JARZEBINA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez JARZEBINA
-
Przysłowia - kwiecień........... Choć i w kwietniu słonko grzeje, nieraz pole śnieg zawieje. Gdy Marek z deszczem przychodzi, posuchę w lecie rodzi. Gdy na Wojciecha rano plucha, do połowy lata będzie ziemia sucha. Gdy w końcu deszcz rosi, błogosławieństwo polom przynosi. Grzmot w kwietniu dobra nowina, już szron liści nie pościna. Jak deszcz w świętego Marka, będzie ziemniaków tylko miarka, a gdy w Marka pogoda, na ziemniaki uroda. Jak długo żaby przed Markiem rechoczą, tak długo deszczu po Marku nie zoczą. Jak na święty Wojciech rosa, to siej dużo prosa. Jeśli pszczoły w kwietniu nie latają, to długie chłody zapowiadają. Kiedy grzmi na świętego Wojciecha, rośnie rolnika pociecha. Kiedy Marek przypieka, człek jeszcze na ziąb ponarzeka. Kiedy Marek skwarem zieje, w maju kożuch nie dogrzeje. Kiedy w kwietniu słonko grzeje, rolnik nie zubożeje. Kiedy w kwietniu słonko grzeje, rolnik nie zubożeje. Kiedy w Wielki Piątek pada, suche lato deszczyk ten nam przepowiada. Kto na wiosnę pracuje, w zimie wozy ładuje. Kwiecień – plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata. Kwiecień ciepły, chłodny maj, mokry czerwiec, Boże daj. Kwiecień ciepły, mokry maj, będzie żyto jako gaj. Kwiecień co deszczem rosi, wiele owoców przynosi. Kwiecień gdy deszczem plecie, maj ustroi w kwiecie. Na świętego Justyna siew się w polu zaczyna. Na świętego Urbana wszystka rola zasiana. Na świętego Wojciecha w polu radość, uciecha. Po Urbanie chwile jakie i lato takie. Pogody kwietniowe, słoty majowe. Sprzyja nam rok, gdy kwiecień wilgotny, nie bardzo słotny. Śnieg kwietniowy – trawie i koniowi zdrowy. Świętego Marka – ostatek grochu do garnka. Święty Izydor wołkami orze, a kto go poprosi – to mu dopomoże. W dzień Wojciecha świętego ptaki przylatują jego.
-
Kochane Drzewka i juz mamy............ KWIECIEN Przyszedł kwiecień, miesiąc wiosny, miesiąc ciepły i radosny. Kwitną kwiaty, kwitną drzewa. W polu, w lesie ptak zaśpiewa. I my także się cieszymy, na rowery się śpieszymy Hulajnogi, rolki komu? My nie chcemy siedzieć w domu! Na wycieczkę Gdy na polu ciepło już, rzucam hasło \"trampki włóż\" ! Na wycieczki przyszedł czas- góry, łąki, pola, las. Już nas woła, już przyzywa, nic nas w domu nie zatrzyma. Wybierz z nami się i Ty! Ruszaj w drogę, pokaż styl. Pozdrawiam i zycze milego dnia!
-
DZIEN DOBRY BIESIADO JODELKO! Pewnie musialabym skorzystac z tej diety, bo co nie co po zimie zostalo :D GRABKU ORZECH Mamy piekny sloneczny dzien! :DZIEN.......... :D :D :D Prima aprilis.......... W dniu pierwszego kwietnia nie słuchaj radia, nie czytaj gazet. Zrób komuś figla i nie myśl, że się pomylisz, bo to dziś mamy Prima Aprilis. Wyrzuć złości wyrzuć żale. Nie bądź smutny, zrób kawały. Pójdź do pracy, pójdź do szkoły bądź człowiekiem prima aprilisowym. Prima Aprilis, więc skończyła się zima Nadszedł czas wiosny, a zatem okres radosny A, że pierwszy kwiecień mamy, dlatego psoty wyprawiamy. Wolę żarty dobre psoty dziś mamy wiele Do roboty, wytrę dziurę, posypię ciasto chili a czy wiesz dlaczego? Bo dziś jest prima aprilis. Prima aprilis nie czytaj gazet, książek, bo się pomylisz.
-
Kochane Drzewka przesylam WAM te wiosenne kwiatki :D http://www.youtube.com/watch?v=UIrUdXmcH6g&feature=related
-
DZIEN DOBRY BIESIADO Kochane Drzewka....... i nareszcie zawitala Pani Wiosna! :D JODELKO! taka rozpiewana wczoraj bylas , dziekujemy Ci bardzo!i pozdrawiam serdecznie . Chociaz jeszcze Grabek i Orzech nie zagladali to tez pozdrawiam , bo po co ma ktos sie czegos znowu doszukiwac :D ::::::::::::::: W I O S N A :::::::::::::: Gdy pierwszy raz człowiek młody swą nagą stopą dotyka wody czuje jej bliskość oddechu i pokłon składa ciepłemu echu. Wiatr mu czuprynę targa kędzierzawą jak targał wczoraj rzeczną taflą lawy a tam gdzie jaskrawość ciepła wstaje rozpuszcza warkocze nad wonne gaje. I słona kropla po czole spływa kędy stąpa bogini wiosny złoto-grzywa i wonny rozchodzi się zapach trawy owiany ciepłem zórz zielono-rdzawy. A wśród tych letnich powiewów słychać cichy śpiew krzewów a ona uśmiecha się do słońca bogini, córa, kwiatami władająca. Zycze milego dnia i sloneczka :D
-
DZIEN DOBRY BIESIADO! JODELKO! GRABKU! ORZECH! i wszystkim ,ktorzy tu zagladaja Zapowiada sie piekny dzien, wiec zycze Wam milego odpoczynku i duzo sloneczka :D Do serca w niedzielę . Dziękuję ci, serce moje, że nie marudzisz, że się uwijasz bez pochlebstw, bez nagrody, z wrodzonej pilnosci. Masz siedemdziesiąt zasług na minutę. Każdy twój skurcz jest jak zepchnięcie łodzi na pełne morze w podróż dookoła świata. Dziękuję ci, serce moje, że raz po raz wyjmujesz mnie z całości nawet we śnie osobną. Dbasz, żebym nie prześniła się na wylot, na wylot, do którego skrzydeł nie potrzeba. Dziękuję ci, serce moje, że obudziłam się znowu i chociaż jest niedziela, dzień odpoczywania, pod żebrami trwa zwykły przedświąteczny ruch. Wislawa Szymborska.
