maalutka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez maalutka
-
Oglądałam dzisiaj „Przyciąganie” nie o religii ale pokazuje jak funkcjonuje człowiek. Były robione badania na sportowcach przy biegu i wyobrażeniu biegu, okazuje się, że to bez różnicy. Z tego filmu wynika jasno, to my kreujemy świat, modlimy się do Boga, Anioła, rozmawiamy z wyższą jaźnią,etc. obojętnie jakie mamy przekonania to my kreujemy świat i podlegamy tym samym prawom kosmicznym.
-
Na ww. temat Osho napisalby tak: Zawsze tak się dzieje. Będzie tak się działo. Budda przyciąga ludzi, którzy są jego biegunowymi przeciwieństwami. Mahavir i Jezus przyciągają ludzi, którzy duchowo są przeciwną płcią. Te przeciwieństwa stwarzają organizację, zakon. Interpretują. Uczniowie sami w sobie stają się fałszem. Ale tak już jest. Nie można nic z tym zrobić. Jeśli ktoś potrzebuje nauki, powinien jechać na Zachód. Ale jeśli Zachód tworzy jakąś religię, nigdy nie stanie się ona czymś więcej niż tylko teologią. Na Zachodzie podajesz argumenty, aby udowodnić sobie, że Bóg istnieje. Argumenty na istnienie Boga! Na Wschodzie jest to niewyobrażalne. Nie możesz udowodnić istnienia Boga. Sam wysiłek jest pozbawiony sensu. To, co można udowodnić, nigdy nie będzie Bogiem, będzie to naukowy wniosek. Na Wschodzie mówimy, że boskość jest nieudowadnialna. Kiedy znudzisz się swoimi dowodami, wtedy wskocz w samo doświadczanie, wskocz w samą boskość....
-
nawet Pol do nas zawitał :)
-
Kamelia słyszałam o nim, ale dzięki za troskę, gdybym miala to przeczytać to raczej w wersji papierowej. Widzę, że rozpatrujesz jego przypadek w kategorii dowodu na prawdziwość tego w co wierzysz. Możesz wierzyć w co chcesz ale pozwól na to innym, każdy sam odpowiada za siebie:)
-
Witam:) O świętach wiedziałam, ewangelisci nie podali zadnej daty urodzin Jezusa i pojawiały się rózne propozycje 29 marca, 19 kwietnia, alestatecznie wybór padł na 25 grudnia, który to dzień był oficjalnym pogańskim świętem narodzin Mitry. Kult Słońca był ważnym kultem,ponieważ oparty była na kulcie sił przyrody i mógł zagrozić chrześcijaństwu i Kościołowi. Konstantyn Wielki chrześcijański cesarz sam był czcicielem Słońca i nigdy nie zrezygnował z tytułu najwyższego kapłana kultów pogańskich. Chrześcijanie, alegorycznie nazywali Chrystusa Słońcem Sprawiedliwości. Podobnie było z niedzielą. Konstantynowi bardzo zalezało na potędze a cel uświęcał srodki, powiesił swego teścia, cesarza rzymskiego, udusił swych szwagrów, zamordował syna konkubiny, poderżnał gardło własnemu synowi, udusił swą druga zonę. I tak roslo w siłe chrzescijaństwo. Sam Konstantyn mówił tak \"Chrześcijan mnogość, złoto, zabiegi, przesądy Podniosły moją wielkość, utwierdziły rządy\"
-
Sprowadzono ją do ciemnego lochu w Wieży Czarownic, gdzie znajdowała się komora tortur. Sędziowie już czekali. Tam, na dole, działy się rzeczy straszne. Gdy wśród tortur zadawano jej pytania, czy przyznaje się do winy - Trina odpowiadała, że nie ma się do czego przyznawać. Gdy jednak ból stał się nie do zniesienia - z ust jej wydarł się okrony krzyk: - Diabły! Uwolnijcie mnie! Przyznam się do wszystkiego, czego tylko chcecie! Postawiono ją więc znowu przed obliczem sądu. Sędzia zadawał pytania, a jej odpowiedzi skrzętnie zapisywano. - Tak! Jestem czarownicą. Diabłą znam bardzo dobrze. W strumyku w Kublicach zostałam przechrzoczona. Tam też przysięgłąm, że o Bogu nie chcę nic więcej wiedzieć i będę słuchać tylko diabła. Czarować też potrafię. Nauczyłam się