Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

JARZEBINA

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez JARZEBINA

  1. JARZEBINA

    BIESIADA

    JODELKO kochana zajadam sie Twoja salatka, dziekuje . Tyle nam tu smakolykow serwujesz, oj przybedzie mi klogramow :D
  2. JARZEBINA

    BIESIADA

    Wiedziała, że nigdy nie znajdzie przyjaciela, nikt się w niej nie zakocha, wiedziała to wszystko i była pewna, ponieważ sprzedawała swe ciało a nie znała nikogo kto chciałby zakochać się w kimś takim... pewnego wieczoru gdy siadła na chwile na brudnym chodniku aby odpocząć, przymknęła na chwile oczy... Nagle jej ciało przeszedł dreszcz. Dreszcz jakiego w życiu jeszcze nie czuła... Na swojej dłoni poczuła delikatny dotyk... Otworzyła oczy i zobaczyła człowieka... Mężczyznę... Nawet nie patrzyła na jego urodę, nie to było najważniejsze, a to, że nikt nigdy jej tak nie trzymał za rękę... -Proszę, daj mi pić- powiedział głos do którego należała trzymająca ją dłoń... Lise nagle ogarnęło dziwne uczucie. "Oto tu na środku ulicy, po środku tego strasznego lasu pełnego dzikiej zwierzyny wziął mnie ktoś za rękę, tak zwyczajnie, i jak gdyby nic poprosił mnie o szklankę wody, jakby nie widział, że jestem chora, jakby nie wiedział kim jestem..." Ścisnęła go mocniej za rękę i poprowadziła go przez zatłoczoną i gwarną ulicę w stronę jej domu z zamiarem spełnienia jego prośby... Przez ten czas jak tak szli przez miasto, a trwało to może piętnaście minut, była najszczęśliwsza na świecie, w końcu wiedziała, że warto było żyć tyle lat dla tej jednej chwili...Gdy dochodzili do jej domu zdobywając się na odwagę niepewnie spytała... -Czy mógłbyś ze mną zostać na dłużej?- i utkwiła wzrok w jego twarzy czekając na odpowiedz... -A chciałabyś mieć przy sobie kogoś takiego jak ja...Bo ja jestem ślepy od urodzenia... Nic nie widzę...- Lisa zaniemówiła... Do jej uszu dotarł głośny śmiech ulicznych latarń... Puściła jego dłoń i pobiegła przed siebie... Pobiegła do ciemnego portu, po drodze zdzierając z siebie ciasną sukienkę... ... Następnego dnia nikt nie stał na jednym z rogów ulic... Ale obok na chodniku siedział cierpliwie, jakby na kogoś czekając młody mężczyzna, nienaturalnie patrząc się na jasne słońce, jakby w ogóle go nie widział, jakby był niewidomy... Siedział tak i czekał dzień, tydzień, miesiąc, rok, dziesięć lat, całe życie..... koniec
  3. JARZEBINA

