JARZEBINA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez JARZEBINA
-
Kochane Drzewka zostawiam Wam opowiadanie o milosci! Opowiadanie o miłości. Bohaterami mojego opowiadania są Martyna i Marek. Jest to historia o wielkim uczuciu piętnastolatków. Różniła ich duża odległość kilometrów. Martyna mieszkała w Krakowie – klejnocie Polski. Marek to Pomorzanin. Mieszkał w Gdańsku. Technologia schyłku XX w. umożliwiła im porozumiewanie się. Pewnego weekendowego wieczoru w internetowej kawiarence poświęconej turystce, spotkały się dwie zabłąkane dusze. Oboje byli już na linii od kilkunastu minut. Pierwszy odezwał się Marek: - Cześć mała!!! Gdzie mieszkasz ?(-: - wiadomość wysłał na linię prywatną. - W Krakowie. Duży!!! Ta odpowiedz chyba zaskoczyła ośmielonego chłopaka, ale szybko wysłał kolejne pytanie: - Czy masz e-mail? - martysiak@onet.pl – odpowiedziała natychmiast Choć nie mógł znać uczuć dziewczyny, czuł jakąś moc, która przepływała przez plastykowe klawisze do dna jego serca. Mając pustkę w głowie, ponownie wysłał internetową buźkę: - (-: - wiadomość jak wszystkie pozostałe była nadana prywatnie i nie poddając się wysłał kolejną – Jak masz na imię? - Martyna – odpowiedz przyszła szybko, ale utęsknionemu Markowi czas się okropnie wydłużał – Gdzie mieszkasz? - W Gdańsku – poczuł, że rozmowa się nakręca - Jesteś zabawny – odpisała, jakby o tym samym myślała, co Marek - Dzięki (-: - Masz swój adres? - Hmmm. mareczek@polbox.com – odpiszę do Ciebie. Cześć muszę kończyć. cdn........
-
.........................\" M A R Z E C \" .............................. To marcowi zima w głowie, to wiosenne harce. Chce być lutym, albo kwietniem, byleby nie marcem! Śniegiem prószy, a po śniegu deszczem tnie ukośnie. Czy to wiosna? Czy to zima? Po prostu przedwiośnie. Choć z dniem każdym coraz wcześniej słoneczko rozbyśnie, choć z pod śniegu się wychyla najpierwszy przebiśnieg, marzec boczy się na wiosnę, marzec już nie czeka i lodowa kra odpływa po zbudzonych rzekach.
-
DZIEN DOBRY BIESIADO! JODELKO! czekalas na mnie wczoraj :-( a my bylismy u znajomych , wrocilismy bardzo pozno. Moze w niedziele wieczorkiem uda nam sie spotkac , bo dzis wychodzimy na Urodziny i tez wroce pewnie pozno! GRABKU, ja na pomaranczowe wpisy wogole nie reaguje! :D Ciesze sie, ze moge zrobic Ci radosc opowiadaniami..... a czytac mozesz z cala gromada...... wiesz sama , ze tu na Biesiadzie mamy duzo miejsca dla milych i serdecznych gosci :D :D :D Zycze milej soboty i dla calej BIESIADY!
-
Mirka była urzędnikiem, doświadczonym, bowiem od wielu lat pracowała w archiwum. Miała do czynienia z księgami stanu cywilnego różnych wyznań. Erika przypuszczała, że w jej żyłach płynęła krew polska lub żydowska. Nie pasowało to jednak z tezą czystości krwi niemieckiej, jaką wyznawał jej ojciec. Czyżby udało mu się oszukać władze partii nazistowskiej. Mogło tak być. Na jej słowiańskie lub żydowskie pochodzenie wskazywało nazwisko i imię jej babki ze strony ojca : Franciszka Kowalska. Ciągle trudno było jej zrozumieć, dlaczego ojciec nienawidził tak bardzo Żydów i Polaków. Trzeciego dnia wybrały się w miejsce, gdzie w czasie wojny Niemcy urządzili Getto. Dziś pozostał jedynie zielony, piękny ogród z kilkoma ładnie odrestaurowanymi domami. Mirka opowiadała o życiu Żydów w getcie, o ich bestialskim traktowaniu przez hitlerowców. Spacerując po zielonym terenie zobaczyły stojącego przy furtce mężczyznę, który mógł mieć około osiemdziesiąt lat. Erika poprosiła, aby zapytać go o getto. Starszy pan dokładnie pamiętał tamte tragiczne czasy. Opowiadał, a Mirka tłumaczyła Erice. Kobieta bardzo się wzruszyła. To co usłyszała, było dla niej niepojęte. Szlochała wtulona w ramiona Mirki. Podczas następnych dni spacerowały ulicami, na których przed wojną mieszkali Żydzi. Szły ulicą Żabią, Tumską, Królewiecką, Piekarską. Tu kiedyś całymi rodzinami mieszkali Żydzi, mieli swoje sklepy i sklepiki. Zajmowali się handlem i rzemiosłem. Odwiedziły miejsca, gdzie stały niegdyś dwie synagogi, spalone przez Niemców w 1943 roku. Mirka zaprowadziła Erikę na ulicę Łęgską, Browarną, gdzie zbiorowo mordowano Żydów. Mirka jednak znała te historie z opowiadań swoich przyjaciół - włocławskich Żydów. Przez rok czasu kobiety utrzymywały ze sobą kontakt telefoniczny. Erika opowiadała o swoich poczynaniach. Wydawało się, że jest spełniona, znalazła sponsora, który zaoferował się wydać jej książkę. Spotkała się jeszcze w Niemczech z Panią Blatt. Wspominała o trudnym życiu w jej miasteczku. Brat zerwał z nią kontakty, sąsiedzi wyszydzali i opluwali. Straciła pracę. Było to trudne, tym bardziej, że nie miała oparcia w nikim. Potem nagle ucichły telefony od Eriki. Listy wracały z adnotację „ nie zastano adresata”. Pani Blatt poinformowała Mirkę, że Erika jest w złym stanie psychicznym. Była wiosna. Alejami parku, spacerowała młoda kobieta, w towarzystwie pielęgniarki. Szły w milczeniu. Pacjentka rozglądała się nerwowo, jakby na kogoś czekała… KOCHANE DRZEWKA milej lektury przy kawce zycze!
