Aurinko
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Aurinko
-
Witajcie Miłe Panie na Werandzie nie było mnie kilka dni, bo biegałam po Kuriach, a później po Warszawie trzymając za rękę najmilszą Finkę na świecie. Czas spędzony z Paulą jest wprost nie do przecenienia. Kiedyś napiszę więcej. Obecnie jestem w gościnie u ..... Idalii Tak, tak,.... u Idalii. :) Jaka to miła wizyta, ile gadania, ile tematów, ile śmiechu i radości. Moje Panie, internet to potęga.:)
-
Przed pójściem spać zajrzałyśmy z Paulą na Werandę. Nawet nie macie pojęcia jak Paula, nie mówic o mnie, ucieszła się postami od Aleks i Linki. Dzięki serdeczne.:) Linko Droga spieszę dodać, że wybrałaś najlepsze słowo, bo \"onnellista\" znaczy \"szczęście\". Piękne słowo.:) . . Hei Aleks ja Linka , kiitos ystavallisista vastauksistanne tanaan! Terveiset Suomesta, Paula Maria.
-
Moje Miłe Panie z Werandy. Przetłumaczyłam Wam słowa Pauli. Oczywiście nie znam fińskiego, pośredniczył angielski. Jeśli któś na Werandzie zna fiński, proszę o pomoc. Chciałabym, aby tłumaczenie było jak najwierniejsze. Bardzo żałuję, że nie możecie przyjechać na Kurpie na wielkie party polsko - fińskie.:( Poczęstowałabym fińskim łososiem na sławny płaskim okągłym ( koniecznie z dziurką) fińskim chlebku:), nalałabym do maleńkich kieliszeczków fińskiej wódki Finlandia lub Koskenkova ;)i poczęstowała cukierkami firmy Fazer (polecam Gejsze):). Może Paula przygotowałaby jakieś fińskie tradycyjne danie.:) Ale mamy przecież wyobraźnię. I to jaką... A więc zapraszam wirtualnie.:) .
-
Jak dobrze miec przyjaciół :) Pytają jak się czujesz, sparwdzają czy u Ciebie wszystko w porządku. Tak jest na Werandzie. Czuję się zaopiekawana ;). Dziękuję. Wczoraj nie pokazałam się na Werandzie, bo ... gadałam, gadałam, gadałam... z Paulą oczywiście. Zdarzało się, że co jakiś czas któraś zaklęła cichutko, bo bariera językowa nie zawsze da się ominąć i wychodzą wtedy banialuki. Paula na przykłąd przez piętnaście minut tłumaczyła mi zawiłości języka fińskiego, a ja potakiwałam w rytm jej słów, nic a nic nie rozumiejąc. Dzisiaj rano chciałam wytłumaczyć Pauli jak działa karta pamięci w jej nowym aparacie fotograficznym. Męczyłam się z angielskim technicznym dobrych parę minut tylko poto, żeby zobaczyć dziwny pusty wzrok przyjaciółki, wpatrzny wymuszenie w moje oblice. Teraz śmiejemy się z tego i powoli upraszczamy angielski, tak na swój sposób. Teraz, kiedy piszę do Was Paula znowu poleguje. Ja myślałam, że to jestem ta niedomagająca. Ale nie. Moja przyjaciółka - to jest chora :(. Rytm zwiedzania mysiałam zwolnić. Więcej przesiadujemy w knajpkach, więcej jeździmy niż chodzimy. Momo to jest świetnie. Słyszę, że Paula wstała już i zmierza do \"pokoju komputerowego\". Do następnego spotkania
-
