Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Aurinko

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Aurinko

  1. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Rozleniwiło mnie wiosenne ciepło. Oj roleniwiło. Dzisiaj mamy na naszych Kurpiach +18 C. To nie bagatela! Po zimowych dwudzietostopniowych mrozach, które trzymały kilka tygodni, takie ciepło to prawdziwy cud. :) Tym bardziej, że zlodowacenie rychłe przepowiadają. Opowieść Vigi jest fantastyczna, czekam z niecierpliwością następnych części. Witam też naszą Pannę Mariannę i wszystkie panie, które zechciały na naszej Werandzie zostawić chociaż słów kilka. Miałam dzisiaj znowu przeprawę z sąsiadem Józkiem. Razem z wiosną wyszedł był na pole - to, obok naszego domu i ...bałaganił. Rozkopał pół pola w poszukiwaniu (zgniłych już chyba) zakopcowanych ziemniaków, rozrzucając, na moją łączkę też, starą słomę, kawałki eternitu i deski. Nic nie pomogły grzeczne uwagi. Niestety - niegrzeczne też nie pomogły, a nawet sprowokowały nieprzyjemnie brzmiące riposty. Na nieszczęscie mój największy pies - znajda (Doro), najcudowniejszy i najłagodniejszy na świecie - uciekł z naszego ogrodu i na oczach sąsiada pogonił jego obrzydliwą i złośliwą suczkę Krecię, która zawsze obszczekuje wszystkich nieprzyjaźnie. Doro jest od niej trzy razy większy, więc nie miała oczywiście szans. Nic jej nie zrobił - słowo daję, (przecież to suczka, a on - pies gentelman) ale sąsiad i tak mógł nagadać się do woli. A nagadał.... aż głowa boli. Dlatego tak miło mi było zajrzeć teraz na Werandę, spotkać miłe osoby i odprężyć się w cudownym towarzystwie.
  2. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Ale mnie dzisiaj dopadło (!), nawet nie wiem jak to nazwać. To \"coś\" spowodowało, że skoro świt przekopałam szafę z ubraniami, z butami i szufladę ze skarpetami. Wypowiedziałam wojnę skarpetkom singlom ( mam podejrzenie, że moja pralusia zjada pojedyńcze skarpety; robi to od lat). Uzbierał się wielki wór wyrzuconych rzeczy. Teraz potrzebuję odwagi, aby go wrzucić do dużego pojemnika na śmieci - tego na podwórzu, od którego nie ma już odwołania. Jutro przyjeżdża śmieciara! Przelecę też szafki kuchenne. Mam oko na kilka \"przydasiów\", których nie używam a które niepotrzebnie ciągle wpadają w moje ręce, szczególnie kiedy ich nie potrzebuję lub kiedy tuzin gości czeka na przekąskę kolejną godzinę. Muszę się spieszyć dopóki jestem w takim wojowniczym nastroju. Życzę słonecznego dnia wszystkich werandowym paniom.
  3. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Zajrzałam na chwilkę na Werandę, bo wiedziałam, że nasza Viga przyśle kolejną pocztówkę z usa. Nie pomyliłam się. Znowu porcja ciekawych informacji. Dziękuję. Zastałam też niespodziankę - piękną opowieść o pięknej miłości. To mi przypomniało, że w kiedyś wpisałam na topiku historię innej miłości, a jakże podobnej. Pozwolę ją sobie znowu przytoczyć - dla pań, które przybyły do nas później i nie miały okazji jej przeczytać. \"Ciocia mojej ulubionej sąsiadki, pani Jadzia nie wyszła za mąż, bo nie mogła zapomnieć swojego narzeczonego z okresu okupacji i powstania warszawskiego ? pana Władka ps. ?Łoś?. Wychowywała dzieci swojej siostry ( w tym moją ulubioną sąsiadkę) i nie myślała już o zamążpójściu. Przed Świętami, bodajże w 1970 roku, poszła jak każdego na Nowy Świat do cukierni Bliklego po ulubione ciasta i stanęła pokornie w ogromnie długiej zakręconej kolejce za jakimś starszym panem ? no właśnie??. Za Władeczkiem, ps. ?