Kuk
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Kuk
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 59
-
Nicolettka! Dolaczaj do nas jesli masz ochote - bardzo nam bedzie milo, tyle, ze odeszlysmy juz od tematow ciazowo pieluchowych dosc daleko :) Shalla - niech dziadek uczy Nastke calkowac! Potraktuje to jako pyszna zabawe i wchlonie jak gabka! :) Kiedy juz przyjdzie czas na rachunek rozniczkowy w szkole, bedzie to dla niej nudne i ciezkie - stad uwazam, ze lepiej wczesniej ale w ramach zabawy ;) Moze przeczutawszy to, pomyslicie ze zwariowalam, ale ja mowie serio - pamietam, ze to co rodzice lub rodzenstwo wpoili mi zanim uczylam sie o tym w szkole, pamietam lepiej do dzis! Podobnie rzecz ma sie z lekturami szkolnymi - wielu z nich nie przeczytalabym do konca gdybym zetknela sie z nimi po raz pierwszy w czasie, gdy przerabialismy je w szkole. Shalla, ma nie masz ty czasem filmiku z Maksiem tanczacym taniec brzucha? ;) Psikulcu - ja mam tak samo z Ania - wciaz slysze, ze to podpora wychowawczyni, najgrzeczniejsza z dziewczynek, etc... Nic dziwnego, ze zestresowane utrzymywaniem takiej opinii w szkole dziecko daje mi potem w domu taki wycisk! Ania domowa ryczy jak zarzynany bawol pod byle pretekstem, drapie braci i rozrabia najgorzej z calej trojki.... ;)
-
I jak dziewczyny? Torba gotowa? Ja jak zwykle zostawiam wszystko na ostatnia chwile ...;)))
-
Mysh, a mnie jednak kura nie kojarzy sie najmadrzej i stad moja niechec do tego okreslenia. No ale naprawde sa na swiecie gorsze problemy :) A ja powiem Wam w sekrecie, ze rozmowy nad moim ewentualnym pozostaniem w domu tocza sie u nas od jakiegos czasu dosc intensywnie... Niewatpliwie prawdziwe pol etatu, ktore pozwoliloby mi byc w domu zawsze o 16.00 byloby rozwiazaniem najlepszym, ale, jak slusznie zauwazyl Psikulec, nie istniejacym... Moje "pol etatu wyglada tak, ze moge przyjsc do biura nawet ok. 11, moge ulotnic sie (prawie zawsze) na godzine w porze lunchu, ale za to musze byc pod reka od 15 do 18.19 wieczorem. Wtedy ty wlasnie wszyscy koledzy wracaja z sadow i urzedow i zaczyna sie druga faza dnia - spotkania z klientami, spotkania "wewnetrzne", burze mozgow, dyskusja nad dokumentami, ktore nastepnie trzeba jeszcze poprawic i wyslac klientom. To wszystko odbywa sie popoludniu i skutecznie niweluje korzysci plynace z mojego teoretycznego pol etatu. Klopot w tym, ze wiem ze zerwanie z praca w moim przypadku oznaczaloby pozegnanie sie z nia na zawsze. Oznaczaloby tez zaprzepaszczenie wszystkiego co udalo mi sie zbudowac tutaj profesjonalnie przez ostatnie 10 lat. I zwyczajnie jest mi tego szkoda. Wciaz mysle nad alternatywami. A wracajac do naszych dzieci - Aniu, Franek tez nauczyl sie pisac i czytac dopierow szkole ale drugie dziecko dziala nieco inaczej - ono uczy sie przez osmoze od rodzenstwa ;) Zobaczysz juz nie dlugo ;) A wiecie co zdarzylo sie u nas wczoraj? Wrocilam z Warszawy wieczorem, a ze lecialam z Polski przez Monachium, gdzie maja na lotnisku fajny sklep z zabawkami, zajrzalam do niego z mysla o nadchodzacej Gwiazdce. Nie znalazlam nic rewelacyjnego, ale kupilam dziciakom po drobiazgu " z podrozy" - fajne kolorowe pudelka na drugie sniadanie dla Frania i Ani i dwa modele samochodzikow dla Jaska. Dzieci dobraly sie do torby z prezentami juz w drodze z lotniska i wyobrazcie sobie, ze Jasiek, na widok samochodzikow, wybuchl placzem... Od malekiego do wczoraj uwiebial samochodziki,sypial z nimi i nosil ze soba wszedzie, wciaz zebral, by kupic mu jakis nowy "model" az tu nagle... powiedzial, ze ma juz samochodzikow dosyc! :) Smutno bylo mi z powodu nietrafionego prezentu, ale zadumalam sie nad ludzka natura ;) Jasiek nie ma chyba jeszcze na razie nowego, tak intensywnego hobby, ale mam wrazenie, ze jakas era juz sie skonczyla. Bede musiala bardzo mocno zastanowic sie co w tym roku polozyc mu pod choinka!
-
Shalla- spoznione calusy urodzinowe dla Nastusi!!!!! !!! Hehehe, Podczytywaczko - moja niania Katalonka jest genialna NIANIA ale nie zastepuje moim dzieciom mamy, czyli mnie :D. Podoba mi sie z kilku powodow - lubi dzieci ale nie daje im wejsc sobie na glowe. Jest energiczna, inteligentna i ciepla. Ustala ze mna dokladnie linie postepowania we wszystkim i zdaje mi szczegolowo sprawe z tego co dzialo sie w ciagu dnia w szkole (co oznacza, ze wypytuje o to wychowawczynie odbierajac dzieci) i jest zwyczajnie pracowita i pomyslowa, co oznacza, ze dzieciaki spedzaja czas wolny, przed moim powrotem z pracy na swierzym powietrzu albo na sensownych zabawach a nie przed telewizorem lub grajac w gry komputerowe. Dla mnie jest to sytuacja optymalna, pozwalajaca na pogodzenie zycia rodzinnego i rodzicielstwa z praca. A co do instytucji dziadkow - moim ogromnym marzeniem byloby miec blisko fajnych dziadkow, ktorzy odnajdowaliby sie w tej roli i mieli ochote spedzac czas z moimi dziecmi. Niestety ani moi tesciowie ani moja mama nie sa takimi dziadkami. O mojej tesiowej pisalam na forum wielokrotnie. Moja mama mieszka daleko ale nawet gdy jest z nami rowniez nie zachowuje sie jak klasyczna babcia :). No coz - ja sama w przyszlosci postaram sie stanac na wysokosci zadania, jesli tylko moje dzieci i ich partnerzy zyciowi beda sobie tego zyczyli ;) Co do bycia kura domowa - zaczne od tego, ze nie znosze okreslenia "kura domowa". Kobiety pracujace w domu i zajmujace sie samodzielnie dziecmi budza zawsze moj ogromny szacunek - pracuja 24 godziny na dobe i nie korzystaja z luksusu "plodozmianu". Bardzo lubie czas spedzany z moimi dziemi, lubie tez gotowac, sprzatac i zajmowac sie ogrodkiem ale lubie tez moja prace (zazwyczaj;)) i tak jestem skonstruowana, ze znacznie lepiej organizuje sie ze wszystkim, gdy mam do zrobienia wiele roznych rzeczy niz jedna konkretna. Stad tez fajniej i ciekawiej spedzam czas z dziecmi po powrocie z pracy niz wtedy, gdy z jakiejs przyczyny jestesmy razem w domu przez kilka dni z rzedu... Stan nieograniczonej wolnnosci wplywa na mnie fatalnie. Czuje sie rozmemlana i czas przecieka mi przez palce. Co innego wakacje, weekendy czy zwyczajne chwile nie zaplanowanego slodkiego lenistwa. Ale caly czas to za duzu - brak mi na takie rozwiazanie samodyscypliny. Shalla - przylaczam sie do hymnow pochwalnych pomaranczki!!! Wiesz, ze od zawsze jestem fanka Twojej prozy i uwazam, ze