić, do cholery! – zaprotestowała Nelly. – Nie mam czucia w nogach… Jestem sparaliżowana, tak?! - Nelly, uspokój się – Kelly poczuła, że oczy jej się zaszkliły. Czy ona nie rozumiała, że ta sytuacja była trudna również i dla niej? Czy nie mogła się po prostu cieszyć, że żyje? Przecież to było w tej chwili najważniejsze. Żyła i tylko to się liczyło… - Powiesz mi wreszcie, czy mam to z ciebie siłą wyciągnąć?! – Nelly zachowywała się tak, jakby w ogóle nie słyszała siostry. - Powiem ci, ale jak się uspokoisz – odpowiedziała Kelly. – Twój gniew w niczym tu nie pomoże. Nelly popatrzyła na nią ze złością, ale już nic nie powiedziała. Czekała cierpliwie na wyjaśnienie. Kelly westchnęła. - Lekarz powiedział, że masz uszkodzony kręgosłup – powiedziała po chwili. - Czyli nie będę chodzić? – zapytała Nelly. - W tej chwili nie ma tej pewności… cdn........
  8. JARZEBINA

    BIESIADA

    Zabrał ją do domu rodziców. Wszyscy wyjechali do San Francisco w związku z promocją nowej płyty Aarona, więc miał pewność, że będą mieli święty spokój. Chciał być z nią sam. Żeby mogli pobyć trochę razem. W ciągu ostatnich kilku dni zaobserwował, że Kelly bardzo się zmieniła. Nie potrafiła mówić o niczym innym, jak tylko o Nelly. Żaden inny temat jej nie interesował. Jej myśli cały czas krążyły wokół siostry. - Powinnaś pomyśleć też o sobie – powiedział, żeby zatrzymać potok słów z ust Kelly. – Może popływalibyśmy trochę w basenie. Nie możesz zaniedbywać biodra. - Potrafisz skutecznie obracać moje myśli o sto osiemdziesiąt stopni – odpowiedziała z uśmiechem. - Ktoś powinien to umieć – powiedział i podał jej szklankę z sokiem. Wyszli z kuchni. - Wiem, że bardzo jestem skupiona na Nelly – powiedziała cicho, jakby przepraszająco. – Ale to moja siostra… Nie mogę po prostu przestać o niej myśleć. - Wcale od ciebie tego nie wymagam – odpowiedział. I to nie do końca było kłamstwo… Chciał, żeby myślała o siostrze, ale chciał też, żeby zaczęła myśleć o sobie. - Myślę, że odrobina gimnastyki mi nie zaszkodzi – powiedziała Kelly po chwili. – Jeśli tylko nie będziesz mnie zmuszał do bicia jakichś rekordów… - Do niczego nie będę cię zmuszał, Kel – odpowiedział. – Chcę tylko, żebyś się zrelaksowała – dodał i wyszli na taras. Postanowił, że będzie się starał, żeby Kelly nie zapominała się tylko dlatego, że Nelly leżała w szpitalu… Kelly weszła do sali siostry. Sytuacja była bez zmian. Nelly nadal była nieprzytomna. Doktor popatrzył na nią i uśmiechnął się smutno. - Nie możemy przeprowadzić wszystkich badań, dopóki się nie obudzi – powiedział. – Przyznam ci się, że na początku nie dawałem jej zbyt wielu szans na przeżycie… Ma wiele wewnętrznych obrażeń. Kręgosłup też najprawdopodobniej ma uszkodzony. Ale będziemy tego pewni, kiedy odzyska przytomność i będzie mogła nam coś powiedzieć… - Ale przeżyje, prawda? – zapytała Kelly z nadzieją. - Mam taką nadzieję – odparł lekarz. – Ale nie wiem, czy będzie w nienaruszonym stanie… Jej auto nadawało się na złom po tym wypadku. To, że przeżyła, zakrawa prawie na cud. Myślałem, że nie damy rady już nic zrobić… Dlatego chciałbym cię przygotować, że ona może nie być całkowicie sprawna… - Najważniejsze, żeby żyła – powiedziała Kelly i delikatnie uścisnęła dłoń siostry. – Najważniejsze, żeby żyła… - Jak ona się czuje? – zapytała Jane, podchodząc do łóżka. Kelly podniosła głowę z prześcieradła. Przetarła oczy. - Ciągle jest nieprzytomna – odpowiedziała. – Tak bardzo chciałabym, żeby już się obudziła… - Na pewno niedługo się obudzi – Jane ścisnęła jej ramię. Drzwi się uchyliły i do pokoju wszedł Nick. - Napij się – podał Kelly kubek. - Dzięki – uśmiechnęła się. - Jackie prosiła, żebyś jutro zajrzała do agencji – powiedziała Jane. – Ma jakieś ważne dokumenty do podpisania. - Zrobię to z samego rana. Pojadę tam w drodze do szpitala – powiedziała Kelly. – Nie chciałabym zostawiać Nelly samej na długo… - Przynieść ci coś do jedzenia? – zapytał Nick. - Nie jestem głodna – odpowiedziała. - Powinnaś coś zjeść – powiedział zdecydowanie. – A ja nie pozwolę ci się głodzić. Zaraz ci coś przyniosę. Wzruszyła ramionami. Nic nie odpowiedział, tyko wyszedł z sali. Mama za nim. I przez chwilę słychać było tylko równą pracę maszyn. Kelly westchnęła. - Musisz z tego wyjść… – powiedziała cicho. – Musisz… Zauważyła jakiś dziwny ruch na monitorach. A po chwili Nelly nieznacznie poruszyła głową. Kelly poderwała się z miejsca. Wybiegła na korytarz. - Panie doktorze! – krzyknęła do lekarza, który stał na korytarzu. – Ona się budzi!… Szybko! Ona się budzi!… Lekarz wraz z jedną pielęgniarką wbiegli do sali. Inna pielęgniarka próbowała wyprowadzić Kelly z sali. - Proszę wyjść. Proszę pozwolić nam pracować – delikatnie prowadziła ją w stronę drzwi. – I tak nic tu pani nie pomoże… - Ale ona się budzi!… – Kelly popatrzyła na nią z radością. – Budzi się!… - Proszę poczekać na zewnątrz – uśmiechnęła się pielęgniarka. Kelly stanęła na korytarzu i patrzyła przez szybę na to, co działo się wokół siostry. - Co się stało? – do dziewczyny podbiegł Nick. Popatrzyła na niego ze łzami w oczach. - Budzi się!… – odpowiedziała. – Nelly się budzi!… – powtórzyła i uścisnęła go mocno. Otoczył ją ramionami i przytulił do siebie. Oboje popatrzyli za szybę, gdzie grupa medyków krzątała się wokół Nelly. Nick westchnął. Zastanawiał się, co przyniesie przyszłość… Czy wypadek Nelly jakoś zaważy na ich wspólnych stosunkach… Nie była zadowolona, kiedy się dowiedziała, że się spotykają… Próbowała ich poróżnić… Czy nie będzie próbowała ich rozdzielić?… cdn....
  9. JARZEBINA

    BIESIADA

    Obudził się, kiedy na niebie było już jasne i gorące słońce. Uśmiechnął się. Obok niego leżała Kelly. Spała. Oddychała spokojnie, a dłonią obejmowała go w pasie. Cmoknął ją w głowę. Poruszyła się lekko. - Dzień dobry – powiedział cicho. – Jak się czujesz? - Jak nowonarodzona – odpowiedziała z uśmiechem. – Jakby ten ból, który zaatakował mnie w nocy w ogóle się nie przytrafił… – westchnęła. – Ale przytrafił się… Myślałam, że umieram… To nie jest normalne… - Powinnaś pójść do lekarza. Nie czekać na termin operacji, ale iść jak najszybciej – odpowiedział i cmoknął ją w policzek. – Inaczej twoje ataki przyprawią mnie o zawał serca… – zaśmiał się. - Wcale nie musisz ze mną spać – udała oburzenie. - Wiem – odpowiedział. – Ale chcę. I nawet twój sprzeciw nie zmieni mojej decyzji. Westchnęła. - To, co wtedy mówiła Nelly… – zaczęła cicho. – O moim biodrze… - To dla ciebie jakiś problem? – wiedział, że mówienie o tym nie było dla niej miłe, więc nie chciał jej tego utrudniać. - A dla ciebie nie? – zdziwiła się. - Jeśli będzie, to na pewno ci o tym powiem – odpowiedział. – A, poza tym, znam inne sposoby na zaspokojenie namiętności… – mrugnął zalotnie okiem. - Nick! – klepnęła go w ramię i spuściła głowę. - Boże, ty się rumienisz!… Kel!… – Nick uniósł do góry jej podbródek. Z całej siły zaciskała powieki. - Popatrz na mnie – powiedział. - Nie – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby. Zaśmiał się. - Uwielbiam cię – powiedział i zbliżył twarz do jej. Pocałował ją delikatnie. Powoli otworzyła jedno oko, ale kiedy tylko zobaczyła, że Nick na nią patrzy, na powrót je zamknęła. - Kelly, zachowuj się, jak duża dziewczynka – powiedział z uśmiechem. W odpowiedzi delikatnie ugryzła go w usta. - Ty mała diablico! – zachichotał i przyciągnął ją do siebie. – Powinnaś wiedzieć, że ze mną nie warto zadzierać – dodał zalotnie i pocałował ją. Gdyby to od niego zależało, to chciałby, żeby każdy ranek tak wyglądał… Żeby mogli tak leżeć obok siebie i przekomarzać się beztrosko… Żeby mogli zapomnieć o całym świecie, żeby wszystko inne przestawało istnieć… Z tego błogiego nastroju wyrwał go dźwięk komórki. Jego. Popatrzył zdziwiony na Kelly i wygrzebał się z pościeli. Wyciągnął telefon z kieszeni spodni. - Mama?… – powiedział właściwie do siebie. – Słucham? – przyłożył telefon do ucha. – Tak, jest obok mnie… – spojrzał na Kelly. Poprawiła pościel i patrzyła na niego pytająco. Wzruszył ramionami w odpowiedzi. - Tak… Co???… Kiedy?… – pobladł i usiadł z powrotem na łóżku. – Tak, dobrze… – potarł skronie dłonią. – Przylecimy pierwszym samolotem… – dodał cicho i rozłączył się. - Co się stało? – zapytała Kelly. Czuła nieprzyjemne świdrowanie w żołądku. - Chodzi o Nelly – odparł. Popatrzył na nią smutno. – Miała w nocy wypadek… Kelly zakryła usta dłonią. Patrzyła na niego przerażona. - Wjechała pod ciężarówkę… – mówił dalej. – Żyje, ale jej stan jest bardzo poważny… Leży na intensywnej terapii… - O, Boże!… – w jej oczach zalśniły łzy. - Tak mi przykro, Kel… – powiedział Nick i przytulił ją do siebie. - Ja to poczułam… – odparła cicho. Ocierała łzy, które płynęły po jej policzkach. – Ja to poczułam… Ten ból, tą ciężarówkę… - Cii… – starał się ją uspokoić. – Wszystko będzie dobrze. - Ona z tego wyjdzie – powiedziała zdecydowanie i odsunęła się od niego. – Musi z tego wyjść. Musi, rozumiesz?… Tylko ona mi została… - Oczywiście, że z tego wyjdzie – potwierdził, choć sam w to nie wierzył. Mama powiedziała, że sytuacja jest naprawdę poważna. Ale nie chciał denerwować Kelly. I bez tego miała dość zmartwień. Wstał. – Zadzwonię na lotnisko – zaproponował. - Idę wziąć prysznic – odpowiedziała i wstała. – Musimy lecieć do domu jak najszybciej. Jestem jej potrzebna. Patrzył, jak zamyka za sobą drzwi łazienki. Miała w sobie siłę, o jaką jej nie podejrzewał. Nie lamentowała, nie zalewała się łzami. Od razu przeszła do zdecydowanego działania. Wiedział, że to jej kalectwo ją tego nauczyło. Dało jej siłę, żeby przyjmować wszystkie ciosy z podniesioną głową… Żeby walczyć do końca i nigdy się nie poddawać… Westchnął i wybrał numer na lotnisko. Szczęśliwym trafem udało mu się znaleźć dwa miejsca na popołudniowy rejs. Potem przygotował śniadanie i zjedli je w milczeniu. - Wiesz… – zaczęła cicho Kelly. – Mimo, że postanowiłyśmy się rozstać, jakoś nigdy nie wierzyłam, że do tego dojdzie… Choć nie za bardzo się lubimy, bardzo się nawzajem potrzebujemy… Od śmierci rodziców mamy tylko siebie. Jeśli i ona odejdzie, nie wiem, co zrobię… – popatrzyła na niego zrozpaczona. Zaczynała się łamać. Potrzebowała wsparcia i nie mógł przejść obok tego obojętnie. - Wszystko będzie dobrze, Kel… – usiadł obok i przytulił ją do siebie. – Wszystko będzie dobrze… - Cieszę się, że tu jesteś… – odparła. – Gdybym była tu sama… - Nie myśl teraz o tym – uśmiechnął się i cmoknął ją w głowę. – Jestem przy tobie… cdn......
  10. JARZEBINA