moja internetowa przyjaciółka położyła się zdrzemnąć na chwilkę, a ja co? do komputera.:) Chciaż na kilka minut. Aleks opowieść o jamniku niejamniku mnie urzekała. Dziękuję i prosze o jeszcze.:) Jak będziesz miała chwilkę czasu, to polecam Ci opowiadania pana Stanisława Stempowskiego ( wieloletniego partnera Marii Dąbrowskiej). Pisał pięknie o swoich psach. Tych z przedwojennego majątku na kresach. O dumnych psach myśliwskich, maleńkich pieszczoszkach i tych - najwierniejszych - kundelkach. A wszystko pisane z miłością i znawstwem. Z wdzięcznością dla czworonogów i z wdziękiem. To właśnie od pana Stempowskiego przyjęłam zwyczaj chowania swoich czworonożnych przyjaciół w sadku. Każdy ma swoje drzewo. I to drzewo przyjmuje jego imię. Najlepsza w naszych sadku jest śliwa o imieniu Midi. Daje najsłodsze śliweczki. Pycha. Każdy kęs ...i wspomnienie maleńkiej słodkiej suni. Droga Idalio dziękuję za kolejne propozycje. Podobała mi się ta rada dotycząca dorożki i koncertu w katedrze. Dziękuję. Rano odebrałam Paulę z lotniska Okęcie. Przyleciała już na nowy terminal Etiuda . Jest bardzo duży i wygodny. Nareszcie skończą się problemy z tłokiem na Okęciu. Gmach nowego lotniska jest naprawdę imponujący. Przeszłyśmy całe Aleje Ujazdowskie. Miałyśmy szczęście - przez półtorej godziny przejaśniło się i zaświeciło ciepłe \"wiosenne\" słonce. Na placu Trzech Krzyźy w przepięknej restauracji Magdy Gessler \"Embassy\" zjadłyśmy polski lunch. A później dwugodzinna droga na Kurpie. Paula padła. A ja, jak wcześniej wspomniałam- do komputera, na Werandę. Trzymajcie się cieplutko,
-
Jutro rano jadę do Warszawy, wprost na lotnisko. Powitam tam Paulę. Bardzo, bardzo się cieszę. Ona też. Przysłała mi już tysiąc maili, tak bardzo się denerwuje przed podróżą. Cieszę się, że będę ją gościć.:) Postaram się codziennie wieczorem zdać wam Moje drogie Panie relację z naszych wypraw. Nie będzie to łatwe, tak napięty mamy terminarz, ale spróbuję. Czytać was będę bezustannie. :) Mam nawet zamiar przedstawić Werandę Pauli. O ile wiem, to ona pisze na fińskich topikach. Jeszcze o tym dokładnie mi nie opowiadała, ale wypytam ją przy okazji na tę okoliczność.. Linko opisuj szczegóły zawierania przyjaźni swoich milusińskich, na bieżąco. Aleks tak pięknie piszesz o zwierzakach. Opowiedz jakąś nową historyjkę. Proszę. Idalio jak tylko wpadnie ci jeszcze jakiś pomysł do głowy, gdzie i co mogłabym pokazać Pauli - napisz, przecież będę na Werandę zaglądać. Floska napisz proszę o swoich zwierzakach. To na Werandzie jeden z pierwszych i najważniejszych tematów. Chętnie posłuchamy. Jay ciekawa jestem jak pierwsze dni po powrocie ze starego kraju. Czy już się zadomowiłaś w tej Hameryce;) A masz Moja Droga jakiego milusińskiego - czworonoga? Seveno od nocy sylwestrowej nie napisałaś do nas. Proszę napisz jak się mieszka w Holandii. Podobno Holendrzy są piekielnie przystojni ;), czy lubią zwierzęta? Stello nie pamiętam, czy ty masz zwierzaki? Bo że je kochasz , to wiem na pewno:) Ewikkk czy na Manhattanie są zwierzęta? co za pytanie, są, ale czy ty masz jakiegoś ulubieńca? Pozdrowienia
-
Uwielbiam ten filmik. Jesli go nie znacie, popatrzcie...do końca. http://www.youtube.com/watch?v=NCAbF9577Mc
-
Droga Lineczko , Idalia ma rację. Powiedzenie \"jak kot z psem, jak pies z kotem\" nie zawsze się sprawdza. Moja znajoma zawsze miała psy, ale dwa lata temu znalazła na śmietniku kota i nie było mowy, aby go tam zostawić. Wirus - bo tak się nazywa jej ogromny owczarek niemiecki - nienawidził kotów aż do bólu. Przez trzy dni i noce kot biedny siedział na szafie, a pies pod nią. Nie wspominam już o odgłosach. Aż do czasu, kiedy kolejnego dnia kot spokojnie szedł był z szafy, a pies spokojnie i obojętnie to przyjął. Od tej pory śpią razem, wyjadają sobie wzajemnie smakołyki i bawią się \"wspólnymi\" zabawkami - pluszowymi maskotkami, które przynoszą do domu ciekawscy znajomi. Aleks , Floska , Stella - w imieniu zwierzaków kłaniam się Wam nisko