-
Witam kochana JODELKO! dziekuje za piekne wiersze i opowiadanie. Do zwierzen Basi przytocze oto taki wierszyk! :D :D :D Orzech! dziekuje za wiersze. Gdy byłam małą dzierlatką Miałam kochaną Babcię, wspaniałego Dziadka Kochali mnie oni szczerze Ja naprawdę w tą milość wierzę. Współczesne Babcie i Dziadkowie Inne problemy mają w glowie Bardzo chętnie swych wnuków sluchają Gdy im nowosci do glowy wtłaczają. Bo jak to przecież być może By moja Babcia siedziała w pokorze. Ona musi SMS -y wysłać Przecież jest już na tyle bystra. Czym dla Babuni jest internet Opanowała czat i klikanie w net. Surfing uprawia tu co wieczora Nawet do flirtu byłaby skora. Fajnie mieć taką Babunię Co wszystko tak dobrze rozumie Oraz takiego super Dziadzusia Co do niczego wnucząt nie zmusza Babciu i Dziadku żyjcie nam wiecznie Kiedy Was mamy jest nam bezpiecznie Weselej życie nasze upływa Mimo, że lat nam wszystkim przybywa. Pozdrawiam cala Biesiade!:D
-
Witam Biesiado Dzien dobry usmiechniety GRABKU :D do Ciebie i :D sie! Jak te tygodnie szybko mijaja! Znowu mamy weekend a za dwa dni konczy sie marzec i pierwszy kwartal za nami. Dziekuje za piekne wiersze JODELKO Orzech ____________TAJEMNICA SZCZESCIA______________ Pewien młodzieniec zapytał najmądrzejszego z ludzi o tajemnicę szczęścia. Mędrzec poradził młodzieńcowi, by obszedł pałac i powrócił po dwóch godzinach. Proszę cię jedynie o jedno - powiedział mędrzec, wręczając mu łyżeczkę, na której umieścił dwie krople oliwy. W czasie wędrówki nieś tę łyżeczkę tak, by nie wylała się oliwa. Po dwóch godzinach młodzieniec wrócił i mędrzec zapytał go : Czy widziałeś wspaniale ogrody? Czy zauważyłeś piękne pergaminy? Młodzieniec ze wstydem wyznał, że nie widział niczego. Troszczył się jedynie o to, by nie wylać kropel oliwy. Wróć i spójrz na cuda mego świata -powiedział mędrzec. Młodzieniec wziął łyżeczkę i znów zaczął wędrówkę, ale tym razem obserwował wszystkie dzieła sztuki. Zobaczył też ogrody, góry i kwiaty. Powrócił do mędrca i szczegółowo zdał sprawę z tego, co widział. Gdzie są te dwie krople oliwy, które ci powierzyłem? - spytał mędrzec. Spojrzawszy na łyżeczkę, chłopak zauważył, że ich nie ma. Oto jedyna rada, jaką mogę ci dać, powiedział mędrzec : Tajemnica szczęścia tkwi w dostrzeganiu wszystkich cudów świata, przy jednoczesnej dbałości o dwie krople oliwy na łyżeczce. Bruno Ferrero. Pozdrawiam i zycze milego popoludnia !
-
CZYM JEST SZCZESCIE Pewien człowiek, który był wciąż smutny i nie potrafił odnaleźć w życiu radości, usłyszał podczas przechadzki w parku śpiewającego cudnie ptaka: - Zazdroszczę Ci - powiedział, stanąwszy pod drzewem - Musisz być bardzo szczęśliwy, skoro tak pięknie wyśpiewujesz swoją radość. - Ale ja nie dlatego śpiewam, że jestem szczęśliwy - odpowiedział ptak. - Jestem szczęśliwy, dlatego że śpiewam. autor nieznany. Pozdrawiam cala Biesiade!
-
Witaj Biesiado! ORZECH JODELKO a gdzie nasz GRABEK ? Dziekuje za opowiadanie i wiersze Kochane Drzewka u mnie juz wiosennie i mam nadzieje, ze juz tak zostanie.:D ___________________ KRAG RADOSCI______________________ Któregoś ranka, a było to nie tak dawno temu, pewien rolnik stanął przed klasztorną bramą i energicznie zastukał. Kiedy brat furtian otworzył ciężkie dębowe drzwi, chłop z uśmiechem pokazał mu kiść dorodnych winogron. - Bracie furtianie, czy wiesz, komu chcę podarować tę kiść winogron, najpiękniejszą z całej mojej winnicy? - zapytał. - Na pewno opatowi lub któremuś z ojców zakonnych. - Nie. Tobie! - Mnie? - Furtian aż się zarumienił z radości. - Naprawdę chcesz mi ją dać? - Tak, ponieważ zawsze byłeś dla mnie dobry, uprzejmy i pomagałeś mi, kiedy cię o to prosiłem. Chciałbym, żeby ta kiść winogron sprawiła ci trochę radości. Niekłamane szczęście, bijące z oblicza furtiana, sprawiało przyjemność także rolnikowi. Brat furtian ostrożnie wziął winogrona i podziwiał je przez cały ranek. Rzeczywiście, była to cudowna, wspaniała kiść. W pewnej chwili przyszedł mu do głowy pomysł: - A może by tak zanieść te winogrona opatowi, aby i jemu dać trochę radości? Wziął kiść i zaniósł ją opatowi. Opat był uszczęśliwiony. Ale nagle przypomniał sobie, że w klasztorze jest stary, chory zakonnik i pomyślał: \"Zaniosę mu te winogrona, może poczuje się trochę lepiej\". I tak kiść winogron znowu odbyła małą wędrówkę. Jednak nie pozostała długo w celi chorego brata, który posłał ją bratu kucharzowi, pocącemu się cały dzień przy garnkach. Ten zaś podarował winogrona bratu zakrystianowi (aby i jemu sprawić trochę radości), który z kolei zaniósł je najmłodszemu bratu w klasztorze, a ten ofiarował je komuś innemu, a ten inny jeszcze komuś innemu. Wreszcie, wędrując od zakonnika do zakonnika, kiść winogron powróciła do furtiana (aby dać mu trochę radości). Tak zamknął się ten krąg. Krąg radości. Nie czekaj, aż rozpocznie kto inny. To do ciebie dzisiaj należy zainicjowanie kręgu radości. Często wystarczy mała, malutka iskierka, by wysadzić w powietrze ogromny ciężar. Wystarczy iskierka dobroci, a świat zacznie się zmieniać.