    BIESIADA

    Otworzyła oczy. Za oknem świtało. Czuła, że ma zdrętwiałe nogi. I cały bok ją bolał. Próbowała przewrócić się na plecy, ale coś ją hamowało. Ktoś… Nick. A ból był coraz dotkliwszy… - Nick… – powiedziała cicho i po omacku wyciągnęła rękę, żeby go obudzić. – Nick, odsuń się. Nie mogę się przekręcić na drugi bok. Zająłeś całe łóżko… - Co?… – wymamrotał przez sen. - Nick, to boli… – szepnęła. - Boli? Co boli? – podskoczył i usiadł na łóżku. Miała pewność, że teraz może już się obrócić. Powoli przekręciła się na plecy. Głośno wypuściła z płuc powietrze. Trzymała się za bolące biodro. Popatrzył na nią przestraszony. - Boli? – zapytał. – Dlaczego? - Za długo leżałam na tym boku – odpowiedziała i uśmiechnęła się. – Zaraz przejdzie. - Przepraszam, Kel – powiedział i położył się obok. Dotknął dłonią jej czoła. Było mokre. I gorące. – Jesteś cała spocona! – poderwał się i zapalił lampkę. - Uspokój się – powiedziała przez zęby. – I zgaś to światło. Zaraz mi przejdzie – delikatnymi ruchami rozcierała bolące biodro. Wiedziała, że napięcie zaraz ustąpi. - Śmiertelnie mnie wystraszyłaś – powiedział i znów położył się obok. - Dlatego właśnie nie chciałam, żebyś spał ze mną – odpowiedziała. Słyszał, że mówienie sprawia jej trudność. Ból chyba jeszcze się utrzymywał. - Często ci się to zdarza? – zapytał. Objął ją ramieniem i położył dłoń na jej biodrze. Spięła się na chwilę, ale zaraz przesunęła swoją dłoń na łóżko. - Nie – odpowiedziała. - A widzisz? Co by było, kiedy złapało by cię, a mnie by nie było? – delikatnie rozcierał jej biodro. Czuł pod dłonią ostre kształty i nienaturalne nierówności. A ona stopniowo się rozluźniała. - Nie wiem, Nick – odpowiedziała znużona. Nagle poczuła się zmęczona. Czuła, jak powoli ogarnia ją sen. – Nie zadawaj mi takich pytań w środku nocy… - Już lepiej? – zapytał. - Tak – powiedziała cicho. – Dziękuję – wtuliła twarz w jego ramię. Cmoknął ją w czubek głowy. - Pozwolisz mi się sobą opiekować? – przesunął dłoń na jej brzuch. Gładził ją delikatnie. Rozluźniała się i oddech jej się wyrównywał. - Ja nie jestem normalną dziewczyną… - A ja nie jestem normalnym facetem – odpowiedział. Wiedział, że się uśmiechnęła, ale nie chciał się odsuwać, żeby sprawdzić to naocznie. Nie zamierzał się w ogóle odsuwać… Zamierzał tulić ją do siebie, szeptać czułe słówka i wielbić do końca swoich dni.... Znów zasnęli na jednym łóżku. Nick powiedział, że nie pozwoli jej spać samej, więc nie miała praktycznie żadnego wyboru. Prosiła go tylko, żeby za bardzo się w nocy nie rozpychał… Obiecał, że nie będzie i nawet mu się to udawało. Co z tego, kiedy znów obudziła się, zwijając się z bólu. Poczuł delikatnie szturchanie i otworzył oczy. Kelly leżała skulona i trzymała się za brzuch. Oprzytomniał w jednej sekundzie. - Co się stało, Kel? – poderwał się, zaniepokojony. - Boli… Jak to strasznie boli… – usłyszał jej stłumiony głos. - Gdzie cię boli? – zapytał. Chciał jej pomóc, ale nie wiedział, co robić. - Wszędzie… – powiedziała. – Głowa, biodro… Czuję się, jakby przejechała po mnie ciężarówka!… Co się dzieje, Nick?… - Nie wiem, Kel – odpowiedział smutno. – Nie mogę patrzeć, jak tak cierpisz… Nie wiem, co robić… Może wezwiemy lekarza? - Nie – złapała go za rękę. – Lekarz tu nic nie pomoże – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Zaraz mi przejdzie… Przytul mnie mocno… - Dobrze, skarbie – powiedział pieszczotliwie. Przytulił ją do siebie i starał się uspokoić. Cała się trzęsła i była cała mokra. Ale powoli się rozluźniała. Gładził jej plecy i mocno tulił. Kiedy oddech jej się wyrównał, wiedział, że zasnęła. Ale postanowił, że nie zostawi tak tych ataków bólu. Bo wcale mu się nie podobały… cdn......
  11. JARZEBINA

    BIESIADA

    Po raz kolejny przepłynęła całą długość basenu. Ciężko oddychała. Stwierdziła, że już wystarczy tej gimnastyki. Usiadła na brzegu i popatrzyła na ocean. Tak spokojnie szumiał… Słońce świeciło pełną parą i było jej gorąco w tym jednoczęściowym kostiumie. Ale nie mogła się ubrać inaczej. Nie potrafiła zaakceptować blizn na swoim ciele. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie umiała je zaakceptować… Westchnęła. Może za rok, może za dwa. Kiedy już pozbędzie się tych metalowych części… Może wtedy będzie mogła zacząć myśleć o sobie w pozytywnych kolorach. Może wtedy… Znajdzie tego przystojnego męża i będzie miała z nim śliczne dzieci… Uśmiechnęła się. Piękny dom już ma… Usłyszała jakiś hałas na tarasie. Nie musiała się nawet odwracać, żeby wiedzieć, kto to. Cały dzień zajęło mu dotarcie tutaj. Musiał się nieźle natrudzić, żeby znaleźć wolne miejsce w samolocie. Już ona coś wiedziała na ten temat… - Witaj, Kel – usłyszała jego cichy głos. Od razu się spięła. - Witaj, Nick – odpowiedziała. Nawet nie spojrzała w jego kierunku. Nie pozwoli się już tak zranić. Już nie… Słyszała, jak się zbliża. Zdjął buty i spodnie. Usiadł za nią. Zadrżała. Nie chciała tak zareagować. Chciała być twarda. Tyle, że nie potrafiła… - Możemy porozmawiać? – spytał. Chciał ją do siebie przytulić, ale widział, że jest spięta i nie chciał jej jeszcze bardziej denerwować… - Zabawne, prawda? – uśmiechnęła się smutno. – Nasza pierwsza rozmowa też się tak zaczęła… Też pomyliłeś mnie z Nelly… Tyle, że tamto dało się jakoś znieść, a to… – uniosła dłoń do twarzy i wiedział, że ociera łzy. Zaklął w duchu. Był gotów walić głową w mur, gdyby to miało wszystko naprawić. Ale wiedział, że nie naprawi. Starał się usłyszeć, co do niego mówi. - Wczoraj po raz pierwszy żałowałam, że dalej nie jestem kaleką… – powiedziała cicho. – I nie przez bolesne operacje, nie przez bolesną rehabilitację… Żałowałam, że nie jestem kaleką, bo, gdybym była, nigdy by mnie to nie spotkało… Żyłabym w swoim świecie i byłabym szczęśliwa… W normalnym świecie ciągle dostaje się po głowie!… Z każdej strony ktoś próbuje ci wbić nóż w plecy!… Nie mógł już tego słuchać. Otoczył ją ramionami i kołysał delikatnie. Drżała od płaczu. On też miał mokre oczy. - Przepraszam, Kel… Przepraszam… – powtarzał raz po raz. – Wiem, że to za mało, ale nie wiem, co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła… Przepraszam… Byłem pewny, że to ty… Taka radosna i uśmiechnięta… – zacisnął powieki, żeby powstrzymać łzy. – Przepraszam… Płakali oboje. On nad sobą, że ignorował ją całe dzieciństwo, że nie starał się jej zrozumieć. Że teraz, kiedy już zaczęła coś dla niego znaczyć, zachował się jak nieodpowiedzialny szczeniak… Że teraz, kiedy odkrył w niej wartościową kobietę, kobietę, przy której chciałby się budzić i zasypiać, wszystko spieprzył… Ona nad sobą. Że dała się tak oszukać. Że pozwoliła, żeby siostra, którą kochała nad życie, tak z niej zakpiła… Wiedziała, że Nelly jest zła, ale dopiero teraz mogła się przekonać, jak bardzo jest ZŁA. Jak bardzo musi nie szanować siebie, żeby tak skrzywdzić własną siostrę. Miały tylko siebie! Powinny się kochać, a nie… Dlaczego, kiedy człowiekowi się coś udaje, to z drugiej strony dostaje kopa, po którym nie umie się pozbierać?.... - To jest mój pokój, Kel – powiedział Nick, kiedy zszedł do salonu. Kelly siedziała i piła gorącą czekoladę. Osiągnęli jako taki kompromis. Najpierw oboje popłakali, a potem zmoczył ich deszcz. Stwierdzili, że dość mają wody, jak na jeden dzień i wrócili do domu. Byli ostrożni w stosunku do siebie. Jakby bali się powiedzieć coś, co by mogło zakłócić ten spokój. - Ale, kiedy ja jestem tu gościem, to ja w nim nocuję – odpowiedziała spokojnie. Było już późno i nie miała nastroju do zabawy. Czuła, że troszkę się przeforsowała z tą wodną gimnastyką, ale miała nadzieję, że jak się dobrze wyśpi, to wszystko wróci do normy. A łóżko w pokoju Nicka było najwygodniejsze w całym domu… - Więc będziemy w nim spali oboje – powiedział. - Szkoda, że w drzwiach nie ma zamka – westchnęła głośno. – Muszę poprosić twoją mamę, żeby wstawiła. - Chcesz, żebyśmy się zamykali na noc? – zażartował. – Co planujesz robić w nocy? Ja zamierzam spać. - Bardzo śmieszne – odpowiedziała i wystawiła mu język. Cieszył się, że się na niego nie obraziła. Miała ku temu wszelkie powody… Patrzył, jak staje przy schodach. - Dobrze się czujesz? – zapytał, kiedy zobaczył, jak się krzywi przy wchodzeniu na górę. - Nigdy mnie nie widziałeś przy wchodzeniu po schodach – odpowiedziała z uśmiechem. – A to właśnie tak u mnie wygląda. Powoli, po jednym schodku… - Mogę cię wnieść, jeśli chcesz – zaproponował. - Poradzę sobie – odpowiedziała. - Ale pamiętaj, że przyjdę do ciebie, jak zjem kolację! – pogroził jej palcem. - Nie boję się ciebie! – odpowiedziała już z góry. – Dobranoc, Nick! - Dobranoc, Kel – odparł i wszedł do kuchni. Zrobił sobie kilka kanapek i usiadł przed telewizorem, żeby zobaczyć, co się na świecie dzieje. Przerzucał kanały przez godzinę, nim stwierdził, że jednak nic ciekawego nie ma. Wyłączył telewizor. Wstał i stanął przy schodach. Pogasił światła i wszedł na górę. Cicho wsunął się do pokoju. Kelly już spała. Uśmiechnął się. Jeśli dobrze się postara, to przez całą noc się w tym łóżku nie spotkają… cdn......
  12. JARZEBINA

    BIESIADA

    Biedny, mały Nicky – zaśmiała się Nelly. - Zamknij się! – krzyknął z sypialni. - A co mi zrobisz, hę? – odkrzyknęła. Głośno się śmiała. – Co mi możesz zrobić?! - Najchętniej skręciłbym ci kark – odpowiedział, zbiegając po schodach. – I nie zrobię tego tylko przez wzgląd na Kelly… Cieszę się, że nareszcie się od ciebie uwolniła… - Jesteśmy siostrami, Nicky – odparła Nelly. – Nigdy się ode mnie nie uwolni. - Już się uwolniła, Nelly – odpowiedział zdecydowanie Nick. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się od ciebie uwolniła… – dodał i wyszedł trzaskając drzwiami. Patrzyła, jak odjeżdża. I śmiała się do rozpuku. Pokazała im obojgu, gdzie ich miejsce. Pokazała, kto jest górą... Samolot kołował nad lotniskiem. Całą drogę trzymała się dzielnie, więc wytrzyma jeszcze godzinkę. Nie miała ze sobą żadnych bagaży. Ale nie były jej potrzebne. Po pierwszym szoku, jaki przeżyła, wiedziała, gdzie odzyska spokój. Pojechała do Carterów poprosić o klucz do domu w Marathonie. W domu była jedynie Jane, ale Kelly wiedziała, że kobieta dotrzyma słowa i nikomu nic nie powie. A Kelly nie powiedziała jej za wiele. Zdradziła jedynie, że koniecznie musi gdzieś wyjechać, żeby odpocząć. Że potrzebuje samotności… Jane zawsze była dla niej wyrozumiała. Z resztą, przyjaźniły się od dawna i kobieta w pewnym sensie zastępowała jej matkę… Dobrze, że udało jej się znaleźć wolne miejsce w samolocie na Florydę. Tu odzyska spokój... - Mamo, nie było tu czasem Kelly? – zapytał Nick, kiedy wszedł do domu. Pojechał do agencji, ale tam jej nie znalazł. Próbował do niej zadzwonić, ale wyłączyła telefon. Musiał się z nią zobaczyć. Musiał jej wszystko wytłumaczyć… - A co się stało, synku? – zapytała kobieta z troską. Jeszcze nie zdążyła ochłonąć po wizycie dziewczyny. Wiedziała, że ten smutek ma związek z jej synem. Wiedziała, że rozpacz w jej oczach nie wzięła się znikąd… - Boże, jestem taki głupi, mamo! – Nick popatrzył na nią bezradnie. - Z grzeczności nie zaprzeczę – zaśmiała się. Podeszła do syna i objęła go ramieniem. – Powiesz mi, co się stało? - Jak ty to robisz, że potrafisz rozróżnić Kelly od Nelly? – zapytał. - One są zupełnie inne – uśmiechnęła się kobieta. – Nie widzisz tego?… Są jak ogień i woda… - Ale, gdyby Nelly tak bardzo chciałaby być Kel… Myślisz, że udałoby jej się to tak dobrze zagrać? – jak miał powiedzieć matce, że przespał się z siostrą swojej dziewczyny i przez cały czas miał pewność, że ma obok siebie tę właściwą bliźniaczkę? - Nie wiem, Nick – odpowiedziała szczerze Jane. – Nelly jest doskonałą aktorką. Jest niczym diabeł wcielony… Są bliźniaczkami. To tak, jakby jeden człowiek w dwóch ciałach. Mogłaby zagrać pewne zachowania… Dlaczego o to pytasz? – popatrzyła na syna uważnie. Spuścił wzrok i westchnął. - Zależy ci na Kelly, prawda? – pytała dalej. – Bardzo się cieszę, że wyrosłeś z tego szczeniackiego zauroczenia Nelly… - Nawet nie wiesz, jak bardzo – wszedł jej w słowo. Popatrzył jej w oczy. – Jeśli się okaże, że tego nie da się już naprawić, to nie wiem, co zrobię… - W co ty się wplątałeś, synu? – spytała z troską. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że umówiłeś się z Nelly, myśląc, że ona to Kelly… - Nie chciałabyś tego wiedzieć, mamo – odpowiedział poważnie. – Wierz mi, że nie chciałabyś tego wiedzieć… Muszę ją odnaleźć. Muszę jej wytłumaczyć, że wszystko da się jeszcze naprawić…Muszę ją przekonać, że jeszcze nie jest za późno… – popatrzył na mamę bezradnie. Czuł, jak w kącikach oczu zbierają mu się łzy. Zacisnął powieki z całej siły. – Musisz mi pomóc, mamo! Musisz mi powiedzieć, gdzie ona jest!… Musisz!… Widziała w jego oczach desperację. W jego mocnym uścisku czuła desperację. I nie mogła tego tak zostawić. Obiecała Kelly, że pozwoli jej odzyskać spokój. Ale wiedziała, że sama tego nie dokona. Wiedziała, że cokolwiek zrobił Nick, muszą się porozumieć. Muszą porozmawiać… A ona musi im pomóc. Po prostu musi… cdn......
  13. JARZEBINA