-
Hej tam, hej na Werandzie. Rok temu, właśnie o tej porze miałam okropną depresję. Wymyśliłam wtedy, że kupię sobie pieska, co tam pieska - dwa pieski. :) Malutkie, maluteńkie. Najchętniej Yorki. Siedziałam tydzień w internecie i szukałam. Naczytałam się tam tyle o zwierzakach, o ludziach ze zwierzakami związanych, jak nigdy. Trafiłam na strony schronisk dla zwierząt, na strony wszekiej maści organizacji, trafiałam na apele ludzi dobrej woli, itp. Czasami byłam wręcz chora ze smutku, przerażenia, bezsilności, czasami śmiałam się i cieszyłam jak dzieciak. Nie wspomnę już o przekazach pocztowych rozsyłanych w różne strony Polski. Teraz nie mam depresji ( bronię się przed nią jak przysłowiowa lwica) i celowo nie zaglądam na tamte strony ( kilka przekazów systematycznie wciąż realizuję). Nie mam sił przez to wszystko jeszcze raz przechodzić. Pomagam zwierzętam na swój własny, bardzo skromny sposób. I zazdroszczę ludziom, którzy mają siły i dają sobie radę z tymi wszystkimi uczuciami, o których wcześniej pisałam. Kiedy piszecie o swoich akcjach \"na ratunek zwierzętom\" pozwalacie mi uwierzyć, że nie jest tak źle na świecie i że są jeszcze ludzie normalni, a nie tylko odszczepieńcy od natury i uczuć ( jak mój sąsiad Józiek chociażby). Dziękuję :), dziękuję za to, że pozwalacie mi poczuć się lepiej. Aleks Twoja akcja godna jest sfilmowania.:) Idalio Twoja Milka to szczęściara, że trafiła na taką wspaniałą opiekunkę :) Linko zapewne Jaga i Imitacja zaprzyjaźnią się; przecież ich opiekunkami są panie o wielkich sercach (już nie wspomnę jak wielkich ;)) W pewnym miasteczku w północnej Finlandii żyje 500 ludzi, a psów jest tam 800. I dobrze im ze sobą. Widziałam to na filmie. Trzymajcie się cieplutko wszystkie opiekunki naszych mniejszych braci
-
Floska szczególnie serdecznie pozdrowienia z Puszczy Białej . Zapraszam na wakacje do siebie. Mam mały domek dla gości, z kominkiem, łazienką i kuchnią. Moje trzy psy są bardzo przyjazne, wokoło pięknie i swojsko; a złego sąsiada Jóżka nie poznasz; już ja o to zadbam.;)
-
Linka Czy ja dobrze przeczytałam? czy ja dobrze zrozumiałam ? Imitacja będzie mieć kolegę? psiego kolegę? czekam na relację. :) Pozdrawiam
-
Pisałam ten post na raty. Dopiero po wysłaniu go na topik, zorientowałam się, że i Idalia dorzuciła coś od siebie. Tak mi przykro droga Idalko , że zmogło cię choróbsko. Trzymam kciuki za siły czyste i przyjazne, aby pomogły Ci dojść do siebie jak najszybciej.:) Dziękuję Idalio za czekoladowe rady. Bardzo podoba mi się ten pomysł, tym bardziej, że moja przyjaciółka Paula jest łasuchem jak i ja. Ponieważ jestem wielbicielką sushi (fanatyczną niemal) więc wymyśliłam, że zaproszę ją też do sushi baru, chociaż nie jest to typowo polska specjalność ;) Nie byłam jeszcze w tym roku na Nowym Świecie. Czy zdążę zobaczyć zimową dekorację? Trakt Królewski będzie ciekawym punktem zwiedzania. Dobrze mieć przyjaciółki. Zwracają uwagę na rzeczy oczywiste, których czasami się nie dostrzega.
