Kuk
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Kuk
-
Psikulcu! Wspanialych wiadomosci ciag dalszy! :) BArdzo sie ciesze, ze tak dobrze sie czujesz - nalezy ci sie jak psu zupa po tym co przeszlas! :) I fajnie, ze jestes w takiej wysmienitej formie psychicznej - cos jakby euforia poporodowa ;):) No tak - Olek delikates po Zuzie to jet wyzwanie, ale jestem pewna, ze sprostacie mu z umiechem na ustach :) Wzruszylam sie bardzo opisem przywitania maluchow. Szkoda, ze nie przyszedl mi do glowy pomysl z prezentem. Byc moze zlagodziloby to troche zazdrosc pomiedzy rodzenstwem, bo mamy teraz troche klopotow z tym zwiazanych. Czekam z ogromna niecierpliwoscia na fotki malego Olka i Zuzy oczywiscie rowniez! :) Co do mobilnosci Jaska, to ja sama jestem nia zdumiona. Jak pisalam Ania i Franio zaczynali znacznie pozniej. Ma to swoje dobre i gorsze strony. Dobra to to, ze Jasiek rozwija sie znakomicie i daje nam wszystkim mnostwo radosci. Gorsza zas, to to, ze nie mozna go sposcic z oczu ani na sekunde. W ciagu pol minuty przebywa droge z jednego konca domu na drugi, wsadza lapki wszedzie tam, gdzie nie powinien, gmera w kablach, bierze do buzi i zuje wtyczki i kable... Wciska guziki, kreci pokretlami i wyciaga z szafek co sie da!!!!!!!! Wlos sie jezy na glowie! Dzis rano zrobil cos, co sprawilo, ze wszyscy smielismy sie przez piec minut. Podpelznal cichutko, niezauwazony pod wysokie krzeslo, na ktorym Ania siedziala jedzac sniadanie i zaczal laskotac ja w gole, dyndajace nad podloga stopy. Ania nie zorientowala sie z poczatku co sie dzieje, bo krzeslo stalo przy wysokim stole-wyspie w kuchni, ktorego blat calkowicie zaslanial Jaska. Najpierw oganiala sie od niego ocierajac noge o noge a potem zdala sobie sprawe z tego, ze cos ja "atakuje" od spodu i zaczela krzyczec w nieboglosy. Wtedy dopiero wychylilam sie i zobaczylam co sie dzieje i smiechom nie bylo konca. Nie musze chyba dodawac, ze najbardziej sytuacja ubawiony byl Jasiek... ;)
-
Nastka szamanka ;) Dziewczyny - odzywajcie sie! Ja siedze cicho, bo jakos tak stracilam impet w ostatnim czasie. Goraco, ze ledwie dychamy (choc leje i tutaj od czasu do czasu). Mysle o wakacjach, ale wydaja mi sie one na razie czyms odleglym o lata swietlne. Jedziemy na Sardynie w drugiej polowie sierpnia. Do tej pory usmazymy sie chyba na skwarki w miejskim upale... Nie wiem juz czy Wam pisalam, ale nasza niania jest w ciazy i postanowila nie wracac po porodzie do pracy. Jestem wiec na etapie poszukiwania jej nastepczyni. Kiepsko mi idzie, bo chociaz juz wlasciwie znalazlam, wciaz mam wrazenie, ze to przeciez nie to. Jak ja mam zostawic trojke dzieci i dom w rekach kogos, kogo pierwszy raz widze na oczy???? Jakos latwiej do tego podchodzilam tych kilka lat temu. Moze nie bez znaczenia byl fakt, ze Agnieszka jest Polka a nowa Pani pochodzi z Rumuni??? Jednak co kraj to obyczaj... A co u Was? Co beda w wakacje porabiac Wasze maluchy? My mamy jedynie trzy tygodnie urlopu, a szkoly zamykane sa na 2,5 miesiaca... Na razie w planach tydzien wakacji z dziadkami nad morzem (Ania i Franio) i po dwa tygodnie polkolonii letnich w miescie dla obojga. Zostaje tydzien lipca, tydzien siepnia i dwa tygodnie wrzesnia do zagospodarowania... W takich wypadkach z zazdroscia mysle o sobie samej z dziecinstwa, ktora wszystkie tego typu "dziury" wakacyjne spedzalam po prostu u dziadkow na wsi! I jeszcze mala przechwalka :) Jasiek chodzi!!! W ciagu tygodnia odkryl sposob na raczkowanie, nauczyl sie wstawac i przemieszczac po calym mieszkaniu - troche na czworaka a troche chodzac przy meblach. Widze, ze wszystko w jego przypadku przebiega calkiem inaczej niz u Ani i Frania. Uczy sie w mig i "niestety" jest tez znacznie bardziej ciekawski i aktywny. Znudzily go juz wszystkie zabawki z cyklu "wrzucanie i wyjmowanie klockow" i teraz to niskie szafki, ktorych istnieniem nie interesowali sie Franek i Ania, sa teraz obiektem jego uwaznej ekspolaracji... A juz pokretla i guziczki radia, dvd i amplifikatowa to jest TO!! Wczoraj przylapalam go cwiczacego ...podciaganie sie ze zwisu na blacie stolika! Jasiek ma widac niezwykle mocne miesnie ramion, pomimo, ze jest raczej szczuply i lekki. Zauwazyl, ze jesli trzymajac sie tegoz blatu podkurczy nogi i pupe do gory, moze hustac sie na rekach... Wciaz zastanawiam sie jak do tego doszedl, bo wydaje mi sie, ze to nie calkiem normalne odkrycie jak na ten wiek. Rosnie nam maly akrobata ;););)
-
Shallaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Wspaniala, cudowna nowina!!!!!!! :):):):)!!!! Sciskamy goraco i bardzo, bardzo sie cieszymy!!!! Psikulcu i dla Ciebie raz jeszcze, tym razem na Kafeteryjnym forum najserdeczniejsze gratulacje, calusy i usciski!!!!!!!!!!!!! Jak dobrze, ze wszystko dobrze sie skonczylo! Bylas ogromnie dzielna! :):):):):) ! Dziewczyny - serce mi rosnie dzieki Wam! I dobrze, bo ostatnio strasznie sie skurczylo z zalu. Matka natura jest jednak wspaniala i niezastapiona w wypelnianiu prozni! Caluje! Wasz Kuk
-
Dziewczyny Kochane, nie mialam pojecia, ze sytuacja jest az tak dramatyczna! Dopiero po dzisiejszym mailu Karenki zajrzalam do internetu i wlos zjerzyl mi sie na glowie! Kochane - trzymam kciuki za to by wszystko jak najszybciej wrocilo do normy i by straty byly jak najmniejsze. Strasznie mi przykro. Trzymajcie sie dzielnie - zwlaszcza Ty Psikulcu!!!! Nie denerwuj sie i opracuj sobie moze jakis plan awaryjny na wypadek gdyby Twoj nie mogl akurat dojechac z pracy... Sciskam mocno! Kuk
-