tego od starej Lulewicz w Postominie. Ona już nie żyje. Krowy też zaczarowałam, aby nie dawały mleka. - A czy byłaś na Górze Czarownic? Trina namyślała się przez chwilę, co powiedzieć, i wreszcie rzekła: - Tak, przed dwoma miesiącami mieliśmy tam wielki festyn. Posmarowałam widły gęsim smalcem, przywiązałam do nich pół bochenka chleba i mięsa baraniego i poleciałam na nich na Górę Czarownic. Było tam dużo czarownic, a przybyli również i diabli. Wyglądali dosyć przyzwoicie. Główny diabeł był podobny do was, panie sędzio. Powiedziałam już wszystko, co wiem, a teraz proszę, skróćcie mnie jak najprędzej o głowę, abym już wreszcie została uwolniona od tych męczarni! Sędziowie - przesądni jak i pospólstwo - wierzyli w te bajki. Po odbyciu długiej narady wydali wyrok: Trina Papisten będzie spalona żywcem na stosie, jest bowiem bezbożną czarownicą. W dwa dni później gromada ciekawskich zebrała się przed Wieżą Czarownic. Pozdrawiano się wesoło. Jeden z gapiów mówi do sąsiada: - Chcecie też widzieć, jaka płonąć będzie ta czarownica? - Oczywiście. Chciałbym chociażby troszeczkę popiołu z niej dostać. To jest dobre na reumatyzm. W kilka chwil później Trinę wywożono na plac straceń. - Patrzcie! Czarownica! - krzyczały dzieci. Na drabiniastym wozie siedziała na pęku słomy Trina, a przy niej kat. Ręce miała związane na plecach. Wóz otaczała uzbrojona w widły straż, aby ludzie nie zbliżyli się zbytnio do wozu. W pewnej odległości za wozem - na innym, piękniejszym wozie - jechali sędziowie. Większość gapiów nie miała współczucia dla biednej Triny, przeciwnie - naśmiewano się z niej jeszcze. Pochód zbliżył się do miejsca straceń. Obok szubienicy ułożono stos z drzewa. Pośrodku stał pal, do którego przywiązano Trinę. Po krótkiej ceremoni kat podpalił stos. Powoli ogień obejmował jedną kłodę po drugiej. Drzewo było wilgotne i dymiło. Od silnego dymu Trina w krótkim czasie udusiła się i kiedy języki płomieni zaczęły lizać ubranie i ciało - nic już nie czuła...\'
-
Witam :) może żart a może nie:) w przeciwieństwie do poniższego tekstu : Jest lipiec 1956 roku. Zbliża się wieczór. Stoję na prawym brzegu rzeki Słupi, naprzeciw tzw. Wieży Czarownic. Powoli zapada zmrok. W pobliżu głucho dudni stary młyn zamkowy. U stóp wieży płynie bystro, lecz cicho, rzeka Słupia. Okrągła baszta przedstawia ponury widok. Milczący to świadek świadek dawno dokonanych tu zbrodni na żywych, niewinnych kobietach, ofiarach cemnoty i głęboko zakorzenionych przesądów. Jakichże to okropności świadkiem była milcząca baszta? Sięgnijmy do kart histroii jednego z wielu procesów, jakie się w Słupsku odbywały nad czarownicami. Cofnijmy się wstecz o lat 257. Był to rok 1701. W Słupsku na rynku przy studni kilka kobiet czerpało wodę. Po napełnieniu wiader zaczęły się codzienne pogwarki. Z ust do ust krążyła wieść, że na ulicy Piekiełko pozdychały wszystkie prosiaki, z wyjątkiem prosiaków Triny Papisten, a u szewca Szpiela zdycha od wczoraj krowa. Jedna z kobiet mówi do drugiej: - W tym musi maczać palce diabeł! Czy nie dziwi was, że u Triny Papisten bydło jest zdrowe, a zdycha u jej sąsiadów? Tylko cicho sza, bo właśnie nadchodzi. Trina Papisten, rodem z Westfalii, była wysoką, silnie zbudowaną kobietą, o rudoblond włosach i piegach na twarzy. Powiedziawszy kobietom dzień dobry, zaczerpnęła wodę i nie odezwawszy się więcej - powróciła do domu. Oczy wszystkich skierowały się za nią. Nie znoszono jej dlatego, że żyła w odosobnieniu i nie zajmowała się plotkami jak inne