

wiosna6
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez wiosna6
-
Wade, Monari - dzięki za pamięć:) szczerze Wam zazdroszczę:) niestety ta próba nie powiodła się. hcg niestety sukcesywnie spadało od 55 - 40 a dziś 11. niestety to tylko pregnyl. smutno mi ale na razie nie zamierzam dać jeszcze za wygraną. Dr Z powiedział zeby w tym cyklu odpuścić. Ma zastanowić się co można jeszcze zrobić - mam nadzieję że nie powie o komórce dawczyni - on i dr Taszycka jako jedyni jeszcze dawali mi jakieś szanse na własne dziecko. następna próba mogłaby być w grudniu ale tak pechowo wszystko by się ułożyło że ewentualna punkcja wypadałaby w święta. oznaczało by to 2 miesiące przerwy... jutro mam wizytę u dr - może jedna zgodzi się na jeszcze jeden własny cykl teraz a jak nie wyjdzie to grudzień i tak byłby stracony. nadal wierzę, że wszystko się jeszcze ułoży.
-
Dziewczyny i Worek:) przesyłam Wam modlitwę do św. Rity. mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony tym, ze wklejam na forum modlitwę,ale mi ona daje sporo spokoju - mam nadzieję że i Wam pomoże. Modlitwa do Św. Rity Patronki spraw trudnych i Orędowniczki w sytuacjach beznadziejnych Bardzo skuteczna modlitwa w sprawach trudnych i beznadziejnych O potężna i sławna Święta Rito, oto u Twoich stóp nędzna dusza, potrzebująca pomocy, zwraca się do Ciebie z nadzieją, że zostanie wysłuchana. Ponieważ jestem niegodna z tytułu niewierności mojej, nie śmiem spodziewać się, że moje prośby będą zdolne ubłagać Boga. Dlatego wyczuwam potrzebę, aby mieć za sobą potężną orędowniczkę, więc Ciebie wybieram sobie, Święta Rito, ponieważ Ty właśnie jesteś niezrównaną Świętą od spraw trudnych i beznadziejnych. O droga Święta, weź do serca moją sprawę, wstaw się do Boga, aby uprosić mi łaskę, której tak bardzo potrzebuję i o którą gorąco proszę (tu wyrazić łaskę, o którą się prosi). Nie pozwól mi odejść od Ciebie nie będąc wysłuchaną. Jeżeli jest we mnie coś, co byłoby przeszkodą w otrzymaniu łaski, o którą proszę, pomóż mi usunąć tę przeszkodę: poprzyj moją prośbę swymi cennymi zasługami i przedstaw ja swemu niebieskiemu Oblubieńcowi, łącząc ją z Twoją prośbą. W ten sposób moja prośba zostanie przedstawiona przez Ciebie, wierną oblubienicę spośród najwierniejszych. Ty odczuwałaś boleść Jego męki, jak mógłby On odrzucić Twoją prośbę i nie wysłuchać jej? Cała moja nadzieja jest więc w Tobie i za Twoim pośrednictwem czekam ze spokojnym sercem na spełnienie moich życzeń. O droga Święta Rito, spraw, aby moja ufność i moja nadzieja nie zostały zawiedzione, aby moja prośba nie była odrzuconą. Uproś mi u Boga to, o co proszę, a postaram się, aby wszyscy poznali dobroć Twego serca i wielką potęgę Twego wstawiennictwa. O Najsłodsze Serce Jezusa, które zawsze okazywało się tak bardzo czułe na najmniejszą nędzę ludzkości, daj się wzruszyć moimi potrzebami i nie bacząc na moją słabość i niegodność, zechciej wyświadczyć mi łaskę, która tak leży mi na sercu i o którą prosi Cię dla mnie i ze mną Twoja wieczna oblubienica, Święta Rita. O Tak, za wierność, jaką Święta Rita zawsze okazywała łasce Bożej, za wszystkie zalety, którymi uhonorowałeś jej duszę, za wszystko co wycierpiała jako żona, matka i w ten sposób uczestniczyła w Twej bolesnej męce i wreszcie z tytułu nieograniczonej możności wstawiania się, przez co chciałeś wynagrodzić jej wierność, udziel mi Twej łaski, która jest mi tak bardzo potrzebna. A Ty, Maryjo Dziewico, nasza najlepsza Matko Niebieska, która przechowujesz skarby Boże i rozdzielasz wszelkie łaski, poprzyj Twoim potężnym wstawiennictwem modły Twej wielkiej czcicielki Świętej Rity, aby łaska, o którą proszę Boga została mi udzielona. Amen Zaświadczam własnym przykładem, że w bardzo trudnej sytuacji życiowej Święta Rita nam pomoże, jeśli będziemy odmawiać tę modlitwę. Czcicielka
-
Misia, nie wiem czemu moje wpsiy nie przechodzą:( jeszcze raz odpisuję... PS pomyślałam ze wklepię tu na forum modlitwę do Św. Rity - mam nadzieję ze nikogo nie urażę tym że wkleję tu modlitwę... nie jestem nawiedzona (wrecz przeciwnie - często błądzę) ale naparwdę uwierzyłam w moc modlitwy - mam nadzieję ze nam wszystkim to pomoże. przepraszam ze 3 razy wysłałam tę sama wypowiedź ale miałam komunikat że wystąpił błąd i nie widziałam żeby wypowiedz się zapisała...sorry. poza tym robię mnóstwo literówek - piszę jakbym uczyła się polskiego, też przepraszam:) misia, ja tak jak Ty jestem bardzo niecierpliwa i mnie też dr zamora stopował i łumaczył, że skoro wyniki męża nie są złe trzeba najpierw spróbować innych opcji (naturalnie i inseminacja). to bardzo rozsądny lekarz i jestem zdania że to lekarz powinien decydować o sposobie leczenia. dr zamora ma w sobie dużo optymizmu i on czasem wierzy bardziej niż jegopacjentki:) odkąd dr L pwoiedział mi że powinnam rozważyć komókę dawczyni lub adopcję (ewentualnie in vitro na własnych cyklach,ale jest ryzyko że kłopot jest po stronie moich komórek że przestają sie dzielić...a mam dopiero 33 lata więc to jeszcze nie menopzuaza) to dr zamora gdy z nim rozmawialiśmy po 4 nieudanym transferze i braku perspektyw powiedział że on zanim wogóle pomyśli o kom. dawczyni to mija trochę czasu bo on sam ma pacjentki, które gdyby się nie uparły to nie bylyby w ciaży a poza tym on uważa ze na kom dawczyni zawsz\\e jest czas i że jeśli pacjetka chce próbować to on jest za. misia, wiem z własnego doświadczenia jak niepostrzeżenie może minąć rok na próbowaniu bez skutku, rok płaczu, nerwów i przepełnionych smutkiem dni. sama wpadłam w tę pułapkę i zmarnowałam rok życia - nie chodzi o to że rok nieudanych prób uważam za zmarnowany - nie, bo nie uda się jeśli nie będę próbować, ale można się starać i normalnie żyć. ja od 2 lat nie byłam na nartach (które uwielbiam) bo ....przecież nie będę planować wyjazdu bo mogę być w ciaży. w tym roku zaplanujemy wyjazd może nawet do włoch:) najwyżej miesiac wcześniej przewiemy na miesiąc próby bo gdy pomyslę że moje życie przez kolejne 7 lat (do 40 - tki) miałoby wyglądać jak miniony rok to ogarnia mnie przerażenie i rozpacz. Misia, z perspektywy tego piekielnego roku - dziś poszłabym do psychologa na Twoim /Waszym miejscu żeby pomógł mi jak najspokojniej podejść do prób zachodzenia w ciążę. ważne jest chyba też to żeby starając sie nie rezygnować z dotychczasowego życia - nadal chodzić na siłownię (dr Z mówił mi że po owulacji nie wolno, ale do owu - nie m przeciwskazań), wyjeżdżać na wakacje, uczyć się języków itd - najważniejsze to nie doprowadzić do tego żeby jedynym sensem życia i jedyną aktywnością myslową było staranie się o dziecko. uwierz mi, jestem fajną i rozsądną dziewczyną i nie mam bladego pojęcia kiedy i jak przestałam chodzć na basen, wyjeżdzać na narty, uczyć się języków, czytać książki a wszystkie moje myśli skupione były wokół novum i dziecka. masz rację, że w naszej głowie jest problem - mam znajomą (też pacjentka dr Z:) której udało się po wielu latach zajść w ciążę i to był jej 1 raz in vitro. 1,5 roku później zaszła w nieplanowaną ciążę zpoełnie naturalnie a ponoć nie było szans i nie zabezpieczali sie:) dziś ma dwie córeczki. inna para starała się...7 lat i w końcu adoptowali dziewczynkę. 8 miesięcy od pojawienia się małej w domu, znajoma zaszła w ciążę a ponoć nie było szans. dwa lata później (miesiąc temu) okazało się że znowu jest w ciaży:) uważam ze warto właśnie dlatego pójść do psychologa. CO DO PASKA ŚW. DOMINIKA - można wysłać do sióstr Dominikanek z Krakowa mailem prośbę (na adres: grodek@dominikanie.pl ) o przesłanie paska (tasiemka z napisem po łacinie: o nadziejo przedziwna... którą należy sie przewiązać w pasie). siostry za darmo przsyłają modlitwę do św. Dominika (patrona bezpłodnych i brzemiennych), pasek oraz medalik. nawet na tym forum są dziewczyny, które pisały że za pośrednictwem św. |Dominika wymodliły cud:) uważam, ze jeśli ktoś wierzy w Boga i że wszystko co mamy, mamy dzięki niemu to warto się modlić. moja koleżanka długo sę starała o dziecko i modliła się do św. Rity od spraw trudnych i beznadziejnych - dała mi modlitwę. jeśli chcesz to Ci ją prześlę, ale nie wiem czy umieszczać ją na forum - mogę przesłać ci ją mailem lub umieścić na forum jeśli uważasz że to nie przesada. misia,mimo 2 lat porażek i wg lekarzy raczej małych szans na własne dziecko - ja nadal wierzę że może zdarzyć się cud. dopóki próbujemy - jest nadzieja. trzeba jednak uzmysłowić sobie że nie każdej z nas od razu się udaje - czasem trzeba kliku lat starań. wiem że to dla kogoś tuż przed pierwszym in vitro brzmi abstrakcyjnie (\"mi sie na pewno uda!