JARZEBINA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez JARZEBINA
-
Naprawdę szczęśliwy jest ten, kto wie, że swojego szczęścia nie zawdzięcza jedynie szczęściu. - Władysław Tatarkiweicz - Pozdrawiam
-
Przyjaźń, w przeciwieństwie do miłości, może odnawiać się bez końca. Trafiając na odpowiedni grunt, to uczucie zawsze odżywa. Ale trzeba troszczyć się o nią jak o rzadką roślinę, wzbogacając ją wspólnymi przeżyciami. Trzeba czasu i cierpliwego podlewania, aby wyrosła na drzewo, którego nie można już wyrwać. - Faubien Gruhier -
-
W LISTOPADZIE, pewnego chłodnego, deszczowego poranka, na Wyspie Księcia Edwarda na wschodzie Kanady, 32-letni Wade MacKinnon założył na siebie swój nieprzemakalny strój do polowania na kaczki. Był leśniczym, mieszkał wraz z żoną i trojgiem dzieci w Mermaid, małej osadzie niedaleko na wschód od Charlottetown. Tym razem, zamiast jechać do ujścia rzeki, gdzie polował, postanowił udać się nad Mermaid Lake, czyli Jezioro Syreny, trzy kilometry od domu. Zostawił wóz terenowy i ruszył pieszo. Doszedł do otaczających dziesięciohektarowe jezioro bagien, na których rosły żurawiny. W krzakach, tuż nad wodą coś zatrzepotało. Zaciekawiony podszedł bliżej i ujrzał srebrzysty, zaplątany w gałęziach niskiego krzaku wawrzynu, balonik. Kiedy odplątał sznurek, znalazł przywiązany do niego, nasiąknięty wodą kawałek papieru owinięty plastikiem. W domu MacKinnon ostrożnie wyjął mokrą karteczkę, żeby ją wysuszyć. Gdy jego żona, Donna, wróciła do domu, pokazał jej balon wraz z notatką. - Spójrz na to - powiedział. A ona, zaintrygowana, zaczęła czytać: - 8 listopada 1993 roku. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, tatusiu... Na końcu podany był adres w Live Oak, w stanie Kalifornia. - Jest dopiero 12 listopada - wykrzyknął Wadę. - Ten balon przebył prawie 5 tysięcy kilometrów w ciągu czterech dni! - Popatrz! - powiedziała Donna, odwracając balon. - Jest tu mała syrenka, a balonik wylądował nad Jeziorem Syreny. - Musimy napisać do Desiree - postanowił Wade. - Może zostaliśmy wybrani, żeby pomóc tej małej. Zauważył jednak, że żona niezupełnie podziela jego zdanie. Ze łzami w oczach Donna cofnęła się, wypuszczając z rąk balon. - Takie małe dziecko, a już przeżywa śmierć kogoś bliskiego. To straszne - powiedziała. Wade postanowił trochę odczekać. Karteczkę schował do szuflady, a balon, nadal unoszący się w powietrzu, przywiązał do poręczy balkonu. Widok dziwnie drażnił Donnę, toteż kilka dni później schowała balon. Mijały tygodnie, a Donna zorientowała się, że coraz częściej myśli o balonie. Przeleciał nad Górami Skalistymi i nad Wielkimi Jeziorami. Jeszcze kilka kilometrów, a wylądowałby w oceanie. Tymczasem zatrzymał się tu, nad Jeziorem Syreny. Trójka naszych dzieci ma szczęście - pomyślała Donna. - Mają dwoje zdrowych rodziców. Wyobraziła sobie, jak czułaby się ich prawie dwuletnia córeczka, Hailey, gdyby śmierć zabrała Wade'a. Następnego ranka powiedziała: - Masz rację. Nie bez powodu ten balon znalazł się u nas. Musimy spróbować pomóc Desiree. W KSIĘGARNI w Charlottetown Donna MacKinnon kupiła bajkę o małej syrence, a kilka dni później, tuż po Bożym Narodzeniu, Wade przyniósł do domu specjalną kartkę z napisem: "Kochana Córeczko! Moc najlepszych życzeń z okazji urodzin!". Któregoś dnia rano Donna napisała list do Desiree. Kiedy skończyła, dołączyła go do kartki urodzinowej i wysłała razem z książką. Było to 3 stycznia 1994 roku. PIĄTE URODZINY Desiree, uczczę małym przyjęciem 9 stycznia, minęły, spokojnie. Od czasu, gdy dziewczynka wysłała do taty balon, codziennie pytała matkę, czy sądzi, że tata już dostał stał jej balonik. Po przyjęciu urodzinowym przestała zadawać to pytanie. Późnym popołudniem 19 stycznia! do domu Trish nadeszła przesyłka od państwa MacKinnon. Rhonda z córeczką mieszkały już znowu w Yuba City, więc Trish postanowiła doręczyć im paczuszkę następnego dnia. Jednak kiedy siedziała tamtego wieczoru przed telewizorem, nie wała jej spokoju myśl, dlaczego paczka dla Desiree została wysłana na jej adres. Rozerwała opakownie i w środku znalazła kartkę z życzeniami. "Kochana Córeczko..." Serce zaczęło jej walić jak szalone. Boże drogi, pomyślała i sięgnęła po słuchawkę. Choć minęła już północ, czuła, że musi zadzwonić do córki. KIEDY z oczami zaczerwienionymi od płaczu, zatrzymała się przy domu Rhondy następnego dnia rano, jej córka i wnuczka już nie