DRZEWO OLIWNE
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Najlepszym przyjacielem jest ten, kto nie pytając o powód smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość. — Autor nieznany
-
Ludzie, których sposobem na życie jest rozbawianie innych, zgodnie bowiem podkreślają jedno: żaden kabaret nie przetrwa bez miłości widzów. Publiczności nazywanej często czwartą ścianą sceny. Ścianą, którą jak najpotężniejszą z barier trzeba przełamać, wkupując się w jej łaski drogocennym darem. Darem żartu, powołanego do życia przez kabareciarzy, czasem przypadkiem, czasem w pocie czoła. Darem cennym jak ludzie, dzięki którym płaczemy, tyle że wyłącznie ze śmiechu. SONIA JELSKA
-
WITAM i POZDRAWIAM! Kabaret jest jak narkotyk... Niewątpliwie życie polskiego kabareciarza to życie w drodze. Od występu nad morzem do występu w Bieszczadach. Od Mazur po Góry Stołowe. A żart, że typowy polski kabaret to firma transportowa z własnym repertuarem, ma z reguły pokrycie w faktach. Co ciekawe, nieustanne podróżowanie niekoniecznie oznacza poznawanie najpiękniejszych stron świata. – Zdarzyło nam się przez dwa tygodnie przygotowywać kabareton w Świnoujściu. Zdarzyło nam się także w ciągu tych dwóch tygodni zobaczyć morze – wspomina Adam Małczyk, drugi z liderów Formacji Chatelet. – Widzieliśmy je raz, przed północą. Czasami jednak trzeba się zatrzymać. Są dwa powody, dla których kabareciarz przerywa nieustanną podróż w czasie i przestrzeni: nadwątlone trybem życia zdrowie i rodzina. Kiedy w życiu Marty Honzatko z krakowskiego kabaretu Loch Camelot, związanej także z Piwnicą pod Baranami i Teatrem Piosenki w Krzysztoforach, aktorki tańczącej, w wolnych chwilach stepującej i jeżdżącej konno, pojawił się Tobiasz, zawodowe rozśmieszanie musiało na chwilę zejść na drugi plan. – Przez jakiś czas Tobiasz będzie moją główną widownią. Co mnie szczególnie nie martwi, bo jest nam ze sobą dobrze i śmiesznie – wyjaśnia Marta. Nie znaczy to jednak, że zupełnie zapomniała o kabarecie. To byłoby niemożliwe. W planach ma nawet solowe recitale do słów poety Michała Zabłockiego. Być może zmieni się za chwilę w ikonę kobiecego kabaretu, Kalinę Jędrusik. Być może zaśpiewa imponujący zestaw piosenek o pewnej pani, której zupełnie nie układa się życie z panami. – Kabaret jest jak narkotyk, jeśli raz pozna się jego smak, trudno odnaleźć coś, co byłoby substytutem – wyznaje artystka. (cd)
-
– Odkupię czas w każdej ilości, powinni go wreszcie wystawić na Allegro – przyznaje Łukasz Rybarski, głowa Kabaretu Pod Wyrwigroszem, nazywany przez przyjaciół capo di tutti cabareti. Z braku czasu Rybarski musiał właśnie, na lepsze czasy, odłożyć licencję pilota samolotowego, choć przelatał już, najpierw w komputerowym symulatorze, a potem w przestworzach wiele długich godzin. I wiele jeszcze zamierza przelatać. W każdym razie o samolotach wie już prawie tyle, co o tworzeniu kabaretu. – Klapy się nie zamykają – oznajmił grobowym głosem, gdy lecąc na występ do Kanady wraz z pozostałymi członkami swojego zespołu wzniósł się w latającej maszynie ponad chmurami. Kabareciarze znacząco spojrzeli się na siebie, śmiejąc się w duchu z kolejnego dowcipu kolegi. Nie był to jednak żart. Do śmiechu nie było przede wszystkim pilotom, którym jednak udało się w końcu opanować krnąbrną maszynę. A Rybarskiemu udało się, już po wylądowaniu, zaprzyjaźnić z pilotami. Spotkał ich zresztą nieco później w Lesznie, podczas występu zakończonego noclegiem w jednym z miejscowych hoteli. Hotelu, zbudowanego przy lotnisku. Z wymarzonym przez kabareciarza widokiem na… pas startowy. – Nie jesteśmy całkiem normalni – przyznaje bez ogródek Adam Grzanka, muzyk i współtwórca Formacji Chatelet, prywatnie kolekcjoner koncertów, mundurów z czasów wojny i strzałów, oddanych z karabinków do puszek po piwie. Jak też pacyfista, prawie inżynier (mechaniczny) i prawie chemik. – To wszystko ma pewnie swoją praprzyczynę w naszym trybie życia – dodaje Grzanka. – Życia na wariackich papierach, niestabilnego jak… promieniotwórcze izotopy cezu.