Hej! Wysmarowalam do Was wczoraj dlugasny wpis ale wysylalam go w pospiechu i widze, ze nie dotarl... Elffiku - napisalam maila, ale jeszcze raz - super sloniki i supek Amleka!!!! :) To musi byc ogromna frajda zobaczyc po jakims czasie jak maluszek, ktoremu w jakis sposob kibicowalas i w ktorego "inwestowalas" swoja prace zamienia sie z brzydkiego kaczatka w labedzia! :) Masz prawdziwa pedagogiczna dusze i serce! :):):):) Co do podpatrywania skowronkow natomiast, to badz baaaardzo dyskretna. Bedac dzieckiem robilam to samo rok rocznie z sikorkami, ktore wily sobie gniazdko w niszy muru naszego domu. Nisza byla zamykana na mini drzwiczki i wystawal z niej jedynie kran of hydrantu. W dziurce za drzwiczkami sikorki mialy swoje gniazdko, w ktorym co roku skladaly jaja. Asystowalam im dzielnie ale, pomimo absolutnego zakazu ze strony rodzicow, nie wytrzymywalam napiecia i na etapie, gdy piskleta uczyly sie latac, wyciagalam je czasem z gniazdka i ... pomagalam w tych lekcjach. Wspominam to jako jeden z najwiekszych grzechow dziecinstwa i bardzo wdzieczna jestem sikorkowym rodzicom za to, ze nie porzucily nigdy gniazdka i pisklat pomimo mojego glupiego zachowania... Druga przygoda tego rodzaju spotkala mnie trzy lata temu kiedy w naszym swierzo zalozonym ogrodzie szpaki zalozyly sobie gniazdo za ogromna donica oslonieta drewnianym panelem. Dokarmialam te parke szpakow miesiacami i bylam przeszczesliwa, ze do nas przylatuja, ale nie mialam pojecia o gniezdzie, Dowiedzialam sie o nim dopiero, kiedy o mal nie zatopilam gniazda razem z malenkim szpaczkiemw srodku!!!! :O Ktorejs letniej nocy, kiedy normalni ludzie raczej spia, a miej normalni podlewaja ogrod rozkoszujac sie cisza i zapachami, uslyszalam dziwne dzwieki - ni to szamotanie ni popiskiwanie, wydobywajace sie z krzakow hortensji. Obejrzalam je dokladnie, ale nie znalazlszy nic i nikogo pomyslalam, ze sie przeslyszalam. Skonczylam podlewanie i usiadlam sobie na fotelu by podumac jescze chwile. Bylam naprawde cichutko od dluzszej chwili, kiedy uslyszalam to znowu - cos jakby szamotanie sie czego/kogos w krzakach. Przynioslam z domu latarke i dopiero z jej pomoca odkrylam, schowane pomiedzy donica a murem gniazdo z jednym malenkim MOKRYM JAK NIEBOSKIE STWORZENIE szpaczkiem w srodku! Boze, poczulam sie jak ostatnia zbrodniarka! Zdalam sobei sprawe z tego, co przezywac musiala biedna szpacza rodzina dzien w dzien, gdy z rozkosznym uporem zatapialam ich gniazdo nieswiadoma jego istnienia! Rzecz jasna, od tej pory, hortensje podlewalam wylacznie konewka, celujac do donicy i maly szpaczek mogl dalej rosnac w spokoju. Coz z tego, jesli szpacza rodzina nie zalozyla wiecej gdniazda w moim mini ogrodku :(:(:( Czy pisalam Wam, ze mamy w domu dwa zolwie wodne???? Prezent od... zganijcie kogo - oczywiscie mojej ulubionej tesciowej. Zolwie zyja na razie w mini aqua terrarium w pokoju dzicinnym ale rosna w takim tempie, ze chyba niedlugo bede musiala poszukac i nowego domu! Na razie zastanawiam sie jak zareagowalyby na wakacje spedzone na wolnosci w ogrodku?
-
Elffiku! Oczywiscie czekam z niecierpliwoscia na relacje i zdjecia z przedstawienia!!!!!!!!! :):):)
-
Mysh, Psikulcu! - wielkie brawa dla Poli i Zuzy!!! Nic na to nie poradze, ale wychodzi mi jak drut, ze jednak dziewczynki sa jednak o niebo sprawnijsze! :) Ja pisalam o Franku, ze potrafi ale mu sie nie chce, ale chyba nie napisalam nigdy, ze Ania potrafi - no mniej wiej tak jak Zuza i Pola i ... bardzo jej sie chce :). Wlasciwie ma jedynie problem ze sciaganiem obcislych koszulek z dlugim rekawem i wiazaniem butow. Reszte robi sama, choc zajmuje jej to jednak sporo czasu, ktorego ja czesto nie mam. W rezultacie samodzielne ubieranie uprawiamy w weekendy i i wieczorami - w pizame. Co ciekawe - Ania tak jak Pola przyklada ogromna wage do tej samodzielnosci i denerwuje ja strasznie moja poranna pomoc. Ostatnio Franek nazwal ja nawet "Zosia samosia", bo jak tamta powtarza wciaz "ja sama, ja sama" ;) Nie wypowiadam sie na temat tego co medycyna chinska sadzi o seksie w ciazy, ale musze powiedziec, ze chinskie rady Shalla odnosnie walki ze spadkiem formy byly strzalem w 10! :) ! Zgadzam sie tez w pelni z Elffikeim odnosnie kredek. Tu funkcjonuja kredki marki Giotto - takie wlasnie jak przez nia opisane - tj. miekkie w srodku i oprawione w drewno. Sa nieco drozsze i wymagaja specjalnej temperowki (sa bardzo grube), ale 10 razy trwalsze niz te typu bambino. Kupilam ich podwojny zestaw dla Franka ze trzy lata temu i uzywamy ich do dzisiaj (2-3 razy w tygodniu). Nie lamia sie i w tej chwili sa stemperowane mniej wiecej do polowy... Mysh - wyklejanki to super zabawa. Ja kupuje za kilka Euro cala ryze kolorowych papierow formatu A4 (w jednej ryzie znajduja sie kolory czerwony, rozowy, zolty, niebieski i zielony. Do tego wyrywam strony z kolorowymi zdjeciami z magazynow (dobre sa zwlaszcza wnetrzarskie;)) i robimy kolaze. Franek jest w tym zdecydowanie lepszy niz w rysunkach. Postaram sie przeslac jakies zdjecia niebawem. Na koniec jeszcze sprawozdanie meteo - deszcz, deszcz i deszcz... :(:(:( Drugi dzien antybiotyku na angine u mnie i kolejny nawrot przeziebienia z goraczka u Jaska :( Grrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr! Sciskam i zycze milego weekendu wszystkim - na zlosc deszczowi! :)
-
Ten Islandzki wulkan przypomnial troche Europejczykom, na czym polegaj prawa natury. Miejmy nadzieje, ze na tym sie skonczy... Karenko - tu drzewa niby sie zazielenily, ale niebo wciaz jest wstretne i szare - choc nie z powodu wulkanu... Naprawde ciezko nie byc w tych warunkach meteopata! Ja wciaz o pilatesie mysle, ale na razie tylko mysle... ;) Chyba dopiero po wakacjach. Na razie jakos plecy minimalnie odpuscily. Tzn. stekac stekam - zwlaszcza gdy wstaje po dluzszej nasiadowce, ale przynajmniej chodze normalnie :) Tytulem pocieszenia dla Karenki - Franek nalesniki smazy chetnie, ale namowic go by ubral sie samodzielnie, to naprawde duuuuuza sztuka! Potrafi to (klopot tylko z wiazaniem sznurowadel) ale wcale mu sie nie chce... Na razie stosuje metode Myshy - na wszystko przyjdzie czas i tylko modle sie, by czas przyszedl zanim Franek pojdzie do szkoly...