Łoś?. Cały powojenny czas pani Jadzia myślała, że on nie żyje, że zginął w powstaniu. Nie szukała go więc przez Czerwony Krzyż, tak jak on jej był szukał, po to tylko, aby dowiedzieć się, że zginęła na Mokotowie. Pan Władeczek zaraz po powstaniu był w obozie, który potem wyzwolili Amerykanie. Nie wrócił do Polski, bo nie miał już do kogo. Wyjechał do Anglii i tam później rozkręcił kwitnący interes (hotele na wybrzeżu), ożenił się z angielską lady i doczekał dwójki dzieci. Do Warszawy przyjechał tylko raz w ?. W tym właśnie wspomnianym wcześniej 1970 roku. Przyleciał tylko na trzy dni na zjazd kolegów z batalionu. Tuż przed odlotem wstąpił do Bliklego na pączki. Kolejka go przeraziła, miał odejść, ale jakaś niewypowiedziana siła kazała mu zostać i cierpliwie czekać ( przed wojną kawiarnia Bliklego była ulubionym miejscem naszej pary). Ta historia ma happy end. Pan Władeczek rozwiódł się z żoną Angielką i pomimo zaawansowanego wieku ożenił się z panią Jadzią. A moja sąsiadka dostawała w najtrudniejszych czasach paczki z zagranicy, których jej cała okolica zazdrościła. Już do końca swoich dni (oboje odeszli w latach 90-tych) każde słodkości na świąteczny stół kupowali razem u Bliklego. To wiem na pewno.\" Myślę sobie czasami, że jestem wielką szczęściarą, że w swoim życiu nie musiałam ukrywać swojej miłości, że nie musiałam wystawiać jej na próby, że w końcu nie odeszła ode mnie w nieznane i na długie lata. Pozdrawiam
  4. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Jak miło było zobaczyć pannę_mariannę :) dawno u nas nie byłaś, a tyle się tu, na Werandzie działo. Brakowało nam Twojej miłej osóbki. Cieszymy się, że nas znowu odwiedziłaś. Witaj! I zostań jak najdłużej. Teraz, przed Świętami rzadko kto wstępuje na Werandę, bo nasze panie zajęte są przygotowaniami. Ale już po..., kiedy wszyscy wrócą do codzienności, wtedy znowu zrobi się gwarno i sympatycznie. Jak zawsze. Miałyśmy już na Werandzie jesień, przeżyłyśmy razem zimę, teraz cieszymy się wiosną, chociaż ta ostatnia nas jakoś nie rozpieszcza. Mamy przed sobą jeszcze wiele miłych chwil. Poczekam więc cierpliwie na Werandzie chciażby tylko z niezmordowaną, niezawodną Vigą. Bo wiem, że we wtorek znowu będzie nas wiele do degustacji wirtualnej kawy. Viguniu, jakiej kawy się teraz napijesz? A może tylko sobie pogadamy serdecznie, o Ameryce chociażby? ;)
  5. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Chociaż nie jestem zafascynowana usa i nie wierzę w ich pozytywną propagandę ( tak dobrze widoczną w zakończeniach hollywoodzkich filmów chociażby), to co do możliwości kontynuowania edukacji - zgadzam się i to stukrotnie. Jeśli tylko jest się wystarczająco zdetrminowanym, uzdolnionym i sprytnym, to można skończyć wszelkie szkoły i to bez wydanego dolara. System stypendialny jest świetny. Promuje zdolnych i pracowitych. Szkoda, że my Polacy nie możemy się tym pochwalić.
  6. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Chyba wrzucę do żurku kamień, jak ten nieznajomy z opowiadania de Mello ;)
  7. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Vigo, pocztówki z usa są doskonałe. Dzięki ci za nie przeogromne. Swojego czasu, kiedy walczyłam z depresją ( z depresją walczę całe życie)i w ramach samoleczenia poszukiwałam jakiegoś duchowego lekarstwa, znalazłam książeczki Mulforda, uwielbianego przez Amerykanów ni to psychologa, ni to dziennikarza, a człowieka mądrego i życzliwego ludziom. Nauczał on Amerykanów postawy opytmistycznej, uczył wiary we własne siły, uczył postępowania w nowoczesnym amerykanskim społeczeństwie. Czytałam go czytałam, z zapartym tchem, mimo, że swoje słowa pisał u progu dwudziestego wieku i mogło by się zdawać, że są nieaktualne. Niestety, nie pomogło mi to czytanie na długo. W trakcie obcowania z jego opytmistycznymi tekstami byłam pełna wigoru i chęci do przestawiana świata, ale kiedy odkładałam książkę, wracały szare godziny i niewiara we własne siły. Dopiero po latach uświadomiono mnie, co to jest serotonina i co powoduje jej brak. Jesteśmy chemią, tego nie da się ukryć. I jeśli od Boga czy natury dostaliśmy odpowiednią mieszankę chemiczną hormonów, możemy zdobyć świat niemal wszędzie, podnosić góry, dobrze urządzić się nawet w Bangladeszu.A co dopiero w usa. Ameryka (usa) wiele zawdzięcza położeniu geograficznemu - żadna z wojen bezpośrednio jej nie dotknęła; wiele zawdzięcza swoim niezmierzonym bogactwom naturalnym i braku wszelkich oporów związanych z