    BIESIADA

    Jeśli poważnie mówiła o tym adwokacie, to musi zdawać sobie sprawę, że potem nie będzie już odwrotu – odparła Kelly. – Wiem, że nie powinnam tak robić… Ona jest moją siostrą… Mamy tylko siebie… - Nie czuj się winna, Kel – powiedział Nick. Nakrył jej dłoń swoją. Uśmiechnął się. – Nie możesz jej bez końca pomagać. Jesteście już dorosłe i powinna umieć o siebie zadbać… Ona miała w życiu dużo łatwiej, niż ty. Powinna brać z ciebie przykład… – nie chciał jej mówić, że własna siostra ma ją za nic, ale wcale nie zamierzał przejść obok tego faktu obojętnie. - Nelly sama dla siebie jest przykładem – powiedziała Kelly. – Mam nadzieję, że, kiedy nasze drogi się rozejdą, będzie umiała o siebie zadbać. - Będzie musiała umieć – powiedział zdecydowanie. – Nie martw się na zapas, Kel. Wszystko się jakoś ułoży. - Nie mogę się już doczekać, kiedy wprowadzę się do swojego nowego domu – powiedziała z uśmiechem. – Nareszcie będę miała coś swojego… Coś, co jest dokładnie takie, jak ja chcę… - Zaprosisz mnie kiedyś, prawda? – zapytał nieśmiało. Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się. - Nie musisz ćwiczyć na mnie swoich minek, Nick – powiedziała. – Oczywiście, że cię zaproszę. Jeśli tylko będziesz chciał przyjść… - Na pewno będę – zapewnił ją i uniósł do góry kieliszek z winem. – Za nowe początki. - Za nowe początki – powtórzyła i upili po łyku. I znów byli na kolejnym obiedzie. Tym razem udało im się uniknąć towarzystwa Nelly. Wymówiła się jakimś ważnym spotkaniem, a oni odetchnęli z ulgą. Cieszyło ich przebywanie w swoim towarzystwie. Nie potrzebowali intruzów w swoim świecie… A Nick stwierdził, że Kelly wcale nie jest taką poukładaną dziewczyną, za jaką chciała uchodzić. Ale wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – takie odkrycie było mu jak najbardziej na rękę. Dzięki temu mógł jej powiedzieć o wszystkim, bo wiedział, że go zrozumie. Dogadywali się doskonale. Potrafili żartować i śmiać się ze wszystkiego… Te kilka tygodni ich obojga czegoś nauczyły. Kelly stała się bardziej otwarta na nowe pomysły, a Nick zrozumiał, że nie zawsze można mieć wszystko. Że trzeba cieszyć się z małych rzeczy… - Czy jutro też znajdziesz czas, żeby pójść ze mną na obiad? – zapytał Nick, kiedy weszli do jej gabinetu. Kelly schowała torebkę do szafki. - Chyba za dużo spędzamy czasu razem – starała się brzmieć jak najbardziej stanowczo. Usiadła na biurku. Pomachała nogami, niczym mała dziewczynka. Jak była mała, nie miała szans, żeby to zrobić… Uśmiechnęła się. - Za dużo? – podszedł bliżej i popatrzył na nią uważnie. – Przecież tylko jadamy ze sobą obiady. I to tak nie co dzień – w jego głosie brzmiała wyraźna skarga. Kelly klepnęła go w ramię. - Ale, kiedy jestem z tobą, nie jestem w stanie myśleć o niczym innym – powiedziała, jakby w swojej obronie. – Wiesz, ile czasu zajmuje mi dojście do równowagi? - Nie wiem – oparł się o biurko. Położył dłonie na jej kolanach. I już wiedziała, że znalazła się w pułapce. Nie miała żadnej drogi ucieczki. Mogła, co najwyżej położyć się na biurku, ale nie wiedziała, jak by zareagował Nick… A nie zamierzała się przekonywać… - Bardzo dużo czasu – odpowiedziała. Patrzyła mu prosto w oczy. Nerwowo przełknęła ślinę. – Całe popołudnie dochodzę do siebie… - Jak myślisz, ile czasu zajmie ci dojście do siebie, jeśli cię pocałuję? – zapytał i jeszcze bardziej się zbliżył. Dotykali się nosami. - Pewnie całe tygodnie – odpowiedziała. Uśmiechnął się przebiegle. - To znaczy, że cały czas będziesz w szoku? – spytał. Czuła jego oddech na swoich ustach. Cały świat zaczął wirować… Nie była w stanie nic powiedzieć. Prawie niezauważalnie skinęła głową. Uśmiechnął się. - Więc może wtedy będziemy razem jadać śniadania, obiady i kolacje? – zapytał. Uśmiechnęła się. - Jeśli będę w stanie myśleć o czymś innym, niż twoje pocałunki, to może uda mi się coś zjeść… – powiedziała. - Więc teraz już nie mogę się wycofać – odparł i pocałował ją delikatnie. Otoczył ją ramionami i przytulił do siebie. Całował ją delikatnie, starając się ją rozluźnić. Napięcie powoli ustępowało… Pocałunki stawały się coraz dłuższe, miejsce słodyczy zajęła namiętność… Kiedy odsunął się nieco, oboje mieli przyśpieszone oddechy. - I jak się czujesz? – zapytał. - Jestem w szoku – odpowiedziała. - Więc pozwolisz, że jeszcze trochę wykorzystam tę sytuację – zaproponował. - Jestem w szoku – powtórzyła i zaśmiała się. Uciszył ją pocałunkami. Byli całkowicie zajęci sobą. I nie zauważyli pary błękitnych oczu, która zaglądnęła do pokoju, po czym wycofała się i, ciskając gniewne błyski, zamknęła za sobą drzwi… cdn....
  14. JARZEBINA

    BIESIADA

    Od półgodziny przyglądał się bliźniaczkom. Były takie same, a jednocześnie tak różne… - Pieniędzy po rodzicach wcale nie mamy zbyt dużo – powiedziała spokojnie Kelly. – Z twojej części już niewiele zostało… - Ale ty masz jeszcze sporo – żachnęła się Nelly. – Nie bądź taka skąpa, sis. Wyciągasz kupę forsy na tej agencji… - Ty też mogłabyś iść do pracy – powiedziała zdecydowanie Kelly. Nelly popatrzyła bezradnie na Nicka. - Pomóż mi, bo ja jej nie przegadam – powiedziała błagalnie. – Ja też pracuję, Kel! – dodała. – Poczekaj jeszcze trochę, a też będę miała z tego profity… Oddam ci co do centa, jeśli tak ci na tym zależy… - Wiesz, że nie o to mi chodzi – odpowiedziała Kelly. - A poza tym, mogłybyśmy sprzedać dom po rodzicach – zaproponowała zdecydowanie Nelly. – Jack zaproponował, żebym z nim zamieszkała… A ty chyba nie zamierzasz mieszkać w nim całkiem sama… Wyciągniemy z tego domu niezłą sumkę… Zrozum, że ja potrzebuję tych pieniędzy – w jej głosie było słychać determinację. Kelly westchnęła. - Idę do toalety – powiedziała i wstała. - Kelly, mam prawo do połowy domu – Nelly złapała ją za rękę. – I mogę sprzedać swoją połowę. A nie chciałabyś chyba mieszkać z kimś obcym, co?… Wiem, że jesteś przywiązana do tego domu, ale na sentymencie daleko nie zajedziesz… - Nel, puść mnie – powiedziała. – Jak wrócę, to dokończymy naszą rozmowę. I mogę cię bardzo zaskoczyć… - O co jej chodziło? – Nelly popatrzyła pytająco na Nicka. Wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia – odpowiedział, choć doskonale wiedział, co Kelly miała na myśli. – A ty nie zarabiasz żadnych pieniędzy? – zapytał. - Coś tam zarabiam – machnęła lekceważąco ręką. – Ale teraz mam przed sobą dużą szansę. Jack obiecał mi rolę w swoim następnym filmie… I obiecał zabrać mnie do Europy. Powiedział, że w tamtym kinie bardziej się przydam… – uśmiechnęła się. - Sypiasz z nim? – aż sam się sobie dziwił, że takie pytanie przeszło mu przez gardło. - Jak ty wszystko upraszczasz! – powiedziała zniecierpliwiona. – Jesteśmy ze sobą, bo jest nam dobrze… Jack ma wiele znajomości. Nie mogę sobie pozwolić na zmarnowanie takiej okazji… - Ciekawa droga do kariery – powiedział i uśmiechnął się. - Lepsza taka niż żadna – odpowiedziała. – Spójrz na moją siostrę. Kim jest? Nikim – uśmiechnęła się smutno. – Mieszka w LA, a nawet nie zna tutejszego towarzystwa. Nie to, co ja. Znam osobiście ludzi z pierwszych stron gazet. Modeli, aktorów… I znam ciebie – dodała znacząco, a on westchnął. Chyba po raz pierwszy marzył, żeby nie znaleźć się w tym towarzystwie… - Kelly też mnie zna – odpowiedział spokojnie. - Ale co ona osiągnęła?! – żachnęła się Nelly. – Siedzi w tym swoim biurze całymi dniami, nigdzie nie bywa… Nie ma nawet faceta! – zaśmiała się. – Tylko mi nie mów, że chciałbyś być z kimś takim, jak Kel! Westchnął. Chciał powiedzieć, że nie chciałby być z kimś takim, jak ona, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nie potrzebował jej jako wroga. A zdążył się już zorientować, że potrafiła po trupach iść do celu. Nie chciał być jednym z takich trupów… I dopiero teraz zauważył, jak bardzo się zmieniła. Hołubiona od dzieciństwa, traktowana jak księżniczka… Stała się zimną i wyrachowaną kobietą. Wiedziała, jak dopiąć swego. Nie liczyła się z nikim i niczym. Wszystkich traktowała przedmiotowo. Jeśli byli jej potrzebni, trzymała się ich i czerpała z tych znajomości maksymalnie. Jeśli nie – nawet nie zwracała na nich uwagi. - No, jesteś nareszcie! – powiedziała Nelly na widok bliźniaczki. – Rozważyłaś moją propozycję? - Rozważyłam – odpowiedziała cicho Kelly. - I? – Nelly popatrzyła na siostrę zniecierpliwiona. - Sprzedamy dom pod warunkiem, że to będą ostatnie pieniądze, o jakie mnie poprosisz. Oddam ci też pieniądze po rodzicach i zaczniesz żyć na własny rachunek. Staniesz się samodzielna – odparła. Nelly popatrzyła na nią szeroko otwartymi oczyma. - Nie wierzę! – powiedziała z niedowierzaniem. - W co? Że nie zamierzam cię dalej finansować? – zapytała Kelly. Może rzeczywiście trochę się z tym pospieszyła… - W to, że tak ochoczo się zgodziłaś! – odpowiedziała Nelly. – Spodziewałam się łez i lamentów… Zaskoczyłaś mnie, sis – dodała z podziwem. Kelly poczuła, jak pod stołem Nick delikatnie kopie ją w kostkę i uśmiechnęła się lekko. Odetchnęła z ulgą. - Mówiłam, że cię zaskoczę – powiedziała i uśmiechnęła się. - Teraz ja muszę iść do toalety – powiedziała Nelly z radością. Wstała. – W poniedziałek pójdziemy do adwokata i obgadamy wszystkie formalności… Nie mogę pozwolić, żebyś się rozmyśliła… – dodała znacząco. – Boże, aż się cała spociłam z tego podniecenia… – zachichotała i odeszła od stolika. - Rozłożyłaś ją na łopatki – powiedział z podziwem Nick. cdn....
  15. JARZEBINA

