Nie chce mi sie pisać, zacytuję\" Możemy więc pokusić się o to, aby mitowi o narodzinach Adama i Ewy nadać inny wymiar. Wymiar relacji nie tylko między dwoma osobnikami, dwoma bytami, ale relacji wewnętrznej, gdzie aspekt męski i żeński zostały wyodrębnione poprzez sam fakt, że jeden z nich dominuje.
Psychologicznie rzecz biorąc rozwój mężczyzny polega - od pewnego momentu - na budzeniu swojego aspektu żeńskiego. Natomiast rozwój kobiety - w jej dojrzałym życiu - polega na budzeniu aspektu męskiego. W ten sposób również w naszym wewnętrznym życiu dążymy do jedności, do dopełnienia.
Mężczyzna i kobieta poszukują się w życiu i spotykają po to, aby się od siebie wzajemnie uczyć. Mężczyzna spotyka kobietę po to, żeby uczyć się od niej kobiecości, a kobieta spotyka mężczyznę po to, aby uczyć się od niego męskości.
Jeśli chcemy wyobrazić sobie, jak to może wyglądać, warto odwołać się do znanego symbolu jin-jung, dwóch splecionych w płaszczyźnie koła ryb. Każda z nich zapełnia taką samą ilość wspólnej przestrzeni i obie tworzą całość. Jedna jest biała, a druga czarna, ale jedna ma białe oczko, druga oczko czarne.
Biały reprezentuje jang, czyli to, co w koncepcji taoistycznej nazywa się elementem męskim. Czarny reprezentuje jin, czyli to, co nazywamy elementem kobiecym. Uderzające, jak bardzo
harmonijna i symetryczna jest relacja męskiego i żeńskiego. Jak bardzo inna od dominującej postawy Adama wobec Ewy.
Czas już rozważyć stan umysłu Adama, a potem stan umysłu Adama i Ewy, zanim zdążyli zjeść zakazany owoc.
Stan umysłu Adama jest zastanawiający. Z jakiego powodu ktoś stworzony przez Boga na wzór i podobieństwo Jego samego, a więc uczestniczący w boskiej jaźni, wręcz stopiony z nią, miałby czuć się samotny i znudzony? Wprawdzie w raju rosło Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego, ale owoc rozróżnienia nie został przecież jeszcze skosztowany.
W interpretacji jogicznej, z którą zetknąłem się czytając słynną autobiografię Yoganandy, Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego reprezentuje ten stopień rozwoju centralnego układu nerwowego, na którym pojawia się samoświadomość. Drzewo ze swoją koroną, pniem i korzeniami to schematyczny obraz naszego układu nerwowego: mózg, rdzeń, rozgałęzienia krzyżowe. Zjedzenie owocu to uzyskanie dostępu do czegoś, co znajduje się wysoko i jest ukoronowaniem istnienia drzewa, zawiera w skondensowanej formie całą jego energię. Dzięki ewolucyjnym przekształceniom i przyjęciu pionowej postawy centralny układ nerwowy człowieka osiąga zdolność do kanalizowania energii tak potężnej, że staje się świadomy sam siebie i w konsekwencji ulega iluzji własnego, odrębnego istnienia. To tak, jakby przewód elektryczny, który rozgrzał się do czerwoności pod wpływem wielkiej energii, którą przewodzi, uznał, że zaczął świecić własnym światłem.
Lama buddyjski Trungpa Rinpocze, w swojej książce Cutting through Spiritual Materialism (Przedzieranie się przez duchowy materializm) porównuje to, co się stało po zjedzeniu owocu, do sytuacji ziarnka piasku na pustyni, które nagle uzyskuje tak wiele energii, że zaczyna wirować i tym samym wyodrębniać się z oceanu nieruchomych ziarenek, choć w istocie pozostaje nadal drobniutkim, identycznym z pozostałymi, fragmentem niezmierzonej pustyni.
Czyżby więc Adam zaczął wirować za mocno, zanim jeszcze Ewa poczęstowała go jabłkiem? Czyżby to on pierwszy
popełnił grzech rozróżnienia? To by trochę tłumaczyło jego zaskakujące odczucie samotności i zastanawiającą podatność na perswazję Ewy. Ale porzućmy tę rewolucyjną tezę i uznajmy, że póki owoc nie został zjedzony, nasi prarodzice nie mieli świadomości swego odrębnego istnienia.
Było to istnienie rajskie, niewyodrębnione z pola siły Stwórcy. Beztroskie, wolne od samoświadomości, a więc też wolne od egzystencjalnego cierpienia.
Czyż więc można ich winić za skosztowanie owocu, skoro byli tak bezgranicznie niewinni, zanim to zrobili?
Czy w niewinnym umyśle Ewy, pozostającej w jedności z Bogiem, mogła w ogóle powstać myśl o posłuszeństwie czy nieposłuszeństwie? Na pewno nie. Wygląda więc na to, że owoc samoświadomości musiał pojawić się w umysłach tak wysoko rozwiniętych istot jak Adam i Ewa sam z siebie, a nie na skutek czyjegokolwiek nieposłuszeństwa. Twierdzę, że tu dopiero nadszedł czas prawdziwej próby - gdy, wraz z pojawieniem się samoświadomości, po raz pierwszy pojawiła się możliwość wyboru, a więc odpowiedzialność. Próba polegała na tym, co Adam i Ewa z owocem samoświadomości zrobią. Czy go zjedzą, czyli uznają za swoją własność, czy go ofiarują Stwórcy? Zgodnie z mitycznym przekazem to właśnie Ewa pierwsza zdecydowali się uznać ten owoc za swój. Bóg jeden wie, czy to prawda.
Kim wobec tego był wąż, który skłonił Ewę do zjedzenia jabłka? W interpretacji jogicznej wąż jest symbolem energii kundalini, wspinającej się po pniu kręgosłupa i nieuchronnie dążącej do korony mózgu. W swej wędrówce ku górze energia kundalini musi wydać owoc samoświadomości. Czyżby więc Bóg wybrał Ewę, by dokończyć swojego dzieła i sprawić, by życie mogło zacząć się odradzać? Wszystko to uwalniałoby Ewę przynajmniej od podejrzeń o grzech pychy i nieposłuszeństwa. Ale to ona sprowadziła na złą drogę Adama! - wykrzykną wszyscy. Jeśli nawet - to kto powiedział, że namawiający jest bardziej winny niż ten, który dał się namówić? Dlaczego Adam uległ tak łatwo i nie potrafił obronić za siebie i za Ewę ich szczególnego i prawdziwego związku ze Stwórcą? Sam Bóg zajął jasne stanowisko w tej sprawie, wypędzając z Raju zarówno Ewę, jak i Adama. Ale wygląda na to, że większość mężczyzn i wiele kobiet podejrzewa w tym miejscu Boga o zastosowanie niesprawiedliwej zasady \"odpowiedzialności zbiorowej\", krzywdzącej biednego, naiwnego Adama.