Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

euglena

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Rodzina mojego męża to w większości lekarze. Poza pracą jak ognia unikają rozmów o pracy ;) Nawet między sobą. O "cipskach" można sobie pogadać nie będąc ginem. Na plaży ludzie też komentują sie nawzajem, nie potrzeba do tego pokazywać narządów rodnych. Rozumiem że nie pozwolisz swojej kobiecie iść na plażę, bo jeszcze jakiś facet skomentuje jej piersi lub tyłeczek? ;)
  2. Partnerstwo nie polega na uzgadnianiu każdej dziedziny życia. Uzgadniać z mężem to ja mogę do jakiej szkoły posłać dzieci, na co wydać wspólne pieniądze lub jak umeblować dom. Do jakiego lekarza chodzę, w co się ubiorę itp. - to moja prywatna sprawa.
  3. Wiesz co Karolku, zaczyna mnie to denerwować. To znaczy że reszta nie ma po prostu odwagi sie przyznać???
  4. Karolku -> czyżbyś pracował w amerykańskiej firmie ubezpieczeniowej? ;) Mój gin pracuje w szpitalu, przyjmuje tez u siebie w gabinecie w budynku szpitalnym, gwarantuję że jest ubezpieczony i NIE MA u niego obowiązkowej obecności pielęgniarki podczas badania. U mojej szwagierki również. Są sytuacje wyjątkowe, np. badanie ofiary gwałtu, z tego co mi wiadomo, pielęgniarka musi być wówczas w gabinecie.
  5. Mieszkam w USA i podczas wizyty jestem sam na sam z ginekologiem. MOŻNA poprosić o obecność asystentki i wiele pacjentek robi to dlatego, że obecność drugiej kobiety sprawia że są mnie skrępowane (USA to pruderyjny kraj). Żeby było jeszcze śmieszniej, wiele pacjentek sobie życzy obecności pielęgniarki podczas badania ginekologicznego wykonywanego przez... kobietę. W gabinecie mojej szwagierki (która, jak pewnie się domyślasz, jest kobietą) wisi napis informujący o tym, że można sobie zażyczyć obecności pielęgniarki podczas badania. Wyjątkiem jest badanie nieletniej - wówczas obecność pielęgniarki jest obowiązkowa. Są też lekarze, który sami żądają obecności pielęgniarki i bez niej nie wykonają badania. A teraz gwóźdź programu - dlaczego tak się dzieje? Bynajmniej nie dlatego by chronić pacjentki. Lekarze chronią własne tyłki. Piszę o kraju, gdzie podawanie lekarza (każdego, nie tylko ginekologa, a także nauczycieli, współpracowników itp.) jest na porządku dziennym i niezłym sposobem na wyrwanie pieniędzy. Gdybyś sie orientował na jakiej zasadzie działają ubezpieczalnie, wiedziałbyś że chodzi nie o samo molestowanie (w znakomitej ilości wypadków wątpliwe), co o pieniądze. Mój mąż, który bynajmniej nie jest ginekologiem tylko psychologiem, również miał z tym do czynienia. Na szczęście dla niego okazało się, że pani która oskarżyła go o niestosowne zachowanie, ma swoim koncie wiele takich numerów (zakończonych dla niej fiaskiem, czyli brakiem odszkodowania) i do sprawy w sądzie w ogóle nie doszło, bo wycofała sprawę. Mnie osobiście tłok podczas grzebania w narządach rodnych nie jest potrzebny. Odwrotnie niż niektóre kobiety, osobiście czułabym się skrępowana właśnie tym, że w gabinecie jest dodatkowa osoba. Nigdy nie spotkałam się z ginekologiem który by się zachował niestosownie. A gdyby mi się taki trafił, poradziłabym sobie z nim sama ;) Przypadki molestowania trafiają się wszędzie. Czy nie poślesz swoich dzieci do szkoły? Przecież nie od dziś wiadomo, że wielu pedofilów szuka zatrudnienia w miejscach, gdzie mają nieskrępowany dostęp do dzieci. Nie róbmy paranoi. Bo skończy sie tak, jak w wielu zachodnich krajach o których piszesz, gdzie m.in. nagle okazuje podczas rozwodu, że połowa ojców \"molestuje\" swoje dzieci, a facet jest zboczeńcem bo poprosił koleżankę o numer telefonu.