    BIESIADA

    Lise przerażała myśl, że obie siostry i matka są chore, bardzo chore... A ona tak bardzo nie chciała zachorować... Tak bardzo... Matka od dwóch lat leżała w łóżku prawie z niego nie wstając, ponieważ choroba skrajnie ją wycieńczyła. Była umierająca. Na jej twarzy odciski zostawiły wszystkie trudy życia. Jej smutne, szare oczy, głęboko zatopione w oczodołach, były już częściej zamknięte niż otwarte... Niestety najczarniejszy sen Lisy spełnił się... Zachorowała... Stało się to w dniu gdy matka została przykuta do łóżka... Starsze siostry ubrały wtedy Lise w króciutką czerwoną sukienkę w której chodziła wcześniej matka, zaplotły jej włosy, umalowały jej usta i oczy... i kazały iść tam gdzie zawsze wieczorem podążała matka... i Lisa poszła... W stroju który znacznie krępował jej ruchy, stanęła pierwszy raz na rogu ulic niedaleko wejścia do portu... Gdy zobaczyła, że jakiś marynarz zwrócił na nią wzrok i skierował się w jej kierunku w jej oczach widać było łzy...Bała się... Stało się... Była chora... Chorowała aby utrzymać dom, aby mieć co jeść, aby mieć gdzie spać. Lisa była bardzo samotna. Rzadko kiedy widziała słońce w pełnym blasku. Przeważnie spała od rana do późnego popołudnia, potem ubierała się w swoją czerwoną sukienkę, malowała usta różową pomadką i szła na róg ulic, aby do rana zarabiać na chleb. Czasami gdy nad ranem wracała do domu przystawała przy nadmorskim bulwarze łapczywie obejmując i przytulając się do żelaznych latarń. Ale były one zimne i nie odwzajemniały uścisku. Lisa modliła się w duchu aby stał się cud i aby choć jedna uliczna latarnia którą tak gorąco obejmowała i przytulała zamieniła się w człowieka, w jej przyjaciela, który weźmie ją za rękę i razem pójdą do domu. Brakowało jej zwykłego gestu ludzkości, zwykłego dotknięcia ręki ręką. Choć żyła wśród ludzi, była samotna jak by żyła w nieprzebytym lesie, albo w górskiej pieczarze. Ludzie idący po bulwarze ze zdziwieniem patrzyli na młodą prostytutkę obejmującą żelazne kikuty zwieńczone lampami o bladych, chorowitych światełkach i z litości odwracali wzrok udając, że nie widzą. A Lisa mechanicznie co wieczór chodziła na swój róg ulic i zarabiała na życie. Już wszystko jej zobojętniało. Już było jej wszystko jedno, gdzie, kiedy,z kim, za ile, co. Wracając co rano do domu, zhańbiona, poniżona, brudna i zmęczona za każdym razem przechodziła przez bulwar z żelaznymi latarniami i za każdym razem przytulała się do jednej z nich z nadzieją, że nagle poczuje od niej ciepło, poczuje jej delikatny ciepły i czuły dotyk. Jednak co rano spotykało ją to samo rozczarowanie, zawsze dotykała zimnego, nieczułego żelaza... cdn......
  4. JARZEBINA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO! SREBRNA AKACJO! za piekne wiersze! JODELKO! dziekuje za kabaret... :D :D :D..... co do piwa, nie wiedzilam , ze ma tyle zalet, ale ja osobiscie piwo moge wypic jak jest cieplo to tylko z sokiem maliowym! :D Zostawiam Wam opowiadannie o Lsie! ...Lisa chciała być zdrowa... Tak bardzo nie chciała zachorować... Od lat każdego ranka zaraz po przebudzeniu biegła do pobliskiego kościoła i głośno modliła się do Boga aby nie zachorować... Chora była cała jej rodzina. Rodzina którą była dla niej jej matka i dwie starsze siostry. Taty nigdy nie miała, a przynajmniej tak mówiła jej matka, której zresztą wcale tak bardzo nie kochała. W głębi serca brakowało jej taty i zawsze z zazdrością patrzyła jak jej rówieśniczki szły ulicą trzymając za rękę dumnego pana o promiennym uśmiechu. Dlatego dumnego, że ściskał za rączkę swoją małą córeczkę, jedyną i niepowtarzalną. W domu Lisa nie była otaczana prawdziwą troską ani uwagą. Fakt, nie mogła narzekać, że czegoś jej brakowało. Dostawała jedzenie trzy razy dziennie, które czasem nawet było ciepłe. Raz w miesiącu najstarsza siostra zabierała ją na miejski targ, gdzie pozwalała jej wybrać sobie jedną rzecz, na którą miała najbardziej ochotę i kupowała jej ją. Jednak były to drobiazgi, głównie słodycze. Raz Lisa mogła sobie nawet wybrać całe opakowanie cukierków. Schowała je w nocy pod łóżko i codziennie zjadała tylko jednego... cdn....
  5. JARZEBINA

    BIESIADA

    Operacja trwała kilkanaście godzin. Po przebudzeniu, poprosiłam o środki przeciwbólowe. Bardzo chciałam się upewnić, czy rzeczywiście ciało mam już kobiece, ale bardzo się bałam. Zsuwałam rękę w dół, pod palcami czułam grube warstwy bandaży, a potem natychmiast zabierałam dłoń. Bałam się, że wszystko okaże się tylko snem a ja wciąż mam ciało mężczyzny. Strach nie pozwalał również zapytać. Nie zniosłabym zaprzeczenia. Z opresji uwolnił mnie lekarz, który niby to żartem, rozwiał moje obawy. - Cóż to za mina? - zapytał podchodząc do mojego łóżka. - Byłaś kobietą, brakowało ci tylko ciała. Teraz je masz - oświadczył. - Cóż więc jeszcze dla ciebie mogę zrobić? I wtedy uśmiechnęłam się. - Już nic doktorze - odparłam a gdy odszedł, pod warstwami opatrunków, szukałam źródła swojego nieszczęścia. Nie znalazłam i odetchnęłam z ulgą. Leżąc rozmyślałam o przyszłości. Planowałam ją już wcześniej. Nie brałam pod uwagę pozostania w moim mieście. Tutaj, zawsze ktoś by wiedział...Chciałam zacząć z czystą kartą. Pomoc obiecała mi kuzynka mojej mamy, jak się później dowiedziałam za jej zgodą. Zadzwoniła do mnie kiedyś. Długo rozmawiałyśmy, ale zaowocowało to zamianą mieszkania. To już było coś! Koleiny krok na drodze do spełnienia marzeń. Kobiecych marzeń. cdn....
  6. JARZEBINA