-
Kochane Drzewka nareszcie zawitala Wiosna, dzis bylo juz slonecznie a od jutra ma byc coraz cieplej ! :D Zycze milego wieczoru i
-
Po wielu prośbach i obietnicach, rodzice zgodzili się, aby Alicja i Jagienka wyjechały razem na obóz. Dla dziewczyn te wakacje zapowiadały się cudownie. Dopiero za dwa tygodnie miały wyjechać, ale już robiły zakupy– oczywiście razem. Alicja doskonale pamiętała tamte chwile, wtedy tak szczęśliwe, teraz naprawdę ją bolały. Nadszedł ten niezwykły dzień, dwie przyjaciółki wyjechały. Na obozie bardzo szybko zjednały sobie pozostałych uczestników. Po dwóch dniach wszyscy je już znali, wiedzieli też, że czy na górski szlak, czy tylko na stołówkę, Alicja nie pójdzie bez Jagienki, a Jagienka bez Alicji. Wszyscy zgodnie uważali, że są nierozłączne, niektórzy mawiali nawet, że to ich jedyna wada– wszędzie są we dwie. Łzy po policzkach Alicji zaczęły płynąc szybciej. Nawet przez tę okrutną samotność, która ją otaczała, nie potrafiła zapomnieć tamtych dni. Obozowicze nie znali ich długo, a i tak bardzo często twierdzili, że dziewczęta nawzajem się uzupełniają. Energiczna, pełna pomysłów, rudowłosa Jagienka świetnie pasowała do delikatnej, romantycznej Alicji o włosach w kolorze czekolady. Alicja zajrzała do pamiętnika. W czasie obozu pisała bardzo mało. Teraz tego żałowała, bo ten pamiętnik, który często czytała także Jagienka, był najlepszym lekarstwem na wszelki smutek. Obóz szybko się skończył. Jednak do końca wakacji pozostawał jeszcze cały miesiąc. W między czasie Jagienka „znalazła” chłopaka, ale nawet to nie przeszkodziło przyjaciółkom w urządzaniu długich spacerów i wycieczek rowerowych. Zbliżał się ostatni tydzień wakacji... Teraz Alicja zacisnęła pięści, czuła się fatalnie. To była tylko minuta, która zmieniła jej życie… Dziewczynki miały rozstać się na ostatni tydzień wakacji. Jagienka jechała do swojej babci. Przyjaciółki pisywały do siebie prawie codziennie. Wielkimi krokami nadchodził ostatni dzień wakacji i Jagienka miała wrócić. Alicja na powitanie zrobiła dla przyjaciółki bransoletkę z muliny. Alicja ściszyła nieco radio, teraz już nic nie było w stanie zniszczyć tego skupienia, w którym się znajdowała… Alicja już wychodziła, była prawie gotowa, ale zadzwonił telefon. Dziewczyna mimo możliwości spóźnienia się na przywitanie z Jagienką, postanowiła odebrać jeszcze natarczywie dzwoniące urządzenie. Podbiegła do telefonu i powiedziała: „Halo.” Powtórzyła ten wyraz drugi raz, bo w aparacie zaległa cisza. Po chwili usłyszała głos swojej mamy… cdn......
-
Witam Biesiado! JODELKO! GRABKU! ORZECH! Dziekuje za piekne opowiadania i wersze! Ostatnio jestem bardzo zajeta nie mam czasu wpasc rano na Biesiade ale moje kochane drzewka mysle o WAS! ::::::::::::::::::Opowiadanie o samotnosci::::::::::::::::::::::::::: Trwał zimowy wieczór. Płatki śniegu wirowały za oknem. Alicja siedziała w najprzytulniejszym kącie swojego pokoju. Pokoik był dość duży, urządzony w ciepłych, pastelowych kolorach. Wszyscy zachwycali się prostotą, a zarazem oryginalnością tego wnętrza. Alicja sama stała się na chwilkę dekoratorką wnętrz i zaprojektowała swój pokój. Jak na piętnastolatkę, udało jej się to bardzo dobrze. Teraz, w czasie tej zimy, pokój ten był dla Alicji prawdziwą pociechą. Za oknem było szaro, ciemno i ponuro, dokładnie tak jak w sercu Alicji. Jednak jej ulubiona piosenka i światło zapalonej świeczki, przywiodły ze sobą wspomnienia… Dziewczyna wprowadziła się tu trzy lata temu. Na początku ciężko było jej znaleźć jakąś dobrą koleżankę, a co dopiero przyjaciółkę… I właśnie dwa lata temu, w tak samo mroźną zimę, Alicja potknęła się i przewróciła na idącą obok dziewczynę, ale ta nie była zła. Wprost przeciwnie. Dziewczynka szybko wstała i pomogła podnieść się Alicji. Nastolatki od razu znalazły ze sobą wspólny język. Alicja od przeprowadzki nie poznała jeszcze tak miłej osoby jak ta rudowłosa, energiczna dziewczyna. Okazało się, że Alicja i jej nowa koleżanka, Jagienka, są w tym samym wieku, mieszkają blisko siebie, a nawet chodzą do tej samej szkoły. Rozstając się dziewczynki same dziwiły się jak to się stało, że do tej pory się nie spotkały. Alicja tamtego wieczoru napisała w swoim pamiętniku: „Znalazłam przyjaciółkę. Nazywa się Jagienka i jest naprawdę wyjątkowa.”. Wkrótce, pomimo że dziewczynki chodziły do innych klas, większość osób uznawało je za papużki nierozłączki. Na boisku, w klasie, na przedstawieniu– wszędzie były razem. Jeśli jedna zachorowała, druga już do niej biegła. Razem przeżywały wszystkie swoje radości i smutki, sukcesy i porażki. Teraz Alicja siedziała sama. Po jej policzkach płynęły łzy. Była samotna, straciła tak ważną część swojego życia… Dziewczynie na myśl przyszło jeszcze tylko jedno, ostatnie już wspomnienie. To, co teraz kotłowało się w głowie tej delikatnej dziewczyny, było zarówno najprzyjemniejszym jak i najsmutniejszym wydarzeniem z jej życia… cdn......
