DRZEWO OLIWNE
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez DRZEWO OLIWNE
-
Ten niezwykły symbol znalazł swoje miejsce również w psychoterapii. Najprostszy jego rysunek zdradza stan naszej psychiki, czy np. czujemy się bezpiecznie, czy jak drzewo wyrwane z korzeniami. A kreślenie mandali w formie drzew ma znaczenie terapeutyczne. Według psychologii Carla Junga, Drzewo Życia przedstawiane z rozłożystą koroną symbolizuje dążenie do doskonałości, do rozwoju i wewnętrznej pełni. Gdy rysujemy okrągłą mandalę w formie drzewa, poznajemy zakamarki swojej psychiki. A jeśli staramy się popracować nad rysunkiem, udoskonalić go, jednocześnie pracujemy nad własną psychiką i wzmacniamy ją. Takie rysunki mogą być drogą rozwoju duchowego. Według Junga, drzewo ma wiele znaczeń. Może być wyrazem otwierania się w sensie fizycznym i duchowym, rozrastania się jak robią to konary i korzenie. Jest też symbolem opiekuńczej matki, bo cień drzewa daje schronienie, a owoce pomagają zaspokoić głód. Drzewo ukazuje też w sposób symboliczny przemijanie i odradzanie się. Rysowana przez człowieka mandala drzewa staje się obrazem wnętrza i jaźni. Odsłonięte korzenie wskazują na brak poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji w życiu. Połamane konary i dziuple w pniu to dowód głęboko ukrywanych ran psychicznych, złych wspomnień, które zostały zepchnięte w głąb podświadomości. Roślina pozbawiona liści pokazuje pewien stan uśpienia rysującego, który czeka na coś, ale chyba brak mu nadziei, że spełnią się jego marzenia. (TEZEUSZ)
-
WITAM i POZDRAWIAM! Według badań radiestezyjnych, Drzewo Życia promieniuje energią. Daje silne wibracje koloru białego, dlatego może być doskonałym talizmanem. Wzmacnia organizm, dodaje sił witalnych i zapewnia wytrwałość w dążeniach, pomaga leczyć niepłodność i zaburzenia potencji, przyciąga dostatek. Potęguje również oddziaływanie innych talizmanów czy kamieni szlachetnych ułożonych obok niego. Znak Drzewa Życia może posłużyć również do odprężającej medytacji. Będąc w lesie lub w parku, uważnie obserwujmy wielkie, rozłożyste drzewa. Spróbujmy wniknąć w ich głębię i wewnętrzną istotę. Otwórzmy się na oddziaływanie ich kształtu, formy i barwy. Postarajmy się poczuć jedność z drzewami i harmonię panującą w przyrodzie. Po powrocie do domu siadamy wygodnie, w ciszy, zamykamy oczy i przywołujemy w myśli drzewo. Koncentrujemy się na tym obrazie, odtwarzamy jak najwięcej szczegółów. Wtedy poczujemy jego wielką moc.
-
Drzewo Życia stało się centralnym diagramem żydowskiej kabały, przedstawiającym atrybuty Boga oraz powstanie i budowę Wszechświata. Zdaniem kabalistów, Bóg jest niepoznawalny. To rodzaj bezgranicznego światła, z którego emanują Sefiroty, czyli przejawy boskiej osobowości. Na nich opiera się konstrukcja świata i istota człowieka. Sefiroty dają energię światu i ludziom. Kabalistyczne Drzewo Życia składa się z 10 Sefirotów odpowiadających sferom Ziemi, siedmiu planetom znanym w starożytności, gwiazdom tworzącym zodiak, a na samym szczycie znajduje się sfera Pierwszego Sprawcy. Sefiroty to również liczby od 1 do 10 będące składnikami wszystkich innych liczb. Sfery na kabalistycznym Drzewie Życia po prawej stronie są męskie, a po lewej żeńskie.(cd)
-
WITAM i POZDRAWIAM! Dla dawnych ludów stare drzewa były świętością. Zamierały zimą, a odradzały się każdej wiosny. Symbolizują życie wieczne. Drzewo wyraża kosmiczną moc, narodziny i odradzanie się. Jest znakiem nieśmiertelności. To oś, która łączy światy: niższy – piekielny, pośredni – ziemski i wyższy niebiański. Utożsamia się je z krzyżem Odkupienia, a z kolei krzyż przedstawia się jako Drzewo Życia. To również trzy sfery umysłu człowieka: nadświadomość, świadomość i podświadomość. Korona symbolizuje umysł, pień – ciało, a korzenie instynkty. W wielu mitologiach jest podporą i osią świata, symbolem raju zapewniającego obfitość. A skoro to drzewo rajskie, jego owoce gwarantują nieśmiertelność. Rajska jabłoń---Jak podaje Księga Rodzaju, Drzewo Życia rosło w środku Edenu, rajskiego ogrodu, w którym żyli stworzeni przez Boga Adam i Ewa. Było drzewem wiedzy, ale też nieśmiertelności. Gdy pierwsi ludzie zerwali owoc, pogwałcili boski zakaz i zostali wygnani z raju. Według objawień XVIII-wiecznej niemieckiej mistyczki i stygmatyczki, Anny Katarzyny Emmerich (to na podstawie jej wizji Mel Gibson nakręcił „Pasję”), Drzewo Życia przypominało olbrzymi cedr ze złotymi owocami. Rosło na wysepce połączonej z ogrodem groblą. (cd)
-
WITAM i POZDRAWIAM! __________$$$$$$ ____§§__$$$$$$$$$$ ______§§$$(•)$$$$$$ ________$$$$$$$$$$ __________$$$$$$ __________$$$$ ________$$$$$$ _______$$$$$$$ ______$$$$$$$$$$_____$ ______§§§§§§$$$$$$__$$ ____§§§§§§$$$$$$$$$$$$ ______$$$$$$$$$$$$$$$$ _______ $$$$$$$$$$$$$$ _________ $$$$$$$$$$$__§§ ____________§§____§§§§§§ ________§§§§_____ ¸•*´~`*•.¸(*•.¸♥¸.•*)¸.•*´~´*•¸ ~☼ ZDROWYCH I SPOKOJNYCH ☼~ ~☼ ŚWIĄT WIELKIEJ NOCY ☼~ ´*•.¸¸.•*(¸.•*´✿`*•.¸)`*•.¸¸.•*´ dużo odpoczynku i czasu na refleksję oraz przepysznego i uroczystego wielkanocnego śniadanka!
