Aurinko
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Aurinko
-
Witajcie wszystkie miłe, przemiłe panie, a może panowie też? Kto wie? Witajcie! Ktoś nazwał mnie panią z Kurpiów. Jak ładnie. Ja - miejska warszawska baba jestem teraz wiejską babą, babą z Kurpiów. Dziwnie jak się ten nasz los plecie.;) Na mojej kurpiowskiej wsi jest mi teraz bardzo dobrze, nawet bez ludzi. Nie będę ukrywać, że to za sprawą internetu, a jakże. Jak policzyć dobrze, to sieciowych przyjaciółek mam więcej, niż mogłam to sobie wyobrazić dwa lata temu. I to nie tylko w Polsce. W Brazylii ( za sprawą Skypa), w Finlandii, w Chorwacji; ale najważniejsze przyjaźnie w Poznaniu, Warszawie i Wrocławiu, acha!-, jeszcze w Jasieńcu - byłabym nie wspomniała o przyjaźni szczególnej. Po dwu miesiącach niebytności na naszej Werandzie wróciłam tu, jak do swojego umiłowanego domu. Nic się tu nie zmieniło - wciąż same serdeczności, wsparcie, uśmiechy,trochę refleksji a nawet żarty. Jest literatura i porady. Samo życie. Uwielbiam to.:) Vigo, moja kochana. Mam prośbę. Czy mogłabyś co jakiś czas przypominać mi źródło, z jakiego czerpiesz swoje opowieści, którymi się z nami dzielisz? I informacje? Czasami z nich korzystam i cytuję w swoich mailach do znajomych i mam kłopoty z poszukiwaniem wcześniejszych Twoich postów, np. kiedy dana historia się zaczyna. Z góry serdecznie dziękuję. Pozdrawiam do jutra. Życzę spokojnej nocy!
-
Droga Maniu(50) , dziękuję za miłe słowa. Te w sprawie mojej wnusi. Dziękuję za wsparcie. Nie rozumiem, jak mogłam zapomnieć, że takie ostre zatrucia pokarmowe zdarzają się dzieciom i że czasami trzeba pojechać z nimi do szpitala na zaaplikowanie kroplówek. Kiedy moja wnusia zachorowała, wpadłam w panikę, nie myślałam racjonalnie. Pokonał mnie strach. Może dlatego, że kiedy to się stało, matka maleństwa była służbowo w Londynie. Byłam z chorym dzieckiem sama i to ja musiałam podjąć decyzję - kiedy do szpitala i kiedy zawiadomić matkę dziecka. Córka spędziła ( raczej koczowała) na lotnisku w Londynie kilkanaście godzin, do czasu, kiedy udało jej się wreszcie wsiąść na samolot z jedynym jedynym wolnym miejscem. Skróciła pobyt o kilka dni i nie zdążyła załatwić ważnych dla niej spraw. Ale co tam jej sprawy. Amelia była wtedy najważniejsza. Dzisiaj, po raz pierwszy od czternastu dni, maluch wstał z \"łoża boleści\" i sięgnął po zabawki. Jest dobrze! Teraz mogę skończyć sprawozdania ze stanu zdrowia dwuletniej rekonwalescentki i skupić się na postach moich kochanych przyjaciółek z wirtualnej Werandy. Jak dobrze, że mogę do Was pisać i Was czytać. . Brakuje mi Cali, Szymonki, innych ników i w ogóle - brakuje mi ruchu na Werandzie. Widać, ja też wracam do życia. ;) Odezwijcie się Moje Drogie. Niech odezwie się tajemniczy pomarańczowy Nik. Pozdrowienia