-
Tak jak przez długie lata publiczność pamiętała kabaretowy numer Wyrwigrosza o UFO, które okazało się uchem. Wywiad, przeprowadzony z pewnym góralem – grał go Łukasz Rybarski – przez wspaniałego parodystę i kabareciarza Wojtka Szawula. Którego już w Wyrwigroszu nie ma, bo od kilku lat rozśmiesza tych, którzy tak jak on, nieoczekiwanie, przenieśli się do nieba. Dla tych, którzy na Ziemi, w Wyrwigroszu zostali, ich wielki przyjaciel Szawul pozostanie w pamięci człowiekiem, który tak bardzo pokochał kabaret, że potrafił śmiechem zbombardować własne cierpienie. Gdy choroba sprawiła, że nie mógł wyraźnie mówić po polsku, na potrzeby kabaretu stworzył własny język. I rozbawiał nim swoją ukochaną publiczość do łez. – Warto śmiać się ze swoich wad, kompleksów i ograniczeń – zapewnia Michał Pałubski z krakowskiej Formacji Chatelet. – Własne ułomności to przecież doskonała pożywka dla kabareciarza. Zatem zawodowy rozbawiacz tłumów to przede wszystkim człowiek, który jest w stanie zobaczyć siebie i innych z zupełnie nowej perspektywy. Niedawno Michał rozstał się z kobietą. Szedł smutny, zgarbiony, ciągnął za sobą torbę po ulicy. I nagle torba zaczęła mu przypominać psa. A potem w szybie sklepu zobaczył twarz młodego człowieka tak bardzo smutnego, tak bardzo rozżalonego własnym losem, że na jego widok nie mógł się powstrzymać od śmiechu. – I im bardziej byłem smutny, tym bardziej się z siebie śmiałem – wyjaśnia Michał, którego polscy miłośnicy kabaretów znają przede wszystkim jako Bubę, homoseksualistę, który wbrew rodzinnej tradycji nieoczekiwanie decyduje się zmienić swoją orientację. Postanawia zakochać się, wbrew niesprzyjającym mu okolicznościom, w kobiecie… Jakie okoliczności nie sprzyjają kabareciarzom w prawdziwym życiu? Przede wszystkim permanentny brak czasu. Na cokolwiek poza kabaretem.