    BIESIADA

    Usiadła na fotelu i popatrzyła za okno. Westchnęła. Pracowała nad swoją silną wolą kilka długich lat. A tu nagle pojawił się ten wysoki blondyn i wszystko zaczęło się sypać. Już kiedy byli dziećmi, to się w nim podkochiwała. Nikomu o tym nie mówiła. Bo i nie było o czym. Była kaleką i mogła jedynie marzyć, żeby ktoś taki, jak Nick, zwrócił na nią uwagę. Teraz była już normalna, a on wyrósł na przystojnego faceta. Był radosny, dowcipny i sympatyczny. Był… Tak właśnie zawsze wyobrażała sobie swojego męża. Uśmiechnęła się. Może kiedyś znajdzie faceta podobnego do Nicka. Kogoś, kto będzie się o nią troszczył i o nią dbał. Kogoś, komu nie będzie przeszkadzało, że ona nie jest tak do końca normalną dziewczyną… Musi tylko rozstać się z Nelly. Muszą przestać wchodzić sobie w drogę. Muszą zacząć żyć każda swoim życiem… - Hej, jesteś tam? – usłyszała pukanie do drzwi i okręciła się fotelem, żeby spojrzeć w roześmianą twarz siostry. – Szukałam cię, sis. - Co się stało? – zapytała Kelly. - Może byśmy wyskoczyły gdzieś na obiad, co? – zaproponowała Nelly. – Mam do obgadania pewną sprawę. - Nie musisz się wysilać i zapraszać mnie na obiad, za który i tak JA będę musiała zapłacić – uśmiechnęła się Kelly. – Na co tym razem potrzebujesz pieniędzy? - Czasem cię nie znoszę, że tak dobrze mnie znasz – żachnęła się Nelly. – Ale może omówimy to wszystko przy obiedzie, co? Tutaj i tak nie ma dobrej atmosfery. Wszyscy patrzą na mnie wilkiem… - Dziwisz się? – uśmiechnęła się Kelly. – Rzucasz w ich stronę ciętymi słówkami, nigdy nie masz dla nich dobrego słowa… - Nie będę o tym z tobą rozmawiać – powiedziała Nelly. – I tak mnie przegadasz… Ale nie daj się prosić, sis. Tak mało czasu spędzamy razem… – nachyliła się nad biurkiem i popatrzyła bliźniaczce prosząco w oczy. – Chodź. Zobaczysz, będzie… – nie zdążyła dokończyć, bo usłyszały pukanie do drzwi. Po chwili do środka wsunęła się głowa Nicka. - Chciałem cię zaprosić na obiad, Kel – powiedział. – Ale widzę, że jesteś zajęta… - Nicky! – Nelly uśmiechnęła się szeroko. – Chodź z nami na obiad! Pomożesz mi przekonać siostrę do mojego nowego pomysłu!… A, tak poza tym… Co wy kombinujecie za moimi plecami? – popatrzyła na ich oboje podejrzliwie. - Nic – odpowiedział szybko Nick. - Odnawiamy starą znajomość – powiedziała Kelly. - To ze mną powinieneś odnawiać starą znajomość, Nicky! – Nelly szturchnęła go łokciem. – Będę u ciebie o drugiej, sis – dodała i wyszła z pokoju. Dumnie przemaszerowała przez sekretariat. Zacisnęła dłonie w pięści, kiedy już wsiadła do windy. Zaklęła pod nosem. Nick nawet do niej nie zadzwonił! I do tego bezczelnie flirtował z jej siostrą! A to ona jest gwiazdą w tej rodzinie! Ona!… I oni już niedługo się o tym przekonają… W pokoju zapanowała cisza. - Nie zadzwoniłeś do niej, odkąd tu przyjechałeś? – zapytała po chwili Kelly. - Jakoś nie znalazłem czasu – odpowiedział Nick. Ale to nie do końca była prawda. Spotkał Nelly kilka dni wcześniej w nocnym klubie. Była z jakimś mężczyzną. Chyba go nie widziała. Oboje byli wstawieni i nachalnie się obściskiwali. Na samą myśl robiło mu się niedobrze. Nie chciał być na miejscu tego mężczyzny i nie chciał być z kobietą taką, jak Nelly… Ale wiedział, że będą musieli się spotkać. Choćby po to, żeby oboje mogli się przekonać, jak bardzo się zmienili… - Coś się stało? – zaniepokoiła się Kelly. Popatrzył na nią z uśmiechem. - Nie – odpowiedział. - Nie musisz iść z nami na ten obiad – powiedziała. - Pójdę – odpowiedział. – Tylko obiecaj mi, że jutro znów pójdziemy sami… – pogroził jej palcem. - Mam wrażenie, że ty o coś walczysz – uśmiechnęła się Kelly. – Tylko jeszcze nie wiem, o co. - Może niedługo się dowiesz – odpowiedział zdawkowo. – A teraz pójdę popatrzeć na swoją siostrę. Ma zbyt wielu adoratorów, jak na mój gust. - U nas krzywda jej się nie dzieje, Nick – Kelly spoważniała. – Nie pozwolę, żeby spotkało ją coś złego… - Ani przez chwilę w to nie wątpiłem, Kel – nachylił się nad biurkiem i delikatnie ścisnął jej dłoń. – Ale, wiesz… Jestem starszym bratem. Muszę się pokazać… – mrugnął zadziornie okiem i wyszedł z pokoju. Uśmiechnęła się. Chciałaby mieć takiego brata. Nawet, jeśli mieliby się widywać kilka razy w roku. Zawsze to starszy brat… cdn.....
  16. JARZEBINA

    BIESIADA

    Siedzieli w restauracji od godziny. Wymieniali się ciekawymi opowiastkami z przeszłości. I z czasów zupełnie współczesnych. Bawili się doskonale. - A pamiętasz, jak Bobby koniecznie chciał się umówić z Nelly i wszedł na to drzewo, które rosło naprzeciwko jej sypialni?… - Jasne – zaśmiała się Kelly. – I potem zostali parą. Ty wyjechałeś, a Bobby ją pocieszał. - Ale chyba długo tą parą nie byli, co? – Nick popatrzył na nią spod oka. - Faktycznie – przytaknęła. – Zaraz pojawił się nowy kolega w szkole i Bobby poszedł w odstawkę. A potem przyjechaliśmy tutaj… Tato dostał pracę, ale przyjechaliśmy tu głównie ze względu na mnie – dodała ciszej. – Jedynie w LA była klinika, w której mogli mnie zoperować. A jeżdżenie z Florydy do Kalifornii co tydzień jakoś nikogo nie pociągało… - Bolało? – zapytał. - Czasem – uśmiechnęła się lekko. – Miałam zniekształcony staw biodrowy, więc musieli się nieźle namęczyć, żeby to wszystko wyprostować… W przeciągu pięciu lat miałam cztery operacje… Jak przechodzę przez odprawę na lotnisku, wykrywacz metali piszczy, jak oszalały… – zaśmiała się. – Mam w sobie kilka blaszek i śrubek… A w przyszłym miesiącu będę miała kolejną operację. Ostatnią. Mają mi to wszystko powyciągać. I to będzie moje pożegnanie z przeszłością… – westchnęła. – Czas przeciąć pępowinę i nareszcie się usamodzielnić. Powinniśmy pójść z Nelly swoimi drogami. Czasem mam wrażenie, że ją ograniczam. Ona chciałaby po prostu żyć, szaleć i nie myśleć o przyszłości, a ja wolałabym mieć wszystko poukładane. Potrzebuję pewności, że będzie jakieś jutro… Wystarczająco długo byłyśmy razem. Mimo, że jesteśmy bliźniaczkami, niewiele nas łączy. Muszę dać jej wolną rękę. Niech żyje tak, jak ma ochotę… - A co ty będziesz robić? – zapytał. - Mam na oku nowy dom – odpowiedziała konspiracyjnym tonem. – Wpłaciłam już zaliczkę i mam zamiar wprowadzić się na Święta. Niedaleko domu twoich rodziców, więc będziesz mógł do mnie zajrzeć, jeśli będziesz ich odwiedzał… – uśmiechnęła się. – Poza tym zamierzam skończyć studia, połączyć swoją agencję z agencją Toma Knighta, który szkoli tancerki, i w ten sposób stworzyć największą agencję na Zachodnim Wybrzeżu. - Ambitne plany – powiedział z podziwem. - Uważasz, że nie mają szansy się zrealizować? – popatrzyła na niego spod oka. - Tego nie powiedziałem, Kelly – nakrył jej dłoń swoją. – Nawet przez sekundę nie miałem żadnych wątpliwości, że coś może ci się nie udać. Jak sobie coś postanowisz, to na pewno tak będzie… Pamiętasz, jak kiedyś się odgrażałaś, że jak już będziesz chodzić, to mnie dogonisz, złapiesz i stłuczesz na kwaśne jabłko? – zaśmiał się. - To było wtedy, kiedy ciągnąłeś mnie za włosy. Misternie plotłam sobie warkocz, a ty zburzyłeś go jednym ruchem… - I jak myślisz? Dałabyś radę mnie dogonić? – zapytał. - Daj mi jeszcze rok – pogroziła mu palcem. – I sobie daj rok. Ja będę już normalnie chodzić i nauczę się biegać, a ty przez rok nazbierasz jeszcze trochę ciałka… - O, nie, Kelly – zmarszczył gniewnie brwi. – Takiej zniewagi ci nie popuszczę… – dodał i kiwnął na kelnera. – Proszę dwie porcje największych lodów, jakie tylko podajecie. - Nick, przestań – Kelly kopnęła go pod stołem. – Żartowałam. Przecież jeśli zaczniesz mi uciekać, to nigdy cię nie dogonię… - Żarty żartami, ale będziesz musiała zjeść te lody – odpowiedział z uśmiechem. Ale mina mu zrzedła, kiedy patrzył, jak Kelly pałaszuje lody i ma jeszcze siłę, żeby wstać i odejść od stolika. Chyba nie podejrzewał jej o taką wolę walki… Jeszcze wielu rzeczy o niej nie wiedział… cdn.....
  17. JARZEBINA

    BIESIADA

    Postanowił, że tego dnia też odbierze Angel z agencji. Miał nadzieję, że przy okazji zobaczy Kelly. Choć bardziej zależało mu na spotkaniu Nelly. Jeszcze do niej nie zadzwonił. Chciał najpierw zorientować się w sytuacji, a dopiero potem przedsięwziąć jakieś kroki… Wszedł do sali. Praca wrzała na całego. Dziewczynki się przebierały, ustawiały do zdjęć. Kelly była z boku, zawsze gotowa do pomocy… Obok niej stał mężczyzna. Razem oglądali jakieś zdjęcia. Kelly dotykała dłonią jego ramienia i śmiała się wesoło. Nick poczuł jakieś kłucie w sercu. Wyglądała tak normalnie… Nie mógł pojąć, że to ta sama dziewczyna, która jeszcze kilka lat temu jeździła na wózku… Dlatego wiedział, że musi z nią porozmawiać. Przeprosić za to swoje wczorajsze zachowanie. Nic dziwnego, że pomylił ją z Nelly. Były do siebie podobne jak dwie krople wody. Teraz może trochę mniej, bo każda miała swój styl, ale kiedyś… Westchnął. Niewiele przez te lata rozmawiali, bo ona, przez swoje kalectwo, trzymała się troszkę na uboczu, a poza tym, kiedy Nelly była w pobliżu, absorbowała całą jego uwagę. Uśmiechnął się. Nelly… Mała urocza diablica… Była szalona i miała masę zwariowanych pomysłów… A on nie potrafił jej odmówić i zawsze dawał się wciągać we wszystkie psikusy, za które potem oboje obrywali. - Kelly, telefon! – usłyszał czyjś głos i popatrzył na dziewczynę, która stała przy drzwiach. – To Miranda!… Chyba rozładowała ci się komórka, bo mówi, że nie może się do ciebie dodzwonić… - Już idę, Rose! – odpowiedziała blondynka. Wiedział, że go zauważyła, bo automatycznie się spięła i wyprostowała. Nie chciał wprowadzać ją w stan zdenerwowania, więc to był jeszcze jeden argument ku temu, żeby z nią porozmawiać. Patrzył, jak wychodzi z sali. Szła lekko i w żadnym wypadku nie dało się zauważyć, że utyka. Przynajmniej on tego nie zauważał. I, podczas gdy krok Nelly był perfekcyjnie wypracowany, dziś mógł się przekonać, że Kelly poruszała się naturalnie. Naturalnie i kobieco… Uśmiechnął się. - Nie musisz się tak na nią otwarcie gapić – Angel szturchnęła go łokciem i zorientował się, że na sali zapanował rozgardiasz, bo nastąpiła przerwa w zdjęciach. - Wcale się na nią nie gapię – odpowiedział. - Chcesz się przekonać, czy utyka? – zapytała z uśmiechem. Chwyciła butelkę z wodą. – Musiałbyś tu częściej przychodzić. Mówiłam ci, że tego nie da się tak zauważyć… - Wygłupiłem się wczoraj, prawda? – spytał. - No, nie było to najmądrzejsze posunięcie z twojej strony – przytaknęła. - Skąd mogłem wiedzieć, że to jest Kelly? – potarł dłonią skronie. – Zawsze były jak dwie krople wody. No, może nie, jeśli chodzi o charaktery, ale z wyglądu… - Dawno ich nie widziałeś – powiedziała brunetka. – Są jak ogień i woda… Nelly nie dba o innych. Nie interesuje jej nic poza czubkiem własnego nosa… Zrobi wszystko, żeby dojść do celu… Jestem dla niej miła tylko ze względu na Kelly. Ale czasem mam ochotę skopać jej tyłek… – uśmiechnęła się i zakryła usta dłonią. – Tylko nie mów o tym mamie… Ale, jeśli pobędziesz u nas dłużej, zrozumiesz, o co mi chodzi… - Wydoroślałaś… – Nick szturchnął siostrę łokciem. I popatrzył w kierunku drzwi, bo stanęła w nich Kelly. – Myślisz, że znajdzie chwilę, żeby ze mną porozmawiać? - Na pewno – uśmiechnęła się Angel. – No, ale muszę wracać do pracy. Został sam i przyglądał się przygotowaniom z zainteresowaniem. Obserwował też Kelly. Przez chwilę patrzyła na modelki, ale później wyszła na zaplecze. Nie mógł zmarnować takiej okazji. Wstał i wyszedł za nią. Na zapleczu były garderoby. Kelly stanęła przed jednym z wieszaków i zaczęła przeglądać kostiumy, które tam wisiały. - Możemy porozmawiać? – zapytał cicho. Odwróciła się, przestraszona. Uśmiechnęła się lekko. - Witaj, Nick – powiedziała. - Witaj, Kelly – odpowiedział i westchnął. – Chciałem cię przeprosić za wczoraj… Kiedy cię wtedy zobaczyłem… Naprawdę myślałem, że to ty jesteś tą szaloną dziewczyną, która mnie tak zaczepiała całe dzieciństwo… Uśmiechnęła się. - Nie ty pierwszy tak myślałeś – powiedziała. – Nie musisz sobie robić wyrzutów. Jakoś zniosę te ciągłe porównania do Nelly… – uśmiechnęła się. - Wydajesz się taka… normalna – powiedział z podziwem. – Pamiętam cię, jak siedziałaś na wózku i jaka byłaś szczęśliwa, kiedy zabieraliśmy cię do siebie, wjeżdżaliśmy wózkiem na taras, żebyś mogła popatrzeć na ocean… - Tak niewiele było mi potrzebne do szczęścia, prawda? – uśmiechnęła się. – Kiedy tak siedziałam na waszym tarasie i patrzyłam na ocean, zawsze sobie wyobrażałam, że jak będę dorosła, to zostanę aktorką, albo modelką, będę mieszkać w pięknym domu, jeździć ładnym samochodem, mieć przystojnego męża i śliczne dzieci… - A teraz? – zapytał, bo wyczuł w jej głosie smutek. - Teraz? – popatrzyła na niego uważnie. – Cieszę się, że jestem zdrowa… Cieszę się, że mogę chodzić. Że nareszcie nie jestem od nikogo zależna… Kiedy tu przyjechaliśmy, zmusiłam rodziców, żeby kupili dom nad oceanem. Chciałam mieć namiastkę Florydy w Kalifornii… Nick uśmiechnął się. Przyjemnie było dla odmiany porozmawiać z kimś normalnym. Nie z rozwrzeszczanymi i rozhisteryzowanymi fankami, ale z normalną dziewczyną. Z kimś, kto go w pewien sposób ukształtował… - Znajdziesz chwilę, żeby pójść ze mną na obiad? – zapytał. – Moglibyśmy posiedzieć i spokojnie porozmawiać… Popatrzyła na zegarek. - Sesja kończy się o trzeciej, więc mamy dwie godziny – powiedziała. – Jeśli znasz jakieś miejsce, gdzie możemy spokojnie zjeść… - Hej, to ty mieszkasz w Los Angeles, nie ja! – uśmiechnął się. - Ale to ty jesteś Nickiem Carterem, nie ja – odpowiedziała z uśmiechem. - I twoje szczęście – odparł. Objął ją ramieniem. Cieszył się, że nie była na niego zła. – Chodź. Obiecuję, że będziesz zadowolona. - Więc prowadź – odpowiedziała. – Zobaczymy, czego nauczył cię ten świat showbiznesu. Przeszli przez salę. Nick mrugnął porozumiewawczo do siostry, a ona się uśmiechnęła. - Muszę pójść jeszcze na chwilę do biura – powiedziała Kelly, kiedy już znaleźli się na korytarzu. – No i muszę powiedzieć Jackie, że wychodzę. - Nie ma sprawy – odpowiedział i razem weszli do pokoju. Sekretarka uśmiechnęła się. - Wychodzisz? – zapytała. - Tak – odpowiedziała Kelly. – Jackie jest u siebie? - Musiała wyjść na chwilę. - Powiedz jej, że wrócę przed trzecią – powiedziała blondynka i weszła do swojego gabinetu. Nick za nią. - Ślicznie tu – powiedział, przyglądając się pokojowi. Pod oknem stało biurko, a pod ścianą kilka jasnych mebli. W rogu stały dwa fotele i ława. Miał nadzieję, że kiedyś będzie mógł zagościć w tym pokoju na dłużej… Uśmiechnął się. Na ścianach wisiały zdjęcia modelek. I krajobrazy. Nie musiał długo się nad nimi zastanawiać, żeby wiedzieć, że to obrazki z Florydy. On też bardzo tęsknił za tamtymi klimatami… - Dziękuję – uśmiechnęła się. – Może kiedyś zaproszę cię tu na dłużej… - Bardzo na to liczę – odpowiedział. Puścił do niej oczko i otworzył drzwi. Wyszli. cdn......
  18. JARZEBINA