\") i ja też tak myślałam. niektórym udaje się za pierwsz\\ym czy drugim razem czego każdemu życzę ale zdrowiej jest się na to nie nastawiwać. ja 2 lata temu byłam przekonana że 2-3 mies.i będę w ciąży.... Mad, pamiętam Cię. wiem jak możesz się czuć... u jakiego immunologa byłaś? ja w końcu zdecydowałam się na dr dubrawskeigo bo jest w W-wie. z wyników wyszło że jeśli już to wlewy - jeden miałam dzien przed tym ostatnim transferem. wiesz, ja juz sama nie dokońca wierzę w skuteczność leczenia immunolog. ale chciałam zrobić wszystko co w mojej mocy - tak naparwdę teraz myslę, ze to wszystko zalezy od Boga. Życzę ci z całęgo serca, zeby w końcu sie udało! monia, dziękuję Ci!:) ja mam 33 lata. nie przejmuj sie - możemy starać sie do 40 - jest jescze dla nas czas i szansa. nie wiem, czemu nie przechodzą moje wpisy - odpisałam misi o pasku sw. dominika i św. ricie i nic:( dzięki że napisałaś o siostrach dominikanach:) trzymam za ciebie mocno kciuki!!!:) Karolinak, strasznie miło jest o sobie samej czytać takie miłe rzeczy - dziękuję:) ale Ty przeszłaś przez to samo i też nadal wlaczysz:) ja trochę nabrałam dystansu do siebie i tych zasem po 2 latach. wiem ze nie można porównywać sytuacji jejdnej z nas do drugiej, ale mimo wszystko takie porównanie pozwala spojrzeć z perspektywy na to wszystko. do immunologa wysłał mnie opornie mój dr z N. powiedział ze może warto jednak sprawdzić czy nie tu tkwi przyczyna niepowodzeń. ale z drugiej strony jest scpetyczny do tych badań - nie ma dowodów na to że szczepeinia i wlewy decydują o ciaży - choć procentowo wśród pacjentek które poddały się leczeniu więcej jest tych ktore potem zaszly w ciaże niż nie zaszły. ja miałam robioną laparoskpię z powodu torbieli. na pewno warto zrobić histeroskopię - czasem w macicy tkwi przyczyna. ale jeśli się zdecydujesz - spróbuj dostac sie do prof śpiewankiewicz ze spitala brudnowskiego w w-wie - robi to najlpiej. Powodzenia !!! Stokrotka, przede wszystkim bardzo mocno trzymam kciuki za powodzenie tej próby! podziwiam i zazdroszę, że umiałaś zrobić przerwę - szczerze zazdroszę!:) jak długo odpoczywaliście? miałaś teraz regularną stymulację, czy na własnym cyklu? stokrotko - dopóki próbujemy - uważam że jest nadzieja na spełnienie naszych marzeń! viki, nie wyobrażam sobie co przeżywają dziewczyny w takiej sytuacji, w jakiej bylas ty. starsznie mi przykro. jeśli in viro nie budzi Twoich oporów to na \\twoim miejscu zdecydowalabm się na wizytę w pewnej klinice z dużym doświadczeniem - typu Novum, Gameta itd. jeśli chodzi o stymulacje i potwiedzi sie dagnoza ze pod żadnym pozorem nie wolno nakłuwać w punkcji jedengo z janików to pamiętaj że możesz podejść do in vitro na cyklach własnych i wtedy na ogół produkuje sie ok 2 komórek. szczęściary mają ich więcej - ja się cieszę jak jest jedna. ale uważam, ze bezwzględnie powinnaś udać sie do lekarza np w N i to on rzetelnie powie Wam jakie są możliwości. ja wierzę, ze nadal masz szansę, ale przy takich komplikacjach idź do dobrej kliniki/ lekarza. Pozdrawiam Cię serdecznie:) Nadwiślanka, ogromnie mi przykro, ze ośrodek adopcyjny odmówił Wam adopcji! dlaczego??? czy dlatego ze teoretycznie możecie mieć dzieci i nie ma przeciwskazań medycznych? starsznie mi przykro - byłam pewna że lada chwila bedziecie miec w domu dzieciaczka. bardzo ci współczuję. cieszę się, ze poszliście do innego ośrodka - będę trzymać kciuki, zeby tu sie udało!!! całusy
-
misia, odpisałam ci jeszcze tego samego dnia i znowu miałam komunikat ze jest błąd ale sądziłam ze jak poprzednio - wpis przejdzie ...ale nie stało sie tak, wiec jeszcze raz Ci zaraz odpiszę. przepraszam ze 3 razy wysłałam tę sama wypowiedź ale miałam komunikat że wystąpił błąd i nie widziałam żeby wypowiedz się zapisała...sorry. poza tym robię mnóstwo literówek - piszę jakbym uczyła się polskiego, też przepraszam:) misia, ja tak jak Ty jestem bardzo niecierpliwa i mnie też dr zamora stopował i łumaczył, że skoro wyniki męża nie są złe trzeba najpierw spróbować innych opcji (naturalnie i inseminacja). to bardzo rozsądny lekarz i jestem zdania że to lekarz powinien decydować o sposobie leczenia. dr zamora ma w sobie dużo optymizmu i on czasem wierzy bardziej niż jegopacjentki:) odkąd dr L pwoiedział mi że powinnam rozważyć komókę dawczyni lub adopcję (ewentualnie in vitro na własnych cyklach,ale jest ryzyko że kłopot jest po stronie moich komórek że przestają sie dzielić...a mam dopiero 33 lata więc to jeszcze nie menopzuaza) to dr zamora gdy z nim rozmawialiśmy po 4 nieudanym transferze i braku perspektyw powiedział że on zanim wogóle pomyśli o kom. dawczyni to mija trochę czasu bo on sam ma pacjentki, które gdyby się nie uparły to nie bylyby w ciaży a poza tym on uważa ze na kom dawczyni zawsz\\e jest czas i że jeśli pacjetka chce próbować to on jest za. misia, wiem z własnego doświadczenia jak niepostrzeżenie może minąć rok na próbowaniu bez skutku, rok płaczu, nerwów i przepełnionych smutkiem dni. sama wpadłam w tę pułapkę i zmarnowałam rok życia - nie chodzi o to że rok nieudanych prób uważam za zmarnowany - nie, bo nie uda się jeśli nie będę próbować, ale można się starać i normalnie żyć. ja od 2 lat nie byłam na nartach (które uwielbiam) bo ....przecież nie będę planować wyjazdu bo mogę być w ciaży. w tym roku zaplanujemy wyjazd może nawet do włoch:) najwyżej miesiac wcześniej przewiemy na miesiąc próby bo gdy pomyslę że moje życie przez kolejne 7 lat (do 40 - tki) miałoby wyglądać jak miniony rok to ogarnia mnie przerażenie i rozpacz. Misia, z perspektywy tego piekielnego roku - dziś poszłabym do psychologa na Twoim /Waszym miejscu żeby pomógł mi jak najspokojniej podejść do prób zachodzenia w ciążę. ważne jest chyba też to żeby starając sie nie rezygnować z dotychczasowego życia - nadal chodzić na siłownię (dr Z mówił mi że po owulacji nie wolno, ale do owu - nie m przeciwskazań), wyjeżdżać na wakacje, uczyć się języków itd - najważniejsze to nie doprowadzić do tego żeby jedynym sensem życia i jedyną aktywnością myslową było staranie się o dziecko. uwierz mi, jestem fajną i rozsądną dziewczyną i nie mam bladego pojęcia kiedy i jak przestałam chodzć na basen, wyjeżdzać na narty, uczyć się języków, czytać książki a wszystkie moje myśli skupione były wokół novum i dziecka. masz rację, że w naszej głowie jest problem - mam znajomą (też pacjentka dr Z:) której udało się po wielu latach zajść w ciążę i to był jej 1 raz in vitro. 1,5 roku później zaszła w nieplanowaną ciążę zpoełnie naturalnie a ponoć nie było szans i nie zabezpieczali sie:) dziś ma dwie córeczki. inna para starała się...7 lat i w końcu adoptowali dziewczynkę. 8 miesięcy od pojawienia się małej w domu, znajoma zaszła w ciążę a ponoć nie było szans. dwa lata później (miesiąc temu) okazało się że znowu jest w ciaży:) uważam ze warto właśnie dlatego pójść do psychologa. CO DO PASKA ŚW. DOMINIKA - można wysłać do sióstr Dominikanek z Krakowa mailem prośbę (na adres: grodek@dominikanie.pl ) o przesłanie paska (tasiemka z napisem po łacinie: o nadziejo przedziwna... którą należy sie przewiązać w pasie). siostry za darmo przsyłają modlitwę do św. Dominika (patrona bezpłodnych i brzemiennych), pasek oraz medalik. nawet na tym forum są dziewczyny, które pisały że za pośrednictwem św. |Dominika wymodliły cud:) uważam, ze jeśli ktoś wierzy w Boga i że wszystko co mamy, mamy dzięki niemu to warto się modlić. moja koleżanka długo sę starała o dziecko i modliła się do św. Rity od spraw trudnych i beznadziejnych - dała mi modlitwę. jeśli chcesz to Ci ją prześlę, ale nie wiem czy umieszczać ją na forum - mogę przesłać ci ją mailem lub umieścić na forum jeśli uważasz że to nie przesada. misia,mimo 2 lat porażek i wg lekarzy raczej małych szans na własne dziecko - ja nadal wierzę że może zdarzyć się cud. dopóki próbujemy - jest nadzieja. trzeba jednak uzmysłowić sobie że nie każdej z nas od razu się udaje - czasem trzeba kliku lat starań. wiem że to dla kogoś tuż przed pierwszym in vitro brzmi abstrakcyjnie (\"mi sie na pewno uda!\") i ja też tak myślałam. niektórym udaje się za pierwsz\\ym czy drugim razem czego każdemu życzę ale zdrowiej jest się na to nie nastawiwać. ja 2 lata temu byłam przekonana że 2-3 mies.i będę w ciąży....