spały. Usiadły na kanapie. - To dla ciebie, kochanie - powiedziała Trish, podając dziewczynce paczuszkę. - Od tatusia. - Wiem - odparła rzeczowo Desiree. - Proszę, przeczytaj mi to. - Wszystkiego najlepszego od tatusia - zaczęła Trish. - Pewnie się zastanawiasz, kim jesteśmy. A więc wszystko zaczęło się w listopadzie, kiedy mój mąż, Wade, poszedł polować na kaczki. I wiesz, co znalazł? Balonik z syrenką, który wysłałaś swojemu tatusiowi... - Trish przerwała na chwile. Po policzku Desiree zaczęła powoli spływać łza. - W niebie nie ma sklepów, więc tatuś chciał, żeby ktoś inny kupił ci prezent. Nas wybrał chyba, dlatego że mieszkamy blisko Jeziora Syreny - Trish czytała dalej list do wnuczki. - Wiem, że twój tatuś chciałby, żebyś była wesoła, a nie smutna. Wiem też, że bardzo cię kocha i że zawsze będzie się tobą opiekował. Pozdrawiamy cię najserdeczniej, Donna i Wadę MacKinnon. Skończyła czytać i spojrzała na Desiree. - Wiedziałam, że tatuś nigdy nie mógłby o mnie zapomnieć - powiedziała dziewczynka. Ocierając łzy, Trish przytuliła do siebie wnuczkę i zaczęła jej czytać książeczkę, którą przysłali państwo MacKinnon. Opowiadanie to różniło się od wersji, którą Ken czytał niegdyś swojej córeczce i w której mała syrenka żyje długo i szczęśliwie u boku przystojnego księcia. W nowej wersji mała syrenka umiera, ponieważ zła czarownica pozbawia ją rybiego ogona. Zabierają ją ze sobą trzy anioły. Trish obawiała się, że takie zakończenie zasmuci jej wnuczkę. Tymczasem Desiree z zachwytu aż przyłożyła dłonie do policzków. - Ona poszła do nieba! - zawołali - To dlatego tatuś przysłał mi książkę. Mała syrenka poszła do nieba, tak jak on! W POŁOWIE lutego państwo MacKinnon otrzymali list od Rhondy: "19 stycznia, w dniu, w którym nadeszła od Państwa przesyłka, spełniło się marzenie mojej córeczki". W ciągu następnych tygodni państwo MacKinnon często rozmawiali przez telefon z Desiree i jej mamą, a w marcu Rhonda, Trish i Desiree wybrały się samolotem na Wyspę Księcia Edwarda. Kiedy te dwie rodziny szły przez zasypany głębokim śniegiem las w kierunku jeziora, żeby zobaczyć miejsce, w którym Wade znalazł balon, Rhonda i Desiree milczały. Tak jakby Ken był z nimi. Teraz, gdy tylko Desiree chce pomówić o tacie, dzwoni do państwa MacKinnon. Nic nie przynosi jej takiej ulgi jak te rozmowy. - Wszyscy dziwią się, co to za zbieg okoliczności, że nasz balonik z syrenką dotarł tak daleko i wylądował właśnie przy Jeziorze Syreny - mówi Rhonda. - Ale my wierzymy, że to Ken wybrał państwa MacKinnon, by za ich pośrednictwem powiedzieć Desiree jak bardzo ją kocha i że zawsze będzie przy niej. I ona to teraz rozumie.
-
Dzien dobry BIESIADO Witam i zostawiam Wam opowiadanie do poczytania przy kawce :D Cud na d jeziorem Syreny....... To prawdziwa córeczka tatusia - mawiała często Rhonda, a oczy Kena jaśniały wtedy dumą. Ojciec i córka byli nierozłączni - razem odbywali wędrówki piesze i przejażdżki samochodem terenowym, razem też chodzili nad rzekę Feather łowić okonie i łososie. Zamiast pogodzić się stopniowo z brakiem ojca, Desiree absolutnie odrzucała myśl o jego śmierci. - Tatuś niedługo wróci - mówiła często matce. - Jest w pracy. Bawiąc się swoim dziecinnym telefonem, udawała, że z nim rozmawia. - Tęsknię za tobą, tatusiu. Kiedy wrócisz? Zaraz po śmierci Kena, Rhonda przeniosła się do domu swojej matki w niedaleko położonej miejscowości, Live Oak. Od pogrzebu minęło siedem tygodni, a Desiree wciąż była nieutulona w żalu. - Nie wiem już, co robić - skarżyła się Rhonda swojej 47-letniej matce, Trish Moore, z zawodu pielęgniarce. Pewnego wieczora siedziały we na dworze, patrząc na gwiazdy Doliną Sacramento. - Popatrz tam, Desiree - ba wskazała na błyszczący punkcik w bliżu horyzontu. - To twój tatuś świeci z nieba. Gdy niedługo po tym Rhonda obudziła się pewnego razu w środku nocy, zastała swoją córeczkę siedzącą w piżamie na progu i z płaczem wypatrującą gwiazdy tatusia. Nie pomogły nawet dwie wizyty u psychologa. Próbując już wszystkiego, Trish zaprowadziła Desiree na grób Kena w nadziei, że to pomoże dziecku pogodzić się z jego odejściem. Dziewczynka położyła głowę na płycie nagrobnej i powiedziała: - Może uda mi się usłyszeć, jak tatuś do mnie mówi. Innym znów razem, gdy przed snem Rhonda otulała Desiree kołdrą, dziewczynka oświadczyła: - Chcę umrzeć, mamusiu, bo wtedy będę mogła być z tatusiem. Boże mój - pomyślała z przerażeniem Rhonda - co ja mam robić? 