-
– W internecie, to możesz znaleźć gołe baby. Nie ma przebacz – tu trzeba dzwonić po księdza. – Jest wielkanoc, ksiądz ci nie będzie do jaja przyjeżdżał. – Na co tu księdza wołać? Adam, dzwoń po policję. – A tak, tylko policji tu brakuje. Jak się dowiedzą, to dopiero będą kłopoty. – Matko Boska, mało to Halinka ma problemów, jeszcze jej się taki przytrafił. – Słuchajcie! – przekrzyczał wszystkich Marcin, gospodarz, który przyjechał tu rowerem z drugiego końca wioski – Problem jest problem. Trzeba go rozwiązać. Po czym chwycił go i począł skubać. Rozgardiasz ucichł. Wszyscy zamarli z przerażenia. Marcin oglądał problem ze wszystkich stron i szarpał się z nim bezskutecznie. Gdy stało się jasne, że dotykanie problemu nie jest niebezpieczne, w jego kierunku wystrzeliły ręce tych, którzy uznali, że „nie umiesz, daj, ja to rozwiążę” albo „nie tak, zobacz, dawaj, ja to rozsupłam”. Znów zrobiło się głośno, znów się zakotłowało. Do izby co i raz wpadali ludzie zaalarmowani wieścią, że ze słynnego jaja Kwiecińskich wykluł się nie lada problem. Po kilkunastu minutach, może pół godzinie, wszyscy zaczęli kręcić się nerwowo, przysiadywać to tu, to tam i załamywać ręce. – Halinka, problem jest zbyt zagmatwany, nie idzie go rozwiązać. – przyznał w końcu Tadek, wioskowy sołtys, odkładając go na talerz. Problem leżał, jakby nigdy nic, dokładnie tak samo zawikłany, jakim ukazał się rano oczom domowników. Szary i poplątany do granic możliwości. Nie pomogło podsadzanie widelcem, skubanie paznokciem, ugniatanie i szarpanie. – W internecie nic nie piszą. – rzucił Franek, stając na progu – Byłem w domu, sprawdzałem. Jajko Kolumba, jaja jak berety, jaja dinozaurów… Ale nigdy nie było w jajku problemu. Pani Halinka zawodziła w kącie, gromadka dzieci, nieświadoma powagi sytuacji, harcowała po izbie, pan Józek dopalił już paczkę papierosów i kręcił się nerwowo na stołku. W domu robiło się tłoczno, bo co i raz przybywali nowi ciekawscy. Wszyscy z zafrasowanymi minami, za którymi kryła się radość, że to nie im się problem przytrafił. Do południa zjechała do Kwiecińskich cała wieś i liczne reprezentacje wsi ościennych. Wieść niosła się lotem błyskawicy. Rozdzwonił się nawet stary rzadko działający telefon – wszak nie każdy mógł przybyć osobiście, a każdy chciał wiedzieć coś więcej o poważnym problemie. Pan Józek, podenerwowany sytuacją, poderwał się w końcu ze stołka. – Dosyć tego! Święta są! – wrzasnął – Nie będzie mi tu, kurwa, jajo jakieś, Wielkiej Nocy psuło! Spieprzać z drogi, zaraz problem rozwiążę! – rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu, wypadł z izby i wrócił za chwilę z długim wyszczerbionym nożem. Ostrze, uwalane chrzanem z burakami, wyglądało upiornie. Pan Józek, zaczerwieniony z wściekłości, zawinął kawał obrusa, przełożył problem na goły blat stołu i huknął nożem z całej siły w samo sedno problemu. Ci, którzy nie złapali się za głowę i nie zatkali uszu, usłyszeli ciche pufnięcie. Ci, którym starczyło odwagi, by nie zmrużyć oczu, zobaczyli mały obłoczek ciemnego, szybko rozwiewającego się dymu. Odsłonięty kawałek blatu był pusty. Problem zniknął.