    BIESIADA

    Pamiętasz Kelly? – mama wskazała na szczupłą blondynkę, która pudrowała nos jego siostrze. Obie podeszły do nich po chwili. - Witaj, braciszku! – Angel uśmiechnęła się i uścisnęli się serdecznie. - Jak ty wypiękniałaś! – zauważył z podziwem. - To jedna z moich najlepszych modelek – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się przyjaźnie. – Witaj, Nick. - Witaj, Kelly! – uśmiechnął się. – Ty też się zmieniłaś!… Ciągle pamiętam cię, jak w piaskownicy wysypałaś mi na głowę wiaderko z piaskiem… Dziewczyna momentalnie spoważniała. - To nie byłam ja, tylko Nelly – powiedziała cicho. – Angel, zaczynamy za dziesięć minut. Przyjdź, jak będziesz gotowa – dodała i odeszła. - Nick, jak mogłeś! – brunetka popatrzyła oskarżycielsko na brata. - Co??? – popatrzył na nią zdziwiony. – To nie była Kelly? - To Nelly cię zawsze zaczepiała – wyjaśniła matka. – Kelly była drugą z bliźniaczek. - Tą, która… – blondyn popatrzył uważnie na dziewczynę. - Tak. Tą, która jeździła na wózku – odpowiedziała Angel. - Ale… teraz chodzi normalnie – powiedział Nick. - Ma za sobą kilka poważnych operacji – odpowiedziała pani Jane. - Jak się dokładniej przyjrzysz, to zauważysz, że troszkę utyka na prawą nogę – powiedziała cicho Angel. – Ale na pierwszy rzut oka nic nie widać – uśmiechnęła się. Nic nie odpowiedział, tylko przyglądał się jednej z bliźniaczek. Dałby sobie głowę uciąć, że to ta sama, z którą spędził razem tyle godzin. Właściwie byli nierozłączni, dopóki nie skupił się na swojej karierze i nie wyjechał z Tampa. Potem jedynie do siebie dzwonili, a jeszcze później w ogóle stracili ze sobą kontakt… Z rozmyślań wyrwał go szum przy drzwiach wejściowych i zauważył, że do sali weszła wysoka dziewczyna. Ba, kobieta. Miała na sobie czarny obcisły skórzany komplet, a włosy upięte wysoko na głowie. - To jest Nelly – szepnęła mu mama. Przyglądał się dziewczynie z zainteresowaniem. I starał się odnaleźć w niej przyjaciółkę z lat przedszkolnych. Była… zimna. Czuł to nawet stojąc w przeciwnym rogu sali. Patrzył, jak rozmawia z siostrą. Nie była to przyjemna rozmowa. Obie energicznie gestykulowały, a po chwili wyszły na zaplecze. - Nie lubię jej – odezwała się Angel. – Jest jak wampir. Wysysa wszystkie soki z Kelly. - Nie mów tak – zganiła ją mama. – Nelly to dobra dziewczyna. - Tak. Kiedy śpi – odpowiedziała Angel. – Nie lubię jej i już. Jedna z operatorek kiwnęła w jej kierunku i brunetka podeszła do grupy dziewcząt stojącej na środku sali. Po chwili drzwi od zaplecza otworzyły się i obie siostry weszły do sali. Nelly spojrzała w kąt sali i dojrzała Nicka z mamą. Uśmiechnęła się szeroko. - Nicky! – krzyknęła radośnie i podeszła bliżej. – Kopę lat! – dodała i uścisnęli się. - Dziesięć dokładnie – powiedział. - Ale ten czas ucieka… – zaśmiała się. – Zostajesz w mieście na dłużej? - Jeszcze nie wiem – odpowiedział. I skorygował swoje wcześniejsze odczucia. Blondynka nie była zimna. Wręcz przeciwnie – była gorąca… - Koniecznie musimy się spotkać! – powiedziała. – Zapisz sobie mój numer!… Po prostu koniecznie musimy się spotkać!… Powspominać dawne czasy… – uśmiechnęła się znacząco. - Bardzo chętnie – odpowiedział. Wyciągnął telefon i zapisał sobie jej numer. - A teraz muszę już lecieć!… Pa! – powiedziała Nelly. Cmoknęła go w policzek i uszczypnęła w pośladek. Uśmiechnął się. Nic się nie zmieniła. Nic a nic. Patrzył, jak wychodzi. Poruszała się jak modelka na wybiegu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że będzie na nią patrzył. Podobnie, jak pozostali mężczyźni w pomieszczeniu. Kusicielka… Westchnął. Kiedy wyszła, spojrzał na salę. Kelly szybko odwróciła głowę, ale zdążył zauważyć jej smutne spojrzenie. Obserwował ją uważnie. Przyglądała się modelkom i przebiegowi całej sesji. Oceniała i pudrowała nosy, kiedy było trzeba. - Kelly stworzyła tę agencję razem z Jackie Mansfield – powiedziała cicho mama. – Pamiętasz Jackie? Mieszkała kilka domów dalej… Przyjechała tu z mężem kilka lat temu, a rodzina Rowlandów zaraz po nich. Kiedy rodzice bliźniaczek zginęli w wypadku, Jackie wszystkim się zajęła. Wysłała je obie na studia, a z Kelly założyła agencję modelek. Nie masz pojęcia, jaka ta dziewczyna jest zdolna – powiedziała kobieta z podziwem. – Skończyła ten rok z wyróżnieniem, ma świetnie prosperującą agencję modelek… - A Nelly? – zapytał. Mama westchnęła. - Ona to ma już całkiem bogatą biografię – powiedziała. – Przerwała studia i próbowała swoich sił w aktorstwie. Wyjechała na pół roku z jakimś reżyserem. Wróciła skruszona, a Kelly przywitała ją z otwartymi ramionami. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak jej pomaga. Nelly startowała z dużo wyższej pozycji, niż Kelly. Ale może jeszcze wróci na właściwy tor… – uśmiechnęła się. - Tak dobrze je znasz? – zapytał Nick. - My też już długo mieszkamy w LA, synu – odpowiedziała. – Gdybyś częściej u nas bywał, to byś wiedział więcej. - Ale liczę na to, że mnie wprowadzisz w temat i będę na bieżąco – powiedział. Mama uśmiechnęła się i objęła go ramieniem. - Tęskniłam za tobą, synu – powiedziała. – Mam nadzieję, że tym razem zostaniesz na dłużej. - Zobaczymy – uśmiechnął się. – Ja też za wami tęskniłem… cdn....
  19. JARZEBINA