-
Psikulcu - uwazaj na siebie!!!! A tego sportu raczej sie nie zapomina... ;)
-
Dziewczyny! FRANEK NAUCZYL SIE PODRZUCAC NALESNIKI NA PATELNI! Szkoda, ze nie widzialyscie jego miny kiedy zdobyl sie na odwage i za pierwszym razem nalesnik opadl idealnie przekrecony i na srodek patelni! Byl tak dumny i szczesliwy, ze prawie spadl z krzesla, na ktorym stal!!!!!!!! Cieszylismy sie wszyscy tak, jakby zdobyl zloto olimpijskie na 100 m.!!!!!!!!!!! :):):) Potem probowal jeszcze wielokrotnie i zwykle mu sie udawalo ale nigdy az tak idealnie. A swoja droga - ciekawe ile powodow do dumy moze dostarczyc wykonywanie zwyklych czynnosci domowych ;) W ogole to gotowanie razem to naprawde super zabawa. Wczoraj gotowalismy juz we trojke :) Jasiek siedzial w krzeselku przypietym do stolu i kibicowal walac malym drewnianym walkiem w pokrywke. Ania mieszala mikserem ciasto i smarowala nalesniki nadzieniem (zjadajac polowe z plastikowego noza) a Franek robil reszte. Jak tak dalej pojdzie, za rok bede mogla usiasc na kanapie a nalesniki same podjada mi pod nos ;):):):)!
-
Psikulcu niedobry - czemu nie przypomnialas starym ciotkom sklerotyczkom o urodzinach Zuzy! ;) Tysiac calusow, usmiechow i spelnienia najpiekniejszych dzieciecych marzen od rodziny Kukow dla naszej pieknookiej Zuzy! :):):) ! Karenko! Witaj. Cos czuje, ze jednak juz z Rzymu, prawda? ;) Nie dalam sie sklonowac, tylko nie mam ostatnio pracy a w takich momentach robie sie nerwowa i szukam nowych zajec. Zreszta moja dzialalnosc klubowa - choc wyplywajaca z potrzeby serca i ducha i czystej przyjemnosci, to poniekad cos, co sluzy mojej pracy. Zasady etyki zawodowej zabraniaja prawnikom reklamy, wiec fakt, ze jak najwiecej osob w tym miescie dowie sie o istnieniu polskiego prawnika w takiej a takiej kancelarii moze poniekad sluzyc mojej pracy ;););) zartuje oczywiscie, choc nie do konca. Kto zna Wlochy i Wlochow wie, ze w tym kraju prawie wszystko zalatwia sie przez "z polecenia rodziny lub przyjaciol". Im dluzej tu jestem tym bardziej mnie to razi, ale tak wlasnie jest. Na gimnastyke korekcyjna jeszcze nie chodze. Bylam na dwoch masazach, ale nie odczulam po nich zadnej poprawy, wiec rozgladam sie wlasnie za pilatesem w godzinach lunchu... Sciskam Was mocno! Kuk
-
Czy uwierzycie, ze deszcz nie przestaje padac u nas od niedzieli? Jesli przestaje to byc moze w nocy, bo w dzien leje naprawde non-stop! Nie jest to ani mzawka ani fajna majowa ulewa z burza i piorunami, tylko smetny listopadowy deszcz... Trzeba duzej sily ducha zeby nie popasc w depresje! W ramach walki z ta ostatnia wlasnie, wybralam sie dzis rano na spotkanie Miedzynarodowego Klubu Kobiet w Turynie. Bylo to moje drugie spotkanie i musze przyznac, ze poznalam tam mase fajnych kobiet przeroznej narodowosci i wieku. To co je laczy to fakt, ze przybywszy do tego miasta (z przeroznych powodow i w roznych okresach), czuly sie w nim z poczatku strasznie samotne. Pamietacie moje lamenty na ten temat sprzed kilku lat?? Teraz moge sobie tylko pluc w brode, ze nie znalazlam tego miejsca wczesniej!!!! Jest tu grupa dla matek z dziecmi - spotykajaca sie w przeroznych konfiguracjach kilka razy w miesiacu. Jest grupa czytelnicza, grupa filozofek amatorek, grupa uprawiajacych sporty, grupa wycieczkowa, grupa kulinarna, grupa zainteresowanych historia sztuki, grupa artystek, grupa teatralna i mnostwo innych grupek spotykajacych sie ot tak dla przyjemnosci lub cwiczenia jezyka angielskiego lub wloskiego... Klub dziala juz od 50 lat i jest nieprawdopodobnie wrecz aktywny! Liczy sobie ok 250 formalnych czlonkin i mnostwo niezrzeszonych sympatyczek. I ja mieszkajac w Turynie od ponad szesciu lat NIE MIALAM O TYM WSZYSTKIM POJECIA!!!!