mieszczki. W kilka dni później - a był to już miesiąc maj - nad miastem przeciągnęła burza gradowa. Ludnośc nie pamiętała, aby kiedykolwiek spadł grad takiej wielkości. W jakiś czas potem przyszła nowa klęska. Oto drzewa i krzewy zostały zżarte przez liszki. I znów przypisano to diabłu i czarownicy. Niektóry kobiety orzekły, że Trina potrafi czarować. Przestano jej się więc kłaniać. Plotki szerzyły się coraz bardziej. Aż wreszcie pewnego dnia przybył po nią sługa miejski i zabrał do Wieży Czarownic. Została oskarżona przez miejscowego aptekarza o czary. Po trzech tygodniach doprowadzono ją przed sąd do ratusza (na Starym Rynku). Przed drzwiami musiała zdjąć obuwie. Potem pochwycono ją za włosy i wyciągnięto na salę. Odbyto długie modły, a kiedy Trona zmówiła \"Ojcze nasz\", burmistrz rozpoczął przesłuchanie. Pierwszym pytaniem było: - Czy umiesz czarować? - Nie, nie wiem nic o czarach. - Czy byłaś kiedyś na Górze Czarownic? - Nie znam żadnej Góry Czarownic. Jedynie na okolicznych wzgórzach zbierałam niekiedy chrust... - Czy zjawił się tam przed tobą diabeł? - Nie! Niech mnie Bóg uchowa. - Więc nie masz z diabłem nic wspólnego i nie potrafisz czarować? - Nie! - Jak to się więc stało, że w ubiegłym miesiącu wyzdychały od razu na ulicy Piekiełko wszystkie świnie? - Tego nie wiem. Zdarzało się przecież już dawniej, że padła zaraza na świnie. - To może też i nie wiesz, skąd ta burza gradowa i liszki na drzewach? - Nie. Oczywiście, że nie wiem. - Utrzymujesz więc, że nie jesteś czarownicą? - Nie. Niech mnie Bóg uchowa! Wówczas przed śędziego wystąpił mężczyzna i zaczął opowiadać: - Pewnego dnia przyszła do mnie Trina Papisten i chciała pożyczyć płótna. Nie dałem jej. Więc poszła. W godzinę później wraca mój parobek z końmi od bronowania. Konie, znajdujące się przed stajnią nagle stanęły dęba i uciekły z zagrody. Przewróciły przy tym parobka i niemiłosiernie go stratowały. Jestem przekonany, że Trina rzuciła na konie swój urok dlatego, iż nie pożyczyłem jej płótna. Innym zaś razem przyszła do mej żony i chciała rozmienić polskiego srebrnego talara. Oczywiście żona nie rozmieniła jej. Po chwili żona udała się na strych, aby dopatrzeć warzącego się piwa, i wtedy stało się coś dziwnego - nagle zesztywniała i nie mogła się poruszyć. To jest również sprawa Triny. Jedna z kobiet opowiadała znów następujące zdarzenie: - Pewnego zimowego wieczora widziałam wydobywające się z komina domu, w którym mieszka Trina, ogromne kłęby ognistego dymu. Z pewnością diabeł w tym momencie kominem do niej wleciał. Po wysłuchaniu wszystkich, sędzia zapytał: - Czy przyznajesz się teraz, że jesteś czarownicą? - Nie! Jak Bóg miły, jestem niewinna! Sędziowie porozumieli się między sobą i orzekli, że wobec niezłożenia zeznań dobrowolnych - trzeba ją poddać torturom. Biedną kobietę odprowadzono do Wieży Czarownic. Przyszedł do niej w odwiedziny mąż z dziećmi. - Powiedz kochana, czy to rzeczywiście jest prawdą, co źli ludzie o tobie mówią - pyta mąż. - Nie, kochany mężu, jestem niewinna jak małe dziecko. Nie lękam się też niczego, bo dobry Bóg przecież nie dopuści, aby mnie dłużej jeszcze męczono. Przecież nie uczyniłam nic złego. Trinę jednak męczono nadal. Pewnego popołudnia do więzienia przyszedł wraz z pachołkami kat w swym czerwonym płaszczu. Trinę ubrano w czarną koszulę tortur. Gdy zobaczyła na niej zakrzepłe ślady krwi - zrobiło jej się słabo. Sprowadzono ją do ciemnego lochu w Wieży Czarownic, gdzie znajdowała się komora tortur. Sędziowie