JARZEBINA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez JARZEBINA
-
Opowiadanie..... To,co piekne,szybko sie konczy!............... Ładna, zadbana dziewczyna. Opalona, uśmiechnięta, z ciężkim bagażem doświadczeń. Nie miała przyjaciół. Zresztą nie byli oni jej do niczego potrzebni. Niegdyś była szczęśliwa, z kochającą mamą i opiekuńczym tatą. Taka była 16 letnia Anka. Gdy miała 10 lat, jej mama zaczęła chorować. I to poważnie. Diagnoza była straszna - rak. Wszyscy jednak wierzyli w to, że będzie dobrze, że wyjdzie z tego i będzie tak, jak kiedyś. Niestety, nie udało jej się przezwyciężyć choroby. Umarła po dwóch latach ciężkich zmagań. Ania nie mogła w to uwierzyć. Jedyna bliska osoba, jej przyjaciółka, która zawsze była przy niej, która rozumiała ją, jak nikt, odeszła, i już nigdy nie wróci. Została sama. Miała ojca. Ale po co jej taki tata, który po śmierci ukochanej żony zupełnie się załamał. Dla niego liczyły się teraz tylko praca i imprezy. Coraz to nowe kochanki, alkohol. To był jego świat. Nie zauważał Ani. Nie to, co kiedyś, kiedy brał ją na spacery, na rower, nad jezioro. To były wspaniałe chwile, niestety tak samo ulotne, jak motyle. Ania go teraz wcale nie potrzebowała. Tak jej się przynajmniej zdawało. Zresztą… Jak można kochać kogoś, kto własnej córce robi takie rzeczy... Otóż jej własny ojciec gwałcił ją zawsze, gdy wracał z całonocnej imprezy u kolegów. Pamiętała dokładnie, jak to było za pierwszym razem. Stało się to, gdy skończyła 13 lat. Nikt nie pamiętał o jej urodzinach, nikt nie złożył życzeń. Ania sama w domu zrobiła sobie przyjęcie. Kupiła świeczkę, upiekła mały torcik i sama go skonsumowała. Wypowiedziała życzenie i położyła się do łóżka. Wtedy tata przyszedł do jej pokoju. Jak zwykle, był pijany. Anię to bardzo zdziwiło, że przyszedł. Bo niby po co? Przecież tak nigdy nie robił. Położył się koło niej, wybełkotał coś niewyraźnie, że nie jest juz dzieckiem, że pozna uroki bycia kobietą. I wtedy brutalnie odebrał jej dziewictwo. Bolało. Bardzo bolało. Płakała całą noc, nie wiedziała co ma zrobić. Miała żal do mamy, że jej przed tym nie uchroniła. Czuła się okropnie, zawiodła się na nim po raz kolejny. Chciała odebrać sobie życie, ale coś ją powstrzymało. Może strach przed śmiercią? Sama nie była pewna... Potem zawsze działo się to regularnie, zawsze tak samo. Tata wracał pijany, kładł się obok, gwałcił, wychodził. Wiedziała już, co oznaczał znajomy dźwięk kluczy w zamku i głośne sapanie. Już się tego nie bała. Miała do niego wstręt, nienawidziła siebie i jego też, choć sądziła, że dzieje się tak przez nią, że sama jest sobie winna. Myślala, że po tym nigdy nie będzie z żadnym chłopcem. Do czasu... cdn.....
-
Aforyzmy o zyciu. Jeżeli kochasz życie, nie trać czasu, bo z czasu składa się życie. Życie jest jak młyńskie koło - cała sztuka polega na tym, by zatkać nos, gdy jest się pod wodą i nie dostać zawrotu głowy, gdy jest się na górze. Życie każdego człowieka jest baśnią pisaną ręką Boga. Choć życie daje zmartwień wiele, to nie jest cale ciemna karta, bo są dni i takie chwile, dla których żyć i cierpieć warto ... Życie jest jak płomień lampy: gdy zabraknie oliwy - tssss i zgaśnie na zawsze. Dla Ciebie . Pozwól mi być tym kim jestem... Pozwól mi korzystać z życia Dla samego sensu bycia Pozwól mi się cieszyć światem Nie bądź ciągle moim katem Pozwól mi być słońca tchnieniem Bądź człowiekiem a nie cieniem Pozwól mi mieć własne zdanie Na tym polega kochanie Pozwól mi na ciągłą zmienność A odkryjesz moją piękność Pomóż kiedy przyjdzie trwoga Wiem,nie znajdę w Tobie Boga Bądź mi nade wszystko lekiem A nie tylko złym człowiekiem Pozwól mi być Twoim tchnieniem Twoim słońcem i zbawieniem Pozwól mi być Twoim kwiatem Twym szaleństwem i wariatem Bądź mą drogą prostą,jasną Nawet kiedy światła zgasną Bądź piosenką mą radosną Wierzbą, która płacze wiosną Pozwól być gwiazdą na niebie Bo tak bardzo kocham Ciebie Bądź moim nieba błękitem Bądź mą prawdą... A nie mitem. Autor: Voice .
-
W jaki sposób człowiek może osiągnąć szczęscie? Szczęście to stan, w którym człowiek nie ma problemów, kompleksów, czuje się swobodnie, ma doby nastrój i to, o czym zawsze marzył. Osiągnąć jednak to wyjątkowe uczucie jest bardzo trudno i nie można podać na to recepty. Istnieje jednak kilka aspektów, którymi powinniśmy kierować się by mieć naprawdę radosne życie. W dalszej części mojej pracy spróbuje przedstawić swój punkt widzenia, w jaki sposób można stać się prawdziwie szczęśliwym człowiekiem. Szczęście ma różne oblicza i dlatego też chciałbym przytoczyć postacie wolontariuszy i działaczy charytatywnych na całym świecie. Często zajęci cierpieniem innych zapominają o swoich potrzebach i nie rzadko sami siebie zaniedbują. Mimo to są szczęśliwi, ponieważ robią to, o czym zawsze marzyli i za wszelką cenę chcą to robić dalej. Pomagają potrzebującym, bowiem jest to sens ich życia. Innemu człowiekowi spojrzenie małego dziecka dziękującego za talerzyk zupy nie sprawiłoby przyjemności, za to wyjście do sklepu i zakup nowego ubrania czy jakiejkolwiek innej rzeczy owszem. Tym właśnie wolontariusze różnią się od zwykłych ludzi. Szczęście innych sprawia im radość. Zmierzam do tego, iż sami musimy zdecydować, co nam sprawia przyjemność i co powoduje, że jesteśmy naprawdę szczęśliwi, bowiem bycie sobą to najważniejszy krok do uzyskania życiowego spokoju i harmonii. Po drugie chciałbym odwołać się do utworów wielkiego polskiego pisarza Jana Kochanowskiego takich jak „Hymn”, „Serce Roście” czy „Nie porzucaj nadzieje”. Autor ukazał w nich prawdę o ludzkich uczuciach i przypomniał nam, co naprawdę jest w życiu ważne. Fragmenty opisujące poranny śpiew ptaków, zapach polnych kwiatów i inne, dotyczące przyrody budzącej się do życia wzbudziły we mnie uczucie wolności i swobody. Jestem pewien, że artysta chciał przekazać poprzez te wiersze impuls, który dałby ludziom siłę do walki o własne szczęście. Szanuję Go za to i zachęcam wszystkich do zagłębienia się w treść tych przepełnionych radością tekstów. Jestem pewien, że zawarte w nich wskazówki pomogą wam stać się szczęśliwymi ludźmi. Jako trzecią i ostatnią poradę chciałbym przedstawić postać Małego Księcia i zachęcić do zapoznania się z jego perypetiami w powieści Antonie de Saint-Exupery’ego pod tym samym tytułem „Mały Książę”. W jego przypadku osiągnięcie szczęścia równało się znalezieniu sobie prawdziwego przyjaciela. Sposób w jaki dążył do zrealizowania swojego celu może być dla wszystkich przykładem jak walczyć o coś co jest dla nas szczęściem. Przebywając taką ilość kilometrów dał nam do zrozumienia, że nie ma nic niemożliwego i jeśli chcemy cel jest o wiele prostszy do osiągnięcia. Musimy tylko wierzyć, że nasze marzenia spełnią się lada chwila i potem będziemy mogli czuć już tylko wolność i swobodę. Podsumowując, osiągnięcie prawdziwego szczęścia jest bardzo trudne i pracochłonne. Musimy wiele nad sobą pracować by nasze życie stało się radosne i pogodne.