    BIESIADA

    Ten sen sprawił, że zaczęłam myśleć o zmianie płci. Skontaktowałam się z Zakładem Seksuologii. Pamiętam, jak lekarz tłumaczył: - Jest to rozbieżność między płcią fizyczną a płcią mózgu. Najnowsze badania dowodzą, że do tego typu zaburzeń dochodzi we wczesnym okresie życia płodowego - zawiesił głos widząc moje zdziwione spojrzenie - przypuśćmy, że są już wykształcone pierwotne cechy płciowe a dopiero zaczyna kształtować się płeć mózgu. Jeśli w tym czasie w organizmie matki występuje nadmiar estrogenów, prawdopodobne jest, że urodzi się chłopiec z mózgiem kobiety - rzucił szybkie spojrzenie w moją stronę - Jak ty - dodał - Badania wykazały 95 procent kobiecości. - Co teraz? - zapytałam z jakimś wewnętrznym spokojem. - Terapia hormonalna - odparł zdecydowanie - Potem musisz wystąpić do sądu z wnioskiem o zmianę metryki i dokumentów, na podstawie ekspertyzy naszych specjalistów. Gdy to już będzie załatwione, pozostanie operacja. Pomyślałam sobie, że właśnie to wszystko próbowałam powiedzieć swojej matce. Nie zrozumiała. Nie chciała zrozumieć. cdn....
  7. JARZEBINA

    BIESIADA

    To były dobre chwile; beztroskie czyli szczęśliwe. W szkole już nie było tak prosto. Dzieci dokuczały mi, wyczuwając jakąś inność. Najpierw przezywały mnie: lala, potem wraz z dorastaniem ten przydomek zmieniał się. ,,Pedał’’ był na porządku dziennym. Często zdarzały się dużo gorsze epitety. Walczyłam o to, by spróbować być mężczyzną. Długo i bezskutecznie. Nie potrafiłam zaakceptować swojego ciała: zarost na twarzy doprowadzał mnie do rozpaczy a penis był powodem próby odebrania sobie życia. Ileż razy miałam myśli, aby go obciąć i zastanawiałam się, jak to zrobić, aby nie bolało. Siedziałam tak zamknięta w czterech ścianach, owinięta kokonem koszmaru. W nocy często śniłam, że za sprawą jakiejś czarodziejskiej mocy, moje ciało zaczyna rozpadać się, kawałek po kawałku, a z jego wnętrza bardzo powoli zaczyna wydobywać się dusza, początkowo z trudem, rozciągając oblepiającą ją skórę, potem coraz łatwiej, swobodniej, aż do zupełnego wyzwolenia. Raduje się i unosi, ciało w tym czasie zamienia się w proch . Wybuchają fajerwerki: żółte, czerwone, fioletowe. Dusza tańczy w obłokach, takich samych, jak te oglądane w dzieciństwie. I nagle cisza! Chmury przystają, popioły rozwiewa delikatny podmuch. Duszę ogarnia smutek. Zaczyna falować nad ziemią w poszukiwaniu pięknego kobiecego ciała, aby w nie wstąpić... cdn.....
  8. JARZEBINA

    BIESIADA

    Opowiadanie..... Dzień, w którym powiedziałam o tym matce, był słoneczny i ciepły. Wiatr unosił zapach grilowanych kiełbasek i palonych liści na pobliskich działkach. Celowo wybrałam spacer brzegiem Odry, z widokiem na trwające jesienne prace w ogródkach i krzątających się tam ludzi. Mamę taka atmosfera odprężała. Sama miała swój kawałek ziemi za miastem, na którym pieczołowicie pielęgnowała przeróżne rośliny. Był też drugi powód. Miałam nadzieję, że na neutralnym gruncie, nie wpadnie w histerię, nie zacznie krzyczeć ani mnie oskarżać. Wyrzuciłam z siebie wszystko jednym tchem, nie pozwalając jej przerywać. Długo przygotowywałam się do przekazania jej tej wiadomości. W domu przed lustrem ćwiczyłam to setki razy. Nie potrafiłam tylko przewidzieć jej reakcji. Musiałam jednak przez to przebrnąć. Była moją matką i chociażby z tego powodu zasługiwała aby poznać prawdę. - Lekarz powiedział, że do tego typu zaburzeń, dochodzi we wczesnym okresie życia płodowego i ma to związek z ilością hormonów występujących w organizmie matki - wypaliłam, chcąc zakończyć monolog. Poczułam, że robię się purpurowa. Nie tak to przecież miało wyglądać. W jakimś sensie zepchnęłam na nią odpowiedzialność, próbując się usprawiedliwić. Było mi wstyd. Nie chciałam jej urazić, ale ten szczegół, o którym wiedziałam, był moją asekuracją przed spodziewanym atakiem z jej strony. - Opowiadasz mi jakieś niedorzeczne, zwariowane – próbowała znaleźć właściwe określenie - historie. I jeszcze usiłujesz obarczać mnie za to winą! - krzyczała oburzona - Mogę to wyjaśnić - powiedziałam widząc przerażenie na jej twarzy, o ostrych rysach. - Nie chcę tego słuchać! - zatkała rękoma uszy - Nie chcę tego słuchać! To jakiś obłęd! Co ja takiego zrobiłam, że tak mnie karzesz?! - łzy spływały jej obficie po policzkach a płacz stawał się coraz bardziej spazmatyczny. Ludzie przechodzący obok odwracali oczy z zaciekawieniem - Masz natychmiast iść do psychiatry! Musisz się leczyć! - nie panowała nad sobą - Nie pozwalam ci tego zrobić! Jestem twoją matką! Zabraniam ci! Wyjęłam z kieszeni pożyczony specjalnie na ten dzień telefon komórkowy. Pospiesznie wystukałam na klawiaturze numer ojca. - Przyjedź po mamę - powiedziałam krótko - Jest w szoku. - wyjaśniłam podając szybko nazwę ulicy, do której zmierzałyśmy. - Mamo - złapałam ją mocno za dłonie i przytrzymałam - To nie twoja wina, ale moja też nie. Byłam już u psychiatry, u psychologa - wyliczałam - nawet u seksuologa. Przeszłam wszystkie możliwe badania medyczne i genetyczne. Lekarze już wiedzą, jak mi pomóc - wzięłam głęboki oddech - Ja też wiem czego przez całe życie pragnęłam. Teraz potrzebuję tylko twojego wsparcia - mówiłam do niej czule, jak do dziecka a żal ściskał mi gardło - W tej sprawie na mnie nie licz - wykrztusiła - Jeśli to zrobisz, nie chcę cię znać do końca życia! - wyrwała dłonie z mojego uścisku, otrzepując je z obrzydzeniem - Nie dotykaj mnie nigdy! - krzyknęła widząc, że ponownie wyciągam w jej stronę ręce. - Mamo - próbowałam jeszcze coś zrobić, choć sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli - Pamiętasz moje próby samobójcze... To dlatego właśnie - tłumaczyłam, jak w amoku - powiedziałaś wtedy, że pomożesz mi... - brakowało mi słów . - Już chcę żyć, ale po swojemu. Spojrzała na mnie dzikim wzrokiem. cdn....
  9. JARZEBINA