-
Droga Linko , odezwałaś się do naszej werandowej gromadki ..... ,to dobrze. To bardzo dobrze. Tylko bardzo mi przykro, że nie możesz napisać, że córci jest lepiej. Wciąż czekamy na lepsze wieści. Nasza maleńka pociecha ma się dzisiaj lepiej. Nawet sama poprosiła o picie i chociaż nie wypiła wiele, to dla nas była to szczególna chwila.....nie trzeba będzie zawozić jej znowu do szpitala na \"dowadnianie\". Za oknem deszcz. pada miarowo i od rana; raduje, bo wokoło nas suche, smutne i szare kurpiowskie łąki. Może teraz wróci zielone lato? Dziwne to lato. Przynajmniej dla mnie. Pozdrowienia
-
Droga Vigo, tylko do ciebie i do wiosenki się zwracam z pozdrowieniami, bo jak narazie, to nasze inne miłe panie nie zaglądają do nas. Może po wakacjach znowu zapełni się nasze wirtualna Weranda. Bardzo tego pragnę. Dziękuję serdecznie i Tobie Vigo i Tobie wiosenko za słowa otuchy i słowa współczucia. Nasza mała pociecha jest już w domu. Wypisałyśmy ją ze szpitala na własną prośbę. Obie z córką uważany, że w domu prędzej dojdzie do siebie, tym bardziej, że już nie przypisano jej kroplówek. Cała kuchna zastawiona medykamentami, cały dom podporządkowany małej chorej, wszędzie \"misz masz\", bo ani ja ani córka nie mamy głowy do sprzątania, Obie biegamy wokoło małej. Ale warto. Dzisiaj się słabo uśmiechnęła. Jeszcze raz dziękuję za każde dobre, serdeczne wspierające słowo. Zanim Amelia zachorowała, zdążyłyśmy pobyć tydzień w Mikołajkach. Było cudownie. Najbardziej utkwiły mi jazdy konne naszej małej amazonki na poczciwej Kizi ze stadniny Gołębiewski. Amelia, mimo swoich dwuch ( i pół) lat dzielnie trzymała się na koniu i to nie raz i nie dwa, ale każdego dnia pobytu. Zrobiłam mnóstwo zdjęć i filmików, i teraz w trudnych chwilach oglądam je na komputerze, zazwyczaj w nocy , w czasie nielicznych wolnych chwil. Koi nerwy. Vigo, nie piszesz nic o urlopie. Gdzie wypoczywałaś lub wypoczywać będziesz? A nasza wiosenka? Jak zaplanowałaś wolne dnie? Czy w pobliżu twojego miasteczka jest jakaś woda? Nie pamiętam, czy o tym pisałaś. Pozdrowienia!
-
Witaj Vigo Kochana i witajcie wszyscy ci, którzy topik \"Pogaduszki na Werandzie\" podczytujecie. Całe wieki nie zaglądałam na Weranę, bo kłopoty tak mnie dopadły , że dychać nie dają. Wylalam już morze łez, nie przepsałam ze sto nocy i namarwiłam się za całe sto lat. Ale.... już idzie ku lepszemu. Cieszę się, że topik trwa. Będę pisać - już wkrótce. Trzymajcie się cieplutko!