-
Accu, limako, ale ten czas leci - mam wrażenie że raptem wczoraj chwiliłyście się radosnymi nowinami:) Monari,Pysza, Nadwiślanka, wade - co u Was? Limako, ja podobnie jak Ty mimo, że szanse są małe na ciążę, nadal mam nadzieję i modlę się o cud. Misia 11 - ja też jestem pacjętką dr Zamory - od 2 lat. też go lubię. u mnie po orgamntrilu torbiele zawsze znikały - na pewno wszystko u ciebie sie ułoży:) Kasiapiatk, bardzo mi przykro, że sie nie udało...z perspektywy czasu (po 2 latach w N, 4 inseminacjach i również kłopotami z torbielami, oraz już po 5 ptransferach chyba szybciej decydowałabym sie na in vitro, choć uważam ze rozsądnie jest dać sobie szanse i zrobic 2-3 inseminacje - osobiście znam dziewczynę która dzięki IUI ma synka. za każdą inseminację płacisz 800 zł:( monia 1, ogromnie mi przykro... ja też jestem po transferze z ICSI na własnym cyklu (w sumie miałam 5 stymulacji - dwie mocne i 3 na własnych cyklach), dziś w 10 dpt czuję sie jak przed okresem - mam nadzieję że to dobry znak - nigdy wcześniej po transferze tak nie miałam, OBAWY @ przychodziły po odsatwieniu luteiny. trzymam mocno kciuki! monnix, uważam ze Twoja znajoma powinna zgłosić się do kliniki typu Novum. wiem też ze dziewczyny z nawracającymi poronieniami często są kierowane na badania immunologiczne - leczenie szczepieniami lub b. drogimi kroplówkami. nie ma pewności czy to własnie im pomaga w końcu donosić ciążę ale są tacy którzy wierzą że to działa. dziewczyny, widzę tu dużo nowym wpisów i mam tylko nadzieję, ze dobrze mnie zrozumiecie, bo ostatnie co chciałabym zrobić to odbierać Wam nadzieję... Leczę sie w N od 2 latach. miałam 4 nieudane inseminacje, mnóstwo pauz z powodu torbieli i orgamentrilu, 2 regularne (z duzą ilością leków) stymulacje do in vitro i z tych 2 stymulacji tylko 4 transfery. chciałabym Was przestrzec przed nastawieniem do in vitro, ze to pewnik. sama po pierwszym transferze byłam głeboko przekonana że się udało i będę w ciąży - nie byłam i bardzo to przeżyłam. potem jeszcze 3 transfery i koniec zarodków a dr L powiedział mi że moje janiki juz nie chcą pracować i doradził mi komórkę dawczyni. rozryczałam się po tej radzie jak już byłam w samochodzie jak dziecko. chcę Wam tylko uświadomić, zeby nie wierzyć ślepo w skuteczność in vitro bo mozecie bardzo cierpieć i z radosnych osób stać sie przygnębionymi i zrezygnowanymi. im większy to sprawy dystans tym większa szansa że bez szwanku z tego wyjdziemy.wiem ze to trudne - mnie się nie udało i dopiero miesiąc temu dotarło do mnie ze 2 lata spędziłam w oczekiwaniu na wynik testu lub na @ i rozpoczęćie z nadzieją nowych starań. osobiście znam dziewczyny, którym udało się za 1 lub 2 razem, ale wiem ze są też takie które miały np 8 transferów i kilka stymulacji zanim się udało.... nie chcę wam powiedzieć zeby nie wierzyć, albo zeby dać sobie spokój - absolutne nie! ale postarajcie sie nie myśleć że in vitr to pewniak - bo tak nie jest. Pamiętam jak w grudniu 2006 roku miałam pierwszą wizytę w N i pewność że za 1-2 mies naturalnie będę w ciąży. potem rozczarowanie i nadzieja i wielka wiara w inseminacje - równeiż baro bolesne rozczarowanie... potem decyzja o in vitro i ABSOLUTNA PEWNOŚĆ ze to już koniec tej mordęgi i że za chwilę sie dowiem że bedę mamą. w październku tego roku minął rok od pierwszego transferu - uwierzci mi że ten rok to droga przez piekło, które sama sobie zafundowałam wierząć w skuteczność in vitro. ten rok bardzo mnie zmienił i zmienił moje małżeństwo bo mąż mówi mi ze serce mu pęka ze jest bezradny kiedy płaczę. moje małżeństwo ma się dobrze, ale to chyba boski cud... Cały czas wierzę i mam mam nadzieję że Bóg podaruje nam dziecko (nasze bilologiczne dziecko). Postanowiliśmy próbować o nie walczyć dopóki będzie nas na to stać i dopóki oboje będziemy miećna to siłę. na razie próbuję na własnych cyklach - to tak jak przygotowanie do inseminacji z małą ilością leków i punkcja a potem transfer. ale mimo że sporo już przeszłam o mały włos a nie załamałabym sie bo 2 próby pod rząd stymulacji na włas. cyklu nie przyniosły komórek - pęcherzyki były puste. teraz jestem po V już stymualcji (3 na własnym cyklu) - pobrano mi jedną komórkę, która zapłodniła się. dziś moja 10 dpt. czekam do 14 i 15 dpt - wtedy dzień po dniu zrobię test z krwi - jeśli beta przyrośnie - udało się, jeśli nie - będziemy z nadzieją starać się dalej. dziś już wiem, że jeśli za jakiś czas nie uda się, zdecyduję się na komórkę dawczyni albo na adopcję. dziś już dojrzałąm żeby się z tym pogodzić, co nie oznacza, ze się poddaję:) napisałam to wszystko zeby was spróbować uchronić przed destrukcyjnym myślenieniem że insemiancja, czy in vitro to gwaracja ciąży. życzę wszystkim żeby udało sie najlpeiej naturalnie i żebyście nie traciły wiary ale podejdźcie do sparwy z dystansem, bo łątwo się w tym potem pogubić i na długo zasmucić. PS od jakiegoś czasu modlę się do św. dominika - patrona m.in. bezpłodnych (noszę pas św. dominika) i św. Rity - patronki od spraw dtrudnych i beznadziejnych. nie wiem jak skończ sie ta próba, ale w tym cyklu działy się dziwne rzeczy a ja mimo to modliłam się o łąskę i o cud - najpierw \9jak poprzednio) pęcherzyki nie rosły, jak jeden urósł to tak szybko że wszystko wskazywało że to torbiel i dr wspomniała że może lepiej zrezygnowac z punkcji, potem pęcherzyk (który nadal nie wiadomo czy miał w środku komórkę) był tak duży że było 99% pewności że pęknie przed punkcją - nie pękł:) w dniu punkcji okazało się że pęcherzyk gigant nadal jest ale że pojawił sie nagle jakiś nowy też na tyle duży że można było go nakłuć w punkcji. efekt : po 2 próbach be komórek, 3 podejście teoretycznie be szans przyniosło jednak jedną komórkę która potem się zapłodniła. cały czas modliłam się (a już kiedyś "pogniewałam sie" na Boga) zeby ocalił pęcherzyk i żeby była w nim komórka a teraz modlę się codziennie o dziecko z podanego mi 11 dni temu zarodka. Nie wiem czy uda mi sie tym razem zostać mamą, ale wierzę że kiedyś to nastąpi:) mimo że wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią co innego... przyznam się Wam, że odkąd znowu się modlę jest we mnie też spokój, którego już dawno nie było. Trzymam za nas wszystskie mocno kciuki!:)
-