    BIESIADA

    WITAM BIESIADE SREBRNA AKACJO! ORZECH za wiersze i tez sie ciesze, ze jestes znowu z nami! :D JODELKO! Przed chwila zjadlam wieeelka pizze ale Twoj chlodnik truskawkowy jeszcze sie zmiesci, dziekuje. :D U mnie dzis troche popadalo i pogrzmialo , ale teraz jest znowu cieplutko. pozdrawiam i zycze milego dnia!
  10. JARZEBINA

    BIESIADA

    Wróciła do domu z czerwonymi oczami, nie mogła na siebie patrzeć. Miała ogromne wyrzuty, czuła się podle. Położyła się spać. Nazajutrz nie zadzwonił ani razu, żadnej wiadomości. Nic. Zrozumiała, że to nie może się tak skończyć, że jednak go kocha. Zadzwoniła kilka razy, lecz nie odbierał. Wreszcie nagrała się na automatyczną sekretarkę: "Przepraszam za wszystko, wczoraj tak szybko wyszedłeś, że nie zdążyłam Ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham". Oddzwonił po chwili, mówił, że jest w euforii, że muszą się spotkać. Umówili się w parku. Po chwili Aga siedziała już w tramwaju i co chwilę rozpromieniona czytała czułe sms-y. Postanowiła, że dzisiaj powie mu, żeby się do niej wprowadził.. Wysiadła, uśmiechnięta z tramwaju i udała się w stronę parku. Zauważyła go, z daleka i pomachała radośnie.. - Aga, nieeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!- krzyknął Jacek. Było już za późno, czerwony kabriolet z całej siły uderzył w dziewczynę, ciało bezwładnie osunęło się na maskę, jej lśniące kasztanowe włosy opadły na twarz, a po zwiewnej, niebieskiej sukience płynęły strużki krwi. Jacek dobiegł do niej, mocno ją pocałował, po czym rozpłakał się.
  11. JARZEBINA

    BIESIADA

    Wydawało jej się, że to z nim spędzi wieki. A gdy wracała do domu, głowa pękała od nadmiaru wątpliwości. Wtedy nie odpowiadała na telefony, czasem, gdy miała podły humor, nic ją nie obchodziło. A on świata poza nią nie widział. Gdy wyłączała telefon, to przychodził do domu. Gdy nie otwierała, nie jadł i nie pił, usychał ze zmartwień i tęsknoty. Oszalał na jej punkcie. Gdy przez tydzień nie dawała żadnego znaku życia, dostał szału. Nagrał jej dwadzieścia wiadomości na sekretarkę. A gdy otworzyła pocztę e-mail, w skrzynce widniało piętnaście listów. Szybko oddzwoniła i umówili się w kawiarni. - Agnieszko! Nareszcie! Dlaczego się nie odzywałaś? Martwiłem się. - Dlaczego robisz z tego taką sensację? Przecież świat się od tego nie zawali - powiedziała Aga. - Ja robię sensację? Po prostu nie zniosę dłużej tej niepewności, przecież... - Co? Myślałam, że jesteś cierpliwy, przecież wiesz, że ja potrzebuję czasu, boję się, że cię zranię, jeżeli to nie jest prawdziwe uczucie. - Już mnie ranisz. Przepraszam, Agnieszko, ale ja już dłużej tego nie wytrzymam. Codziennie ta niepewność. Czekanie, myślenie. Nadal nie wiem, czy mnie kochasz.. Ja potrzebuję prostej i jednoznacznej odpowiedzi, żadne "może" mnie nie satysfakcjonuje! Zrozum! Musimy coś postanowić. Czy chcesz ze mną być czy nie? Powiedz. - Bardzo mnie zawiodłeś. Myślałam, że poczekasz, dla mnie to nie jest takie proste, mówiłeś, że dasz mi czas. - Ale ile można czekać? Jesteśmy już razem dwa miesiące i nic oprócz spacerów nas nie łączy! Podjąłem decyzję. Jeśli nic do mnie nie czujesz, to nie ma sensu. Powiedz mi teraz: kochasz mnie? - Agnieszka nic nie odpowiedziała, zaczęła płakać. - Nie? Nie. Wiedziałem. Trudno, żegnaj Agnieszko. cdn....
  12. JARZEBINA