-
Nie wpuszczaj Linko kózki do swojego ogródka. Kozy jedzą wszystko. Dokładnie, systematycznie, bez wyjątku. Lepiej pooglądać je u sąsiada, za płotem. Ja tak robię. W tym roku są aż trzy maleńkie kożlęta. Jest na co popatrzeć. Witajcie Jeśli już tak nam się zebrało o zwierzętach, to wspomnę moich znajomych, którzy dostali kiedyś w prezencie ślubnym.....gęś! W ślicznym koszyczku, z piękną kokardką na maleńkiej szyjce, bo było to gęsie dziecko. Istne cudo. \"Dziewczynka\". Znajomi obchodzili ostatnio trzydziestą rocznicę ślubu, a ich Matylda obchodziła swoje kolejne urodziny. Łatwo zgadnąć, które.;) Matylda posiadła podwórze na własność. Nawet psy się jej słuchają. Nie wpuści nikogo obcego na podwórze, a nocą - zaniepokojona - robi hałas większy od sfory psów. Jest ukochanym zwierzątkiem swoich dobrodziejów, chociaż za pieszczotami nie przepada. Daje się głaskać tylko wtedy, kiedy przynosi się jej smakołyki. Ma ulubiony zestaw zielska z pobliskiej łączki. Jeśli ktoś chce jej się przypodobać - najpierw leci na łączkę. Wiem, bo sam kiedyś - na czworakach- zrywałam w przydrożnych rowach lebiodę, czy jak się to ziele nazywa. Chciałam mieć spokojne i bezpieczne wejście do posiadłości matyldy, o przepraszam, posiadłość moich przyjaciół. Teraz, kiedy mieszkam na wsi, chciałabym mieć krowę. Uwielbiam krowy. Mają najpiękniejsze oczy na świecie. Ogromne, wilgotne, aksamitne i takie tęskne spojrzenie. Trochę tępe, ale jednak - piękne. Niestety, nie znam się na opiece nad krowami, a w okolicy nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc na stałe. To siano, ta kiszonka, no i to dojenie. Zostaje mi tylko podpatrywanie sąsiedzkich krów, ale to nie to samo. A poza tym, jak każde polskie krowy - są niemiłosiernie brudne. Żal na to patrzeć, dlatego kolekcjonuję sobie zdjęcia krów. Najpiękniejsze przysłała mi mailem znajoma z Helsinek. Jest przepiękna, szczególnie, że zdjęcie zrobił czołowy fiński fotografik. Pozdrowienia, muuuu, beeeee, hau hau hau, miau miau ;)
-
Witam w niedzielne popołudnie mnie też podobają się te maki. Dziękuję pomarańczowemu nikowi. Malowałam kiedyś łąkę pełną maków. Malowałam ją korzystając ze zdjęcia, które zdobiłam w koszalińskiem. Było tam tak dużo maków, że łąka zmieniła kolor i nie była wcale zielona. Malując ją, musiałam zazielenić obszar łąki, bo zakrawało by to na kicz. Tyle czerwonego koloru! Niezapomniane wrażenie, tym bardziej, że w moich okolicach (Kurpie Bałe) maków jest niewiele. A teraz czekam na chabry. Już pokazały się pierwsze kwiatki. Co za kolor!
-
siedziałam sobie przy komputerze i ani się obejrzałam, jak zrobiło się bardzo późno - 22:42, Czas się połoźyć, może uda się dzisiaj zasnąć? Cierpię od dawna na bezsenność i każde układanie się do snu to prawdziwa loteria. Uda się zasnąć dzisiaj, czy też nie. Bo jeśli nie - to wrócę do komputera za kilka godzin, po uciążliwym turlaniu się z boku na bok. Wtedy jak zwykle zacznę szperać w internecie i może coś ciekawego znowu uda mi się znaleźć. Fajnie. Tylko że rano będę jak z krzyża zdjęta. Nie piszę dużo, aby nie wypaść z tej senności co to mnie przed chwilą ogarnęła. Pa, pa, pa. Spokojnej nocy.:)
-
Fotelik jest super. Dziękuję pomarańczowmu nikowi za przysłanie linka do internetu. Mogłam sobie dokładnie obejrzeć to cudo. Moja wnusia ma już dwa i pół roku, chyba jest zbyt duża, ale cieszę się , że inne maluchy będą bezpiecznie jeździć w samochodzie. ;) Nie chcę urazić uczuć polityczno patriotycznych naszych miłych pań z Werandy (polityką się na ogół tu nie zajmujemy) ale muszę przyznać, że cieszę się, że na pana Kaczyńskiego NIE głosowałam. Jeśli on tak rządzi Polską , jak śpiewa polski hymn, to .... Obejrzałam też sobie morze, jakie nam przysłała Graaacja . Rozmarzyłam się i zaraz zapragnęłam pojechać nad nasz Bałtyk. Tylko gdzie? wszędzie tyle ludzie, a i pogoda nie jest ostatno plażowa. Napiszcie miłe panie, gdzie najlepiej pojechać na wakacje. Rady bliskich i zaufanych przyjaciół są w tym wypadku na wagę złota.