8 listopada 1993 przypadały dwudzieste dziewiąte urodziny Kena. - Jak mam mu wysłać życzenia? spytała babcię Desiree. - A może przy wiążemy list do balonu? - zaproponowała Trish - I wyślemy do nieba? Dziewczynka rozpromieniła się. W trójkę wybrały się na cmentarz. Po drodze stanęły przy sklepie. - Pomóż mamusi wybrać balon - poleciła babci Desiree. Stojąc przy półce, przy której unosiło się kilkadziesiąt srebrzystych balonów, dziewczynka natychmiast podjęła decyzję: ,.Ten\". Ozdobny napis \"Najlepsze Życzenia urodzinowe\" znajdował się tuż nad rysunkiem małej syrenki z filmu Disneya. Desiree często oglądała filmy wideo razem z ojcem. Desiree podyktowała list. - Niech tam będzie: Wszystkiego najlepszego, tatusiu. Kocham cię i tęsknię - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Mam nadzieję, że to przeczytasz i napiszesz do mnie na moje urodziny w styczniu. Trish napisała to wraz z adresem na małej karteczce, którą owinęła w plastikową folię i doczepiła do sznurka przy balonie. W końcu Desiree puściła balon, który uniósł się w powietrze. Prawie godzinę obserwowały, jak lśniąca, srebrzysta plamka robi się coraz mniejsza. - No, dobrze - powiedziała wreszcie Trish. - Czas wracać do domu. Wraz z Rhondą zaczęły już pomału oddalać się od grobu Kena, gdy nagle usłyszały pełen przejęcia głos Desiree. - Widziałyście? Tatuś wyciągnął po niego rękę. Balon, jeszcze przed chwilą widoczny, zniknął. - Teraz tatuś mi odpisze - stwierdziła Desiree, mijając mamę i babcię w drodze do samochodu. cdn.....
-
Codziennie należy przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, posłuchać lekkiej piosenki lub porozmawićc serdecznie z przyjacielem. Posluchalam \" Tu jest twoje miejsce\" ....... uwielbiam te piosenke Dobranic Biesiado , do jutra moje kochane drzewka
-
Piekne opowiadanie, dziekuje JODELKO
-
Dobry wieczor BIESIADO GRABKU JODELKO ORZECHdziekuje za piekne wiersze i opowiadaniezaraz poczytam, tylko najpierw chce sie zameldowac , bo cos nie mam dzis szczescia, nie moglam wejsc na Biesiade ale na szczescie juz ok! ide poczytac opowiadanie JODELKI.
-
JODELKO! golabek puka w Twoje okienko:D Dobranoc kochane drzewka!
-
SEN MIŁOSZA Wokół chaty rozpościera się ostra zieleń. Stara osika drży oblana przez deszcze. Czaple przemierzą brzegi bajorka. Kwiaty zamknęły już swe dzbanki. Łąka pachnie nocnym snem. Na niebie gwiazdy migają, księżyc wypina swe białe czoło. Miłosz spał przytulony do swej ukochanej poduszki. Jednak nagle poczuł chłód przenikający jego zniekształcone ciało. Otworzył skośne oczy i ujrzał coś w rodzaju biało-czarnej zjawy. Chłopak złapał tyle powietrza, ile zmieściły jego płuca i schował się pod kołdrę. Nagle usłyszał głos, który z dziwnym oddźwiękiem mówił do niego, próbując nawiązać kontakt. - Otwórz oczy - usłyszał. - Kim jesteś? – spytał chłopak - czego chcesz? – dodał po chwili - Jestem twoim ojcem, przyszedłem po Ciebie. Tam dokąd Cię zabiorę będzie dużo dzieci takich jak ty. Już nigdy nie zaznasz przykrości - powiedział duch i chwycił przestraszonego młodzieńca za rękę. Miłosz nie czuł własnego ciała. Widział tylko blask światła i czuł kogoś coś trzymającego go za rękę. Nagle zakręciło mu się w głowie. Zamknął oczy. Gdy je otworzył – ujrzał miejsce, które nawet nigdy mu się nie śniło. Teraz wiedział, że naprawdę znalazł się w domu ojca. Był szczęśliwy. Pierwszy raz w swoim życiu. Miłosz zrozumiał, że jego życie zawsze było pełne goryczy, pełne łez i poniżenia. Czuł, że teraz będzie inaczej. Autor: Jarosław Krzyziński
-
Minęło sporo czasu zanim rudzielec zdecydował, o czym będzie skrawek jego poezji. Pisał .... o czym myślał najczęściej. A myślał o matce ... ,,JESTEŚ WE ŚNIE” Jesteś! Widzę cię w sowich myślach Słyszę twój ciepły głos Którego usłyszeć nie mogę Jesteś! Zostań w moich snach I marzeniach spełnionych. Które spełnić się Nie mogą Jesteś. Ciepło twych dłoni ogarnia Mnie radością. Wzrok twój W mych oczach utkwiony Patrzy na mnie, choć dostrzec Mnie nie może Kocham Cię Mamo Gdy Miłosz przeczytał swój wiersz, zrobiło mu się przykro i zaczął ślinić się bardziej niż zwykle. Zamknąwszy oczy chłopak płynął od świtu do ciszy, od mroku do szelestu bezimiennych słow. Przez kilka minut tkwił między snem a euforią. Czuł, że stworzył słowa, które pozwoliły mu płakać. Dzięki nim odnalazł prawdę. Tak. Miłosz był sam jak palec. cdn.....