-
– Wszystko się zmienia. Przystanki, ludzie, ale także nasze poczucie humoru – przyznają kabareciarze. – Coraz trudniej nas rozśmieszyć, coraz trudniej nam rozśmieszać. O nie, wcale nie traktujemy tego jak przeszkody w pracy i w życiu. To raczej wyzwanie. Jednym z pierwszych udanych skeczów słynnego dziś Kabaretu Pod Wyrwigroszem były prawie żywcem przepisane kościelne nauki przedmałżeńskie. – Niby nic wielkiego, a udało się! – uśmiecha się Beata Rybarska, współzałożycielka kabaretu. – Nigdy nie zapomnę tego uczucia, tej wewnętrznej radości, że to, co nas śmieszy, śmieszy także i innych. Że potrafimy być tak zabawni, iż z tej całej hecy mogliśmy sobie stworzyć sposób na życie. – Nie znam lepszej metody na udane życie towarzyskie, posiadanie licznego grona przyjaciół, a w końcu także na zarabianie pieniędzy. Poza tym nie dość, że mogę się bezkarnie, nieustająco śmiać, to jeszcze, przy okazji, jestem w stanie wyleczyć kilka swoich kompleksów – uważa Tomasz Olbratowski, członek Wyrwigrosza i radiowiec. Kiedyś Olbratowski samemu sobie zadał pytanie, po co mu właściwie ten cały kabaret. – Odpowiedź była prosta. Jestem próżny – twierdzi. – Chciałem się sprawdzić, przekonać się na własnej skórze, że potrafię wyjść przed wielotysięczny, milczący tłum, opanować swój strach przed nim i niemoc i powiedzieć coś tak śmiesznego, że ten tłum z milczącego zamieni się w wiele tysięcy przyjaznych mi ludzi. W dodatku ludzi na mój widok ryczących ze śmiechu. A to wcale, jak się okazuje, łatwe nie jest. – W dobrym dowcipie tkwi jakaś tajemnica – przyznaje Maurycy Polaski z Wyrwigrosza. – Można godzinami zanurzać się w oparach absurdu i groteski, mieszać ze sobą miksturę nonsensu i przaśnej kpiny i nie wymyślić nic naprawdę śmiesznego. A czasem wystarczy jeden impuls, by całkiem poważną rzeczywistość zmienić w dowcip, który widzowie będą pamiętać przez długie lata.
-
WITAM i POZDRAWIAM! Charlie Chaplin mawiał, że ci, którzy rozśmieszają ludzi, są cenniejsi od tych, którzy każą im płakać. A umiejętność przemiany smutku w radość to sztuka niełatwa. I na wskroś alchemiczna, bo dobry żart to tajemnicza mikstura, którą tylko nieliczni potrafią zamienić w prawdziwe zloto. Wśród polskich kabareciarzy krąży taki żart. Młody człowiek na widok siedzącego przy kawiarnianym stoliku mocno zasępionego zespołu kabaretowego ze zdziwieniem pyta: – Panowie, dlaczego jesteście tacy smutni? – Bo wymyślamy skecz – odpowiadają ze złością ci, których sposobem na życie stało się ich własne, chwilowo utracone, poczucie humoru. Na początku zawsze był humor. Radosne, nieskrępowane niczym poczucie, iż rzeczywistość sama w sobie jest tak zabawna, że wystarczy jedynie w odpowiedni sposób przenieść ją na scenę. Czyli zamienić w kabaret. – Śmieszyli nas ludzie w autobusach, na przystankach i w urzędach, śmieszyły zwyczajne z pozory rozmówki o niczym i absurdalne, choć całkiem stereotypowe sytuacje – wspomina Adam Małczyk z założonej 12 lat temu krakowskiej Formacji Chatelet. – Śmieszyły nas nawet słupy ogłoszeniowe czy trawa, którą jeden z naszych kolegów z kabaretu kosił pod blokiem, bo nie miał się z czego utrzymać. Czy dziś Chatelet nadal śmieje się z trawy i z ludzi na przystankach?