-
Wizyta we Włocławku Po powrocie do Izraela Pani Blatt skontaktowała się z żydowską instytucją, zajmującą się pomocom żydowskim dzieciom, ocalałym podczas wojny. Nakreśliła temat sprawy, przekazując adres Eriki. Potem dowiedziała się, że sprawa przekazania diamentowego pierścionka została sfinalizowana. Na prośbę Eriki zadzwoniła do Włocławka do swojej przyjaciółki z zapytaniem, czy ta nie zechciałaby zająć się niemiecką redaktorką, która pisze książkę i bardzo chce poznać miasto i ludzi. Mirka znała język niemiecki. Od kilu lat, za sprawą pewnego Żyda z Włocławka zainteresowała się społecznością żydowską swojego miasta. Z wielkim zaangażowaniem pomagała ludziom, więc i tym razem nie odmówiła. Ucieszyła się, że będzie pomocna. Spotykały się przez pięć dni. Włocławek bardzo podobał się Erice. To miasto położone na Kujawach, nad rzeką Wisłą przy ujściu rzeki Zgłowiączki jest jednym z głównych miast tego regionu. To również historyczna stolica z siedzibą biskupstwa włocławskiego. Wizyta miała miejsce w maju, kiedy miasto otulały klomby kwiatowe i zieleńce. Podczas wspólnego wędrowania ulicami miasta, wymieniały się poglądami, opowiadały o sobie i rodzinach. Mirka opowiedziała o mieście z czasów wojny. Pod okupacją niemiecką Włocławek znalazł się 14 września 1939 roku. Od pierwszych dni hitlerowcy prowadzili politykę zastraszenia miejscowej ludności, także żydowskiej. Wielu Żydów, już w parę dni po wkroczeniu Niemców do miasta, powieszono na szubienicy wystawionej na Zielonym Rynku. W miesiącach wrześniu i październiku tego roku prowadzono tak zwaną ”akcję żydowską”. Mordowano, wysiedlano Żydów, rabowano ich dobytek. Pułk SS Totenkopfstandarte, który prowadził tę haniebną politykę, wsławił się ogromem okrucieństw popełnionych na miejscowej społeczności. Erika była oszołomiona, opowiedziała swoją tragiczną historię. Poprosiła, aby Mirka zaprowadziła ją do miejsc, związanych z życiem i martyrologią Żydów. Erika czytała o tych miejscach, teraz chciała je zobaczyć na własne oczy. Poszły więc na Plac Kopernika, gdzie znajdował się posterunek policji niemieckiej. Potem na ulicę Kościuszki. Tu na budynku,w którym znajdowało się gestapo, widniała tablica pamiątkowa ku czci zamordowanych Polaków i Żydów przez hitlerowców. Erika chciała wejść do środka, Mirka odradzała. Nie była pewna, czy to dobry pomysł. Nie przekonała jednak redaktorki. Obecność w budynku, w którym ojciec Eriki był gestapowcem, była ponad jej siły. Złapała się poręczy, by nie upaść. Bardzo płakała. cdn.....
-
Gdy Erika skończyła opowieść była cała spocona, ręce jej drżały. Pani Blatt uspakajała kobietę. Zapytała jak jej może pomóc. Ta odpowiedziała, że chce oddać pierścionek, lecz nie wie komu? Poprosiła o pomoc Panią Blatt. Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas, tym razem o swoim życiu, rodzinie, zainteresowaniach. Erika wspomniała o zamiarze napisania książki, na temat opowiedzianej historii. Została ostrzeżona, że to nie będzie łatwe, ani proste, musi liczyć się z zagrożeniami, jakie na nią czyhają. Jej brat jest tego przykładem, wielu ludzi nie zrozumie jej kroku. Na myśl Erice przyszła ciotka Inga, którą wspominała z dzieciństwa bardzo przyjaźnie. Ona zapewne wiele pamięta. Postanowiła odwiedzić ją po powrocie do domu. Tego samego dnia wsiadła w kolejkę miejską i po przejechaniu czterech przystanków zajechała do dzielnicy, w której od lat mieszkała ciotka. Minęła kompleks pałacowo-parkowy i ujrzała budynek o barokowej zabudowie. Po jego ścianach piął się winogron. Przy kawie rozmawiały o starych, dobrych czasach, gdy w pewnej chwili Erika zapytała wprost. - Ciociu, czy Ty wiedziałaś, że tata był w Gestapo? cdn......
-
Udały się do pobliskiej kawiarenki, znanej Erice z czasów studiów, gdzie na ogół panowały cisza i spokój. Tak też było tym razem. Erika ukradkiem przyglądała się profesorce. Kątem oka dostrzegła liczne zmarszczki na twarzy Pani Blatt. Pomyślała przez chwilę, że mimo cierpień, jakich doznała z rąk hitlerowców, zewnętrznie wygląda wyśmienicie. Co dzieje się wewnątrz, mogła się domyślać. Erika jeszcze raz opowiedziała o swoim problemie. Gdy przedstawiała tę tragiczną historię,z jej oczu spływały łzy. Pani Blatt słuchała w wielkim skupieniu, od czasu do czasu głaszcząc Niemkę po ramieniu. Jej ojciec był gestapowcem. Do pełnienia zaszczytnej służby Hitlerowi został wysłany do Polski. Podczas licznych wysiedleń społeczności żydowskiej w miejscowości, leżącej na Kujawach, oddziały Wermachtu konfiskowały wszystko co mogło być przydatne III Rzeszy. Ludzi pędzono na roboty opustoszałymi ulicami miasta, bijąc ich, kopiąc i popychając. W czasie jednej z takich akcji, gestapo nadzorowało jej przebieg. Ojciec Eriki, funkcjonariusz Gestapo zobaczył przebiegającą młodą dziewczynę. Na plecach widniała naszyta na odzieży, żółta łata w kształcie gwiazdy Dawida. Dziewczyna dłonią zasłaniała sobie twarz. Pomimo, że dzieliła ich spora odległość, gestapowiec zauważył blask rażącego wzrok diamentu, znajdującego się na palcu Żydówki. Jeden okrzyk „halt” sprawił, że dziewczyna zatrzymała się i stała, jakby wmurowana. Hitlerowiec podszedł do niej, plunął w twarz, wyzwał, naubliżał, po czym pod pretekstem ocalenia jej życia wziął sobie nagrodę - ów złoty pierścionek z diamentem. Dziewczyna czym prędzej uciekła z miejsca zdarzenia. Zimą 1941 roku matka przyjechała do Włocławka, odwiedzić męża. Była szczęśliwa, i jak wspominają w listach, były to cudowne dni, spędzone razem podczas wojny. Mąż oprowadzał ją po polskim mieście, wskazując zabytki godne uwagi. Podziwiali dwunastowieczną katedrę, kościółek farny nad Wisłą. Objęci spacerowali nadwiślańskimi Bulwarami, obok których znajdowała się ulica zwana „Ulicą Śmierci”. Tu bowiem zaganiano Żydów do ciężkich robót i brutalnie ich traktowano. Wielu na tej ulicy straciło życie. Im to jednak w niczym nie przeszkadzało. Kobieta była lekko wystraszona, lecz mąż uspakajał, że ta żydowska hołota nie jest zdolna zakłócić im romantycznego nastroju. Wizyta trwała kilka dni. W dniu odjazdu żony mąż wręczył jej upominek. Twierdził, że to nic wielkiego, wiele go nie kosztował, ale za to jest piękny. Kobieta była oczarowana, wychwalała kochającego małżonka, oraz diamentowy pierścień. cdn.......