    BIESIADA

    Nareszcie zadzwonił, potem jeszcze raz, i jeszcze raz... Spotykali się coraz częściej, niemal codziennie. Choć Aga nadal miała wątpliwości, co do prawdziwości tego uczucia, dopiero teraz uświadomiła sobie, że to, czego najbardziej się bała, było jej najbardziej potrzebne. Czasem wieczorami myślała, że to jest jakaś bajka, sen, że niedługo za te piękne chwile będzie musiała czymś przypłacić. On wybijał jej to z głowy, niszczył wszystkie obawy, smakował jak gorzki lek a zarazem słodki cukierek, kochał ją nad życie, co było widać na odległość. Był cierpliwy, dodawał jej optymizmu, przy nim była uśmiechnięta, szczęśliwa, wprost promieniała. Czy coś mogło zniszczyć to piękne uczucie? Czasami nie miała ochoty na spotkania, nie chciała. Dlaczego? Miała wyrzuty sumienia, że angażuje się w coś, co nie jest prawdziwe. Wydawało jej się, że nigdy nie będzie mogła kogoś tak naprawdę pokochać i że przez to go rani. Nie chciała się wplątać w coś, z czego nie będzie potrafiła wyjść. To było tak jakby istniały dwie Agnieszki. Gdy byli razem, wszystkie jej wątpliwości zniknęly. cdn.....
  13. JARZEBINA

    BIESIADA

    A jednak poszła. Była bardzo ciekawa. Co będzie dalej? Czekał w kawiarni o umówionej godzinie, Agnieszka obserwowała go przez kawiarnianą szybę. - Jaki on przystojny. Wcześniej tego nie zauważyłam.- pomyślała. Weszła. - Witaj, Agnieszko - powiedział, całując ją w dłoń i z wielką delikatnością podając jej dwa tulipany.. Wtedy coś w niej drgnęło... Wiedziała, że on wie o jej słabości, a jednocześnie jest mężczyzną. To było bardzo fascynujące... Całe trzy godziny upłynęły im na rozmowie, podczas której ani przez moment się nie nudziła. Jacek, bo tak miał na imię, odprowadził bardzo roześmianą Agnieszkę do domu. Był piękny, ciepły, letni wieczór. Chyba najpiękniejszy w jej dotychczasowym życiu... Weszła uśmiechnięta do mieszkania, ściskając w dłoni tulipany. Włożyła je szybko do wazonu, po czym spojrzała w lustro. - Czy to dzieje się naprawdę? Czy ja zasługuję na miłość?? Dlaczego życie potrafi raz być takie okrutne, a zaraz potem tak łaskawe? Tej nocy nie mogła zasnąć, myślała, cały czas myślała. W końcu to jej pierwsza miłość. Miłość? Czy to można nazwać miłością? Może kolejne zauroczenie? cdn.....
  14. JARZEBINA

    BIESIADA

    Zakręciło jej się w głowie, wspomnienia wróciły, nie potrafiła powstrzymać łez, płakała w gabinecie psychologa jak dziecko. -Niech się pani uspokoi, przejdzie pani terapię, wyjdzie pani z tego, bez obaw... Wybiegła z płaczem na ulicę, była bardzo zdenerwowana. "Skąd oni wiedzieli, jak mogli..." - Myślała rozgorączkowana. Historyjka prosta jak drut: umiera ojciec, matka jako atrakcyjna kobieta żeni się ponownie, są bogaci, mają duży dom, Agnieszka ma pełne prawo do bycia szczęśliwą. Jednak, gdy ma 8 lat, ojczym pierwszy raz dziwnie ją przytula, potem to już staje się jego obsesją. Zdesperowana Agnieszka dopiero w wieku 13 lat mówi o wszystkim matce, ale ta nie wierzy. Jest zbulwersowana, że Aga mogła coś takiego wymyślić. Uderza ją w twarz. Dziewczyna nie wie, co ma robić, stara się jak najmniej przebywać w domu. Wreszcie, gdy Agnieszka ma 17 lat, jej ojczym umiera. Skończył się jej koszmar, jednak trauma pozostała. Aga ma zniszczone życie, stara się poukładać wszystko od nowa, jednak to nie takie proste. Uspokoiła się, może iść do kawiarni "Dolores". Ktoś za nią biegnie. O nie...To ten psycholog. Podał jej notes, właśnie wtedy ją poznajemy. No właśnie, oto cała jej historia. Całe jej życie, aż do dzisiaj.. Niektórym tak odległe, może niektórym tak bliskie. Co będzie dalej? Po powrocie do domu Agnieszka, jak co dzień, otworzyła swój notatnik. Nagle zauważyła, że na ostatniej stronie jest wpis o następującej treści: "wtorek, 24 października o 16:00, w kawiarni "Dolores" - Twój psycholog". - O, nie! Co on sobie wyobraża?? cdn.....
  15. JARZEBINA