Accu, limako, ale ten czas leci - mam wrażenie że raptem wczoraj chwiliłyście się radosnymi nowinami:) Monari,Pysza, Nadwiślanka, wade - co u Was? Limako, ja podobnie jak Ty mimo, że szanse są małe na ciążę, nadal mam nadzieję i modlę się o cud. Misia 11 - ja też jestem pacjętką dr Zamory - od 2 lat. też go lubię. u mnie po orgamntrilu torbiele zawsze znikały - na pewno wszystko u ciebie sie ułoży:) Kasiapiatk, bardzo mi przykro, że sie nie udało...z perspektywy czasu (po 2 latach w N, 4 inseminacjach i również kłopotami z torbielami, oraz już po 5 ptransferach chyba szybciej decydowałabym sie na in vitro, choć uważam ze rozsądnie jest dać sobie szanse i zrobic 2-3 inseminacje - osobiście znam dziewczynę która dzięki IUI ma synka. za każdą inseminację płacisz 800 zł:( monia 1, ogromnie mi przykro... ja też jestem po transferze z ICSI na własnym cyklu (w sumie miałam 5 stymulacji - dwie mocne i 3 na własnych cyklach), dziś w 10 dpt czuję sie jak przed okresem - mam nadzieję że to dobry znak - nigdy wcześniej po transferze tak nie miałam, OBAWY @ przychodziły po odsatwieniu luteiny. trzymam mocno kciuki! monnix, uważam ze Twoja znajoma powinna zgłosić się do kliniki typu Novum. wiem też ze dziewczyny z nawracającymi poronieniami często są kierowane na badania immunologiczne - leczenie szczepieniami lub b. drogimi kroplówkami. nie ma pewności czy to własnie im pomaga w końcu donosić ciążę ale są tacy którzy wierzą że to działa. dziewczyny, widzę tu dużo nowym wpisów i mam tylko nadzieję, ze dobrze mnie zrozumiecie, bo ostatnie co chciałabym zrobić to odbierać Wam nadzieję... Leczę sie w N od 2 latach. miałam 4 nieudane inseminacje, mnóstwo pauz z powodu torbieli i orgamentrilu, 2 regularne (z duzą ilością leków) stymulacje do in vitro i z tych 2 stymulacji tylko 4 transfery. chciałabym Was przestrzec przed nastawieniem do in vitro, ze to pewnik. sama po pierwszym transferze byłam głeboko przekonana że się udało i będę w ciąży - nie byłam i bardzo to przeżyłam. potem jeszcze 3 transfery i koniec zarodków a dr L powiedział mi że moje janiki juz nie chcą pracować i doradził mi komórkę dawczyni. rozryczałam się po tej radzie jak już byłam w samochodzie jak dziecko. chcę Wam tylko uświadomić, zeby nie wierzyć ślepo w skuteczność in vitro bo mozecie bardzo cierpieć i z radosnych osób stać sie przygnębionymi i zrezygnowanymi. im większy to sprawy dystans tym większa szansa że bez szwanku z tego wyjdziemy.wiem ze to trudne - mnie się nie udało i dopiero miesiąc temu dotarło do mnie ze 2 lata spędziłam w oczekiwaniu na wynik testu lub na @ i rozpoczęćie z nadzieją nowych starań. osobiście znam dziewczyny, którym udało się za 1 lub 2 razem, ale wiem ze są też takie które miały np 8 transferów i kilka stymulacji zanim się udało.... nie chcę wam powiedzieć zeby nie wierzyć, albo zeby dać sobie spokój - absolutne nie! ale postarajcie sie nie myśleć że in vitr to pewniak - bo tak nie jest. Pamiętam jak w grudniu 2006 roku miałam pierwszą wizytę w N i pewność że za 1-2 mies naturalnie będę w ciąży. potem rozczarowanie i nadzieja i wielka wiara w inseminacje - równeiż baro bolesne rozczarowanie... potem decyzja o in vitro i ABSOLUTNA PEWNOŚĆ ze to już koniec tej mordęgi i że za chwilę sie dowiem że bedę mamą. w październku tego roku minął rok od pierwszego transferu - uwierzci mi że ten rok to droga przez piekło, które sama sobie zafundowałam wierząć w skuteczność in vitro. ten rok bardzo mnie zmienił i zmienił moje małżeństwo bo mąż mówi mi ze serce mu pęka ze jest bezradny kiedy płaczę. moje małżeństwo ma się dobrze, ale to chyba boski cud... Cały czas wierzę i mam mam nadzieję że Bóg podaruje nam dziecko (nasze bilologiczne dziecko). Postanowiliśmy próbować o nie walczyć dopóki będzie nas na to stać i dopóki oboje będziemy miećna to siłę. na razie próbuję na własnych cyklach - to tak jak przygotowanie do inseminacji z małą ilością leków i punkcja a potem transfer. ale mimo że sporo już przeszłam o mały włos a nie załamałabym sie bo 2 próby pod rząd stymulacji na włas. cyklu nie przyniosły komórek - pęcherzyki były puste. teraz jestem po V już stymualcji (3 na własnym cyklu) - pobrano mi jedną komórkę, która zapłodniła się. dziś moja 10 dpt. czekam do 14 i 15 dpt - wtedy dzień po dniu zrobię test z krwi - jeśli beta przyrośnie - udało się, jeśli nie - będziemy z nadzieją starać się dalej. dziś już wiem, że jeśli za jakiś czas nie uda się, zdecyduję się na komórkę dawczyni albo na adopcję. dziś już dojrzałąm żeby się z tym pogodzić, co nie oznacza, ze się poddaję:) napisałam to wszystko zeby was spróbować uchronić przed destrukcyjnym myślenieniem że insemiancja, czy in vitro to gwaracja ciąży. życzę wszystkim żeby udało sie najlpeiej naturalnie i żebyście nie traciły wiary ale podejdźcie do sparwy z dystansem, bo łątwo się w tym potem pogubić i na długo zasmucić. PS od jakiegoś czasu modlę się do św. dominika - patrona m.in. bezpłodnych (noszę pas św. dominika) i św. Rity - patronki od spraw dtrudnych i beznadziejnych. nie wiem jak skończ sie ta próba, ale w tym cyklu działy się dziwne rzeczy a ja mimo to modliłam się o łąskę i o cud - najpierw \9jak poprzednio) pęcherzyki nie rosły, jak jeden urósł to tak szybko że wszystko wskazywało że to torbiel i dr wspomniała że może lepiej zrezygnowac z punkcji, potem pęcherzyk (który nadal nie wiadomo czy miał w środku komórkę) był tak duży że było 99% pewności że pęknie przed punkcją - nie pękł:) w dniu punkcji okazało się że pęcherzyk gigant nadal jest ale że pojawił sie nagle jakiś nowy też na tyle duży że można było go nakłuć w punkcji. efekt : po 2 próbach be komórek, 3 podejście teoretycznie be szans przyniosło jednak jedną komórkę która potem się zapłodniła. cały czas modliłam się (a już kiedyś "pogniewałam sie" na Boga) zeby ocalił pęcherzyk i żeby była w nim komórka a teraz modlę się codziennie o dziecko z podanego mi 11 dni temu zarodka. Nie wiem czy uda mi sie tym razem zostać mamą, ale wierzę że kiedyś to nastąpi:) mimo że wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią co innego... przyznam się Wam, że odkąd znowu się modlę jest we mnie też spokój, którego już dawno nie było. Trzymam za nas wszystskie mocno kciuki!:)
-
Accu, limako, ale ten czas leci - mam wrażenie że raptem wczoraj chwiliłyście się radosnymi nowinami:) Monari,Pysza, Nadwiślanka, wade - co u Was? Limako, ja podobnie jak Ty mimo, że szanse są małe na ciążę, nadal mam nadzieję i modlę się o cud. Misia 11 - ja też jestem pacjętką dr Zamory - od 2 lat. też go lubię. u mnie po orgamntrilu torbiele zawsze znikały - na pewno wszystko u ciebie sie ułoży:) Kasiapiatk, bardzo mi przykro, że sie nie udało...z perspektywy czasu (po 2 latach w N, 4 inseminacjach i również kłopotami z torbielami, oraz już po 5 ptransferach chyba szybciej decydowałabym sie na in vitro, choć uważam ze rozsądnie jest dać sobie szanse i zrobic 2-3 inseminacje - osobiście znam dziewczynę która dzięki IUI ma synka. za każdą inseminację płacisz 800 zł:( monia 1, ogromnie mi przykro... ja też jestem po transferze z ICSI na własnym cyklu (w sumie miałam 5 stymulacji - dwie mocne i 3 na własnych cyklach), dziś w 10 dpt czuję sie jak przed okresem - mam nadzieję że to dobry znak - nigdy wcześniej po transferze tak nie miałam, OBAWY @ przychodziły po odsatwieniu luteiny. trzymam mocno kciuki! monnix, uważam ze Twoja znajoma powinna zgłosić się do kliniki typu Novum. wiem też ze dziewczyny z nawracającymi poronieniami często są kierowane na badania immunologiczne - leczenie szczepieniami lub b. drogimi