tradycją, starą kulturą, obyczajowymi nakazami społecznymi - takimi, jakie spowalniają Europę i inne kontynenty. Mieszkałam cztery lata w usa, w Nowym Jorku, na Manhattanie i napatrzylam się, oj napatrzyłam. Mam mieszane uczucia. Tęsknię za blichtrem, nowoczesnością i swobodą, ale - ja, osobiście- wolę mieć moje depresyjki \"serotoninowe\" w Polsce. W usa \"zadziobali\" by mnie już na śmierć. Tam nie ma ma miejsca dla słabych (i nie wystarczająco bogatych), choćby nie ze swojej winy. Viguniu, moja córka mieszka w usa i twoje pocztówki optymistyczne są jak balsam dla mojej duszy, pisz dalej proszę, nie zważaj na moje \"wtyczki\". Są bardzo subiektywne. Pozdrowienia wiosenne z Kurpiów. PS kupiłam na targu żurek w plastikowej butelce po coli, ale nie bardzo wiem, jak go przemienić na cudowną zupę. Zawsze kupowałam taki z torebki (fuj). Proszę o najprostszy sposób. Z góry dziękuję.
  8. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    http://www.dziennik.com/www/dziennik/ kult/archiwum/01-06-00/pp-06-16-03.html - 22k - to adres strony(jedynej) wzmankujący o tej wystawie.
  9. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    No i mój roczny kurs edytorstwa zaowocował w końcu, po tylu latach. Po trzydziestu, dokładnie licząc. Na ostatnim roku studiów popełnilam ten \"grzech\" i przez rok uczyłam się czegoś, czego nigdy w życiu, do tej pory, nie wykorzystałam. Edytorstwo! I właśnie wydałam pierwszy numer gazety!!!! Tak, tak, dobrze przeczytałyście. Nasza wieś będzie mieć gazetkę... nazwa \"gazetka\" lepiej przystaje do dwustronicowego periodyku (mam nadzieję, że periodyku). Pierwszy numer jest o nadchodzących świętach. Nawet nie wyobrażacie sobie ile radości sprawiła mi praca nad tym projektem. Był on możliwy tylko dzięki komputerowi i świetnemu programowi, który prawie sam czyni za mnie powinność redaktora. Ja tylko wpisuję tekst. Mam też pomocników, a jakże. To okoliczna młodzież, a dokładniej dwaj młodzi ludzie z sąsiednich godpodarstw. Przynieśli sporo materiału, w większości opowieści swoich babć i mam, trochę starych zdjęć. Przydały się bardzo materiały od naszej Vigi Kochanej, niech wielkie jej będą dzięki. Trochę zdjęć z cyfrowego aparatu i kilka innych, zeskanowanych z kolorowych tygodników. I pierwszy numer gazety gotowy! Duma mnie rozpiera.
  10. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Wróciłam z Warszawy bardzo późno (bo załatwiałam tysiąc spraw zaległych ) i do komputera dotarłam dopiero teraz, późnym wieczorem. Czytam, czytam i nadziwić się nie mogę, jak to \"drzewiej\" bywało. Dzięki ci nasza Vigo kochana, dzięki stokrotne. Wszystko co napisałaś przeczytałam z wielką uwagą i ogromnym zainteresowaniem. Chociaż jestem polonistką - wzmianki o naszym Reju, imć panu z Nagłowic, przeczytałam z ciekawością odkrywcy. Żałuję trochę, że już nie tak uroczyste są te święta obecnie. Przynajmniej nie w naszej okolicy. Może moja wioska leży zbyt blisko dużego miasta? (zaledwie 80 km), a może postęp cywilizacyjny kroczy zbyt szybko? W każdym razie chciałoby się powtórzyć za Bułatem Okudżawą;\"...a jednak mi żal, że ....\". Przygotowania do Świąt trwają, a jakże, ale wszystko kręci się raczej wokoło stołu ( i żołądka), mniej koło ducha. Może dlatego tak ważne było dla mnie to wszystko, co napisała o świątecznych zwyczajach nasza mądra Viga. Ja kupiłam na targu w Ostrowii plastikową butelkę (po coca coli) zakwasu na biały żurek i drugą plastikową butelkę ( po pepsi)zakwasu z czerwonych buraczków. Będą p r a w d z i w e zupy, a nie te \"torebkowe\" napakowane trującym glutaminianem sodu chociażby. Mazurków piec nie będę, bo nie umiem, ale zapisałam się na nie w cukierni w Broku - bo jest to ostatnio bardzo modne wśród naszych gospodyń. Pisanki też będą, a jakże, ale malowane, a nie - jak to jest w zwyczaju - kraszone. Farbki akrylowe są do tego doskonałe. Na każdym jajku scenka rodzajowa z Kurpiów. Będzie oryginalnie. Tak sądzę. Na życzenie jeszcze za wcześnie. Odezwę się jeszcze.