-
Po kilku dniach dnia pojechała do Berlina. Z Poczdamu było niecałe dwieście kilometrów. W pociągu myślała jeszcze o Hansie, zastanawiała się, czy rzeczywiście nie wybaczy jej, jeśli ona zrealizuje swoje plany. Postanowiła odszukać żydowską profesorkę, poznaną kilka lat wcześniej na uczelni. Szybko i bez trudu udało jej się dotrzeć do właściwych osób, mających z nią kontakt. Owa kobieta mieszkała jednak w Izraelu. Od zaprzyjaźnionego wykładowcy otrzymała do niej numer telefonu. Nim jednak wykręciła numer w aparacie telefonicznym, długo zastanawiała się, czy robi słusznie. Układała zdania, jakie do niej skieruje. Walczyła ze strachem i tremą. Rozmowa była długa i trudna... Szczęśliwym zbiegiem okoliczności okazało się, że rozmówczyni wybiera się do Niemiec z referatami o Shoa dla młodzieży uniwersyteckiej. Pani Blatt była osobą powszechnie znaną i zasłużoną dla pojednania i polepszenia stosunków izraelsko - niemieckich. Niemal corocznie odwiedzała niemieckie uniwersytety. Kobiety umówiły się na konkretne spotkanie. Erika ujrzała idącą w swoim kierunku kobietę. Już z daleka zobaczyła sylwetkę nieco przygarbioną. Mimo starszego wieku wygląda bardzo ładnie i interesująco. Miała czarne, gęste włosy, krótko obcięte, lekko zroszone siwizną i czarno brązowe wyraźne oczy. Pani Blatt spoglądała na Erikę z zaciekawieniem, ale przyjaźnie. Gdy zbliżyły się do siebie, Erika poczuła nieokreśloną więź, łączącą obie kobiety. cdn.......
-
Tego samego dnia, wieczorem, zadzwoniła do brata. Była zdenerwowana, głos miała zapłakany, mówiła chaotycznie. Hans zjawił się jak najszybciej mógł, nie rozumiejąc, co takiego się wydarzyło. Zobaczył siostrę w bardzo złym stanie. Na stole leżały różne przedmioty, a wśród nich pierścionek z diamentem. Mienił się z daleka. Hans próbował dowiedzieć się, co się stało, lecz Erika tylko płakała i mówiła coś o listach, wskazując je ręką. Wziął jeden i zaczął czytać. Po woli przysiadł na krześle. W trakcie czytania bladł, jego twarz dotąd bez wyrazu, krzywiła się z bólu. Sprawiał wrażenie, jakby doznał szoku i nie dowierzał czytanym treściom. Cóż tak szokującego mogły zawierać? Czytał list następny i następny. Gdy skończył, przygarbiony podniósł się, spojrzał na siostrę i zawołał: „ nie udawaj, że niczego się nie domyślałaś”. Przez ostatnie pół godziny, przez które ten młody mężczyzna był zajęty czytaniem tajemniczych listów, sprawiał wrażenie, jakby przybyło mu kilkadziesiąt lat. Był przestraszony, że tajemnicę rodziców poznała siostra. Erika długo jeszcze płakała. Miotały nią różne myśli, również słowa brata. Następnego dnia nie poszła do pracy. Nie była w stanie pracować jeszcze przez kilka następnych tygodni. W jej głowie panował mętlik, myśli krążyły po umyśle, nie dopuszczając żadnego realnego usprawiedliwienia dla rodziców. Zastanawiało ją również to, że brat znał poniekąd tę tajemnicę. Wciąż słyszała własne słowa : mój ojciec gestapowcem. Nie mogła w to uwierzyć. Gdy patrzyła w lustro zastanawiała się kim jest, do kogo jest podobna. Matka zawsze mówiła, że urodę odziedziczyła po babce Franciszce, matce ojca. Erika była rudowłosą kobietą, której twarz obficie pokrywały piegi. Oczy koloru brązowego, osadzone między krótkim nosem, nadawały wyrazistości jej bladej buzi. Nie mogła patrzeć na siebie, chwyciła lusterko i rzuciła nim o podłogę. Rozbiło się na drobne cząsteczki. cdn.......
-
Gdy zajęła się porządkowaniem dolnej, ostatniej półki, ujrzała w rogu srebrne metalowe pudełko. Spodobało jej się, pomyślała, że będzie odpowiednie dla jej biżuterii. Gdy je otworzyła ujrzała pożółkłe koperty zaadresowane do jej matki. Zaciekawiły ją. Wzięła do ręki list leżący na wierzchu i z lekką obawą zaczęła czytać. Nie chciała naruszać czyjejś prywatności, pomyślała jednak, że mama nie żyje i ona, jej córka nie ma złych zamiarów. Była ciekawa zawartych treści, w myślach zastanawiała się, jakie tajemnice zawiera ta korespondencja. Usiadła na kanapie. Szybko zorientowała się, że są to listy jej ojca do matki. Nigdy nie podejrzewała, że tata może być taki romantyczny..... cdn.....
-
Owego nieszczęsnego dnia wróciła do domu z redakcji bardzo zmęczona. Miała już położyć się na krótką drzemkę, kiedy spojrzała na stojącą w przedpokoju starą szafę i pomyślała, że czas najwyższy zrobić z nią porządek. Nazajutrz miała umówionych malarzy, trzeba więc było szafę usunąć już dziś. Zadzwoniła do swojego starszego brata z prośbą o pomoc. Zaoferował się przyjechać w przeciągu pół godziny. W między czasie zaparzyła kawę i krzątała się po mieszkaniu, rozmyślając o swoich rodzicach. Wspominała ojca spacerującego po ogrodzie, rozkoszującego się pięknymi różami. Mama piekła ulubione przez domowników ciasto z morelami. To były cudowne czasy. Czy rzeczywiście?! Hans przyjechał przygotowany do otwarcia starego mebla, przywiózł ze sobą łom. Był silnym, dobrze zbudowanym mężczyzną, z jaskrawo – blond czupryną na głowie. Umięśnione ciało wskazywało, że uprawiał sport. Otwarcie szafy nie sprawiło mu żadnego kłopotu. Wewnątrz znajdowały się przeróżne przedmioty, począwszy od pięknego, porcelanowego kompletu kawowego, przez pudełko z orderami, do sterty zakurzonych ksiąg i dokumentów. Erika postanowiła dokładnie przejrzeć zawartość szafy, natomiast Hans spiesząc się, pożegnał siostrę. Obiecała bratu, że nie wyrzuci pamiątek po rodzicach, znajdzie dla nich odpowiednio inne miejsce, a Hans, tak jak prosił, otrzyma medale ojca. Powolnymi ruchami wyjmowała zawartość szafy, wszystko dokładnie oglądając i odkurzając. Następnie układała przedmioty na stole. Jej uwagę przyciągnął order, na którym widniał napis: Krzyż Żelazny II Klasy. To na nim tak bardzo zależało Hansowi. cdn....