kroplówkami. nie ma pewności czy to własnie im pomaga w końcu donosić ciążę ale są tacy którzy wierzą że to działa. dziewczyny, widzę tu dużo nowym wpisów i mam tylko nadzieję, ze dobrze mnie zrozumiecie, bo ostatnie co chciałabym zrobić to odbierać Wam nadzieję... Leczę sie w N od 2 latach. miałam 4 nieudane inseminacje, mnóstwo pauz z powodu torbieli i orgamentrilu, 2 regularne (z duzą ilością leków) stymulacje do in vitro i z tych 2 stymulacji tylko 4 transfery. chciałabym Was przestrzec przed nastawieniem do in vitro, ze to pewnik. sama po pierwszym transferze byłam głeboko przekonana że się udało i będę w ciąży - nie byłam i bardzo to przeżyłam. potem jeszcze 3 transfery i koniec zarodków a dr L powiedział mi że moje janiki juz nie chcą pracować i doradził mi komórkę dawczyni. rozryczałam się po tej radzie jak już byłam w samochodzie jak dziecko. chcę Wam tylko uświadomić, zeby nie wierzyć ślepo w skuteczność in vitro bo mozecie bardzo cierpieć i z radosnych osób stać sie przygnębionymi i zrezygnowanymi. im większy to sprawy dystans tym większa szansa że bez szwanku z tego wyjdziemy.wiem ze to trudne - mnie się nie udało i dopiero miesiąc temu dotarło do mnie ze 2 lata spędziłam w oczekiwaniu na wynik testu lub na @ i rozpoczęćie z nadzieją nowych starań. osobiście znam dziewczyny, którym udało się za 1 lub 2 razem, ale wiem ze są też takie które miały np 8 transferów i kilka stymulacji zanim się udało.... nie chcę wam powiedzieć zeby nie wierzyć, albo zeby dać sobie spokój - absolutne nie! ale postarajcie sie nie myśleć że in vitr to pewniak - bo tak nie jest. Pamiętam jak w grudniu 2006 roku miałam pierwszą wizytę w N i pewność że za 1-2 mies naturalnie będę w ciąży. potem rozczarowanie i nadzieja i wielka wiara w inseminacje - równeiż baro bolesne rozczarowanie... potem decyzja o in vitro i ABSOLUTNA PEWNOŚĆ ze to już koniec tej mordęgi i że za chwilę sie dowiem że bedę mamą. w październku tego roku minął rok od pierwszego transferu - uwierzci mi że ten rok to droga przez piekło, które sama sobie zafundowałam wierząć w skuteczność in vitro. ten rok bardzo mnie zmienił i zmienił moje małżeństwo bo mąż mówi mi ze serce mu pęka ze jest bezradny kiedy płaczę. moje małżeństwo ma się dobrze, ale to chyba boski cud... Cały czas wierzę i mam mam nadzieję że Bóg podaruje nam dziecko (nasze bilologiczne dziecko). Postanowiliśmy próbować o nie walczyć dopóki będzie nas na to stać i dopóki oboje będziemy miećna to siłę. na razie próbuję na własnych cyklach - to tak jak przygotowanie do inseminacji z małą ilością leków i punkcja a potem transfer. ale mimo że sporo już przeszłam o mały włos a nie załamałabym sie bo 2 próby pod rząd stymulacji na włas. cyklu nie przyniosły komórek - pęcherzyki były puste. teraz jestem po V już stymualcji (3 na własnym cyklu) - pobrano mi jedną komórkę, która zapłodniła się. dziś moja 10 dpt. czekam do 14 i 15 dpt - wtedy dzień po dniu zrobię test z krwi - jeśli beta przyrośnie - udało się, jeśli nie - będziemy z nadzieją starać się dalej. dziś już wiem, że jeśli za jakiś czas nie uda się, zdecyduję się na komórkę dawczyni albo na adopcję. dziś już dojrzałąm żeby się z tym pogodzić, co nie oznacza, ze się poddaję:) napisałam to wszystko zeby was spróbować uchronić przed destrukcyjnym myślenieniem że insemiancja, czy in vitro to gwaracja ciąży. życzę wszystkim żeby udało sie najlpeiej naturalnie i żebyście nie traciły wiary ale podejdźcie do sparwy z dystansem, bo łątwo się w tym potem pogubić i na długo zasmucić. PS od jakiegoś czasu modlę się do św. dominika - patrona m.in. bezpłodnych (noszę pas św. dominika) i św. Rity - patronki od spraw dtrudnych i beznadziejnych. nie wiem jak skończ sie ta próba, ale w tym cyklu działy się dziwne rzeczy a ja mimo to modliłam się o łąskę i o cud - najpierw \\9jak poprzednio) pęcherzyki nie rosły, jak jeden urósł to tak szybko że wszystko wskazywało że to torbiel i dr wspomniała że może lepiej zrezygnowac z punkcji, potem pęcherzyk (który nadal nie wiadomo czy miał w środku komórkę) był tak duży że było 99% pewności że pęknie przed punkcją - nie pękł:) w dniu punkcji okazało się że pęcherzyk gigant nadal jest ale że pojawił sie nagle jakiś nowy też na tyle duży że można było go nakłuć w punkcji. efekt : po 2 próbach be komórek, 3 podejście teoretycznie be szans przyniosło jednak jedną komórkę która potem się zapłodniła. cały czas modliłam się (a już kiedyś \"pogniewałam sie\" na Boga) zeby ocalił pęcherzyk i żeby była w nim komórka a teraz modlę się codziennie o dziecko z podanego mi 11 dni temu zarodka. Nie wiem czy uda mi sie tym razem zostać mamą, ale wierzę że kiedyś to nastąpi:) mimo że wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią co innego... przyznam się Wam, że odkąd znowu się modlę jest we mnie też spokój, którego już dawno nie było. Trzymam za nas wszystskie mocno kciuki!:)
-
ja ma takie samo podejście, jak asianko. a co do zarodków - czy są w macicy, czy nie - sewan mi nigdy nic \"nie chlupnęło\" na podłogę więc nie mam podejrzeń że zarodki zamiast w macicy znalazły się na podłodze. muszę przyznać, ze gdyby zaproponowano mi usg podczas transferu to pewnie bym skorzystała, ale z tego powodu też nie będe zmieniać kliniki. mam zaufanie do lekarzy z N choć nie jestem bezkrytyczna - to tylko ludzie i sama sie o tym przekonałam. PS zastanawiam sie czy usg robione przez brzuch a nie pochwę jest wiarygodne - czy rzeczywiście widzi się zarodki które są mikroskpijne. jaką mamy gwarancję że to co widzimy to nie pęcherzyli powietrza lub gazy - nie kwestionuję usg podczas transferu bo się na tym kompletnie nie znam, ale gośno zastanawiam, czy to nie \"bajer\" mający mi poprawić samopoczucie. moje nastawienie do N jest sceptyczne i racjonalne - po 2 latach leczenia nadal nie jestem w ciąży. ale nie obwiniam za to lekarzy bo wg mnie robią co mogą, zeby mi pomóc a metody które stosują lub nie, są przemyślane. nadal uważam że decydując się na leczenie trzeba trochę zaufać lekarzom co nie oznacza bezkrytycznego podejścia. Sewan - ja na twoim miejscu - skoro to budzi w tobie takie emocje - porozmawiałabym z lekarzem i zapytała wprost dlaczego nie robią w N usg podczas transf i jaką masz gwarancję że zarodki są w tobie. to najlepsze wg mnie wyjście z sytuacji - jeśli odpowiedź nie usatysfakcjonuje cię - będziesz miała dodatkowy argument za zmianą kliniki. Wg mnie dużo zależy od nastawienia do lekarzy / kliniki. a u mnie jednak zmiany:) wczoraj konsultowałam sie z moim dr i ustaliliśmy ze nie biorę tabl antyk i spóbuję 3 raz na własnym cyklu - muszę sie liczyć z tym ze znowu pęcherzyki będą puste bo najwyraźniej rezerwy komórkowe moich janików są na wyczerpaniu i nie każdy cykl będzie z komórką w tle. mam nadzieję ze nie bedę miała żadnych torbieli i ze wkrótce rozpoczne nową stymulację. Pysza, nadwiślanka - zglądacie tu czasem? Pozdrowienia dla wszystkich.