-
Wybiła północ. Smętnie szedłem ulicą, a po policzkach płynęły mi gorące łzy. Miałem ochotę wrzasnąć, jak zabijane zwierzę, ale wiadomo, cisza nocna. Postanowiłem wrócić do domu. Co tam awantura. Nic gorszego od wiadomości Aldony mnie nie spotka... Dopiero nad ranem przyszedłem do domu. Niczym kot, przemknąłem do swojego pokoju. Alkohol wywietrzał w mroźnym powietrzu. Leżałem i nie zmrużyłem oka. Jak na złość była niedziela, rodzice w domu... - Co chcesz na śniadanie? – mama wpadła do mojego pokoju. - Brudne pampersy... – odburknąłem zasłaniając twarz dłonią. - Chyba jeszcze się nie dobudziłeś. – mama wzięła to za głupi dowcip i wyszła. Do wieczora nie wyszedłem z pokoju. Co za szczęście, że rodzice nie ingerują w to, co robię. Nic nie robiłem. Patrzyłem beznamiętnie w sufit. Choć od tej tragicznej wiadomości nie minęła nawet doba, byłem na skraju wyczerpania psychicznego. Była chwila, że chciałem skończyć ze sobą w moim własnym domu... Ze zbolałą miną wynurzyłem się z mojej nory. Musiałem się odświeżyć i zmierzyć z rodzicami. Przez popołudniowe godziny spędzone w moich czterech ścianach, przygotowałem sobie gadkę. Mama siedziała w pokoju, a tata w kuchni. Musiałem się zebrać i zwołać rodzinne posiedzenie. Łącznie z moją przygłupią siostrą. - Muszę wam coś powiedzieć. – nikomu nie patrzyłem w oczy. - Tak synu? – tata zawsze lubił konkrety. - Widzicie... jak byłem pod namiotem z chłopakami... to poznałem dziewczynę. – mówiłem dość niewyraźnie, gdyż obgryzałem paznokcie. - Aldonę. – moja siostra wykazała się błyskotliwością. - Aldonę... i my... to, co robią zakochani... – miałem totalny paraliż ust. - Uprawialiście seks. – skąd ta trzynastoletnia smarkula zna te określenia?! - Ona jest w ciąży!!! – wykrzyczałem na tyle głośno, że nawet głucha babcia w Poznaniu by usłyszała. Mama się przeżegnała. Tata wybałuszył oczy. Siostra otworzyła usta. Wszyscy wiedzieli, że mówię poważnie. U nas nic się nie owijało w bawełnę. Awantury, jaka z tego wyszła, nie będę opisywał. Nigdy nie słyszałem tylu rzeczy pod swoim adresem. Tylu niemiłych rzeczy. Wybiegłem z domu. Żadne tam „przepraszam” nikogo by teraz nie urządzało. Poszedłem do Arka, zadzwonił, że wrócili przez świętami. Musiałem się komuś wygadać. Komuś, kto by mnie zrozumiał. Przyjaciel spisał się na medal. Nie pytał, nie krytykował, nie próbował pocieszać. Na koniec rzucił tylko półżartem, półserio: - Jednak ten ostatni dzień wakacji zapadnie wszystkim w pamięć... Niewątpliwie. Po kilku tygodniach, gdy emocje opadły, zacząłem przyzwyczajać się do nowej sytuacji. Rozchmurzyłem się, pogodziłem z rodzicami. Mój nieco lepszy humor udzielił się także Aldonie. Przetrawiłem wpadkę i nadal byliśmy razem. - No, nie smuć się, nie chcę, by mój syn był smutasem. – powtarzałem jej, gładząc coraz bardziej wypukły brzuch. - A jeśli będzie córeczka? – wtedy na jej twarzy pojawiał się cień radości. Byliśmy spokojni o przyszłość naszego dziecka. Mama Aldony jest na rencie, nie pracuje. Obiecała zająć się dzieckiem, choć na początku chciała wyrzucić Aldonę z domu. W porę zrozumiała, że to będzie jej być może jedyny wnuk (Aldona nie miała rodzeństwa, a lekarze mówili, że to przejściu tej ciąży może być bezpłodna). My będziemy się edukować, a popołudniami spełniać w roli rodziców. Dopiero to wydarzenie nauczyło mnie definicji prawdziwej miłości. Chciałbym, żeby cała nasza mała rodzinka, wiedziała, czym jest ta miłość...
-
Nie ustąpiłem. W końcu rodzice uczyli mnie dobrych manier. Bardzo niechętnie przystała na zdjęcie płaszcza. Pod nim miała ładny sweterek w paski. Gdy odwróciła się do mnie przodem, wybuchła płaczem. Nie wiedziałem, co jej jest. Zrozumiałem dopiero po chwili. Spojrzałem na jej brzuch. Od kiedy ją znałem, była szczupła, może nawet za bardzo. Teraz brzuch był znacząco zaokrąglony. - Spodziewasz się dziecka? Gratuluję! – rzekłem wesoło i chciałem ją przytulić. Odsunęła się i spojrzała na mnie złowrogo. Zrozumiałem, jakie palnąłem głupstwo. Przecież to niemożliwe, by 16-latka cieszyła się z ciąży. Zaproponowałem jej herbatę i chciałem porozmawiać na spokojnie. Zgodziła się i trochę uspokoiła. - To dlatego nie chciałaś się ze mną ostatnimi czasy widywać? – zapytałem, mając nadzieję, że nie wyczuje w moim głosie nuty goryczy. - Tak. Bałam się... – nie patrzyła mi w oczy. Teraz rozmawiałem z nią bardziej, jak z przyjaciółką niż dziewczyną. Nie była skora do wyznań. - A wiesz kto jest ojcem? - Doskonale wiem! – poderwała się od stołu, rozlewając herbatę na ulubiony dywan mojej mamy. – Zdaje się, że ty też powinieneś! - Ja? – wskazałem na siebie, a w mym głosie słychać było drwinę. Nagle krew odpłynęła mi z twarzy. Czułem to. Jezu, ale ja jestem niedomyślny! Przychodzi do mnie, rozmawia o ciąży... wszystko jasne! Jestem OJCEM dziecka, które ona nosi pod sercem! Poczułem się, jakbym to ja był w ciąży i właśnie zaczynał rodzić. Aldona stała i płakała, a ja siedziałem, twardo trzymając się krzesła. Nie patrzyłem na nią, ona na mnie też nie. - Dziecka nie usunę. – oznajmiła chłodno po jakiś dziesięciu minutach ciszy. - Będę ojcem... nie usuniesz... – nie docierały do mnie fakty. Nerwowo stukałem palcami w blat stołu. Coraz intensywniej... - Lepiej będzie, jeśli już pójdziesz. – podałem jej płaszcz. Wyszła bez słowa, wlokąc nogami po zaśnieżonym podjeździe. Osiemnasta – mruknąłem sam do siebie. Rodzice wracali zazwyczaj o dwudziestej. Siostra była na urodzinach u koleżanki. Trzeba dorosnąć – napiąłem muskuły i założyłem kurtkę. W sklepie kupiłem jedną czystą. Jak pijak usiadłem na pustej o tej godzinie alei i wypiłem do dna. Nie czułem, że alkohol uderzył mi do głowy. Czułem się trzeźwy jak nigdy. Bałem się jednak wracać w tym stanie do domu. Po pierwsze – alkohol, po drugie – jak ja spojrzę w oczy rodzicom?! Nie miałem gdzie się podziać. Chłopaków nie było. Zdesperowany poszedłem do Mai. - Powiedz, ty wiedziałaś! Wiedziałaś i nic nie powiedziałaś! – miałem do niej żal. - Aldona nie kazała nikomu mówić! Przysięgłyśmy jej! Bla, bla... babska przysięga. Jak można zatajać takie sprawy? Co jak co, ale ja powinienem być poinformowany! cdn.....