  6. niclas - ile jeszcze będziesz roztrząsał temat? Masz kompleksy (sam to przyznałeś) to je lecz, a nie zadręczaj żony swoją paranoją. Cały czas twierdzisz, że chodzi o kwestie zaufania, szczerości itp. Prawda jest taka, że masz wydumany problem i usiłujesz go na siłę zracjonalizować. Proponuję założyć temat "Jestem zazdrosna o proktolożkę mojego męża". Gwarantuję, że faceci, o ile sie pojawią na topiku (bywalec na pewno), wyśmieją go z góry do dołu. Co Ty powiedziałbyś zonie, gdyby stwierdziła że jest zazdrosna o fakt, że lekarka grzebie Ci w dupie szukając hemoroidów?
  7. Bywalcu, sęk w tym że bez dowodów - konkretnych dowodów popartych wynikami badań - dyskusja nie będzie sie rozwijała i każdy z uczestników będzie w kółko gadał to samo, tyle że w innej formie ;) Gdybać można do upojenia, to jest net gdzie każdy może powiedzieć co mu sie podoba używając 10 nicków, pisząc nieprawdę itp., niestety, nie jest to miarodajne. Nie obraźcie się panowie, ale to JEST bicie piany.
  8. Napisałam już wcześniej, ale powtórzę. Nie uważam żeby męska zazdrość o ginekologa była normalna, ale też nie jest jakaś potworna patologia, póki okazywanie zazdrości nie jest uciążliwe, a sama zazdrość nie przybiera formy obsesji. Jeśli do faceta nie docierają pewne argumenty i nadal czuje zazdrość, ma dwa wyjścia: 1. Pogodzić sie z tym, w końcu kobieta do ginekologa nie chadza co tydzień, raz na rok można pocierpieć z zazdrości ;) 2. Powiedzieć partnerce o swojej zazdrości i poprosić ją (nie żądać) by rozważyła zmianę ginekologa. Wszystkie inne rozważania w tej dyskusji uważam za absurdalne. Doszukiwanie się ukrytych powodów dla których kobiety wolą mężczyzn ginekologów, dlaczego lekarze wybierają taka specjalizację itp. to zwykle bicie piany nie poparte niczym konkretnym. Za największy absurd uważam propozycję zainicjowania PRZEZ KOBIETĘ rozmowy o tym, czy partner aby nie jest zazdrosny o lekarza. Równie dobrze \"na wszelki wypadek\" mogłabym zapytać męża czy nie jest zazdrosny o to, że fryzjer bawi sie moimi włosami. Podaję to jako przykład, bo tak się składa, że mój mąż b. lubi moje włosy i dotykanie ich sprawia mu przyjemność. Rozumiem że np. fetyszysta mający bzika ma punkcie damskich stóp może być zazdrosny o sprzedawcę obuwia - tylko czy to jest powód żeby żonie zabraniać wizyt w sklepie z butami gdzie jest męska obsługa? :D Podobnie jak w przypadku ginekologa, nie ma w tym nic erotycznego. Podejrzewam że MOŻE się zdarzyć że sprzedawca jest fetyszystą (pamiętacie Seks w wielkim mieście? ;) ) który podnieca się na widok moich stópek, ale wówczas ja z takiego