-
Wieczorem...... opisałam Wam już dzisiaj historię pewnej przyjaźni, która skończyła się niespodziewanie i zostawiła po sobie wiele miłych pięknych wzruszających wspomnień, ale też wiele nieprzyjemych, zaskakujących i wręcz przygnębiających. Linko kochana ja też mam przyjaźnie, które trwają i trwają, mimo upływu lat. Ponieważ mało kto pisze dzisiaj na Werandzie (Aleks, Linka ) pozwolę sobie wspomnieć jedną z tych przyjaźni, które potrafią przetrwać wiele lat i wciąż są świeże i szczere. W Nowy Jorku , dwadzieścia siedem lat temu poznałam pewną młodą kobietę, Chris. Robiła doktor na Columbia University w Harlemie. Była bardzo biedna, bo naukowe badania pożerały znaczną częśc skromnych zarobków dyrektorki przedszkola na Brooklynie. Bywała u nas często na Manhattanie i wkrótce stała się tak bliska, jak rodzina. Po czterech latach trzeba było wracać do Polski ( w stanie wojennym); pożegnianie było bardzo ciepłe i długie. Obie płakałyśmy jak bobry, bo tak naprawdę nie wiedziałyśmy, czy się jeszcze kiedyś spotkamy. W Polsce zgubiłam gdzieś adres przyjaciółki. Zaraz po powrocie zmieniliśmy mieszkanie. Korespondencja urwała się bardzo szybko. Minęlo dwadzieścia lat. i Kiedyś moja córka zawiadomiła mnie, że otrzymała stypendium w Nowym Yorku. Niestety, obejmowało ono tylko koszta nauki, bez zakwaterowania. Zajęcia zaczynały się od 2 stycznia, więc córcia miała tam polecieć jakby w Święta. Wystraszyłam się. Już ją widziałam samą, w Święta, poszukującą jakiego marnego lokum. Dopadłam Internetu i w yellow pages znalazłam telefon Chris. A raczej jej mamy, bo ona sama wyszła za mąz i zmieniła nazwisko. Dzwoniłam z duszą na ramieniu, bo to ja powinnam była odpisać na list - ten przysłany przez nią dwadzieścia lat temu. Na pewno czekała. Chris powitała mnie jakbyśmy widziały się wczoraj. Obiecała pomóc. I pomogła. Przyjęła moją córkę (którą znała jaką pięcioletnią dziewczynkę) pod swój dach, przygotowując dla niej nie tylko pokój, ale i studio do malowania. Córcia mieszkała u niej pół roku i byłaby mieszkała dłużej, ale przeniosła się do Nowego Yorku ( wcześniej musiała dojeżdżać 100 km). Mnie najbardziej w pamięci utkwił moment przywitania , jakie zgotowała córce moja Chris. Powitała ją na lotnisku JFK ze swoimi dziećmi. Przywiozła córkę do swojej mamy do Sommers, gdzie miała się odbyć rodzinna Wigilia (bo moja studentka przyleciała do USA w Wigilię 1999 roku). Pod choinką czekały prezenty. Dla mojej córki też. I to dużo, niemal od każdego członka rodziny. W 2000 roku, w maju poleciałam odwiedzić córę i spotkać się z Chris oczywiście. Mieszkałam u niej dwa tygodnie. Każdej nocy gadałyśmy do świtu sącząc jej ukochaną (;) ) żubrówkę, którą jej przywiozłam. Wtedy mi powiedziała, żebym nie ważyła się jej dziękować, bo ona tylko spłaca dług, jaki zaciągnęla kiedyś w naszej rodzinie. Dwadzieścia lat temu. Zawsze chciała go spłacić, ale nie wiedziała jak. Czy wiecie o co jej chodziło? Kiedy mieszkaliśmy na Manhattanie, nie pracowałam, chowałam dwoje dzieci i ... codziennie gotowałam. Chris - zmęczona, zabiegana, zapracowana