-
Każdego dnia zaczynaj życie od nowa!!! Życie znowu wstępuje w ciebie, gdy się dziwisz, że każdego poranka pojawia się światło. Jesteś szczęśliwa, ponieważ twoje oczy widzą, twoje dłonie czują, a twoje serce bije. Jesteś jak nowo narodzona, gdy zdajesz sobie sprawę, że żyjesz. Jesteś nowym człowiekiem, gdy czystym spojrzeniem patrzysz na ludzi i sprawy, gdy potrafisz cieszyć się kwiatami na drodze swojego życia. Ten, którego nic już nie potrafi zachwycić, nigdy nie przeżyje cudu. Przyjmij, co ci ten dzień przyniesie: światło, powietrze i życie, uśmiech, płacz i zabawę Cały cud tego dnia Aby być szczęśliwym, nie jest ważne, by wiele posiadać. Istotnym jest, by mniej pożądać. Wielu myśli inaczej. Są niezadowoleni z tym co posiadają. Dlatego kupują kolejne rzeczy. Rzeczy, których tak naprawdę wcale nie potrzebują. Nie czyń tego!! Będziesz miała jedynie coraz to więcej niepotrzebnych przedmiotów i wcześniej czy później zauważysz, że to wszystko nie uczyniło Cię jednak szczęśliwym. Bogata i szczęśliwa nie jesteś wtedy, kiedy wiele posiadasz, lecz wyłącznie wówczas, gdy potrafisz obejść się bez wielu rzeczy.
-
Witam Was Drzewka! GRABKU! ORZECH! JODELKO! SZCZESCIE JEST TAK BLISKO! Szczęścia nie można kupić. Miłości doznaje się bezpłatnie. Bardziej niż pieniędzy potrzebujemy miłości, bo dzięki niej można być szczęśliwym. Dlaczego spoglądasz zawsze w tą drugą stronę? Dlaczego ciągle myślisz, że inni mają więcej szczęścia? Tak łatwo twierdzisz, że innym się powodzi o wiele lepiej ... Ten drugi brzeg wydaje Ci się zawsze piękniejszy. Może dlatego, że jest od ciebie oddalony, a ty patrzysz, jak skamieniały, zauroczony tym pięknym widokiem. Czy przyszło Ci kiedyś na myśl, że na tym drugim brzegu inni także na ciebie patrzą i sądzą, że to Ty masz więcej szczęścia? Oni też zauważają wyłącznie twoją lukrowaną stronę. Mniejszych i większych trosk, i kłopotów nie znają. Szczęście nie leży na drugim brzegu. Twoje szczęście znajduje się w Tobie. Istnieje na tym świecie jeden człowiek, którego musisz naprawdę bliżej poznać. Również wtedy, kiedy go całkowicie nie zrozumiesz. Nie rozumiesz, dlaczego on robi to, a nie tamto, dlaczego raz tak odczuwa, a kiedy indziej zupełnie inaczej. Jest to człowiek, z którym musisz żyć na co dzień. Ten człowiek siedzi w twojej własnej skórze. Ty sam jesteś tym człowiekiem. W sprawie szczęścia ogromne, a nawet największe znaczenie ma fakt, by dobrze czuć się we własnej skórze. Aby być szczęśliwym, musisz być wolnym. Wolnym także od patrzenia i myślenia wyłącznie o sobie, od chorobliwego przewrażliwienia, od niecierpliwości i pożądania. Najlepszym nauczycielem jest zwyczajne, codzienne życie. Długie monotonne godziny, ciągle ta sama męcząca praca, nieporozumienia i rozczarowania, choroby i kłopoty, nie spełnione marzenia i nieuniknione starcia. Wszystko to oszlifuje cię niczym diament. Pod warunkiem, że potrafisz pogodzić się z tym. Czasami jest to bolesne, ale nie ma innej drogi do prawdziwego szczęścia. Czasami wydaje nam się, że mieszka w nas dwóch różnych ludzi. Jeden, który wszystko doskonale czyni i tego człowieka prezentujemy światu. Jest też i ten drugi, którego się wstydzimy, i tego ukrywamy. W każdym człowieku istnieje coś takiego jak wewnętrzny dysonans i niespójność. Każdy chciałby być dobry, a jedynie dokonuje czynów, których sam często nie rozumie. Dlaczego tak jest? Dlatego, że człowiek nie jest Bogiem, nie jest też aniołem, ani jakąś nadistotą, a jedynie małym pielgrzymem w długiej, dalekiej drodze swojego życia. Własne słabości czynią go wyrozumiałym i łagodnym w stosunku do innych. Ktoś, kto jest bezkrytyczny wobec samego siebie, będzie twardy i niezdolny wczuć się w innych. Nie będzie umiał nikogo pocieszyć, dodać odwagi i wybaczyć. Szczęście i przyjaźń tkwią tam, gdzie ludzie są wrażliwi, łagodni i delikatni w słowach, i wzajemnie w kontaktach. Człowiek jest szczęśliwy wtedy, kiedy nie ugania się za szczęściem jak za motylem, lecz jest wdzięczny za wszystko, co dostaje. Jeśli poszukuje szczęścia zbyt daleko, to ma sytuację podobną jak z okularami. Nie widzi ich, a ma je przecież na nosie. Tak blisko! Jakże możemy być kiedykolwiek szczęśliwi, jeżeli zawsze wszystkiego oczekujemy od innych? Bóg dał każdemu człowieku coś, czym potrafi innych uszczęśliwić!!!