-
W swoim badaniu Ken Peller przedstawił grupie studentów na ekranie ponad 70 różnych twarzy. Wszystkie wyrażały zdziwienie. Bezpośrednio przed wyświetleniem kolejnej zdziwionej miny przez 30 milisekund studentom pokazywano twarze ludzi zadowolonych. Mimo że badani nie byli świadomi faktu, iż oprócz zdziwionych twarzy widzą również wesołe, ich mózgi to odnotowały. Okazało się, że w ludzkim mózgu istnieją dwa oddzielne i niezależne kanały neurologiczne służące do odbioru informacji pozawerbalnych. Pierwszy kanał, świadomy, prowadzi od receptorów zmysłowych do kory mózgowej. To „myśląca” i ewolucyjnie najmłodsza część mózgu. Drugi kanał prowadzi od receptorów zmysłowych bezpośrednio do pnia mózgu, najstarszej części ludzkiego układu nerwowego. Odpowiada on za wszelkie niekontrolowane przez naszą świadomość funkcje organizmu, takie jak choćby praca serca, jelit czy nerek. Dzięki niemu też nasz organizm się broni. Potrafi w ułamku sekundy zamknąć powiekę, chroniąc oko, zmienić ciśnienie krwi w czasie ucieczki czy błyskawicznie podnieść jej krzepliwość, kiedy jesteśmy ranni. Wiele wskazuje na to, że drugi kanał czuwa też nad prawidłowym rozpoznaniem, czy mamy do czynienia z wrogiem czy sojusznikiem. Kiedy kontaktujemy się z kimś, w kogo zachowaniu podświadomie dostrzegamy rozbieżność między słowami, gestami i sygnałami mikroekspresji, pień mózgu odbiera to jako potencjalne zagrożenie i na wszelki wypadek stawia nasz organizm w gotowości do „walki”. Jednocześnie podnosząc „alarm”, sam wysyła znaki mikroekspresyjne, które natychmiast odbiera mózg naszego rozmówcy. Dlatego właśnie taka intuicyjna niechęć jest zazwyczaj obustronna. Mechanizm ten jest, jak przypuszczają badacze, atawistyczną pozostałością po tym etapie ewolucji człowieka, kiedy szybkość reakcji na jakiekolwiek zagrożenia była kwestą życia i śmierci. Rozwój cywilizacji a wraz z nią skomplikowanych norm społecznych nieco przytępiły w nas umiejętność korzystania z tego pierwotnego „systemu ostrzegania”, ale zupełnie go jednak nie zabiły. Czasami odzywa się więc, wzbudzając w nas „dziwny” niepokój. Nie warto go przeceniać, ale też nie należy bagatelizować. Warto natomiast w kontaktach z przyjaciółmi pozostawać szczerym aż... do pnia mózgu. Bo nasze mózgi i tak, prędzej czy później, załatwią sprawę wzajemnych relacji między sobą. JERZY GRACZ
-
Stwierdzenie tego faktu nie wyjaśnia jednak, jak to się dzieje, że tak często „intuicja” podpowiada nam, kogo możemy polubić natychmiast, a kogo nie. Badacze doszli do wniosku, że to, co uchodzi naszej świadomości w czasie rozmowy z drugim człowiekiem, jest „odnotowywane” podświadomie i zapamiętywane. Zbiór takich mikroekspresji tworzy w naszej podświadomości obraz człowieka, którego właśnie poznaliśmy i w zależności od tego, czy obraz ten nam odpowiada, czy nie, albo go akceptujemy, albo się do niego dystansujemy. W jednym z eksperymentów przedstawiono grupie ochotników film, na którym pokazywano opowiadającego dowcipy aktora, pełnego radości i zadowolenia z życia. Uczestnicy badania pytani po projekcji filmu, jakim człowiekiem jest według nich w życiu prywatnym aktor, byli zdania, że w rzeczywistości jest taki, jakiego widzieli na filmie. Zadowolony, pełen werwy, serdeczny. Prowadzący eksperyment przez jakiś czas przekonywali uczestników, że