Aurinko
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Aurinko
-
Witaj Linko , Mibo i ...\"do Aurinko\" (dziekuję :), chyba domyślam się, kto jest tym pomarańczowym nikiem...;) ). Obiad u Hani. To dopiero wydarzenie.:) Napisać można długą opowieść. Najpierw o ślicznym mieszkanku w uczelnianym domku usytuowanym w ursynowskim ogrodzie. Później można wspomnieć o nienagannym porządku, jaki w nim panuje, a później wspomnieć o pięknych roślinach w ogromnych donicach, a także o nowych gustownych meblach, no i oczywiście o samej gospodyni - pięknej jak marzenie - Hannie. Nie jestem jednak pewno, czy było by to właściwe pisać szczegółowiej o kimś, kto nie ma o tym pojęcia, więc uwierzcie mi na słowo. Doskonałość. Jak wspominałam wielokrotnie, jestem komputerową gadżetomanką :D. A u Hani było mnóstwo pożytecznych, czasami dziwnych drobiazgów, które bardzo mnie zainteresowały. Nie wspomnę już o gadającym zegarku. Najbardziej czarował komputer i sama Hania, która świetnie dawała mu radę. Piszę ten post na raty. Wciąż mi się coś dzisiaj przydarza, co odrywa mnie od pisania. Kofi, czarny jak smoła psi przybłęda, zakochał się w suczce sąsiadów i wciąż prosi o spacer pod jej oknami. Doro - jego kompan, też psi znajda, ciągle węszy kota naszego drugiego sąsiada - Jóźka. Wyskakuje jak z procy w ciemną otchłań ogrodu, nie zastanawiając się, że nic nie widać na wyciągnięcie psiej łapy. Że też nie wpadnie na drzewo? lub płot. Mąż też nie daje spokoju. Jest na diecie i wciąż jest głodny, więc zanudza mnie prosząc co chwilę o maleńkie przystaweczki- przekąseczki. Dzisiaj dam spokój. Teraz tylko życzę wszystkim Paniom z Werandy spokojnej nocy i miłych snów :)
-
Witajcie w listopadowym ciemnym dniu Kałaniam nisko :) Masz rację droga Mibo , listopadowe pluchy i ciemności dokuczają okropnie. Wśród wielu, wielu minusów mają jeden jedyny plus, który pociesza mnie zawsze. Mijają! Już za kilka tygodni te wszystkie niedogodności się skończą i dzień zacznie być znowu dłuższy. A i światła będzie więcej, znowu uśmiechnie się słońce i skowronek zaśpiewa. Więc...? Wyobrażam sobie jaki piękny będzie twój dom Mibo , jak kochany i cieplutki. Przeszłam w swoim życiu kilkanaście remontów, dwie budowy i niezliczone przeróbki. Rozumiem więc Cię i współczuję Ci serdecznie. Ale wiem też, że wszystko co niemożliwe jednak się kiedyś kończy. Potem jest tylko radość i duma :). Jutro idę na obiad do Hani. W samo południe. Hania jest niewidoma. Ma pięćdziesiąt lat i nieokiełzany optymizm. Wciąż. Jest dla mnie jak lekarstwo i pomaga mi więcej, niż ja mogłabym pomóc jej. Nigdy nie zdołam spłacić długu, jaki zaciągam u niej w czasie każdego spotkania. Głowa do góry Mibo. Trzymam kciuki za pogodę i Twój nastrój. A wszystkim paniom z Werandy przesyłam odrobinę białego śniegu z kurpiowskiej Puszczy Białej :D
-
Aurinko raz jeszcze ;) Nie macie mnie dość? a może już nikt nie bywa na Werandzie? Taka tu cisza. Wyobrażam sobie, że siedzę w wiklinowym fotelu, otulona kaszmirowym szalem ( bo nie gryzie ;) )i piję aromatyczną herbatę z odrobiną cynamonu i dotykiem wanilii. Pycha. Wspominam czasy, kiedy wiele pań pisało tu o sobie i świecie, opowiadało żarty i cieszyło się wzajemną obecnością. No cóż, zostałam sama. Będę tu bywać, jak tylko pozwoli mi na to wiejski internet (ostatnio coraz lepszy). Pomyślę sobie o nowo budowanym domu Miby , o zmaganiach z chorobą naszej Linki kochanej ,o werandowym Kawowym wafelku (uwielbiam ten nik)i tęsknić będę za Adalią , Benigną i Aleks. Czasami pozwolę sobie na osobiste wynurzenia, przecież i tak już nikt tu na Werandzie nic nie \"czytuje\" ;) Dzisiaj, za chwilkę wracam do swojej \"roboty\". Robię komputerową niespodziankę przyjaciółce z sieci. Sama myśl o tym, że mogę sprawić jej radość - unosi mnie ponad sprawy telewizyjnego dziennika i dokuczenie nieprzyjemnego sąsiada - Józefa. Życzę miłego wieczoru
-