-
potkanie z żydowską profesorką przywróciło w jej pamięci owe tajemnicze wyjazdy ojca i wycinki prasowe, jakie rodzice przechowywali głęboko w komodzie, na które Erika natknęła się przypadkiem. Postanowiła zajrzeć do nich znowu… Rodziców nie było w domu, brata również. Z lekką obawą weszła do pokoju rodziców. W zasadzie nie znała tego pomieszczenia. Siadali tu całą rodziną tylko w niedziele, do obiadu. Erika rozglądała się, jakby weszła tu po raz pierwszy. W pokoju panował półmrok, okna zasłaniały bordowe zasłony. Stare, zabytkowe meble zdobiły pokój, na ścianach wisiały piękne obrazy w złotych ramach. Kobieta otworzyła dębową komodę, po czym sięgnęła teczkę z dokumentami. Czytała w pośpiechu. Jej uwaga skupiła się na wyroku norymberskim z 1948 roku. Ujrzała imię i nazwisko ojca. Niżej figurowały słowa : prześladowanie Żydów, przynależność do organizacji przestępczej SS. Na samym końcu kartki przeczytała: zwolniony od obowiązku odbywania kary. Zaliczono okres pozbawienia wolności w latach 1945-1948 . Nagle Erika usłyszała zgrzyt klucza w drzwiach. Czym prędzej wsunęła teczkę na miejsce i pobiegła do swojego pokoju. Była wstrząśnięta, jej uczucia do ojca zostały zachwiane. cdn........
-
Przez cztery lata Erika studiowała dziennikarstwo na uniwersytecie w Berlinie. Była wzorową studentką. Pewnego razu koleżanka zachęciła ją, aby wzięła udział w wykładzie żydowskiej profesor, ocalałej więźniarki z Auschwitz, na temat Shoa. Udało jej się nawet przedostać przez tłum słuchaczy i uzyskać od owej kobiety autograf. Zamieniły też ze sobą kilka słów. Referat, jakiego wysłuchała wstrząsnął nią tak bardzo, że nie mogła tej nocy zasnąć. Zaczęła szukać materiałów związanych z Holokaustem. Czytając książki, o tej tematyce, przechodziły przez jej ciało dreszcze i czuła się dziwnie winna zbrodni hitlerowskich, tylko jako Niemka. Wojnę znała z innej strony, tej która przedstawiała Niemców jako naród oszukany i zniewolony przez nazistów. W domu matka mówiła nie raz, że Niemcy są narodem wybranym. Erika nie zastanawiała się głębiej nad tymi słowami, i nie rozumiała, jak te słowa mają się do jej rodziny. Gdy uczęszczała do Liceum, nauczyciele na lekcjach historii wspominali o wojnie i hitleryzmie, pobieżnie zresztą, ona też nie przykładała uwagi do tych tematów. Chyba skutecznie wszyscy starali się, aby ta czarna strona historii Niemiec, nie była znana młodzieży zbyt dokładnie. Gdy podpytywała brata, czy to wszystko, co piszą w książkach, o faszyzmie, hitlerowcach, jest prawdą, uzyskiwała krótką odpowiedź : „propaganda tych świń Polaczków i Żydów”. cdn......
-
DZIEN DOBRY BIESIADO! Jodelko u Ciebie zima a u mnie prawie wczesna wiosna! :D Zostawiam Wam opowiadanie o .........\" Pierscionek z diamentem\" Erika pamiętała swojego ojca jako przykładnego tatę, męża, sąsiada. Tak było przez wiele lat, aż do momentu, kiedy po śmierci rodziców zajrzała do pilnowanej przez matkę szafy, zamkniętej na kłódkę. Najpierw zmarł ojciec, szanowany obywatel, pracowity i uczciwy mężczyzna. Tak był postrzegany przez rodzinę, przyjaciół i znajomych. Dla sąsiadów i otoczenia był wzorem do naśladowania. Kochał swoją rodzinę i bardzo o nią dbał. Erika zawsze jednak czuła, że ojciec więcej czasu i uwagi poświęca jej starszemu bratu. Może dlatego, że mężczyźni zawsze lepiej się rozumieją. W końcu Hans, jej brat, był od niej starszy o dziesięć lat. Trochę miała o to do ojca pretensje. Został Erice po nim złoty pierścionek z diamentem, który otrzymała od rodziców na swoje osiemnaste urodziny. Nosiła go z dumą ku zazdrości swoich koleżanek. Z okna ich czerwonego domku, rozciągał się widok na ogród, niegdyś piękny, porośnięty najróżniejszymi kwiatami. Ojciec z zamiłowania był ogrodnikiem i hodował rzadkie odmiany róż, które potem zdobiły ich mieszkanie. Hans interesował się polityką, należał nawet do młodzieżowej partii komunistycznej. Matka wiedziały o tym, nie wtajemniczając ojca, jakby nie chcąc go niepokoić, nie wiadomo dlaczego. Jeszcze wtedy Erika nie rozumiała co to jest „komunistyczna młodzieżówka”, z biegiem czasu uświadomiła sobie, że dzieci były chowane na podobieństwo tamtych czasów i panującego systemu politycznego DDR. W domu nigdy niczego nie brakowało, jednak panowały w rodzinie surowe zasady. Kontakty między dziećmi a rodzicami były zasadnicze i sztywne. Nigdy nie poruszano zagadnień II Wojny Światowej, był to temat zakazany. Ona pamięta natychmiastowe wyjazdy ojca, po otrzymaniu tajemniczej korespondencji. Listonosz bardzo ojcu współczuł a matka popłakiwała do poduszki. Erika miała wrażenie, że miało to związek właśnie z wojną, podpytywała nawet brata. Hans mówił, że tata wyjeżdża w interesach. Gdy ojciec wracał po dłuższej nieobecności, w domu panowała ogólna radość. cdn.........
-
Witaj JODELKO! Dziekuje za piekne a zarazem smutne opowiadanie o Wiktori . Piszesz, ze u Ciebie zimno i snieg, brrrrr ..... Jodelko kochana juz luty sie konczy i powoli przywitamy wiosne! :D chociaz musze Ci powiedziec , ze luty jak zawsze byl mrozny to w tym roku nie moge narzekac.Zobaczymy jaki bedzie marzec. Pioseneczkę Wam zaśpiewam, choć głos mam całkiem słaby. Lecz wybaczcie--- tak już miewam, gdy mnie kusi czar zabawy. Może ktoś z Was zawtóruje, przytupnie, albo przyklaśnie, może nikt się nie zmiarkuje i przy trelach mych nie zaśnie. Zaśpiewajmy więc o wiośnie, urokliwej roku porze. Nućmy zatem tak radośnie, jak tylko kto może. O krokusach, o sasankach, o pączkach i słońcu, o traweczkach, ciepłych rankach - może wiosna przyjdzie w końcu... Może śpiew nasz ją obudzi, nutki przetrą oczy. Może sen się jej już znudzi - dumnie na świat wkroczy. Wbiegnie zwinnie, świeżo, pięknie, rozgoni chmurzyska, śnieg roztopi i lód pęknie - uradują się ludziska!