się mylą, a potem zaproponowali obejrzenie tego filmu jeszcze raz. Tyle że film tylko pozornie był identyczny. W rzeczywistości wmontowano w niego pojedyncze klatki, na których aktor był smutny, zły, zrozpaczony. Pojawienie się tych klatek było jednak niedostrzegalne dla świadomości oglądających. Tym razem uczestnicy badania nie byli już tak pewni swojego zdania. Większość z nich utrzymywała, że „coś tu nie gra”. Nie potrafili wprawdzie określić, co, ale „czuli to intuicyjnie”. Na tej samej zasadzie opiera się, zdaniem psychologa Paula Ekmana i zwolenników jego teorii, nasz odbiór drugiego człowieka. Podświadomość rejestruje niewidoczne dla „świadomego oka” sygnały i porównuje je z tym, co widzimy świadomie. Jeśli mózg odnotuje zbyt wiele różnic między tymi obrazami, natychmiast czujemy, że z naszym rozmówcą jest „coś nie tak”. Na ogół wzbudza to naszą większą lub mniejszą niechęć. Dzieje się tak podczas każdego nawiązywanego kontaktu. To podświadome odbieranie mikroekspresji jest swoistym systemem obronnym. Systemem bardzo skutecznym. Nad odruchami mikroekspresji nie jesteśmy w stanie panować. Nieświadomie je wysyłamy i odbieramy. To tak, jakby dwa mózgi rozmawiały między sobą z pominięciem ich nosicieli. (cd)
-
WITAM i POZDRAWIAM! Czasami wystarczy pięć minut rozmowy z nieznanym nam człowiekiem, byśmy zapałali do niego ogromną sympatią lub zniechęcili się na długo. Dlaczego? Człowiek o wiele więcej informacji przekazuje za pomocą gestykulacji, ułożenia ciała i mimiki niż słowami. Pracujący nad tym problemem antropolog Albert Mehrabian z uniwersytetu w Kalifornii sformułował zasadę, według której w komunikacji między ludźmi słowa przekazują jedynie siedem procent informacji, brzmienie głosu 38 procent, a mowa ciała aż 55 procent. Informacje przekazywane w sposób niewerbalny są dla nas tak ważne, iż bez względu na to, co mówi rozmówca, aż 90 procent naszej opinii o innym człowieku powstaje w ciągu pierwszej minuty kontaktu. Inny amerykański psycholog Ray Birdwhistell określił wielkość przekazywanych słowami informacji na 35 procent, a tych przekazywanych za pomocą ekspresji na 65 procent. Choć naukowcy spierają się co do proporcji między słowem a gestem w naszej komunikacji, w jednym są zgodni – to mowa ciała w naszych rozmowach jest ważniejsza. (cd)
-
Co to jest Przeznaczenie? Czy to słowo do końca zostały wytłumaczone przez znawców z różnych dziedzin? Myślę że każdy z nas posiada określoną opinie na ten temat. Jedni uważają że nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie, gdyż to my sami jesteśmy kowalami własnego losu. Inni natomiast uważają iż przeznaczenie nasze rodzi się wraz z naszym narodzeniem i każdemu z nas jest coś już zapisane. Każdy ma prawo do własnego zdania i pojmowania świata wg uznania. Jak można inaczej nazwa przeznaczenie? Wg wielu danych można przypisać to znaczenie takim słowom jak los, fortuna, fatum, predestynacja, to co powiedziane, przepowiedziane. Przeznaczenie jest koncepcją, według której losy człowieka są z góry określone. Takie myślenie niektórych społeczności spowodowało iż chciano poznać przyszłe losy. Dlatego też powstały na całym świecie różnego rodzaju przekaźniki które miały nam określić przyszłe wydarzenia. Poprzez wróżby, astrologie, horoskopy, jasnowidzenie ,prorokowanie czy I