Wróciłam z wyprawy do stolicy Europy. Tak się ponoć mawia o Brukseli. Witajcie! :) Nie bardzo rozumiem dlaczego Bruksela to stolica Europy. Wcale nie miałam takiego odczucia, a byłam tam pięć dni. Nawet nie przekonał mnie widok potężnej siedziby UE. Ponieważ nie znam francuskiego ( nie mówiąc już o flamandzkim - Belgia jest krajem dwujęzycznym), czułam się czasami dość obco. Nawet w restauracjach i barach nie poczułam się lepiej, bo menu było tylko w dwu - nieznanych mi językach (chlubnym wyjątkiem była świetna grecka restauracja na starym mieście). W naszym kochanym kraju, przecież na wschodnich peryferiach Europy, język angielski jest częściej spotykany, niż moża było by się tego spodziewać. W Warszawie na przykład, wszystkie ciekawe zabytki opisane są w dwu językach - a opisy pięknie wygrawerowane na małych tabliczkach i umieszczone na budynkach, są prawdziwą kopalnią wiedzy nie tylko dla zagranicznych gości. Nie wspomnę już o kartach menu w najmniejszych nawet barach. Wiem, bo oprowadzam cudzoziemców po Warszawie (włączając w to własną rodzinę) kilka razy w roku. Bruksela bardzo mi się podobała. Czasami miałam wrażenie, że jestem w Londynie, czasami że w Paryżu, a nawet czasami, że na Manhattanie. Wąskie uliczki, stare secesyjne kamienice, kilkusetletnie stare miasto i kwartał drapaczy chmur ;) . Totalna różnorodność. No cóż - Bruksela to stare miasto, nigdy nie zniszczone. Mieszają się tam style, mody i upodobania całych pokoleń. Polecam, polecam. Najlepszą częścią wyprawy - właściwie to głównym jej celem, było spotkanie z Paulą. Bywalczynie naszej Werandy pamiętają jej wizytę na naszym topiku w styczniu tego roku. Napisała wtedy do nas kilka ciepłych słów po ..... fińsku. Paula - to moja znajoma z Helsinek, poznana dzięki wynalazkowi XXI wieku - SKYPE ! Spotykamy się co pół roku w różnych miejscach Europy. Kolejne spotkanie - na południu, aby było cieplej i słoneczniej :) Może w Słowenii? przesyłam moc pozdrowień
-
Tak pusto na naszej Werandzie :(. I zapewne będzie pusto przez najbliższe dni, bo w tym roku szykuje się rekordowo długie Święto. Polacy ruszą w drogę do swoich bliskich i nie będzie czasu na komputer i pisanie. Witam wszystkich, którzy zaglądają na Werandę i czytają posty :) Ja wybieram się wkrótce wyjątkowo, jak na mnie, daleko. Drugiego listopada jadę do Brukseli na pięć dni. Mam tam spotkanie z przyjaciółką ze Skype - Paulą. No i jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Z Paulą umówiłyśmy się jeszcze latem i wtedy nie pomyślałam racjonalnie - w jaki to dzień wypadnie. Trudno. Jeśli pogoda dopisze, będę miała udany wyjazd. Zresztą spotkanie z przyjaciółką, w deszczu czy nie, też jest ważne, miłe i szczególne. Więc i tak będę miała moc wrażeń. W Polsce obchodzi się Święto Zmarłych raczej w zadumie i smutku. W wielu kulturach inaczej i nie jest to aż takie smutne. Ja osobiście chciałabym wspominać moich ukochanych rodziców i dziadków raczej w pogodnych nastroju. Mam przecież znacznie więcej radosnych i wesołych wspomnień ze wspólnej z nimi przeszłości. Dziadek robił dla mnie zabawki z drewna, babcia piekła ukochane bułeczki maślane, tata opowiadał historyjki z przeszłości ( był historykiem z wykształcenia), mama czytała mi bajeczki, w czasie kiedy jadłam najlepszą zupę świata (kartoflankę, a jakże...) siedząc bezpiecznie na jej kolanach. I chociaż ich odejście było dla mnie wielkim ciosem - będę ich wspominać w najbliższych dniach - na wesoło! pogodnie, z przyjemnością. Mam albumy, nagrania, inne pamiątki. Będę z nimi. Pozdrowienia
-
Lubię jesień, ale taką, jak w tym roku. Długą, ciepłą, kolorową, bez zbyt wczesnych przymrozków. Witam jesiennie, mglisto, ale ciepło i radośnie :) Na dzisiejszym spacerze nie mogłam podziwiać mazowieckiego wiejskiego krajobrazu, bo mgły zeszły nisko i okazały się niebywale gęste. Nie przeszkodziło mi to jednak w urokliwym spacerze po łąkach. Mogłam skupić swoją uwagę na tym co blisko mnie, a więc trawy pod nogami, przydrożne krzewy, miedze (niewiarygodnie proste) i prowizoryczne ogrodzenia gospodarskich łąk, łączek raczej. Było pięknie. Wczoraj wieczorem celebrowałam z leśniczyną wielkie święto :D. Nareszcie zdecydowała się zrobić maturę, po czternastu latach namysłu. W