marnujesz sie piszac do szuflady!!!!! Opis wyczynow Maksa przyprawil mnie o czkawke ze smiechu. Widze doslownie Wasze miny w samochodzie w drodze do i ze szpitala... Co zas do spiewu Nastki, to podejrzewam, ze przesadzasz, i ze Anastazja ma calkiem niezly glos, ale jesli tak nie jest, to wiedz, ze nie jestes sama... Od trzech lat biedze sie z Franiem, ktory nie rozumie dlaczego nie wybrano go do szkolnego choru, skoro on tak bardzo lubi spiewac. Wciaz prosi mnie bym umowila go na kolejne przesluchanie (organizuje je co roku szkola) a ja wykrecam sie jak moge znajac jego zdolnosci wokalne... Zdumialas mnie piszac o zajeciach moich dzieci! Przeciez to ja zawsze zadziwiona bylam aktywnoscia Nastki!! Zajecia, na ktore chodza dzieciaki to te, ktore wyprosily u nas same!! Gdybym zreszta miala ulec wszystkim ich prosbom, dzieci musialyby chadzac na zajecia przez siedem dni w tygodniu... Przyjelam zelazna zasade, ze zajecia maja byc dobrowolne i sprawiac frajde i tak wlasnie jest. Na pewno nie zawloke zadnego dziecka na sile na lekcje chinskiego czy tenisa bo taki jest trend. Z drugiej strony nie widze powodu, dla ktorego nie milabym skorzystac z oferty fajnych zajec dla dzieci, skoro nie kosztuja fortuny i mam je pod nosem :) Jeszcze slowo w sprawie jezykow obcych - temat mi bliski z oczywistych wzgledow. Nie zgadzam sie z tym, iz nie ma sensu uczyc dzieci jezykow obcych. Uwazam, ze trzeba to robic, ale w sposob sensowny. Angielski naszych dzieciakow to godzina muzyki, rytmiki i anigmatystyki prowadzonej po angielsku. Nikt z nas nie ma ambicji, by dzieci zaczely mowic po angielsku w wieku 7 lat. Chce jednak, by rozumialy jak najwiecej i osluchaly sie z melodia jezyka. Powszechna nieznajomosc jakiegokolwiek jezyka obcego wsrod Wlochow jest moim zdaniem kompromitujaca. Znacznie bardziej odpowiada mi model skandynawski czy holenderski, w ktorym znajomosc dwoch czy trzech jezykow obcych nabytych stopniowo jest norma. Jezyk obcy to bogactwo, to klucz do inncyh kultur i lepszej znajomosci Swiata i nie widze powodu by odmawiac go moim dzieciom. To co wazne, to brak przesady i przymusu... No dobra, rozpiasalam sie ;))) Acha, Marj - faktycznie, mozliwe, ze niechcacy wyslalam Ci maila o moim przyjezdzie do Warszawy :))) Jade jutro popoludniu na dwa dni doslownie i strasznie sie ciesze, bo spotkam sie z moimi najblizszymi przyjaciolmi. Masz adres mailowy prawie identyczny z adresem mojej warszawskiej przyjaciolki, ktora z kolei nazywa sie tak samo jak Mysh ;))))
-
Psikulcu - znam to uzaleznienie od korporacji... Strasznie ciezko zrezygnowac z tego komfortu i bezpieczenstwa. Ja probuje juz 15 lat i wciaz mi sie nie udaje, bo nagle dochodze do wniosku, ze mam tu jednak jak u Pana Boga za piecem... Niesamowicie jest kiedy slyszysz, ze Twoje dziecko wchodzi na kolejne etapy znajomosci jezyka, swiadomie poglebia jego strukture, testuje nowo poznane zwroty. Zawsze zadziwialo mnie jak to jest, ze dzieci nie poprzestaja na podstawowym zasobie slownictwa tylko draza, draza i draza! Genialne, prawda? Mnie Jasiek rowniez zadziwia coraz bardziej rozwinietym slownictwem i mysle sobie z rozczuleniem, ze trzeba to wszystko chlonac i zapamietywac, bo to juz ostatni "maluszek" w rodzinie, przynajmniej przez kolejnych kilkanascie lat ;) Pamietacie moja kolyske? Przesylalam Wam kiedys zdjecia i pisalam, ze to nasz rodzinny talizman. Kolyska krazy po rodzinie, przyjaciolach i znajomych i staram sie, by nigdy nie gnila w piwnicy zbyt dlugo, bo wierze, ze naprawde ma w sobie jakas dobra energie. Przedwczoraj wrocila do nas od kolejnego maluszka. Bruno ma juz dziewiec miesiecy i przeprowadza sie z Mama i Tata na stale do Torunia. Wciaz pluje sobie w brode, ze nie spisywalismy listy dzieci, ktore kolysaly sie w kolysce od moich czasow. Wiem, ze zblizamy sie do 50-tki ale pewnie potrafilabym wyliczyc tylko okolo 20 dzieci - wiele z wczesniejszych "lokatorow" to dzieci znajomych moich rodzicow w czasach, kiedy ja bylam jeszcze mala. Tak wiec kolyska jest chwilowo z nami, stoi na honorowym miejscu w salonie i spi w niej Elisabetta - ukochana corka Ani i Franka ;))) Elisabetta ubrana jest w ubranka po Ani i biada mi, jesli nazwe ja lalka... Moje dzieci skacza mi poprostu do gardel za taka profanacje... Kaza mi nazywac Elisabette moja ukochana wnusia i basta. Laboratorium "korczakowskie", o ktorym pisalam Wam ostatnio udalo sie nadzwyczajnie. Prowadzilo je dwoje ilustratorow z Krakowa. Zadaniem dzieci bylo wyczarowanie zwierzatek (dwu- lub trojwymiarowych) ze "smieci" czyli wszystkiego tego, co nie przyda sie juz w domu. Dzieciaki okazaly sie niezwykle kreatywne i prace byly naprawde swietne. Niektore dzieci pracowaly w grupach, inne samodzielnie. Kazdy robil to co zaswita mu w glowie i wolno bylo wlasciwie wszystko. Efekty byly niesamowite. Gotowe prace przenoszono w kacik sali, gdzie w zaimprowizowanym studio zostaly po kolei sfotpgrafowane. Na zakonczenie, dzieci obejrzaly slajdy ze swoimi pracami, komentujac jednoczesnie poszczegolne prace, idee autora, etc. Byl to wszystko kapitalne i genialnie proste zarazem. Wychowawczyni Frania postanowila, ze wykorzysta ten pomysl w czasie zajec z dziecmi w klasie i dzieciaki juz na miejscu przescigaly sie w pomyslach na nowe tematy "kosmos", "superbohaterowie", etc... ;) Mam nadzieje, ze tak jak mi obiecano, dostane niedlugo kopie zdjec wszystkich prac. Podesle je Wam wtedy na pewno, bo pomysl jest naprawde fajny. Myshko, bardzo przykro mi z powodu Waszego Kotka. Rozumiem ten zal doskonale - mnie rowniez ginely kilkakrotnie zwierzeta. Na pocieszenie powiem Ci, ze koty, zwlaszcza te znalezione bardzo czesto miewaja po kilka domow, w ktorych bywaja cyklicznie. Moze sie jeszcze okazac, ze kotek wroci do Was za jakis czas, pomieszka i znowu zniknie. Tak bywalo u nas! A juz tak calkiem na koniec - czy pisalam Wam, ze uwielbiam nasza nowa nianie? Mam wrazenie, ze znalazlam Mary Poppins - osobe madra, doskonale przygotowana i sympatyczna zarazem. Jest pierwsza niania, ktora przypadla do gustu nawet mojej Tesciowej ;) Jest niesamowicie wprost wywazona, doskonale zorganizowana i tworcza zarazem. Ma bardzo fajny kontakt z dziecmi i wciaz zaskakuje mnie trafnoscia swoich spostrzezen na ich temat. Teraz modle sie tylko codziennie, by zechciala zostac z nami jak najdluzej!!!!