-
Pani Halinka delikatnie położyła go na talerzu. Był szary i zaplątany. Przypominał kłębek popielatej wełny. Trącił trochę kurzą grzędą. Na twarze rodziny wypełzł grymas niemiłego zaskoczenia, a w sercu obudził się niepokój. Nastąpiła wymiana spojrzeń pełnych złudnej nadziei, że może jest przy stole ktoś, kto wie, o co tu chodzi. Nastrój konfuzji przegoniło dopiero głośne prychnięcie babci Jadzi, która pozbierała się najszybciej, by tubalnym głosem obwieścić światu „a nie mówiłam, że będą z tego jaja same kłopoty?!” * * * Problem leżał na talerzu. Leżał nawet grzeczniej niż wielkanocne jajka, którym zdarza się czasem ślizgać niesfornie po jego powierzchni. Ale mimo swojej pozornej nieszkodliwości, był przecież poważnym problemem. Nad talerzem kłębiły się zafrasowane twarze domowników i przybyłych naprędce mieszkańców wsi. Wszyscy chcieli zobaczyć co też wykluło się ze słynnego jaja i na czym polega problem państwa Kwiecińskich. Wszyscy też chcieli podkreślić, że „przecież ostrzegali”, „mówili, że tak to się skończy” i że „było jasne, że nic dobrego z tego nie będzie”. Pani Halinka płonęła wstydem, tym dotkliwszym, im większa była jej wczorajsza duma. Adaś szarpał Julkę wypominając jej, że to ona przyniosła jajo do domu, więc i ona powinna coś z nim teraz zrobić. Tylko pan Józek siedział z boku i ze wzrokiem utkwionym za okno, nerwowo zapalając papierosa za papierosem, starał się ignorować harmider. Problem był poważny. Tylko patrzeć, jak zrobi się z niego jakieś większe nieszczęście. – Jajo trzeba bezwzględnie zakopać. – uznała pani Jadzia znajdując poparcie u dwóch sąsiadek z naprzeciwka. – Zakopać – broń Boże! Jeszcze co wyrośnie. – ripostował Franio, jedyny we wsi właściciel komputera z dostępem do internetu – Rozwiązanie trzeba bezwzględnie znaleźć w sieci.(cd)
-
Przez całą sobotę zmieniał się stosunek rodziny do osobliwego jaja. Wszyscy powoli oswoili się z jego widokiem. Pan Józek, być może z racji postnego jadłospisu, nabrał nawet ochoty na jego skosztowanie. Julka, która jajo znalazła, zamieniła początkowy szok na ożywione zainteresowanie. Adaś, od początku entuzjastyczny, ledwie utrzymywał swój rosnący entuzjazm w ryzach. Tylko babcia Jadzia pozostawała niezmiennie sceptyczna, mnożąc wątpliwości co do genezy jaja i wróżąc marny koniec całej historii. W wielkanocny poranek, mimo wczesnej rezurekcyjnej pobudki, nie było zaspanych domowników ani tłumionych ziewnięć. Pan Józek zrezygnował nawet z filiżanki kawy. Zagadka skutecznie zastąpiła kofeinę. Wokół wielkanocnej święconki zasiadła cała podekscytowana rodzina. Pani Halinka, śledzona spojrzeniami dziesięciorga oczu, uderzyła jajem o krawędź stołu. Adaś z Julką głośno nabrali powietrza i wstrzymali oddech, jakby spodziewali się detonacji bomby biologicznej. Pani Jadzia ostentacyjnie fuknęła, maskując zdenerwowanie i raz jeszcze zgłaszając swoje veto. Skorupka wystawiała cierpliwość domowników na próbę, nie ustępując ani po pierwszym, ani po kilku następnych uderzeniach. Za szóstym czy siódmym razem pękła na dwoje, a oczom wszystkich ukazał się problem.(cd)
-
Jajo znalazła Julka. W sobotni ranek, na drugiej przegródce od lewej. Kilka kur siedziało na grzędzie i – gdyby nie ich bezgranicznie głupie spojrzenia – można by odnieść wrażenie, że gdaczą z fascynacją nad zjawiskowym jajem. Julka, gdy je zobaczyła, o mało nie wypuściła z rąk półpełnej wytłaczanki. Pękate, śnieżnobiałe, na sztorc ustawione w słomie, miało z piętnaście centymetrów, a ciężkie było jak z ołowiu. Gdy Julka stanęła z nim w drzwiach domu, wywołała całkowitą konsternację. Ciszę przerwała po chwili gorąca debata - dom rozpadł się na kilka zwalczających się frakcji. Pan Józek, mąż pani Halinki, po wnikliwym obejrzeniu i długim ważeniu jaja w ręku uznał, że jajo jest ewidentnie podejrzane i należy je wyrzucić. Pani Jadzia, matka pana Józka, domniemywała nawet działalność sił nieczystych. Adaś przyjął wersję, że jajo jest strusie, bo dokładnie takie jaja widział w programie przyrodniczym. Jako młoda, odkrywcza dusza, która dopiero siadała do sobotniego śniadania, postulował też możliwie szybkie gotowanie i konsumpcję jaja, uznając, że druga okazja na kanapki ze strusim jajem może się prędko nie powtórzyć. Julka, na co dzień nieco wyalienowana i buntowniczo nastawiona do świata, też przed śniadaniem, lecz – co istotne – aktualnie na diecie, przyklasnęła koncepcji ojca, dodając tylko postulat dzwonienia na policję – w jej opinii jakkolwiek jajo się tu nie znalazło, musiało być nielegalne. Tylko pani Halinka upatrzyła w jaju nadzieję na najbardziej imponującą święconkę dekady i bez zastanowienia wciągnęła je na listę produktów do koszyka; eliminując zresztą z tej listy kiełbasę i chleb, które, jak się później okazało, nijak się nie chciały wraz z jajem w koszyku pomieścić.(cd)