a niekiedy poprostu głodna- zawsze miała \"metę\" u mnie. Wpadała do nas na Manhattan jak do domu rodzinnego. Po relaks i talerz ciepłej polskiej zupy, do której miała szczególny sentyment - jej ojciec był Polakiem. A ja nawet nie zauważyłam, że ten obiad, którym się z nią dzieliliśmy miał takie dla niej znaczenie. :) Teraz moja córka mieszka w USA , 300 km od Chris, ale utrzymują wciąz kontakt. Nie jest on częsty, ale niezmiennie serdeczny. W marcu tego roku lecę odwiedzić córkę i wnusię. Wpadnę i do Sommers. Do mojej przyjaciółki. :) Długa ta opowieść, ale krócej się nie dało.;)
-
Na przekór szarej smutnej pogody za moim oknem - witam słonecznie :) Aleks napisałaś o przyjaciółce, którą oceniasz najwyżej w swojej skali. I to już od 22 lat! :) Pięknie W 1990 roku, w dzień poprzedzający Johannusa (najkrótsza biała noc w roku), w Helsinkach - poznałam swoją najlepszą przyjaciółkę Finkę Hanne, którą wkrótce zaczęłam oceniać jeszcze wyżej niż Aleks (12?). Była w miom wieku, podobnie patrzyła na świat, była abolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Helsinkach, mieszkała samotnie z gromadą cudownych psiaków i potrafiła godzinami rozmawiać o życiu, sztuce, muzyce i wszystkim innym, co mnie wtedy niezwykle interesowało. W jednej z najtrudniejszych chwil mojego życia zaofiarowała mi pomoc i to niebyle jaką, swój dom. Los mi pomógł i nie musiałam skorzystać z propozycji, ale bywałam bardzo często u niej w tymże domu w Helsinkach. Zawsze byłam zopiekowana, obwożona po ciekawych miejscach, chołubiona niemal. Czas razem spędzony był wytchnieniem, najlepszym urlopem. Nie bardzo miałam się czym odwdzięczyć; moja przyjaciółka nigdy nic ode mnie nie chciała. Skromna i biedna, jak na artystkę przystało. Udało mi się kupić jej (dwukrotnie) bilet lotniczy do Polski. Ja też starałam się jej pokazać jak najwięcej. Aż przyszedł czas, że coś zaczęło się psuć. Nie rozumiem dlaczego. Moja ostatnia wizyta u przyjaciółki była totalną katastrofą. To zabrzmi jak groteska, ale Hanne groziła mi nawet nożem. I wiecie kiedy ? Kiedy na jej prośbę uczyłam ją korzystania z internetu (właśnie była sobie kupiła komputer). Nie mogła pojąć pewnych rzeczy i tak się wkurzyła! Hanne, moja najdroższa Hanne. Nie mogła darować mi, że mojej fimie się w końcu powiodło i już nie potrzebuję jej pomocy, a nawet że śmiałam (nieśmiało) zaproponować swoją pomoc, pomna co dla mnie wcześniej ona sama zrobiła. Ciągle się kłóciłyśmy. O pieniądze. O ocenę sztuki, wspólnych znajomych. O wszystko. Hanne - biedna artystka, nie miała pieniędzy na zakupy. Jadałyśmy bardzo skromnie. Byłam wciąż głodna. Cały tydzień. Kiedy chciałam zrobić zakupy - robiła straszliwe sceny w sklepie ( głośne!). Kiedy kupiłam coś bez jej wiedzy ( nie odstępowała mnie na krok), produktów kupionych przeze mnie nie jadła, twierdząc, że nie ma prawa jeść \"moich\" rzeczy. Bywało głupio. Na koniec - na lotnisku - oddała mi upominki, które dla niej przywiozłam, twierdząc, że nie jest ich godna. No i że kosztowały zadużo. Opuściłam ręce. Teraz już się nie przyjaźnimy. Szkoda. 