-
K 30, ogromnie mi przykro, że się nie udało. ale bardzo się cieszę, że mozesz podejść do kolejnej stymulacji już tak szybko. będę trzymać za ciebie kciuki!:) beti, ja też mam problem z niepękającymi pęcherzykami mi podwójenj dawki pregnylu. nie załamuj się, raz pęknie a raz nie. PS ja też nie znoszę pauz - kiedyś strasznie się wściekałam z tego powodu. uwierzysz lub nie, ale rzeczywiście z czasem inaczej podchodzi się do wymuszonych pauz. życzę Ci powodzenia! PCOSwiczka, jeżeli ze stymulacji masz wiecej niż 2 zarodki reszta jest zamrażana. jeśli transfer ze świeżych zarodków nie powiedzie się, to kolejne transfery masz z zamrożonych zarodków. koszt crio transferu (transf rozmrożonych zarodków) w N to 850 zł plus 600 zł jeśli zdecydujecie się na nacięcie otoczki przejrzystej zarodka. to nadal duże peiniądze ale już nie 15 tys. sewan, sama nie wiem co Ci napisać. przyznaję, że trochę mnie zszokowało to, co napisałaś. uwierz mi, wiem, co to gorycz i niepewność...ale nigdy w życiu nie pomyślałam że lekarze to oszuści i wogóle nie można mieć do nich zaufania. mam wiele \"ale\" do Novum ale nie posunęłabym się do stwierdzenia, że skoro nie robią usg podczas transferu to oznacza że kombinują i że nie mogę im ufać. to jakaś paranoja - wychodząc z tego założenia wogóle nie mogłabym chodzić do lekarzy - bo jaką mam gwarancję, ze laryngolog powie mi prawdę?! trochę przejaskrawiam, ale lekarzy obowiązuje kodeks etyczny i np tajemnica lekarska itp - to nie są puste słowa. moze uznasz mnie za skończoną kretynkę i naiwne dziewczę, ale ja wierzę, ze lekarze to nie banda oszutów, którzy naciągają mnie na drogie leczenie a potem nie podają mi moich zarodków, bo sprzedają je na czarnym rynku bogatym bezpłodnym parom. Sewen, w żaden sposób nie chcę cię urazić, ale uważam ze trochę przesadzasz. Ta Twoja bojowość i agresja trochę mnie zaskoczyła. ja nie jestem potulną idiotką która wierzy we wszystko co usłyszy, ale uważam że bez zaufania do lekarza nic z tego nie będzie, bo moja psychika zadziała tak, ze odrzucę wszystko ...włączając w to zarodki. Z tego co wiem z N nie praktykuje się transferów pod kontrolą usg - spytam dr dlaczego. ale skoro musisz wszystko widzieć spytaj czy zrobią ci transfer z usg a jeśli nei to moze wtedy warto przenieść sie do kliniki która robin usg podczas transferu. Wade, serdecznie dziękuję ci za pamieć i testy, ale powinnaś je oddać komuś, kto z nich skorzysta zanim starcą ważność. jeszcze raz serdecznie dziękuję. Asianko, w N bewzwzględnie zakazują współżycia po transferze zarodków. po inseminacji tak, ale nie po trnasferze zarodków. skąd masz te informacje? u mnie niestety historia się powtórzyła. tydzień temu w sobotę miałam punkcję i jeden duży pęcherzyk jaki miałam okazał się znowu pusty. w pt narobiłam sobie jeszcze nadzieji, bo 2 dotąd małe pęcherzyki podrosły do 13 i 15 mm. miałam nadzieję ze może w którymś z nich będzie komórka i włożą ją do \"inkubatora\" i dojżeje. niestety nic z tego nie wyszło. lekarz doradza mi skorzystanie z komórki dawczyni lub adopcję. co raz częściej zaczynam rozważać te opcje choć na nrazie nie rezygnuję - nie jestem jeszcze na to gotowa. mimo że jestem niestety coraz smutniejsza to jednak nadal mam siłę (przynajmniej tak myślę) na jeszcze kilka prób. za kilka dni powinnam dostać okres, w następnym cyklu wezmę tabl antyk żeby dać odetchnać jajnikom, zapisałam sie na serie 10 zabiegów akupunktury i w listopadzie jesli wszystko będzie ok chciałabym znowu spróbować stymulacji na własnym cyklu. nie czuję że to koniec nadzieji. cały czas jeszcze wierzę, ze jest szansa na własne dziecko. faktem jest że te niepowodzenia bardzo odbijają sie na moich nastrojach i gfeneralnie radości życia - kiedyś zawsze byłam uśmiechnięta a teraz niestety bywam smutna i niewiele da sie z tym momentami zrobić - zresztą komu ja to mówię...będziecie sie moze śmiać, ale w desperacji pojechałam do znachora - bioenergoterapuety. ten człowiek powiedział że obecnie moje jajniki zachowują sie jakbym miała 70 lat, bo wg niego sama się zablokowałam. doradził mi co robić, żeby to zmienić (dość intymne porady) ale i takie typu: noszenie wielu metalowych bransoletek na prawym ręku i mam je nosić nawet w nocy:) i mieszanie tego co piję starą, srebrną łyżeczką (na zmianę polaryzacji ciała), poprosił żebym zmieniła ustawienie łóżka w sypialni bo obecne powoduje że jakieś linie lub coś w tym stylu przecinają się w miejscu macicy i robią istny bałagan w hormonach - łóżko przestawiłam a mąż jak wrócił z pracy zapytał z uśmiechem tylko: ale nie będziemy zarzynać kurcząć w pełnię księżyca i pić ich świeżej krwi?? jest kochany - kompletnie nie wierzy w tego znachora ale i nie przeszkadza mi w tym odczynianiu:) dodatkowo mam pić napar z nagietka i 2 x w tygodniu robić coś w rodzaju okładów ze skrzypu polnego i kłaść to sobie na okolice jajników. zabronił mi też jeść np mięso kurcząt. nie pytałam po co to wszystko i dlaczego - sama nie wiem dlaczego. nie zaproponował mi niczego co by wywoływało mój sprzeciw więc czemu nie? w sumie staramy się o dziecko 2,5 roku z czego 2 lata intensywnie bo w Novum i te 2 ostatnie lata trochę mnie psychicznie nadwyrężyły i przyznaję że na razie mi smutno i staram się codziennie powtarzać sobie że wszystko się moze zdarzyć. zdaję sobie sprawę, ze moje szanse na własne dziecko są małe, ale nie jestem jeszcze przekonana że to koniec i nic się nie da zrobić. nie takie cuda się zdarzają. na razie tylko otowrzyłam się na możliwość adopcji i gdy ostatnio tak płakałam po kolejnej jałowej punkcji i myślałam o dwóch pustych pokojach dla dzieci, w domu, który właśnie budujemy i pękało mi serce to mąż powiedział żebym pamiętała, ze w taki czy inny sposób będziemy rodzicami. on naturalnie tak jak ja wolałby miec nasze własne dzieci, ale powiedział ze w dniu w którym uznam, ze nei ma juz sensu próbować walczyć z moimi jajnikami to mozemy spróbować z komóką dawczyni jeśli będę chciała lub po prostu zaadoptować dziecko. i wtedy naprawdę zrobiło mi się trochę lżej - bo dotarło do mnie że po moim domu naprawdę mogą biegać małe gołe stópki:) ale póki co jeszcze chcę powalczyć na włąsnych cyklach i jeśli to nie przyniesie rezultatu to na koniec jeszcze raz poddać się trzeciej regularnej dużej stymulacji majac jednak w pamięci że efekt może być mizerny i gorszy niż poprzednio (3 zarodki) bo z każdą stymulacją jest coraz gorzej - u mnie niestety tak było - ale bylibyśmy z mężem skłonni zaryzykowac jeszcze raz duze peiniadze i spóbowac. NADWIŚLANKA, odezwij się. Pozdrowienia dla wszystkich.
-
Minimonia, strasznie mi przykro. nie wyobrażam sobie nawet przez co przechodzisz. A może warto żebycie z M pomyśleli o zrobieniu badań immunolog - podobno największy sens jest gdy robią je dziewczyny z nawracającymi poronieniami. badania sa pioruńsko drogie, ale może warto spróbowac? trzymam za ciebie bardzo mocno kciuki, żebyś szybko stanęła na nogi. Mad74, jak wyniki MRL? K-30, dziś chyba Twoja 12 dpt... kiedy palnujesz zrobić betę? bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki! dzięki za twoje:) ana, lepiej usunąć coś co może pzreszkadzać w zajsciu w ciażę - to krok do przodu:) wierzę, ze zabieg powiódł się i że szybko rozpodczniecie nowe starania. wiesz już od keidy będziecie mogli zacząć? kaaś, Monaroi - serdeczne dzięki za kciuki:) Nadwiślanka, co u Ciebie? jak sparwy w OA? wczoraj miałam usg w 9dc. na razie tak sobie - pęcherzyki są mniej wiecej tej samej wielkości 4 szt (12, 8,8 i 9 mm). dostałam wczoraj podówjny menopur - jutro kolejne usg - mam nadzieję ze podrosną i będą duże i ładne (chociaż 2..) i że tym razem będą w nich komórki. jeśli dojdzie do transferu to zdecydowaliśmy sie z mężem na wlew (kroplówka zalecona przez immunologa). kosztuje ponad 5 tys!!! ale postanowiliśmy zaryzykowac. pozdrowienia dla wszystkich.