-
Po wielu prośbach i obietnicach, rodzice zgodzili się, aby Alicja i Jagienka wyjechały razem na obóz. Dla dziewczyn te wakacje zapowiadały się cudownie. Dopiero za dwa tygodnie miały wyjechać, ale już robiły zakupy– oczywiście razem. Alicja doskonale pamiętała tamte chwile, wtedy tak szczęśliwe, teraz naprawdę ją bolały. Nadszedł ten niezwykły dzień, dwie przyjaciółki wyjechały. Na obozie bardzo szybko zjednały sobie pozostałych uczestników. Po dwóch dniach wszyscy je już znali, wiedzieli też, że czy na górski szlak, czy tylko na stołówkę, Alicja nie pójdzie bez Jagienki, a Jagienka bez Alicji. Wszyscy zgodnie uważali, że są nierozłączne, niektórzy mawiali nawet, że to ich jedyna wada– wszędzie są we dwie. Łzy po policzkach Alicji zaczęły płynąc szybciej. Nawet przez tę okrutną samotność, która ją otaczała, nie potrafiła zapomnieć tamtych dni. Obozowicze nie znali ich długo, a i tak bardzo często twierdzili, że dziewczęta nawzajem się uzupełniają. Energiczna, pełna pomysłów, rudowłosa Jagienka świetnie pasowała do delikatnej, romantycznej Alicji o włosach w kolorze czekolady. Alicja zajrzała do pamiętnika. W czasie obozu pisała bardzo mało. Teraz tego żałowała, bo ten pamiętnik, który często czytała także Jagienka, był najlepszym lekarstwem na wszelki smutek. Obóz szybko się skończył. Jednak do końca wakacji pozostawał jeszcze cały miesiąc. W między czasie Jagienka „znalazła” chłopaka, ale nawet to nie przeszkodziło przyjaciółkom w urządzaniu długich spacerów i wycieczek rowerowych. Zbliżał się ostatni tydzień wakacji... Teraz Alicja zacisnęła pięści, czuła się fatalnie. To była tylko minuta, która zmieniła jej życie… Dziewczynki miały rozstać się na ostatni tydzień wakacji. Jagienka jechała do swojej babci. Przyjaciółki pisywały do siebie prawie codziennie. Wielkimi krokami nadchodził ostatni dzień wakacji i Jagienka miała wrócić. Alicja na powitanie zrobiła dla przyjaciółki bransoletkę z muliny. Alicja ściszyła nieco radio, teraz już nic nie było w stanie zniszczyć tego skupienia, w którym się znajdowała… Alicja już wychodziła, była prawie gotowa, ale zadzwonił telefon. Dziewczyna mimo możliwości spóźnienia się na przywitanie z Jagienką, postanowiła odebrać jeszcze natarczywie dzwoniące urządzenie. Podbiegła do telefonu i powiedziała: „Halo.” Powtórzyła ten wyraz drugi raz, bo w aparacie zaległa cisza. Po chwili usłyszała głos swojej mamy… Te kilka zdań Alicja zapamiętała na całe życie: „Kochanie, proszę usiądź sobie i posłuchaj uważnie. Jagienka miała wypadek samochodowy. Żyje, ale jest w bardzo ciężkim stanie, poczekaj na mnie. Za chwilę przyjadę i pojedziemy do szpitala.” Alicja poczuła, że kręci się jej w głowie, wiec usiadła, ale ta nagła informacja przesłoniła jej wszystko. Dziewczynka uwierzyła w całe zdarzenie dopiero siedząc w szpitalu przy Jagiełce. Na twarzy Alicji nie było już śladu łez. Całą nią zawładnęły wspomnienia. Przypominając sobie tamte chwile, znów czuła przykry i zimny dotyk samotności. Tego najbardziej przygnębiającego ze wszystkich uczuć… Alicji pozwolono wejść tylko na chwilę do sali, w której leżała Jagienka. Jednak to wystarczyło, by wsunąć jej na rękę bransoletkę z muliny. Wtedy Alicja widziała Jagienkę ostatni raz. W dzień później młoda dziewczyna zmarła. To były najgorsze dni z życia Alicji. Z całych uroczystości pogrzebowych pamiętała tylko jeden moment. Było to na małym spotkaniu po pogrzebie. Mama Jagienki podeszła do Alicji i dała jej pudełko, które znalazła w plecaku córki. Na pudełeczku pisało „Dla Alicji”. W środku był mały zeszycik z napisem „Dziennik”. Na jego pierwszej stronie widniał napis: „Kocham Cię jak siostrę i jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Ty i Wojtek jesteście najlepszymi osobami, jakie spotkałam w moim życiu”. Twarz Alicji nieco się rozjaśniła. Jednak oczy nadal były zapuchnięte od łez. Ten „Dziennik” opowiadał o ich przyjaźni. Jagienka pisała go już od dnia, w którym się poznały. Przez te sześć naprawdę trudnych dla Alicji miesięcy, „Dziennik” był jedyną, prawdziwą wartością. Jedynym przyjacielem. Alicja obchodziła się z nim jak najdroższym skarbem tego świata. Minęło już pół roku, a Alicja nadal rozpamiętywała. Poniekąd sama staczała się w otchłań samotności, ale to było silniejsze od niej. Teraz, po tej godzinie wspomnień, postanowiła wziąć się w garść, przestać płakać i iść w końcu spać, ale na myśl nasunęła się jej jeszcze jedna rzecz… A może ta dziewczyna, której spadła książka i piórnik jak zamykała szafkę, także potrzebuje przyjaciółki? Alicja dobrze wiedziała, co znaczy czuć się samotnym w tłumie, bo w takim stanie pozostawała już od ostatniego dnia wakacji. Teraz postanowiła. Jutro pójdę i porozmawiam z tą dziewczyną, może to właśnie przyjaźń jest bronią przeciw samotności?
-
Opowiadanie o samotnosci... Trwał zimowy wieczór. Płatki śniegu wirowały za oknem. Alicja siedziała w najprzytulniejszym kącie swojego pokoju. Pokoik był dość duży, urządzony w ciepłych, pastelowych kolorach. Wszyscy zachwycali się prostotą, a zarazem oryginalnością tego wnętrza. Alicja sama stała się na chwilkę dekoratorką wnętrz i zaprojektowała swój pokój. Jak na piętnastolatkę, udało jej się to bardzo dobrze. Teraz, w czasie tej zimy, pokój ten był dla Alicji prawdziwą pociechą. Za oknem było szaro, ciemno i ponuro, dokładnie tak jak w sercu Alicji. Jednak jej ulubiona piosenka i światło zapalonej świeczki, przywiodły ze sobą wspomnienia… Dziewczyna wprowadziła się tu trzy lata temu. Na początku ciężko było jej znaleźć jakąś dobrą koleżankę, a co dopiero przyjaciółkę… I właśnie dwa lata temu, w tak samo mroźną zimę, Alicja potknęła się i przewróciła na idącą obok dziewczynę, ale ta nie była zła. Wprost przeciwnie. Dziewczynka szybko wstała i pomogła podnieść się Alicji. Nastolatki od razu znalazły ze sobą wspólny język. Alicja od przeprowadzki nie poznała jeszcze tak miłej osoby jak ta rudowłosa, energiczna dziewczyna. Okazało się, że Alicja i jej nowa koleżanka, Jagienka, są w tym samym wieku, mieszkają blisko siebie, a nawet chodzą do tej samej szkoły. Rozstając się dziewczynki same dziwiły się jak to się stało, że do tej pory się nie spotkały. Alicja tamtego wieczoru napisała w swoim pamiętniku: „Znalazłam przyjaciółkę. Nazywa się Jagienka i jest naprawdę wyjątkowa.”. Wkrótce, pomimo że dziewczynki chodziły do innych klas, większość osób uznawało je za papużki nierozłączki. Na boisku, w klasie, na przedstawieniu– wszędzie były razem. Jeśli jedna zachorowała, druga już do niej biegła. Razem przeżywały wszystkie swoje radości i smutki, sukcesy i porażki. Teraz Alicja siedziała sama. Po jej policzkach płynęły łzy. Była samotna, straciła tak ważną część swojego życia… Dziewczynie na myśl przyszło jeszcze tylko jedno, ostatnie już wspomnienie. To, co teraz kotłowało się w głowie tej delikatnej dziewczyny, było zarówno najprzyjemniejszym jak i najsmutniejszym wydarzeniem z jej życia… cdn....