-
Psikulcu - wspolczuje serdecznie... Jak dobrze, ze masz tych dziadkow! A moze mogliby Zuze zabrac do siebie na kilka dni? Trzymaj sie dzielnie i pamietaj o priorytetach w tej chwili! Shalla - ja tez chetnie mialabym juz ospe za soba, ale bardzo nie chcialabym, zeby Jasiek zlapal ja nieskonczywszy nawet roku. On ma bardzo wrazliwa skore i drapie sie jak nieszczescie pomimo, ze paznpokcie obcinamy co drugi dzien. Ma np. wiczenie krwawe strupy w uszach :( Pediatra ogladal go juz pod katem grzybicy i uczulenia i mowi, ze ic nie widzi! Ja mysle, ze to mozliwe, bo sama mam takei straszne napady swedzenia z byle powodu cale zycie. W dziecinstwie czochralam sie tak strasznie, ze moja Mama zawiozla mnie przerazona na wizyte do Nurologa i zrobila badania pod katem ...choroby Swietego Wita! ;););) Zreszta masz racje - co ma byc to bedzie. Od tygodni jest tak, ze wciaz odnotowujemy nowe zachorowania wsrod dzieci, ktore "poprzedniego dnia" bawily sie z naszymi dziecmi. I nic! Ni wiem juz co o tym sadzic. A ten wspomniany przez Psikulca zakaz mycia sie przy ospie to jakis horror! Nie pamietalam o tym! Czy teraz tez tak jest? Mysh - jezdzij koniecznie czesciej nad to morze jesli mozesz! Jod, szum fal, bieganie na bosaka po piasku - toz to samo zdrowie i dzika radosc! A teraz apropos' kawy Jaska. Widac kulinarne geny buzuja w naszym Franiu jak wulkan, bo gotowanie to jego prawdziwa, wielka pasja! Porzuci najlepsza zabawe by asystowac nam w przygotowaniu posilkow i nie ma praktycznie dnia by, po powrocie do domu, nie zanudzal mnie prosbami, by mogl cos sam ugotowac. Ostatnio ustalilam nawet zasade, ze gotujemy tylko raz w tygiodniu, bo pozostala dwojke dzieci trudno jest zaangazowac w te zabawe. Do Franiowych dan popisowych naleza: 1. nalesniki - sam robi juz ciasto i pilnuje nalesnikow by sie nie przypalily. Ja pomagam mu tylko troche w wylewaniu wlasciwej ilosci ciasta na patelnie, jego rozprowadzeniu i przekrecaniu na druga strone. Najwieksza ambicja Franka jest w tej chwili nauczyc sie podrzucania nalesnikow tak by przekrecily sie w powietrzu ;) 2. placuszki zwane grzybkami - robimy je razem, bo trudniej tu uchwycic proporcje, ale Franio sam oddziela zoltka od bialek, bije piane, uciera zoltko z cukrem i smazy wszystko na patelni. 3. sos pomidorowy do pasty - pierwszy sos pomidorowy zrobil chyba w wieku trzech lat :) Ja siekam tylko cebule, bo do tego potrzeba jednak ostrego noza. Cala reszte robi sam :) Kawe zbozowa Franek parzy sobie sam uzywajac do tego... kupresu do normalnej kawy, bo jak mowi, nie lubi kiedy plywaja mu w kawie fusy... Slowem - rosnie nam kolejny (po moim ojcu, bracie, tesciu i mezu) zawolany kucharz w rodzinie! :) Ja ogromnie sie z tego ciesze i popieram jego kulinarne pasje calym sercem. Co wiecej, wychodzac z zalozenia, ze lepiej oswajac niebezpieczenstwo niz go unikac, pozwalam mu zarowno uuzywac nozy kuchennych (zawsze w naszej obecnosci, z zachowaniem wszelkich zasad ostroznosci i rzecz jasna nie tych najostrzejszych) jak i ...obslugiwac kuchenke gazowa. Tu mowie od razu, ze Franek robi to w rekawicach i w mojej obecnosci a nasza kuchenka ma zabezpieczenie sprawiajace, ze gaz wylacza sie momentalnie w przypadku gdy zgasnie plomien. :P Ostatnio probujemy do naszych zabaw w gotowanie wlaczyc tez Anie, ktorej jednak zapal mija znacznie szybciej. ;) Z ciekawostek - czescia gotowania jest u nas obowiazkowe sprzatanie po sobie ;) Dzieci laduja wszystko do zmywarki i trzeba jedynie uwazac przed jej wlaczeniem, bo ostatnio zdarzylo im sie wlozyc do niej rowniez caly mikser (lacznie z baza i kablem ;);););)
-
Hej! Mysz- oczywiscie to Fiat Doblo! Czerwony! Ja jestem kompletny antytalent motoryzacyjny i o ile jakis samochod nie jest naprawde osmym cudem swiata (tak jak np. stary sportowy Spider albo niesamowity coupe cabriolet Ford Focus S389 zaprojektowany przez Pininfarine) to jest mi wszystko jedno jak wyglada i jak sie nazywa. Serio. Moja ignorancja w dziedzinie marek i modeli samochodow przeszla do legendy wsrod moich znajomych :) Co innego kolor! :) Czerwone Doblo jest naprawde przezabawne i sympatyczne. A przy tym - absolutna nowosc dla mnie - jadac nim czuje sie prawie jak papiez w papamobile! Ludzie odwracaja sie za nami na ulicy! Troche mnie to krepuje a troche bawi, ale mam takie mile wrazenie, ze wszyscy usmiechaja sie na widok tego samochodu :) Nic dziwnego wyglada jak wyjety z kreskowki Disneya! To natomiast co mnie "kreci" naprawde, to ilosc siedzen (Mysh - mamy dokladnie te same problemy!) i przestrzen w bagazniku!!!! I on to ma!!!! Sa takie cudowne zdjecia w katalogu tego samochodu, na ktorych widac, jak w jego bagazniku, poza bagazami i wozkiem dziecinnym, miesci sie...inny samochod! Jest to co prawda samochod zabawka, ale bardzo mnie ta reklama przekonala! ;) Wczoraj prowadzilam to cudo po autostradzie w drodze do domu i musze powiedziec, ze zaczynam chyba lapac bakcyla ;) A co do przewagi Fiata nad Volvo czy Peaugotem - nie bede sie wypowiadac! Powiem tylko, ze jako Polka i mieszkanka Turynu czulabym sie nie fair jezdzac samochodem innej marki ;):):) Dziewczyny, czy Wasze dzieci przechodzily juz ospe? Ja trzese sie ze strachu juz od miesiaca, bo mnostwo dzieci w naszym najblizszym otoczeniu choruje, a ja boje sie jej bardziej niz powinnam, bo sama przechodzilam ja w takiej formie, ze przez dwa miesiace lekarze walczyli o moje zycie. Wiem ze to glupie, bo przeciez nie jest to kwiestia dziedziczna, ale boje sie i tak :( Pocieszcie mnie jakos... Chcialam zrobic w ten weekend zdjecia mojego mini ogrodka (napracowalysmy sie z moja Mama i Franiem jak glupie, zeby przywrocic go do zycia po zimie i teraz zaczelo byc widac efekty), ale przez dwa dni lalo jak z cebra i woda odarla z kwiatow dwie moje napiekniejsze azalie i zamienila po raz n-ty trawnik w pole ryzowe!!!!!! :P:( Grrrrrrrrrrrrrrr!