sobotę była pierwszy raz była na zajęciach w szkole TWP (Towarzystwo Wiedzy Powszechnej) w Wyszkowie. Potem wieczorem przez dwie godziny słuchałam o jej lękach i wzruszeniu. Ja też byłam poruszona, tym bardziej, że i ja odrobinę przyczyniłam się do jej decyzji. Wielokrotnie rozmawiałyśmy o jej ewentualnym powrocie do szkoły Teraz trzymam kciuki i ... szykuję się na korepetycje z polskiego. Na pewno będzie ich potrzebowała. A kiedy to ja skończyłam swoje nauki? ..... Tak naprawdę, to nigdy! Wciąż się uczę, wciąż poznaję, wciąż się dziwię i zastanawiam. Dawno temu, na naszym topiku mówiło się wiele o Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Niektóre panie bywały na wykładach i zajęciach. Ja bardzo żałuję, że nie mieszkam na stałe w Warszawie, bo natychmiast pognałabym do ławy szkolnej. Przecież samemu nie sposób dociec wszystkiego. Pozdrawiam,
-
http://www.incredimail.com/english/love_movie.asp To piosenka dla wszystkich odwiedzających naszą Werandę Pozdrowienia :)
-
Zagapiłam się! :( Nie wiem jak to się stało, ale zapomniałam o .... komputerze! :( Córka przysłała mi paczkę z miesięcznikami dla artystów : \"Juornal Pastel\", \"International Artists\" i jeszcze inne, których nazw nie spamiętałam. Moc inspiracji! Złapałam karton, złapałam pastele i .... zapomniałam o całym świecie. Teraz, kiedy w szufladzie leży gotowe dzieło ( no nie wiem, może wcale nie takie dzieło ;) ), usiadłam przy komputerze i piszę do Was, moje miłe Panie z Werandy . Mijający tydzień był szczególny. Potwierdziło się to, co często sobie powtarzam - Internet to potęga! :) Moja przyjaciółka z sieci wpadła na moment do Warszawy. Mogłam jej pokazać moje ulubione miejsca, nagadać się do woli i nacieszyć jej obecnością. :D Już nie tylko na Werandzie, czy tylko na gadu gadu, ale i w REALU. Bomba! Dzisiejsza przepiękna pogoda zmotywowała mnie do jesiennego spaceru po lesie i po okolicznych rozległych łąkach. Zabrałam ze sobą psy, które szalały po oszronionych trawach. Czuły tyle tropów, nabiegały się \"do bólu łap\" i teraz, kiedy piszę te słowa, leżą zmęczone przy kominku i smacznie śpią. Doro porusza czasami łapami, jakby wciąż gonił coś lub ... kogoś ;) i pomrukuje zabawnie. Mój mąż właśnie emocjonuje się wynikami wyborów do parlamentu, których wciąż mu nie podają ( jakieś kłopoty z kartami wyborczymi, czy coś podobnego), siedzi w telewizorni i złości sie na złośliwość przedmiotów martwych, a ja mam spokój i komputer tylko dla siebie ;). Będę wgrywać nowe programy do komputera. Na przykład ten do robienia rodzinnych albumów fotograficznych. Życzę całej Werandzie miłego rodzinnego wieczoru i wyników wyborczych takich, jakich by sobie wszyscy życzyli ;)
-
I jak tu nie kochać Linki ? wpadła tylko na chwilkę na naszą Werandę, a już zrobił się ruch, powiało ciepłem i serdecznością :D. Witaj Linko . Życzę, aby Internet powrócił do ciebie jak najszybciej. Sama miewam z nim kłopoty, więc rozumiem Cię doskonale. Brakuje Ciebie na Werandzie, tak samo zresztą jak Benigny , i wszystkich innych pań, wymienionych już przez ciebie. Urodziny minęły, nastroje urodzinowe też, ale zostało 55 lat wspomnień, doświadczeń i przemyśleń. Dzisiaj naprawdę jest pierwszy dzień z reszty mojego życia. Tyle jeszcze przed mną. Na początek - podróż do Brukseli - na trzy dni. W styczniu podróż za ocean - do mojej wnusi, a latem - kto wie? może do Brazylii ;). Zaprosiła mnie tam przyjaciółka poznana w sieci ( Skype) - Telma. Ale teraz legnę na kanapie i poczytam. Dopadłam książkę pana Kapuścińskiego i pragnę pobyć trochę w Afryce ( jeszcze tam mnie nie było). Życzę spokojnej nocy :)
-
Kliknęłam w brzuszek pajacyka, rzuciłam grosik na polskie serce i znowu zajrzałam na Werandę. Witaj Mibo kochana Dziękuję serdecznie za życzenia urodzinowe i całe mnóstwo kwiatów, nawet jeśli były tylko wirtualne ;) Cieszę się, że nie ja jedna mam dzisiaj powód, aby \"sobie chlapnąć\". Budowa domu - to dopiero coś! Co tam 55 urodziny. Wznoszę więc toast za najpiękniejszy dom na świecie - dom Miby :D Aby było w nim zawsze ciepło i rodzinnie.