-
Witam GRABKU! jak milo widzic Ciebie taka usmiechnieta, :D dziekuje serdecznie za piekny wiersz! i ciesze sie ,ze zrobilam Wam frajde bo juz mialam wyrzuty sumienia, ze Was zanudzam! Ale nie bylo mnie pare dni to chyba nie zanudzam :Dco? JODELKO! :D czy juz sie wyspalas? U mnie dzis piekna pogoda , sloneczko a w moim ogrodku zaczynaja kwitnac krokusy :D takze chyba wiosna zbliza sie duzymi krokami! :D
-
Słońce było w zenicie i zalewało oślepiającym blaskiem wzgórze porosłe soczystą, zieloną trawą. U jego podnóża wił się się wąski strumień, nad którego brzegiem bawiła się śliczna, jasnowłosa dziewczynka. Splotła wieniec z polnych kwiatów i założywszy go na głowę, kucnęła i przyglądała się swojemu odbiciu w wodzie. Zbliżył się do niej wysoki, czarnowłosy mężczyzna z długą brodą. - Czy znasz Petronusa z Panonii? - spytał cichym, melodyjnym głosem. Dziewczynka wstała i spoglądając na niego dużymi, dziecięco ufnymi oczyma odpowiedziała bez lęku: - To mój tatuś. Jest największy i najsilniejszy na świecie! Potrafi podnieść konia! Wielki jak góra i silniejszy niż niedźwiedź. - Zaprowadzisz mnie do niego? To mój przyjaciel i chcę z nim porozmawiać. - Dobrze. To tutaj, na wzgórzu – pokazała palcem na dom stojący na szczycie wzniesienia i odważnie chwyciła nieznajomego za rękę, jak ktoś, kto nigdy nie musiał bać się obcych ludzi. Dziewczynka lekko pociągnęła go w w stronę ścieżki, prowadzącej do domu. Szli rozmawiając tak swobodnie, jakby znali się od lat. - Jaki jest twój tatuś? - Bardzo dobry! Często się ze mną bawi, robi mi z drzewa zabawki, przynosi różne przysmaki. A jak weźmie mnie na ramiona, to jestem tak wysoko, wysoko, jakbym weszła na drzewo! Jak masz na imię? - Jozue, a ty? - A ja jestem Sandra. Skąd jesteś? - Z Judei. - Tatuś opowiadał mi, że ma przyjaciela w Judei. Mówił, że jest on jeszcze mocniejszy od niego i tak łagodny, że nie skrzywdziłby nawet muchy. Ale to niemożliwe, bo przecież to mój tatuś jest najsilniejszy na świecie. Byli już blisko szczytu, gdy z chaty zbitej z grubych bali wyszedł bardzo wysoki, niesamowicie potężny mężczyzna. Przyglądał się chwilę, nie wierząc własnym oczom. Potem podszedł i uradowany wziął przybysza w ramiona. - Przyjacielu! Nie spodziewałem się, że jeszcze cię zobaczę! - Chciałem przekonać się, co u ciebie słychać. - Już od dawna nie jestem legionistą! Skończył się okres, na jaki zaciągnąłem się do wojska i nie zdecydowałem się na podpisanie nowej umowy. Kochanie, idź do mamy – Petronus łagodnym ruchem ręki pokazał przysłuchującej się dziewczynce, że ma się oddalić. - Masz wspaniałą córkę. Jest zapatrzona w ciebie jak w obrazek – powiedział pielgrzym. - Tak. I żonę, która bardzo mnie kocha – olbrzym szeroko się uśmiechnął. - Nie przeszkadza jej moja szpetna twarz. Powiedziała mi, że mam dobre serce i że nie mogłaby mieć lepszego męża. Na szczęście nic nie wie o mojej przeszłości. - Jesteś szczęśliwy? - pielgrzym spojrzał na Petronusa swymi mądrymi, dobrymi oczyma. - Bardzo. - Czym się teraz zajmujesz? - Jestem kowalem. Ludzie lubią mnie tu i szanują. Nikt już nie nazywa mnie Krzywym Ryjem. Uwierzysz, że czasem nawet zdarzy się, że ktoś nazwie mnie dobrym człowiekiem? - Bardzo mnie to cieszy – uśmiechnął się czarnowłosy. - Dasz wiarę, że od naszego ostatniego spotkania nie zabiłem żadnego człowieka? Jestem teraz zupełnie kimś innym niż kiedyś - Jestem z ciebie dumny. Zostań w pokoju i zawsze bądź taki jak teraz. - Spotkamy się jeszcze? - Kiedyś na pewno. Jak nie w tym życiu, to w przyszłym - odpowiedział tajemniczo pielgrzym. - Dokąd teraz zmierzasz? - Do Judei. - Nie idź tam! Jeśli wpadniesz w ręce Rzymian, znów będą chcieli cię ukrzyżować! - Muszę to zrobić, żeby wypełniło się Pismo. Bywaj, Petronusie. - Bywaj, przyjacielu. Nigdy cię nie zapomnę. Jozue uścisnął olbrzyma i spojrzał mu w oczy tak przenikliwie, że Petronus poczuł, iż pielgrzym przejrzał jego duszę na wylot. Potem odwrócił się i spokojnym krokiem zszedł z wzgórza, nie oglądając się za siebie. Z domu wyszła kobieta o długich włosach koloru słomy, pospolitych rysach twarzy i ciepłym spojrzeniu. Przytuliła się do męża i spytała: - Kto to był? - Człowiek, któremu wszystko zawdzięczam. Mój jedyny prawdziwy przyjaciel. Kochane Drzewka przyjemnej lektury!