-
Shalla, nie ma sie z czego smiac! Tu trzeba tupac i listy pisac! Tylko gdzie? Sluchajcie, wczoraj juz chcaialm to napisac, ale stwierdzilam, ze to jednak zbytna perfidia. Dzis jednak jestem w takim humorze, ze napisze... Widzicie te dziewczyne na zdjeciu powyzej (twarz w kolorze... hm, starego siodla?, przesadzony jasny makijaz i kwiatki dookola?) Przysiegam Wam, ze tak wlasnie wyglada moja tesciowa :):):) Tzn. Tak wygladala 50 lat temu, Teraz wyglada jednak prawie tak samo bo doskonale sie kobieta trzyma pod ta caloroczna opalenizna ;). Dokladnie ten styl. Az zaniemowilam widzac to zdjecie, bo myslalam, ze Ona jest jedna taka na Swiecie, a tu taka niespodzianka! Wiem - jestem podla, paskudna i niewychowana. Na swoje usprawiedliwienie ma tylko to, ze na to co mysle o mojej tesciowej pracowala ona ciezko przez dziesiec lat... A teraz bede sie cieszyc. Otoz ciesze sie jak glupia, bo dzis po poludniu odbieramy wreszcie nowy samochod - pasazerska wersje Dublo! Nie jest to moze szczyt elegancji - ludzaco przypomina bowiem woz strazacki - ale ile tam w srodku miejsca!!!!!!!!!!!!! Powiem szczerze - samochod poza sympatycznym pyskiem (troche jak z kreskowki) i zarowiasto czerwonym kolorem (postanowilismy utrzymac sie w konwencji strazackiej) jest raczej brzydki i malo stylowy. Ale po tych wszystkich latach upychania dzieci, siedzonek, wozkow i bagazy tak, iz uczyc moglby sie ode mnie maszyna do pakowania sardynek w puszki, szczytem moich marzen stal sie samochod klasy TIR lub przynajmniej Ikarus. No i mam swoja wymarzona furgonetke! Wlezie do niej siedmioro ludzi!!!!!!!!! i jeszcze zostanie sporo miejsca na bagaz. A teraz prosze Was serdecznie o to, byscie trzymaly za mnie kciuki. Nie pisalam o tym chyba, ale 10 lat temu po wypadku, w ktorym skasowalam samochod, zaczelam panicznie bac sie prowadzenia w miescie. We wrzesniu zeszlego roku postanowilam stawic wreszcie czola strachowi i wzielam kilkanascie lekcji jazdy, w czasie ktorych moj instruktor przewalkowal ze mna wszystkie moje typowo lekowe sytuacje. Od niedawna odwazam sie na jazdy po miescie z dziecmi na pokladzie, a teraz - majac bardziej bezpieczne auto - zamierzam wreszcie przelamac ostatni lek - jazde bez asekuracji w postaci instruktora lub meza przy boku. Nie musze Wam chyba pisac jak wazne jest dla mnie to, by moc samodzielnie poruszac sie z dzieciakami po miescie. Trzymajcie kciuki!!!!!!!!!!!
-
Taka kobyla a przeszla! Przepraszam Was za slowotok...
-
Shalla - no to mogila z tymi rekinami! Moj Franek przywital mnie dzis rano zadaniem by ...zabrac go na Ksiezyc! Probowalam ustosunkowac sie do tej prosby na powaznie tlumaczac mu, ze chwilowo podroz taka nie lezy w moich mozliwosciach, dopoki nie uswiadomilam sobie, ze chodzi mu jedynie o to, by zabrac go z przedszkola o 13.00! ("L'una" to po wlosku "godzina pierwsza" :):):)! Psikulcu - udusilabym rodzicow tej dziewczynki golymi rekami!!!! Ja w ogole mam ostatnio na bakier z ludzmi. Ciagle dusilabym kogos wieszal glowa w dol, cwiartowala i tak dalej. Mordercze instynkty mi wylaza. Cale lata pacyfistycznego nastawienia do Swiata i ludzi ida na marne :p Moze to przesilenie wiosenne (GDZIE TA WIOSNA PYTAM???????? PRZESILENIE JEST A JEJ ANI SLADU!!!!) a moze 40-tka. Mowia, ze charakter zmienia sie co 7 lat. A moj co 40-ci...? Nic to - ciesze sie bardzo, ze maluszek ma sie dobrze. A wazy faktycznie, ze hoho! Ania miala taka wlasnie wage urodzeniowa w 40 tygodniu! Poglaszcz brzuszek od nas! Shalla wspomniala moje przygody z Ania w brzuszku ja sama wole ich nie pamiętać! ;) Odpowiadajac na Twoje pytanie - tak, w ciazy jest Agnieszka. Duga Pani, ktora wpada do nas popoludniami jest po 50-tce i choc z tej strony mamy spokoj ;) Nie wiem jeszcze jak sobie poradzimy, zwlaszcza, ze zapowiada sie dobrze - w zeszlym tygodniu A byla w domu przez 3 dni w zwiazku z angina. Dzis poinformowala mnie, ze znowu boli ja gardlo... W sumie bonanza i astronomiczne koszty zwiazane z oplacaniem (stawek godzinowych) drugiej niani. Chce jeszcze zobaczyc jak to bedzie wygladalo przez nastepny miesiac ale nie stac mnie na placenie pelnej pensji i ubezpieczenia Agnieszce w sytuacji, w ktorej dodatkowo place 70 Euro dziennie drugiej niani... :( Dodajcie do tego zabkujacego Jaska z 40' goraczka, placzaca po nocach Anie (ktora nieustannie boli brzuszek, choc wyniki badan ma w normie) i epidemie ospy wietrznej w obydwu szkolach, do ktorych uczeszczaja moje dzieci, a zrozumiecie jak to jest mam jednoczesnie depresje i zadze mordu w oczach ;):P. Na poprawe nastroju opisze Wam historie, jaka zdarzyla mi sie dzisiaj. Po raz n-ty stwierdzilam, ze po 20-tym moja karta bankomatowa odmawia wspolpracy i stanelam przed przykra perspektywa udania sie na fizykoterapie bez pieniedzy w portfelu. W przyplywie geniuszu skonstatowalam, ze mam przeciez przy sobie 50 Funtow Sterlingow, ktore moge zamienic na Euro celem zalatania dziury