-
Rzeka Maria Konopnicka Za tą głębią, za tym brodem, Tam stanęła rzeka lodem; Ani szumi, ani płynie, Tylko duma w swej głębinie: Gdzie jej wiosna, Gdzie jej zorza? Gdzie jej droga Het, do morza? Oj, ty rzeko, oj, ty sina, Lody tobie nie nowina; Co rok zima więzi ciebie, Co rok wichry mkną po niebie. Aż znów przyjdzie Wiosna hoża I popłyniesz Het, do morza! Nie na zawsze słonko gaśnie, Nie na zawsze ziemia zaśnie, Nie na zawsze więdnie kwiecie, Nie na zawsze mróz na świecie. Przyjdzie wiosna, Przyjdzie hoża, Pójdą rzeki Het, do morza!
-
Dzien dobry BIESIADO! Masz racje ORZECH, ze na naszej biesiadzie milo jest, wlasnie pije kawke i czytam Was, dziekuje za wszystko , piekne wiersze , co do ostatniego wiersza ........ a gdzie ta Wiosna, czy ktos nam ja zatrzymal? Czy zima nie chce ustapic wiosnie,? Po wczorajszych wiadomosciach co dzieje sie w Szczecinie....... zwatpilam na szybkie Jej przyjscie , chociaz zapowiadaja, ze w maju juz ma byc prawdziwe lato....... anomalie pogodowe........... U mnie dzis pochmurno i zimno! JODELKO[GRABKU Zycze milego dnia i sloneczka, chyba, ze Jodelka przesle nam pare promykow.......
-
Czy mamy jakąś receptę na życie? Akceptować je, przyjmować to, co niesie, nie poddawać się troskom. Nieszczęścia i troski są częścią życia i trzeba je akceptować. A o przyszłości myśleć z ufnością, którą daje wiara. Pozdrawiam i
-
KWIAT RADOŚCI Ulotne, krótkie i szalone Szczęście bardzo upragnione Nie patrz na to co jest w tyle Bo nasze życie to tylko chwile Złap Pana Boga za nogi Bo bez szczęścia jesteś ubogi Ciesz się słońcem Ciesz się chmurą Wtedy będziesz tylko górą Optymizmem zarażaj ludzi Niech się w Tobie radość budzi Słuchaj ptaków Słuchaj lasu I dla siebie znajdź trochę czasu Pamiętaj, że życie to jest świat W którym możesz rozkwitać jak kwiat.
-
Witam BIESIADO JODELKO[WIAZKU ORZECH sympatyczana Pomaranczko! Kochane Drzewka ja dopiero teraz sie melduje , poniewaz mialam mojego Wnusia[jest chory :-( i nie poszedl do przedszkola] musialam sie Nim zajac! l Czym jest życie?? Każdy na to pytanie ma swoja odpowiedź. Odpowiedzi bedą sie różniły. Życie jest pogonią za szczęściem A czy tak powinno być? Przecież odwieczne szczęście czeka na nas po drugiej stronie Szczęście tu na ziemi jest ulotne raz jest dobrze, a raz źle Ale trzeba być cierpliwym i mieć nadzieje Trzeba wierzyć i ufać naszemu stwórcy On chce dla nas dobrze choć czasem wydaje nam sie inaczej Ale On nas KOCHA. Pamietaj o tym !
-
WSKAZÓWKI NA LEPSZE ŻYCIE [TOTEM TANTRA] Dawaj ludziom więcej niż mogliby się spodziewać i rób to z przyjemnością Naucz się na pamięć Twojego ulubionego wiersza Nie wierz we wszystko co usłyszysz Nie wydawaj wszystkiego co masz Nie śpij tyle ile byś pragnął Kiedy mówisz "kocham" mów to na serio Kiedy mówisz "przykro mi" patrz w oczy rozmówcy Ożeń się nie wcześniej niż po 6-ciu miesiącach narzeczeństwa Uwierz w miłość od pierwszego spojrzenia Nigdy sobie nie żartuj ze snów innych ludzi Kochaj głęboko i z pasją, możesz zostać zraniony, ale to jedyny sposób na spełnioną egzystencję W przypadku nieporozumień bądź realny, nie obrażaj Nie oceniaj innych poprzez pryzmat członków ich rodzin Mów wolno, ale myśl szybko Jeżeli ktoś zadaje Ci pytanie, na które nie chcesz odpowiedzieć, uśmiechnij się i spytaj "Dlaczego chcesz to wiedzieć?" Zapamiętaj, że wielka miłość i największe sukcesy są obłożone dużym ryzykiem Zadzwoń do mamy Powiedz "na zdrowie" kiedy ktoś kichnie Kiedy ponosisz porażkę, nie zapomnij tej lekcji Zawsze pamiętaj o szacunku do siebie samego, do innych i odpowiedzialności za własne czyny Nie pozwól by nieistotna sprzeczka popsuła ważną przyjaźń Jeżeli zorientowałeś się, że popełniłeś błąd natychmiast go napraw Uśmiechaj się odbierając telefon, ten kto do Ciebie dzwoni usłyszy to w Twoim głosie Zwiąż się z kobietą/mężczyzną, z którym lubisz rozmawiać, na starość umiejętność konwersacji będzie tą najważniejszą Spędzaj trochę czasu w samotności Otwórz się na zmiany, ale nie rezygnuj całkowicie z twoich przekonań Pamiętaj, że milczenie czasami jest najlepszą odpowiedzią Więcej czytaj, a mniej oglądaj TV Żyj dobrze i honorowo, później kiedy będziesz starszy, spojrzenie w przeszłość pokaże Ci w jaki sposób możesz cieszyć się nim po raz wtóry Miej wiarę w Boga, ale dobrze zamykaj swój samochód W domu atmosfera miłości jest bardzo ważna, rób wszystko by wykreować wokół Ciebie harmonię i spokój W przypadku nieporozumień z bliskimi niech przeważą względy obecnej sytuacji Nie grzeb się z rozczarowaniem w przeszłości Czytaj między wierszami Dziel się Twoimi znajomościami ze znajomymi, to sposób na nieśmiertelność Bądź dobry dla ziemi Módl się. W modlitwie jest zamknięta niewyobrażalna moc Pozwól by okazywano Ci sympatię bez ucinania krótko tego tematu Nie wtrącaj się do innych Nie wierz kobiecie/mężczyźnie, który całuje Cię nie zamykając oczu Raz na rok odwiedź miejsce, którego jeszcze nie znasz Jeżeli dużo zarabiasz pomóż innym dopóki możesz, to jest największa satysfakcja z posiadania szczęścia Pamiętaj, że niespełnienie marzeń bywa czasami łutem szczęścia Naucz się wszystkich reguł, żeby potem którąś pominąć Pamiętaj, że najlepszy jest związek, w którym miłość między dwojgiem ludzi przewyższa chęć dominacji Oceniaj swój sukces w relacji jak wiele wyrzeczeń poniosłeś żeby go odnieść Chwytaj miłość i jedzenie bez zachłanności .