  11. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Droga Maniu, gapa ze mnie. Nie doczytałam na czas, że Ty też miałaś urodziny 7 kwietnia, jak nasza Linka. Które to już? dwudzieste? Życzę ci dużo zdrówka, bo inne sprawy sama sobie załatwisz, tego jestem pewna. A więc - zdrowia, zdrowia, zdrowia życzę
  12. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Przytyłam cztery kilogramy, a tu Linka opowiada o jakimś przecudownie wyglądającym, przecudownie smacznym i obrzydliwie kalorycznym torcie urodzinowym. Nie zgadzam się, aby urodziny świętować na słodko. Niech to będzie marchewka, seler naciowy i rzodkiewki. A do popicia sok pomidorowy. Ile korzyści! Dla jubilatki - bo goście przyszli; dla gości - bo zdrowo i bezpiecznie kalorycznie. ;)
  13. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    W moim kalendarzu, rodem z USA, pod dzisiejszą datą napisano: \" April 7, Friday, born William Wordsworhh 1770 \". Nie mam nic przeciwko wielkiemu poecie, ale żeby zaraz pisać o jego urodzinach a nic nie wspomnieć o dwudziestych urodzinach naszej Linki? Naprawię to. \"siódmy kwietnia, piątek, urodziny Linki rodem z Poznania, naszej drogiej werandowniczki\" - to jest poprawny wpis do kalendarza ściennego. ;) Droga Lineczko, życzę ci zdrówka. Nic więcej, bo uważam, że wszystko inne jakoś sobie załatwisz lub samo do ciebie przyjdzie. Więc tylko zdrowia, zdrowia zdrowia. A oprócz tego słońca, uśmiechów i dobrego humoru.:)
  14. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Witam wszystkie bywalczynie naszej Werandy. Witam serdecznie te panie, które przyznają się, że nas podczytują i wszystkie te, które podczytują, ale się nie przyznają Przesyłam wiosenne powitanie. Dzisiaj chciałam naskarżyć na wiosenne nieporządki na podwórkach małomiasteczkowych osiedli, np. w Ostrowii Mazowieckiej. Właśnie tam, bo przejeżdżałam dzisiaj przez te okolice. Niedobrze się stało, że podróżowałam po świecie swojego czasu i widziałam maleńkie miasteczka w Anglii, Niemczech, Finlandii czy USA. Niedobrze się stało, bo rozglądam się teraz po mojej kochanej Polsce i nie mogę nigdzie zobaczyć wygrabionych podwórek, pozamiatanych chodników, czystych odmalowanych elewacji gustownych małych domków, wcale nie tak olbrzymich jak przeciętne nasze polskie \"kamienice\". Nie widzę nigdzie zaprojektowanych z pomysłem maleńkich osiedli, gdzie domki stoją w równym szergu i przy całym swoim podobieństwie, zachowują swoją indywidualność. Niestety,wszędzie nierówne chodniki, dziurawe jezdnie, posklecane budy, dziwolągi architektoniczne i .... płoty, płoty, płoty. (Kurcze, sama postawiłam płot podobny do muru chińskiego.) Chyba za dużo wymagam. Poczekam z podróżami do czasu, kiedy zieleń zakryje wszystko co niemiłe dla oka i będę się mogła rozkoszować pięknem swojego kraju bez zbędnych irytacji. Dzisiaj rano (o godzinie 6.00) widziałam pod lasem dwie sarny pasące się na oziminie. Były tak zajęte wyjadaniem chłopskiego zboża, że mogłam je podejść bardzo blisko. Zima w tym roku była długa i śnieżna. W naszych stronach śnieg nie topniał przez trzy miesiące. Wybaczyłam im więc buszowanie w zbożu (choć zboże nie moje!) i cichutko się wycofałam. Żałuję, że nie miałam ze sobą aparatu fotograficznego. A moich zajęcy nie widziałam od czasu, kiedy wieczorem wyjadały marchew, którą dla nich całą zimę wykładałam pod domem. Tak bardzo cieszą się wiosną, że zostawiły kilka marchewek i wcale po nie nie wracają. Wszędzie wiosna, wiosna, wiosna
  15. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Linko, kot jest słodki. To prawdziwy arystokrata, chociaż pewnie rasowy nie jest. Tak cudownie mruży oczy.;) Zawsze mi się to u kotów podobało. Ja też skorzystam z porady Zette i spróbuję pokazać wam kilka zdjęć dzięki fotosikowi. Muszę się tylko tego nauczyć. Wkrótce pierwsze próby. Zostawiam Was i idę buszować po internecie. Może znowu coś ciekawego znajdę? Oby nie wirusy! Pa.