-
WITAM i POZDRAWIAM! Opowiadanie \"Jajo\" Magdaleny Pudło zajęło pierwsze miejsce w konkursie zorganizowanym przez Katedrę na humorystyczny utwór o tematyce wielkanocnej. Ksiądz dziarsko machał kropidłem, a strugi święconej wody rzęsistym deszczem spadały na głowy parafian. Zgięły się karki, ręce zakreśliły znaki krzyża. Pani Halinka gniewnym sarknięciem skwitowała księżowski brak spostrzegawczości. Ksiądz kropił to w lewo, to w prawo, omiatając wzrokiem wielkanocne święconki, a na jej koszyk nie rzucił nawet okiem. Urażona duma pani Halinki dała o sobie znać zaróżowieniem uszu. – No, jakże to? – pomyślała – Pół parafii nad moim jajem gały wybałusza, cała wieś się moimi nioskami zachwyca, a ksiądz, jak to ksiądz, teologia, filozofia, srata-tata, nawet okiem nie łypnął, głową nie kiwnął, tylko… Zawrócił na pięcie, odmówił z ambony krótką modlitwę i zniknął w drzwiach zakrystii. Chwilę później przy stopniach ołtarza zakotłowało się od ludzi, chcących odebrać swoje koszyczki. Kilka osób z anielską cierpliwością próbowało dokończyć pacierz, nie zważając na potrącający ich, przepychający się tłum. Kilku osobom tej anielskiej cierpliwości zabrakło i – ośmieleni absencją duszpasterza – wyszeptali słowa dezaprobaty, z uwagi na świętość miejsca stonowanej do ledwie słyszalnego „gburze” i „jak leziesz”. Pani Halinka, dzielnie wiosłując łokciami, przebrnęła w sam środek zamieszania, by pochwycić swój koszyk. Stał na samym środku, niemal trzeszcząc w wiklinowych szwach pod ciężarem wielkiego jaja. Jajo, powód dumy pani Halinki i jej siedemnastu kur, miało się od teraz stać centrum wiejskiego życia. Przeciskając się ku wyjściu, pochwyciła Halinka stłumione szepty zdumienia i zachwytu, w których zatonęły nieliczne jeszcze sceptyczne głosy niedowierzania, sugerujące strusie pochodzenie okazu tudzież jego plastikowy charakter. – Nie może być, gdzie by ci kura takie jajo zniosła, toż by jej tyłek rozerwało – skonstatował trzeźwo pan Heniek. Pani Halinka z zadartym nosem wyszła na popołudniowe słońce. Głosy sceptyków puściła mimo uszu. Nikt nie miał takiej święconki. Ta Wielkanoc należy do niej.(cd)
-
O rodzinnym dziedzictwie-Monika Radomska Nasza czarna jaskółeczka Nasza czarna jaskółeczka Przyleciała do gniazdeczka Przez daleki kraj. Bo w tym gniazdku się rodziła, Bo tu jest jej strzecha miła, Bo tu jest jej raj. A ty czarna jaskółeczko, Nosisz piórka na gniazdeczko, Ścielże dziatkom je! Ścielże sobie ściel, niebogo, Chłopcy pójdą swoją drogą, Nie ruszą go, nie! Maria Konopnicka
-
WITAM i POZDRAWIAM! Pielęgnujmy dobre uczucia! 1. Pamiętaj, że rodzice dali ci wszystko, co w ich poczuciu najlepsze i wychowali cię najlepiej jak potrafili. Doceń i podziękuj za skarby, które dostałaś w walizce z emocjonalnym posagiem. 2. Nie obwiniaj rodziców za swoje niepowodzenia. Oni chcą, byś czuła się szczęśliwa. Poza tym jesteś już dorosła i sama odpowiadasz za swoje życie. 3. Nie obwiniaj partnera za to, że jest podobny do swoich rodziców. To przecież zupełnie naturalne. Zawsze jest czas na tzw. wieczorek rozpoznawczy u teściów. Kiedy następnym razem będziesz u nich z wizytą, przyjrzyj się relacjom tam panującym. Po powrocie do domu możecie o tym porozmawiać. Jeśli np. uważasz, że twój teść agresywnie odnosi się do żony, zastanów się, co ona robi, że na to pozwala. Jeśli nie chcesz, aby twój mąż traktował cię jak jego ojciec swoją żonę, nie zachowuj się tak, jak twoja teściowa. 4. Przy każdej okazji poznawaj historię swojej rodziny. Kiedy poznasz np. losy kobiet w kilku pokoleniach wstecz, łatwiej ci będzie zrozumieć swoją własną kobiecość i własną historię. 5. Kiedy masz problem, zapytaj mamę, co ona zrobiłaby na twoim miejscu. I nie chodzi o to, byś ty robiła identycznie, ale łatwiej ci będzie zrozumieć pobudki twojego działania i skorygować rodzinny przekaz. 6. Zastanów się, ile razy robisz w życiu coś nie dlatego, że tak chcesz, ale dlatego, by odczarować rodzinny przekaz, np. pracujesz na kilku etatach, bo nie chcesz być kurą domową, tak jak twoja mama. A może wystarczy, że umówisz się sama ze sobą, że nawet jeśli pracujesz mniej, to zamiast robić domowe porządki, masz prawo ten czas przeznaczyć na rozwijanie hobby. 7. Pamiętaj, że twojej rodzinie należy się szacunek, bo gdyby nie oni, ciebie nie byłoby na świecie.