w budzecie. Pocieszona tym odkryciem udalam sie wiec do pierwszego napotkanego banku (dla niewtajemniczonych - slowo bank pochodzi od wloskiego "banco" oznaczajacego ni mniej ni wiecej tylko stoisko - kantor wymiany walut). Samo wejscie do banku okazalo sie niebylejakim przezyciem, zwazywszy, ze aby dostac sie do srodka przecisnac nalezy sie przez (bardzo ciasna) przemyslna kabine w ksztalcie wciaz obracajacego sie walca o srednicy ok. 70 cm., bedaca z jednej strony bramka z wykrywaczem metali, z drugiej zas klatka, w ktorej zatrzaskiwany jest potencjalny zlodziej/ terrorysta/ napastnik, w kieszeni ktorego sprytna maszyna wyczuje niebezpieczny przedmiot. Maszyna ocenila mnie widac pozytywnie, bo po okolo siedmiu minutach bylam juz w srodku. Usmiech satysfakcji znikl jednak szybko z moich ust w chwili, gdy bardzo mily pan poinformowal mnie, iz bank nie jest miejscem, w ktorym wymienia sie waluty... Na pytanie co jest takim miejscem, Pan nie umial mi juz odpowiedziec. Nie chcac uwierzyc w to co uslyszalam, przecisnelam sie na wolnosc przez szklana kabine (zdolna - rzecz pewna- doprowadzic do zawalu kazdego klaustrofobika) i udalam sie na poszukiwanie baniu z prawdziwego zdarzenia. Kolejny bank (duzy i znany) przywital mnie kolejna, identycznie wygladajaca kabina. Czujac sie juz bardzo pewnie i swiatowo wkroczylam do kabiny, ktora obracajac sprytnie scianami... uwiezila mnie w swoim wnetrzu. Po okolo 10 dlugich sekundach, ktore wystarczyly by pot splynal mi ciurkiem wzdluz kregoslupa, uslyszalam dziwny metaliczny glos mowiacy do mnie - po wlosku (ciekawe co robia w takich razach ludzie nie wladajacy tym jezykiem!) "Wszelkie obiekty metalowe pozostawione musza zostac w kasie pancernej na zewnatrz banku!". :O Well... Pot pociekl mi po plecach calym strumieniem, zdalam sobie bowiem sprawe, ze poza torebka z metalowymi klamrami, i metalowym paskiem od sukienki mam tez na sobie buty z cholewami, ktore kaza mi zawsze sciagac na lotniskach... Wyobrazilam sobie siebie sama wchodzaca do banku na bosaka, w sukience bez paska i bez torby. Brak tylko nakazu maszerowania na kolanach i popiolu na glowie! Postanowiłam, iż nie dam się tak latwo i machając rozpaczliwie konczynami dalam sygnal, iż jeśli nie wpuszcza mnie do srodka stłukę im cenny kuloodporny walec Poskutkowalo. Na moje pytanie o powod takiej ostrożności (cykliczne rabunki z bronia w reku, ataki terrorystow islamskich, etc????) Srednio uprzejmy pan odpowiedział mi, ze napady nie zdarzaja się w banku wlasnie dlatego, ze nikt nie wpuszcza tu złodziei! Zmiadlilam w ustach i przełknęłam złośliwe pytanie o to czemu walec ignoruje klientow niewladajacych jezykiem Petrarki i drugie o to skad pewność, ze nie wyciągnę zaraz z torebki kałasznikowa Przeszłam do sedna sprawy i śmiało zapytałam o wymiane walut. Jakiez było moje zdumienie, kiedy inny pan, o twarzy ludzkiej i inteligentnej, wychynal zza „lady i przywowal mnie do siebie z uprzejmym uśmiechem. Po wymianie kilku drobnych uprzejmości i złośliwych komentarzy pod adresem nieuprzejmego kolegi, Pan poprosil mnie o dwa dokumenty tożsamości ze zdjęciem (mialam!!!!) i zaświadczenie o nadaniu numeru identyfikacji podatkowej (d blada). Mialam się już zmartwic, kiedy Pan mrugnął do mnie porozumiewawczo i powiedzial - „ niech się Pani nie martwi wystarczy ksiazeczka zdrowia!. Nie zmartwilam się. Zdziwiona tylko troche zaczelam szukac książeczki, która jednakowoz, paskudnym trafem zostala w tym dniu w domu. Przeszukując portfel wysypałam na stol wszystkie znajdujące się tam dokumenty (ze 20) w nadziei, ze cos z tego się nada. „Recepta!!!! Zakrzyknął radonie mily pan, wysupłując recepte na antybiotyk, która szczesliwie mialam przy sobie. To jest doskonale! Po czym oddalil się na 10minut celem skopiowania 2 dokumentow i recepty. „Teraz możemy już zaczac wypelnianie formularzy oświadczył Pan po powrocie. Wiedziona wrodzona ciekawością spytałam o jakich formularzach mowa, (zwazywszy, ze czynność ta trwala około 20 minut, a pan przepisal przy tym, trzykrotnie tresc wszystkich moich dokumentow (z recepta włącznie????) podejrzewalam, ze były to BARDZO WAZNE FORMULARZE. Uprzejmy Pan odpowiedział, ze chodzi o dokumentacje zwiazana z zapobieganiem brudnych pieniędzy (mowimy o 50 ;);););)). Po zakończeniu zmudnej i długotrwałej procedury, mily Pan wydrukowal 4 (slownie) cztery rozne oświadczenia w dwoch kopiach kazde, o których podpisanie poprosil mnie z przepraszającym uśmiechem. Po podpisaniu przeze mnie oświadczeń Pan przesunął moje 50 przez maszynke wykrywajaca fałszywe pieniadze a ja az zadrżałam na mysl o tym ile pracy i papieru zmarnowaloby się gdyby wyszlo na jaw, ze banknot faktycznie jest fałszywy! Na zakończenie, Pan wręczył mi moje 52 Euro (pomimo silnej pokusy nie wdam się w tu w dyskusje na temat adekwatności kursu po jakim przeliczona zostala waluta) i pożegnał mnie z milym uśmiechem. Wyszlam z banku szczesliwa. Szczesliwa podwojnie. Raz ponieważ mialam w reku pieniadze niezbędne do zaplacenia fizykoterapeucie a dwa ponieważ zdalam sobie sprawe z tego ile czasu i nerwow oszczędzam na codzien korzystając z bankowosci internetowej