    BIESIADA

    Dziękuję – wyjąkała cicho. – Boże, nigdy nie myślałam, że będę miała takiego gościa na ślubie… Howie uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. A potem stanął przy Monice i patrzyli, jak państwo młodzi przyjmują życzenia od pozostałych. - Dziękuję, że tu ze mną przyszedłeś – powiedziała cicho Monica. – Uczyniłeś ten dzień jeszcze piękniejszym… - Taka już moja rola – uśmiechnął się. – Czy twoje dni też są piękniejsze, kiedy się spotykamy? Uśmiechnęła się, ale nic nie odpowiedziała. Bo co miała mu odpowiedzieć? Nieświadomie zmuszał ją do myślenia na ważne tematy. Dążył do tego, żeby się otworzyła. Żeby ujawniła się w całej okazałości. I był coraz bliżej tej tajemnicy… Westchnęła. - Doktor Monica? – usłyszała czyjś głos i popatrzyła na niską tęgawą kobietę. - Dzień dobry, pani Jane – powiedziała z uśmiechem. Kobieta uścisnęła ją z radością. - Cieszę się, że przyszłaś, skarbie – powiedziała. – To tobie zawdzięczamy, że Mary dobrnęła aż do tej chwili. - Cieszę się, że mogłam pomóc – Monica uśmiechnęła się, zakłopotana. - Witaj, kochanie! – wysoki, barczysty mężczyzna mocno przytulił ją do siebie. - Dzień dobry – odpowiedziała. Howie patrzył na tę scenę z rosnącym rozbawieniem. Cieszył się, że tu przyszedł. Może, dzięki temu, dowie się czegoś więcej o Monice. A chciał się dowiedzieć jak najwięcej… - Widzę, że nie przyszłaś sama – powiedziała nagle pani Jane. – To dobrze, kochanie. Powinnaś być z kimś. To dodaje skrzydeł, pozwala zapomnieć o chorobie… Wszystko dobrze u ciebie? Monica wstrzymała oddech. Jeszcze tylko tego jej brakowało. Chciała Howiemu powiedzieć. Ale nie w takiej chwili i nie w ten sposób. Kiedy zobaczyła, że patrzy na nią uważnie, już miała pewność, że słyszał mamę Mary. Westchnęła i uśmiechnęła się do kobiety. - Tak – odpowiedziała. – Wszystko dobrze, dziękuję. - Możemy już jechać na przyjęcie! – zadecydował głośno ojciec panny młodej. Jego głos przerwał tą niezręczną atmosferę. Monica wiedziała, że Howie nie będzie kontynuować tego tematu. Podszedł bliżej i podał jej ramię. - Jedziemy – powiedział. Bez słowa podeszli do samochodu. Wsiedli. Popatrzył na nią uważnie. Uporczywie wpatrywała się w mapy, które wystawały ze schowka. Nie mógł znieść jej milczenia. Uciekała w ten sposób, a on nie chciał jej na to pozwolić. - Jeśli nie chcesz, możemy tam nie jechać – zaproponował. Popatrzyła na niego smutno. - Nie mogę jej tego zrobić – odpowiedziała. – Mary bardzo na mnie liczy. Westchnął. Odwrócił się i popatrzył na nią uważnie. - Powiesz mi, przed czym tak uciekasz? – zapytał. – Co tak ukrywasz i dlaczego to nie pozwala ci cieszyć się życiem? - To nie jest dobry moment – odpowiedziała cicho. I to był duży krok naprzód. Otwarcie przyznała się, że nie wszystko jest w porządku. Nie mógł tego zmarnować. - Powiem im, że dojedziemy za jakiś czas – powiedział i wysiadł z samochodu. Patrzyła na niego, ale nic nie widziała. Dlaczego wszyscy dookoła ciągle musieli jej przypominać o tym, co przeszła? Nie chciała w kółko o tym rozmawiać… Leczyła ludzi i w ten sposób przynosiła im ulgę. Chciała, żeby nie musieli przechodzić przez to, przez co ona musiała przejść. Nie chciała opowiadać wszystkim dookoła, że ma za sobą taką chorobę… Ale widocznie tak już musiało być. To był jedyny sposób, żeby pogodzić się z chorobą. Tylko rozmowy mogły przynieść jej ukojenie. Mogły uciszyć pytania: dlaczego?… Bo cały czas je sobie zadawała. Dlaczego akurat ją musiało to spotkać? Dlaczego musiała się czuć jak ktoś gorszy? Dlaczego musiała czuć się jak niepełnowartościowa kobieta?… Westchnęła. Znów poczuła pod powiekami łzy. Pociągnęła nosem i popatrzyła za okno. Howie już wracał. Usiadł za kierownicą. - Pojedziemy gdzieś, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał – powiedział cicho. Spojrzał na nią z troską. Nie patrzyła na niego. Nerwowo bawiła się torebką. - Wszystko będzie dobrze – dodał uspokajająco i nakrył jej dłoń swoją. Popatrzyła na jego dłoń i na wierzch położyła swoją. Trzymała go mocno. Jakby całe jej życie od tego zależało… Nic już nie powiedział, tylko ruszył. Jechali w milczeniu. Zatrzymali się dopiero przy zjeździe na plażę. Howie zaparkował samochód i wysiadł. Zdjął marynarkę. Obszedł auto i otworzył jej drzwi. Pomógł jej wysiąść. - Możemy się przejść, jeśli chcesz – zaproponował. Pokręciła przecząco głową i stanęła opierając się o samochód. Stanął naprzeciwko i patrzył na nią wyczekująco. Postanowił, że nic więcej nie powie. Nie zapyta. Nie będzie jej naciskał. Poczeka, aż będzie gotowa… Monica westchnęła. Nadszedł ten czas. Znali się tak krótko, a on już tyle o niej wiedział… Był pierwszym mężczyzną, z którym nie bała się być, z którym nie bała się głośno śmiać… Może to był dobry moment, żeby mu o tym powiedzieć?… Może to była właśnie ta chwila, po której miała nastąpić zmiana w ich wzajemnych stosunkach?… Może on potrzebował szansy, żeby się wyplątać z tego, co zaczęło między nimi powstawać? Musiała dać mu tę szansę. Musiała dać mu wybór… Wiedziała, że od tej chwili nic już nie będzie takie samo… - Jestem Amazonką – powiedziała cicho. Popatrzył na nią uważnie. - Wiem o tym. Doskonale jeździsz na koniu – odpowiedział. Uśmiechnęła się smutno i popatrzyła mu w oczy. W każdej innej sytuacji taki żart mógłby ją rozbawić… - Nie rozumiesz – odparła spokojnie. – Jestem Amazonką… Wiesz, jakie kobiety nazywają siebie Amazonkami? - Takie, które… – przeniósł wzrok na jej piersi. Szybko ujęła jego twarz w swoje dłonie. Zmusiła, żeby spojrzał jej prosto w oczy. - Jedna z nich jest sztuczna – powiedziała otwarcie. – Chciałam wyglądać normalnie, żeby samą siebie przekonać, że mogę żyć normalnie… Że tak naprawdę nic się nie zmieniło i nadal jestem wartościową kobietą… – dodała cicho i nerwowo zagryzła usta. Czuła, że ma wilgotne oczy. Czekała, aż coś powie. Ta cisza ją zabijała… - Jesteś wartościową kobietą – powiedział po chwili ciszy. Patrzył na nią z podziwem. Uśmiechnął się. – Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek dane mi było spotkać… I nie tylko zewnętrznie – dodał szybko. – Potrafisz sprawić, że przy tobie czuję się, jak ktoś wyjątkowy. Kiedy jesteś obok, słońce nie zachodzi… – uśmiechnął się. Zakryła usta dłonią. Bała się, że zacznie szlochać, jeśli tego nie zrobi. Gdzie on był przez te wszystkie lata, kiedy ona każdego dnia walczyła o przetrwanie?… Kiedy pragnęła, żeby ktoś ją przytulił i powiedział takie piękne słowa… Żeby ją zapewnił, że nic się nie zmieniło, że jest piękna i wspaniała… Gdzie był, kiedy wpadała w dołek za dołkiem?… - Nie płacz – powiedział cicho Howie i kciukami osuszył jej łzy. Uśmiechnął się czule. – Podziwiałem cię od samego początku. Już w Szwecji wiedziałem, że jesteś kimś wyjątkowym. Postawiłaś się Kevinowi, a chcę, żebyś wiedziała, że niewiele osób to potrafi… – mrugnął wesoło okiem. – Potem jeszcze widzieliśmy cię w szwedzkiej telewizji, ale nie rozumieliśmy, o co chodzi. Ja jednak wiedziałem, że to coś bardzo ważnego… A potem jeszcze ten telefon w samolocie… Walczyłaś fundację jak lwica… Teraz podziwiam cię jeszcze bardziej. Bo nie dałaś się pokonać chorobie… Wyszłaś z tej walki zwycięsko… To zaszczyt dla mnie, że pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć. Udowodnię ci, że jestem tego wart… Znów poczuła łzy na policzkach. Skąd on brał te wszystkie piękne słowa? Skąd brał ten słodki balsam, który tak koił jej zbolałą duszę? Westchnęła. - Przytul mnie – poprosiła. – Przytul i powiedz, że wszystko będzie w porządku… - Chodź do mnie – powiedział i rozłożył szeroko ramiona. Wtuliła się w nie z ufnością. Złożyła głowę w zagłębieniu jego szyi i marzyła, żeby ta chwila trwała wiecznie… Żeby całe jej życie odtąd tak wyglądało. Żeby czuła obok siebie silne ramiona… - Wszystko będzie dobrze – powiedział. Delikatnie gładził ją po plecach. Czuł, jak się rozluźnia. Czuł, że w końcu się otworzyła, że mu zaufała. Wiedział, że nie będzie tego żałować. Już on się o to postara… cdn......
  20. JARZEBINA

    BIESIADA

    Mijała godzina za godziną. Powoli osiągali jakąś harmonię. Monica z Melissą miały ubaw po pachy, bo chłopcy zaczęli się wygłupiać, a Kevin się złościł, że całe nagranie idzie na marne. Ale w końcu i on uległ ogólnemu rozluźnieniu i nagrywanie zmieniło się w jeden wielki happening. Wyszli ze studia po szóstej. Wszyscy roześmiani i radośni. - Jak nasz producent usłyszy te nagrania, to się złapie za głowę – powiedział Kevin i usiadł na sofie. - Zawsze możemy go zmienić – zachichotał Nick. - Nawet tak nie mów – Brian szturchnął go łokciem. - Żartowałem – odpowiedział Nick. – Nie mogłem sobie odmówić. Tak łatwo was zdenerwować… - Ty się kiedyś doigrasz – Alex pogroził mu palcem. Podszedł do Melissy. - Idziemy coś zjeść? – zapytał Max. – Burczy mi w brzuchu. - Myślałam, że już nikt o to nie zapyta – powiedziała Monica. – Ja jestem bez lunchu – dodała patrząc spod oka na Howiego. Uśmiechnął się. - Przepraszam – powiedział skruszony. – Jak pracujemy, to tracimy poczucie czasu… - Zaraz stracisz wszystkie pieniądze – odpowiedziała. – Zamówię tyle trawy, że do jutra się nie wygrzebiemy… Wszyscy się roześmiali. Howie objął ją ramieniem. - To może być interesujące – powiedział. Chciał jeszcze coś dodać, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Żarty żartami, ale wiedział, że pewnej granicy nie może przekroczyć… - Niedaleko stąd jest fajna knajpka włoska – powiedział Max. – Serwują tam fantastyczną zieleninę. - Samą zieleniną się nie najemy – odpowiedział Nick i popatrzył na niego z obrzydzeniem. - Mówiłem to pod kątem doktor Owen. Wy też znajdziecie tam coś dla siebie – odparł. - No to idziemy, nim marsz moich kiszek zagłuszy cokolwiek innego – powiedział Alex i wyszli z budynku. Po kilku minutach dotarli na miejsce. Knajpa była prawie cała pusta, więc wiedzieli, że mogą liczyć na trochę prywatności. Niewiele osób wiedziało, gdzie są, więc mieli spokój. - Co zamówimy? – zapytał Brian. - Wszystko jedno, byle dużo – odparł Nick. Chwilę się sprzeczali, bo nie wiedzieli, co zamówić, ale ostatecznie osiągnęli jakiś kompromis. - U was tak zawsze? – zapytała Monica sięgając po widelec. Musiała połknąć tabletki, a nie mogła tego zrobić na pusty żołądek. - Prawie – uśmiechnął się Howie. – W każdym razie nie narzekamy na nudę… - Zdążyłam zauważyć – uśmiechnęła się i zajęli się jedzeniem. Pozostali uczynili podobnie. Przez chwilę było słychać tylko brzęk sztućców. Ale tylko przez chwilę. Bo zaraz Nick zrzucił Brianowi na talerz ziarnko pieprzu ze swojego talerza, a Brian mógł tego tak zostawić. Zaczęli się kłócić i obrzucać jedzeniem. Pozostali mieli z nich niezły ubaw. Monica zakrztusiła się ryżem, kiedy tak się śmiała. Howie poklepał ją po plecach i podał szklankę z wodą. Popiła i otarła łzy. - Dziękuję – powiedziała z uśmiechem. Głęboko odetchnęła. - Chcecie mi dziewczynę udusić – Howie spojrzał na Nicka i Briana oskarżycielskim wzrokiem. Obaj uśmiechnęli się i wzruszyli ramionami. - Ona nie da się tak łatwo, prawda? – Nick puścił jej oczko. Uśmiechnęła się. - W końcu jest lekarzem – dodał Brian. – Potrafi o siebie zadbać. - Co prawda, to prawda – powiedziała Monica. – A propos dbania… Gdzie tu jest toaleta? - Zaraz za barem – odpowiedział Max. Wstała i wzięła do ręki torebkę. - Zaraz wracam – powiedziała. Kiedy już była na miejscu, wyjęła fiolkę i wyciągnęła buteleczkę z wodą. Popiła tabletki. Odetchnęła. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Miała zaróżowione policzki. Od śmiechu. Nie przypuszczała, że oni są tak rozrywkowi. Z nimi nie można było się nudzić… Uśmiechnęła się. Poprawiła włosy i wyszła z łazienki. Przy stoliku panowało jeszcze większe zamieszanie, niż wcześniej. Wyglądało na to, że nawet Kevin zaangażował się w kłótnię. Ponieważ zabrakło mu argumentów, rzucił w Nicka ziarnkiem kukurydzy. Blondyn nie pozostał mu dłużny i w tej chwili wszyscy się obrzucali jedzeniem. Melissa popatrzyła na Monicę błagalnie. - Uwolnij mnie od tego, bo zwariuję do reszty – powiedziała cicho. - Nie oszukuj – uśmiechnęła się Monica. – Bardzo ci się to podoba… - Fakt – Melissa pstryknęła ziarnko ryżu i trafiła Alexowi prosto w oko. Zakryła usta z wyrazem szoku na twarzy. Popatrzył na nią z uśmiechem. - Szukasz zaczepki, mała? – zapytał i zmarszczył groźnie brwi. Pokręciła przecząco głową. Nachylił się nad nią i palcem wskazał swoje oko. - Pocałuj, bo boli – powiedział, a ona spełniła tę prośbę z przyjemnością. Monica westchnęła i popatrzyła na Howiego. - Czy tylko my jesteśmy tu normalni? – zapytała. Uśmiechnął się. - Wszystko wskazuje na to, że tylko my jesteśmy tu nienormalni – odpowiedział. - Pasuje mi bycie taką nienormalną – powiedziała. I nagle przypomniała sobie zaproszenie, które dostała od Mary. – A jeśli chodzi o moją wcześniejszą propozycję… - Tak?… – popatrzył na nią uważnie. – Mówisz o tej kopercie, którą machałaś mi przed nosem w swoim gabinecie? - Dokładnie – odpowiedziała. – Powiedziałeś, że się zgodzisz – pogroziła mu palcem. - A nie powinienem? – spojrzał na nią uważnie. - To jest zaproszenie na ślub. Jedna z moich pacjentek była dzisiaj u mnie i zaprosiła mnie na swój ślub. W sobotę. Ja obiecałam jej, że przyjdę, a ty obiecałeś mi, że się zgodzisz – wyjaśniła. Patrzyła na niego niepewnie. - Okay – odpowiedział z uśmiechem. - Naprawdę pójdziesz tam ze mną? – spytała ostrożnie. - Przecież obiecałem – odparł. – A ja zawsze dotrzymuje obietnic. - Ale wtedy nie wiedziałeś, czego dotyczy ta obietnica… - Powiedziałem, że pójdę, więc pójdę – nie pozwolił jej dokończyć. Uśmiechnął się. – I zrobię to z prawdziwą przyjemnością. - Dziękuję – powiedziała. – Będzie wniebowzięta, kiedy cię zobaczy. - Nie chcę zepsuć jej dnia. W końcu to jej wesele – powiedział. - Nie ma takiej możliwości, żebyś cokolwiek zepsuł, Howie – odpowiedziała z uśmiechem. - Nie ma? – uniósł pytająco brew do góry. – Potrafię na przykład zepsuć toster, albo frytkownicę… - Howie… – klepnęła go w ramię i oboje się roześmiali. - O której zaczyna się ślub? – zapytał. - O czwartej – odpowiedziała. - Jeśli przyjadę po ciebie o wpół do czwartej, to wystarczy nam czasu, żeby dojechać na miejsce? - Nie musisz po mnie przyjeżdżać – odparła. – Możemy się spotkać na miejscu. - Przyjadę i już. Koniec rozmowy – powiedział z naciskiem. Miał nadzieję, że po weselu będzie mógł przenocować na ranczu. A w ten sposób przedłużyć jakoś ich wspólne chwile… Był samolubny, wiedział o tym. Ale nie mógł na to nic poradzić. Poza tym działał tak niezauważalnie, że miał z tego same przyjemności… - Dobrze – odpowiedziała. Wiedziała, że będą się dobrze bawić. Howie świetnie tańczył, a ona też nie lubiła bezczynnie siedzieć. Może w ten sposób osiągną jakiś kompromis?… cdn......
  21. JARZEBINA