-
WITAM i POZDRAWIAM! Ile razy uświadamiasz sobie, że choć starasz się żyć po swojemu, zachowujesz się tak jak twoja matka? Krzyczysz na dzieciaki, choć wciąż pamiętasz z dzieciństwa jej wrzaski. Albo przeciwnie, jesteś niezwykle tolerancyjna, dajesz swoim dzieciom mnóstwo wolności, ale one nie potrafią tego docenić, a nawet mają o to pretensje. Ostatnio, córka wykrzyczała ci, że nie interesujesz się jej życiem. Inny przykład: kiedy poznałaś rodzinę swojego partnera, przerażał cię despotyzm jego ojca. Obiecaliście sobie, że wasze relacje będą inne, ale twój mąż i tak sam podejmuje decyzje, a gdy pyta cię o zdanie, i tak robi po swojemu. Czasami marzysz o tym, by zerwać z rodziną, wyprowadzić się na koniec świata i wymazać z pamięci bolesne wspomnienia z dzieciństwa. Ale to nic nie da. Nawet jeśli przez wspólne lata udało wam się stworzyć solidne granice chroniące waszą rodzinę przed wpływami świata zewnętrznego, przekazy rodzinne działają. I bunt nic nie zmieni. Ani obwinianie się nawzajem. Z dziedzictwem rodzinnym nie dasz rady walczyć. O wiele lepiej poznać je i podjąć decyzję, co dalej...
-
RODZINA jest jak system naczyń połączonych, jeden organizm, w którym każdy z elementów ma wpływ na pozostałe. Czy ci się to podoba, czy nie, twój charakter, hierarchia wartości, cele życiowe, stosunek do świata i ludzi - wszystko to ma swój początek w twojej rodzinie. Jeśli do- dać do tego to, co twój partner wyniósł ze swojego domu, macie bazę, z której będziecie tkać wspólny los. Początek związku jest jak okres dojrzewania. Zanim zaczniecie tworzyć swoje "my", najpierw odrzucacie wszystkie ,,śmieci" odziedziczone w rodzinnym posagu. Kiedy wspominasz swoje dzieciństwo, a przed oczami staje ci obraz wiecznie zmęczonej mamy, obiecujesz sobie, że z tobą będzie inaczej. Oczekujesz, że wasz związek będzie partnerski. Chcesz, by twój mąż sprawiedliwie dzielił z tobą domowe obowiązki. On kocha cię i oczywiście z ochotą się na to zgadza, ale kiedy po raz pierwszy okaże się, że nie ma czystej koszuli, będzie co najmniej zdziwiony, bo w jego domu praniem i prasowaniem zajmowała się mama. Pierwsze dwa lata pod wspólnym dachem to właśnie taki czas docierania się i konfrontacji z rodzinnymi przyzwyczajeniami. Jeżeli kochacie się i potraficie rozmawiać o trudnych sprawach, stopniowo będziecie tworzyć własną hierarchię wartości, rodzinne rytuały, zwyczaje itp. Będzie coraz lepiej, ale pewnego dnia ze zdziwieniem zauważysz, że w wielu sprawach jesteś taka jak twoja matka, a mąż traktuje cię podobnie jak jego ojciec swoją żonę. Bo od dziedzictwa rodzinnego nie ma ucieczki. Reguły wpajane w dzieciństwie, rodzinne tradycje, poglądy na świat są jak słowa wyryte w twojej duszy. I całe szczęście. Człowiek jest jak drzewo. Siła drzewa leży w jego korzeniach. Twoje korzenie to rodzina, a drzewo bez korzeni usycha.(cd)
-
WITAM I POZDRAWIAM! Każdy z nas dostaje od rodziców plecak z emocjonalnym posagiem. Jest w nim wiele niedocenianych przez nas skarbów, ale i śmieci - przekazów, przeciwko którym się buntujemy. Bywają przeszkodą, która utrudnia nam życie. Kiedy byłaś małą dziewczynką, rodzice byli dla ciebie najważniejszymi osobami na świecie. Mama tuliła cię do snu, koiła dziecięce lęki, opatrywała obtarte kolana, opowiadała bajki i kochała ponad wszystko. Tata był pierwszym i najważniejszym mężczyzną życia. To on uczył cię męskiego świata i pokazywał, jak się powinno traktować kobiety. Gdy weszłaś w okres dojrzewania, chciałaś żyć po swojemu, buntowałaś się przeciwko rodzicom, ustalałaś swoje własne normy, budowałaś włas ną hierarchię wartości. A potem pewnego dnia dorosłaś i odeszłaś z rodzinnego domu. I choć kochasz swoich rodziców, obiecałaś sobie, że twoje życie będzie wyglądało zupełnie inaczej.(cd)
-
co wtedy? To bardzo trudne. Bo najpierw, żeby coś zmienić w życiu, ona musi się zmierzyć z tym, dlaczego nie umie żyć tak, jak by chciała. I dotrzeć do tego, jak chciałaby żyć. Te poszukiwania są często bolesne. Wymagają powrotu do korzeni. Jakie doświadczenia i relacje, często niezwykle bolesne, nas ukształtowały? Kolejny krok to zrozumienie, że to ona taką decyzję podjęła, a nie jej bliscy i oni mają pełne prawo reagować na te zmiany oporem. Nagła decyzja, że mam dość bycia panią do sprzątania, opieki i gotowania i że chcę czegoś też dla siebie, może wywołać sprzeciw. Pokonanie go bywa trudne. Mąż może powiedzieć: 'Ale przecież nie tak się umawialiśmy'. Kobieta często całe lata przymierzała się do tego, by podjąć decyzję o zmianie, a on ma się zmienić z dnia na dzień? Musi mieć czas i warto mu go dać, jeżeli ten związek jest dla nich ważny. Jakkolwiek ten okres w ich życiu może być trudny... (cd)
-
I co im pani radzi? Nic, bo ja nie jestem od radzenia. Próbuję tylko dotrzeć do tego, co one same mogą zrobić, dlaczego tego nie robią, dlaczego wybrały właśnie tego mężczyznę. I czy w ogóle go kochają? Bo jeśli są razem jedynie ze względu na dzieci, a do tego nie ma między nimi szacunku, to dzieci niewiele z tego bycia razem dostaną dobrego. To ważne, z jakiego się wyszło domu i czego o relacjach damsko-męskich się tam nauczyliśmy. Mam wiele pacjentek, które wyszły z domu dysfunkcyjnego, np. alkoholowego, gdzie człowiek uczy się, że bliskość wiąże się z ryzykiem cierpienia. Miłość boli. Muszę spełnić wiele warunków by na nią zasłużyć. Nie doświadczają cudu miłości bezwarunkowej, a taka miłość to grunt na całe życie. Bez niego boją się bliskości. Wybierają mężczyzn, którzy albo są alkoholikami, albo się nimi stają, albo nawet są trzeźwi, ale bardzo zamknięci. Bo wtedy nie będą mieli pretensji, że one są zamknięte. I problem pojawia się, gdy ona dojrzewa do zmiany. Do tego, żeby się otworzyć, żeby żyć inaczej. A on nie.