-
Droga Vigo, mnie też wzruszyła wiadomośc o sukcesie naszego rodaka. No i ten miilion dolarów. To tyle co za nagrodą Nobla się kryje. Gratulacje. Nie rozumiem tylko, jak może wyglądać taka kapsuła. Czy widziałaś ją? może ją dla nas opiszesz? W świecie jest wielu naszych rodaków, którzy dokonują światowych odkryć lub wynalazków. W Polsce niewiele się o nich mówi, albo wcale. To źle. Na przykład o pewnym Polaku, który wynalazł farbę, na której nie trzyma się żadna inna farba, na przykład graffiti. Teraz można pokryć nią wszystkie oficjalne budynki lub pomniki i nie martwić się, że graficiarze je zapaskudzą. Niemcy natychmiast podchwycili pomysł takiej farby, za którą nasz rodak dostał pierwszą nagrodę na dorocznym, prestiżowym festiwalu wynalazków w Japonii. Niemcy się poznali na fenomenalnie prostym wynalazku i natychmiast kupiłi pomysł, oni ,a nie my - Polacy. Szkoda. Dlatego bardzo się cieszę z kolejnego sukcesu Polaka. PS Nie pamiętam nazwiska wynalazcy farby, może ktoś słyszał gdzieś o nim? Warto byłoby je tu wspomnieć. Pozdrowienia PS obejrzałam obrazki. Brzózki są słodkie. Nieśmiało proszę o morskie fale.
-
Serdecznie dziękuję za przecudowne krople deszczu (majowego?) na listkach jabłoni. Co za zdjęcie! Ile w nim delikatności i wrażliwości autora. Pomarańczowy niku \"czasem\" - nie dowiedziałam, się co w zamian za śliczny upominek chcesz otrzymać. Jakie zdjęcie ci przesłać. A może ktoś inny mnie zastąpi i przyśle ci coś, co ma na dysku, a ja jemu na przykład ? Byłoby zabawnie. Zabawa w podarunki polega na obdarowywaniu się na wzajem. Internet ogranicza, to prawda, ale na szczęście mamy zdjęcia, filmiki lub żarty (rysunkowe lub kawały). A więc czekam na podpowiedź. Co pragniesz zobaczyć. Miłe panie z Werandy, a wam co przysłać ?
-
Chwilkę temu przesłałam wam ulubioną łąkę, taką w górach, ale nie moją własną. Teraz posyłam moją własną łąkę, rozciągającą się za moją kurpiowską stodołą. A zdjęcie zrobił mój własny mąż. Jeszcze raz proszę o kroplę deszczu. Dziękuję. [URL=http://img457.imageshack.us/my.php?image=kazastodo7xd.jpg]http://img457.imageshack.us/img457/5886/kazastodo7xd.th.jpg
-
witam piękną duszyczkę ukrywającą się pod pomarańczowym nikiem. Podany adres internetowej strony artystki z piasku rodem, potraktowałam jak najpiękniejszy prezent dla mnie właśnie. Egoistycznie - wiem ! ale dobrze mi z tym, z tym, że mam coś dla siebie. Teraz mogę słuchać i oglądać do woli. Nie wiem dlaczego, ale oglądane obrazy przypomniały mi uczucia jakich doznałam niedawno, w czasie majowej wizyty w pewnym letnim dworku. To dom niezywyły, dom niezwykłych ludzi. Znam ich z internetu; sama ich wywołałam niemal przypadkiem. Od pierwszego emalia, od pierwszej skypowej rozmowy wiedziałam, że trafiłam na ludzi szczególnych. Pierwszy raz odwiedziłam ich zimą, w ich warszawskim mieszkaniu. Miałam wtedy wrażenie, że wstępuję do czarodziejskiej krainy. Nie mówię o gościnności, nie mówię też o szerokich zainteresowaniach gospodarzy, wspomnę raczej o ich zbiorach rzeczy wielkich i niewielkich, rzeczy cennych, bezcennych i niezwykle zwykłych, w których ja wcześniej nie dostrzegałam piękna. Wszystko w smacznej harmonii poruszające zmysły i wyobraźnię. W ich podwarszawskim letnimm dworku też to samo. Niedzielna kurtuazyjna wizyta stała się dla mnie podróżą do Alicji Krainy Czarów. Plastyczne prace pana domu , czar i mądrość pani domu ! Och, jak dobrze, że są jeszcze na świecie tacy ludzie. :)
-