-
Kuk do raportu ;) Czasu brak, brak czasu - nie ma go juz na nic. Domostwo zaniedbane, ja tez, tylko o dzieci i meza jeszcze jako tako sie troszcze. Trzeba bedzie z czegos zrezygnowac. Psikulcu, moze nie rezygnuj tak do konca z pracy... Czy Wasz biznes klubowo-przedszkolny zostal calkiem zarzucony? Jesli nie, to moze sprobuj cos z tym zrobic zanim calkiem odejdziesz z pracy? Fisa - ciesze sie, ze nowa praca jest spokojniejsza. Patrzac po sobie samej mysle, ze to jednak wazniejsze niz rozwoj zawodowy na tym etapie naszego zycia... Mysh - no to masz kota! :) Czy on wie, ze Ty jestes Mysza? :) Karenko - trzebaby pogadac kiedys na zywo... Nie wybralibyscie sie kiedy do Turynu? ;) Shalla - kiedy ma byc ten koniec Swiata, bo ja juz sie pogubilam, a znajac moje roztargnienie, przejdzie mi on kolo nosa. Nasz kamyczek do dentystycznego ogrodka - Franek ma pierwsza prawdziwa plombe od miesiaca - wyglada wiec na to, ze nasze dzieci sa ze soba zsynchronizowane ;))) U nas tez nic nie bylo widac, za to zab zaczal go bardzo bolec. Obylo sie bez znieczulenia i musze powiedziec, ze rowniez Franio wykazal sie na fotelu dentystycznym najprawdziwsza odwaga. Bal sie bardzo ale zacisnal lapki na kolanach i swoim zwyczajem gadal, by odpedzic strach... Dentystka nie mogla go uciszyc, ale w koncu jakos zalatala dziure pomimo Franiowego slowotoku ;) W ogole chorobliwe gadulstwo to Franiowa pieta Achillesa... Jego zeszyty upstrzone sa calymi stronami zdania "Musze nauczyc sie powstrzymywac moje gadulstwo." Mysle, ze Franio przepisal juz to zdanie jakies 1000 razy, a efektow jak nie bylo tak nie ma ;))) Z dziecinnych nowosci - Franek pasjonuje sie natura i historia. Pozera doslownie ksiazki z gatunku encyklopedii dal dzieci i usiluje ulokowac sobie w glowie informacje, ktore sa tam strasznie wymieszane... Jego ulubiona zabawka jest mikroskop zabawka, ktorym torturuje mnie przy kazdej okazji. Nie jest to jeszcze mikroskop z prawdziwego zdarzenia, wiec ustawienie w nim ostrosci tak by widac bylo cokolwiek, wymaga duuuzej cierpliwosci. Jesli pasja przyrodnicza nie minie mu do przyszlego roku, kupimy mu chyba mikroskop z prawdziwego zdarzenia - nauczyl sie przygotowywac sobie preparaty i az szkoda mi, ze nie moze obejrzec porzadnie tego co przygotowal. Co do postepow w szkole - dobrze idzie mu matematyka i przyroda. O pomste wola wloski. Franio, wyczerpany zapewne wydobywajacym sie z niego bez ustanku slowotokiem, jest niesamowicie powsciagliwy w pismie. Kazdy koncept sprowadza do krotkich, zolnierskich zdan, co doprowadza jego nauczycielke do rozpaczy... ;) Ania - w dalszym ciagu taniec, spiew i PISANIE! Jakis czas temu wyprosila u Frania komplet jego starych podrecznikow do pierwszej klasy i teraz Franek uczy ja pisac i czytac... Ja nie przykladam do tego reki z braku czasu - zobaczymy na ile wystarczy im zapalu. Poza tym Ania kreci nami jak chce - to czego nie jest w stanie zalatwic usmiechem, zalatwia podstepem, smutnymi minami lub... drobnyumi klamstewkami. Jest przy tym tak sympatyczna, empatyczna i usmiechnieta, ze kiedy juz zlapie ja na jakims kretactwie, nie moge wyjsc ze zdumienia. Powazne rozmowy na ten temat koncza sie tym, ze Ania neguje wszystko z usmiechem, patrzac mi w oczy, czym przeraza mnie na powaznie. Jasiek - duzy czlowiek w malym ciele. Jasiek zaskakuje nas 100 razy dziennie. Jest niesamowicie sympatyczny i wygadany, ma tez niespozyta energie, tanczy, uwielbia muzyke i najwyrazniej ma w tym kierunku jakis talent. Poza tym bywa kaprysny, wciaz jeszcze zdaza mu sie wszczynac bojki z rodzenstwem i ...nie jest w stanie oderwac sie od swego smoczka. Wstydze sie tego smoczka strasznie, zwlaszcza gdy wkracza na zajecia judo, ubrany w kimono i ...ze smoczkiem w zebach... Nie ssie go jednak normalnie jak male dzieci - gryzie go - czesto bokiem lub krecac nim nieustannie mlynka tak, ze ma sie wrazenie, ze smoczek pelni u niego funkcje taka jak lizak u porucznika Kojaka lub papieros u Brudnego Harrego. Miny robi przy tym stosowne... W ogole miny to specjalnosc Jaska. Zwlaszcza te "zle" prackie i lobuzerskie. Robi je wykrzykujac przy tym "Haha" tak, ze ludzie kichaja ze smiechu na jego widok. Ostatnia miloscia Jaska obok smoczka i "dziecka" czyli miekkiej lalki o ksztaltach oseska, z ktora sypia, jest... jazz. JAsiek odkryl go sluchajac jazzowych wykonawcow goszczacych u mapetow i zakochal sie na dobre. Nastawia sobie na You Tube filmiki z Diana Ross, Diana Krall, Ella Fitzgerald oglada je po kilka razy kazdy, kiwajac sie miarowo na boki, wystukujac rytm lapkami. Cieszy mnie to niezmiernie, bo mozemy sobie te filmiki ogladac razem. Ciekawe czy tak juz mu zostanie. A jeszcze troche chwalipiectwa - Franek bardzo ladnie mowi po polsku!!!! :) Wakacje w towarzystwie polskich dzieci i lekcje z nasza genialna nauczycielka - Ula, sprawilym ze Franiowi otworzyla sie w mozgu jakas klapka i mowi! Mowi pieknie, calymi zdaniami. GAdamy po polsku poprostu. Brakuje mu rzecz jasna wielu slow, ale ja i tak jestem pod wrazeniem tej naglej zmiany! Tego samego nie moge niestety powiedziec o polszczyznie Ani i Jaska. Ania mowi troszke, zwlaszcza, gdy ma do mnie jakis interes... ale daleko temu do plynnosci Franka. Jasiek nie mowi prawie wcale. Spiewa tyko polskie piosenki i ja ciagne ten trop, bo lepsze to niz nic! W przyszly wtorek ide z Frankiem i jego klasa do muzeum nauk przyrodniczych, gdzie od kilku tygodni obejrzec mozna wystawe poswiecona Januszowi Korczakowi. Opowiedzialam o nim i jego metodach wychowawczych naszym nauczycielkom i o dziwo, same doszly do tego, ze w muzeum organizowane sa rowniez warsztaty dla dzieci. Co dziwne, warsztaty sa podobno prowadzone przez polskich nauczycieli, nie mowiacych po wlosku... Nie wiem jak to jest na prawde, ale poproszono nas (to znaczy FRANIA i mnie) bysmy wystapili tam w roli tlumaczy. Franek chodzi po domu nieprzytomny z dumy a ja ciesze sie, ze on jest dumny z TEGO POWODU. Rozpisalam sie, wiec nie bede juz pisac co u mnie, zreszta lepiej nie pisac ;):P Sciskam Was
-
Kuk do raportu ;) Czasu brak, brak czasu - nie ma go juz na nic. Domostwo zaniedbane, ja tez, tylko o dzieci i meza jeszcze jako tako sie troszcze. Trzeba bedzie z czegos zrezygnowac. Psikulcu, moze nie rezygnuj tak do konca z pracy... Czy Wasz biznes klubowo-przedszkolny zostal calkiem zarzucony? Jesli nie, to moze sprobuj cos z tym zrobic zanim calkiem odejdziesz z pracy? Fisa - ciesze sie, ze nowa praca jest spokojniejsza. Patrzac po sobie samej mysle, ze to jednak wazniejsze niz rozwoj zawodowy na tym etapie naszego zycia... Mysh - no to masz kota! :) Czy on wie, ze Ty jestes Mysza? :) Karenko - trzebaby pogadac kiedys na zywo... Nie wybralibyscie sie kiedy do Turynu? ;) Shalla - kiedy ma byc ten koniec Swiata, bo ja juz sie pogubilam, a znajac moje roztargnienie, przejdzie mi on kolo nosa. Nasz kamyczek do dentystycznego ogrodka - Franek ma pierwsza prawdziwa plombe od miesiaca - wyglada wiec na to, ze nasze dzieci sa ze soba zsynchronizowane ;))) U nas tez nic nie bylo widac, za to zab zaczal go bardzo bolec. Obylo sie bez znieczulenia i musze powiedziec, ze rowniez Franio wykazal sie na fotelu dentystycznym najprawdziwsza odwaga. Bal sie bardzo ale zacisnal lapki na kolanach i swoim zwyczajem gadal, by odpedzic strach... Dentystka nie mogla go uciszyc, ale w koncu jakos zalatala dziure pomimo Franiowego slowotoku ;) W ogole chorobliwe gadulstwo to Franiowa pieta Achillesa... Jego zeszyty upstrzone sa calymi stronami zdania "Musze nauczyc sie powstrzymywac moje gadulstwo." Mysle, ze Franio przepisal juz to zdanie jakies 1000 razy, a efektow jak nie bylo tak nie ma ;))) Z dziecinnych nowosci - Franek pasjonuje sie natura i historia. Pozera doslownie ksiazki z gatunku encyklopedii dal dzieci i usiluje ulokowac sobie w glowie informacje, ktore sa tam strasznie wymieszane... Jego ulubiona zabawka jest mikroskop zabawka, ktorym torturuje