już czekali. Tam, na dole, działy się rzeczy straszne. Gdy wśród tortur zadawano jej pytania, czy przyznaje się do winy - Trina odpowiadała, że nie ma się do czego przyznawać. Gdy jednak ból stał się nie do zniesienia - z ust jej wydarł się okrony krzyk: - Diabły! Uwolnijcie mnie! Przyznam się do wszystkiego, czego tylko chcecie! Postawiono ją więc znowu przed obliczem sądu. Sędzia zadawał pytania, a jej odpowiedzi skrzętnie zapisywano. - Tak! Jestem czarownicą. Diabłą znam bardzo dobrze. W strumyku w Kublicach zostałam przechrzoczona. Tam też przysięgłąm, że o Bogu nie chcę nic więcej wiedzieć i będę słuchać tylko diabła. Czarować też potrafię. Nauczyłam się tego od starej Lulewicz w Postominie. Ona już nie żyje. Krowy też zaczarowałam, aby nie dawały mleka. - A czy byłaś na Górze Czarownic? Trina namyślała się przez chwilę, co powiedzieć, i wreszcie rzekła: - Tak, przed dwoma miesiącami mieliśmy tam wielki festyn. Posmarowałam widły gęsim smalcem, przywiązałam do nich pół bochenka chleba i mięsa baraniego i poleciałam na nich na Górę Czarownic. Było tam dużo czarownic, a przybyli również i diabli. Wyglądali dosyć przyzwoicie. Główny diabeł był podobny do was, panie sędzio. Powiedziałam już wszystko, co wiem, a teraz proszę, skróćcie mnie jak najprędzej o głowę, abym już wreszcie została uwolniona od tych męczarni! Sędziowie - przesądni jak i pospólstwo - wierzyli w te bajki. Po odbyciu długiej narady wydali wyrok: Trina Papisten będzie spalona żywcem na stosie, jest bowiem bezbożną czarownicą. W dwa dni później gromada ciekawskich zebrała się przed Wieżą Czarownic. Pozdrawiano się wesoło. Jeden z gapiów mówi do sąsiada: - Chcecie też widzieć, jaka płonąć będzie ta czarownica? - Oczywiście. Chciałbym chociażby troszeczkę popiołu z niej dostać. To jest dobre na reumatyzm. W kilka chwil później Trinę wywożono na plac straceń. - Patrzcie! Czarownica! - krzyczały dzieci. Na drabiniastym wozie siedziała na pęku słomy Trina, a przy niej kat. Ręce miała związane na plecach. Wóz otaczała uzbrojona w widły straż, aby ludzie nie zbliżyli się zbytnio do wozu. W pewnej odległości za wozem - na innym, piękniejszym wozie - jechali sędziowie. Większość gapiów nie miała współczucia dla biednej Triny, przeciwnie - naśmiewano się z niej jeszcze. Pochód zbliżył się do miejsca straceń. Obok szubienicy ułożono stos z drzewa. Pośrodku stał pal, do którego przywiązano Trinę. Po krótkiej ceremoni kat podpalił stos. Powoli ogień obejmował jedną kłodę po drugiej. Drzewo było wilgotne i dymiło. Od silnego dymu Trina w krótkim czasie udusiła się i kiedy języki płomieni zaczęły lizać ubranie i ciało - nic już nie czuła..\'
-
Gosia o to chodziło? http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=34455
-
qrcze destrukcja i niszczenie
-
hi:) czysta destrucja idiotyczne i niczczenie wszystkiego a owieczki lubią być w stadzie, potem można wydłużać listę miłosierdzia,chrześcijaństwo to rozslawiło a wg mnie to \"brudna\" i dziwna gra najpierw jedni drugich przyprawiają o kalectwo a potem \"pomagają\":)
-
Dreamer dobrzy, niedobrzy jakie to ma znaczenie? wszystko i tak minie jak sen jakiś złoty, odkąd pamiętam zawsze byłam w nonkonformistką, taka karma;) :D Na temat działania organizacji się nie wypowiadam, nie znam człowieka ale podobało mi się jedno zdanie : \"... to jest moja wolność. Nie boję się śmierci. Swoją osobistą prawdę przemyślałem gruntownie. Wybrałem uczciwie, bo w prawdzie wobec własnego sumienia\". Cenię prawdziwych ludzi.