  16. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Właśnie wróciłam z ogrodu, gdzie podglądałam szpaki.Ile hałasu, ile latania, furkotania i kłótni. W ubiegłym roku w moim ogrodzie mieszkały cztery \"szpacze\" pary. W tym roku mam ich sześć. Nie licząc wrólbi i innych ptasich piękności. Marcin, syn sąsiadów, który w wolnych chwilach pomaga mi w \"gospodarstwie\" ( w końcu mam zabytkową stodołę i obórkę ! toż to prawie wiejska zgroda...) zrobił w tym roku kilkanaście różnych budek, które rozwiesiliśmy w ogrodzie i w lesie. Już się w nich zadomowiło całe to ptasie towarzystwo. Teraz mogę je posłuchiwać i podglądać. Ale frajda! Mąż kupił na targu od człowieka zza Buga małą lornetkę. Wystarczy, aby być z naturą zupełnie blisko. Najlepiej jest całkiem rano, kiedy szpaki zaczynają miłosne śpiewy. Nawet nie przypuszczałam, że mogą wydawać z siebie tak piękne dźwięki. Jest cudownie, a co będzie, jak za kilka dni zaczną w polu nasze skowronki? Wiosna to naprawdę szczególny czas.
  17. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Po całym dniu zmagania się z moimi roślinami z \"ogrodu zimowego\", tzn. tej wspomnianej przeze mnie kiedyś - ocieplonej werandy, mam chwilkę wolną, aby kliknąć do Was słów kilka, moje miłe Panie. Psy ułożyły się już spać, każdy na swoim dywaniku (maleńka Czata, jamnik miniatura - jak przystało na jamnika - ułożyła się w swoim łóżku, och przepraszam - w moim łóżku), w kominku pali się leniwie ogień - jest ciepło więc można przystopować z dokładaniem drew, koło komputera grzeje kubek kolejna już herbata - a ja klikam sobie do Was. Jest mi dobrze. Pogodny dzień nastroił mnie do prac przy pokojowych roślinkach.Naprawdę się spracowałam, mam ich przecież tak dużo. Biedactwa potrzebowały tych zabiegów pielęgnacyjnych, bo jakoś przestały błyszczeć im liście i nie wyglądają zbyt zdrowo. Niestety nie znam się na pielęgnowaniu zielonych domowych roślinek, wszystko robię intuicyjnie. Więc zostaje mi tylko wiara, że intuicja mnie w tym konkretnym przypadku nie zawiodła i mój ogród zimowy będzie wyglądał przez kolejny rok przyzwoicie. Na wszelki wypadek mam adres giełdy kwiatowej w Warszawie (na ulicy Bakalarskiej). Chciałam dzisiaj napisać dużo i kto wie, może ciekawie, ale wiosenne przesilenie chyba się już zaczęło, bo poczułam straszliwą senność. Dla mnie, osoby cierpiącej na bezsenność - to dobry znak. Porzucam więc Werandę do jutrzejszego ranka. Może jutro opowiem Wam moje sny? Spokojnej nocy życzę! Śpijcie dobrze!