Ching chciano poznać przyszłość. W dzisiejszych czasach nic sie nie zmieniło w tej kwestii, dalej pragniemy poznać swoją przyszłość. Poprzez właśnie wróżby ,jasnowidztwo itp. Chciano mieć wpływ na przyszłe wydarzenia. I prawdę mówiąc tak jest. Jako wróżka zawsze powtarzam klientom że swoją przyszłość można zmienić jeśli w kartach widać nieprzychylne rzeczy. Jednak nie wszystko jesteśmy w stanie zmienić, niektóre wydarzenia nie są od nas zależne. Tak więc tylko po części zgodzę się z charakterystyką słowa przeznaczenia. Każdy z nas ma swoją wiarę, przekonania, system egzystencji i często zdaje nam się, że nasze przekonania są jedynie słuszne i prawdziwe. Myślenie to doprowadza do tego iż zupełnie zapominamy, że cała dostępna w mediach tzw „prawda” nie zawsze jest prawdą oczywistą. autor: Izabela
-
Przeznaczenie to dola, los, fatum, predestynacja, to co przepowiedziane, nieodwołalna konieczności. Jest to koncepcja, według której losy człowieka są z góry określone. Dlatego nieustannie próbuje się poznać przyszłości poprzez wróżenie, astrologie, jasnowidzenie czy prorokowanie a następnie ją zmienić. Istnieją takie momenty w życiu każdego człowieka, gdy zadajemy sobie pytanie czy nasze dotychczasowe istnienie, lub nagłe wydarzenie które miało miejsce, było ingerencją Istoty Wyższej czy ślepym przypadkiem? . Pojawia się wtedy wiele dziwnych pytań. Jak poznać swoje przeznaczenie? Czy istnieje przeznaczenie? Czy człowiek ma zupełnie wolną wolę? Jaka jest nasza osobista odpowiedzialność za nasze życie? Ja znalazłam po części odpowiedź na te pytania. Istnieje coś takiego jak przeznaczenie, Dochodzimy do niego różnymi drogami, jednak mimo to nie wszystko jest spisane tam gdzieś w górze. Istnieje coś takiego jak wolna wola, czynimy tak jak chcemy i czekamy na konsekwencje naszych czynów. Wgląd do przyszłości poprzez wróżenie z kart, daje nam możliwości zmienienia kierunku naszej drogi. Dlatego też tak duży wpływ mają na nas różnego rodzaju wróżby i przepowiednie. Wiele lat spędziłam na wróżeniu z kart klasycznych czy tarota, wielu ludziom i przyjaciołom pomogłam i dałam cenne wskazówki. Wiele z tego co mówią mi karty się sprawdza. Musimy jednak pamiętać że z każdym wyborem ,z każdą decyzją możemy wiele zmienić w naszym życiu. Karty przekazując wróżbicie przyszłe wydarzenia dają nam możliwości zmiany niepożądanych przyszłych wydarzeń. „A Bóg odsłania przyszłości niesłychanie rzadko, i tylko wtedy gdy zapisana została po to , by odmienić jej bieg”. ( P. Coelho) „Dziwna jest sytuacja tu na Ziemi. Każdy z nas przychodzi z krótką wizją, nie wiedząc dlaczego a jednak czasami wydaje się, że zgadujemy jej cel” ( A. Einstein) „Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterię: to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć.” ( Carlos Ruiz Zafon) Fatum - w mitologii greckiej to personifikacja nieuchronnego, nieodwracalnego losu; nieodwołalna wola bogów, na którą nikt nie ma wpływu. Fatum ciążące nad bohaterem ograniczało ramy jego wolnej woli, kierując skutki działań w jednym tylko, zgubnym kierunku. Było bezpośrednią, przyczyną jego końcowej klęski i tragedii; potocznie przeznaczenie, z tą różnicą, że przeznaczenie może mieć również wydźwięk pozytywny, a personifikacją jest wtedy Tyche (lub bardziej znana z mitologii rzymskiej Fortuna).