-
To ty! Już myślałem, że nigdy cię nie zobaczę! - Co ty robisz ze swoim życiem?! - krzyknął ciemnowłosy. - Tak w ciebie wierzyłem, a ty z dnia na dzień staczasz się coraz bardziej! Twoje imię kojarzy się tylko z cierpieniem i śmiercią! Czy myślisz, że z mieczem w dłoni osiągniesz szczęście? Że zabijając ludzi i czerpiąc z tego zwierzęcą przyjemność sprawisz, że spełnią się twoje marzenia? - Petronus stał chwilę w milczeniu z opuszczoną głową, a potem wybuchł: - To wszystko przez ciebie! - Przeze mnie?! - zdumiał się pielgrzym. - Czy to ja czynię zło twoimi rękoma? - Oszukałeś mnie! Okłamałeś! Zdradziłeś! Obiecywałeś, że gdy śmierć zajrzy mi w oczy, przybędziesz i mnie uratujesz! Wołałem cię! Tak długo i głośno, aż straciłem głos! Ale ty się nie pojawiłeś! Zostawiłeś mnie samego, bym umarł! - Myślisz, że jesteś pępkiem świata? Że jesteś najważniejszy i nikt inny mnie nie potrzebuje? - Dlaczego nie było cię przy mnie, gdy najbardziej cię potrzebowałem?! Dlaczego?! - Byłem przy tobie – spokojnie odpowiedział pielgrzym. - Ale ty w swej ślepocie mnie nie widziałeś! - Nie kłam! Wypatrywałem cię wszędzie! Ale na piasku był tylko jeden ślad stóp. Moich! Nazywałeś mnie przyjacielem! A w potrzebie zostawiłeś samego! - Nie zostawiłem! - ciemnowłosy spojrzał w oczy Petronusa. - Byłem z tobą, głupcze! Cały czas niosłem cię na moich ramionach! - Ale... - zawahał się legionista. - Ale na piasku był tylko ślad jednej pary butów! - Jakich butów? - spokojnie spytał pielgrzym. - Sandałów – odpowiedział Petronus po chwili namysłu. - A ty nosisz ciężkie, wojskowe obuwie! Olbrzym spojrzał w dół na swoje nogi, a potem na sandały pielgrzyma. Milczał dłuższą chwilę zawstydzony, zrozumiawszy, jak bardzo pomylił się w ocenie przyjaciela, jak mocno skrzywdził go swym podejrzeniem i ile niewinnej krwi rozlał z tego powodu. W końcu odezwał się cichym głosem, nie mogąc spojrzeć w dobre, współczujące oczy pielgrzyma: - Bardzo cię zawiodłem. - Wiem. Ale nadal w ciebie wierzę. - Czy... czy podasz mi rękę na zgodę? - poprosił olbrzym patrząc w ziemię. - A może spluniesz mi w twarz i odejdziesz bez słowa? Wiem, nie musisz nic mówić. Jestem parszywym bydlakiem, gorszym niż brudna, plugawa świnia. - Podam ci rękę – pielgrzym uścisnął jego wielką, sękatą, pokrwawioną dłoń. - Muszę teraz odejść, bo mam wielu innych przyjaciół, którym muszę pomoc. - Lepszych ode mnie? - spytał Petronus z wzrokiem wbitym we własne buty. - Nie. Innych. - Powiedz mi, czy zawsze... zawsze będziesz moim przyjacielem? - Zawsze. Bez względu na wszystko – odpowiedział czarnowłosy. Potem uśmiechnął się smutno, założył kaptur na głowę i odszedł, zostawiając Petronusa samego ze swoimi myślami. cdn......
-
Gdy Petronus odzyskał przytomność, leżał na wzgórzu w cieniu drzew kilkaset metrów od morza. Na głowie miał opatrunek, a tuż przy nim leżała duża tykwa wypełniona wodą i chleb zawinięty w czyste płótno. Duszkiem wypił połowę wody i zjadł chleb. Z trudem wstał i pomimo silnego bólu głowy udał się w stronę małej chatki, którą wypatrzył z góry. Mieszkał w niej sędziwy rybak, od którego Petronus dowiedział się, że znajduje się kilkanaście mil od Libyssy. Nie chcąc ryzykować powtórnego spotkania z barbarzyńcami, legionista kazał starcowi zawieść się łodzią na południe, do Nicomedii, gdzie stacjonowały rzymskie wojska. Spieszył się, bo nie chciał być posądzony o dezercję, co karano śmiercią. Petronus nie mógł się pogodzić z tym, że jego przyjaciel go zawiódł i nie pomógł w potrzebie, chociaż czuł już na karku oddech zbliżającej się śmierci. „Skoro pielgrzym nie wywiązał się ze swojej obietnicy, jego słowa i sposób na życie też pewnie są nic nie warte” - myślał olbrzym, wściekły na przyjaciela. Szybko powrócił do swych dawnych nawyków i znów sława okrutnego Krzywego Ryja odżyła. Petronus stał się jeszcze gorszym człowiekiem niż był przedtem. Torturował, przybijał do krzyża, podpalał, gwałcił, mordował kobiety, dzieci i starców, chcąc całkowicie zatracić się w przemocy i zapomnieć o tym, że raz w życiu uwierzył innemu człowiekowi i został oszukany. Nie udało się. Ciągle pamiętał pielgrzyma i jego słowa, a to, że przestał się nimi kierować, bolało go za każdym razem, gdy sobie o tym przypomniał. Jednak Petronus był zatwardziały w swoich przekonaniach i obiecał sobie, że skoro raz został zdradzony, nie może dopuścić, by to się powtórzyło. cdn.......
-
Petronus upadł, gdy był już na nadmorskiej plaży. Wtedy dogonił go najszybszy z prześladowców. Ciął przez plecy zdobycznym gladiusem. Kolczuga złagodziła uderzenie. To uratowało życie legioniście. Olbrzym odwrócił się. Ostatkiem sił zadał morderczy cios, niemal strącając głowę z szyi barbarzyńcy. Przed oczami latały mu czerwone plamy. W głowie miał taki zamęt, że niemal nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Płuca pracowały resztkami sił. Łapał powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Czuł, że w każdej chwili może paść bez ducha na piasek plaży. Jednak słyszał za plecami tupot nóg. Znów poderwał się do ucieczki. Wiedział, że jest to bieg o życie. Odrzucił oba miecze. I tak nie byłby w stanie już walczyć, a krępowały mu ruchy. Wytężył wszystkie siły. Wydawało mu się, że pędził jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Wtedy przypomniał sobie słowa pielgrzyma. Ciemnowłosy mówił mu przecież, że jeśli będzie kiedyś w potrzebie, Petronus ma go zawołać, a wtedy on przybędzie i go uratuje. - Przyjacielu, potrzebuję cię! - zawołał Petronus najgłośniej jak mógł, ale z jego ust wydobył się tylko cichy charkot. - Przyjacielu, pomóż mi! Pomóż, ostatni raz! Rozejrzał się dookoła, ale poza nim i trzema barbarzyńcami daleko za jego plecami na plaży nie było nikogo. Był w zasięgu ich wzroku i gdyby upadł lub zwolnił, niechybnie dogoniliby go za i zaszlachtowali jak prosiaka. Śmierć zajrzała mu w oczy. - Przyjacielu! Tak bardzo cię potrzebuję! Czuł, że z wysiłku odchodzi od zmysłów. W głowie miał taki chaos jakby pod czaszką galopował tabun dzikich koni. W panice szukał dookoła swojego przyjaciela. Wypatrywał śladów czyiś stóp na mokrym piasku, ale plaża była dziewiczo nietknięta. Na piasku widniał tylko jeden ślad – zrobiony przez Petronusa. Żołnierz ciągle wołał przyjaciela. Jednak był tak słaby, że z jego ust wydobywał się jedynie cichy szept. Zamęt w jego głowie jeszcze się nasilił. Ból czoła promieniował na całą czaszkę i doprowadzał go na skraj obłędu. Nagle wydawało mu się, że uniósł się w powietrze. Nadal przebierał nogami, ale miał uczucie, że nie dotykają one ziemi. Odniósł wrażenie, że ktoś jest tuż obok niego, ale to tylko stłuczony mózg robił mu makabryczne figle. Krew ciągle spływała z czoła i zalewała oczy, powodując, że widział wszystko na czerwono. Petronus w myślach wzywał przyjaciela, ale ten ciągle nie przychodził. Głowa sama opadała mu w dół. Czuł się tak, jakby leciał tuż nad ziemią niczym wielki ptak. Z nadzieją wpatrywał się w plażę, szukając wzrokiem przyjaciela lub pozostawionych przez niego śladów, ale za sobą widział tylko odciśniętą w piasku parę sandałów, a przed sobą nietkniętą plażę. Chwilę później ból w jego czaszce jeszcze się wzmógł i stał nie do zniesienia. Petronusa zalała ciemność. cdn.....