-
Tak. Już piętnasty raz Miłosz odczuwa jesień. Nigdy nie lubił tej pory roku, ponieważ kojarzyła mu się ze złością, smutkiem czy brakiem ochoty do normalnej, ludzkiej egzystencji. Chłopiec nigdy nie bawił się złotymi liśćmi, które tracąc życie opadały na ziemię tworząc puszysty dywan, w którym większość dzieci tak lubiła się tarzać. Czasem rudzielec z Zespołem Downa patrzył przez okno na dziwaczne psikusy normalnych ,w jego mniemaniu, dzieciaków i ze łzami w nienaturalnie skośnych oczach szedł do łóżka, gdzie z całych sił przytulał swą ukochaną poduszkę. Miłosz był mądrym chłopcem jak na piętnastolatka z trisomią chromosomu 21. Jednak nie mógł rozwijać się, poznawać świata oraz zaznać szczęścia czy choćby kłopotów dnia codziennego. Zamknięty w czterech ścianach chłopak egzystował bez świadomości swego istnienia. PIERWSZE POWAŻE OSIĄGNIĘCIE Mijał czas. Kolejne dni kamienowały życie Miłosza swoją bezlitosną rutyną. Już nawet te zbrukane cudzą krwią komary opuściły jego duszny pokój. Został mu tylko wybrakowany pies, który nie odróżniał swojej miski od doniczki z nasturcjami, które to Pelagia kochała bardziej od swego syna. Kolejny raz Miłosz dochodził do wniosku, że świat jest piękny tylko wtedy, gdy jest nierealny a śmierć czasem jest ważniejsza niż życie, bo dzięki niej jesteśmy bliżej Boga. Któregoś dnia chłopak znudzony swoim życiem przypomniał sobie starą książkę, którą znalazł na strychu zeszłego lata. Znów wczytał się w wiersze. ... i ... sięgnął po papier cdn......
-
WŁASNY ŚWIAT MIŁOSZA Nadeszła noc. Życie zasnęło w kolebce gwiazd. Trawy pokrył biały, mglisty i wilgotny koc. Nawet pod kopułą nieba życie zmrużyło powieki. Matka Natura uśpiła swe dzieci. Alejkami parku kroczył człowiek – DZIECKO GORSZEGO BOGA. On nigdy nie zmruża swych błogich powiek. Noc – największa trwoga. W jego świecie ciemność zwie się światłem. On ginie odrzucony w otchłań szarości. W jego świecie nie ma miłości, smutek trapi serce. Czuć jedynie zapach maciejki napełnionej smakiem nocy. Taki los zesłało mu przeznaczenie. Będzie sam we własnym świecie, bo on jest jego światłem. KOLEJNY ETAP ŻYCIA Mijało lato. Ciepłe, słoneczne dni stawały się obłudną ciemnością. Smętne cienie snów Miłosza umykały między konarami drzew. One też czuły chłód wrześniowych poranków. Z dnia na dzień coraz bardziej żal ściskał mu serce, gdy widział, że dzień spotkał się z nocą. Została mu tylko poduszka, na którą, z przymrużeniem oka, kładzie się, aby wylać ostanie łzy wspomnień. Miłosz znów popada w monotonię czasu jesieni. cdn.....
-
Kochane Drzewka!witam wieczorkiem! JODELKO, my tez CIEBIE uwielbiamy :D a intruza no coz..... mam nadzieje, ze sie znudzi i przestanie nam mieszac na Biesiadzie! Opowiadanie RODZINA AUGUSTYNKÓW Daleko stąd, przy drugim końcu świata. W odległej krainie zapomnienia gdzie tylko diabeł mówi dobranoc żyła kobieta z dwójką swoich synów. Starszy z nich – Ernest był wysokim, postawnym mężczyzną o krótko ściętych blond włosach i lazurowym spojrzeniu. Chłopak ciężko pracując zapewniał utrzymanie swojej matce Pelagii oraz młodszemu bratu – Miłoszowi, który od momentu urodzenia, a może i nawet od momentu poczęcia, cierpiał na nieuleczalną chorobę. Miłosz, mający może piętnaście lat, przez całe swoje życie nie wychodził z domu, ponieważ matka wstydziła się jego rudych włosów, nienaturalnie skośnych oczu oraz wiecznie oślinionych warg. To właśnie były objawy choroby Miłosza. Tuż po jego przyjściu na świat, matka usłyszała ,,wyrok”. Trisomia chromosomu 21, czyli po prostu Zespół Downa. W rodzinie Augustynków mniej więcej od piętnastu lat panował smutek, żal i nienawiść do całego świata. Ani matka, ani Ernest nie potrafili zrozumieć dlaczego na nich spadło takie nieszczęście. Czasem sięgali pamięcią do czasów, kiedy jeszcze nie było Miłosza, a Pelagia pełna euforii mogła obserwować zabawy Ernesta ze swoim ojcem, który zginął kilka dni po narodzinach rudzielca. A była to śmierć nie tyle tragiczna, co bohaterska, gdyż Julian – ojciec Ernesta i Miłosza został przygnieciony głazem w kopalni węgla kamiennego w chwili, gdy ratował życie swojego kolegi. Była to chwila, która nigdy nie umknie z pamięci uratowanego mężczyzny. Przez całe życie będzie on miał przed oczyma moment, w którym Julian odpycha go z całej siły, a sam wpada pod olbrzymich rozmiarów kamień spadający, z korytarza drążonego nad ich głowami. cdn.....