-
Amelia, 600 km do W-wy to sporo. Skąd jesteś? może gdzieś bliżej masz dobrą klinię? nie odradzam Ci N ale rozważ to na spokojnie - w cyklu przygotowawczym do inseminacji musisz być na wizycie (USG) w 2, 9-10 oraz ok 13 dc. tych wizyt moze byc wiec niż 3... teoretycznie możesz usg zrobić w swoim mieście ale ja juz bym wolała w klinicie gdzie się leczę. przygotowania do IVF to jeszcze wiecej wizyt. wiem, że dziewczyny (które mają daleko do w-wy) czasem biorą zwolnienie lekarskie i przeprowadzają się na ostatni tydzień stymulacji do w-wy (ze 2-3 wizyty kontrolne, potem dzień punkcji no i dzień transferu). rozważ dobrze czy będziesz mogła tak często przyjeżdżać (urlop) no i ile kasy wydasz na dojazdy. nie wiem skąd jesteś ale moze lepiej znaleźć dobrą klinię bliżej siebie. co do IVF - moze dr zaproponuje wam najpierw inseminacje? żadko kiedy od razu zapada decyzja o IVF - no chyba że dziewczyna nie ma jajowodów albo facet ma złe wynki badań nasienia... mozesz przed pierwszą wizytą zrobić hormony - najlepiej zadzwoń do N na recepcję i poproś żeby ci przedyktowano w ktrórym dc co masz zrobić -ja tak zrobiłam. mąż może zrobić bad nasienia plus posiew (czy sa bakterie), a Ty czystość pochwy i posiew. co do szczepień pp. zółtaczce to ja zrobiłam je przed I ICSI i z uwagi na krótki czas zrobiłam to w przyspieszonym trybie (pięć dawek: najpierw I, II - tydzień po, III 2 tyg od II, IV rok od I, V - 5 lat od I). dzięi temu w 3 tyg miałam zrobione 3 szczepeinia i wtedy punkcję (szczepionka już działała). niedawno zrobiłam IV dawkę. niestety nigdy nie byłam u dr Sowińskiej. powodzenia:) Monari - cieszę się że wszystko u Was dobrze. ja też chyba patrzyłabym na małą, jak śpi i nie mogła sie nadziwić że jest nasza:)) jeszcze raz sedrczne gratulacje!:) Limako, ale ten czas leci!!!! serdeczne gratulacje!! wspaniale że wszystko dobrze. gartuluję synka! Lattina, ja po clo miewałam raz 1 raz 2 pęcherzyki. w jednym i drgim przypadku wg mnie warto robić inseminację. ja ostatnio miałam stymulację na nat cyklu do ICSI i też był tylko jeden pęcherzyk (a czekał mnie koszt 5,500 za punkcję i tarnsfer). spytałam dr czy jest sens robic punkcje gdy jest tylko 1 pęcherzyk - odpowiedział ze 1 pęcherzyk to zawsze szansa na dziecko. (ostatecznie w punkcji okazało sie że pęcherzyk jest pusty, ale dopóki go nie pobrano nie dało sie tego przewidzieć). ja na 100% podchodziałabym do IUI nawet przy jednym pęcherzyku. co innego ze lepeij zrobic na pękniętym.... ale mi nigdy się nie udało - pęcherzyki nie pękają nawet po podwójnej dawce pregnylu. trzymam kciuki żeby Ci się teraz udało!:) Lettina, pogubiłam sie... doczytałam że wypatrzyła dr wodniaka (co to jest?). miałaś w końcu tę insemiancję? Dusia, szczerze Ci zazdroszczę!:) :) czy to nie Tobie dr T mówiła że beta niska i że są raczej małe szanse na ciążę? jeśli tak to jesteś kolejnym przykładem, że dr to nie bogowie - tzreba wierzyć nawet gdy beta niska lub np tylko jednen pęcehrzyk - dopóki próbujemy - JEST NADZIEJA:) Asianko, ja też teraz chodzę (w zastępstwie, bo mój dr jest na urlopie) do dr W - bardzo jestem zadowolona z wizyt u niego. życzę żeby @ przyszła jak najszybciej - wiem jak można sie niecierpliwić:) jak przyjdzie to juz czas przygotowań mija bardzo szybko:) napisz coś wiecej o tej nowej metodzie (jak przebiega stymulacja, komu jest zalecana...itp). powodzenia! a ja znowu próbuję. pozbierałam sie juz po tej nieudanej punkcji (był jeden pęcherzyk ale niestety pusty i nie doszło do tarnsferu). dziś mój 4 dc - drugi raz podchodzę do ICSI na nat. cyklu - biorę 1/4 clo i na razie mam przepisane 3 menopury. w następny wtorek (9 dc) mam kontrolne usg i może zapadnie decyzja kiedy będzie punkcja. trzymajcie prosze za mnei kciuki, zeby tym razem wszystko było ok i zeby doszło do transferu. pozdrowienia dla wszystkich
-
dudu, zanim pomyślisz o stymulacji zrób badańia:) może okaże się że zajdziesz w ciążę naturalnie z monitorowaniem cyklu lub tylko przez inseminację:) poza tym rodzaj protokołu dobiera się indywidualnie do pacjentki biorąc pod uwagę jej wyniki badań. Najlepiej mieć długi protokól bo na ogół daje najlepsze rezultaty ale nie jest to regułą - mnie się nie sprawdził.
-
Duda, ja do dr Z poszłam z polecenia znajomych, którym in vitro udało się fartem za pierwszym razem. do Dr Z chodzę juz 2 lata i rzeczywiście to ...oryginał. To skryty człowiek i na pewno nie jest super rozmowny, ale jeśli juz uda Cisię go sprowokować do rozmowy to okazuje się ze to bardzo wesoły osobnik z dużym poczuciem humoru. Ale to nie łate bo on ma starsznie dużo pacjentów i bywa starsznie czasem zakręcony - normą jest to że niekojarzy Twojej twarzy z Twoją historią choroby. często też zdarzało sięże dr zapominał mi zlecić jakieś badanie na wynik którego czeka sie tydzień i w efekcie nie mogłam mieć np. inseminacji i cały cykl w plecy. Strasznie mnie to złościło i bywałam n niego wściekła. te jego wpadi wynikały jak sądzę z przepracowania ale i tak mnie to bardzo wkurzało. z czasem sama wiedziłam że wcześniej muszę powtórzyć posiew i sama mu o tym przypominałam. Ale mimo tego jego gapiostwa (bo z pewnoscią nie jest to zła wola) jestem zdania ze to jeden z najlpeszych lekarzy w N i mam do neigo pełne zaufanie. raz gdy miałam powikłąnia po punkcji i groził mi szpital a ja nie chciałam iść od razu zaproponował ze bedę do neigo dzwonić 2 razy dziennie oraz wted jeśli mi się pogorszy i będę meldować jak się czuję. tydzień temu, gdy akurat punkcja wypadła na jego dyżurze i gdy w jedynym pęcherzyku nie było komórki, to on sam przyszedł mi to powiedzieć a nie pielęgniarka jak w innych przypadkach. Moim zdaniem rzeczywiście moze być odbierany jako oschły i nie odczujesz że to \\twój przyjaciel ale ja wiem, ze mogę mu zaufać i ze to bardzo rzetelny i odpowiedzialny lekarz. Wkurzała mnie czasem też jego ostraożność, gdy mówił mi że muszę np zobic miesiąc przerwy i brać tabl antyk. wkurzało mnei ze znwu mam pauzę ale z dugiej strony wiedzialam ze on jest rozsadny i odpowiedzialny. Podsumowując - bardzo polecam, ale od początku musisz bardzo sama pilnować wszystkich terminów, badań itp. To bardzo miły czowiek jeśli się jest również miłym:) jeśli jesteś cierpliwa o poczekaj do listopada ale ja poszłabym do kogoś innego, kto zleci mi cały zestaw badań, których zrobienie z mężem może potrwać półtora cyklu i z wynikami poszła juz do zamory:) PS juz pisałam że ma dużo pacjentek dlatego trudno się do niego czasem zapisać...
-
kaaś, stymulacja na włąsnym cyklu daje na ogół 2 pęcherzyki (u szczęsciar więcej). ja miałam już 2 agresywne stymulacje z max ilością leków po I miałam 5 zarodków a po II tylko 3. dlatego w moim przypadku nie ma sensu wydawać 7 tys na leki skoro za 400 zł mogę mieć podobne wynik - jak dotąd przynajmniej produkowałam na menopurze 2 ładne pęcherzyki (tylko wtedy do inseminacji więc nie wiem czy były w nich komórki). Dusia, super wyniki!!! lulu, myślę że kidyś nam się uda:) K30 - trzymam kciuki Duda, jestem pacjętką dr Zamory i jestem zadowolona. ale on ma minimum do października włacznie urlop naukowy który moze przedłużyć się na listopad... a skad masz na niego właśnie namiary?
-
Monari, serdeczne gratulacje! :) jak się miewacie? dusia, GRATULCJE! szczerze zazdroszczę:) ana26, teraz nie mam jak sparwdzić kied co trzeba zbadać, ale zadzwoń do Novum (nawet jeśli się tam nie leczysz) i spytaj w recepcji o to - powinni ci powiedziec. kaas, tez mysle ze jesli uwazasz ze masz sile walczyc to warto. mysle ze nalezy tylko podejsc do sparwy z dystansem - nie chce absolutnie cie zniechecac ale STATYSTYCZNIE macie troche mnijsze szanse, ale jak mawia mój lekarz gdy pytam do jakiego wieku moge sie starac mówi, ze dopóki mam siłę, bo pacjentki w okolicach 40 tez rodza zdrowe dzieci, ale trzeba sie liczyc ze z powodu juz gorszej jakosci komorek jajowych moze byc trudniej zajsc w ciaze... tak wszlo, ja tez lecze sie u dr zamory - ma urlop naukowy (robi II specjalizację). ale robi punkcje ... spotkaliśmy sie w ten poniedziałek... u mnie niestety sprawy niespecjalnie dobrze się ułożyły - stymulowałam się menopurem do ICSI na naturalnym cyklu (z przygodami bo do 8 dc miałam plamienia). rosły początkowo 2 pęcherzyki, do punkcji został jeden 20 mm. 8 września miałam punkcję - niestety okazało się że nie ma w nim komórki i nici z transferu:( muszę przyznać ze źle to zniosłam - mimo ze próbowałam się wziąć w garść to trochę mnie to na chwilę złamało. ale teraz znowu myślę o następnej stymulacji - jutro mam wizytę w N. biorę orgamentril i @ powinna przyjść za jakieś 10 dni i znowu wkroczy (mam nadzieję menopur - oby tym razem lepiej się t skończylo). mam tez wyniki badań immunolog. wg nich odrzucam zarodek we wczesnej fazie implantacji i to jest mój podstawowy problem. jest tam coś jeszcze ale nie do końca umiem o tym pisać / mówić - zbyt medyczne. wyniki badań wskazują (swoją drogą to trochę magiczne...) że byłam juz w ciąży. mam przepisan wlewy. wiem ze sa pioruńsko drogie ale zamierzamy spróbowac. kto wie może uda sie za pierwszym razem po wlewach - oby bo nie wiem na ile transferów i punkcji oraz wlewów starczy nampieniedzy. pozdrowienia dla wszystkich
-
minimonia, jeśli owulację miałaś ok 19 dc to rzeczywiście chyba beta ma prawo dopiero sie rozkręcać:) życzę ci z całego serca, zeby tak właśnie było! dawaj znać, jak ładnie ci przyrasta:) dusia, nie wierzę, ze test po in vitro ktoś kazał ci robic w 4 dobie po tramsferze:) wiem że w niektórych klinikach (ale chyba nie w białymstoku) robi się tzw IV weryfikacje - zdaje się że I- ok 5 dpt,II- 7 dpt, III 9 dpt i ta ostatnia IV 12 dpt -jakoś tak (ale zleca to lekarz i z nim omawiasz każdy wynik). robią to po to żeby sparwdzić czy wogóle coś się zadziało w prganiźmie i ewnetualnie zwiększają lub zmniejszają ilość leków. ale Ty z tą 4 dpt to się naprawdę pospieszyłaś:))) spokojnie - masz przed sobą jeszcze kilka dni na oczekiwanie.... poza tym domyślam się że zrobiłaś test domowy z moczu 0 jeśli już wcześniej robić test to TYLKO z krwi. TP, wiem że testy z krwi (a nnawet czasem te domowe) wychodzą już w 8 dpt ale jest jedno ryzyko - test wyjdzie pozytywnie ale moze to być skutek przyjmowanych leków w tym pregnylu które zafałszują wynik i potem moze okazać się że jednak nie ma ciąży (i nigdy jej nie było). moim zdaniem szkoda nerwów na taką loterię. z tego co widzę, lekarze z różnych klinik (nie tylko N) zalecają badanie krwi najwcześniej w 10 dpt (dzień transferu = 0 dpt). ale najbezpieczniej jest poczekać do 12 dpt. Dusia, trzymam kciuki za pozytywny wynik, ale uzbrój się jeszcze na chwilę w cierpliwość:)
-
minimonia, życzę Ci serdecznie, żeby beta i progesteron ładnie przyrastały. zawsze jest nadzieja, że wszystko dobrze się ułoży. w którym dniu cyklu robiłaś betę, tę o której piszesz ze jest mała? trzymam kciuki!