-
WITAM i POZDRAWIAM! cd wywiadu z Małgorzatą Liszyk-Kozłowską-psychoterapeutką A gdyby tak naprawdę chcieć żyć szczęśliwie? Może warto zwiększać sobie liczbę przyjemności? Przy życiu w wiecznym stresie egoizm jest czymś zdrowym. Jeśli nie duża zmiana, to chociaż niech ona wieczorem dziesięć minut spędzi, starannie zmywając sobie makijaż i wklepując krem, a nie zmywając naczynia. Bo to nie z naczyniami pójdzie do łóżka. Do mnie czasem przychodzą ludzie i mówią: \'Proszę coś zrobić, żebym się lepiej czuła w życiu, ale nie chcę nic w nim zmieniać. To otoczenie ma mnie inaczej traktować i wtedy może podejmę jakieś działania\'. Wtedy mówię, że szkoda czasu na psychoterapię i lepiej przeznaczyć ten czas na stałe, cotygodniowe spotkania z koleżankami. Wiele moich pacjentek, zwłaszcza tych koło trzydziestki, ma ogromny problem, bo pochodzą z domów, w których obowiązywał tradycyjny model rodziny, a one już go nie chcą, ale nie wiedzą, czego chcą w zamian. Dziecko miało rodziców, ale nie miało możliwości przyjrzeć się ich relacji jako kobiety i mężczyzny, bo tej relacji właściwie nie było. Albo była zła. I teraz to dorosłe dziecko mówi, że chce żyć inaczej i nie wie jak. I to jest dla tych kobiet źródłem potężnego stresu. Przez ostatnie dziesięć lat myślały, że on się zmieni albo domyśli, albo że będzie tak jak na początku.
-
Nie znam nikogo, kto by mówił do ojca swoich dzieci 'tatuśku'. Nie? No to może nie tak dosłownie, że 'tatuśku', że siatkowy podkoszulek i szuranie laczkami po podłodze. Ale i tak pozostaje myślenie o partnerze: trafiony zatopiony, nie odpłynie. A gdzie randki? Gdzie wyjazd we dwoje? Wzajemne zauważanie siebie na co dzień, a nie tylko wtedy, gdy trzeba kupić nową lodówkę na raty? Źródłem stresu pacjentek często jest to, że się oddalają od swoich partnerów. Ale zamiast o tym porozmawiać, one wolą strzelić focha, zrobić minę kota ze 'Shreka' albo czekać, aż on się domyśli. A trzeba usiąść i powiedzieć facetowi, którego się kocha, że w ich związek wkrada się nuda, że on jest dla niej ważny i że chciałaby, żeby mieli coś tylko dla siebie. I co będzie dalej? Żyli długo i szczęśliwie? Dlaczego ze znakiem zapytania? Bo ludzie myślą, że to jest nieosiągalne, nierealne, żeby mówić, że są szczęśliwi. Czasami musi się stać coś trudnego w ich życiu, żeby zobaczyli, że mieli szczęście i szczęśliwe chwile. Często jednak, jeżeli nic ich nie zatrzyma, nie dostrzegają, że żyją w ciągłym napięciu. I że warto się temu przyjrzeć. Czemu służy ta gonitwa? Co by się stało, gdybym teraz rzuciła wszystko i położyła się na łóżku? Gdybym z czegoś zrezygnowała, zamiast walczyć o perfekcjonizm? Przed kim ciągle chcę zdawać egzamin? Jak widzę rolę kobiety?(cd)
-
Co to ma wspólnego ze stresem? Bo w takiej sytuacji rodzi się frustracja, poczucie niespełnienia wizji rodziny, małżeństwa, bo kobieta i mężczyzna oddalają się od siebie. Mam takie pacjentki, które myślą o małżeństwie i mają poczucie, że w związku z tym muszą z różnych rzeczy zrezygnować. Zamiast przeformułować sobie wizję małżeństwa, rolę żony, one wolą zmienić swoje zwyczaje i upodobania. I w efekcie myślą o związku w kategoriach utraty wolności. Dla nich matka przestaje być kobietą. To znaczy? Matka zajmuje się dziećmi i domem. Cała reszta relacji ze światem, czas dla 'reszty siebie' jest wykradana z poczuciem winy, że nie czuję pełni szczęścia, będąc jedynie mamą i panią domu. A kobieta oprócz tego potrzebuje iść na siłownię albo z koleżankami na piwo, albo do łóżka z mężem w seksownej bieliźnie, albo bez bielizny, ale czując się seksownie. Kobieta dba o relację ze swoim mężczyzną, a nie mówi: 'Tatuśku, idź po mleko'. I dba o to, by on nie zapomniał, że ona jest kobietą.
