Hej, mam na imię Małgosia i około 10 lat temu miałam operację na nowotwór tarczycy. Lekarz endokrynolog powiedział mi, bez ogródek (miałam wtedy 20 lat), że mam nowotwór złośliwy tarczycy - ścięło mnie z nóg! I potem była jakaś jego blablanina o leczeniu... Operacja jedna, druga, leczenie izotopem radioaktywnym - zawaliło się całe moje zycie! A wystarczyło, żeby jakiś lekarz łaskawie poinformował mnie, że rak tarczycy jest jednym z łagodniejszych nowotworów.
Jak pisałam na wstępie, minęło 10 lat, w czasie których wiele się wydarzyło w moim życiu. Wyszłam za mąż za najwspanialszego człowieka pod słońcem, urodziłam mu wspaniałą córkę, która obecnie ma już 6 lat, cudownie się rozwija, jest przodowniczką w klasie, więc nic jej nie \"brakuje\", pomimo mojej choroby i leczenia... Jutro jade na diagnostykę - takie wyniki, które robi się raz na 5 lat, ponieważ jestem w grupie osób podwyższonego ryzyka. A tak na bieżąco jeżdżę co pół roku na wizyty do poradni endokrynologicznej w mojej klinice.
Generalnie jest tak, że jeśli są jakieś guzki, to lekarze zlecają punkcję, żeby zobaczyć co to jest, na tej podstawie podejmują decyzję, co z tym dalej zrobić. Ale spokojnie, nie kazdy guz jest nowotworem! Więc nie przejmujcie się na zapas i główki do góry! Nawet jeśli stanie się njagorsze, to lekarze w tym przypadku sa w stanie nas wyleczyć!
Pozdrawiam serdecznie :-)