-
Mam najcichsze i najspokojniejsze urodziny w życiu. Od rana jestem w dobrym nastroju i robię co chcę. Rzuciłam w kąt prace domowe i siedzę na przemian - albo w Internecie albo przy telewizorze (znaczniej mniej). Zupełny luz. Kilku przyjaciół dzwoniło wczoraj, dzisiaj telefon milczy. I dobrze. 55 lat to nie jest znowu taki powód do dumy i celebracji ;) Mój urodzinowy spacer z ukochanymi trzema psami (w naszym pobliskim lesie) był szczególnie miły, bo grzybiarze dzisiaj zostali w domu. Nie było więc nic niepokojącego: wrzasków, nawoływań, śmiecenia i bezmyślnego brutalnego wyrywania grzybów z mchu. Tylko cisza, spokój, szum sosen; chociaż wietrznie było i niezbyt ciepło, niestety. No cóż, jesień! Ile to ja miałam już tych urodzin? Ile z nich pamiętam? Pamiętam jak mając piętnaście lat, biegłam do pobliskiej cukierni po tort ze stosownym napisem, bo urządzałam swoją pierwszą w życiu \"imprezę\" urodzinową w mieszanym towarzystwie. Była przepiękna pogoda, świeciło ciepłe słońce, wiał cudowny wiaterek a ja,.... ja byłam bardzo przejęta. Przejęta, ale uważna, bo usłyszałam płynące z jakiegoś otwartego okna słowa przepięknej piosenki Niemena: \"Mimozami jesień się zaczyna...\" Zatrzymałam się wtedy na chwilę. A tę chwilę zatrzymałam w pamięci na zawsze. Jest to jedno z moich najmilszych wspomnień, chociaż sama impreza udała się średnio - dla mnie przynajmniej - bo moja wielka sympatia (w postaci najbardziej wysportowanego chłopaka w klasie) mnie zignorowała i nie przyszła:(. Właśnie - ...\"nie przyszła\" ! Zasłużył sobie na na taki rodzajnik -ona, prawda? \"nie przyszła i już ;) Dzisiaj mam za sobą już małą lampkę wina, a raczej staropolskiego miodu wypitą w towarzystwie męża i całą tabliczkę ciemnej czekolady z orzechami zjedzoną pod kocem ( mąż pomaga mi pilnować diety). Na Werandzie zostawiam kawałek wirtualnego tortu i kilka filiżanek aromatycznej kawy. Zapraszam :D Pięćdziesiąte piąte urodziny ma się tylko raz w życiu :)
-
Aleks Emilko jak miło, że zajrzałyście na Werandę. Aleks , twoja przygoda wakacyjna ( doskonała jak zawsze :)) przypomniała mi, że ja też przez pewną wpadkę zostałam uwolniona od nielubianego obowiązku. Nie było to czytanie map samochodowych; było to raczej coś bardziej \"przyziemnego\". A mianowicie - prasowanie męskich spodni :( Nie lubiłam tego robić, oj jak nie lubiłam, ale jako zakochana mężatka, nie miałam serca powiedzieć tego mężowi. Moja koleżanka zdołała mnie jednak przekonać i w myśl jej porad - spaliłam nogawkę ulubionych spodni nowo poślubionego męża. \"Ciche dni\" trwały godzinę! A po tym czasie okazało się, że małżonek świetnie umie prasować spodnie. I nawet to lubi, tylko wszyscy wokoło mu wpajali, że powinna to robić nowo poślubiona żona. Przesyłam pozdrowienia
-
Powinnam położyć się spać. Fakt. Zrobiło się nagle tak późno. Ale jakże można położyć się spać, nie zajrzawszy na Werandę ;). Więc zaglądam, więc jestem. I piszę kilka słów. Witam wieczorową porą. Raczej nooooooocną porą. Dzisiejszy kurpiowski dzień zasnuty był białą mgłą i zmoczony jesiennym kapuśniakiem. Ja jednak czułam się dzisiaj wprost wspaniale. Nowe leki, jakie dostałam od mojej pani doktor, postawiły mnie na nogi. Żadnej depresji, nawet najmniejszej, żadnych smutków. Tylko wciąż doskonały humor! Tego życzę wszystkim paniom :D A może dlatego, że jutro są moje urodziny i że spełniło się jedno z moich najskrytszych marzeń? to, w którego spełnienie przestwałam już marzyć? Świat jest piękny, a Internet potężny!