-
Powyższy problem został już nieraz poruszony w literaturze- czy o ludziach można mówić jako o istotach dobrych?. Niezwykle wyraźnie temat ten został ukazany w „Opowiadaniach” Tadeusza Borowskiego. Widzimy tutaj obraz ludzi w brutalny sposób zniszczonych przez otoczenie, którzy w obliczu wojny, obozu, nieludzkich warunków zatracili swoje człowieczeństwo. W ciągu krótkiego czasu, człowiek jest w stanie zmienić się nie do poznania. W obozach koncentracyjnych przedstawionych przez Borowskiego, jeden działa przeciwko drugiemu... a zlagrowany człowiek zatraciwszy wszystkie dotychczasowe wartości, cały kodeks moralny, dekalog, w drugim widzi już tylko przeciwnika, kosztem którego być może uda mu się dłużej pożyć, gdy na przeżycie nie ma już praktycznie szans. Wniosek nasuwa się jeden- mianowicie: w obliczu zagrożenia życia, nieopisanego cierpienia- zarówno fizycznego, jak i psychicznego- męk, człowiek przestaje myśleć w sposób logiczny, zaczyna się zachowywać jak zwierzę w drugim człowieku nie widzi żywej istoty ludzkiej, lecz rywala, którego trzeba zlikwidować , choćby najbrutalniejszymi sposobami. W opowiadaniach Borowskiego zostaje ukazany schemat, hierarchia w obozie, gdzie nie ma miejsca wygrania „silniejszego”. I choć tak naprawdę wszyscy skazani są na męki, wszyscy pozbawieni zostali godności, wszyscy są poniżeni, więźniowie i tak między sobą wzajemnie siebie nawzajem niszczą. Podobny obraz utraty człowieczeństwa został ukazany w „Medalionach” Zofii Nałkowskiej. Rzeczywistość, w której jeden jest w stanie chociażby zabić swojego ”przyjaciela” , bliźniego, aby ocalić siebie, swoje życie. Obydwa przywołane powyżej utwory są specyficznym przykładem wyniszczenia siebie nawzajem, ponieważ tak naprawdę psychika większości z nas nie jest w stanie pozostać „czułą” na cierpienie innych w tak brutalnych nieludzkich warunkach. Jednak zarówno w „Medalionach”, jak i w „Opowiadaniach” Borowskiego widzimy obraz ludzkiego „kanibalizmu”, jaki przedstawili sobą Niemcy- faszyści. Tutaj niema już żadnego usprawiedliwienia, gdyż przemocy, tak wysokiej brutalności wobec innych ludzi, jaką oni właśnie się posługiwali, nie da się niczym wytłumaczyć. Strasznym faktem jest nienawiści, jaką zionie jeden do drugiego... A jeszcze straszniejsze jest, gdy sobie pomyślimy, że ludzie, którzy przecież na co dzień razem żyją, przebywają i którzy jakby na to nie patrzeć, powinni sobie pomagać, tak bardzo się ranią, utrudniają sobie tak trudne przecież życie, stają się przyczyną swojego cierpienia, bólu...”To ludzie ludziom zgotowali ten los” – ciągły rozwój, postęp zmienia rzeczywistość, nowe wyzwania, problemy, a przecież tak „łatwo”(!) jest ot, tak po prostu „zlikwidować”, zniszczyć drugiego człowieka.... Najlepiej jest pójść na „łatwiznę”..... Kolejnym przykładem lektury, w której przedstawiony został proces metamorfozy człowieka może być „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza. Choć książka zupełnie inna, z zupełnie inną sytuacją, także przedstawia obraz człowieka stawiającego sobie istotne pytanie; ’Czy jesteśmy ludźmi dobrymi?! Czy ja jestem dobry?! Ksiądz Robak, w momencie popełnienia zbrodni, nie do końca świadomy był swojego czynu. Czy zadziała pod wpływem chwili czy też od dawna planował swój zamiar?! To wiedział zapewne tylko on sam, jednak świadomy zła, które popełnił , męczony wyrzutami sumienia nie pozwalającymi mu spokojnie egzystować, postanawia przyjąć na siebie ciężar grzechu, pokutować, zmienia stopniowo siebie, swoje życie i tak bardzo pragnie stać się lepszym człowiekiem. Wydaje mi się, że wielu z nas, pozornych ludzi, tak naprawdę w głębi serca jest dobrych. To świat, bolesna tak często rzeczywistość tak na nas działa, odbiera nam rozum, serce... i dopiero po pewnym czasie zaczynamy tak wiele rzeczy rozumieć, chcemy cofnąć czas, naprawić.... ale wtedy już jest za późno.... W podobnej sytuacji, myślę był Roskolnikow ze „Zbrodni i kary” F. Dostojewskiego, który również boleśnie przeżywa zbrodnię, której dokonał na drugim człowieku. Ciągłe wyrzuty sumienia nie dają mu żyć... Myślę, że tak naprawdę, w rzeczywistości nikt nie jest idealny, każdy popełnia błędy. Różnica polega jednak na tym, że jedni z nas potrafią to dostrzec, pragną się nieustannie ulepszać i uczyć się na tych właśnie błędach inni natomiast pozostają do końca w nieświadomości zła, w którym trwają nadal. Każdy człowiek ma „właściwości” altruistyczne, ma potrzebę miłości, jednak nie każdy umie czy chce to wykorzystać. A to, czy będziemy dobrymi czy złymi, zależy przecież tylko i wyłącznie od nas samych......