mnie przy kazdej okazji. Nie jest to jeszcze mikroskop z prawdziwego zdarzenia, wiec ustawienie w nim ostrosci tak by widac bylo cokolwiek, wymaga duuuzej cierpliwosci. Jesli pasja przyrodnicza nie minie mu do przyszlego roku, kupimy mu chyba mikroskop z prawdziwego zdarzenia - nauczyl sie przygotowywac sobie preparaty i az szkoda mi, ze nie moze obejrzec porzadnie tego co przygotowal. Co do postepow w szkole - dobrze idzie mu matematyka i przyroda. O pomste wola wloski. Franio, wyczerpany zapewne wydobywajacym sie z niego bez ustanku slowotokiem, jest niesamowicie powsciagliwy w pismie. Kazdy koncept sprowadza do krotkich, zolnierskich zdan, co doprowadza jego nauczycielke do rozpaczy... ;) Ania - w dalszym ciagu taniec, spiew i PISANIE! Jakis czas temu wyprosila u Frania komplet jego starych podrecznikow do pierwszej klasy i teraz Franek uczy ja pisac i czytac... Ja nie przykladam do tego reki z braku czasu - zobaczymy na ile wystarczy im zapalu. Poza tym Ania kreci nami jak chce - to czego nie jest w stanie zalatwic usmiechem, zalatwia podstepem, smutnymi minami lub... drobnyumi klamstewkami. Jest przy tym tak sympatyczna, empatyczna i usmiechnieta, ze kiedy juz zlapie ja na jakims kretactwie, nie moge wyjsc ze zdumienia. Powazne rozmowy na ten temat koncza sie tym, ze Ania neguje wszystko z usmiechem, patrzac mi w oczy, czym przeraza mnie na powaznie. Jasiek - duzy czlowiek w malym ciele. Jasiek zaskakuje nas 100 razy dziennie. Jest niesamowicie sympatyczny i wygadany, ma tez niespozyta energie, tanczy, uwielbia muzyke i najwyrazniej ma w tym kierunku jakis talent. Poza tym bywa kaprysny, wciaz jeszcze zdaza mu sie wszczynac bojki z rodzenstwem i ...nie jest w stanie oderwac sie od swego smoczka. Wstydze sie tego smoczka strasznie, zwlaszcza gdy wkracza na zajecia judo, ubrany w kimono i ...ze smoczkiem w zebach... Nie ssie go jednak normalnie jak male dzieci - gryzie go - czesto bokiem lub krecac nim nieustannie mlynka tak, ze ma sie wrazenie, ze smoczek pelni u niego funkcje taka jak lizak u porucznika Kojaka lub papieros u Brudnego Harrego. Miny robi przy tym stosowne... W ogole miny to specjalnosc Jaska. Zwlaszcza te "zle" prackie i lobuzerskie. Robi je wykrzykujac przy tym "Haha" tak, ze ludzie kichaja ze smiechu na jego widok. Ostatnia miloscia Jaska obok smoczka i "dziecka" czyli miekkiej lalki o ksztaltach oseska, z ktora sypia, jest... jazz. JAsiek odkryl go sluchajac jazzowych wykonawcow goszczacych u mapetow i zakochal sie na dobre. Nastawia sobie na You Tube filmiki z Diana Ross, Diana Krall, Ella Fitzgerald oglada je po kilka razy kazdy, kiwajac sie miarowo na boki, wystukujac rytm lapkami. Cieszy mnie to niezmiernie, bo mozemy sobie te filmiki ogladac razem. Ciekawe czy tak juz mu zostanie. A jeszcze troche chwalipiectwa - Franek bardzo ladnie mowi po polsku!!!! :) Wakacje w towarzystwie polskich dzieci i lekcje z nasza genialna nauczycielka - Ula, sprawilym ze Franiowi otworzyla sie w mozgu jakas klapka i mowi! Mowi pieknie, calymi zdaniami. GAdamy po polsku poprostu. Brakuje mu rzecz jasna wielu slow, ale ja i tak jestem pod wrazeniem tej naglej zmiany! Tego samego nie moge niestety powiedziec o polszczyznie Ani i Jaska. Ania mowi troszke, zwlaszcza, gdy ma do mnie jakis interes... ale daleko temu do plynnosci Franka. Jasiek nie mowi prawie wcale. Spiewa tyko polskie piosenki i ja ciagne ten trop, bo lepsze to niz nic! W przyszly wtorek ide z Frankiem i jego klasa do muzeum nauk przyrodniczych, gdzie od kilku tygodni obejrzec mozna wystawe poswiecona Januszowi Korczakowi. Opowiedzialam o nim i jego metodach wychowawczych naszym nauczycielkom i o dziwo, same doszly do tego, ze w muzeum organizowane sa rowniez warsztaty dla dzieci. Co dziwne, warsztaty sa podobno prowadzone przez polskich nauczycieli, nie mowiacych po wlosku... Nie wiem jak to jest na prawde, ale poproszono nas (to znaczy FRANIA i mnie) bysmy wystapili tam w roli tlumaczy. Franek chodzi po domu nieprzytomny z dumy a ja ciesze sie, ze on jest dumny z TEGO POWODU. Rozpisalam sie, wiec nie bede juz pisac co u mnie, zreszta lepiej nie pisac ;):P Sciskam Was
-
Dobrze ze jestescie! :) Shalla - odwalilas kawal dobrej roboty :) Dzieci nam rosna a ilosc wolnego czasu maleje proporcjonalnie. Przebieglam pedem przez Wasze posty i takie oto nasuwaja mi sie refleksje: 1. Dobrze, ze piszecie o sobie i swoich dzieciach. Minely czasy, gdy mialysmy czas studiowac kazde slowo i ustosunkowywac sie do kazdego wpisu. Poczucie, ze jest to niemozliwe, sprawia, ze w ogole przestalysmy pisywac na forum. Wniosek - piszcie kazda o sobie i o swoich dzieciach i nie krepujcie sie! :)) Ja bardzo lubie takie "update-y", ciekawi mnie jak rosna nasze maluchy, jak sie zmieniaja i wcale nie oczekuje, ze moje wpisy musza byc komentowane literka po literce;) 2. Dla mnie, podobnie jak dla Shalli, to nasze forum to rodzaj klubu towarzyskiego skrzyzowanego z poradnia zdrowia psychicznego. Potrzebuje Was i ciesze sie, jesli moge byc Wam potrzebna. 3. "Dzwiganie ciezaru" utrzymania forum przy zyciu nie ma sensu, jesli to ma byc dzwiganie, ale mam wrazenie, ze pisze tu, bo Was zwyczajnie lubie i sprawia mi to przyjemnosc. Tyle formalnosci. Co do konkretow - wakacje mignely mi gdzies za oknami i choc byly piekne, pozostalo po nich tylko wspomnienie. Zdjec zrobilam w tym roku tyle co na lekarstwo, bo bylismy (na Sardynii) w miejscu, w ktorym spedzalismy juz wakacje dwokrotnie ;) Mocne postanowienie, ze tym razem wakacyjne zapasy energetyczne traktowac bede tak, by starczylo na Bozego Narodzenia, okazaly sie mrzonka. Wystarczyl pierszy tydzien szkoly i pierwsza wzmianka o pojawieniu sie wszy w dzienniczku szkolnym Frania, by resztka energia wakacyjnej uszla ze mnie z cichym sykiem jak powietrze z przeklutego balonika ;) Nie zalamuje sie jednak tylko staram dostrzec pozytywy - jest lepiej niz rok temu, bo wszystkie dzieci sa mniej wiecej zdrowe a ja mam nowa, fajna nianie, ktora zdecydowanie kojaco wplywa na ogolnie nerwowa atmosfere panujaca popoludniami w naszym domu. Pod wplywem nowej niani, Demon, ktory wstapil pare miesiecy temuy w Jaska (pisalam o tym wczesniej) ustapil w koncu a wlasciwie ...wylazl z Jaska, by wczepic sie pazurami we Frania... W tym samym czasie, w ktorym Jasiek przestal bijac i drapac nas wszystkich po twarzy bez powodu, Franio zaczal urzadzac absurdalne sceny zazdrosci o mlodsze rodzenstwo, buntowac sie z powodu koniecznosci wstawania rano, chodzenia do szkoly, zakladania swetra i oddychania. Nagle, z dnia na dzien, grzeczny siedmiolatek stal sie histerycznym nastolatkiem. Zastanawiam sie tylko dlaczego juz teraz??? Jedyna moja ostoja w tym momencie - Ania - przyglada sie temu ze zdumieniem i stoickim spokojem. Az dziw bierze ile prawdy jest w teorii spiralnego rozwoju psychicznego dziecka, opisanej w ksiazce polecanej kiedys przez Dynie. Nie wiem czy bylabym w stanie przetrwac ten okres bez wczesniejeszej lektury tej ksiazki. I jeszcze a propos' krytycznych slow Shalli i Myshy na temat obyczajow panujacych w naszej ojczyznie i Myshowej historii o parze spolonizowanych Francuzow: dowiedzialam sie dzis, ze jedna z moich pracowych kolezanek, zrekrutowana przez nas niedawno, zostawia prace w naszej turynskiej kancelarii i wraz z narzeczonym przeprowadza sie na stale do Lodzi!! :) Oboje sa mlodzi, oboje sa Wlochami i zadne z nich nie ma w Polsce rodziny. Oboje skonczyli prawo we Wloszech i Erasmusa w Lodzi kilka lat temu. Polska wydala im sie wtedy przepiekna, przyjazna i przyszlosciowa i postanowili, ze to nad Wisla wlasnie rozpoczna nowe, wspolne zycie. Razem zlozyli aplikacje o prace w HP, razem przyjeci zostali do pracy i razem pakuja teraz walizki. Zycze im powodzenia i ciesze sie, ze dozylam takich czasow :) Mysle, ze gatunek pan sklepowych, o ktorych pisalyscie wyginie jednak z czasem, a zastapi go nowe, przyjazniejsze swiatu pokolenie. Hawk!