-
WITAM i POZDRAWIAM! Źródłem stresu moich pacjentek jest to, że oddalają się od swoich partnerów. Ale zamiast o tym porozmawiać, wolą strzelić focha albo czekać, aż on się domyśli Z Małgorzatą Liszyk-Kozłowską, psychoterapeutką, rozmawia Joanna Sokolińska Co jest główną przyczyną stresu pani pacjentek? Poczucie niezadowolenia ze związku. To taki rodzaj stresu, który sięga głęboko, do serca, gdzie są ulokowane nasze podstawowe potrzeby - bliskości, zrozumienia, bycia docenionym nie za inteligencję czy wydajność w pracy, ale za to, jakie jesteśmy. Potrzeba czułości, dotyku, budzenia zachwytu, poczucia ważności - wszystko, czego potrzebujemy, żeby czuć się szczęśliwie. Dlaczego te związki są nieudane? Bo ona czuje się samotna, mimo że ma męża. Ma wrażenie, że nie może czegoś powiedzieć, nie może o siebie zadbać. Bo stracili bliskość. Stres matki, w wiecznym biegu między przedszkolem, pracą, domem, zakupami, kredytem do spłacenia, często jest spotęgowany przez żal do osób, które powinny pomagać, a nie pomagają. Do męża? Do ojca dziecka, który z racji tej roli jest zobowiązany do wspólnego zajmowania się domem i dzieckiem. I jeśli tego nie robi - a nader często nie robi - w kobiecie powstaje bunt i żal, że jest z tym sama. Ale nie rozmawia o tym z mężem. Dlaczego? O tym rozmawia się z koleżanką. Zamiast wprost zapytać partnera, jaką część opieki nad dziećmi weźmie na siebie, co będzie robił w domu. To trudne rozmowy. Kobiety ich unikają, boją się, że usłyszą: \'No co ty? Przecież to ty jesteś kobietą, to twoja sprawa, twoje obowiązki!\'. Warto pamiętać, że nawet tam, gdzie para umówi się, że on pracuje zawodowo, a ona pracuje w domu i oboje mają dla swojej pracy szacunek, tam mężczyzna nadal jest ojcem. I ta umowa nie zwalnia go ze spędzania z dzieckiem czasu. I jeśli on się z tego nie wywiązuje, to ona powinna w imieniu dziecka się o to upomnieć. Ale kobiety mają problem z wyrażaniem sprzeciwu.
-
*Dlaczego ludzie coraz częściej poszukują partnerów przez internet? Umawiają się na randki - albo tylko na seks - anonimowo i na odległość? Co to o nas mówi? Czy pamięta pan film Hala Ashby'ego 'Wystarczy być' z 1979 roku (na podstawie scenariusza Jerzego Kosińskiego)? Dziś ten film zdaje się proroczy - zważywszy, że nakręcony był sporo lat przed dotarciem internetu pod strzechy... Bohater filmu lokaj Chance, grany przez Petera Sellersa, spędził dorosłe życie w rezydencji swego pana, kontaktując się ze światem zewnętrznym jedynie za pośrednictwem telewizyjnego ekranu. Po śmierci pana zmuszony był dom opuścić. Wyszedłszy na ulicę, natknął się na orszak zakonnic w czarnych habitach. Wyraźnie zatrwożony nieznanym mu dotąd zjawiskiem wyciągnął z kieszeni telewizyjnego pilota, z którym się dotychczas nie rozstawał, i gorączkowo, choć ku swej rozpaczy daremnie, próbował skasować nieprzyjemny widok... To odpowiedź na pańskie pytanie. Zawarte w internecie związki też można skasować - równie szybko, sprawnie i bezboleśnie jak się je zawiązało. Życie online wyposażone jest w kamień filozoficzny alchemików międzyludzkich związków, którzy szukają sposobu na więzy, które są nie do zdarcia, dopóki bawią, ale łatwe do sprucia, gdy bawić przestają. Tym kamieniem filozoficznym jest klawisz z komendą 'wymaż' (delete) - którego to klawisza w życiu offline boleśnie brak. W życiu offline trzeba upatrzoną na partnera osobę mozolnie kusić i uwodzić, trzeba się jej przypodobać, zabiegać o jej względy - a wszystko to nic w porównaniu z utrapieniami, jakie walą się na człowieka w chwili, gdy partnerstwo zbrzydło. Nie ma wtedy końca pretensjom i usprawiedliwianiu się, wymówkom i kłamstwom...