    BIESIADA

    Drzwi budynku otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Kevin. Był zły. - Co się stało? – zaniepokoiła się Monica. Może nie powinna była tu przyjeżdżać? Może to nie był dobry pomysł… - O, cześć – powiedział na jej widok. Wyraz twarzy od razu mu złagodniał, więc odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się. - Nie umiemy się dzisiaj dogadać – odpowiedział. – Howie zniknął, a wszyscy zaczęli się kłócić… Czasem można z nimi zwariować. Dobrze, że już jesteś – powiedział do Howiego. - Zostawić was na chwilę samych, a zaraz się zabijacie… – westchnął Latynos. - Może nie powinnam tu przyjeżdżać? – zapytała cicho Monica i popatrzyła na mężczyzn uważnie. Uśmiechnęli się do niej. - Nawet tak nie myśl – odparł Howie i objął ją ramieniem. – Kevin, nie stresuj mi dziewczyny. Została porwana, więc się denerwuje. Nie musisz jej jeszcze bardziej pogrążać – dodał i mrugnął wesoło okiem. Monica wzruszyła ramionami i oboje weszli do budynku. Kevin szedł za nimi z uśmiechem. Porwana? Hm… Coś było między nimi. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. - Nie da się ukryć, że coś jest nie w porządku – powiedział Howie. Im bliżej byli studia, tym coraz wyraźniej słyszeli podniesione głosy. Stanęli w drzwiach. Brian siedział w fotelu i głośno się śmiał, podczas, gdy Nick z Alexem usiłowali osiągnąć jakiś kompromis. - Dobrze, że już jesteście – powiedział Max, realizator. – Jeszcze chwila, a polałaby się krew. - Dorośli faceci… – Howie puknął się palcem w czoło i popatrzył na nich żałośnie. – Poznajcie się – dodał i pociągnął Monicę za sobą. - My się już znamy – powiedziała Monica i popatrzyła uważnie na wysokiego bruneta. Uśmiechał się przyjaźnie. - Znacie się? – pozostali patrzyli na nich pytająco. - Tak się składa, że się znamy – odpowiedział Max. – Jaki ten świat mały… Witam panią doktor – dodał i uścisnęli się serdecznie. - Jak Elaine? – zapytała. - Dobrze, dziękuję – odpowiedział. – Siedzi w domu i pilnuje naszych brzdąców. - Macie dzieci? – zdziwiła się. - Bliźniaki. Niedawno skończyły roczek – powiedział z dumą. - Gratuluję! – powiedziała z radością. Elaine była na oddziale, kiedy Monica jeszcze była stażystką. Wspierały się wzajemnie, bo Monica akurat była po pierwszej operacji, a Elaine czekała na swoje wyniki. Dzień dzisiejszy świadczył o tym, że obie poradziły sobie z chorobą. - Dziękuję – uśmiechnął się. – A co u ciebie? - Wszystko w porządku – odpowiedziała cicho. Nikt nie wiedział o jej chorobie i wolała, żeby tak zostało. Na jej szczęście, z kłopotliwej sytuacji wybawiła ją Melissa, która weszła do studia. - Nareszcie jesteś! – powitała Monicę. – Myślałam, że już nigdy się nie doczekam. - I kto to mówi? – zaśmiała się Monica. – Powinnam cię ukarać za niesubordynację. Odczujesz to przy następnej pensji – dodała i przyjaciółki uścisnęły się serdecznie. - Może wrócimy do naszego głównego tematu? – odezwał się Nick. - Byle bez kłótni – powiedział Howie. Popatrzył na wszystkich i zatrzymał wzrok na Maxie. – O co tym razem poszło? - Alex wyskakuje ze swoimi solówkami, a to ja chciałem je zaśpiewać – powiedział Nick. - A nie możecie tego robić razem? – zapytał Howie. - Oszalałeś?! – Alex popatrzył na przyjaciela oburzony. – W tym nie ma harmonii. Przecież on tak chrypie, że tego nie da się słuchać. - Wypraszam sobie! – oburzył się Nick. - Spokojnie – Howie stanął między mężczyznami. – Mamy tu dwie piękne kobiety… Nie przyszły tu, żeby wysłuchiwać waszych kłótni. Moglibyście zabłysnąć wspaniałym śpiewem, z którego jesteście tak znani… – mrugnął wesoło okiem, a wszyscy się uśmiechnęli. - Możemy śpiewać pół na pół – powiedział Nick z rezygnacją. – Więcej nie ustąpię. - I właśnie o to mi chodziło – ucieszył się Howie. Popatrzył na Alexa. Mężczyzna westchnął. - Niech ci będzie – powiedział. Po chwili całą piątką znaleźli się po drugiej stronie szyby. Monica z Melissą usiadły koło Maxa. I zaczęło się… cdn.....
  22. JARZEBINA

    BIESIADA

    Wyczuł jej zmianę nastroju. Uciekała. Ale nie mogła tak w nieskończoność. Wiedział, że on będzie obok, kiedy przestanie już uciekać. Na pewno. - Dziś jest środa – powiedział, żeby rozładować atmosferę. Popatrzyła na niego zdziwiona. - Tak – powiedziała. - A ty mi obiecałaś, że w środę przyjedziesz do studia. - Jejku! – zasłoniła dłonią usta. – Zapomniałam! - No, ładnie – westchnął znacząco. – Przypuszczałem, że tak będzie. Dlatego przyjechałem. Teraz będziesz musiała ze mną pojechać. - Nie mogę. Mam dużo pracy – powiedziała ze smutkiem. – Ale mam dla ciebie propozycję – dodała i pokazała mu białą kopertę. - Obawiam się, że nie masz wyboru – powiedział. – Przyjechałem tu z zamiarem porwania cię i zrealizuję ten plan – puścił jej oczko. – A z tej propozycji też skorzystam. - Naprawdę nie mogę – odparła. – Strasznie jest ten dzień zakręcony… - Chyba mnie nie zrozumiałaś – powiedział z naciskiem. – Ja bez ciebie stąd nie wyjdę. - Howie… – uśmiechnęła się lekko. – Chcesz mnie porwać? - Jak prawdziwy pirat – odpowiedział z uśmiechem. - Cały oddział miałby temat do plotkowania – mrugnęła okiem. Nagle poczuła, że chce to zrobić. Że chce być spontaniczna i zrobić coś szalonego. Poczuć się wolna i szczęśliwa… Chwyciła za telefon. - Co robisz? – zaniepokoił się Howie. Myślał, że chce wezwać ochronę, żeby go stąd wyrzucili. - Patrz – puściła mu oczko. – Doris? Mam dzisiaj jakieś spotkania fundacyjne?… Nie?… A jakieś ważne konsultacje?… U pani Jones?… – zmarszczyła brwi. – Da się to przenieść na jutro?… Postaraj się. I wszystkie inne spotkania też przenieś na jutro… Zadzwoń też do doktora Browna i odwołaj lunch. Powiedz, że zostałam porwana – zaśmiała się. Howie patrzył na nią z uśmiechem. Odłożyła słuchawkę. - Mam nadzieję, że wszystko zrozumiała – powiedziała z uśmiechem. – Kiedy ty jesteś w pobliżu, nie jest w stanie logicznie myśleć. - Szkoda, że ty jesteś – westchnął zrezygnowany. - No, ktoś w tym towarzystwie musi – odpowiedziała i otworzyła szafkę. – Dasz mi chwilkę czasu? Powinnam się przebrać. - A tak nie mógłbym cię porwać? – zapytał i popatrzył na nią z uśmiechem. Ten kusy strój dawał dużo do myślenia… - Ha, ha, ha. Dowcipny jesteś – lekko trzepnęła go bluzką po ramieniu. – Ja tu muszę wrócić. Pracuję tu – dodała znacząco i zniknęła w łazience. Uśmiechnął się i rozejrzał się po pokoju. Pełno w nim było kobiecych bibelotów. Na biurku stało zdjęcie. Była na nim Monica z rodzicami. W rękach trzymała dyplom ukończenia studiów, a ubrana była w ten charakterystyczny strój. Wszyscy byli roześmiani. Wiedział, że miała duże oparcie w rodzicach. Ona też bardzo ich kochała. Czy wspólnie przeszli tę tragedię, która nie pozwala jej teraz w pełni cieszyć się życiem?… - Już jestem – zatrzasnęła drzwi i to wyrwało go z zamyślenia. Popatrzył na nią z uśmiechem. Miała na sobie dopasowaną bluzeczkę i jasnoniebieskie dżinsy. Włosy związała w kitkę. Wyglądała bardzo dziewczęco. - Więc idziemy – powiedział i wyciągnął rękę w jej kierunku. - Chyba powinniśmy kogoś ze sobą zabrać – powiedziała. Miała na myśli Melissę. Co prawda nie widziały się od rana, ale Monica wiedziała, że Melissa nie wybaczy jej, jeśli nie zabierze jej ze sobą do studia… - Nikogo nie będziemy ze sobą zabierać – odpowiedział Howie i otworzył drzwi. Doris popatrzyła na niego z uśmiechem. - Ale uważam, że powinniśmy – upierała się Monica. Zobaczyła, że drzwi do gabinetu Melissy są uchylone. – Melissa?… Jesteś tam? - Nie przyszła dzisiaj do pracy – powiedziała Doris. – Dzwoniła, że została… porwana – uśmiechnęła się figlarnie. Monica popatrzyła na Howiego. Patrzył na nią z uśmiechem. - Alex sprowadza ją na złą drogę – powiedziała i pokręciła głową z udawanym zawstydzeniem. - Chodź, ja też cię sprowadzę – złapał ją za rękę i otworzył drzwi. – Do widzenia – popatrzył na Doris i puścił jej oczko. - D-do widzenia – wyjąkała. A Monica tylko roześmiała się i poszła za Howiem. Szli korytarzem, a wszyscy się za nimi oglądali. Howie nie miał na sobie nawet ciemnych okularów, więc wszyscy go bez trudu rozpoznawali. Monica udawała, że nie widzi tych spojrzeń. Ale bardzo ją to bawiło. Po raz pierwszy to ona da im powody do poplotkowania… cdn.....
  23. JARZEBINA