W naszej puszczy pojawiły się grzyby. Nie zawsze brak słońca i ciepłego wiatru przynosi smutki Wiosno. Ostatnie deszcze sprawiły grzybiarzom wiele frajdy. To znaczy - skutki padania deszczu !.Bo są grzyby. Koźlaki - jak je tu nazywają. Pojawiają się też prawdziwki. Ale o te trudniej. Zapraszam na wiosenne grzybobranie! A jeśli ktoś tak jak ja, nie przepada za uganianiem się po lesie za grzybami, to - proszę - niech wpadnie do mnie na zupę grzybową. Pycha! Później możemy przejść się po lesie - to tak niedaleko, mieszkam przecież na skraju Puszczy Białej.
-
Droga Graacjo, do tej pory myślałam, że znam twórczość Broniewskiego, a tu taka niespodzianka. Dziękuję! Mam żal do szkoły, że wmawiali mi, iż Broniewski to poeta rewolucyjnych wierszy. Nic podobnego. To poeta liryków przepojonych wrażliwością i pięknem. Mam kilka jego tomików, ale wiersz o brzozie przeoczyłam. Czy pamiętasz może z jakiego to tomu? Jeszcze raz dziękuję za przypomnienie.
-
Siedzę sobie na naszej wirtualnej Werandzie i mrużę oczy. Pod powiekami mam obraz ciepłych mórz i pływających w nim szczęśliwców. Co za cud zobaczyłam - krowę morską ;). Bomba! Linko, dziękuję, że się z nami podzieliłaś wspomnieniami ciepłego morza. Sama chciałabym kiedyś zrobić podobne zdjęcia. Mojemu mężowi udało się kiedyś nurkować w Morzu Czerwonym, ale nie miał wtedy aparatu cyfrowego ( w ogóle nie było wtedy aparatów cyfrowych ogólnie dostępnych) i wspomnienia zostały tylko w jego głowie i naszej wyobrażni, kiedy słuchaliśmy go z zapartym tchem. Zdjęcia zaprezentowane przez Linkę są teraz świetną tego ilustracją. Ja nie lecę na południe w tym roku, nie lecę nad Morze Czerwone, ale ... lecę na północ. Do Helsinek. Ale o tym później, jak wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.
-
całymi dniami siedzę w swoim ogrodzie. Niestety, nie na werandzie, bo tę przerobiłam na zimowy pokój i czasami żałuję (szczególnie latem). Siedzę na ławeczce pod lipą ( bo jeszcze nie leci z niej słodki lepki sok), popijam kawę z ulubionej filiżanki i kieruję pracami mojego prywatnego ogrodnika. Ten \"ogrodnik\" to chłopak z sąsiedztwa, który kilka lat temu poprosił o pracę wakacyjną ( miał wtedy 16 lat) i został z nami do teraz, a zostanie pewnie i dłużej - bo gdzie on teraz znajdzie dodatkową pracę w naszych okolicach słynących z bezrobocia. Marcin to prawdziwy gospodarski syn, z polotem i chęcią do pracy. Dzisiaj rano kosił trawę. Przyniósł nawet własną kosę z gospodarstwa ojca ( właściwie to już swojego, bo gospodarstwo jest już przepisane na niego) i skosił trawę na całych 3 tys. mertów kwadratowych mojej działki. To dużo pracy i ..... dużo trawy. Jego ojciec przjedzie pod wieczór po tę trawę wozem . Znowu zobaczę ostatniego już konia w naszej wsi. Dodam, że jeszcze trzy lata temu było ich dziesięć. Teraz, w porze lanczu wpadłam na moment do domu i na moment na naszą Werandę. Cieszę się ogromnie, że tyle pań się na niej rozgościło i to z wszelkimi dobrami tego świata. Kwiaty, uśmiechy,owoce, serdeczności, herbata, jakieś pyszności, a przynajmniej przepisy na nie. No, no, piękny jest ten wirtualny świat. Dobrze, że znam ten adres internetowy i mogę wpadać na tę Werandę, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. Jak na Aurinko przystało - słoneczka życzę! :)
-
Witajcie. Za oknem deszczyk, ale ciepły majowy - przyjemny. :) Maniu, jak się cieszę, że wpadłaś na naszą Werandę. Zatrzymaj się na dłużej i opowiedz nam później, jak to było na tym weselu, na które się wybierasz. W wygodnej wesołej kreacji, która się n i e g n i e c i e. Dzisiaj tylko kilka słów, odezwę się później, Trzymajcie się cieplutko.