  18. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Droga Vigo, Bardzo mi się spodobała twoja ostatnia opowiastka. Doskonała. Dziękuję, że mogłam ją sobie o poranku przeczytać. A ja myślałam (zarozumiała baba jakaś), że tylko mnie mogą spotykać podobne historie. Kochana, jesteś mi bardzo bliska i taka kobieca. Wstałam dzisiaj rano i poraz pierwszy od bardzo dlugiego czasu nie zobaczyłam nowego śniegu na polach, szronu na każdej gałązce lub chociażby trzaskającego mrozu na zaokiennym termometrze. Wokoło biała jak mleko mgła. Pola zasnute mleczną ciepłą(!) pierzynką. Nic nie widać na kilkanaście metrów. Znaczy się - będzie wiosna! Ta radość przychodzącą wiosną niesie też pewną pułapkę. Ciągle myślę, że wiosenna pogoda mnie obudzi z zimowego snu, doda animuszu i chęci do dalszych działań. :) Ale żyję na tym świecie wystarczająco długo, aby już wiedzieć, że za chwilę będę chodzić senna, zmęczona nie wiedzieć czemu i sfrustrowana, że nie tak tą wiosną miało być - bo miało być zawsze radośnie, słonecznie, ciepło i odświętnie. Ale \"nicto\". Wiosno przybywaj! Czy mi się zdawało, czy nasza Bee - pszczółka, przyleciała na Werandę razem z wiosną? ;)
  19. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Witajcie w wiosenne leniwe popołudnie Właśnie wyjechał mój \"prywatny\" komputerowiec. Piszę prywatny - ponieważ jak już przyjeżdża na moją wieś, to zostaje dzień czy dwa. Zajmuje pokoik gościnny, zjada obfite posiłki i zawsze znajduje czas na spacer z moimi psami. Nie dopuszczał mnie do komputera przez sobotę i niedzielę. Dlatego milczałam. Teraz jest już w drodze powrotnej do Warszawy, a ja już do Was klikam z radością. Linko, najpierw do ciebie dwa słowa. Jak wiesz - też jestem \"migrenistką\", wiem co znaczą ataki i serdecznie ci współczuję. Pisałaś, że próbujesz teraz chomeopatii. To już mam za sobą. Kosztowało sporo zachodu i niewiele pomogło. Niestety. Zresztą podobnie było z akupunkturą, masażami i specjalną gimnastyką. Dopiero hormony mi pomogły. Nie rozumien jak to się stało, ale od kiedy łykam te tabletki na tarczycę - migreny - upiorne chwile - minęły i nie wracają już prawie rok. Zobaczymy co będzie dalej. Życzę ci Kochana, abyś zgubiła gdzieś te bóle i więcej już nie cierpiała :) Moje Drogie wielbicielki ciast - nie włączam się do romowy o słodkościach, przepisach i zaproszeniach do poczęstunku, nawert wirtualnego, bo próbuję trzymać się zdrowego odżywiania i boję się rozproszyć, tyle mnie przecież kosztuje trzymanie się od tego wszystkiego z daleka.;) Nawet nie dla lepszej linii to robię, raczej dla zdrowia i lepszego samopoczucia. Ale, przyznam szczerze, z lubością Was \"podczytuję\". Czekam na opowieści Vigi . I posty innych przemiłych pań z Werandy , tych nowych i tych, które już dawniej do nas wstąpiły. Życzę miłego wiosennego wieczoru w miłym towarzystwie.
  20. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Dzisiaj udało mi się oszukać komputer. Działa, a przecież wcale nie ma na to ochoty, bo wciąż się zawiesza. Myślę, że zdążę napisać do was, moje miłe wierandowiczki parę słów, zanim gad znowu odmówi poszłuszeństwa. Miałam dzisiaj dużo do poczytania, bo dawno nie zaglądałam na Werandę. Tęskniłam za Wami i bardzo często sobie myślałam, o czym tam piszecie i o czym tam gaduszycie. Teraz już wiem i cieszę się, że znowu mogę włączyć się do rozmowy. Witam serdecznie nowe Panie. Mam nadzieję, że zostaniecie z nami i podzielicie się tym, co was ciekawi, inspiruje i raduje, ale także zdumiewa i zastanawia. Serdeczne pozdrowienia! Viga znowu pięknie pisze, Linka - jak zawsze - czyste srebro! Jak dobrze być znowu z Wami. Wspominałyście Moje Panie z Werandy, dawne dzieje a szczególnie te pierwsze chwile związane z waszymi \"połówkami\", to najważniejsze spojrzenie lub myśl, które zdecydowały, że to ten, nikt inny. Mój mąż biegał za mna trzy lata i przez te trzy lata powtarzał, że kiedyś się ze mną ożeni i rzuci mi cały świat do stóp. Miałam wtedy stałego narzeczonego (cztery lata znajomości) i to z nim planowałam małżeństwo (była już suknia ślubna i pierścionek zaręczynowy i był nawet termin ślubu). Trzy miesiące przed ślubem spanikowałam i odeszłam..... a w sześć miesięcy później zostałam żoną cierpliwego przyjaciela. Doczekał się. I rzucił mi świat pod nogi, jak obiecał. Był dyplomatą, więc to nie było trudne. A brzmiało tak romantycznie... ;) W lutym tego roku minęło trzydzieści lat, jak razem idziemy przez życie ( o rany, jak to brzmi...) i jesteśmy szczęśliwym stadłem. Mamy nawet wnuczkę - najsłodszą kruszynkę świata. Ma dwa latka i latem znowu przyleci do nas w odwiedziny - ze swojego kraju po drugiej stronie świata. :) Viguniu, jak widzisz, ja też jestem związana z usa. Żałuję, że w mojej historii tak mało jest romantyzmu; ale jest wiele serdecznej przyjaźni, zaufania, przywiązania i zrozumienia. Mam nadzieję, że nie zanudziłam. Czekam na nowe historie miłosne, uwielbiam je czytać. Już z góry dziękuję.