    BIESIADA

    WITAM BIESIADE! JODELKO! SREBRNA AKACJO! a gdzie podzial sie ORZECH ? Witam Was w piekny sloneczny wtorek :D i zycze milego dnia! Opowiadanie....... Agnieszka -Halo, niech pani zaczeka! Tak, pani z blond włosami! Proszę się zatrzymać! Odwróciła się ze złością, bo już była mocno spóźniona.. -Czego ktoś znowu...- umilkła, gdy zobaczyła za sobą przystojnego, znajomego mężczyznę. -Przepraszam za zawracanie głowy, ale pani zostawiła coś u nas. Proszę- powiedział, podając jej granatowy notes. -Dziękuję...Bardzo dziękuję. To dla mnie bardzo ważna rzecz.. -Tak właśnie myślałem... Nie ma za co dziękować. Do zobaczenia! -Chyba w snach -mruknęła pod nosem, wkładając notes do torby, po czym przyspieszyła kroku. Zatrzymała się przed kawiarnią \"Dolores\". -Dziewczyny, przepraszam za spóźnienie, ale kolejka u lekarza się strasznie wydłużyła. Same wiecie... -Aga, nie przejmuj się, lepiej siadaj i posłuchaj, co się przydarzyło Kaśce. Agnieszka była bardzo piękną kobietą, nadawała się na modelkę a jednak wybrała studia psychologiczne. Wynajęła za własne pieniądze mieszkanie. Rok temu wyjechała do Francji na zbiór winogron i zarobiła trochę kasy. Zawsze świetnie potrafiła sama o siebie zadbać, była piękna i niezależna. Lubiana i uśmiechnięta, słowem: dusza towarzystwa. Pochodziła z dobrego domu, ale nigdy się nie wywyższała. Wydawałoby się, że jest idealna. A jednak miała pewien problem, z którego raczej nikomu się nie zwierzała. A mianowicie Aga miała już 24 lata, a jeszcze nigdy nie była w żadnym prawdziwym związku. Nie potrafiła znaleźć sobie mężczyzny... Każdy wydawał jej się nieodpowiedni. Czasami myślała, że to już ten, że nareszcie znalazła wymarzony ideał, ale po niedługim czasie coś się psuło, coś ją odpychało od faceta, który chciał ją pocałować czy przytulić. Zdarzało się, że miała dosyć widoku mężczyzn, ich spojrzeń, słów, nie mówiąc nawet o uściśnięciu dłoni czy poklepaniu po plecach. Zrozumiała, że coś jest z nią nie tak jak powinno. Bała się. Przeczuwała coś złego. Przemogła się jednak i poszła dziś rano do psychologa. Opowiedziała o wszystkim i usłyszała: -To, co przeżyła pani jako dziecko, tak silnie odbiło się w pani psychice, że skutki widać dzisiaj. cdn......
  16. JARZEBINA

    BIESIADA

    http://pl.youtube.com/watch?v=a0uI0cjns5g&feature=related
  17. JARZEBINA

    BIESIADA

    Miłość jest głęboką, istotną potrzebą człowieka, tęsknotą za uzupełnieniem swej egzystencji i nadaniem jej sensu. Ja miłość zaliczam do wartości uniwersalnych, takich jak prawda, dobro i piękno. Człowiek posiadający zdolność do miłości postrzega świat i ludzi „sercem”. Odbiera ciepło innych i dużo ciepła im okazuje. To w miłości najpełniej realizują się tkwiące w człowieku wartości. W miłości odnajduje osoba największą pełnię swego bytowania, obiektywnego istnienia. Przede wszystkim miłość umożliwia mi poznanie pełnej prawdy o człowieku, dochodzę do głębszego poznania człowieka.
  18. JARZEBINA

    BIESIADA

    WITAM BIESIADE! JODELKO dziekuje za bardzo ciekawe opowiadanie! Slowa piosenki \"tak niewiele trzeba nam, by od zycia cos dla siebie dac\"...... SREBRNA AKACJO! za pekne wiersze. Dziekujemy za pieknego kwiatka! Miłość to szansa na piękne życie Bez miłości życie jest szare i puste Miłość wszystko wybaczy Rozwiąże każdy problem Miłość to mój życiowy cel Który najtrudniej osiągnąć. Miłość – Chciałabym ją zatrzymać Uchronić przed złem Przed końcem Z każdą chwilą, jest jej coraz mniej Umiera – zostaję sama Wpatrzona w białą ścianę Zadaję sobie pytanie Dlaczego właśnie ja? Zamykam oczy i zasypiam Okryta osłoną nadziei Na lepsze jutro. Istnieje głęboka potrzeba miłości. Nie ma człowieka, który by nie pragnął kochać. Sęk w tym, że czasem przytrafia się miłość nieszczęśliwa ..... Oto zakochał się w niej, lecz bez wzajemności. Oto matka troszczy się o dziecko, a ono schodzi na manowce. Czy warto więc kochać? Warto! bo miłość to dobroć dla każdego człowieka i tęsknota za Bogiem jako wartością najwyższą. Nie tylko warto być dobrym, ale nawet należy, gdyż zła, które jest na świecie, nie pokonamy złem. Tego może dokonać tylko bezinteresowna miłość. Tylko ta wartość może uratować zautomatyzowany świat. Każdy jest swego rodzaju egoistą, ma materialne spojrzenie na świat, trudno jest dostrzec wartości duchowe w drugim człowieku i chyba dlatego ludziom jest tak potrzebna miłość, akceptacja którą od Boga otrzymują. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie.
  19. JARZEBINA