    BIESIADA

    I nadeszła środa. A ona miała urwanie głowy w szpitalu. Konsultacja za konsultacją. Była dopiero dziesiąta, a ona miała za sobą już dwie asysty przy operacjach. To były szczęśliwe przypadki. Choroby zostały wcześnie wykryte i była szansa na całkowite wyleczenie… Westchnęła. Szła korytarzem w kierunku swojego gabinetu, który był jednocześnie siedzibą fundacji. Dwa lata temu szpital oddał jej kilka pomieszczeń na końcu korytarza, a ona przekształciła je w dwa przytulne gabinety, jasny sekretariat i małą kolorową poczekalnię. Kolorowe ściany zawsze optymistycznie ją nastrajały. A jej pacjentkom było to potrzebne… - Pani doktor? – usłyszała czyjś głos i przystanęła. Miała przed sobą uśmiechniętą dziewczynę. - Tak? – zapytała i poprawiła stetoskop. - Pani może mnie nie pamiętać… Ja miałam operację w zeszłym roku… – wyjaśniała dziewczyna. - Mary Jane? – Monica popatrzyła na nią uważnie. Dziewczyna uśmiechnęła się. - Więc jednak pamięta pani… – powiedziała cicho. – Chciałam tylko powiedzieć, że u mnie wszystko w porządku. W sobotę biorę ślub – dodała dumnie. - Naprawdę? – ucieszyła się Monica. – Strasznie się cieszę! – dodała i przytuliła dziewczynę do siebie. Obie miały łzy w oczach. Teraz przypomniała sobie Mary. Była załamana diagnozą lekarską. Chciała popełnić samobójstwo… A teraz była szczęśliwa. - Zapraszam cię na kawę. Porozmawiamy – powiedziała Monica. - Nie mogę. Śpieszę się – odpowiedziała Mary i uśmiechnęła się. – Za chwilę mam przymiarkę sukni. Chciałam tylko pani podziękować. Za wszystko, co pani zrobiła… I przyniosłam zaproszenie na ślub. Byłby to dla mnie zaszczyt, gdyby mogła pani przyjść. To pani zawdzięczam to, że jestem tu teraz… Monica popatrzyła na kopertę z uśmiechem. Wiedziała, że rak to nie koniec świata, że potem też można żyć… - Może pani przyjść z osobą towarzyszącą – dodała szybko Mary. Monica uśmiechnęła się. Howie chciał spróbować? To będzie miał ku temu najlepszą okazję… - Będę – powiedziała. - Dziękuję – Mary popatrzyła na nią z uśmiechem. Miała łzy w oczach. – Bardzo się cieszę, że pani przyjdzie… Mark nie może się doczekać, żeby panią poznać. - A, więc na imię ma Mark – powiedziała Monica, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. - Jest fantastyczny – odparła. Spojrzała na zegarek. – Przepraszam, ale już jestem spóźniona. Do zobaczenia w sobotę! – dodała i już jej nie było. Monica popatrzyła na kopertę, którą trzymała w rękach. Czy dla niej też kiedyś zaświeci takie jasne słońce?… - Pani doktor, jak pani dzisiaj seksownie wygląda! – usłyszała radosny głos i odwróciła się, żeby spojrzeć w uśmiechniętą twarz Toma. Tom pracował w szpitalu od jesieni ubiegłego roku. Miał żonę i ślicznego dwuletniego synka. Więc czuła się bezpiecznie w jego towarzystwie. Dlatego od razu się zaprzyjaźnili. Komplementowali się bez końca. - Dziękuję, doktorze – odpowiedziała i uśmiechnęła się. – Widzę, że pan też skorzystał z naszych nowych mundurków. - Moja żona stwierdziła, że są troszkę za bardzo prześwitujące – odparł. – Dobrze, że nie widziała twojego. - A co masz mi do zarzucenia? – Monica spojrzała na siebie i wygładziła krótki kitel. Sięgał do połowy jej ud, a pod spodem miała krótkie szorty i biały top. - Tobie? Absolutnie nic – odpowiedział i objął ją ramieniem. Roześmiali się. - "Doktor Tom Brown proszony do dyżurki lekarskiej" – usłyszeli głos pielęgniarki przez interkom. Tom westchnął. - A tak było przyjemnie… – mrugnął wesoło okiem. – Może umówimy się na lunch, co? - Bardzo chętnie – odpowiedziała. – Mam przerwę między dwunastą a pierwszą. - Zajrzę do ciebie i pójdziemy razem – odparł. – Na razie. - Cześć – pożegnała go i już wchodziła do swojego gabinetu, kiedy nagle sobie przypomniała, że miała jeszcze wydać zalecenia pielęgniarce odnośnie jednej pacjentki. Wróciła się więc i stanęła przy recepcji. Zapisała uwagi na karcie pacjentki. Uśmiechnęła się i otworzyła kopertę. Mary miała wielkie szczęście. Znalazła kogoś, kto pokochał ją, mimo tego wszystkiego… Czy ona też będzie miała takie szczęście?… Obserwował ją już od kilku minut. Wyglądała na zadowoloną z siebie. Najpierw rozmawiała z jakąś dziewczyną, a potem pojawił się ten lekarz. Miał obrączkę na palcu, więc odetchnął z ulgą. Był gotów o nią walczyć. Czy to znaczyło, że się zaangażował? Tak szybko?… Westchnął. Postanowił poczekać na nią w gabinecie. Stamtąd będzie ją łatwiej porwać… Uśmiechnął się i wszedł do pokoju. Monica odłożyła długopis i popatrzyła na zegarek. Kwadrans po dziesiątej. A ona już była głodna. Serek homogenizowany w lodówce nagle wydał się najatrakcyjniejszym daniem na świecie. Więc weszła do fundacji. Sekretarka patrzyła na nią szeroko otwartymi oczyma. Buzię też miała otwartą. - Co się stało? – zaniepokoiła się Monica. Dziewczyna w milczeniu wskazała głową na zamknięte drzwi jej gabinetu. - Ktoś tam jest? – zapytała Monica. Dziewczyna skinęła głową. Milczała. - Co się dzieje? – powiedziała Monica właściwie sama do siebie. Uchyliła drzwi. Przy oknie stał… Howie. Odwrócił się i popatrzył na nią z uśmiechem. - Jejku, to ty… – uśmiechnęła się Monica. – Doris, możesz już zamknąć usta. To Howie – dodała i mrugnęła wesoło okiem. Zamknęła za sobą drzwi. - Ja też się cieszę, że cię widzę – powiedział. - Przepraszam – uśmiechnęła się. – Kiedy ona siedziała tak oniemiała, myślałam, że przyszedł… Nie ważne – machnęła ręką. – Zapomniałam, że to ty masz taki wpływ na kobiety. - Na ciebie też? – zapytał i podszedł bliżej. Nie wytrzymała jego spojrzenia. Odwróciła głowę. To jeszcze nie był ten czas. Za wcześnie… cdn.....
  24. JARZEBINA

    BIESIADA

    Cały dzień upłynął im całkiem miło. We dwoje postanowili wybrać się na przejażdżkę konną. Melissa w tym czasie siedziała z Alexem w basenie. Nie chcieli sobie wchodzić w drogę, a wcale nie zależało im na spędzeniu czasu we czworo. Dlatego się rozdzielili. Monica galopowała na koniu, a Howie podążał za nią. Pojechali nad jezioro i spędzili tam kilka godzin. Monica oprowadzała go po okolicy i opowiadała zabawne historyjki z dzieciństwa. Zaśmiewali się do łez… On rewanżował się swoimi wspomnieniami z dzieciństwa i okazało się, że mieli wiele wspólnego. A czas mijał, niepostrzeżenie. Rozmawiali o błahostkach, z rozwagą omijając poważne tematy. Tak było lepiej… Ona nie była gotowa, żeby dać z siebie coś więcej. A on nie naciskał. Potrafił się cieszyć tym, co osiągnął. A osiągnął wiele. Poznał ją lepiej. Wiedział, że pod tą piękną powierzchnią kryje się równie piękne wnętrze… Była oczytana, na każdy temat miała coś ciekawego do powiedzenia. Dyskusja z nią nigdy nie była nudna. Śmiała się i żartowała bez końca. A dla niego to był najpiękniejszy widok. Jeszcze przyjdzie czas na poważne rozmowy… - Dziś już wyjedziecie, prawda? – zapytała pani Owen, kiedy skończyli jeść obiad. Alex uśmiechnął się do Melissy. - Musimy – odpowiedział. – Choć wcale nie mamy ochoty… - Możecie tu przyjeżdżać tak często, jak tylko będziecie chcieli – zaproponowała kobieta. Monica popatrzyła na nią z uśmiechem. - Nie wypada, żebyś ty to proponowała, mamo – powiedziała i wesoło mrugnęła okiem. – Ale mama ma rację. Jeśli będziecie chcieli nas jeszcze kiedyś odwiedzić, to zapraszamy – powiedziała do Alexa i Howiego. - Na pewno skorzystamy – odpowiedział Alex i obaj wstali. - Widzimy się w studiu – powiedział Howie, kiedy szli w stronę samochodu. - Postaram się znaleźć czas – odpowiedziała Monica. - Mam cię siłą wyrwać ze szpitala? – popatrzył na nią z uśmiechem. Nic nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego wyczekująco. - Czuję w tym spojrzeniu jakieś wyzwanie – powiedział cicho. Uśmiechnęła się, ale milczała. - Do zobaczenia we środę – otworzył bagażnik i wrzucił do niego torbę. A ona nadal nic nie mówiła. - Monica? – stanął naprzeciwko i popatrzył na nią uważnie. – Nic mi nie powiesz? Patrzyła na niego hardo. Wiedział, o czym myśli. Chciała mu pokazać, że nie będzie się o niego starać. Że to on powinien się starać o nią. I wiedział, że będzie. Żeby nawet miał zawalić cały dzień nagrań, to stawi się we środę w tym szpitalu, żeby ją stamtąd zabrać… Pokaże jej, że coś z tego będzie… - Do zobaczenia we środę – powtórzył. Otworzył drzwi. Po drugiej stronie stał Alex z Melissą i cicho rozmawiali. - Do widzenia – odpowiedziała cicho. Zastanawiała się, czy rzeczywiście się zobaczą. Może po tym weekendzie on stwierdził, że nie warto kontynuować tej znajomości. Nie chciała, żeby tak się stało. Tak dobrze się z nim rozmawiało… Słuchał, odpowiadał, był zainteresowany tym, co mówiła… Dawno nikogo takiego nie spotkała… Ale nie ona podejmie tę decyzję. Ten krok należy do niego. Modliła się tylko, żeby wykonał go we właściwym kierunku… - Trzymajcie się ciepło! – powiedział Alex i zamknął drzwi. Stały i patrzyły, jak odjeżdżają. Monica westchnęła. Skończył się raj. Trzeba wrócić do rzeczywistości… cdn.....
  25. JARZEBINA

    BIESIADA

    Dochodziła dziewiąta, kiedy otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju. Był ładnie i gustownie urządzony. Właściwie czuł się tu, jak w domu. Ale to nie był jego dom. To był jej dom… Zastanawiał się, czy jeszcze śpi. Wczoraj wyglądała na naprawdę zmęczoną. Wstał i podszedł do okna. I znalazł tam odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Monica nie spała. I to chyba od dawna. Odprowadzała konia do stajni, więc wiedział, że była na przejażdżce. Z mokrymi włosami?… Zszedł na dół, żeby wyjść jej naprzeciw. Właśnie zamykała drzwi na taras. - Dzień dobry – powiedział, a ona aż podskoczyła. - Witaj – odpowiedziała i mocniej ściągnęła pasek szlafroka. Poprawiła mokre włosy. – Obudziłam się wcześniej i pomyślałam, że przejażdżka dobrze mi zrobi… - Przed czym uciekasz? – zapytał. Popatrzyła na niego zdziwiona. - Nie rozumiem – powiedziała. - Pytałem, przed czym uciekasz – powtórzył. Poczuła się nieswojo, wyczuł to. I od razu pożałował, że tak na nią naciskał. - Przed niczym – odpowiedziała. Próbowała wyminąć go w przejściu, ale nie dał jej szansy. Musiała na niego spojrzeć. Zobaczył w jej oczach strach… Przed czym? - Kiedyś się tego dowiem – powiedział. Nic nie odpowiedziała, tylko poszła na górę. A on poczuł się głupio. Był u niej i zamiast cieszyć się tą gościną, szukał powodu, żeby mu podziękowano. Często sam siebie przeklinał za tą swoją dociekliwość. I był pewny, że tym razem się doigrał. Zamierzał więc wrócić do pokoju i spakować się, ale w połowie drogi natknął się na panią Owen. - Dzień dobry – powiedziała. – Masz ochotę na kawę? - Bardzo chętnie – odpowiedział. Właściwie nawet skazaniec ma prawo do ostatniego posiłku… - Więc zapraszam – powiedziała kobieta, a on poszedł za nią do kuchni. Usiedli przy stole, a ona nastawiła ekspres. - Śliczna okolica – powiedział Howie i popatrzył za okno. - Wiem – uśmiechnęła się. – Jest taka sama od trzydziestu lat, kiedy kupiliśmy tę ziemię. - Można tu naprawdę odpocząć. Miasto daleko, hałasy daleko… Pani Owen westchnęła. - Podoba ci się moja córka? – zapytała nagle. Howie popatrzył na nią zdziwiony. Uśmiechnęła się. - Nie musisz odpowiadać – powiedziała. – Ale, jeśli jest tak, jak myślę, to nie pozwól jej uciec. Nie rezygnuj. Wszyscy pozwalali jej uciec, ale ty tego nie rób, proszę. Widzę, że ona bardzo chce się zaangażować, ale boi się… - Czego? – zapytał Howie. - Ma kilka niemiłych doświadczeń. – odpowiedziała. – Nie, jeśli chodzi o mężczyzn – wyjaśniła pośpiesznie. – Nie o to chodzi… To naprawdę wartościowa dziewczyna. Po prostu potrzebuje czasu, żeby rozwinąć skrzydła. Więc nie pozwól jej uciec… - Co się stało? – spytał. - Nadejdzie taki moment, że sama ci o tym opowie – odpowiedziała pani Owen. – Wiem, że ciężko jest jej zaakceptować samą siebie, dlatego tak bardzo zależy jej na aprobacie innych. - Zaimponował mi jej upór, jeśli chodzi o fundację – powiedział z podziwem. - Walczy o nią jak lwica – powiedziała pani Owen. – Jak lwica… Howie nic już nie powiedział. Ale jednego był pewien. Nie pozwoli jej uciec. Choć, po dzisiejszym poranku, to pewnie on będzie uciekał. Ale wróci. Na pewno. Nie chciała schodzić na dół. Chciała zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego, aż do wieczora. Często tak robiła, kiedy była mała. Ale wiedziała, że nie może zachowywać się jak dziecko. To byli jej goście, nawet jeśli to nie ona ich tu zaprosiła… Wyszła z pokoju i zeszła na dół, do kuchni. Maria już się krzątała. - Pomóc ci w czymś, Mario? – zapytała. Kobieta uśmiechnęła się. - Zanieś tacę na taras – odpowiedziała. – Wszyscy już tam siedzą… Bardzo miły jest ten Howie – dodała, kiedy Monica była już praktycznie przy wyjściu. Dziewczyna odwróciła się i popatrzyła na nią uważnie. - Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała. - Nic. Tylko to, że jest bardzo sympatyczny – odparła Maria. – Nie lekceważ tego. Daj mu szansę. - Chcesz mnie wyswatać? – Monica wróciła do kuchni i postawiła tacę na stole. - Chcę, żebyś była szczęśliwa – Maria uśmiechnęła się. – On potrafi dać ci szczęście… - Tego nie wiesz – powiedziała Monica cicho. – Nie jestem normalną dziewczyną… - Dla niego to nie będzie żadną przeszkodą – Maria położyła jej dłoń na ramieniu. – Nie powinnaś ciągle uciekać. Czas wyjść z ukrycia. - Niczego nie obiecuję, ale będę się starać – powiedziała Monica. Uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że Howie jest dobrym człowiekiem. Troszczył się o innych i dla każdego zawsze miał dobre słowo… - Moja dziewczynka – uśmiechnęła się Maria. – A teraz maszeruj z tą tacą na śniadanie. Monica westchnęła i wyszła z kuchni. Rzeczywiście. Wszyscy już siedzieli przy stole. - Myślałam, że już do nas nie zejdziesz – powiedziała pani Owen. - Cieszę się, że cię zaskoczyłam – odpowiedziała Monica i usiadła obok Howiego. Popatrzył na nią z uśmiechem. - Przepraszam – powiedział cicho, żeby tylko ona słyszała. Wiedziała, co ma na myśli. Uśmiechnęła się. - Smacznego – powiedziała głośno i tym samym dała mu do zrozumienia, że wszystko w porządku. Odetchnął z ulgą. Myślał, że go wyrzuci. Ale był pewny, że tego nie zrobi. Ona taka nie była… cdn......
×