sklepu wychodzę i kupuję buty w innym, uprzednio zgłaszając gdzie trzeba że mnie molestowano. Mogę również założyć (nigdy nic nie wiadomo ;) ) że (pod warunkiem że sprzedawca nie zachowuje sie obleśnie) byłabym całą sytuacją rozbawiona :D Jestem jednak na 100% pewna że NIE dałabym się wciągnąć w sytuację stricte erotyczną ze sprzedawcą fetyszystą w dwóch powodów: 1. Jestem mężatką i choć uważam chęć podobania sie innym mężczyznom oraz zwykły, niezobowiązujący flircik za niewinny, to doprowadzanie do sytuacji erotycznej z kimś innym niż mój mąż nie jest w moim stylu. 2. Do sklepu z obuwiem idę po buty, a nie na podryw. Identycznie jest z ginekologiem. Po prostu robicie panowie z igieł widły. A tak na marginesie, ja również podejrzewam że obu panów (o ile jest ich faktycznie dwóch) podnieca całe to gadanie gadanie ginekologiczne i wpuszczają nas w maliny ;)
  9. Skoro zdaniem autora topiku niecne powody decydują o wyborze specjalizacji przez mężczyzn ginekologów, to uprzejmie zapytuję - co w takim razie z kobietami ginekologami? Są lesbijkami? :D Idąc dalej tym tokiem rozumowania: pediatrzy to pedofile? Proktolodzy to maniacy seksu analnego? Faceci androlodzy to geje? Co w takim razie z alergologami??? :D Zabawny topik, choć głupi jak but z lewej nogi. Szanuję zdanie innych ludzi, ale problem jest mocno wydumany. W życiu nie spotkałam faceta, dla którego fakt że jego kobieta chodzi do faceta ginekologa byłby problematyczny, choć nie uważam że jest to niemożliwe. Jak już kilka osób napisało - jest to LEKARZ. Lekarz, który naprawdę ma co innego w głowie niż podniecanie się widokiem narządów płciowych, w czasie wizyty zresztą wyeksponowanych w mało atrakcyjny erotycznie sposób. O tym że pacjentkami bywają kobiety w widocznej ciąży, z grzybicami i innymi infekcjami, nowotworami narządów płciowych itp. już nie wspomnę. Czym do cholery tu się podniecać? Jasne, zgadzam się że zboki trafiają się pewnie i wśród ginekologów... tylko z tego nic nie wynika. Zboczeńcy trafiają się wszędzie, a lekarza którego podejrzewamy o zboczenie zawsze można zmienić. To że kogoś interesuje kobiecy układ rozrodczy nie znaczy automatycznie. że podnieca go widok każdej, za przeproszeniem, pipki na fotelu ;) Układ rozrodczy to nie tylko wargi sromowe i wejście do pochwy. Reasumując - jeśli mężczyźnie przeszkadza to że jego kobieta chodzi do faceta ginekologa, to ma problem i powinien pogadać o tym z żoną, ale robienie z tego wielkiej ogólnoludzkiej sprawy to moim zdaniem absurd. Jak widać po wypowiedziach w topiku, dla znakomitej większości osób nie ma w ogóle o czym gadać.