-
Kawowy.wafelku jestem. Niczego się nie wystraszyłam. No, może tej matematyki ;) Byłam niegdyś nauczycielką przez kilka lat. W liceum. Mnie też, jak naszej werandowej matematyczce zdarzyła się historia, która wiele mnie nauczyła. Pamiętam, miałam kiedyś zastępstwo w ósmej klasie ( w polskiej szkole w Nowym Jorku). Bardzo lubiłam tę klasę i naprawdę przyjaźniłam się z jej uczniami. Robiliśmy teatr, kabaret, wykłady o sztuce, wystawy itp. Ale w klasie był taki jeden - blondyn ( mówią -świński), malutki, o okrągłej, niesympatycznej twarzy. Przy tym wiecznie śpiący i półprzytomny. Język polski wcale go nie interesował, klasa tym bardziej. Miał bardzo słabe oceny z mojego przedmiotu ( i nie tylko z mojego) i zdawał się wcale tym nie przejmować. Miałam ochotę zostawić go na drugi rok w tej samej klasie. Niech się obudzi - myślałam. Może zacznie się wreszcie uczyć. Jego mama, wezwana na rozmowę, przyznała mi rację i dodała... \"a dobrze mu tak, może się opamięta. Od kiedy ojciec kupił mu te urządzenia do obserwowania nieba, nic tylko nocami siedzi na dachu i patrzy. Coś zapisuje, wysyła listy do jakiś profesorów na całym świecie, mówi, że odkrył gwiazdę. Nawet mu gratulowali i gdzieś zapraszali. Nic go nie interesuje, tylko to niebo w nocy. Skaranie z nim...\" Na najbliższym zebraniu rady pedagogicznej walczyłam o niego jak lwica. Wciąż go nie lubiłam, fakt ale ... Po wielu latach, już w Warszawie, zobaczyłam w telewizji niezbyt ładnego, niezbyt sympatycznego młodego człowieka, który z zapałem opowiadał o odkryciach polskich astronomów, skromnie dodając, że i on miał w tym udział. Witaj Matematyczko szkoda, że to nie ty uczyłaś mnie matmy ;)
-
zmęczyłam się tą polityką. Mam już dość. Postanowiłam nie oglądać telewizji i.... udało sie. Mam przecież wokoło las, pole, łąki i moją wiejską drogę. To naprawdę dużo. Wystarczy. Dzisiaj było słonecznie i nawet ciepło. A bluszcz i inne pnącza ( nazw nie pomnę) przebarwione na przepiękne kolory, znowu zachwycały dziesiątkami odcieni brązów, żółci, zieleni i czerwieni... Dla mnie mogło by tak zostać. Niech zima nie przychodzi ;) Benigno czas przybrać naszą Werandę w kolory jesieni. Nikt nie potrafi tego tak jak Ty. Przybywaj. Czekamy. Ja zaparzę dzbanek aromatycznej herbaty. Z odrobiną skórki z pomarańczy,może ze szczyptą cynamonu. Upiekłabym ciasto, ale niestety nie jestem w tej sztuce zbyt biegła. Czekam na miłe Panie :D A propos pieczenia. Raz w tygodniu otrzymuję od znajomej leśniczyny bochen razowego chleba. Otrzymała kiedyś od kogoś odrobinę zaczynu i teraz, na bazie tego podarowanego, piecze same wspaniałości. Oboje z mężem marzymy w skrytości, że nie zniechęci się za szybko i nie znudzi pieczeniem, i wciąż będziemy otrzymywać takie właśnie dowody przyjaźni i sympatii. Przepyszne:) Pozdrowienia bochnem chleba pachnące
-
wrzuciłam do skarbonki pięć groszy na polskie serce, dodałam grosik na obiadek dla głodnego maluszka z sąsiedztwa, zasadziłam żonkila na rabatce i teraz spokojnie mogę napisać klika słów. :) Dosłownie kilka, bo całkiem niedawno wróciłam z Warszawy i jestem \"skończona\" jak mówi moja amerykańska wnusia. Prace wykończeniowe po remoncie. Uff! Nic dodać, nic ująć. Bardzo jestem ciekawa twojego domu Mibo . Czy przyślesz nam zdjęcie? Może jest i bez dachu jeszcze, ale budowany z sercem. To się czuje, kiedy czyta się Twoje posty :). Wczoraj, kiedy pracowałam nad albumem dla Amelii, wybrałam i przygotowałam kilka swoich fotek zrobionych w moim ogrodzie lub wokoło domu, Jutro spróbuję powalczyć z Fotosikiem i przesłać kilka na forum, może mi się uda :) Chciałabym pochwalić moimi skarbami. Do jutra więc.... Pozdrowienia,
-