-
- Już niedługo będzie pani na miejscu, stwierdziłem dość nieoczekiwanie. - Dzięki Bogu. Nie lubię długich podróży pociągiem. Ja natomiast byłbym gotów siedzieć tak nieskończenie długo, byleby tylko słyszeć jak ona mówi. Jej głos posiadał tak srebrzysty dźwięk jak górski strumień. Zaraz po wyjściu z pociągu zapomni pewnie o naszym spotkaniu; ja jednak zachowam ją w swojej pamięci przez pozostałą cześć podróży a może i dłużej. Pociąg wjechał na stację. Ktoś zawołał i zabrał ze sobą dziewczynę. Pozostał po niej jedynie zapach. Mrucząc coś pod nosem wszedł do przedziału jakiś mężczyzna. Pociąg ruszył ponownie. Odszukałem po omacku okno i usadowiłem się naprzeciwko wpatrując się w światło, które było dla mnie ciemnością. Jeszcze raz mogłem powtórzyć moją grę z nowym towarzyszem podróży. - Szkoda, że nie mogę być tak nęcącym towarzyszem w podróży jak ta dziewczyna, która dopiero wyszła? powiedział do mnie, starając się nawiązać rozmowę. - To bardzo interesująca dziewczyna - stwierdziłem. - Czy mógłby mi pan powiedzieć... czy jej włosy były długie czy krótkie? - Nie pamiętam? odpowiedział zdawkowym tonem. - Przyglądałem się jedynie jej oczom a nie włosom. Były rzeczywiście piękne! Szkoda, że nie mogły jej do niczego służyć... Była niewidoma. Nie zauważył pan tego? Dwoje niewidomych ludzi, którzy udają, że widzą. Ileż ludzkich spotkań jest podobnych do tego. Ze strachu, by nie objawić tego, jacy jesteśmy naprawdę zaprzepaszczamy nieraz najważniejsze spotkania naszego życia. A niektóre spotkania zdarzają się jedynie raz w życiu. Bruno Ferrero .
-
SPOTKANIE. Byłem sam w całym przedziale pociągu. Potem wsiadła jakaś dziewczyna - opowiadał pewien niewidomy hinduski chłopiec. - Mężczyzna i kobieta, którzy ją odprowadzali, musieli być jej rodzicami. Dawali jej mnóstwo rad i wskazówek. Nie wiedziałem jak wyglądała dziewczyna, ale podobała mi się barwa jej głosu. Czy jedzie do Dehra Dun? - pytałem się siebie, kiedy pociąg ruszał ze stacji. Zastanawiałem się, jak mogę nie dać po sobie poznać, że jestem niewidomym. Pomyślałem sobie: jeśli nie będę się ruszał z mojego miejsca powinno mi się to udać. -Jadę do Saharanpur - powiedziała. - Tam wyjdzie po mnie moja ciocia. A pan dokąd jedzie, można wiedzieć? - Dehra Dun, a potem do Mussoorie - odpowiedziałem. - O, jaki pan szczęśliwy! Pragnęłabym bardzo pojechać do Mussoorie. Uwielbiam góry. Szczególnie w październiku, kiedy jest tam pięknie. - Tak to najlepszy sezon - odpowiedziałem, sięgając pamięcią do czasów, kiedy jeszcze widziałem. - Wzgórza usłane są dzikimi daliami, słońce jest łągodne, a wieczorem można sobie siedzieć wokół ogniska i rozmyślać popijając brandy. Większa część letników już wtedy odjeżdża, ulice są bezludne i ciche. Milczała, a ja zadawałem sobie pytanie czy moje słowa zrobiły na niej jakieś wrażenie, czy też jedynie myślała, że jestem sentymentalny. Potem popełniłem błąd i zapytałem: - Jak jest na zewnątrz? Ona jednak w moim pytaniu nie zauważyła nic dziwnego. Czyżby już spostrzegła, że nie widzę? Jednak słowa, które zaraz po tym wypowiedziała, pozbawiły mnie wszelkich wątpliwości. - Dlaczego pan nie spojrzy w okno? - zapytała mnie z największą naturalnością. Przesunąłem się wzdłuż siedzenia, starając się z uwagą odszukać okno. Było otwarte, odwróciłem się w jego stronę, robiąc wrażenie, że przyglądam się mijanym widokom. Oczami wyobraźni widziałem telegraficzne słupy, które przesuwały się w biegu. - Zauważyła pani - ośmieliłem się powiedzieć - że te drzewa wydają się poruszać? - Zawsze tak się wydaje - odpowiedziała. Odwróciłem się znów w stronę dziewczyny i przez pewien czas siedzieliśmy w milczeniu. Potem powiedziałem - Ma pani bardzo interesującą twarz. Zaśmiała się miło wibrującym i jasnym głosem. - Przyjemnie to usłyszeć - rzekła. - Nudzą mnie ci, którzy mówią, że moja twarz jest ładna! Musisz mieć naprawdę ładną twarz pomyślałem sobie, a po chwili dodałem pewnym głosem: - Hm, interesująca twarz może być również bardzo piękna. - Jest pan bardzo miły? powiedziała. - Ale dlaczego jest pan taki poważny? cdn.......
-
Dzien dobry BIESIADO! GRABKU! ORZECH! JODELKO! Gdzie jesteś” Znów czuje za plecami oddech.. Odwracam się, nikogo nie ma.. Czuje twój piękny zapach Wypuszczam powietrze by znów je wciągnąć.. Czuć twój perfum.. Uleciał już.. Gdzieś za rogiem umknęłaś mi.. Biegnę by powiedzieć Ci...... Znalazłem Cie wreszcie Kochanie.. Lecz po chwili zrozumiałem.. Znów oszukał mnie mój umyśl.. To znowu nie Ty.. Cały czas zadaje pytanie.. Jak Ciebie szukać.. Gdzie jesteś Kochanie??