  21. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Skończyłam malować ściany; ściany - piszę, bo malowania moich obrazów nie zamierzam kończyć jeszcze długo. Ścianay wyszły koncertowo. :) Rok temu pomalowałam je na kolor o ładnej nazwie \"trawa morska\". Ale tylko nazwa była ładna, bo kolor był wściekle jaskrawy i drażnił oczy - przypominał zieleń groszkową. Wytrzymałam jedenaście miesięcy i złapałam ponownie za pędzel (raczej wałek). Teraz wokoło jest \"kość słoniowa\", a ja się uspokoiłam. Żaden niepożądany kolor już mnie nie pobudza. Cała telewizornia nabrała dystyngowanego wyglądu, tym bardziej, że zmieniłam w niej fotele i kanapę. Jestem zadowolona :) Teraz częściej mogę bywać w mojej pracowni, aby dokończyć rozpoczęte przed kilkoma tygodniami pastele. Dwa już czekają na oprawę. Szkoda, że już czekają na nie nabywcy. Znowu będzie mi szkoda się z nimi rozstać. Dobrze chociaż, że można je zeskanować i przechowywać ich wspomnienie na komputerowym dysku. PS Zostało mi trochę farby \"kość słoniowa\" i dobrze byłoby coś jeszcze pomalować; ale co? Przejdę się po domu.
  22. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Popołudnie mamy znośne, więc i ja jestem w całkiem niezłym nastroju. Witajcie cieplutko moje miłe Panie Przyczyną mojego lepsze nastroju nie jest jednak znośna pogoda, ale mail od nieznajomego ;) . Zacznę od początku. Buszowałam w nocy po internecie ( cierpię od lat na bezsenność) i bez celu szukałam czegoś pasjonującego; znalazłam stronę \"Genealogia polska\". Zalogowałam się i bardziej z nudów, bardziej dla zabawy, niż poważnie - zamieściłam na \"tablicy ogłoszeń \" notatkę o mojej rodzinie. Że pradziadek, Sopoćko, powstaniec styczniowy, że prababcia z domu Gedroić,że Mołodeczno na Białorusi, itp. Wcale nie spodziewałam się odpowiedzi, ani żadnej ciekawej wiadomości. A jednak! Odpisał mi pan Maciej P.(dzisiaj rano!), który ma już opracowane drzewo genealogiczne rodziny Sopoćków i który może mi coś więcej powiedzieć na ten temat. Całe drzewo liczy sobie 2000 osób. Będzie więc dużo czytania. To praca prawie dedektywistyczna. Kto by pomyślał, że opowieści prababci Leokadi (żyła 95 lat), których nikt w rodzinie nie traktował poważnie, zwłaszcza tej o jej ojcu - powstańcu styczniowym - to najprawdziwsza prawda. Ale jestem podekscytowana. Żałuję tylko, że nie przepytałam babć i dziadków dokładniej, kiedy jeszcze żyli. Wiele mogłabym się dowiedzieć. Ale - \"Polak mądry po szkodzie\"
  23. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Już myślałam o położeniu się spać, a tu woła mnie Calia. Więc jestem. Tak na minutkę, bo padam z nóg. Malowałam dzisiaj od rana nie tylko swoje pastele, ale i ... pokój. Jak malarz to malarz. Weszłam niepostrzerzenie, na momencik na naszą Werandę, aby podejrzeć kto na niej jeszcze przesiaduje, z kim i o czym sobie pogaduje. Witam Yolanda przesłała nam świetny tekst Dezyderaty. Znałam go już, wydrukowałam go już wcześniej - kilka lat temu i czytam, jak tylko o niej sobie przypomnę. Moim pragnieniem jest wdrożenie jej w życie. Próbuję, próbuję i ... niestety, nie bardzo mi to wychodzi. A są to przecież takie mądre i takie oczywiste słowa. Same powinny wchodzić do głowy! Wciąż popełniam nieskończoną iliość błęów w życiu i daleko mi do ideału z dezyderaty. Więc chociaż nie jestem ani Krysia, ani Bożenka - życzę sobie na ich imieniny spełnienia postanowień dezyratowych chociaż w połowie. A naszym solenizantkom - spełnienia wszystkich ich poragnień i postanowień, zadowolenia z siebie i - jak na Aurinko przystało - słońca! ;) PS dla przypomnienia, \"aurinko\" to po fińsku \"słońce\"