15 lat korespondencji, kilkanaście wizyt, setki wieczorów przegadanych, wiele żartów i śmiechów. Wsparcie w trudnych chwilach. Kiedy sobie pochlipywałam z żalu nad utraconą przyjaźnią, mąż powiedział słowa, które mi trochę pomogły. Powiedział: że przez jakiś czas nasze drogi były równoległe, ale z jakiś powodów - niezależnych od nas (obie miałyśmy dużo dobrej woli) rozeszły się. Nie jest już nam po drodze. W tym roku nie dostałam już kartki od Hanne (zawsze sama je robiła), ja też nie wysłałam swojej. Życzę Wam, moje drogie, długich przyjaźni, aby zawsze było wam na wspólnej drodze, w tym samym kierunku :)
-
Żałuję bardzo, że nie jestem zameldowana na stałe w naszej wsi. Może wtedy mogłabym pokrzykiwać w gminie. Pokrzykiwać w proteście, przeciw niegospodarności, bezmyślności, przeciw patałajstwu i innym temu podobnym czynom. Niestety. Mój status na to nie pozwala, a i zdrowie mam na tyle nadwyrężone, że lepiej abym siedziała w domu.:( Próbowałam poruszyć \"tutejszych\" miejscowych. Znowu - \"niestety\"! Pogadali, pokrzyczeli, pozłościli się, nawet nawymyślali i .... poszli spokojnie do swoich domów. Zostawili mnie samą, bez żadnego wsparcia. Nie dam rady. Gdybym tak była chociaź i dziesięć lat młodsza i odrobinę zdrowsza...gdybym. Pewnie wielu tak \"gdyba\". Mnie starcza tylko sił walczyć o zwierzęta. W gminie już mnie z tego znają. Chociaż... i tu jest jakieś \"gdyby\". A niech tam, zostawiam troski młodym. Ja idę z psami do lasu, póki jeszcze istnieje. Nie zobaczę co prawda dzikiej zwierzyny, bo dawno ją jej \"przyjaciele\" myśliwi wybili; nie wyskoczy spod nóg zając, jak to dziesięć lat temu bywało, nie zamajaczy w knieii sarna. Szkoda. Dziki też już nie podchodzą pod gospodarswta i nie zostawiają żadnych śladów. Szkoda. Idę, bo mnie jeszcze deprasja jaka złapie.
-
Jay jak fajnie, że się do nas odezwałaś, chociaż przed wyjazdem za ocean masz przecież tyle na głowie. Mnie zawsze dopada \"feise fiber\" ( nie wiem jak się to pisze) przed każdą ważną podróżą. Unieruchamia mnie kompletnie. Próbowałam z tym walczyć, ale kończyło się tym, że zapominałam pakować najporzebniejsze rzeczy, albo pakowałam rzeczy najmniej potrzenbe.:) Teraz próbuję udawać do ostatniej chwili, że wyjazd nie mnie dotyczy. Moja internetowa przyjaciółka - Paula z Helsinek (poznałyśmy się dzięki Skype) potwierdziła swój przylot. Będę ją oczekiwać na lotnisku w Warszawie w najbliższy wtorek o 9:00. Jakże się cieszę. Byłam u niej w czerwcu ( już w ..ubiegłym \" roku), aby jeszcze raz poznać urok białych nocy, a szczególnie tej najdłuższej - 24 czerwca. Paula pokazała mi miejsca, których mimo mojego dwuletniego pobytu w Helsinkach - nigdy nie poznałam. Teraz biedzę się nad naszym planem zwiedzania. Chciałabym Pauli pokazać jak najwięcej, a przed nami tylko tydzień. Trzy dni na Kurpiach i trzy dni w Warszawie. To i dużo i mało jednocześnie. Może podsuniecie mi jakieś pomysły na ciekawe, oryginalne spędzenie czasu dla dwu starszych pań? ( tylko bez ekstrawgancji, proszę ;) ) Pozdrowienia
-