-
Psikulcu i jak po kontroli? Gratulacje dla Zuzy i Rodzicow oczywiscie ;))) Ze wstepnych informacji wynika, ze my takze mamy spore szanse dla zlobek dla Jaska (tfu tfu na psa urok!!!!) Blues nie opuszcza mnie od dluzszego czasu pomimo, ze staram sie z nim walczyc wszelkimi dostepnymi srodkami. Siedze wiec cicho, bo nie chce mi sie juz marudzic. Pisalam Wam, ze nasza ninia jest w ciazy? :)
-
Psikulcu, ja te przez dwa lata praktykowalam joge w Warszawie. Faktycznie czulam sie jak mloda bogini PO kazdych zajeciach - to bylo tak, jakbym unosila sie 10 cm nad ziemia zamiast jej dotykac. Pluca przyjmowaly dwa razy tyle powietrza a cale cialo bylo elastyczne i lekkie. A jednak przerwalam - powod - momimo fantastycznego efektu "post" zajecia te niewiele mialy wspolnego z przyjemnoscia. W ich trakcie nasz trener torturowal nas doslownie egzekwujac wykonywanie cwiczen, od ktorych wykonywania moje stawy (po wczesniejszym zapaleniu) bolaly jak nieszczescie. Ten facet byl chyba nieco wypaczony psychicznie - twierdzil, ze podstawa to dyscyplina i walka z wlasna slaboscia i kazal nam np. cwiczyc psa z glowa w dol i z glowa do gory na zmiane - po trzydziesci razy kazde z cwiczen - wszystko w tempie musztry dla komandosow... Zniechecil mnie tym do jogi na amen i dopiero niedawno, rozmawiajac z kims, kto praktykuje ja od lat dowiedzialam sie, ze takie podejscie NIE JEST NORMALNE... Na razie szukam sobie w okolicach biura zajec z pilatesu. Zaleca je ortopeda, ktorego odwiedzilam w zwiazku z wiecznym bolem plecow. Dam Wam znac jak to wyglada jak juz cos znajde. Na razie musze powiedziec, ze imbir polecony mi przez Shalle, przynosi naprawde odczuwalna poprawe formy. Kupilam sobie tydzien temu pol kilowa jego torebke, i ...wlasnie pochlonelam ostatnie okruszki. ;) Mam teraz nieco ciezki czas w domu, bo (tak samo jak kiedys Franek i Ania) Jasiek przechodzi zabkowanie baaardzo bolesnie. pierwsze bole i slinienie sie w zwiazku z zebami zaczely sie w czwartym miesiacu zycia. Teraz Jasiek ma juz prawie dziewiec miesiecy a pierwszy zab na dole jest dopiero ledwo widoczny pod skora dziasla. Zarowno gorne jak i dolne dziasla ma czerwone i spuchniete i pomimo, ze jest naprawde dzielny, placze i narzeka pchajac sobie lapki do buzi. Na niewiele zdaje sie masowanie dziaselek znieczulajacym zelem. Odrobine ulgi przynosi mu w dzien gryzienie oziebionych gryzakow lub suchej skorki od chleba a w nocy paracetamol, ktory jednak staram sie dawac tylko w ostatecznosci... W rezultacie spimy ostatnio nie za duzo i gdyby nie dopalanie imbirem, chyba nie mialabym juz sily powloczyc nogami... :p;) Pochwale sie jeszcze - wiecie, ze Jasiek stoi o wlasnych silach i usiluje chodzic???? Zdumiewa mnie to niezmiernie, bo zrowno Franek jak i Ania podejmowali takie proby dopiero w 11-12 miesiacu zycia. :)
-
Dziewczyny, jestesmy chyba jedynym polsko jezycznym forum internetowym, na ktorym nie skomentowano ostatnich wydarzen. I niech tak zostanie. Psikulcu - trzymaj sie dzielnie! Wszystko mija, wiec i kaszel Zuzy pewnie juz przeszedl. Kiedys nawet pewnie uda nam sie przespac osiem godzin ciagiem. ... Powinnam odebrac dzis wyniki badania bakterologicznego Ani, ale chyba niedam rady :( Pojde jutro z samego rana. Na razie wyglada na to, ze jest spokojniej, ale jednak niepokoja mnie te jej nawracajace bole "brzucha". Czy mi sie wydaja, czy nie ja jedna ostatnio sie sypie? Mizerna to dla mnie satysfakcja. Dziewczyny - dbajcie o siebie!!!! Ja w piatek wybieram sie na gimnastyke korekcyjna! Ciekawe czy doczogam sie po niej do domu? :p
-
Oj Myshko! Zabrzmialo jakbyscie wybierali sie zbierac slimaki lub ropuchy na jutrzejszy obiad! Mam nadzieje, ze zle zrozumialam... :I;) Co do zmeczenia, to nie chce juz wiecej nudzic na ten temat, ale jesli nie uda mi sie znalezc na nie jakiegos sposobu, bede chyba musiala na jakis czas zrezygnowac z pracy... Jestem po raz n-ty po kilku bialych nocach spedzonych z Ania i mam juz mroczki przed oczami. Biedna Mala ma chyba jakas infekcje drog moczowych, bo choc nie biega robic siusiu czesciej niz zwykle, narzeka na bole w dolnej czesci brzucha. W przeszlosci miala juz cos takiego dwukrotnie i dwukrotnie konczylo sie na antybiotyku :( Za kazdym razem lekarka orzekala, ze ... nie ma sensu robic badania moczu. Teraz od kilku dni wieczorem miala stan podgoraczkowy, ale nie rozwinelo jej sie z tego zadne przeziebienie a dzis w nocy temperatura skoczyla do 40'C... Nie idac juz nawet do lekarki i konsultujac sie tylko z lekarzem prywatnym telefonizcnie, zanioslam dzis rano jej mocz do badania - prywatnie oczywiscie, bo skierowania niet. Shalla, a co medycyna chinska zaleca w takich przypadkach?