  10. onaIEJJEJDS -> w ciąży absolutnie nie wolno się odchudzać. Zostaw to na potem. Twoja waga nie jest wcale tak duża by trzeba było drzeć szaty :) Pilnuj tylko żeby dużo nie przytyć i będzie OK. Ogranicz pieczywo, jedz 2 kromki dziennie, ale z pełnoziarnistej mąki. Oprócz tego dziennie niewielka porcję np. owsianki, brązowego ryżu, kaszy gryczanej. Odstaw słodkie owoce, w zamian jedz warzywa, te mączyste jedz rzadziej. Mięso najlepiej chude, kurczak, indyk, chuda wołowina i cielęcina. Wieprzowina jest niewskazana, podobnie tłusty drób, czyli kaczka i gęś. Wędliny to w większości syf nafaszerowany wodą i chemią, polecam upiec np. pieczeń wołową i jeść na zimno do kanapek. Smaczne i zdrowsze od kupnych szynek i kiełbas. Polecane są też jogurty. Oraz sery (ale niewiele bo są tłuste, wyjątkiem jest chudy lub półtłusty twaróg). Jak nie przepadasz za nabiałem to uzupełniaj wapń suplementami, płód potrzebuje wapnia do budowy szkieletu i zębów. Sporo wapnia jest w niektórych owocach i warzywach, są w necie tabelki, poszukaj. Słodycze odstaw zupełnie, nie ma z nich żadnych korzyści prócz dodatkowych kalorii, które teraz nie są Ci aż tak potrzebne. Nie rezygnuj całkiem z tłuszczów i węglowodanów, są potrzebne Tobie i dziecku. Tłuszcze zwierzęce ogranicz jednak do minimum, w zamian kup dobrą oliwę z oliwek. Zamiast masła do smarowania pieczywa - chudy serek homogenizowany. Możesz też jeść jajka, jak nie masz problemów zdrowotnych to kilka tygodniowo śmiało wsuwaj :) Cholesterol jest potrzebny dla płodu, ważne tylko żeby nie przesadzać. Ja na takiej diecie schudłam kilkanaście kilo w parę miesięcy, zaczęłam się odchudzać gdy synek miał pół roku. Ty jednak nie możesz aż tak sie ograniczać, bo jednak te 12-15 kilo musisz przytyć - to jest waga dziecka, łożyska, wód płodowych, zwiększonej ilości krwi w organizmie i powiększonych piersi.
  11. Niby jak mogła dziecku uszkodzić kręgosłup? Przecież dziecko było podtrzymywane. W USA sadza się się na kolanach nawet noworodki, widziałam na własne oczy w szpitalu i robiły to położne, a pozycja leżąca w której kręgosłup jest całkiem wyprostowany jest uważana za nienaturalną. Mnie pediatra powiedział że jeśli dziecko w nocy śpi na płasko to w dzień może spać w leżaczku. Dodatkowo amerykańskie matki prawie wcale nie podtrzymują niemowlakom główek gdy je noszą, jeżeli tylko się dzieckiem nie szarpie i nie wykonuje gwałtownych ruchów to ani głowa nie odpadnie ;) ani kark nie pęknie. Wszystko z umiarem oczywiście, żadna przesada nie jest dobra. Choć muszę przyznać że nie wszystkie nowinki były dla mnie do zaakceptowania. Zwyczaj niezasłaniania dzieciom uszu gdy tylko nie ma wiatru mnie przerósł :) Gdy wychodziliśmy ze szpitala było dość mroźno. Mój mały miał czapeczkę z bawełny zakrywającą uszy, wiązaną pod bródką, na to cienką wełnianą czapkę. Dwoje innych noworodków niesiono do samochodów w cieniutkich bawełnianych czapeczkach niezakrywających uszu. Myślałam że mam do czynienia z beztroskimi matkami, dopiero potem na spacerach zobaczyłam że to norma.
  12. Amber, nikt nikomu nic nie narzuca, a już na pewno nie ja. Weszłam na topik bo mnie zainteresował, pogrzebałam w necie, znalazłam parę niepokojących informacji i zdecydowałam sie nimi podzielić. Każdy z tymi informacjami zrobi co uważa. W żadnym miejscu nie odradzam stosowania metod Huldy Clark. Odnośnie Burzyńskiego: budzi on kontrowersje nie z powodu samego działania jego leku, co sposobu jego rozprowadzania i utarczką z FDA. W necie jest mnóstwo informacji na ten temat, niestety, głównie na stronach anglojęzycznych. Sam Burzyński przyznał w jednym z wywiadów że zarabia ok. 10 mln dolarów rocznie na produkcji leku, więc na przeprowadzenie badań pod okiem FDA miałby pieniądze. A nawet gdyby zdecydował że nie chce sam tego finansować (do czego ma pełne prawo) mógłby poszukać sponsorów. Chodzi o naprawdę gruby szmal gdyby badania kliniczne wykazały że lek jest skuteczny, więc na 100% sponsorzy by się znaleźli. I to w zasadzie jedyna rzecz która mnie odrzuca od samej postaci Burzyńskiego. Chce uchodzić za zbawcę ludzkości a jednocześnie swoim zachowaniem blokuje dostęp do leku milionom chorych. Robienie z każdej kontrowersyjnej sprawy spisek dziejowy jest niezdrowe. FDA nie jest bez winy w sprawie Burzyńskiego, ale jednocześnie jest to potrzebna instytucja działająca na rzecz pacjentów. Nie róbmy z niej potwora który marzy tylko o tym by zamknąć dziób każdemu propagatorowi metod niekonwencjonalnych. To właśnie FDA pilnuje by szarlatani nie sprzedawali zdesperowanym ludziom cudownych \"leków\" i jest prawdziwym utrapieniem dla firm farmaceutycznych, które jak ogólnie wiadomo myślą nie tylko o dobru chorego. A teraz, ponieważ topik zmierza w niechcianym przez niektórych kierunku, zmykam z niego ;) zanim mnie zlinczują.