-
Tam w rogu, gdzie zaczynał się korytarzyk prowadzący do szatni, zaraz przy podłodze zobaczyłem biały kształt, który poruszał się z niesamowitą prędkością. Przesuwał się i wracał, jak zacięty mechanizm. Nie myślałem o duchach, nie myślałem o niczym, kiedy zrobiłem ostatni krok w tym kierunku. Byłem teraz jakieś trzy metry od korytarzyka i tuż przy podłodze zobaczyłem wyrażnie białą smugę znikającą w głębi, znowu i znowu, powtarzający się ruch, szybki jak mgnienie oka. Nagle smuga zatrzymała się i z przerażeniem, które rozlało się po mnie jak lodowaty eliksir zdałem sobie sprawę, że nie była bezkształtna. Zobaczyłem zwróconą do mnie twarz, bez wyrazu, bez płci, czarno-białą jak wyświetlony obraz, drgający i zakłócony. Oprócz przerażenia, czułem jeszcze coś co nie pochodziło ode mnie. Wszepotężną złość. Cały korytarzyk był nią przepełniony jak gazem. Wiedziałem, że ta złość nie zna ustępstw i negocjacji. Żadne zaklęcia czy modlitwy nie są w stanie ją ułagodzić. Co było jej przyczyną? Krzywda? Czułem, że krzywda mogła być jedynie pomocą w uwolnieniu złości, która była obecna zawsze. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, spojrzałem w dół, na wpół pewny, że zobaczę kościste ręce, drobne, ale bardzo silne, trzymające mnie w miejscu. Widok moich trampek, przypomniał mi o babci. Kupiłem je za noworoczne pieniądze od niej. Babcia, ze swoim ołtarzykiem, z niezmienną i stałą miłością. Obróciłem się, mogłem się ruszać, mogłem iść, mogłem biec. Tuż przed klatką schodową usłyszałem za sobą głośny, urywany oddech, goniono mnie. Poczułem jak czyjaś ręka zaciska się na mojej bluzie od dresu i wrzasnąłem. To był Hiroshi. Był blady i nie mógł wykrztusić z siebie słowa, w końcu próbował się uśmiechnąć, ale i to żałośnie mu wyszło. Obaj wpadliśmy do pokoju, gdzie Jun i Toma rozłożeni na futonach, oglądali czasopisma, jakby zapomnieli o nas i całym pomyśle. Na nasz widok poderwali się. - Co się stało? Wyglądacie strasznie. Hiroshi rzeczywiście wyglądał strasznie, usiadł pod ścianą, ktoś mu wetknął zieloną herbatę w dłoń, ale on tylko ją rozchlapał. Ja wolałem, żeby na mnie nie patrzono, więc zająłem się Hiroshim. Ale on kiwał tylko głową na "nie". Albo nic się nie stało, albo nie chciał o tym mówić. Był bardzo blady i oddychał nieregularnie. Od drzwi rozległ się tubalny głos wychowawcy: "Co się tam dzieje? Otwierać mi zaraz". Jun podleciał do drzwi, wychowawca wszedł do pokoju i wtedy nagle zgasło światło, a wszystkie drzwi od szafy pootwierały się z hukiem. Resztę tej nocy spędziliśmy w pokoju wychowawcy. Kiedy opowiedzieliśmy o naszych przygodach, on tylko pokiwał głową: - Chyba słyszeliście, że tu straszy.
-
spytała, ale on wyglądał na przerażonego do tego stopnia, że nie mógł mówić. Wszyscy zwrócili się do niego, a on w końcu z największym wysiłkiem wydusił z siebie: "Nie mogę się ruszyć. Ktoś mnie trzyma za nogi". Cała trójka popatrzyła w dół, gdzie nogi jego kolegi spowijał półmrok. Mimo to, zobaczyli blade, trupio blade ręce o długich palcach owinięte kurczowo wokół jego kostek. Z krzykiem uwolnili się z pasów i wysiedli z samochodu w panice. Pobiegli przed siebie w dół szosy do budki strażnika, z wołaniem o pomoc. Kiedy wrócili ze strażnikiem do samochodu, kolegi już nie znaleźli. Oddzielnie złożone zeznania zgadzały się między sobą - zostawili go samego w samochodzie, na czas nie dłuższy niż pięć minut. Poszukiwania wszczęto rano, ale nie znaleziono żadnych śladów. Po roku, rodzina tego chłopaka postanowiła pożegnać się z nadzieją na odnalezienie, na symboliczny pogrzeb został zaproszony mój tato, bo widzicie, ojciec tego chłopaka był jego znajomym. Tato, jako gliniarz, nie mógł pogodzić się z tym, że chłopak tak po prostu się ulotnił. Mówił mi, że gdyby stało się to w latach osiemdziesiątych, w grę wchodziłoby porwanie przez Koreańczyków, ale teraz? - To jasne, że ta sprawa nie daje spokoju twojemu ojcu - zgodziliśmy się wszyscy, czując się nieswojo. To nie była historia z filmu, to stało się w naszym mieście, niedawno, komuś niewiele starszemu od nas. - Ale dajcie spokój z tym rękami - przesada, tu też zgodziliśmy się wszyscy. - Przywidziało im się. - To pewnie dorobiony na szydełku akcent, żeby było ciekawiej. - Słuchajcie - miał pomysł Hiroshi - chodźcie sprawdzimy, czy tu rzeczywiście straszy. - Jak to chcesz zrobić? ? skrzywił się Jun. - Jeden z nas powinien pójść do kibli, a drugi do...do... - Sali gimnastycznej - to wyszło ode mnie, zaskakując mnie samego. Pokryłem zmieszanie cwanym uśmieszkiem. Wszyscy popatrzyli na mnie z uznaniem: - Tak, tam rzeczywiście było dziwnie. Pusta butelka po coli wskazała że do kibli pójdzie pomysłodawca Hiroshii, a do sali gimnastycznej - ja, a jakże. Wyruszyliśmy razem, przechodząc koło drzwi nauczycieli, tym razem słyszeliśmy tylko program telewizyjny, jeden z tych, gdzie ludzie śmieją się z innych, bo im to dobrze robi. Na dole schodów machnęliśmy sobie na pożegnanie i Hiroshi skręcił w kierunku toalet, a ja w kierunku sali gimnastycznej. Mieliśmy po prostu "sprawdzić czy straszy", spędzić tam parę minut i zdać reszcie relację. Było parę minut po pierwszej. Tarcza mojego zegarka zabłysła zielonym okiem. Po prawej stronie miałem drzwi do gabinetu dyra, pokój recepcyjny i gabinet pielęgniarki szkolnej. Po lewej okna przypominały mi, że jest późno, ciemno i zimno i cały pomysł z włóczeniem się po pustej szkole w pojedynkę, żeby sprawdzić czy straszy, jest poro... [Odgłos. Jakby ktoś przeciągał coś po podłodze, skojarzyłem automatycznie.] ...niony. Żałowałem, że nie mogę być teraz w ciepłym pokoju, zamiast przemierzać samemu głuchy korytarz, który zwężał się przede mną w ciemny wąski tunel wiodący do szatni i sali gimnastycznej. I znowu ten odgłos, teraz wyraźniejszy. Szelest podobny do tego, jaki powoduje, na przykład, szuranie workiem po podłodze. Wytężyłem wzrok, parę kroków przede mną zaczynała się horyzontalna studnia - ciemny korytarzyk. cdn....