Położyłam spać wszystkie trzy psy, położyłam spać męża i pewnie zaraz sama się położę, ale zanim to zrobię - poklikam sobie do Was :) Najpierw ukłony dla Aleks i jej \"uj\" \"uje\" \"ujejku\". I inne sylaby nieprzyzwoite ;) . Bomba! Kiedy miliony lat temu uczęszczałam na kurs edytorstwa, przebojem były zajęcia z rozpoznawania stylu pisarstwa wielkich literatów tego świata. Każdy z nich miał jakieś cechy charakterystycze, po których łatwiej było poznać niepodpisane nieznane rękopisy, znajdowane czasami po latach na babcinych strychach. Program komputerowy na topiku rozpoznaje Ciebie Aleks bezbłędnie. Poznaje twój charkterystyczny styl: dowcipny, ciekawy, czysty, powiedziałabym nawet - czasami łobuzerski! Pierwszą ciebie zauważył, gratuluję! Linko twoja historia sylwestrowa bardzo mnie poruszyła. Postąpiłaś szlachetnie , odmawiając przyjęcia zaproszenia. Jakiekolwiek były tego pobudki - wypadło pięknie. Ja nie popisałam się kiedyś, w czasach, kiedy miałam naście lat (18?). Moja najlepsza koleżanka paskudnie złamała nogę tuż przed naszym Sylwestrem, który i dla mnie i dla niej, miał być tym pierwszym dorosłym Sylwestrem w życiu. Nie zostałam z nią tego wieczoru, tylko pognałam na wielki bal, gdzie miał się bawić chłopak moich marzeń. Zostałam ukarana, chłopak bawił się z jakąś inną, a ja sprzedałam wtedy najwięcej marchewek w swoim życiu. Dla tych Pań, co nie wiedzą co to znaczy - uzupełnię - podpierałam poprostu ściany.:( Koleżanka nie spędzia Sylwestra sama; przyszło do niej wielu znajomych i spontanicznie zorganizowali najlepszy Sylwester w jej życiu. Przynajmniej tak twierdziła. Ale musiala to być prawda, bo przyszedł tego wieczoru jej chłopak marzeń. Znowu szczerość, aż do bólu. Wiem, że moje kochane internetowe przyjaciółki spróbują zrozumieć motywy nastolatki przed lat. Gorzej będzie z pomarańczowymi nikamiuj. A nich tam, im się też coś od życia należy. Niech poprawiają, oceniają i moralizują ;) Dobranoc
-
Moje Drogie, wiele lat i wielu prób potrzebowałam, żeby zrozumieć, że dobra zabawa sylwestrowa wcale nie zależy od miejsca gdzie się odbywa, a nawet od towarzystwa z którym się bawimy. Chociaż i to nie jest bez znaczenia. Zabawa zależy od nastroju w nas samych. Teraz to wiem na pewno. Ile to ja się namęczyłam nad kreacjami sylwestrowymi, ile nabiegał się mój mąż, aby znaleźć to doskonałe miejsce na wypicie toastu noworocznego. A ja i tak czasami musiałam udawać, na przykład... że mam szampański nastrój i jest fajnie. Pamiętam, że pokrzykiwałam jak wszyscy, że nawet się wygłupiałam. I nic- tylko w sercu smutek. A bywało i tak, że wieczór "w sześć osób", w czasie zaimprowizowanej zabawy, tworzył się niepowtarzalny nastrój i radosne sylwestrowe uniesienie. Sylwester milenijny to była dla mnie katastrofa. Tak bardzo nastawiałam się na \"przymusową\" szmpańską zabawę, że nic się nie udało. Nie pamiętam pięknej sali, nie pamiętam miłego towarzystwa. Depresja była totalna. Mąż robił co mógł, aby mnie rozweselić, ale nic nie pomogło. Na koniec się rozpłakałam ( nie było szczególnego powodu, oczywiście). Obecny