-
Mysh - bylam u Was i widzialam na wlasne oczy - porzadek w zabawkach jest! :) U nas jest dosc podobnie jesli chodzi o zabawki cenione przeze mnie - tzn. staram sie, by mialy wszystkie czesci, swoje miejsce i by sluzyly jak najdluzej. Tego pilnuje a wlasciwie staram sie by dzieci pilowaly Badziewia to jednak nie dotyczy. Staram sie usuwac je zprzed dzieciecych oczu i rak tak szybko jak sie da. I tylko denerwuje mnie, ze tak tego duzo. System Twojej M. niestety nie sprawdzilby sie u mnie. Tesciowa predzej skrecilaby sie w osemke niz kupila zabawke zasugerowana przeze mnie. Psikulcu - chcialabym miec choc polowe waszej konsekwencji w wychowaniu dzieci! U nas wyglada to wiele gorzej, bo kiedy ja usiluje byc twarda, maz zamienia sie w typowego wloskiego poblazliwego rodzica, ktory pociesza skarcona pocieche. Grrrr..... No ale w sumie efekt i tak nie jest najgorszy. Dzieciaki kochaja sie, sa wobec siebie solidarne i nawet jakby bily sie nieco mniej ...;) Wrocilismy dzis po tygodniowym pobycie w gorach, gdzie spalismy z dziecmi w namiocie. Bylo cudnie. Wrocimy tam za rok i pewnie za dwa lata tez. Poza przepiekna okolica (ktora znacie juz z moich starych zdjec) bedzie nas teraz przyciagac rowniez genialna atmosfera kempingu, na ktorym mieszkalismy. Rodzinny biznes prowadzony z sercem. Za recenzje niech posluzy Wam historia jednej z poznanych tam przez nas rodzin. Starsza para z dwudziestoparoletnia corka - poznali sie na tym kempingu i spedzaja na nim wakacje od prawie trzydziestu lat. Na tym samym kempingu swojego meza poznala tez siostra tej Pani a jej rodzice poznali sie w schronisku gorskim o kilka kilometrow dalej. Dawno juz nie czulam sie tak dobrze w towarzystwie "obcych" ludzi. Fajnych, zyczliwych, otwartych na "nowych". To w Polnocnych Wloszech zupelnie niezwykle. Wrocilismy wiec z pierwszego etapu wakacji i jutro czeka mnie pakowanie walizek przed wyprawa na Sardynie. Jutro rowniez przyjezdza do nas moja Mama :):)):) Takze te sardynskie wakacje staja sie dla nas tradycja. Po raz trzeci to samo miejsce, ten sam dom nawet! Moze to oznaka starzenia sie a moze po prostu znalazlam swoje ulubione miejsce i nie mam juz ochoty szukac dalej ;) W tym roku ciesze sie szczegolnie, bo oprocz mamy dolacza tam do nas rowniez dwie rodziny moich przyjaciol z Polski. Bedzie sie dzialo!!!! :)) Kochane, tym z Was, ktore, tak jak ja, dopiero wybieraja sie na wakacje, zycze by byly one piekne i dlugie. Tym, ktore juz wrocily, zycze, by efekt wakacyjnego odpoczynku trwal jak najdluzej. Wszystkich sciskam serdecznie! Kuk
-
Mysh - napisalas o regulach, ktorych nie zawsze trzeba przestrzegac. Czyli imperatyw kategoryczny Kanta - postepuj wedlug takiej reguly, o ktorej mozesz powiedziec, ze chcesz by stala sie powszechnym prawem. Sluszna mysl ale bardzo trudna do przekazania dzieciom. Bo skad niby dziecko ma wiedziec czy regula jest sluszna czy nie? Czasem jest to oczywiste ale czesto trzeba byc doroslym, zeby zrozumiec jej sens, konsekwencje jej przestrzegania lub nieprzestrzegania. Pomyslmy o tym w kontekscie mojego ostatniego wpisu na temat Jaska - Mowie Jaskowi "Nie bij jesli sam nie chcesz zeby ciebie bili" a on mi na to - "Ale swietnie jest sie bic!" Dochodze wtedy do wniosku, ze dopoki Jasiek nie bedzie w stanie ogarnac zagadnienia w nieco szerszym kontekscie, musze jednak decydowac za niego... Ograniczac jego wolnosc i prawo wyboru, choc wolalabym zeby sam od razu wiedzial wszystko i madrze wybieral... A teraz z innej beczki - robilam wczoraj porzadki w zabawkach i po raz kolejny zalamala mnie ilosc bezuzytecznego plastiku w koszu na zabawki moich dzieci! Lubie kupowac im zabawki ale robie to dosc rzadko, z okazji i jestem bardzo krytyczna, pewnie nawet zbyt krytyczna, przy ich doborze. A pomimo tego nasz dom PELEN JEST plastikowego badziewia, ktore kosztuje duzo, niczemu nie sluzy, psuje sie po dwoch minutach zabawy... Dzieci dostaja od dziadkow takie ilosci plastiku, ze choc wyrzucam go regularnie, wciaz mam wrazenie zycia na smietniku... Nie twierdze, ze wszystkie plastikowe zabawki sa zle, ale co sensownego jest w osmiu identycznych, plastokowych serduszkach na sprezynie i z bateryjka wygrywajaca kiczowaja muzyczke? OSMIU! te osiem serduszek podarowala, po jednym, Ani moja tesciowa w ciagu ostatnich szesciu miesiecy, jakie minely od ostatniej czystki w zabawkach... Bateryjki sa juz rzecz jasna dawno wyczerpane, serduszka nie da sie rozmontowac, wiec po "smierci" bateryjki jest juz do wyrzucenia, serduszko jest duze, brzydkie i do niczego poza wyrzuceniem sie nie nadaje. Moja tesciowa odporna jest na wszystkie prosby i grozby i srduszko jest tylko jedna, z wielu zabawek tego typu. Czy to normalne, ze nie moge decydowac czym bawia sie moje dzieci???? Przeciez w tym zalewie badziewia zabawki wartosciowe, edukacyjne, rozwijajace nie maja nawet szansy przetrwania! Nie sa szanowane, sa wiecznie zdekompletowane, bo trudno wytlumaczyc dzieciom, ze jakis element zabawki "edukacyjnej" jest cenny podczas gdy widza mnie wyrzucajaca setki plastikowych kawalkow innych zabawek... Jak to jest u Was? Udaje sie Wam utrzymac wzgledna kontrole nad zawartoscia pokoju dziecinnego i utrzymac porzadek w zabawkach?