-
Badaniami nad sensem życia zajmował się psychiatra V. Franck, który wprowadził pojęcie nerwicy. Posiadanie sensu życia przez człowieka, jest koniecznym warunkiem rozwoju i samorealizacji. Problem ten włączono do psychologii co przyczyniło sie do lepszego zrozumienia przyczyny samobójstwa. W różnym czasie i w różnych częściach psychiki człowieka istnieją odmienne rodzaje lęku. Ludzie maja poczucie bezsensowności życia i często chcą popełnić samobójstwo. Victor Franckl rozróżnia 3 główne skłonności: skłonność do posiadania własnej seksualności i nie tylko, posiadanie władzy, oraz skłonność do osiągnięcia celów. W rożnym czasie i w różnych sytuacjach osoba wybiera jeden z nich, a następnie próbuje reszty. Osoba ta pracuje bardzo ciężko, ma określony cel i próbuje go osiągnąć. Mimo to potem i tak przychodzi tzw „ zwycięstwo depresji”. osoba realizuje cel ale zapal jej maleje i ma poczucie egzystencjalnej pustki i zagubienia. Większość ludzi samemu wyznacza sobie kierunek i cel życia, wspomagając się swoimi wierzeniami, przekonaniami i wiedzą. na podst. książki P.Trillich
-
WITAM i POZDRAWIAM! Sens życia - przeznaczenie człowieka ! Sens życia należy rozumiec jako nierozerwalną relację w dążeniu do definitywnie określonego celu bytu człowieka jako osoby oraz możliwości jego dojścia do niego zgodnie ze swoimi poglądami. O sensie naszego istnienia zaczynamy dopiero myśleć w obliczu zbilżającej się śmierci. Człowiek czuje znaczenie istnienia życia, ale nie rozważa go intelektualnie. Sens życia – to coś ukrytego, coś wewnętrznego. Rozumienie słowa sens jest bardzo zbliżone do pojęcia „ bezprzedmiotowość”. Pojęcie sensu możemy rozumieć jako zysk lub korzyść, ale myślimy o sensie życia tylko wtedy, gdy je stracimy. Egzystencjalny kryzys ( kryzys człowieka) nie jest uważane odkrycie intelektualne, bardziej człowiek zaczyna rozumieć, że czegoś mu w życiu brakuje a on tego nie posiada. Osoba ta zaczyna myśleć o sensie życia, w czasie, gdy jest w stanie lęku egzystencjalnego. Egzystencjalny lęk – to ból, lęk o istnieniu ludzi. P. Trillich wyróżnia 2 poziomy egzystencjalnego niepokoju- bezwzględny i relacyjny oraz różne funkcje tego odczucia. 1. Niepokój o swój los i śmierć są na relacyjnym poziomie. On zagraża, ale istnieją sposoby, aby temu zapobiec. Niepokój i strach przed śmiercią- określa bezwzględny poziom lęku. Bezsilność paraliżuje człowieka i powoduje uczucie pustki. 2. To lęk pustki i głupoty. Na poziomie relacyjnym istnieje możliwość, aby spróbować zapomnieć i cieszyć się życiem, jednak na poziomie bezwzględnym nie da się już nic zrobić. 3. Lęk przed potępieniem i winą. Potępienie istnieje na poziomie absolutnym, a na relacyjnym – lęk.(cd)
-
Pierwszym krokiem do uzdrowienia jest powiedzieć sobie: to ja, a nie mój winowajca, odpowiadam za swoją przyszłość. Niełatwo się przestawić, zwłaszcza gdy człowiek karmi się złudzeniem, że nie osiągnął tego, co chciał, bo inni mu w tym przeszkodzili. Ale jeśli pogodzisz się ze swoim życiem, musisz też uświadomić sobie, że nikt inny, tylko ty masz na nie wpływ. A na całym świecie jedynym człowiekiem, którego możesz zmienić, jesteś ty. I tak naprawdę to ty sama jesteś źródłem swoich problemów. Gdy to zrozumiesz, będziesz na dobrej drodze. Wybaczenie krzywd, nawet najgorszych, to najskuteczniejszy sposób na odzyskanie zdrowia - psychicznego i fizycznego. Bo jeśli w sercu są zadry, nie możemy normalnie funkcjonować. Mechanizm jest prosty: myślenie o tym, że mnie skrzywdzono, hamuje przepływ energii życiowej, bo cała moja uwaga jest skierowana w przeszłość. Jeśli uda mi się z tego uwolnić, zyskam siłę. Właśnie to daje wybaczenie - pozbywam się ciężaru przeszłości, czuję przypływ energii, mogę ją wykorzystać.(cd)