-
Jednak pół roku po pamiętnym sztormie na Morzu Marmara zdarzyło się coś, co sprawiło, że Petronus diametralnie zmienił zdanie o pielgrzymie. Zmienił też swoje postępowanie. Na gorsze. Zdecydowanie gorsze. Kohorta Leksontusa dostała rozkaz, by w sile pięciu manipułów ruszyć na nadmorskie miasteczko Libyssa, które zostało opanowane przez barbarzyńców znad Dniestru. Zadanie wydawało się łatwe, gdyż według informacji zwiadowcy wrogie siły nie liczyły więcej niż trzystu słabo uzbrojonych wojów. Na miejscu okazało się, że zwiadowca był zdrajcą, ale wtedy było już za późno. Gdy legioniści, pokonawszy mały oddział dzikusów odzianych w skóry, pewni swego rozbili taranem bramę i weszli do miasta, nagle rzuciło się na nich ponad tysiąc wojów uzbrojonych w łuki i maczugi. Rzymianie walczyli dzielnie, ale otoczeni i zaskoczeni już na początku stracili niemal połowę żołnierzy. Zasypywano gradem strzał i kamieni ginęli jak muchy i szybko walka zamieniła się w rzeź, a ulice Libyssy spłynęły krwią. Los rzymskich niedobitków był już przesądzony. Petronus, uzbrojony w dwa gladiusy siał postrach w szeregach wroga. Pod jego mocarnymi uderzeniami barbarzyńcy padali jak kłosy żyta pod kosą żniwiarza. Nie bacząc na odniesione rany olbrzym uparcie parł w stronę bramy, by wyrwać się z matni. Hełm dawno już strąciło mu z głowy uderzenie maczugi, a kolczuga była porwana w kilku miejscach. W lewym barku tkwiła złamana strzała, ale nie miał czasu, by ją wyrwać i odrzucić. Jego krótkie miecze zataczały krąg śmierci i każdy, kto zbliżył się do niego na odległość mniejszą niż dwa kroki, padał martwy na ziemię z rozłupaną czaszką, przebitym sercem lub wyprutymi wnętrznościami. Zbroczony krwią od stóp do głów Petronus w końcu minął mury miasta i atakujących go barbarzyńców było coraz mniej. Nagle olbrzym został trafiony w głowę ostrym kamieniem wyrzuconym z pracy i upadł na jedno kolano. Zanim zdążył się podnieść i zasłonić przed ciosem, otrzymał tak mocne uderzenie maczugą w czoło, że gdyby nie budowa giganta, jego czaszka z pewnością pękłaby na pół. Na moment stracił wzrok. Krew zalała mu oczy. Wiedział, że jeśli upadnie, nigdy więcej juz się nie podniesie. Zadając na oślep pchnięcia przedarł się przez krąg wrogów. Rzucił się do ucieczki. Rzucony kamień z dużą siłą trafił Petronusa między łopatki. Olbrzym nawet się nie odwrócił. Gnał jak jeleń w stronę morza. W pogoń za nim ruszyło kilku barbarzyńców. cdn.........
-
Petronus postanowił sprawdzić na własnej skórze, czy jego przyjaciel miał rację. Męczony nagle obudzonymi wyrzutami sumienia i koszmarami, których nie miał nigdy przedtem, przestał znęcać się nad ludźmi. Nie zabijał już cywilów, nie gwałcił kobiet, nie dobijał jeńców. Przestał zgłaszać się na ochotnika do przeprowadzenia ukrzyżowań ani do przesłuchiwań złapanych szpiegów, co za każdym razem wiązało się z brutalnymi torturowaniami. Starał się też być milszy dla swych towarzyszy broni z centurii, chociaż przychodziło mu to z trudem, gdyż ciągle rozpierała go agresja i nienawiść do całego świata. Po kilku tygodniach zauważył, że wyrzuty sumienia dokuczały mu coraz rzadziej, weselej patrzył na świat i nie miał juz ochoty bić każdego, kto krzywo na niego spojrzał. Pewnej nocy Petronusowi przyśniła się matka. Uśmiechała się do niego i nazwała dobrym chłopcem. Obudził się z uśmiechem na krzywych ustach. Ku swemu zdziwieniu nawiązał nawet bliższe kontakty z kilkoma żołnierzami, którzy zaczęli uważać go za swojego kolegę. Pomyślał, że może brodaty pielgrzym mówił prawdę i kiedyś spotka na swej drodze kobietę, która pokocha go mimo brzydoty i złej sławy. cdn......
-
Na pewno masz. Zamknij oczy i wsłuchaj się w siebie! Smagłolicy położył dłonie na głowie żołnierza. Petronus poczuł niesamowity spokój, ciepło i błogość. Po chwili oczyma wyobraźni zobaczył siebie, stojącego na porośniętym zieloną trawą wzgórzu i trzymającego za rękę jasnowłosą dziewczynę. - Chciałbym mieć kochającą mnie kobietę – powiedział bardzo cicho. – I dzieci, dla których byłbym najważniejszy na świecie. Tylko jaka niewiasta chciałaby męża z taką twarzą jak moja? Jak żyję nie spotkałem kobiety, która byłaby ze mną dobrowolnie. Każdą musiałem brać siłą. - Wartościowa kobieta pokocha cię nie za wygląd, tylko za dobre serce, czułość i oddanie. Jeśli zmienisz swoje postępowanie, znajdziesz taką kobietę. - Zagwarantujesz mi to? - spytał Petronus z dziecinną nadzieją i ufnością w głosie. - Jeśli tylko bardzo będziesz tego chciał i uwierzysz, że to jest możliwe, spełnią się twoje marzenia. - A jeśli się nie zmienię? - Wtedy nigdy nie będziesz szczęśliwy. Pielgrzym spojrzał na Petronusa w taki sposób, że żołnierz pomyślał, iż za nic w świecie nie chciałby zawieść i nadużyć jego zaufania i wiary. - Muszę już iść – powiedział pielgrzym i wstał od ogniska. - Czekają na mnie ludzie, którym chcę pomoc. - Spotkamy się jeszcze? - Petronus również się podniósł. - Na pewno. I pamiętaj, jeśli będziesz kiedyś w kłopotach i śmierć zajrzy ci w oczy, zawołaj: ”Przyjacielu, potrzebuję cię!” Wtedy przybędę i cię uratuję. - Obojętnie gdzie wtedy będziesz? Przecież to niemożliwe! - Uwierz, a wtedy to się stanie. I nie pytaj się jak. Po prostu uwierz. Mężczyzna uścisnął olbrzymowi dłoń, odwrócił się i odszedł, znikając w ciemnościach. cdn.......