-
Mysh - napisalas o regulach, ktorych nie zawsze trzeba przestrzegac. Czyli imperatyw kategoryczny Kanta - postepuj wedlug takiej reguly, o ktorej mozesz powiedziec, ze chcesz by stala sie powszechnym prawem. Sluszna mysl ale bardzo trudna do przekazania dzieciom. Bo skad niby dziecko ma wiedziec czy regula jest sluszna czy nie? Czasem jest to oczywiste ale czesto trzeba byc doroslym, zeby zrozumiec jej sens, konsekwencje jej przestrzegania lub nieprzestrzegania. Pomyslmy o tym w kontekscie mojego ostatniego wpisu na temat Jaska - Mowie Jaskowi "Nie bij jesli sam nie chcesz zeby ciebie bili" a on mi na to - "Ale swietnie jest sie bic!" Dochodze wtedy do wniosku, ze dopoki Jasiek nie bedzie w stanie ogarnac zagadnienia w nieco szerszym kontekscie, musze jednak decydowac za niego... Ograniczac jego wolnosc i prawo wyboru, choc wolalabym zeby sam od razu wiedzial wszystko i madrze wybieral... A teraz z innej beczki - robilam wczoraj porzadki w zabawkach i po raz kolejny zalamala mnie ilosc bezuzytecznego plastiku w koszu na zabawki moich dzieci! Lubie kupowac im zabawki ale robie to dosc rzadko, z okazji i jestem bardzo krytyczna, pewnie nawet zbyt krytyczna, przy ich doborze. A pomimo tego nasz dom PELEN JEST plastikowego badziewia, ktore kosztuje duzo, niczemu nie sluzy, psuje sie po dwoch minutach zabawy... Dzieci dostaja od dziadkow takie ilosci plastiku, ze choc wyrzucam go regularnie, wciaz mam wrazenie zycia na smietniku... Nie twierdze, ze wszystkie plastikowe zabawki sa zle, ale co sensownego jest w osmiu identycznych, plastokowych serduszkach na sprezynie i z bateryjka wygrywajaca kiczowaja muzyczke? OSMIU! te osiem serduszek podarowala, po jednym, Ani moja tesciowa w ciagu ostatnich szesciu miesiecy, jakie minely od ostatniej czystki w zabawkach... Bateryjki sa juz rzecz jasna dawno wyczerpane, serduszka nie da sie rozmontowac, wiec po "smierci" bateryjki jest juz do wyrzucenia, serduszko jest duze, brzydkie i do niczego poza wyrzuceniem sie nie nadaje. Moja tesciowa odporna jest na wszystkie prosby i grozby i srduszko jest tylko jedna, z wielu zabawek tego typu. Czy to normalne, ze nie moge decydowac czym bawia sie moje dzieci???? Przeciez w tym zalewie badziewia zabawki wartosciowe, edukacyjne, rozwijajace nie maja nawet szansy przetrwania! Nie sa szanowane, sa wiecznie zdekompletowane, bo trudno wytlumaczyc dzieciom, ze jakis element zabawki "edukacyjnej" jest cenny podczas gdy widza mnie wyrzucajaca setki plastikowych kawalkow innych zabawek... Jak to jest u Was? Udaje sie Wam utrzymac wzgledna kontrole nad zawartoscia pokoju dziecinnego i utrzymac porzadek w zabawkach?
-
Ha! Mam Was ! Trzeba poddac temat i dyskusja sama rusza :) Shalla - genialny pomysl z ta stara wieza!! Jestem pewna, ze dzieci beda zachwycone! :) Mysh - mnie ogromnie podoba sie stosunek Francuzow do ich dzieci. Uwazam, ze mali Francuzi sa bardziej uwazni, skupieni i naprawde lepiej wychowani od ich wloskich rowiesnikow. Z kolei wychowanie jakie otrzymuja dzieci w Polsce (generalizujac rzecz jasna na calego) ma mnostwo zalet ale generalnie nie rozwija w dzieciach zbytnio pewnosci siebie. Tak to widze teraz po kilku latach, porownujac dzieci moje i dzieci kuzynow czy przyjaciol. Dziec iw Polsce maja ogromne poszanowanie dla regul - czego brak moim dzieciom, ale sa tez czesto bardzo niesmiale, czesto nie maja odwagi rozmawiac z obcymi. Zreszta byc moze nie powinnam generalizowac -moje obserwacje bazuja na bardzo niewielkiej grupie dzieci... Ha! Mam Was ! Trzeba poddac temat i dyskusja sama rusza :) A ja zauwazylam, ze z tym tlem wokalnym to nie dokonca prawda. Moje dzieci zdaja sie kompletnie nie slyszec co do nich mowie czy krzycze kiedy nie maja na to ochoty ale niech no tylko powiem wtedy polglosem - "oj, gwiazdki sie chwieja..." co oznacza, ze jesli nie posluchaja mnie teraz, skresle im z lustra w lazience ktoras z cennych gwiazdek, teoretycznie gluche dziecko natychmiast reaguje u biegnie spelnic moje zyczenie wykrzykiwane przedtem kilkakrotnie bez skutku... Taaak, sluchanie wybiorcze maja moje dzieci opanowane do perfekcji... Najbardziej rozbrykanym z dzieci jest oczywiscie Jasiek. Nie krzyczy najglosniej, bo u niego para idzie bardziej w miesnie niz z struny glosowe, ale za to jest kompletnie odporny na tyrady wychowawcze. Kiedy mowie mu, ze nie wolno bic ludzi, Jasiek pyta po prostu "a dlaczego?" A kiedy odpowiadam, ze przeciez sam nie chcialby byc przeze mnie bity, patrzy na mnie groznie i figlarnie zarazem i mowi - "oj tak - bijmy sie!!" Po czym - widzac moja surowa lub podlamana mine - caluje mnie wpoliczek i mowi - "no ale ja cie przeciez po biciu pocaluje!" i dodaje "E' bello combattere!!!" czyli "Pieknie jest sie bic!" Rece opadaja - musze chyba oprocz judo zapisac go jeszcze na jakas szermierke... (ostatnio udalo mu sie zlamac na pol drewniany, bardzo solidny, miecz wielkosci prawie naturalnej w walce z noga stolowa... ) A pamietacie nasza dyskusje na temat urzywania przez dzieci w Polsce i za granica form grzecznosciowych w podniesieniu do doroslych? od lat usiluje bezskutecznie wpoic je Franiowi a ostatnio tajkze Ani. Wiecie z jakim skutkiem??? Z takim, ze jedynym dzieckim, ktora zalapalo o co chodzi jest ...Jas! :))) Jakims cudem przyswoil sobie, ze do nieznanych doroslych mowi sie per Lei (Pan/Pani) i calkiem poprawnie zwraca sie do ludzi w ten sposob! Szkoda, ze tylko on. Wlasnie zdalam sobie sprawe, ze pisze ciagle tylko o Jasku - no ale tak jakos jest, ze on ze swoja energia skupia z koniecznosci wiekszosc naszej uwagi. Teraz wiec o pozostalej dwojce: Franek stal sie ostatnio bardzo "dorosly". Oglada z nami filmy dla doroslych (rzecz jasna tylko wybrane) i dopytuje sie o kwestie polityczne i ekonomiczne (czesto jego pytania sa tak zaskakujace, ze trzeba sie niezle napocic, by nie odpowiedziec na nie na powaznie i nie rozesmiac sie w trakcie). Ania natomiast dzieli swoje zainteresowania rowno pomiedzy lalki, zamilowanie do makijazu i mody oraz... matematyke, ktora odkryla niedawno a ktora ewidentnie pociaga ja w jakis tajemniczy sposob. Wyciagnela z zakurzonego kata stara zabawke Frania - plansze i klocki, na ktorych narysowane sa cyferki i spedza cale popoludnia ukladajac klocki z cyframi w kolejnosci rozsnacej lub malejacej. Ciekawi mnie bardzo czy jest to tylko przejsciowe zainteresowanie czy tez moze Ania zalapala sie na "gen matematyczny", ktory w naszej rodzinie ma sporo osob (z moim wylaczeniem niestety :p) Shalla - nazwalas swoj wpis kobyla... Co ja mam napisac o swoim? Tasiemiec! ;)
-
Mysh - to musi byc ciekawe uczucie wrocic do domu po tak dlugim czasie! :) W dziecinstwie bardzo lubilam takie powroty po wakacjach. Biegalam po katach i obwachiwalam wszystko jak szczeniak. Shalla - naprawde nie byliscie w Polsce az przez 4 lata!!! Niesamowite! Nie ciagnelo Cie? To prawda, ze cala twoja rodzina jest teraz z Wami w UK ale i tak wydaje mi sie to niezwykle :) Mam nadzieje, ze ogledziny wypadna pozytywnei i ze jednak nie wydacie calych mieniedzy w tydzien... A gdzie bedzieci w Polsce? Zaplanowaliscie jakas wyprawe turystyczna czy tylko odwiedziny u rodziny? U nas wciaz jeszcze roboczo. Dzieci byly juz dwa razy nad morzem i raz z w gorach ale nasze wakacje wciaz jeszcze przed nami. Troche meczace to oczekiwanie, ale im blizej wyjazdu i im wiecej spotykam tych, ktorzy maja wakacje za soba, tym bardziej ciesze sie, ze to co najfajniesze wciaz jeszcze przed nami ;):) W domu zmiany - zapowiadana zmiana niani stala sie cialem. Potwierdzilismy juz przyjecie do pracy nowej niani - zaczyna od wrzesnia i jest... Katalonka! (Dynia ;))) Dlaczego akurat Katalonka, spytacie? Nie znalazlam zadnej sensownej Polki, nie spodobala mi sie zadna Wloszka (kiedys chyba napisze przewodnik dla osob szukajacych nian i pomocy domowych) za to ta dziewczyna przypadla mi do serca i po pieciu minutach martwilam sie juz tylko, czy na pewno zechce przyjac prace u nas. Nie umiem wytlumaczyc na czym to polega. Byc moze idealizuje ja tak, jak