-
Kiedy leżeliśmy już, zaczęła się rozmowa o duchach. To było do przewidzenia - nieodłączny element wyjazdów szkolnych i nocowania poza domem. To nie był nasz pierwszy raz, i nikt nie uważał tego za dziwne. Przerzucaliśmy się tytułami horrorów, które widzieliśmy i przypominaliśmy sobie najstraszniejsze momenty. Toma nagle zamilkł. Spojrzałem na niego pytająco. Podparł dłonią rudo-bordową głowę i po chwili zaczął: - Chcecie posłuchać prawdziwej historii o duchach? I nie czekał na odpowiedź, widać było, że ma coś, czym chce się podzielić i poddać naszej krytyce: "co o tym myślicie?" - Ostatnio staremu zebrało się na wspominki. Wiecie, że jest komendantem policji i swoje w życiu widział, ale zawsze rozgraniczał między pracą i domem. Nigdy nie przywlekał swojej pracy do domu, nigdy nie mówił, nawet z matką, o przestępstwach i dochodzeniach. Więc tym bardziej zdziwiłem się, kiedy jakiś tydzień temu znalazłem go wieczorem siedzącego z tyłu naszego domu, z puszką piwa i naszym psem Maronem. Siedział sam w tych ciemnościach i kiedy usiadłem koło niego, zobaczyłem, że coś jest nie tak. "Stary jest niezdrów", pomyślałem i zmartwiłem się. To jest naprawdę fajny ojciec, nigdy nie robi mi wymówek, nawet jak zafarbowałem włosy, to tylko spytał, czy kolor wyszedł taki jak chciałem i to wszystko. - Spytałem, czy wszystko w porządku. A on wtedy opowiedział mi historię, która nie dawała mu spokoju. Jakieś parę lat temu, kiedy my byliśmy jeszcze w podstawówce, czwórka młodych ludzi, licealistów, wybrała się do parku pod górą Teine. Wjechali na teren parku samochodem o zachodzie słońca i kiedy zbierali się do wyjazdu, musiało być już bardzo ciemno. - Za kierownicą siedział chłopak, obok dziewczyna, a z tyłu druga para. Kiedy mieli wyruszać, dziewczyna siedząca z przodu, zauważyła, że chłopak za nią nie odzywa się ani słowem. Obróciła się i zobaczyła, że siedzi blady jak ściana. "Co ci jest?", cdn....
-
- Zamknij japę, uszy bolą - poradziłem, wymierzyłem mu z forhendu w czapę i podążyłem za Junem. I tak nawzajem grając sobie na nerwach i waląc po głowach, zbilżaliśmy się pustymi korytarzami do sali gimnastycznej. Wielkie pomieszczenie zamrugało do nas jarzeniówkami i przywitało nas znajomym odorem trampek. Pograliśmy przepychając się, popychając jednych na drugich i ogólnie korzystając z byle okazji, żeby się nie dać. Po jakiejś godzine mieliśmy dosyć, poza tym zaczęło nam ni stąd ni zowąd wiać po nogach. Byliśmy tylko w szkolnych dresach. Jakaś nieszczelna izolacja - nikt się nad tym głośno nie zastanawiał, w końcu nie byliśmy gromadką zreumatyzowanych dziadków. Bez słowa, ale zgodnie zaczęliśmy zabierać się do wyjścia. Drzwi do sali były zamknięte. Hiroshi stał przy nich i z zaciętą twarzą szarpał za klamkę. - Co jest, kurwa? Ktoś nas zamknął?! Popatrzyliśmy na siebie i przez jeden wariacki moment wydawało mi się, że widzę odbicie swojej twarzy w twarzach Juna i Tomy. Otwarte szeroko oczy, a w nich ten charakterystyczny wyraz kiełkującego zrozumienia, że przecież w szkole, po zmroku... Wiadomo, no nie. Paniczne szarpanie klamki przez Hiroshiego miało nieprzyjemny efekt. Trzęsły się całe drzwi, a odgłos odbijał się potężnym echem po pustej sali gimnastycznej. Myśl, że to nie Hiroshi trzęsie nimi, a drzwi nim, na pewno gościła nie tylko w mojej głowie - Toma i Jun stali jak przyrośnięci do podłogi. W końcu wzmagający się hałas i przekleństwa Hiroshiego przywołały nas do porządku. W tym samym czasie doskoczyliśmy do drzwi, które łomotały teraz panicznie jak gigantyczne serce zawałowca. - Puszczaj, nie wygłupiaj się - powiedziałem, odepchnąłem go jedną ręką, a drugą nacisnąłem na klamkę nadal owiniętą ręką Hiroshiego. Ten zaczął się śmiać rozregulowanym śmiechem gorączkującego. Drzwi rzeczywiście były otwarte. Wyszliśmy nie zwracając na niego uwagi ("ha ha ha, nabraliście się jak przedszkolaki!") i nie pokazując po sobie ulgi. W całej szkole było teraz jeszcze ciszej i dużo zimniej. Chłód z sali gimnastycznej ciągnął się za nami, chwytał nas za łydki, jakby chciał nas zatrzymać. Przyśpieszyliśmy i kiedy dotarliśmy do oświetlonego korytarza, który wiódł na klatkę schodową do naszego piętra, nieprzyjemne uczucie minęło. Byliśmy zmęczeni. Kiedy szuraliśmy do naszego pokoju na piętrze, słyszeliśmy jak nasz wychowawca chwali się Matsuce, że ilekroć grali, zawsze ograł dyrektora szkoły w hanafudę. Ich głośne przechwałki nie budziły wątpliwości, że bawią się doskonale przy małej pomocy sake. W pokoju padliśmy na rozłożone futony, wyławiając kołdry i poduszki spod opakowań czekoladowych chrupków i chipsów o smaku krewetek. cdn....