-
Kochane! Jestem ostatnio mocno nieprzytomna i chyba tylko tym moge probowac usprawiedliwic fakt, ze zaspalam i nie zlozylam Wam zyczen Swiatecznych! Teraz za to, idac sladem Myshki, zycze Wam wszystkiego NAJ tej wiosny, tego roku i tego wieku! Z tym spaniem to naprawde ciekawa sprawa. U nas takie rodzinne lozko jak u Myshoniow nie przeszloby z wielu powodow. Pierwszy i najwazniejszy to ten, ze chodzimy spac, budzimy sie w nocy i wstajemy o bardzo roznych porach a dzieciaki, a zwlaszcza Ania maja bardzo lekki sen. Piec osob w jednym pokoju to bylby moim zdaniem sajgon nie do opanowania. Caly czas ktos by sie ruszal, chrapal, przekrecal, obkopywal i kogos innego budzil. Mam tego probke gdy zabieram Anie w nocy do naszego lozka gdy budzi sie z placzem lub gdy klade sie obok niej. Nie jestem w stanie zmruzyc wtedy oka, a i ona spi fatalnie. Ale koncepcja jest interesujaca i wcale nie jest mi mentalnie daleka ;) Co do samego usypiania, u nas wyglada to teraz tak, ze ja lub Tata lub oboje na zmiane, czytamy dzieciakom przez okolo 45 ninut. Ania siedzi wtedy na kolanach czytajacego a Franio lezy na swoim lozku (pieterko) i patrzy na obrazki z gory. Potem dzieciom wlacza sie cichutko dobrze znana, bardzo relaksujaca bajke z plyty i trzeba siedziec przy nich w zaciemnionym pokoju. Najczesciej usypiaja przed jej koncem. Jesli nie, bajka lub spokojna, cichutka muzyka az do skutku. Trwa to w sumie 1 do 1,5 godziny... i musze powiedzic, ze nie jest to wcale az taka wielka frajda dla mnie jak dla Shalli usypianie Nastusi. Brak mi juz na te procedure ciepliwosci i sily po prostu. Mnie powieki ciaza jak olow, a moim dzieciom nic a nic... A tu Franio spi juz od godziny, a Ania wlasnie po raz piecdziesiaty piaty chce siusiu, kupke, mleko, wode, misia, etc... Kiedy konczymy, jest juz prawie polnoc, jestesmy padnieci i czesto nie mamy juz sily zamienic chocby dwoch slow miedzy soba. Jasny promyk w tym wszystkim to Jas, ktorego... klade po prostu do lozka na godzine przed starszymi dziecmi, otulam kolderka, caluje na dobranoc i ...wychodze. Po paru minutach sprawdzam jeszcze tylko czy juz spi i to by bylo na tyle. Nie chce nawet myslec co by bylo, gdyby i on mial z usypianiem takie klopoty jak starsze dzieci! Myshko - odpowiadajac na Twoje pytanie - Jasia nazywamy roznie - Jasiem wlasnie, ale tez Jaskiem, Giovim, Giovannim, etc. Wsrod wloskich znajomych jest on natomiast Jasiem i kropka :) Ta wersja imienia wszystkim sie bardzo podoba i kojarzy, na ogol pozytywnie z Jasiem Gawronskim - znanym wloskim dziennikarzem polskiego pochodzenia.
-
Psikulcu! Trzymam mocno kciuki!
-
Psikulcu - powiem Ci, ze dobrze, ze sie odezwalas, bo juz mialam sie zaczac martwic. Wiem, ze po tym jak nie odzywalam sie przez 8 miesiecy, nie powinnam w ogole tak pisac, ale troche mnie nastraszylas. To ile zostalo do tych 36 tygodni? A co do wieku, to wcale nie jest tak, ze 40-tka mnie przeraza. Naleze do tych szczesliwcow, ktorzy starzeja sie nieswiadomie i kompletnie nie odczuwam leku przed zmarszczkami, wiekiem wynikajacym z metryki, etc. Przez pol swojego zycia bylam zawsze i wszedzie "ta najmlodsza" i moze to sprawilo, ze teraz nie robi na mnie wrazenie, ze w pracy i wsrod znajomych jestem zwykle seniorka ;) Poza tym, zawsze mam wrazenie, ze teraz jest lepiej niz kiedys, bo np. kiedys rzejmowalam sie glupotami, ktore teraz wydaja mi sie nieistotne. Kiedys nie mialam dzieci, a teraz mam i to fajne. Kiedys balam sie czy zdaze w zyciu zrobic to czy tamto, a teraz mysle, ze to co istotne w duzej mierze juz zrobilam a reszte zdaze zrobic a to co mniej istotne moze poczekac, etc... Dlatego tez do tematu 40-tki podchodze inaczej - nie z lekiem ale z ciekawoscia. I chce poprostu wykorzystac ten symboliczny moment na podsumowanie jakiejs pierwszej, waznej czesci zycia i zastanowienie sie co mozna zrobic, zeby bylo jeszcze lepiej, sensowniej, ciekawiej i pozyteczniej. Psikulcu, na pewno podziele sie sposobem na poprawe formy i wyeliminowanie stresu jesli taki znajde. Stres eliminuje u mnie doskonale sen, ale o to wlasnie najtrudniej. Im bardziej go potrzebujem, tym trudniej mi zasnac.
-
Pskulcu! Ja tez ciesze sie, ze wrocilam, ale martwie sie tym co piszesz o swojej kiepskiej formie... Kochana lez do gory brzuchem i odpoczywaj . Czytaj wesole ksiazki i sluchaj pieknej muzyki. Ile jeszcze zostalo do tego 36 tygodnia? Ciebie jakos nie uwazalam za mitomanke. Myslalam poprostu z podziwem, ze jestescie oboje bardzo stanowczy i konsekwentni i udalo Wam sie to co mnie z moim charakterem udac sie nie moglo. Teraz widze wyraznie, ze konsekwencja i wysilek ze strony rodzicow to oczywiscie jedno ale charakter i predyspozycje dziecka to jest to! Daje Wam slowo, ze zanosze hymn dziekczynny za ten cud przynajmniej siedem razy tygodniowo... Nie wiem co bym zrobila gdyby do pobudek Ani doszly jeszcze pobudki Jasia. Tzn. wiem - zalamalabym sie conajmniej fizycznie... Zdarzyly mi sie do tej pory chyba z piec czy szesc razy noce, kiedy Jas nie mogl spac z powodu kolki lub bardzo silnego przeziebienia. Moze to kwestia mojego wieku a moze czego innego, ale wymiekalam wtedy kompletnie. Nastepnego dnia bolalo mnie wszystko glowa, brzuch, gardlo, a przede wszystkim plecy i nogi i musialam spedzic jakis czas w lozku. Swiadczy to chyba o tym, ze moja odpornosc siadla, a organizm po trzech ciazach i pieciu latach karmienia piersia prawie non-stop powiedzial dosc! Teraz usiluje sie z nim przeprosic, oblaskawic gimnastyka i witaminami, ale czasem czuje, ze "to se ne vrati" ;):p Hm, cos za cos.