kiedys nasza obecna nianie, z ktora, nota bene, musze dizs odbyc pozegnalna rozmowe... :( Po prostu weszla do domu i po pieciu minutach widzialam, ze moje (rozwrzeszczane i rozbiegane przed chwila dzieci) siedza przy niej spkojnie, sluchaja tego co mowi polglosem i najwyrazniej uznaly ja juz za "swoja". Psikulcu - kiedy juz otworzycie ten swoj lokal w Krakowie - a jestem dziwnie pewna, ze bedzie sie on cieszyl szalonym powodzeniem u wszystkich mam :))) - to koniecznie powinnyscie rozejrzec sie za kims takim. Kims, kto mowi polglosem, patrzy madrze i cieplo i skupia wokol siebie dzieci sama swoja obecnoscia. Tej umiejetnosci mowienia do dzieci polglosem chcialabym sie nauczyc jak malo czego. Moje uszy i nerwy sa ostatnio w stanie oplakanym bo, po wakacjach z dziadkami, nasze dzieci w ogole przestaly porozumiewac sie ze soba i swiatem inaczej niz krzykiem... Walczac z plaga wrzasku zaczelam przygladac sie swiatu pod tym katem i odnotowalam, ze krzyk stal sie (przynajmniej we Wloszech) czyms naturalnym. Krzycza wszyscy - na ulicach, w parkach, w restauracjach i w sklepach, w szkolach i w telewizji. Nikogo to nie dziwi, nikt na to nie reaguje, a na moje proby uciszenia wlasnych dzieci ludzie zwracaja mi uwage, ze przeciez to normalne, ze dzieci krzycza! :) I tym socjologicznym spostrzezeniem koncze - z nadzieja, ze uda mi sie wywolac na forum jakas mala dyskusje na ten temat ;) Kuk
-
Mysh - znaczy gips na nadgarstku Jaska? :( Biedak! Usciskaj go on nas! Tak, fajnie byloby znowu zobaczyc dzieciaki razem !:) Shalla - ja znam taki rodzaj myslenia - on jest chyba typowy dla Polakow. My zaklinamy w ten sposob rzeczywistosc! Jak juz sobie wyobrazimy to co najgorsze, to na pewno nic sie nie zdarzy, bo najgorsze musi byc przeciez niespodziewane, prawda? ;) :) A ja jestem od kilku dni w doskonalym humorze, bo okazalo sie, ze moja mama nie musi byc jednak operowana - jest duza szansa na to, ze w jej przypadku skuteczna bedzie fizykoterapia metoda McKinseya ( o ile dobrze pamietam nazwe). Od tygodnia stosowali ja w stosunku do Mamy w szpitalu a dwa dni temu zostala wreszcie skonsultowana przez jaka slawe neurochirurgiczna, ktora orzekla, ze jej kregoslup fonkcjonuje w praktyce o niebo lepiej niz na zdjeciach i ze operacja na razie nie jest konieczna. Mama, ktora juz po kilku sesjach z fizykoterapeuta poczula sie znacznie lepiej, nagle nabrala ochoty do zycia, wypisala sie ze szpitala i teraz spedza cale dnie cwiczac zawziecie... Oznacza to rowniez, ze nasze wakacje na Sardynii dojda jednak do skutku (a byly ju pod ogromnym znakiem zapytania). Dwie radosci w jednym! :) Mysh - z tymi stawami naprawde trzeba ostroznie. Przede wszystkim ustal dlaczego Cie bola, bo przyczyn moze byc wiele. Ja do przyjazdu do Wloch mialam sytuacje pod kontrola i badala sie regularnie. Teraz to katastrofa i ... no wlasnie - ledwie powlocze nogami. Mam w Warszawie swietnego rumatologa i teraz tylko marze, zeby wybrac sie do niego na naprawe... Pisalam Wam, ze Jasiek jest okropnie bojowy. Jesli mam byc szczera, to sytuacja pogarsza sie z dnia na dzien. Jasiek bije wszystkich dookola! Nie mam pojecia skad mu sie to bierze, bo bije nas bez powodu - smieje sie przy tym i wydaje okrzyki bojowe. Nie jest to raczej wyraz zlosci czy buntu. Jest tak, jakby wciaz byl na ringu. Wczoraj nie wytrzymalam i po godzinie jazdy samochodem, w czasie ktorej podrapal mnie i pobil pomimo moich tlumaczen, trzymania rak i nog, etc... w koncu wkropilam mu klapsa w pupe. Wiecie jaki byl efekt? 30 sekund spokoju, a potem dokladnie to samo! Musze chyba wybrac sie z nim do psychologa, bo przyznaje, ze nie wiem juz co z tym fantem robic! Sciskam! Agnieszka
-
Shalla - melduje, ze zyje, choc faktycznie ze zdrowiem u nas troche nie tego... Moja Mama rozsypala sie i po kilku tygodniach ostrej rwy kulszowej dala sie wreszcie zapakowac do szpitala, gdzie badana jest teraz na wszystko strony. Wiemy juz, ze jej kregoslup wyglada jak pokrecony postronek, a dyski wyskakuja jej po kilka naraz i wbijaja sie w rdzen kregowy. Brzmi to okropnie, ale to jej wlasny opis. Jutro dowiemy sie czy i kiedy bedzie operowana, bo takie bylo poczatkowe zalozenie ale z calych sil staramy sie przekonac mame i lekarzy by przed operacja sprobowac rehabilitacji metoda McKenziego, ktora ponoc wymyslona zostala dla takich jak ona twardzieli. Kombinuje wiec jak kon pod gorke jak zorganizowac opieke nad Mama majac przy sobie trojke dzieci na wakacjach... Po raz pierwszy zdalam tez sobie sprawe z tego, ze po 40-ce to juz rownia pochyla ;););). Leca mi z glowy wlosy, pekaja paznokcie no i najgorsze - te cholerne, wysiadajace z nienacka stawy... Czlowiek zamienia sie w zardzewialego robota, w stulatka... Nie moze sie ruszac, kazdy schodek wydaje sie Monteverestem! A potem - znowu nagle i wlasciwie nie wiadomo czemu, wszystko przechodzi, stawy "przestaja istniec" no moze z wyjatkiem kolanowych - o tych trudno zapomniec, bo skrzypia i bola non stop. Tyle biadolenia. Poza tym sa tez przeciez i jasne strony zycia. Dzieciaki rozna jak na drozdzach. Zmianiaja sie bardzo i dorosleja. Franek przechodzi okres buntu (Nareszcie! jak powiedziala jego wychowawczyni ;)). W domu przejawia sie to w ten sposob, ze nie odpowiadam tylko odburkuje lub udaje, ze nie slyszy co sie do niego mowi. Wsrod kolegow zaczal wreszcie forsowac wlasne zdanie, wlasne pomysly na zabawy. Bardzo ciesze sie z tej zmiany. Generalnie chodzi teraz dosc naburmuszony, uwaza, ze spotykaja go w zyciu same niesprawiedliwosci, wszyscy maja lepiej i nikt go nie kocha... No mowie wam - czuje sie jakbym miala w domu nastolatka ;):);) Poza tym jego zainteresowania ida coraz bardziej w kierunku mechaniki i archtektury. Z upodobaniem przeglada rysunki techniczne, przyglada sie budowie maszyn i...nalogowo studiuje dwie plyty DVD z pomyslowym Dobromirem ;) Ania przejawia ogromne zainteresowanie kosmetykami i ...calowaniem sie co wprawia mnie w lekkie przerazenie. Poza tym jednak jest kapitalna, bardzo piekuncza w stosunku do wszystkich w okol, uczynna, zabawna, rozspiewana i przylepna. Wczoraj przeprowadzila z moja Mama przez telefon cos, co smialo moznaby nazwac wywiadem lekarskim. Wypytala ja szczegolowo o wszystkie dolegliwosci, goraczke, cisnienie i o to przy jakich ruchach bola ja plecki. Zakonczyla pytaniem "Ale zalozyli ci gips, czy na razie nie?" czym wprawila moja Mame w tak doskonaly humor - Babcia nabrala przekonania, ze ktos w rodzinie pojdzie wreszcie na medycyne i przejmie paleczke po niej ;))) Jasiek zas to maly wojownik i ten zaspekt charakteru zdaje sie dominowac wszystko inne. Wdaje sie w nieustanne walki wrecz z Frankiem, ktory dawno juz przestal lekcewazyc go jako przeciwnika. Wrecz przeciwnie, to Franek musi uwazac, by wyjsc z walki w jednym kawalku, a ja przestalam juz nawet raczyc go tekstami - uwazaj, Jasiek jest jeszcze maly, etc... bo miedzy Bogiem a prawda, Jasiek wydaje sie byc z zelaza i gumy zarazem. Kiedy Frankowi uda sie przypadkiem powalic go na ziemie i uderzyc go przy tym np. w nos, Jasiek krzywi sie przez chwile, wydyma usta w podkowke, po czym, nim pierwsza lza bolu splynie mu z oka, skacze na rowne nogi jak sprezyna z dzikim okrzykiem i przybierajac poze Spidermana rzuca sie na Franka ze zdwojona energia... Nie moge juz doczekac sie pazdziernika i tego, by nauczyciel judo wytlumaczyl mu wreszcie, ze walka ma tez swoje reguly... Poza tym jestesmy wreszcie na etapie rozstania z pielucha i oblednego wrecz poszerzania zasobu slownictwa. W przerwach miedzy walkami wrecz Jasiek wyglasza nieprawdopodonbnie kwieciste teksty, pelne sformulowan, ktorych znaczenie nie do konca jeszcze sobie przyswoil, ale ktore z upodobaniem na nas testuje ;) Zrywamy boki. Do polowy sierpnia jestesmy w Turynie - trzymajcie kciuki, zebysmy nie ugotwali sie zywcem. Caly ostatni tydzien mam wrazenie, ze nie chodze ale plywam w powietrzu gestym od wody. 38'C na termometrze odczuwane jest w takiej wilgotnosci jako 45'C. Jedyny ratunek to wanna zimnej wody i klimatyzacja.
