Nie wiem wlasciwie jaki jest sens pisania o tym co już pewnie zostało napisane przez niejedna z Was.Chyba oczekuję rzeczy niemozliwej-bo odpowiedzi na pytanie czy to ze mna jest cos nie tak,czy ja sobie wymyslam problemy.
Jestem w zwiazku od niecalego roku.Bardzo szybko zamieszkalismy razem.Byly maslane oczy,zakochane spojrzenia.Wczesniej gdy spotykalismy sie na miescie rzadko kiedy konczylo sie bez alkoholu.Wtedy nie zwrocilam na to uwagi,bylam za bardzo zauroczona cala sytuacja.Zwiazek powoli nabieral tempa.Mimo tego pierwszy miesiac wspolnego mieszkania to fochy,humory i wieczna moja nieswiadomosc \\\"o co znowu chodzi\\\".Na moje pytanie \\\"co sie dzieje\\\" słyszałam\\\" Nie umiem sobie poradzic sam ze soba\\\".Nie bylo juz okazywania uczuc,tak jakbym stala gdzies obok.Nawet seks wtedy nie smakowal jak wczesniej.Tlumaczylam sobie,ze to przez fakt,ze wczesniej byl w dlugim,bo 5 letnim zwiazku i nie potrafi sobie poradzic z tamtym rozstaniem(mimo,ze rzekomo decyzja byla wspolna).Mija kilka miesiecy jak mieszkamy nadal razem.Srednio co 2 dni w naszym domu jest 0,5 l Zubrowki.Jesli zaczyna sie weekend to praktycznie od pt do ndz codziennie.Probowalam o tym rozmawiac,zasugerowalam,ze ma chyba problem z alkoholem.Oczywiscie jak zawsze zapewnienia byly,ze On wie,wcale nie potrzebuje zawsze moze przestac.Tylko ja wcale tak nie uwazam.Kiedys postawil sie i stwierdzil,ze jak nie chce to wcale nie mjusi pic nawet tydzien,dwa,mc.Oczywiscie tydzien byl bezalkoholowy.Wtedy nie czulam juz tego dziwnego niepokoju gdy wychodzi,a ja nerwowo sie rozgladam czy obok nie ma przypadkiem zadnych delikatesow czy monopolowego.Czuje swoista zlosc jak widze,ze znowu idzie z ta cholerna butelka,ze w naszej kuchni stoja w pieknym rzedzie puste..
Jego stosunek do mnie po tym mc walki na samym poczatku i tlumaczen, moich placzow zmienil sie.Jest czuly jest jak dawniej.CO jednak mi po tym jesli picie nadal trwa,a On nadal nie widzi w tym zadnego problemu.Kiedy jest wstawiony i ma ten swoj specyficzny usmieszek,wzrok i jest wielce dowcipny stwierdza nagle,ze mi robi krzywde,ze powinnismy sie rozejsc,ze lepiej aby byl sam.
Nie musze chyba mowic jaki bol mi to sprawia,jest to pierwszy z moich zwiazkow na ktorym mi tak mocno zalezy,kocham tego czlowieka-nigdy wczesniej nie czulam sie tak.Przeraza mnie jednak jednoczesnie fakt,ze nie radze sobie z tym co jest,czuje bezsilnosc.Kiedy jest wstawiony zastanawiam sie czy tak naprawde mnie kocha jak twierdzi,czy ja jakas krzywde Mu zrobilam skoro tak nie liczy sie z moimi prosbami.Moje slowa ida w eter.Juz nawet nie probuje dyskutowac,bo jesli jest wstawiony to stwierdza,ze\\\"idziemy spac,choc sie poloz\\\".
Czuje sie tak bardzo niewazna w tym wszystkim i mimo zapewniem o uczuciu mam wrazenie jakbym byla przezroczysta.Bylabym w stanie za Nim w ogien skoczyc,ale czy Jemu tak naprawde zalezy?