-
Graacjo, zazdroszczę ci, że pamiętasz sny. Wiem, że prawie zawsze coś mi się śni, ale prawie nigdy tych snów nie pamiętam. Szkoda. Może miałabym jakieś podpowiedzi albo wyjaśnienia niektórych dziwadztw, które się koło mnie dzieją. Linko, moja Kochana Duszko, niepokoję się twoim stanem. Dzieliłaś się ze mnie swoją radością i pogodą, tyle razy podtrzymywałaś mnie na duchu, a teraz Ciebie samą wzięło ? Życzę z całego serca, aby wszystko skończyło się dobrze. Niech córka zdrowieje! I wracaj do nas! Czekamy Do Cali piszę, do Cali ..... Cieszę się, że zawsze znajdujesz moment na wstąpienie na Werandę. Wiem jak jesteś zabiegana, ile spraw wzięłaś na swoją piękną, mądrą głowę. Podziwiam. Pozdrowienia Całą niedzielę poświęciłam na pracę nad moją książką. Kolejny rozdział skończony. Uff! Nie będę Wam tej książki cytować, bo jest to prywatna historia rodzinna i tylko dla rodziny, w formie powieści plus dodatek w postaci albumu zdjęć, które układam sama i drukuję z zabawnymi (mam nadzieję) komentarzami. Nie zacytuję, ale się pochwalę, a co tam... Miłego poniedziałku życzę
-
Mam wolną minutkę. Nie mogłam nie wpaść na Werandę. Przeczytałam kolejną pocztówkę Vigi (dzięki ) a teraz napiszę słów kilka o moim nowym skanerze i ... wracam do domowych obowiązków. Maluję przedpokój, a raczej sień - tak tu na Kurpiach mówią. Mój nowiutki skaner (poprzedni pożyczyłam z biura mojego męża) jest podobny do rakiety kosmicznej, srebrzysty z czarnymi ozdobami - sama elegancja. Działa niesamowicie szybko. W swojej naiwności myślałam, że wszystkie skanery działają wolno i że to normalna sprawa, tak czekać i czekać, aż się coś w końcu zeskanuje. A tu - niespodzianka! Ino mig! i już gotowe.;) Teraz mogę przygotować dla pań z Werandy kilka ostatnich pasteli. A co ? pochwalę się i malunkami i skanerem. A niech tam. Pozdrowienia
-
Witaj Graacjo . Bardzo się cieszę, że wstąpiłaś na naszą Werandę. Zadbamy o to, aby Ci było dobrze z nami. Na naszej Werandzie nie ma tłoku, jak na innych topikach. Sami swoi. Chociaż chętnie witamy każdą nowoprzybyłą osobę. Usiądz więc, rozgość się i napij wirtualnej kawy ( a może herbaty? bardzo proszę). Nie narzekaj kochana Linko, że padało. Majowy deszcz dobrze zrobi każdej roślince, tym ślicznym roślinkom w twoim ślicznym odnowionym ogródku - też. Na naszych Kurpiach nie padało bardzo długo i wszyscy okoliczni gospodarze zamartwiali się pod budką z piwem - do utraty tchu. Teraz siedzą w domu i cieszą się z każdej kropli ciepłego, rzęsistego deszczyku (?);). Już wkrótce będzie można robić ciekawe radosne zdjęcia naszym kwitnącym roślinom. Już szafirki są gotowe do fotografii. Nasze tylipany też już pokazały kolory ( na Kurpiach wiosna przychodzi spóźniona przynajmniej o 10 dni). Miłe panie z Wrandy - czekam na dokumentację fotograficzną wiosny, tej wokoło Was. Z góry dziękuję.