Droga Mibo , zawsze kiedy czytam Twoje posty - zaglądam na strony internetowe, o których mi przypominasz dzięki swojej stopce. I klikam! To był doskonały pomysł. Teraz mam podwójną frajdę za jednym razem. Jedna to lektura Twojego postu, druga to pomoc innym. Maleńka, symboliczna pomoc, a jakże cieszy i powoduje dobre samopoczucie. Dziękuję :) Cieszę się ogromnie, że budowa twojego domu postępuje. Ja remontuję mieszkanie córki w Warszawie. Maleńkie - 30 metrów kw., ale ile roboty. Zaczęłam w maju, a nie wiem czy w październiku będzie koniec tej całej \"zabawy\". Przyznam - cuduję, bo i ściany wyburzyłam i luksfery wymyśliłam i nową podłogę, okna i inne takie tam. Ale będzie fajnie, już wiem. Trzymam kciuki za twój dach, bo o ile wiem, z tym trzeba być gotowym przed zimą :) Pozdrawiam
-
Powoli moja Weranda ukochana zamienia się w mój osobisty blog ;) Witam wszystkie te Panie, które Werandę odwiedzają, ale z jakiś powodów ( na pewno ważnych) nie zostawiają tu swoich postów. Dzisiaj wstąpiłam tu tylko na chwilę, bo zaraz zabieram się za robotę. Mam natchnienie; natchnienie na robienie albumu wakacyjnych zdjęć cyfrowych. Kupiłam sobie do tego nowy program komputerowy - fantastyczny, pełen gadżetów i niespodzianek. Może jak się postaram, to powstanie interesujący i zabawny album dla mojej wnuczki Amelii i drugi - rodzinny, tradycyjny - dla jej rodziców. Nie mam zbytnio pojęcia o tej robocie, ale zapału - za dwóch! A może jakieś rady? Z góry pięknie dziękuję :) Życzę miłego poniedziałkowego wieczoru PS Linko dziękuję za tych kilka słów. Napisz jak tam po \"wywczasach\". Łapałaś ostatnie tchnienie lata, czy wystarczająco dużo, aby wystarczyło na całą jesień? :)
-
Witajcie wszystkie Panie z Werandy Witaj Linko 60 Bardzo się cieszę, że wróciłaś już z wakacyjnych wojaży. Zmieniłaś nik, a raczej liczbę przy nim. Czy nie powinna być z każdym rokiem mniejsza? Przecież my młodniejemy wciąż i wciąż, nieprawdaż ? ;) Ja - istota ciełolubna - miałam dzisiaj swój dzień. Bo i ciepło było i jasno. Cały dzień chodziłam jak nakręcona. Nawet w schowku na stryszku posprzątałam, chociaż wcześniej nie miałam na to wcale ochoty. Zdążyłam podjąć obiadem gości i popracować z komputerowcem, który właśnie dzisiaj dokończył był swego dzieła, porządkując komputer i pouczając mnie na okoliczność jego użytkowania. Wspaniały dzień :D A jak Wam minął kolejny dzień jesieni? Pozdrowienia,
-
Witam jesiennie, wieczorową porą Zawsze powtarzam, że Weranda jest dla mnie szczególnym miejscem. Po dwóch miesiącach nieobecności, wróciłam tutaj ze wzruszeniem i nadzieją. I mam zamiar zostać tutaj jak długo się da :D. Wciąż myślę, że odżyją tradycje naszych serdecznych wirtualnych spotkań. Tyle pań już tu zaglądało, wiele zostało na dłużej. Może uda nam się jeszcze raz urządzić szereg spotkań na Werandzie. Benigna znowu ją nam przystroi, Linka serdecznie uściśnie na powitanie, Aleks wyciągnie z rękawa niesamowitą, wesołą lub smutną opowieść ( w zależności od nastroju). Każda z pań, których nie wymieniłam z imienia wniosła tu odrobinę siebie - bezcenną cząstkę. To naprawdę COŚ. A może uda nam się kiedyś spotkać na Werandzie nie tylko wirtualnie? Przecież kiedyś tak się już zdarzyło. Zasiadłyśmy wtedy równocześnie przy swoich komputerach i klikałyśmy w czasie rzeczywistym :D Spontanicznie, bez wcześniejszego umawiania się. To była prawdziwa Bomba! Pamiętam jaka byłam wtedy wzruszona. Pamiętam jakie gorąco czułam na policzkach, kiedy tłukłam z radością w klawiaturę. Och! Och! żeby to się jeszcze kiedyś zdarzyło...... :) Zrobiło się niespodziewanie późno :(. Szkoda. Może dzisiejszej nocy uda mi się odrobinę pospać. Ta bezsenność mnie zabija. Pięć godzin snu - to zdecydowanie zbyt mało. Zasłonię ciasno kotary i będę udawać, że nie ma pełni. Kto wie, może uda mi się dzisiaj przechytrzyć księżyc ? ;) Pozdrowienia
-