-
Żegnaj przygodo. Dom. Ostatnie dni sierpnia zostały na relaks w mieście. Nasze dziewczyny dojechały wieczorem i tak, jak się umawialiśmy zadzwoniły. Umówiliśmy się na spotkanie już następnego dnia. - Stęskniłam się. – Aldona wpiła się w moje usta, a ja mocno ją objąłem. - Ja też. – udało mi się szepnąć między pocałunkami. Jeden dzień, a już taka tęsknota. Strach pomyśleć, co będzie dalej! Poszliśmy naszą magiczną szóstką na Rynek, gdzie odbywało się pożegnanie wakacji. Znani wykonawcy, kabarety... szara, miejska codzienność. Ostatki letniej swobody dosłownie przeciekły nam przez palce. Czas było szykować się do budy. Szczęśliwym trafem dziewczyny uczęszczały do szkoły położonej zaledwie dwie przecznice od naszej. Tak więc mogliśmy spotykać się bezpośrednio po wyjściu. Na początku tak było. Czasami spędzaliśmy czas wszyscy razem, czasem chodziliśmy gdzieś tylko we dwoje... po jakiś trzech miesiącach Aldona zaczęła mnie unikać. Nie wiedziałem, co było tego powodem. Pytałem przyjaciół, czy Majka i Sara też tak się zachowują wobec nich. Zaprzeczyli. Postanowiłem porozmawiać z laskami na osobności. Chciałem się dowiedzieć, co działo się z moją dziewczyną, chyba miałem do tego prawo? Twardo twierdziły, że nic nie wiedzą, ale gdy tylko zaczynał się temat Aldony, wyglądały na speszone. Grudzień. Pewnego zimowego wieczora siedziałem w domu sam jak palec. Dawid i Arek wyjechali już do rodziny, choć do świąt był jeszcze tydzień. Zadumałem się, siedząc na oknie. Rzadko mi się to zdarza, ale lubię takie chwile nostalgii... Z transu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zabiję ją – byłem pewien, że to moja młodsza siostra dobija się do drzwi. Zawsze zapominała kluczy. Otworzyłem drzwi i ujrzałem w nich Aldonę. Moją dziewczynę (może już byłą, nie widziałem jej sporo czasu), całą w śniegu. - Mogę wejść? – zapytała niepewnie, choć zawsze była taka bezpośrednia. - Pewnie, nie pytaj. – ustąpiłem jej miejsca w drzwiach. – Zdejmij kurtkę. Powinienem chyba powiedzieć płaszcz. Nie wiedziałem, że lubi takie workowate ubrania. - Lepiej nie... ja tylko na chwilę. – powiedziała. cdn.....
-
Faktycznie, jej pomysł bardzo mi odpowiadał. Całowaliśmy się długo i namiętnie. Powoli położyliśmy się na śpiworach, zajmując cały namiot. Nie przestawaliśmy łączyć się w pocałunku. - Nie znamy się długo, ale jestem gotowa. – Aldona usiadła na i zaczęła ściągać bluzkę. Na taki obrót sprawy nie byłem przygotowany. Czy ona chce...? - Nie mam prezerwatyw. – odparłem trochę zszokowany widokiem dziewczyny w staniku. - Będziemy uważać. – zamruczała, zsuwając spódniczkę. Ponownie wtuliła się we mnie, całując jeszcze bardziej namiętnie, niż poprzednio. Byłe strasznie spięty wizją uprawiania seksu. Chyba to wyczuła. - Rozluźnij się. Łatwo było powiedzieć. Po chwili poczułem jednak, co mam robić. W mgnieniu oka nasze ubrania znalazły się w całym namiocie, niedbale porozrzucane. Byliśmy nadzy. To był mój pierwszy stosunek seksualny, fizyczna bliskość z dziewczyną. Nie chciałem dać plamy i bardzo się starałem, kontrolując sytuację. Naprawdę, seks bez zabezpieczenia był stresujący! Jednak to ja się bałem, Aldona nic sobie z tego nie robiła, będąc blisko orgazmu. I tak skonsumowaliśmy nasz jakże krótki związek. Byłem szczęśliwy. Zapewne moim przyjaciołom nie udało się tak cudownie zakończyć wakacji. Następnego dnia rano musieliśmy zwolnić pole namiotowe. Dziewczyny miały zostać do wieczora. - Jak przyjedziecie do Wrocławia, dajcie znak. – rzuciliśmy, czule żegnając się z dziewczynami. Gdyby to było możliwe, unosiłbym się w powietrzu. Ze szczęścia. Jednak prawa fizyki nie przewidują dyspensy dla zakochanych. Nie mogłem dłużej trzymać mojej historii w tajemnicy przez przyjaciółmi. - Muszę wam coś wyznać... – zacząłem. - Tak, tak jesteś zakochany. – Arek machnął ręką, odrywając ją od kierownicy. – My też. - To też. Ale ja... – nie wiedziałem, jak to ująć. – Uprawiałem seks. – Wyrzuciłem z siebie najprościej, jak się dało. Widziałem, jak Dawid nerwowo zacisnął hamulec, a tylnie koło zapiszczało. Po chwili nasze rowery całkowicie się zatrzymały. - Lejesz wodę! Nie wierzę! - Ja sam w to nie mogę uwierzyć. Po krótkim postoju ruszyliśmy dalej. Opowiadałem chłopakom, jak było, ale najpikantniejsze szczegóły zostawiłem dla siebie, krępując się takimi wyznaniami, Słuchali, jak oczarowani. W głębi duszy chciałem, by odrobinę mi zazdrościli... cdn......
-
Postanowiliśmy, że ostatni dzień naszego pobytu nad jeziorem wszystkim zapadnie w pamięć. Przez tak krótki czas zżyliśmy się ze sobą. Nie tylko jako pary, ale także jako przyjaciele. Planowaliśmy zrobić coś szalonego. - Wy wymyślajcie, mi nic nie przychodzi do głowy. – Arek poddał się na samym początku naszych pertraktacji. - A wy dziewczyny, macie jakiś pomysł? – wspólnie szukaliśmy wyjścia, więc miałem nadzieję, że damska część naszego towarzystwa ma lepszą głowę do tych spraw. Podobnie jak my, pokręciły przecząco głowami. - Niech się dzieje, co chce. – olśniło Majkę. – Spontan to najlepsze rozwiązanie. Przyznaliśmy jej rację. Gdy się planuje, to i tak nic z tego nie wychodzi. Skończyliśmy naradę i udaliśmy się na plażę, żeby złapać ostatnie promienie słońca. Nadszedł w końcu tak długo oczekiwany przez nas wieczór. Nie trzymaliśmy się żadnych reguł. Poszliśmy wszyscy plażowe party. Tańczyliśmy jak dzicy, póki nie opuściły nas siły. - Nigdy tak dobrze się nie bawiłam! – Aldona darła się na całe gardło, ale przy tak głośniej muzyce ledwie ją słyszałem. Zabawa była planowana do białego rana, ale nie chcieliśmy tracić czasu. Arek powędrował gdzieś z Sarą, by zostać sam na sam. Przeciskając się z Aldoną do wyjścia z imprezy, nie widziałem też Dawida i Mai. Umowa była, że bawimy się wszyscy razem, ale w duchu cieszyłem się, że i my będziemy mieć trochę intymności. Długo spacerowaliśmy brzegiem jeziora. Nie jest to co prawda tak romantyczne, jak spacery nad morzem przy zachodzie słońca, ale liczy się towarzystwo, a nie widok. Siedzieliśmy na molo, w ciasnych uściskach. Sierpniowe wieczory nie są już tak ciepłe, jak w czerwcu, czy lipcu. - Szkoda, że nasza przygoda trwała tak krótko. – szepnęła Aldona, opierając swoją głowę o moje ramię. Odczuwałem to samo i aż żal ściskał moje serce, choć z pozoru byłem twardy. - Ależ będzie trwać, kochanie. Mieszkamy w tym samym mieście, godziny lekcyjne nie trwają całą dobę. – pocieszałem ją. Mówiłem przecież prawdę. Ustaliliśmy wcześniej, że nadal będziemy się spotykać. Że nasza miłość nie będzie wakacyjna, ulotna. Jest prawdziwa. I taka pozostanie. Wróciliśmy na pole namiotowe. Przyjaciele wymyślili sobie chyba niezłe rozrywki, środek nocy, a ich nie było. Ciągle byliśmy sami. Jeden namiot, dwie osoby... - Co będziemy robić? – Aldona siedziała już wygodnie na śpiworze Dawida. - Nie mamy tu zbyt dużo rozrywek. Radio się rozładowało. – starałem się zaproponować coś oryginalnego, ale w tych spartańskich warunkach nie było to raczej możliwe. - Mam lepszy pomysł... spodoba ci się... – dziewczyna przysunęła się do mnie, i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zamknęła mi usta pocałunkiem. cdn.....