-
Właśnie wróciłam z altanki w ogrodzie. Wygonił mnie zmrok i chłód; gdyby nie on - pewnie siedziałabym jeszcze na dworze, kto wie, może do północy. W taki wieczór jak ten dzisiejszy, nasz dzielny król - Władysław Jagiełło siedział podobno pod sędziwym dębem i słuchał treli słowików. To było dawno dawno temu, teraz jest rok 2006 i zbliża się zabawna data i godzina, która - kiedy ją zapiszemy, będzie wyglądać tak: 01 02 03 04 05 06, czyli będzie to czwartego maja po pierwszej w nocy. Będę czuwać. (PS uwielbiam takie akcje)
-
Najbardziej lubię, kiedy wiosna obleka brzozy zieloną mgłą. Trwa to tylko dwa, trzy dni, bo później już listki są większe i kolor zieleni się zmiena. Czekam cały rok na takie dni. I właśnie dzisiaj, kiedy wyszłam wczesnym rankiem na spacer z moimi psami, zobaczyłam długo oczekiwaną delikatną zieloną mgłę. Bomba! Witajcie wiosennie, pierwszomajowo! Vigo, jutro święto wszystkich tych, co w Polsce nie mieszkają, a Polakami się czują. Dzień Polonii. Pewnie Viguniu będziesz świętować razem z innymi w Chicago. Życzę udanej zabawy i miłych nastrojów - bez tęsknot, bez smutków, tylko pogoda i uśmiech.
-
Witajcie wiosennie i bardzo cieplutko W moim ogrodzie kwitną już szafirki i próbują kwitnąć tulipany. W naszej kurpiowskiej okolicy wiosna jest zawsze spóźniona przynajmniej o dwa tygodnie. Niestety. W Warszawie przekwitają już forsycje, a u nas dopiero zaczynają. Nic to. Najważniejsze, że ciepło (pamiętacie, ile o tym pisałyśmy...że zimno, że źle), jakważniesze, że słonecznie (tegoroczna zima była szczególnie ciemna, bez słońca), najważniejsze, że na Werandzie wciąż trwają spotkania. Zapraszam na świeżo parzoną kolumbijską kawę na kurpiowskiej wsi. Zapewniam, że smakuje wybornie. Sama kupowałam ziarna w pachnącym sklepie kawowym na Krakowskim Przedmieściu. :)-
-
Jak ja lubię biegać po wieskich targach.;) Dzisiaj byłam w Długosiodle (ładna nazwa). Chociaż w dzisiejszych czasach wieś niewiele już różni się od miasta, mam na myśli ludzi, to jednak odmienność takich miejsc została. Kupiłam sporo sadzonek do mojego ogródka. Jutro ruszam z robotą. Ponieważ ogrodnikiem zostałam niedawno, mam więc kilka pytań. Jedno z nich, to czy to prawda, że mam czekać z sadzeniem kwitnących roślin do 15 maja? (tak długo?) Czekam na rady. Z góry pięknie dziękuję. Pozdrawiam wszystkie panie, które zamiast na Werandzie bawią w parkach, laskach lub na zakupach. Ja idę do ogrodu, jeszcze wcześnie. Pa