Właśnie wróciłam z nocnego spaceru z moimi psami. Zabrałam ze sobą wszystkie trzy, nawet maleńką Czatę ( jamnik miniatura). Z reguły jestem tchórzem, ale dzisiejszej nocy jasny księżyc sprawił, że wokoło było niebywale jasno, czarownie wręcz i swojsko. Mogłam nawet zobaczyć czarnego jak smoła Kofi (najsłodszy znajda na świecie) chociaż biegał w wysokiej trawie. Zanim księżyc schował się za chmurami, wszystko wokoło zachwycało swoim nowym wyglądem. W księżycowej poświacie wszystko było zupełnie inne niż za dnia; niesamowite i piękne zarazem. Jak zawsze w takich chwilach, tak i dzisiejszej nocy przypomniała mi się historia, opowiedziana mi kiedyś przez moją kochaną ciocię Marię, tę która ma teraz ponad osiemdziesiąt lat i wciąż pisze piękne wzruszające mądre wiersze. Podzielę się tą historią z Wami, jeśli pozwolicie. W czasie okupacji ciocia Maria miała siedemnaście lat i była sanitariuszką w oddziale partyznankim; nie z własnego wyboru była w lesie, oj nie - musiała się ukrywać przed Ukraińcami, tak jak wielu jej rówieśników z jej podhrubieszowskiej wsi). Pewnej nocy jej oddział został okrążony przez Niemców, więc w wielkim pośpiechu i chaosie opuszczano wygodną leśniczówkę. Gdzieś zostały szyfry i inne ważne dokumenty. Ciocia zgłosiła się na ochotnika, aby wrócić do opuszczonej leśniczówki i przeszukać schowki. Zwariowana decyzja - fakt; nieprzemyślana decyzja - fakt, ale czegóż nie robi się, kiedy jest się zakochanym w dowódcy i w dodatku chce się mu zaimponować. Wszystko! Ciocia Maria miała szczęście- wróciła z akcji cała i zdrowa. Cała ? Na pewno tak. Zdrowa ? No nie wiem. Całe lata śniła o tamtej nocy i budziła się w nocy z krzykiem raz, dwa razy w tygodniu. Przez czterdzieści lat! Wiem o tym, bo czasami w środku nocy biegłam do jej pokoju i uspokajałam, kiedy budziły mnie jej jęki i krzyki. Zawsze ten sam sen! Piękna jasna księżycowa noc, a ona sama w wielkim lesie lub na otwartym, dopiero co zaoranym polu, z plikiem dokumentów za pazuchą. No i obraz tego, co przyszło jej zobaczyć po drodze, na przykład w spalonej wsi. Tylko raz ciocia opowiedziała mi o tym, co widziała tamtej nocy. Nie mogłam uspokoić się przez długie godziny. Nawet teraz, po latach, doskonale wszystko pamiętam. Szczególnie podczas takiej jak dzisiaj - jesiennej księżycowej nocy. Oby pyzaty księżyc w pełni, oświetlał tylko piękne pejzaże i romantyczne sceny z życia szczęśliwych siedemnastoletnich. Przecież do tego został stworzony, prawda? :D Pozdrawiam
-
Witam serdecznie w poniedziałek. Podobno zwyczajowo poniedziałków się nie lubi. Możliwe. Ale dzisiejszy poniedziałek był jak ze snu. Naprawdę :) Ciepły, słoneczny, bezchmurkowy. Absolutnie doskonały. Przynajmniej u nas na Kurpiach. Zaczęły się już przebarwiać liście na drzewach. Najbliższe dwa tygodnie zapowiadają się więc barwnie, wręcz artystycznie. Znowu zrobię dziesiątki zdjęć, aby w długie zimowe dni malować kolejne pastele. Dzisiaj przeczytałam piękne werandowe posty Aleks i Benigny. Jestem wzruszona. Dziękuję. Pozwoliłam je sobie skopiować do mojego komputerowego pamiętnika notatnika, na pewno wrócę kiedyś do nich. Pozdrowienia :D
-
Jak miło znowu być na Werandzie :D Och jak miło :) Moja wyobraźnia podpowiada mi, że wokoło Werandy czerwienią się liście wszelkiego pnącza, słońce ogarnia swoim ciepłem, a bywalczynie naszego wirtualnego azylu opowiadają zdumiewające historie minionego lata. Ja takich historii mam mnóstwo, najczęściej wesołych, zabawnych i może ciekawych ;). Jeśli ktoś jeszcze chciałby poczytać to co mam do opowiedzenia - zacznę stukać w klawiaturę znacznie częściej, już jutro. Nie czytałam jeszcze werandowych postów z ostatnich tygodni, bo ponowne przygotowanie komputera do użytku zajęło mi zbyt dużo czasu i energii :(. \"VISTA\" ( ten najnowszy system operacyjny na PC) kosztowała mnie sporo cierpliwości, nerw i pieniędzy. Komputerowiec szalał, ja się złościłam, że jestem odcięta od świata wirtualnego ( i nie tylko). Teraz mam znowu Windows XP i nieufnością patrzę na wszelkie nowinki w tym względzie. Dzisiaj jest pierwsza niedziela tylko dla mnie. Nie mam gości, nie mam gości. Nie mam gości. Jest słonecznie, ciepło i .... pusto. Uwielbiam gości, naprawdę lubię jak wokoło się coś dzieje, jeśli można porozmawiać z przyjaciółmi, wypić z nimi kawę i zwyczajnie pobyć z tymi, których się pragnie widzieć. Ale ostatnio naprawdę miałam dość. Drzwi się nie zamykały. Dosłownie. Raz nawet nocowałam w ... stodole, bo zabrakło miejsca w pokojach gościnnych. Przecież nie mogłam położyć byle gdzie starych schorowanych ciotek i ich spracowanych mężów. A i z dzieciskami też nie było łatwo. Na szczęście noce były ciepłe, a grillowanie przeciągało się do niemal wczesnych godzin rannych ;) więc zbyt długo w tej stodole nie pospałam. Mam nadzieję, że wakacje 2007 były dla wszystkich naszych bywalczyń Werandy ciepłe, ciekawe i szczególne :). Przesyłam pozdrowienia
-
Przed wyjazdem na krótkie wakacje postanowiłam napisać kilka słów na Werandę. Nie jest to łatwe, bo trzyletnia wnuczka - Amelia Ewa, co chwilkę przybiega i łamaną polszczyzną, zabawnie mieszając angielski i polski pyta bezustannie: \"co doing babciat, co doing\" :D Witam serdecznie Jutro rano wyruszam do Mikołajek. Zatrzymamy się dni kilka w hotelu \"Gołębiewski \"( chciało by się na dłużej, ale to droga impreza :( ). Jest to miejsce, gdzie nie straszna nikomu zła pogoda. Oczywiście wypatruję słońca, ale deszczu i innej wszelkiej niepogody się nie boję. Hotel zadbał o mnóstwo atrakcji. Szczególnie dla dzieci. Moja mała wnusia pyta wciąż o Kizię, to znaczy o piękną klacz ze stadniny Gołębiewski, na której jeździła w ubiegłym roku. Trzeba było widzieć tę dwu i pół letnią amazonkę, koniecznie w toczku :) jak każdego ranka siedzi dumnie w siodle i śmieje się radośnie. W tym roku zapewne będzie podobnie. Na Werandzie pusto, ale to zrozumiałe - WAKACJE! Cieszę się z każdego postu. Miło jest czytać wrażenia z wakacji ( nawet jeśli była to tylko podróż służbowa) naszych pań z Werandy :). Za pięć dni będę znowu przy swoim komputerze i z radością i ciekawością przeczytam, jak tam komu na wakacjach było.... Przesyłam moc życzeń słonecznych :D PS Emilko, zdjęcia z Malty mile widziane. Nigdy tam nie byłam, więc z tym większą ciekawością je sobie obejrzę. Czekam :)
-
Mam dość dyskusji politycznych. Brawo Aleks , świetnie skwitowałaś to wszystko, co na tej stronie naszego topiku napisano na temat tzw. \"polityki\". Nic nie dodaję, bo nic dodać, nic ująć się nie da :) Witam Benignę . Jaki by ten urlop nie był (pogodowo) ważne, że odpoczęłaś odrobinę, zmieniłaś otoczenie i doznałaś nowych wrażeń. Podobno to bardzo ważne - nie tylko wylegiwanie się na słoneczku i wieczorne potańcówki ;) Flosko siedem lat chudych zawsze szybko mija. Zapewniam - nie utrzymują się one dłużej- jak lat trzy. Mają tylko nazwę \"siedem\" ;) Trzyma kciuki za powodzenie wszystkich Twoich zamierzeń. Linko co u Ciebie słychać? Jak tam w Poznaniu? Co z Twoim urlopem? Czy coś planujesz? Napisz, proszę Mam tyle radości w sercu, tak zaprzątniętą głowę, że wprost trudno mi skupić myśli. Jutro przyjeżdża do nas Amelia. Raczej przylatuje, - z Pensylwanii. Cały miesiąc będę najszczęśliwsza babcią na świecie. Tutaj też nic dodać i nic ująć się nie da! Radość, zwyczajnie Radość :D Ma trzy i pół roku, jasne jak len włosy i paple pół po polsku, pół po angielsku :D Życzę wakacyjnego ducha - niech trwa przynajmniej do września. Życzę słońca - jak na AURINKO przystało - i spokoju wokoło życzę też ;)