  24. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    Dzisiaj niedziela :) i nie spodziewam się zastać kogokolwiek na naszej Werandzie. Rozumiem. To szczególny dzień tygodnia. Siódmy. Przypominam sobie jak różny był mój stosunek do niedziel i jak zmieniał się razem ze mną. Jak byłam małą dziewczynką ;) - niedziele ubóstwiałam, bo mama robiła na obiad rosół z \"okami\", na śniadanie były moje ulubione racuchy z jabłkami a w ciągu dnia - w zależnści od pory roku, albo lody albo ciasto ze śliwkami, albo.... Kiedy poszłam do szkoły to niedzielene wieczory były dla mnie koszmarem, bo mało czasu zostawało na odrobienie lekcji, a w telewizji, w maleńkim telewizorku \"Belweder\", szły najciekawsze wtedy programy. Studencka niedziela już była milsza, poprzedzały ją przecież sobotnie tańce w klubach studenckich, i niedzielne popołudniowe spacery z poznanymi tam studentami (czasami). Jako pracująca mama dwójki dzieci, zamieniłam niedzielę na dzień prac porządkowych na rzecz rodzinnego domu. :( Każdą kolejną niedzielę kończyłam przez kilkanaście lat migreną, czasami trudną do zniesienia. Na pewno słyszałyście o niedzielnych popołudniowych migrenach. Jedyną radą na te dolegliwości było w tamtych czasach wychodzenie z domu, albo przyjmowanie u siebie. Pomagało, ale ile można się gościć lub bywać; więc cierpiałam i nie lubiłam z zasady niedziel. Teraz znowu lubię niedzielę, :) bo to jedyny dzień, kiedy nikt mi nie przeszkadza w malowaniu. Na naszej wsi jest wtedy cicho, pusto; nikt nie przychodzi pożyczyć żwiru pozostałego z budowy, nie pyta czy chcę \"jajków\" (prosto od chłopa, dodaje mój mąż), czy zapytać gdzie mieszka np. Rytelewski. Nie wypada. Teraz klikam do was moje miłe panie z Werandy, a słońce zagląda do mojego pokoju i oświetla monitor, że ledwie widzę co piszę. Mąż zabrał psy na spacer po lesie i robi kolejne zdjęcia, abym miała tematy do malowania (zbyt leniwa jestem, aby wychodzić w plener), gości się niespodziewam, a migreny niedzielne minęły kilka dobrych lat temu. Lubię niedziele.
  25. Aurinko

    Pogaduszki na werandzie

    popołudniowe dzień dobry! właśnie wróciłam z zakupów. Pól godziny temu. Obładowana siatkami wracałam rozklekotanym \"maluchem\" naszego sąsiada. Podwozi mnie czasami do pobliskiego sklepu - 1,5 km. Zadowolona byłam, że nie muszę o to prosić mojego męża, który po powrocie z Warszawy zwykle nie ma ochoty wsiadać znowu do samochodu i gnać do wiejskiego sklepu. Po drodze byłam świadkiem wypadku. Na moich własnych oczach, mała ciężarówka wioząca mięso do pobliskiej ubojni, wpadła w poślizg i przewróciła się na bok, na szosę. Byliśmy naszym samochodzikiem, kruszyną- o jakieś trzy cztery metry od niej. Szok. To wyglądało naprawdę strasznie. Na szczęście kierowcy nic się nie stało. Tusze wieprzowe też nie ucierpiały. Ja wreszcie mogłam zobaczyć jak wygląda samochód \"od dołu\". Zszokowany kierowca klął tak bardzo, że nawet nie wiedziałam, że istnieją takie słowa w takich związkach frazeologicznych. Ale nic, najważniejsze, że przeżył i że nie nas się był przewrócił. Najbardziej podobała mi się akcja ratunkowa. Do tej pory myślałam, że tu, na wsi dzisiejszej każdy sam sobie, ale nic mylnego. Znalazły się zaraz wielkie ciągniki, ktoś przwlókł liny, ktoś inny łopaty. Jak spod ziemi zjawili się postawni chłopi. A przecież droga była do tej pory pusta. Miło było siedzieć bezpiecznie w rozklekotanym samochodziku i patrzeć na chłopsko męską solidarność. Może nie jest aż tak źle na tej wsi, jak przedtem kiedyś Wam o tym pisałam?
×