-
*W Polsce pokolenie dwudziesto- i trzydziestolatków często wydaje się w sprawach obyczaju bardziej konserwatywne od pokolenia rodziców. Z sondaży wynika, że młodsi rzadziej niż starsi akceptują rozwody, pozamałżeński seks, prostytucję czy przerywanie ciąży. Z drugiej strony jednak deklarują wprawdzie, że pozamałżeńskiego seksu nie akceptują, ale bez wątpienia powszechnie go uprawiają. Czy to nawrót do konserwatyzmu? W tej sprawie wyrok jeszcze nie zapadł... Ława przysięgłych, jak powiedzieliby Anglicy, jeszcze z obrad nie powróciła. A znów sondażowych wieści bez warząchwi soli przyjmować nie należy. Sam pan zauważa, że są tacy, co seksu pozamałżeńskiego nie akceptują, ale go uprawiają. A kto ich zliczy?! I jak? Jednego tylko można być pewnym: że młodzi częściej buszują po internecie i znacznie lepiej niż starsi, co raczej żyją wspomnieniami i kierują się nawykami, wiedzą, co w trawie piszczy, co jest 'cool', a co obowiązkowym hasłem wstępu do przyzwoitego towarzystwa. Potępienie rozwodów i pozamałżeńskiego seksu godzi się najlepiej z niechęcią do wiązania się ślubami małżeńskimi. Gdy się 'żyje razem', bez ślubowań, na próbę - rozwód nie grozi, a żaden seks nie będzie pozamałżeński. Co innego potępienie rozwodu i małżeńskiej zdrady znaczy u tych, którym spieszno do ołtarza, a całkiem co innego u tych, którzy bronią się przed nim, jak mogą. A dla młodych niezamykanie opcji, niezgoda na podejmowanie zobowiązań na wieki i odcinanie drogi powrotu są jedną z niewielu trwałych dewiz życiowych. Stadeł niezarejestrowanych albo i dochodzących wciąż przybywa. Więc, oględnie mówiąc, na dwoje sondażowa babka wróży.
-
WITAM i POZDRAWIAM! cd wywiadu *Może to po prostu owoc rewolucji seksualnej, która wyzwoliła seks z ograniczeń, jakie nakładała na ludzi tradycja, i przyniosła im samorealizację? Trwałą pozostałością tego, co pan nazywa rewolucją seksualną, jest w pierwszym rzędzie separacja seksu od prokreacji. Mówię \'w pierwszym rzędzie\', bo ów pierwszy krok zapoczątkował długą serię przeobrażeń w sferach na ogół z seksualnością niekojarzonych, poczynając od natury związków międzyludzkich, umeblowania i oprzyrządowania sceny publicznej, poprzez język potoczny i mechanizmy gospodarcze, na obyczajach salonowych kończąc. Seks utracił rolę spoiwa tkanki społecznej. Bez pigułki antykoncepcyjnej lub jakiegoś jej ekwiwalentu trudno byłoby sobie ową rewolucję wyobrazić... Odseparowany od prokreacji seks uwolniony został nie tyle od ograniczeń tradycji, ile od długofalowych konsekwencji krępujących swobodę ruchów i wyborów w najrozmaitszych innych dziedzinach życia. Libido można teraz, gwoli Freudowskiej zasady przyjemności, wyładowywać bez popadania w konflikt z zasadą realizmu. W społeczeństwie coraz bardziej wzorowanym na rynku konsumpcyjnym stał się seks seksrozrywką podobną do innych rozrywek, aktem epizodycznym, wolnym od nużącego wymogu czasochłonnych przysposobień i odstraszającego prawdopodobieństwa długotrwałych a trudnych do przewidzenia konsekwencji. Coś w rodzaju zakupu willi bez zaciągania długu i obciążania hipoteki... Zauważę z miejsca, że nie pomawiam pigułki o determinację rewolucji seksualnej. Była ona po prostu wynalazkiem na czasie, pasowała jak ulał do nowych warunków życiowych, do jakich człowiekowi byłoby diabelnie trudno dostosować się przy jej braku.
-
*Ludzie są dziś mniej szczerzy wobec partnerów niż kiedyś? Zderzają się dziś ze sobą dwie tendencje, a wyników tego zderzenia jeszcze porządnie nie przebadano. Z jednej strony jest tendencja do rozluźniania i spłycania stosunków sprowadzanych czasem do wzajemnego świadczenia określonych usług. Wiernie tę tendencję wyrażają przenośnie powszechnie dziś używane w języku stosunków międzyludzkich, takie jak \'surfowanie\', czyli ślizganie się po powierzchni, lub \'potrzebuję więcej przestrzeni\', czyli \'do takich czy innych moich spraw się nie wtrącaj\'. Ale jest i druga tendencja - o dokładnie przeciwstawnym kierunku. Francuski socjolog o wyjątkowo przenikliwym oku Alain Ehrenberg umiejscowił nawet moment jej narodzin. Pewnej jesiennej środy 1985 roku niejaka Vivianne poskarżyła się przed kamerami telewizji francuskiej, na oczach paru milionów świadków, że z powodu skłonności do przedwczesnego wytrysku, na którą cierpi jej mąż Michel, nie doznała ani razu orgazmu w swym małżeńskim życiu. W tym to momencie, sugeruje Ehrenberg, pękła uświęcona granica między tym, co prywatne, osobiste i intymne, a tym, co publiczne. A ja dodam, że odtąd Francuzi, ale nie tylko Francuzi, żyją w świecie, w którym w konfesjonałach, owych przybytkach tajemnic, z jakich zwierzać się należy tylko Bogu, ustawiono mikrofony, zamontowując głośniki na placach publicznych, miejskich i telemiejskich, czyli tych usadowionych w studiach telewizyjnych. Zewsząd dochodzą nas dziś wołania o kawę na ławę lub, jak by nasi wschodni sąsiedzi powiedzieli, o duszę na raspaszku, czyli wywróconą na nice, podszewką na wierzch... Dzisiejsze oczekiwania szczerości i chęć sprostania im miotają się pod ciśnieniem tych dwu tendencji, którym poddać się naraz nie sposób, a i stawić czoło okropnie trudno. (cd)