Sylwester był świetny. Tylko we dwoje, na wsi, w głuszy, tylko z przestraszonymi psami, a jednak... Ale też i byłam w szmpańskim nastroju już od rana. Dawne depresje pochowały się po kątach i nie dokuczyły ani razu. Przy komputerze spotkałam przyjaciółki . Zaczęłam ten rok w doskonałym humorze i zamierzam tak samo w doskonałym humorze go pożegnać. Ale do tamtej chwili mam jeszcze mnóstwo czasu, więc dość o tym. Za oknem wiosenny wiatr, drobny deszczyk i temperatura 5 stopni...powyżej ... zera! Dziwna ta zima. ;) Życzę miłego wieczoru
-
Aleks spieszę wyjaśnić, co z tymi naszymi chłopcami się stało. Wtedy, w czasie tego szalonego studenckiego Sylwestra (1972) Pewnie przeczytasz to dopiero jutro ranoa, ale niech tam, napiszę teraz. Było na tym studenckim Sywestrze wódki w bród, więc i podchmielonych studentów też były krocie. Niektórzy zmęczeni- szukali ciepłego ustronnego miejsca do odpoczynku. Znależli je w kuchni, w wielkim ...kotle z bigosem, którego zostało sporo, bo był, jak pamiętam - ohydny. Rano znależliśmy ich - wszystkich trzech, jeszcze śpiących, ściśnietych jak sardynki w puszce. To był przebój! Będę się już żegnać! Dziękuję za towarzystwo, za wzruszenia. Jeszcze raz życzę Dosiego Roku!:)
-
rozczula mnie fakt spotkania z internetowymi przyjaciółkami. Trzymajcie się cieplutko w tym Nowym Roku! :) Idę do telewizorni posiedzieć z mężem i ... psami, które już nie wiedzą gdzie się schować. Doro wlazł nawet pod biurko. Nie pomogło. Czata nie chciała nawet czekolady, za którą dałaby się posiekać. Musze ich trochę uspokoić. Mam nadzieję, że tych pięknych sztucznych ogni nie starczy na długo.
-
Kiedyś mi się zdarzyło, szkoda, że tylko raz, że miałam pięciu partnerów do tańca przez całą zabawę Sylwastrową. Pomógł mi w tym los co prawda, bo to był obóz studentów Politechniki, a tam jak wiadomo - dziewczyn jak na lekarstwo. My dwie - ich dzisięciu ( wszystkich innych zmógł alkohol) i tańce do białego rana. Takiego powodzenia nigdy nie miałam. Mój tamtejszy chłopak był szczęśliwy, bo nie lubił tańczyć. Tę częśc programu Sylwestrowego miał z głowy ;). Ja miałam ją w nogach!
-
Miałam chwilkę wspomnień. Tak z okazji Nowego Roku. Wspominałam sobie moje Sylwaetry. te z dawnych lat. Bawiłam się ja , oj bawiłam. Nie muszę niczego żałować. Bywało, że tak balowaliśmy po studencku, że rano musieliśmy wyciągąć swoich kolegów z wielkiego gara z kapustą. Była jeszcze ciepła i... taka milutka, jak później zeznawali.:) Co by nie mówić, Sylwestra z Werandą jeszcze nie spędzałam. Kolejne wspomnienie :)
-
Ale się wzruszyłam! Zaraz po toaście mąż włączył TVN, a tam? Denis Rusos. I piosenka, ta nasza ta ze studenckich lat, z czasów naszych pierwszych spotkań. Ech! łza się w oku kręci. Jak się macie dziewczyny w Nowym Roku? :)
-
Aleks Linka Idalia Stella de Mello
-
Mąż woła do telewizorni, przygotował już szampan! będę o Was myśleć w tej szczególnej chwilce. Przygotowałam kieplszek i wznoszę go do góry. Narazie w myśli, ale zaraz w rzeczywistości. Spotkam się z Wami za chwilkę, ale juz jakby będzie .... za rok.! :)