-
Pewnie! Po pewnym czasie liczenie gwiazd nam się znudziło, wybraliśmy zgodnie tę najpiękniejszą. - Ode mnie dla ciebie. – pokazałem mieniący się na niebie punkt. - O nie, ode mnie dla ciebie! – zaczęliśmy się droczyć. Dla zabawy popchnęliśmy się na koc. Było dużo śmiechu, namiętne spojrzenia... w końcu nasze usta spotkały się w naszym pierwszym pocałunku... ale ona smakowała! Niewątpliwie byliśmy sobie przeznaczeni. - Ja się chyba zakochałam. – wyznała nieśmiało, gdy wracaliśmy na pole namiotowe. - Nie tylko ty. – objąłem ją ramieniem. Z miejsca naszego tymczasowego zameldowania biła łuna światła. Pali się, czy jak?! – przeszło mi przez myśl. - Witamy gołąbeczki! – czwórka przyjaciół powitała nas oklaskami. - Która jest godzina? – zdziwiłem się, widząc ognisko. - No, straciłeś poczucie czasu? – Dawid mrugnął okiem i wyciągnął komórkę. - Dwadzieścia po pierwszej. – odpowiedział. - Mogliście o tej godzinie rozpalić ognisko? – bałem się, że właściciel nie byłby zachwycony. - Tak, siadajcie. – Majka zakończyła naszą gadkę-szmatkę i podała dwa kije. Było naprawdę świetnie. Romantycznie i wesoło. Zauważyłem, że moi przyjaciele też zbliżyli się przez czas imprezy (lub innego zajęcia, nie było mnie przy nich) do dziewczyn. Kolejne dni to była sielanka. Trzy roześmiane pary (czyli my) niewątpliwie dodawały uroku Gorzelicom. Kilkakrotnie byliśmy zwycięzcami konkursów tańca na plaży, najbardziej charyzmatycznymi nastolatkami w turnusie... szkoda, że czas płynął tak nieubłaganie. Liczyło się tu i teraz. Nie przejmowaliśmy się przyszłością. Dziewczyny też były z Wrocławia, więc przejazd autobusem nie stanowił żadnego problemu. cdn.....
-
Przed klubem roiło się od młodzieży. Impreza nie rozkręciła się jeszcze na maxa, więc większość obecnych wietrzyła się na tarasie. Gdzie one są? – rozglądałem się na boki. Były. Stały we trzy, ubrane w kuse spódniczki i lśniące bluzki. Co za widok... - Hej! To co wchodzimy? – Sara przywitała się jako pierwsza i wskazała na drzwi. - Jasne! Zajęliśmy stolik przy wyjściu na taras, by było choć trochę świeżego powietrza i wskoczyliśmy na parkiet. Gdy DJ grał szybkie kawałki, tańczyliśmy w grupie. Po kilku hitach, w głośnikach rozległo się przyjemne brzmienie gitary. Moja ulubiona wolna piosenka. - Zatańczysz? – zapytałem Aldonę, czując, jak rośnie mi klucha w gardle. - Tak, to moja ulubiona nuta. – szepnęła i wtuliła się w moje ramiona. No proszę, mamy takie same upodobania muzyczne, to już coś. Gdy przyjaciele zobaczyli, jak bujamy się na parkiecie, zaproponowali to samo dziewczynom, które „odpoczywały” przy stoliku, w duchu czekając pewnie na propozycję. Tak nasze trzy piękne pary równo i spokojnie wirowały w rytm muzyki. Trwaj chwilo! – pomyślałem. Najchętniej nie wypuszczałbym Aldony z objęć. Gdy utwór się skończył, kręciło nam się w głowach. - Mam ochotę się przejść. – słyszałem, jak Sara zaproponowała spacer Arkowi. No tak, na tańcu się nie kończy. Delikatnie chwyciłem Aldonę za rękę i poprowadziłem ją w stronę wyjścia. Co robił Dawid z Mają, nie było dla mnie ważne. - Dokąd idziemy? – Aldona była zdziwiona. - Ciii... pokażę ci naprawdę piękne miejsce... – starałem się być tajemniczy. Zasłaniając jej oczy, prowadziłem cały czas do przodu. Miałem zamiar pokazać jej polankę nad jeziorem, na którą jeździłem z dziadkiem, kiedy byłem mały. Mogłem chociaż mieć gwarancję, że będziemy sami, to naprawdę ustronna okolica. - To był azyl mojego dzieciństwa. – powoli zsunąłem dłoń z jej oczu. - Ale pięknie... – rozejrzała się w koło, nasłuchując cykania świerszczy. - Usiądźmy. – zaproponowałem. Położyłem swoją kurtkę na trawie i usiedliśmy. Niebo było usiane tysiącami gwiazd. - Policzymy? – uśmiechnąłem się, zaglądając Aldonie głęboko w oczy. Odwzajemniła moje spojrzenie przez dłuższą chwilę, po czym rzekła: cdn......