-
Nie ma nic złego w nagości Dreamer, a to że sięczujesz skrępowany, wynika z tego jak zostałeś wychowany:) z czegoś takiego, z takiego nastawienia bierze się pornografia, prostytucja etc. Dreame rw spoleczeństwach gdzie nagość nie była niczym niewykłym podobnych problemów nie było:) jacy niektórzy? Ci widzący \"czary\" w \"czakrach\" ? :)
-
Dreamer ja tam jestem często i tam jest nomalnie wg mnie gdy widzę na naszym basenie zakrywanie do potegi 10 to mnie to trochę śmieszy:)
-
z tego co wiem Światowa Organizacja Zdrowia nie okresla homoseksualizmu jako jednostki chorobowej:)
-
Gosia Słonko sama piszesz : \"Nie można nikogo szykanować z powodu tego co robi w sypialni... \" znam kilku gejów i zapewniam Cię że im nie idzie o wymuszanie na społeczeństwie, żeby to było uznane za normę to raz, a dwa gdybym sama nie mogła wychować swoich dzieci wolałabym by wychowywali je kochający ludzie, obojętnie jakiej orientacji niż dom dziecka, jesli zaś chodzi o akceptację własnej płci na na basenie w Czechach czy Niemczech wyraźnie widać, że coś nie tak... z Polakami :)
-
:D:D
-
O tych co dzielili te teksty, z innego topiku Autor tekstu Bogdan Motyl Święty Hieronim ze Strydonu, (pisarz chrześcijański, Ojciec Kościoła: ok.340-420), nie krył oburzenia, że w chrześcijaństwie nie ma miejsca na nic nowego, gdyż wcześniej wszystko powiedzieli już poganie i barbarzyńcy: „Pereant qui ante nos nostra dixerunt!\" - (Niech przepadną ci, którzy uwagi nasze wypowiedzieli już przed nami!). I to jest wystarczający powód, dla którego Hieronim, święty chrześcijański, życzy wszystkiego najgorszego tym, którzy na setki i tysiące lat przed Chrystusem, wypowiadali teorie, które później zostały powielone przez chrześcijaństwo. Było kilkadziesiąt ewangelii, z których tylko cztery uznano za „objawione\", m.in. z powodu czterech stron świata, tyluż głównych wiatrów wiejących na ziemi i czterech rodzajów cherubinów. Ewangelie kanoniczne zawierają tyle sprzeczności, że przypisywanie ich „boskiemu natchnieniu\", może być obraźliwe dla Stwórcy, a wręcz kompromitujące. Szaleństwo w łonie Kościoła będące wynikiem ustalenia, które teksty należy uznać za „święte\", trwało wiele wieków. Ścierały się różne prądy i kierunki, frakcje i odłamy wewnątrz Kościoła, które zwalczały się, nie mogąc dojść do porozumienia. Sobór nicejski (325r.) miał m.in. rozstrzygnąć, które z kilkudziesięciu ewangelii należy uznać za prawowite. Ponieważ zażarte dyskusje nie przynosiły rezultatów, a zebrani biskupi chcieli uniknąć zarzutu samowoli w tak ważnej sprawie, przeto zwrócono się do Boga, aby z pomocą Ducha świętego, wskazał jakimś widocznym znakiem te spośród ksiąg, które należy uznać za objawione. Złożono na ołtarzu miejscowego kościoła wszystkie konkurencyjne teksty, a patriarcha zamknął drzwi świątyni na wszystkie spusty, zabierając klucz ze sobą. Całą noc zgromadzeni modlili się i śpiewali nabożne pieśni. Nazajutrz, kiedy otwarto drzwi świątyni, na stopniach ołtarza leżała część pism, a na ołtarzu pozostało 27 tekstów, które dzisiaj wchodzą w kanon Nowego Testamentu: cztery ewangelie, 21 listów apostolskich, Apokalipsa i Dzieje Apostolskie. Na tymże soborze odnotowano cud. Podczas jego trwania, zmarło dwóch biskupów: Chryzantus