-
Czy my jestesmy ludzie dobrzy.......... Od zarania dziejów, jak świat światem, ludzie zastanawiali się nad sensem ludzkiej egzystencji. Człowiek jako jednostka nieidealna, nieustannie targana przez wewnętrzne rozterki, istota, w której trwa walka sprzeczności od dnia narodzin aż po samą śmierć, każdego dnia narażony jest na wpływ otoczenia i niestety- nie zawsze potrafi odróżnić dobro od zła. Człowiek jest tylko człowiekiem, a jego psychika to skomplikowany mechanizm, stale ulegający najróżniejszym metamorfozom, rozwojowi, przemianom. Od nas samych tylko zależy, jaką wybierzemy drogę. I chociaż świat, Rzeczywistość ciągle się zmienia, z roku na rok, z epoki na epokę.... Zmieniają się idee, marzenia cele, ideały, lecz ludzie pozostają tacy sami... To ludzie zmagający się z samymi sobą, poszukujący wartości, sensu życia, tej właściwej drogi. Od wieków już ludzie stawiają sobie pytanie, czy „sposób w jaki żyją można nazwać godnym?”, „czy jestem dobrym człowiekiem? Czy inni mogą tak o mnie powiedzieć?” ... Specyfika i mechanizm życia stawiają przed człowiekiem masę wyrzeczeń, kompromisów, dylematów. I choć wydaje mi się, że każdy człowiek rodzi się dobry, stworzony do szlachetnych czynów, tak często zmienia się on z dnia na dzień, pod wpływem tak wielu sytuacji, ludzi, otoczenia.... Każdy z nas rodzi się z szansą przeżycia życia w sposób godny, przemyślany, szlachetny, jednak nie każdy umie tę szansę w pełni wykorzystać. „Czy my jesteśmy ludzie dobrzy?” Myślę, że to świat daje nam tak często ”popalić” ,tak często stajemy sami „twarzą w twarz” z zagrożeniem, często nie potrafimy odnaleźć samych siebie w rzeczywistości, czujemy się osaczeni, zagrożeni, w wyniku czego odzywa się nasz instynkt, walczymy o przetrwanie, budujemy nasze szczęście kosztem innych ludzi- jakby na to nie patrzeć naszych bliźnich.... cdn.....
-
Witam BIESIADO! Szlachetny wielkie sobie stawia cele, prostak ku małym zdąża. Konfucjusz.... Wielka ksiega madrosci.(czlowiek i swiat) Witaj GRABKU :D dziekuje za piekny wiersz. JODELKO! Wstawaj szkoda dnia :D
-
Pomaranczo mialam ignorowac takie wpisy ale dla spokoju powiem Ci ,ze mam czas na wszystko : na gary, na komputer i ............nie zycze sobie takich uwag, jezeli szukasz przyjaciol a nie mozesz znalesc to nie tedy droga, przykro mi bardzo. Pozdrawiam Was kochane Drzewka i zycze milego wieczoru!
-
Kto stworzył te cuda? Kto wyrzeźbił góry, pagórki, doliny kto napełnił rzeki, rozlał oceany podzielił świat cały na różne krainy stworzył wszystko co żyje, to co podziwiamy? Kto ziemię stworzył kulą, która się obraca od początku świata się nie zatrzymała sprawił, że swoim ruchem ludziom czas wyznacza kto był takim mistrzem tego arcydzieła? Roślinność podzielił między stepy, lasy, gaje te co oddane człowiekowi co mu pomagają, i te splątane lianami busze niezdobyte gdzie wilgoć i gorąc – oddech zapierają. Wiatry też mianował na złe i wiatry łagodne dobre pasaty, zefiry – które ochładzają i te złe rozhukane tornada, orkany, bo co człowiek stworzy to mu rozburzają. Ptaki też poznaczył, bo każdy inny, inaczej śpiewa na innym drzewie siada, inaczej jest ubarwiony w innej krainie swe gniazda zakłada kto taki świat stworzył, tak uporządkowany? A ludzie – miliony twarzy, każda nie ta sama skąd Mistrz wziął tyle modeli by się nie powtórzyć natrudził się – bo człowiek to istota piękna, doskonała chociaż był Bogiem – musiał cudu użyć. Nikt tego nie zrozumiał, zrozumieć nie zdoła, więc przed takim Stwórcą pochylajmy czoła.