-
Następnego dnia zerwaliśmy się skoro świt. Poranna gimnastyka, śniadanie... dobudzeni pobiegliśmy na plażę. - Tam są! – krzyknął Dawid i skierowaliśmy się w stronę dziewcząt. - Hej! Dziś rewanż! – przywitałem się, szczególnie patrząc na Aldonę. - Nie macie szans! – roześmiały się. Po pogawędce i tak poszliśmy grać. Tym razem to my wygraliśmy. Myślę, że dziewczyny dały nam zdobyć decydujące punkty, ale liczy się satysfakcja. - Zdaje się, że mamy nowych liderów. – Aldona tłumiąc śmiech, udawała wielce zmartwioną. - Przecież my tylko daliśmy wam wczoraj wygrać, żeby było wesoło. – Arek wzruszył ramionami. Trzeba było wyłożyć karty na stół. Nie mogliśmy wiecznie odwlekać okazania dziewczynom swojego zainteresowania. - Macie jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – zapytałem, nerwowo gestykulując rękami. - W sumie nie. – Sara spojrzała na koleżanki. – A wy? My? Owszem mamy! I to związane z wami – od razu chciałem podskoczyć z radości, ale w porę się opanowałem. - No...e... my wybieramy się do klubu na imprezę. – Dawid odzyskał głos. - Świetnie, spotkamy się. – skwitowała Majka, po czym dziewczyny ruszyły w stronę zejścia z plaży. Teraz to już nic nie rozumiałem, myślę, że chłopaki także. Kto tu kogo zaprosił? My je? Czy one nas? Nieważne, kto kogo. Ledwo dotykając podłoża, powędrowaliśmy do naszego sektora na polu namiotowym. - Mamy randkę! Mamy randkę! – krzyczał Arek, strzepując z siebie piasek przyniesiony z plaży. Wyskoczyliśmy z kąpielówek i jeden przez drugiego biegliśmy do kabin prysznicowych. Przed tak ważnym spotkaniem trzeba było się odświeżyć. Następnie wybraliśmy najlepsze ciuchy, spośród tych, które mieliśmy. Najdroższa woda kolońska poszła na jeden raz. - No panowie, teraz chyba nie opędzimy się od napalonych adoratorek! – stanąłem sztywno, choć ubranie było sportowe i nie krępowało moich ruchów. - Ale mi wystarczy tylko jedna adoratorka! – Dawid się roześmiał. cdn......
-
- Pewnie. - No to chodźmy, póki boisko jest wolne. Nie mogliśmy uwierzyć, że tak łatwo nam poszło! Trzy dziewczyny, trzech chłopaków. Zapowiadało się ciekawie. Nasze nowe znajome okazały się mistrzyniami siatkówki plażowej, ale nie mogliśmy z nimi przegrać! W ostatecznym starciu jednak polegliśmy. Mimo tego, zabawa była świetna. - No, widać, że rzadko w to gracie. – zgodnie z zasadami gry, podaliśmy sobie dłonie po skończonej grze. - Fakt, rzadko. Jak właściwie macie na imię? – dopiero Arek przypomniał sobie, że nie wiemy, jak królewny się nazywają. - Och, zapomniałyśmy się przedstawić. Ja jestem Aldona, a to Maja i Sara. – jedna z dziewcząt przedstawiła nam koleżanki. - Miło nam. Ja jestem Tomek, a to Arek i Dawid. – przejąłem ster naszej męskiej załogi. Wymieniliśmy przyjazny uścisk dłoni i umówiliśmy się na następne spotkanie. Dokładniej –rewanż w meczu, ale w planie były także inne rozrywki. Wieczorem w namiocie opowiadaliśmy sobie swoje wrażenia po spotkaniu z dziewczynami. - Mi się podoba Majka. Niby taka spokojna, ale ma w sobie to coś... – Dawid drapał się z rozmarzeniem po głowie, co znaczyło, że nad czymś głęboko myśli. - Taaa, ale Sara wydaje mi się bardziej pociągająca. – Arek skierował rozmowę na drugą dziewczynę. No tak, czyli sprawa była jasna. Im podobały się Maja i Sara, a mi w oko wpadła Aldona. Podboje miłosne nie wyjdą na złe naszej przyjaźni. - Najlepsza jest Aldona. Maja i Sara też są fajne. – dokończyłem rozmowę i zawinąłem się w śpiwór. cdn....
-
Przed nami był las, w którym mieniły się najróżniejsze kolory namiotów. Dojechaliśmy. Teraz trzeba było poszukać właściciela pola namiotowego i zapłacić za pobyt. - Sektor A jest wasz. Ile macie namiotów? – gruby mężczyzna wziął od nas pieniądze, spoglądając przez nasze ramiona na rowery. - Jeden, ale duży. – oznajmiłem i wskazałem na torbę leżąca na bagażniku. - Ok., macie taniej. – facet pogładził się po wąsach i zwrócił nam 100 zł. Byliśmy zachwyceni. Za tyle kasy mogliśmy zdrowo poszaleć. Zawróciliśmy i skierowaliśmy się do wyznaczonego sektora. Ale trafiła nam się miejscówka! Duża przestrzeń, ławeczka, skrzynka prądotwórcza... a to wszystko taniej niż zwykle. W czepku urodzeni – pomyślałem i uśmiechnąłem się pod nosem. Rozkładanie namiotu było ciężką i długotrwałą pracą. To nie to samo, co prowizoryczne namiociki, które rozkładaliśmy w trakcie naszej rowerowej wyprawy. Na szczęście śledzie lekko dawały się wbijać w podłoże, więc gdy nasz nowy dom już stanął, wyglądał dosyć pewnie. Rowerami nie musieliśmy się przejmować, były bezpieczne na posesji właściciela. Za darmo! Po wprowadzeniu się do wielkiej, brezentowej płachty, wskoczyliśmy w kąpielówki i ruszyliśmy na plażę. Nie trzeba było się wstydzić ciał. Po ostatnich miesiącach wyglądaliśmy bardzo zachęcająco. - Gdzie rozkładamy ręczniki? – Arek rozglądał się po zaludnionej plaży, szukając choć skrawka wolnego miejsca. - Hm... tam gdzie leżą zmysłowe ciała seksownych dziewczyn! – zgodnie krzyknęliśmy, po czym ruszyliśmy po gorącym piasku w stronę pomostu. - Ale syreny! Dawaj ręczniki! – Dawid zdjął okulary, by lepiej przyjrzeć się dziewczynom opalającym swoje wdzięki na moście. Prostując plecy, dumnie szliśmy z naszymi bagażami na sam koniec molo. Kątem oka zerkaliśmy, czy namierzone dziewczyny zwracają na nas uwagę. Zwracały i to jak! - Obmyślmy plan. – powiedziałem. – Musimy je jakoś do siebie przekonać! - Mam pomysł. Widzę, że mają ze sobą rakiety do tenisa. – konspiracyjnie rzekł Dawid, dyskretnie pokazując na koc lasek. – Muszą lubić sport. Gdyby tak... - ... zaproponować im siatkówkę?! – Arek dokończył zdanie, a my zerwaliśmy się z ręczników, wyciągając piłkę. - To kto proponuje grę? – zapytałem, trzymając piłkę w ręce. Wiedziałem, co znaczą te spojrzenia kumpli. Ja musiałem podjąć się tego zadania. Raz się żyje, przynajmniej zobaczą, że jestem odważny, choć miałem pietra. - Cześć dziewczyny! – zacząłem najluźniej, jak umiałem. – Niezdrowo jest tak cały czas się opalać. – pogroziłem im palcem. – Macie ochotę rozegrać z nami mały mecz? - Ciao! Siatkówka mówicie... – spojrzała na koleżanki. – Co wy na to? Pozostałe syreny przekręciło zmysłowo głowy i zamruczały: cdn.....