    BIESIADA

    W niedzielę rano........ W niedzielę rano świeciło słońce Jasne, promienne, prawie gorące. Krzewom i drzewom nabrzmiały pąki. Chmurki – baranki z niebieskiej łąki. Śmiały się do nas wiatrem pędzone Ponad dachami w nieznaną stronę. Dzwony w kościele biły radośnie. Szliśmy dziękować Bogu za wiosnę. autor nieznany.
  20. JARZEBINA

    BIESIADA

    Morze. Morze to ogromna woda , Z nad której wyjeżdżać szkoda. Morze to kolor zielony, Gdy wzburzone w granat przemieniony. Morze to słońce w wodzie zatopione I fale ogromne wzburzone. Morze to lęk z przyjemnością połączony, I w ustach smak wody słony. Gdy morze pierwszy raz zobaczyłam, To jego ogromu się przeraziłam. A gdy kompieli zakosztowałam, To w morzu się zakochałam. Wciąż chciałabym się w nim chlapać I ogromne fale łapać. Na plaży leniuchować, W grajdołku przed spiekotą się chować. Morze to na horyzoncie statek, Na brzegu tysiące dzieci i matek. Wszyscy radośni weseli O zmartwieniach zapomnieli. W kolorze brąz z nad morza wracamy, Wspomnienia na cały rok zabieramy. W zimie za morzem tęsknimy , A latem znów je odwiedzimy. Autor: Ula . Zycze milego wieczoru.
  21. JARZEBINA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO! JODELKO no niestety mam zepsuty zasilacz od naszego laptopka i jak tylko kupimy nowy zaraz sie pokaze. Zycze Wam moje Drzewka pieknego dnia i do zobaczenia......... mam nadzieje ze w krotce
  22. JARZEBINA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO! JODELKO no niestety mam zepsuty zasilacz od naszego laptopka :-( jak tylko kupimy nowy zaraz sie pokaze.Pisze z innego zeby Was powiadimic. Zycze Wam moje Drzewka pieknego dnia i do zobaczenia......... mam nadzieje, ze w krotce
  23. JARZEBINA

    BIESIADA

    JODELKO kochana z tego wszystkiego zapomnialam Ci podziekowac za opowiadanie o Marcie DZIEKUJE, mialam co czytac przy popoludniowej kawce!
  24. JARZEBINA

    BIESIADA

    WITAM BIESIADO! Drzewka kochane zycze Wam milego weekendu i do uslyszenia w niedziele wieczorem! Wiecej juz dzis nie napisze, zwalaja mnie te wscipskie pomaranczki z nog :-( pozdrawiam
  25. JARZEBINA