-
a tak na marginesie to co dzieje sie u naszego kochanego WIAZKA, czyzby tak bardzo zajeta byla ,ze nie moze do nas chociaz pomachac? :D WIAZKU brakuje nam Ciebie!
-
JODELKO kochana masz racje musimy glaskac te nasze stare laptopiki i mowic , ze sa najlepsze :D Wiesz przypomnialao mi sie powiedzenie \" starych drzew sie nie przesadza\" doszlam do wniosku, ze Jarzebina ma juz troche lat i niech spokojnie sobie dalej rosnie :D bez zbednych stresow:D
-
Witam BIESIADO! JODELKO! GRABKU ORZECH juz jestem z Wami , pisze ze starego laptopka, bo ten ktory dostalam od Corki nie opanowany jeszcze przeze mnie, przecie ja nie informatyk a moja Corcia chcialaby abym juz wszytko wiedziala i pojela wszystko w jednym dniu :-( no coz nie ta glowa juz :D . Nawet mi sie rymnelo :D Narazie bede dalej pisala ze starego to bedzie pewniejsze. Dziekuje za piekne opowiadanie, wiersze i piosenki
-
Jak to dobrze , sercu miło mieć przyjaciół w świecie słowa każdy z nas z otwartym sercem rękę szczerą zechce podać... Jesteś jedyna w chwilach złych pięknem poezji głaszczesz łzy a w dłoniach trzymasz garść promieni życie w Twych wierszach tęczą się mieni oddajesz siebie , swe marzenia odkrywasz słowem sens istnienia i jakże wielka miłość Twa do ludzi, Świata, życia dar Droga kochana Przyjaciółko jesteś od dawna dobrą wróżką czarowną różdżką pióra ręki odsuwasz od nas serc udręki Przepłynę morza, oceany uchwycę skrzydła ptaków w locie u drzwi Twych stanę ze łzą w dłoni by Ci powiedzieć -już nie boli lecz teraz słowo me pisane niech księżyc weźmie dziś na świadka i niech z gwiazdami wpłynie miękko otuli serce Twoje prędko i wirtualnie Cię przytulam i szepczę słowo z głębi serca Dziękuję Ci moja miła za to że przy mnie myślą byłaś. Zycze milego dnia! Krąg przyjaźni nie zamknięty serca nasze łączy słowo które płynie poprzez kosmos by w zaciszu domu spocząć
-
Arystoteles Przyjaźń to jedna dusza w dwóch ciałach. W biedzie i innych życiowych niepowodzeniach prawdziwi przyjaciele są niezawodną ucieczką. Młodych powstrzymują od złego, dla starych są pocieszeniem i pomocą w ich słabości, ludzi w kwiecie wieku zachęcają do szlachetnych czynów. Nikt nie chciałby żyć bez przyjaciół, choćby miał wszelkie inne dobra. Nawet ludzie bogaci, na wyższych stanowiskach i u władzy nade wszystko potrzebują przyjaciół. W obecności przyjaciół ludzie potrafią lepiej myśleć i działać.
-
Dzien dobry BIESIADO! JODELKO! dziekuje za wszystko! GRABKU! sloneczko moje ja tez tesknie za Wami ale jestem ostatnio bardzo zajeta ale zawsze jestesciw w moich myslasz i moim . ORZECH! piekne wiersze..... dziekuje! Dary przyjażni . tyle radości dajesz mi w darze ciągle się martwisz o moje zdrowie pytasz co słychać jaka pogoda czy kwitną bratki już atłasowe długie rozmowy marzenia plany tęsknot okruchy wspomnień bukiety w sercach chowamy swe tajemnice radości naszej skarbiec zamknięty w moim ogrodzie twój cień przemyka między różami stoisz o świcie wyciągasz dłonie do wierzby złotej wybiegasz rankiem w słońca granice pustka otacza mnie z każdej strony kwiaty schylają oczy ku ziemi nie znikaj proszę zostań na zawsze bez ciebie życie to pasmo cieni czym byłem dawniej taki szczęśliwy z braku przyjaciół niedoceniony takich oddanych sercem i duszą w niedoli mojej pomocnej dłoni przeskoczę góry rzeki przepłynę by podziękować za uczuć studnię wniosłaś mi radość szczęścia osłodę o takich ludzi jest coraz trudniej
-
Wszystko zaczęło się zwyczajnie, tak, jak u większości nastolatek. Bartka poznała, gdy miała 15 lat. Podobał jej się, ale była zbyt nieśmiała, za bardzo wstydliwa. Bała się zagadać. Wydawało jej się, że on to za „wysokie progi”. Był dwa lata starszy, chodził już do liceum, wysportowany. Czasami z łaski odpowiedział jej: "Cześć!". Często widziała go z jego dziewczyną. Nie miała co się do niej porównywać. Ona była w jego wieku, ładna, zgrabna blondynka. Otwarta... A Ania? Zaszczuta, bała się kontaktu z mężczyznami. Jednak poczuła pierwszy raz od śmierci matki, że kogoś kocha, że to jest właśnie miłość. Bo jak inaczej można pomyśleć o uczuciu, które ściąga jej sen z powiek, które każe myśleć o tej jednej osobie w każdej minucie życia? Cierpiała w samotności... Pierwszy raz odważyła się podejść do Bartka po roku. Długo nad tym myślała, długo się wahała. Miała 16 lat, wyglądała już jak kobieta, nie jak dziewczynka. Kiedy siedział na ławce, ona usiadła obok. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się. A on odwzajemnił uśmiech. Spytał się tak zwyczajnie, po prostu: "Jak leci?" Ale dla Ani to było najpiękniejsze pytanie, które kiedykolwiek usłyszała. Odpowiedziała, że wszystko w porządku. Wtedy zaczęli rozmawiać. Nawet nie zauważyli, jak zrobiło się późno. Bartek zaprowadził ją pod dom. Umówili się na drugi dzień. Była najszczęśliwszą dziewczyna na świecie. Tak się to wszystko zaczęło. Zaczęli się spotykać regularnie. Udawała, że nie przeszkadza jej to, że on nadal jest ze swoją dziewczyną, przecież zapewniał, że tylko ją kocha, ale potrzebuje czasu. A ona mu wierzyła, jak nikomu... Kochała go i to bardzo. Powiedziała mu o swoich problemach, cieszyła się, że nie odszedł, że pomagał. W końcu zerwał z Kamilą, swoją byłą dziewczyną. Ania była taka szczęśliwa. Jak nigdy. Jednak, jak to w życiu bywa, każde szczęście ma swój kres. I to także miało. Jedna chwila odebrała jej wszystko, co miała. Nadzieje na to, że kiedyś będzie lepiej. Pewnego dnia, gdy byli sami u niej w domu, zaczęli się całować. Często tak bywało i to były piękne chwile. Wyobrażała sobie pierwszy raz z nim. Nie bała się tego. Bo to, co było z jej ojcem, to był przymus, a nie stosunek seksualny. Przynajmniej ona tego tak nie traktowała. Ojciec był wtedy szczęśliwy i to mimo wszystko było dla niej najważniejsze. Nie krzyczał po tym, nie bił. Pieszczoty przybierały coraz to bardziej namiętny charakter. Gdy Bartek wsadził rękę za koszulkę, zwątpiła. Jednak szybko ją uspokoił. Ufała mu, ale nie chciała nic więcej. Nie czuła się jeszcze gotowa. Miała za bardzo bolesne przeżycia. Jednak on nie dał za wygraną. Zaczął ściskać mocno jej piersi. Krzyknęła z bólu. Uderzył ją. Powiedział, aby się zamknęła, że ojca na pewno też prowokowała, że jest zwykłą dziwką. Zaczęła płakać, błagać, szarpać się, ale nie dała rady. Stało się. Leżała samotnie, skulona. Łzy jak ogień paliły jej policzki. Zastanawiała się, po co ma żyć? Wstała, próbowała zmyć z siebie dotyk jego dłoni, jego oddech. Jednak czuła się fatalnie. Napisała krótki list do taty. "Kochany Tatusiu! Ja wiem, że mnie kochasz, że jest Ci ciężko. Jednak źle okazujesz mi swą miłość. Czuję się źle, zostałam oszukana przez dwie bliskie mi osoby. Nie mam siły kochać, cierpieć, nie mam siły żyć... Spotkam się z mamą, a Ty ułóż sobie życie na nowo. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Mimo wszystko... Kocham Cię i życzę Ci wszystkiego, co najlepsze. Twoja Córka! " Zostawiła go na stole w jadalni. Wzięła sznurek, który od dawna leżał w garażu. Wiedziała, że to się kiedyś stanie. Po prostu czuła to. Chciała być z mamą. A była taka szczęśliwa... Niestety, dobre chwile szybko się skończyły. Poszła do parku. Była 1 w nocy. Wiedziała, że o tej godzinie nie będzie tam nikogo. Pomodliła się cichutko do mamy. Zawsze tak robiła, gdy było jej źle. Teraz to jednak była jej ostatnia modlitwa. Łzy popłynęły jej po policzku, nie chciała umierać, ale cóż innego jej zostało? Przerzuciła sznurek przez gałąź, która rosła nad ławką. Weszła na nią, zwątpiła. W ułamku sekundy postanowiła - skoczyła. Przez chwilę czuła tylko ścisk, potem już odpłynęła. O 6 rano zauważyła ją młoda kobieta, która wyszła z psem na spacer. Nie mogła uwierzyć własnym oczom… Gdy oprzytomniała, wezwała pogotowie i policję. Przyjechali w bardzo krótkim czasie. Jej tata? Bardzo przeżył jej śmierć. Winił się za to, co się stało. Oprzytomniał. Szkoda, że tak późno, szkoda, że umarła jego córka. Nie mógł się pozbierać, ciężko mu było żyć. Nawet alkohol nie uśmierzał bólu po stracie dwóch kochanych osób. Postanowił. Oddał ostatni w swym życiu skok. Wprost pod nadjeżdżający pociąg. Nie było szans, zginął na miejscu... Rodzina umarła razem. Teraz są szczęśliwi. Bo tam, w niebie, zawsze wszystko kończy się dobrze. I tym razem tak na pewno było...