-
mad, tp już przesłał Ci zestaw badań, ale tak jak obiecałam wzięłam dziś zpis ze sobą i mam chyba kilka innych (ale są inaczej nazwane) 1. odpowiedź limfocytów na alloantygeny w teście MRL 2. test limfocytotoksyczny 3. aktywność komórek NK 4. przeciwciała: ANA, ENA, AOA, ACL, APS, ATA, RF, ODCZYN WAALERA-ROSEGO, CRP, ANTY-HEPRES 1,2 5. Oznaczenie polimofrizmu genów kontrolujących ekspresję cytokin 6. test friberga 6. kompletne C3 7. IgM, IgA, komórki LE, homocysteina, antygenty zgodności tkankowej kalsy II jak widzę, większość pokrywa się z tym co napisłam TP
-
tp, nie znam się na badaniach immunol i leczeniu ale leczenie dobiera sie indywidualnie do pacjenta. Super że Wam zlecono 2 szczepionki za 900 zł razem a nie 3 wlewy za ponad 15 tys. wiem o 2 pacjentkach dr D, którym zalecono tylko duże dawki encortonu (czyli bardzo taniego leku). Znam dziewczynę, której dr D zalecił te 3 kroplówki każda po 5600 ale nikt z nas nie wie, jakiego leczenia wymagamy (jeśli wogóle jest konieczne). Mnie dr powiedział, zebym bezwzględnie odpuściła sobie ICSI na nat cyklu we wrześniu i żebym zaczekała na wyniki badań. może się np okazać że przed nową próbą będę musiała przejść przez 2 tyg jakiegoś leczenia i np kroplówki po 300 zł a nie 5 tys dlatego warto poczekać. innym powodem jest też to, że wrześniowe ICSI mogłoby przynieść ciążę a wyniki badań wskazywałyby na kłopoty i np odrzucanie zarodków - dr powiedział że wtedy mielibysmy związane ręce i duży stres. puentując - idąc do dr Dubrawskiego od immunologii byłam dosyć sceptycznie do neigo nastawiona bo naczytałam sie wielu niepochlebnych o nim opinii ale podczas wizyty przekonałam sie że nie jest taki zły
-
stokrotko, my za swoje badania z mezem zapłaciliśmy 3800. wiem od dziewczyny z innego forum, ze jej zalecono 3 wlewy (kroplówki) każda po ...5600 zł więc starsznie dużo. Ta dziweczyna jest aktualnie w ciąży (dzień pzred crio transferem miała 1 wlew). ale nie należy myśleć że to 100% skuteczna metoda leczenia - osobiście znam ludzi, którym leczenie immunolog nic nie dało niestety. ale jak widać jest wielu, którym pomogło. dlatego mimo wysokich kosztów badań i leczenia (nie mając juz zamrożonych zarodkóW) postanowiłam je zrobic. ja nie umiem nic o nich powiedzieć, ale jutro postaram się nie zapomnieć wziać z domu listy zleconych nam przez dr Dubrawskiego badań. są też tam dodatkowe dot. chorób stawów - u mnie w rodzinie jest gościec.
-
minimonia, super wieści! nie czekaj, tylko idż do lekarza i zrób beta hcg, zeby dr mógł sprawdzić, czy nie trzeba dac ci np luteiny (porgesteron). Serdecznie gratuluję! swoja drogą to cud, ze test domowy wyszedł w 24 dc.... mad, laparoskopię miałam robioną 1,5 roku temu - usuwano mi dużą torbiel. przy okazji okazało się że mam zrosty, które usunięto. strona, gdzie była torbiel neistety nie wygląda w 100% prawidłowo dlatego. 9 mies temu miałam histeroskopię (w N) - usunięto mi polip. teraz spokojnie czekam na wyniki badań immunlologicznych. dr Dubrawski doradzał żeby z dalszymi staraniami w N wstrzymać się do czasu wyników. powidział że moze np okazać sie że potrzebna będzie jakaś kuracja min 2 tyg przed nastepną próbą i lepiej zaczekac. neichętnie, ale go posłuchałam... miałam już zaplanowaną we wrześniu następną stymulację ICSI - pierwszą na cyklu naturalnym. przed wizytą u dr D planowałam do niej podejść mimo że badania immunolo byłyby w trakcie. teraz jednak rozsądek zwyciężył - za 2 tyg będą wyniki badań, potem jakieś 3-4 dni na opisanie ich przez dr i moze w końcu (tak jak u TP i wielu inych osoób) dowiem się co może być przyczyną braku ciąży mimo 4 transferów. wiem, ze leczenie immunologiczne nie zawsze przynosi efekt ale chccę spróbować. dr D powiedział, ze niestety w większości przypadków powodem niemozności zajścia w ciążę jest wadliwy zarodek... ja liczę że okaże sie że np odrzucam zarodek jako ciało obce i ze jest lekarstwo na to i ze w końcu uda nam sie. pozdrowienia dla wszystkich. Mad, ja mam zaufanie do dr T i wierzę w jej fachowość. to co się u ciebie stało to lekka paranoja i tak jak mówisz troche wyniki fabtycznego sposobu działania. ale ja z drugiej strony wierzę, ze jak dr T lub dr Zamora (mój lekarz - właściwie zawsze lekko \"zakręcony\") wezma do ręki w końcu moją kartę to będą wiedzieli co robić żeby mi pomóc. a co Tobie poweidziała dr T w piątek?
-
mad, ja przy II stymulacji brałam max dawki leków - przez ostatnie 2 dni wstzrykiwałam sobie 4 ampułki gonalu i 4 menopuru i efektem tej końskiej terapi (o pieniądzach już też nei wspomnę) były tylko 3 komórki = 3 zarodki. w moim przypadku to nie ma sensu bo moje jajniki nie reagują nawet na te końskie dawki leków. za leki przy II stymulacji z której miałam 3 zarodki prawie 7 tysięcy. na cyklu naturalnym wychoduję 2 komórki a leki będą mnie kosztowały ok 400-600 zł. dlatego agresywne stymulacje nie mają w moim przypadku już sensu. minimonia, ja w tym cyklu musiałam odpuścić N i staralismy sie naturalnie (zawsze są przecież szanse - takie cuda się zdarzają:) i też okres powinnam mieć za 4-5 dni:) trzymam kciuki!
-
mad, wobec tego trzymam mocno już kciuki za październik:) przy odrobinie szczęścia ja rónież wystartuję w paź - miałam we wrześniu ale w związku z tym że ja już nie mam zarodków rozsądniej jest już poczekac na wyniki badań immunol. czyli te dwie stymulacje na clo i a ptem jeszcze jedna - obie były na cyklu naturalnym i zakończyły się punkcją. teraz rozumiem. mi pozostają już tyle stymulacje na nat cyklach...ale nadal wierzę, że jest szansa
-
wade, gratuluję małego obrzyma:) mad, ja miałam tylko 2 stymulacje - te agresywne z dużą ilością leków. z I miałam 5 zarodków, z II - tylko 3. czy to w N zrobili ci 4 stymulacje (te agresywne)? moje FSH jest w normie (nie pamietam wartości). mam trochę podwyższoną prolaktynę i biorę 1/4 tabl bromergonu. kiedy mogłabyś mieć crio? piszesz że badania immunol zaczęłaś w krakowie - pzrerwałaś je, masz jakieś wyniki / zalecenia? plixa, bardzo mi przykro, że jednak sie nie udało. nie chcę cię straszyć, ale zachecić do wizyty u dr - mi torbiele czasem zostawały mimo miesiączki.
-
worek, czy dr Kosiec nie zajmuje się też przypadkiem immunologią? wydaje mi sie że to nzawisko widziałam na liście lekarzy zajmujących się tym...