    BIESIADA

    W TYM CZASIE doktor Petito postanowił zwiększyć dawki sterydów do takich ilości, które podawać można tylko w szpitalu. Gdy mnie w nim zamknęli, robiłam wszystko, by nie tracić dobrego humoru i zachowywać się jak okaz zdrowia. Przywiozłam więc ze sobą kilka rzeczy poprawiających mi samopoczucie. Na przykład suknie balowe, bo szpitalną koszulę wkładałam tylko na chwilę, kiedy nie miałam innego wyjścia. Do sukni zakładałam koronę z przedwojennego konkursu piękności i wysokie szpilki. Korona rozjaśniła mi niejeden dzień. Rodzina pomagała mi zachować dobry humor. Gdy zapakowana do szpitalnego łóżka zaczynałam z wściekłości walić głową w mur, moja sióstra Kate odgrzebała moje przezwisko z dzieciństwa: Armatnia Kula. A kiedy już zupełnie traciłam kontrolę nad sobą, Kate podchodziła do kroplówki przy moim łóżku. - Czy to kabelek od telewizora? - pytała słodkim głosem i udawała, że go wyłącza. Szczytem kpin z choroby było z mojej strony powieszenie nad szpitalnym łóżkiem zdjęcia Kevorkiana - "doktora śmierć" - pomagającego umrzeć beznadziejnie chorym. Swoim lekarzom zapowiedziałam, że jeśli nie zacznie mi się poprawiać, wezwę na konsultację doktora Kevorkiana. Zapewniam wszystkich, że nie byłam tuzinkową pacjentką. Po powrocie do domu stałam się niewiarygodnie świadoma każdej mijającej chwili. Codziennie wypatrywałam wokół siebie cudów - i naprawdę je dostrzegałam. ZACZĘŁAM WIDYWAĆ się z Johnem Lambrosem. Miał wiele zalet: poczucie humoru, delikatność i urocze staroświeckie maniery - nie mówiąc o tym, że był atrakcyjnym mężczyzną. Ceniłam w nim to, że umiał patrzeć na moją chorobę z uśmiechem. Zauważył, że sporo czasu spędzam na podłodze łazienki, wstrząsana wymiotami po chemioterapii. Kupił mi więc w eleganckim sklepie łóżko dla psa, żebym nie zaziębiła się od zimnych płytek. Podziwiałam otwartość, z jaką traktował moją chorobę, nie chował głowy w piasek. W listopadzie 1996 roku spędziłam z nim cudowny weekend w Paryżu, a w pewną styczniową niedzielę rano usłyszałam jego propozycję. Mogłam ją odczytać jako prośbę o rękę, ale udałam, że nie rozumiem. On zaś wił się jak piskorz, unikając formalnych oświadczyn. Cały dzień przekomarzaliśmy się i bawiliśmy w słowne gierki. I w ten "zamaskowany" sposób podjęliśmy decyzję o ślubie. Przed poznaniem Johna żartowałam, że za mąż to ja wyjdę, może w maju, może w grudniu, może jutro po południu. Odkąd się w nim zakochałam, zmieniłam zdanie. A zakochałam się przede wszystkim z powodu jego charakteru. Poznał mnie, kiedy byłam w najgorszej formie i pokochał mnie całą, wraz z chorobą. Nie do wiary, ile człowiek potrafi zyskać, kiedy coś straci. Straciłam zdrowie, ale zyskałam miłość życia. Bycie z Johnem sprawia, że przepełnia mnie radość. Nie mogę uwierzyć własnemu szczęściu. Ślub wzięliśmy w kościele na Jamajce. Po powrocie do domu wydaliśmy przyjęcie dla rodziny. Zaprosiłam na nie także wszystkich lekarzy, którzy zajmowali się mną w tym strasznym roku. Wtedy, kiedy nie raz i nie dwa zaglądałam w przepastne oczy śmierci. TERAZ MOGĘ PRACOWAĆ najwyżej 4 dni w tygodniu, za dobrych czasów przed sarkoidozą potrafiłam tyrać od niedzieli do niedzieli. Przypuszczam, że choroba nigdy mnie nie opuści, jednak nauczyłam się z nią żyć. To ona przede wszystkim uświadomiła mi, że resztę sił pragnę przeznaczyć na życie godne i wartościowe. Dlatego zajmuję się tylko sprawami, które są dla mnie bardzo ważne, a poza tym zgłosiłam się do pomocy w pobliskim domu opieki. Mam uprawnienia do prowadzenia terapii zajęciowej. Gdy pensjonariusz interesuje się czymś konkretnym - książkami, muzyką, gotowaniem, malowaniem - zachęcam go do ich pogłębiania i w miarę mych umiejętności, pomagam je rozwijać. To doprawdy najsensowniejsze zajęcie, jakie w życiu miałam. Szczególnie związałam się z Helen Peters - czarującą, elegancką i piękną damą. Kiedyś pracowała w firmie prawniczej, nigdy nie wyszła za mąż, całe życie była niezależna. Po osiemdziesiątce zaczęły się jednak kłopoty zdrowotne, które zmusiły ją do przeniesienia się do domu opieki. Mimo to postawa życiowa Helen streszczała się w stwierdzeniu: "O rany! Dziewięćdziesiątka na karku, trzeba korzystać z każdej chwili!". - Wiesz co! Nigdy nie grałam w koszykówkę, chciałabym spróbować - zwierzyła mi się kiedyś Helen. Wywiozłam więc ją na boisko. Starsza pani rzucała piłką do kosza z wózka inwalidzkiego. Lubiła też bardzo malarstwo, ale nigdy nie próbowała malować, więc w domu opieki wzięła do ręki pędzel. Po latach pracy u prawnika pozostał jej sentyment do kryminałów w stylu Johna Grishama. Czytałam je dla niej na głos. Założyłyśmy swój mały, dwuosobowy klub czytelniczy. Helen wywarła na mnie wielki wpływ. Ona nie pytała: Czy to wypada w moim wieku? Wolała się zastanawiać, czy aby trafi jej się taka następna okazja. Spytałam ją kiedyś, skąd ma tyle energii. Odpowiedziała mi: - Kiedy powiesz sobie, że jesteś przygotowana do śmierci, stwierdzasz, że nareszcie wiesz, jak żyć. Bardzo lubię obserwować, jak w domu opieki ujawnia się prawdziwy charakter człowieka. Może to poczucie zbliżania się do kresu drogi pozwala odrzucić wszelkie udawanie i zahamowania, i po prostu można być sobą. U schyłku życia człowiek staje się sobą. Chyba nauczyłam się tego, grając w kotka i myszkę ze śmiercią.
×