-
Po posiłku zaczęliśmy rozpakowywać nasze manele. Saga rodzinna trwała nadal. Usiedliśmy w wielkim ogrodzie rodziców Dawida, dumnie pokazując nasz dziennik z podróży. Szczegółowo opisywaliśmy każde zdjęcie, a wszyscy słuchali nas z zaciekawieniem. Nie zmyśliliśmy ani grama opowieści. Nasze przygody były na tyle interesujące, że nie trzeba ich było koloryzować. Wieczorem mogliśmy porządnie odpocząć. Tego dnia nie rządziliśmy po nocach na mieście. Udaliśmy się do swoich domów, kładąc się pierwszy raz od dłuższego czasu we własnych łóżkach. Gdy nasze kończyny poczuły pod sobą miękkość i świeżość pościeli, całkowicie pokazały swoje zmęczenie. Poszliśmy spać razem z kurami. Ostatnie dni lipca poświęciliśmy na regenerowanie organizmu. Dopiero teraz, gdy regularnie nie pokonywaliśmy kilkudziesięciu kilometrów, dały o sobie znać zakwasy. Najmniejszy ruch sprawiał ból, ale przysłaniała go ciągła radość z wyprawy. - Już nie mogę się doczekać wypracowania z języka polskiego. Wszystkim mina zrzednie, gdy napiszemy, co przeżyliśmy. – Dawid zacierał ręce na samą myśl o tym, jak zareagują szkolni niedowiarkowie. Nadszedł czas zmienienia kartki w kalendarzu. Sierpień. Ostatni z dwóch miesięcy wakacji. Niestety, na razie nie zamierzaliśmy powtórzyć naszej eskapady. Bynajmniej nie tak dalekiej. - Ludzie, co my będziemy robić w tym mieście przez bity miesiąc? – biadoliliśmy. - Ach, młodzieży, młodzieży... – ulubione powiedzenie mojej babci. – za moich czasów to się jeździło pod namioty, poznawało dziewczyny... w moim przypadku chłopców. I tak moja kochana babunia, Stefka, podsunęła nam pomysł, na którzy sami byśmy nie wpadli. Wakacje nad jeziorem! Namiot, wędki, a co najważniejsze, dziewczyny... tak, to była dla nas szansa wyrwać niezłe laski. - A wy co? Teraz wybieracie na podróż po Europie? – spytał mój ojciec z drwiną w głosie, widząc torby stojące przy rowerach. - Nie, jedziemy nad jezioro. Za dwa tygodnie wrócimy. Mama już wie. – odpowiedziałem, ignorując jego drwiący ton głosu. – Wiesz, tylko przydałyby mi się jakieś środki finansowe... – dodałem po chwili. - Masz, chłopcze i baw się dobrze. Wy też. – dał mi forsę i uśmiechnął się do moich przyjaciół. Najbliższe jezioro z wyznaczonym polem namiotowym było w Gorzelicach*, pół godziny jazdy od Wrocławia. cdn.....
-
Gdy się obudziliśmy, pogoda była już piękna. Słońce, ciepło, tylko gdzieniegdzie kałuże po deszczu, który padał poprzedniego dnia, a kto wie, pewnie i przez noc. Po pysznym wiejskim śniadaniu podziękowaliśmy za gościnę i ruszyliśmy dalej. Musieliśmy nadrobić stracony czas, pokonując więcej kilometrów. Krótki odpoczynek, do którego zmusiły nas warunki pogodowe, dobrze nam zrobił. Rozmawiając, zachwycaliśmy się cudownym zapachem siana i zaletami mieszkania na wsi. Nie zauważyliśmy, kiedy przed oczami ukazała nam się tabliczka, że jesteśmy w Poznaniu. Postanowiliśmy trochę pozwiedzać, zrobić zdjęcia i dodać do naszego dziennika, który z każdym dniem miał coraz mniej pustych kartek. Miasto oczarowało nas od pierwszej chwili. Zostaliśmy w nim dwa dni, oglądając to, za co nie trzeba było płacić. Znów musieliśmy nadrabiać kilometry. Dwa tygodnie podróży minęły nam tak szybko, że się nawet nie obejrzeliśmy. Najważniejsze było to, że dojechaliśmy na miejsce. Cali, zdrowi, z uczuciem wielkiej radości, dumy i satysfakcji. W Gdańsku zregenerowaliśmy siły, zatrzymując się w pensjonacie ciotki Arka. Chcieliśmy nacieszyć się miejscem, do którego dobrnęliśmy, pozwiedzać. Po obliczeniu bilansu trasy, mogliśmy sobie pozwolić na prawie trzy dni pobytu. Obiecaliśmy sobie, że w drodze powrotnej nie będziemy robić niepotrzebnych postojów. Nawet gdyby to przyrzeczenie się nie spełniło, nic by się nie stało, ale nasz plan nie byłby wykonany w 100%. Nadmorski kurort był piękny. Zwiedzaliśmy wszystko, co było polecone przez panią Jadzię, u której nocowaliśmy. Port, rynek, wszystko było bajeczne, prawie tak piękne, jak we Wrocławiu. Tutaj kończyliśmy pierwszą część naszego dziennika, zatytułowaną „W górę Polski”. Prymitywne, ale prawdziwe. Musieliśmy kupić nowy zeszyt, z obawy, że nie wystarczy nam na zapisywanie przygód z drogi powrotnej. Po trzech dniach pobytu w Gdańsku, zwinęliśmy żagle, a dokładniej manatki, które ze sobą wieźliśmy. Trzeba było wracać. Mimo naszego wieku, tęskniliśmy już za domem. Na szczęście codziennie kontaktowaliśmy się z rodzicami, szczegółowo zdając im relacje z wyprawy. Niebywałym szczęściem była pogoda, która cały czas okazywała nam się w najlepszej krasie. Byliśmy coraz bliżej Wrocławia, coraz bliżej domu, a czas, jaki wyznaczyliśmy sobie na powrót, okazał się za duży. Spokojnie mogła zdarzyć się jakaś akcja, ale zadowalało nas to, że tak dobrze nam idzie. W końcu nasza podróż dobiegła końca. Gdy wjechaliśmy do rodzinnego miasta, poczuliśmy cos w rodzaju dumy. Dumy, którą z pewnością odczuwają kolarze, przekraczając linię mety. Naszą metą był dom. Pojechaliśmy do Dawida, gdzie miała się odbyć „ceremonia powitalna”. - Tomasz, ale dostałeś mięśni! Nie da się ciebie uszczypnąć! – mama piała z zachwytu, chwytając moje ramię. - Naprawdę udało wam się pokonać całą trasę? – mama Arka nie mogła w to uwierzyć. Po odpowiedzi na setki pytań dotyczących naszej wyprawy, zasiedliśmy do uroczystego obiadu. Ależ nam brakowało ciepłej pieczeni, aromatycznego rosołu! Rzuciliśmy się na jedzenie, jak ostatnie hieny. cdn.....