-
Ale wiecie, że tu straszy? Przez moment, zaraz po tym, kiedy smuga światła z pokoju została odcięta, ale zanim ktoś odnalazł kontakt, w ciemności zapanowała cisza, jakby ktoś wyssał z nas powietrze, i kiedy światło zabłysło bladą jarzeniówką, powiem wam, że nasze twarze nie wyglądały korzystnie. Jestem pewny, że tak jak tamci miałem nieruchomą bladą twarz i zbyt szeroko otwarte oczy. - Toma, zamknij klapę bo śmierdzi - powiedział Jun, największy twardziel wśród nas. Hiroshi zaśmiał się nerwowo, na jego zbyt wysokim czole fanatyka komiksów pot uformował się w grupkach jak pryszcze, a nozdrza drżały jakby podciągane na żyłkach. - Co straszy? Gdzie? W kiblach? - spytałem, czując się raźniej pod światłem jarzeniowek i mając obok siebie głupio uśmiechniętą, spoconą gębę Hiroshiego. Szkolne ubikacje to najbardziej nawiedzone miejsca w najbardziej nawiedzonych budynkach - szkołach. Od podstawówki znaliśmy historię Hanako-chan, którą szkolne prześladowania doprowadziły do przedwczesnej śmierci, i której duch ukrywał się w każdej szkolnej ubikacji, prawdopodobnie nie chcąc wracać do domu, gdzie spotkało ją najgorsze. Samoistnie spuszczana woda, szelest i szuranie butów w kabinie obok, kiedy przysiągłbyś, że moment temu była pusta, i tym podobne zjawiska były notowane, kiedy tylko cisza przypominała, że jesteś sam. Potem z każdym mijającym rokiem szkolnym przechodziło zainteresowanie tego typu historiami i ubikacje stawały się zwyczajne. Dlatego mogłem sobie pozwolić na nutę sarkazmu. Ubikacje przestały straszyć w ósmej klasie szkoły podstawowej. Mimo wszystko, do duchów byłem nastawiony z dystansem. Nie miałem zamiaru podważać ich istnienia. A już na pewno nie miałem zamiaru się z nich śmiać. W głębi serca okazywałem im cichy szacunek. Lepiej nie igrać z niewiadomym. W naszym domu babcia klęczała codziennie przed ołtarzykiem dziadka. Jego zdjęcie otaczały z uczuciem zgromadzone przez nią polne kwiaty, kij i rękawica baseballowa (dziadek całe życie był fanem), otwarta puszka kawy Boss, no i w zależności od pory roku, ulubiony przysmak dziadka. Latem to był kawałek arbuza, a jesienią owoc persimony. - Jak to? Nie słyszeliście? - tu ten wariat Toma zniżył swój głos do paskudnego szeptu. - O kurwa, zaczyna się. Idziemy grać w kosza, czy nie? Nie będziemy teraz bawić się w Ghost Busters - uciął Jun i robiąc dwa szybkie ruchy szyją w prawo i w lewo, aż mu w stawach trzasnęło, przyśpieszył i zniknął za węgłem. Toma zaczął nucić upiorną melodyjkę, która według niego miała być piosenką z "Ghost Busters". Robił przy tym minę jak ostatni kretyn z oddziału lobotomów. cdn.......
-
__________________ Tu straszy_________________________ Byłem na środku ciemnego korytarza, zaledwie parę kroków do drzwi sali gimnastycznej, kiedy w rogu, gdzie zaczynał się wąski korytarzyk prowadzący do szatni, zobaczyłem biały kształt, który poruszał się z niesamowitą prędkością. Miałem wtedy 15 lat. Razem z kolegami z klasy pojechaliśmy na obóz sportowy. Po wspólnej kąpieli wieczorem zebraliśmy się w jednym pokoju internatu, który mieścił się na pierwszym piętrze starej szkoły, i usiedliśmy wokoło rozrzuconych na ziemi paczek z ciastkami, chipsami i tym podobnymi. Żarliśmy te kity i rechotaliśmy bezmyślnie. Otwieraliśmy gęby jak klapy od śmietników i chwaliliśmy się nawzajem imponującą mielonką chipsów, paluszków, popcornu i czekoladowych ciastek. Ohyda była planetą, wokół której kręciły się nasze dobre czasy. Było nas czterech. Czterech wyrostków w różnych stadiach dojrzewania. Hiroshi był w stadium początkowym i momentami wyglądał, jakby miał się rozbeczeć za mamą i jej mlekiem. Byłem u niego w domu i na własne oczy widziałem, jak ten cwaniak uchodził tam za "Hiroshi-chana", który faktycznie mówił głosem pokemona, kiedy chwalił mamusine curry. Jeśli sobie wyobrazicie kurczakowatego dryblasa, z długimi chudymi kończynami i przypominającą dziób twarzą, do tego dodacie włosy stojące na wszystkie strony, zafarbowane wbrew regulaminowi szkoły na ogniste bordo, to macie portret Tomy. Toma nie wyleciał z budy za włosy, bo jego papcio był komendantem policji w naszej części miasta. W jaki sposób ten kurczak był popularny wśród dziewczyn, nie wiem, jakoś nigdy nie chciało mi się przyglądać jego ptasiej twarzy z bliska. Jun był najbardziej rozwinięty z nas i od tyłu wyglądał na prawdziwego faceta - miał ramiona i mięśnie, których mu oczywiście zazdrościliśmy, ale nie jakoś skrycie, po prostu cieszyliśmy się, że Jun był naszym kumplem. Jun był całkowicie pochłonięty sportem, małomówny i skupiony, wyglądał jakby non stop szykował się do skoku. Oprócz tego, że miał refleks Bruce'a Lee, miał w sobie coś, co wtedy wydawało nam się super dorosłe. Może to dlatego, że był bardziej wyciszony od nas, czyli nie kłapał gębą tyle co my. Chociaż było już po dziesiątej w nocy, padł pomysł, by pójść do sali gimnastycznej pograć w kosza. Ten pomysł, jak każdy inny w tym wieku otwartych gąb, pryszczy na brodzie i niedokończonych myśli, nie wydał nam się nieodpowiedni. Gdzie był wtedy nasz wychowawca? Pewnie razem z matematykiem Matsuką pili w swoim pokoju. Tak czy inaczej, czuliśmy się nieustraszeni i bezkarni wychodząc z pokoju w mrok korytarza. Kiedy drzwi zamykały się już za naszym plecami, a ręce machały po ścianach w poszukiwaniu światła, ktoś, pewnie ten wariat Toma, powiedział: cdn......
-
Czy zauważyliście, że po wysłuchaniu opowieści o duchach, wasze zmysły zaczynają rejestrować każdy dziwny odgłos za oknem, każdy niespodziewany dźwięk w pokoju obok, każdy cichy szelest za plecami? Z ciemności wyłaniają się dźwięki, których nie słychać za dnia. Dlaczego właśnie w kuchni coś skrzypnęło? Skąd ten głuchy odgłos? A teraz? Tak jakby ktoś pukał w szybę, jakby ktoś był za oknem.
-
WITAM BIESIADO Czy to po tych moich urodzinach szukalam tak dlugo drogi na nasza Biesiade :D , no tak czlowiek rok starszy i ma prawo czasem zapominac ale na szczescie juz Was mam! :D ORZECH dziekuje za wiersz, Grabek ma racje tylko zaspiewac piosenke Danuty Rinn. GRABKU kochany pozwol, ze zaspiewamy to razem http://www.wrzuta.pl/audio/9AuTw4mx1i/danuta_rinn_-_na_deptaku_w_ciechocinku. JODELKO! Tak po cichu zazdroszcze Ci sloneczka, bo u mnie niestety go nie ma, ale od czwartku zapowiadaja poprawe pogody juz nie wiem czy im wierzyc, zobaczymy. Zycze milego wypoczynku nad woda :D . Pozdrawiam!