i Myzoniusz. Po podpisaniu przez pozostałych uczestników soboru końcowych postanowień, tekst „porozumienia\" zaniesiono na groby obu zmarłych i pozostawiono razem z odezwą do nich, niczym do żyjących. Na drugi dzień znaleziono w tym samym miejscu ich odpowiedź: „My, Chryzantus i Myzoniusz, zgadzamy się we wszystkimi ojcami, zebranymi na pierwszy, ekumeniczny sobór nicejski i chociaż oddzieleni od ciała, podpisujemy dokument własnoręcznie\". Niech ewangelie nie chełpią się cudem zmartwychwstania Łazarza, bo coś podobnego miało miejsce także w Polsce, chociaż cud miał wyższy wymiar niż w Nicei. Zdarzenie to dotyczy biskupa Stanisława (ok.. 1030 — 1079), zdrajcy, przez którego knowania, król Bolesława Śmiały (ok. 1040 — 1081) musiał uciekać z kraju. Według jednej z legend dotyczących zdrajcy-biskupa, król Bolesław Śmiały wezwał tego „świętego\" przed sąd, oskarżając o nieprawne posiadanie wsi, Piotrowin, którą rzekomo nabył od nieżyjącego już od trzech lat jej właściciela. Ponieważ wieś była kupiona bez świadków i brak było stosownych dokumentów potwierdzających transakcję, św. Stanisław zobowiązał się postawić przed sądem zmarłego właściciela. Biskup spędził na modlitwach trzy dni i tyleż nocy i świadek faktycznie, zmartwychwstał, stawił się przed sądem, poświadczył co trzeba i wrócił do... grobu. http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3418231&start=360
-
W tym przypadku odkrycie prawdy podwaza autorytet tych którzy dzielili ewangelie na te dobre i te diabelskie;) A jesli chodzi o Judasza, pomijając już to że srebrników nie było to przecież Judasz był ukochanym uczniem Jezusa, jako skarbnik miał dotęp do o wiele wiekszych pieniędzy niz 30 srebrników -rózwnowaznosć kilkudziesieciu naszym złotych.:) Wg mnie to Judasz zrozumiał posłannictwo, tylko Judasz był wtajemniczony w plan Jezusa i działał w porozumieniu z nim.
-
Gosia hi:) znam ten tekst, szkoda, że nie wszystko się zachowało, do takich wniosków doszłam w ósmej klasie, czytałam rózne historyczne teksty i doszłam do wniosku że te biblijne opowieci są niespójne i wiele w nich fikcji. Na przykła srebrniki wyszły z obiegu już trzysta lat przed Jezusem, jak pisze Pinchas Lapide: \"...za czasów Jezusa znano złote i srebrne denary, asy podwójne i potrójne, selasy, miny, szekle, drachmy, podwójne drachmy — ale nie było monety czy waluty, która byłaby znana pod nazwą „srebrników\". Już ponad trzysta lat wcześniej wyszły one z obiegu
-
bardzo się starał, jak dla mnie aż za bardzo ze mną będzie trudniej:P
-
Dreamer sam pod siebie się podszywasz?
-
Nigdzie nie zapisywałam, też nie czuje takiej potrzeby szanuję wszystkie religie uważam że ludzie ich potrzebują, ale nie ma prawdziwej a zorganizowanie religie niszczą religijność, czuję się związana pośrednio z chrześcijaństwem chociaż uważam że nie wymyśliło nic nowego, Jezus mówił to samo co stare hinduskie pisma, to samo co Budda. Mnie jest dobrze między religiami i myslę, że prawda to niebo bez granic dostępne dla każdego kto tylko ma ochotę poznać siebie:)
-
Dreamer poważnie mówiłam, zresztą sam zobaczysz Sorena Kierkegaarda - stąd stopka ;) -czytalam, wyobraź sobie, że godzinami stał na skrzyzowaniu nie mogac sięzdecydować w którą iść stronę, szalone :D