  13. iza111 -> http://www.burzynskiclinic.com/ph/clinical-trials-antineoplastons.htmll Dr Burzyński miał problemy gdyż nie mógł dojść do porozumienia z FDA (Food and Drug Administration - jest to organ zajmujący się dopuszczeniem leków do obrotu w USA). Sama jego metoda jest kontrowersyjna i wg. wielu naukowców nie działa, wg. innych sprawa nie jest tak oczywista i wymaga dalszych badań. Na niekorzyść tej sprawy działa fakt, że badania były też prowadzone poza USA (w Japonii), więc automatycznie skreśla podejrzenia o wpływ FDA na przedstawienie wyników . Jego proces nie miał nic wspólnego z tym czy jego metoda działa czy nie. Moim zdaniem nie udowodniono na 100% że jego lek to ściema. Na jej korzyść przemawiają następujące fakty: - Burzyński nie twierdzi że wynalazł cudowny lek który działa na każdego, sam przyznaje że wyleczył trochę więcej niż połowę chorych którzy się do niego zgłosili. - do jego badań nie można się przyczepić pod względem naukowym, choć są doniesienia że coś ostro poprzekręcał, świadomie czy nie. W przeciwieństwie do metod Huldy Clark, która nie dość że nie potrafi poprawnie napisać nazwy pasożyta którego oskarża o powodowanie raka, to w dodatku \"zapomina\" że pasożyt występuje tylko w Azji. Nie mogę nigdzie znaleźć informacji jakoby Burzyński przeniósł się do Europy, wręcz przeciwnie, z tego co wyczytałam nadal prowadzi klinikę w USA.
  14. Ja pisałam wyłącznie o Huldzie Clark, a nie ogólnie o medycynie alternatywnej, której jestem zresztą zwolenniczką. Nie znaczy to że będę bezkrytycznie łykała każdą bzdurę tylko dlatego że zalicza się ją do metod alternatywnych. Hulda Clark w swojej książce pisze po prostu głupoty i nie trzeba nawet być lekarzem żeby stwierdzić że albo ma nierówno pod sufitem albo oszukuje ludzi (choćby historia z przywrą wątrobową która jakoby powoduje raka czy jej metody \"diagnozowania\" raka). Staram się zawsze poznać metodę którą mam stosować. Prawie każda ma sceptyków i to jest normalne, nawet gdy chodzi o medycynę konwencjonalną. W przypadku Huldy Clark to nawet nie sceptycyzm co wyśmianie jej wiedzy. Przecież wyniki jej \"badań\" w ogóle nie mogą być brane pod uwagę jako naukowe, bo nie spełniają podstawowych kryteriów pracy naukowej. Nikt jej też kłód pod nogi nie rzucał, wystarczy poczytać za co miała proces i w jaki sposób do niego doszło. Medycyna alternatywna w USA ma się całkiem dobrze i robi się na niej kolosalne pieniądze, a jednak nie każdemu propagatorowi wytacza sie proces o oszustwo.
  15. Dr Burzyński NIE został oskarżony o oszustwo, to jest różnica :)
×