-
Zamknąłem oczy i zacząłem się modlić do mojego Boga, czekając cierpliwie na śmierć. Wtedy przyjechał mój przyjaciel, który przypadkiem usłyszał o ukrzyżowaniu. Odgonił sępy, ściął krzyż i obcęgami wyjął hufnale. Ból był tak olbrzymi, że zemdlałem. Potem trzy dni leżałem bez ducha w jego grocie, ale jeszcze nie nadszedł mój czas i wydobrzałem. - Gdzie to było? - W Judei. - Nigdy tam nie byłem – z ulgą powiedział Petronus. - Ale byłeś w wielu innych rzymskich prowincjach, gdzie twój wygląd, siła i zła sława siały postrach wśród ludzi. Wielokrotnie słyszałem o okrutnym Krzywym Ryju z Panonii, który nie zna litości, lubuje się w torturowaniu ludzi, dwoma uderzeniami młota wbija dziesięciocalowe hufnale w najgrubszą rękę, ciosem gołej pięści rozłupuje czaszki największych mężów, rozszarpuje ludzi gołymi rękoma. O olbrzymie mającym siłę słonia, duszącym dla przyjemności i wyrywającym ludziom języki, by zjeść je na surowo na ich oczach. Ludzie wolą spotkać na swej drodze szatana niż osławionego zabójcę zwanego Krzywym Ryjem. Od Brytanii po Egipt matki straszą tobą dzieci. Wiedziałeś o tym, że jesteś taki sławny? - Nie – Petronusowi zrobiło się przykro jak nigdy w życiu. - Jak myślisz, co by powiedziała twoja matka, widząc cię z młotem i hufnalem w dłoni nad człowiekiem rozciągniętym na krzyżu? Albo gwałcącego kobiety, gdy sama została zgwałcona i zamęczona? Gdy ty też jesteś owocem gwałtu? Byłaby z ciebie dumna? Wzięłaby cię w ramiona? Przytuliła i ucałowała? Kochałaby cię jak wtedy, gdy byłeś dzieckiem? - Nie – legionista schował twarz w swoich ogromnych dłoniach. Chciał zapaść się pod ziemię. - Chciałbyś teraz zobaczyć się ze swoją matką? - Nie - Rzymianin zaprzeczył po raz trzeci z kolei. - Co by zrobiła, gdyby cię teraz spotkała? - Plunęłaby mi w twarz i odeszła bez słowa – olbrzym nadal zasłaniał twarz rękoma. - O czym marzysz, Petronusie? - spytał po chwili pielgrzym łagodnym, melodyjnym głosem. - O niczym. Nie mam marzeń. cdn........
-
Przede wszystkim szczęśliwy. Ty też możesz taki być. Jeśli tylko będziesz chciał. - Myślisz, że czyniąc dobro i dając innym przykład jak postępować, uda ci się naprawić świat? Sprowadzisz wszystkich na dobrą drogą? - Nie, wszystkich nie. Ale część z nich na pewno. Nawet jeśli to będzie jedna osoba, będzie warto. Fale szczęśliwie wyrzuciły ich łódkę na piaszczysty brzeg Bithynii. Śmiertelnie zmęczony Petronus z trudem podniósł się i powłócząc nogami wszedł głębiej w ląd i padł zmęczony na ziemię. Pielgrzym wciągnął łódź na piasek i zbliżył się do żołnierza. Pozbierał gałęzie, urwał kilka garści suchej trawy i za pomocą łubki i krzesiwa rozpalił małe ognisko. Petronus nie miał siły mu pomóc, ale gdy zapłonął ogień i ogrzał się w jego cieple, szybko doszedł do siebie. Obserwując krzątającego się, niezłomnego mężczyznę, zauważył straszne rany na jego nadgarstkach. - Pokaż rękę! – Petronus nagle chwycił pioelgrzyma za dłoń i obrócił ją wierzchem do góry. Ciemnowłosy miał wielką, paskudną bliznę na nadgarstku i legionista doskonale wiedział, jak ona powstała. Takie niemożliwe do zagojenia rany powstawały od hufnali - dziesięciocalowych żelaznych gwoździ, jakimi Rzymianie przybijali ludzi do krzyży, by umarli w straszliwszy męczarniach. Petronus często brał udział w ukrzyżowaniach i wbił w nadgarstki i stopy setki takich gwoździ. Żołnierz spojrzał na drugą rękę i stopy brodacza. Tak jak przypuszczał, tam również pielgrzym miał niezagojone rany powstałe od hufnali. Szybko przesunął wzrokiem po ciele swojego wybawiciela i dopiero teraz zauważył, że także na wysokości żeber miał on paskudną ranę, wyglądającą jakby była zadana oszczepem lub włócznią. - Kto ci to zrobił?! - krzyknął Petronus. - Powiedz, to zabiję go jak psa! - Dobrzy ludzie – odpowiedział mężczyzna cichym, łagodnym głosem. - Zwykłe skurwysyny, a nie dobrzy ludzie! - wyrwało się Rzymianinowi. - Dobrzy ludzie, którzy zeszli na złą drogę. Tacy sami jak ty. Powiedz szczerze – czy nigdy nie przybijałeś nikogo do krzyża? Wiem, że to robiłeś. Zawstydzony Petronus spuścił głowę. Pierwszy raz od wielu lat poczuł wyrzuty sumienia. Szukał w pamięci twarzy mężczyzn, których ukrzyżował, mając nadzieję, że nie było wśród nich jego przyjaciela. Jednak nie pamiętał wszystkich. Było ich zbyt wielu. - Nie, to nie ty zadałeś mi te rany – powiedział pielgrzym jakby czytał we jego myślach. - Jak to się stało, że przeżyłeś? - Petronus nieśmiało spojrzał na przyjaciela. - Wisiałem na krzyżu kilka godzin w palącym słońcu, aż gapie znudzili się i odeszli. Zaczęły zlatywać się sępy, aż w końcu jeden z nich usiadł mi na głowie. - Chciał ci wydłubać oko. To ulubiony przysmak tych ścierwojadów – powiedział cicho legionista. cdn........