-
Shalla! Przepraszam, ze dopiero teraz - jestem, zyje i melduje sie! Nie pomyslalam, ze mozecie martwic sie o mnie, bo w Turynie wlasciwie sie nie trzeslo, to znaczy trzeslo sie, ale delikatnie... Nie trzeslo sie u nas, ale jak to zwykle bywa, kazdy zna kogos mieszkajacego na terenach, na ktorych trzeslo sie solidnie - rozmiawiamy i przezywamy to wszyscy... Najbardziej wstrzasnela mna rozmawa z moja sasiadka, z ktora przyjaznimy sie dosc blsko, a ktorej rodzinna firma z Veneto jest wlascicielem jednej z hal fabrycznych, ktore zawalily sie na skutek trzesienia ziemi. Pod gruzami tej fabryki zginelo czterech robotnikow. Firma nie jest molochem i moja sasiadka, jej ojciec i bracia znaja wszystkich tych ludzi i ich rodziny osobiscie. Nikt nie zasluguje na taka smierc, ale sluchajac o tym, ze byli to bardzo mlodzi, fajni, majacy na urtrzymaniu zony, dzieci, niepelnosprawne rodzenstwo, etc. naprawde sciska sie z zalu serce. Ich hala fabryczna byla wykonana niedawno certyfikowana pod katem zagrozen sejsmicznych i ubezpieczona. A pomimo tego... Do tego wszystkiego - choc brzmi to nieprawdopodobie - zarowno moja sasiadka jak i jej brat unikneli smierci cudem. Ona (zajmuje sie w firmie kontrola jakosci produktow) byla wlasnie na urlopie, ale zostala z niego wezwana przez szefa produkcji, w zwiazku z jakas kontrola. Przerwala urlop, pojechala na lotnisko i... szef oddzwonil do niej na komorke, ze problem sam sie jednak rozwiazal i nie jest potrzebna. Problem dotyczyl tej wlasnie hali produkcyjnej, ktora rozpadla sie nastepnego dnia, a ona bylaby w srodku... Jej brat, ktory ma w tym samym budynku swoje biuro nie byl tam natomiast obecny, bo... pojechal do Verony z zona, ktora bedac w blizniaczej ciazy miala wlasnie USG, na ktorym mialo byc widac plec dzieci... Teraz wszyscy zastanawiaja sie co zrobic, by szpitale, zamawiajace u nich pompy insulinowe "na miare" nie odchodzily z kwitkiem... Nie chodzi juz nawet o pieniadze, bo ubezpieczenie pokrywa wszystko, ale o chorych i zatrudnianych przez nich robotnikow, ktorzy chca pracowac a nie maja gdzie... Strasznie myslec o nich wszystkich - czasy paskudne, brak pracy i rodziny na utrzymaniu, niewiadomo co ze soba poczac i w dodatku ziemia nie przestaje sie wcale trzasc... Wiedzac o tym wszystkim jakos mniej wzruszam sie zdjeciami pokazujacymi zniszczenia wsrod miejscowych zabytkow. To prawda - wieza stala 700 lat i teraz runela, ale czy powinno sie ja odbudowywac zanim zapewni sie dom i prace ludziom?
-
Shalla - ja nie czulam, ale moi tesciowie owszem - podobno bardzo bylo niemilo, no ale bez wiekszych szkod. Shalla, wiesz oczywiscie, ze trudno nie myslec w takich chwilach o tym co kiedys napisalas, ze podobno w 2012 Polwysep Apeninski (a my razem z nim) rozsypie sie na kawalki... ;) Ciekawam tej Twojej Zumby - mialam sie ochote na to zapisac, bo lubie tanczyc, ale koszt byl tak astronomiczny, ze zrezygnowalam. Strasznie duzo dzieje sie u mnie w tym roku. Wciaz wyjezdzaja z Turynu jacys moi przyjaciele, poznaje mase nowych ludzi i robie rzeczy, ktorych jakos kompletnie nie spodziewalam sie po sobie. Jest tak, jak gdyby zycie po czterdzistce naprawde roznilo sie od tego przed nia! Nie potrafie tego nijak wytlumaczyc. Wcale nie jest gorzej - ba, jest nawet duzo zabawniej - czlowiek przestaje przejmowac sie glupotami i skupia na kwestiach istotnych i pozytywnych stronach rzeczywistosci. Czuje te zmiane juz od pewnego czasu ale ostatnio zaczynaja ja dostrzegac u mnie takze inni. Nie moge spytac Was czy tez tak macie, bo Wy jestescie sporo mlodsze :) No ale moze za pare lat pogadamy ;););) Odzywajcie sie!!! Kuk
-
Myshko, Jasiek zdecydowanie bardziej niz Puchatka, przypomina nam wszyskim Tygryska! On nie chodzi, ale biega i skacze, doslownie nie moze ustac w miejscu! Bylam z nim na naszej ulubione cotygodniowej gimnastyce i Pani, ktora ja prowadzi zaczela sie smiac, ze Jasiek wykonuje wlasciwie dwa razy wiecej cwiczen niz reszta dzieci. Wyglada to tak, ze jesli ona ustawi jakis tor przeszkod, to on biegnie przez niego pierwszy, dobiega do mety/startu i rusza po raz kolejny zanim jeszcze dziecko, ktore bylo tuz za nim zacznie swoja kolejke... Strufuje go za to w kolko, tlumaczac, ze kazdy ma swoja kolej, ale faktem jest, ze on po prostu umiera z niecieprliwosci i entuzjazmu by biec dalej... Smieje sie przy tym do wszystkich tak, ze inne dzieci wcale nie gniewaja sie na niego, tylko same zachecaja go by biegl dalej. Strus pedziwiatr we wlasnej osobie. Najdziwniejsze jest jednak to, ze potem Jasiek nagle dochodzi do wniosku, ze juz starczy, siada i odpoczywa, albo np. bierze swoja poduszke i mowi - teraz jestem zmeczony i ide spac. Dla mnie jest to fantastyczna odmiana po Franiu i Ani, ktorzy spanie traktuja jak najgorsza kare! Wiadomosc z frontu - Ania od dwoch dni siedzi zamknieta w domu z podejrzeniem ospy wietrznej. Wysypalo jej brzuszek, nogi i pachy, ale moim zdaniem ta wysypka, to jednak nie ospa... Krostki sa czerwone, lekko napuchniete i maja biale czubeczki, ale jest ich w sumie kilkanascie i nie zaatakowaly ani skory glowy, ani twarzy, ani jamy ustnej, co podobno jest regula przy ospie. Ania nie ma tez ani kataru ani goraczki. Nie wiecie co to moze byc?
-
Psikulcu, mnie ta nastepna kojarzy sie z piosenka Brela glownie ;) Ale Ty chyba nie to mialas na mysli... A moze chodzilo o kropki na twarzy Myshy? ;) Nie wiem od czego zaczac. Od pogody w kratke, w paski, w ciapki, nnie wiem nawet jak te pokrecona pogode nazwac???!!! Od miesiecy jest tak, ze rano wlaczam komputer i szukam specjalistycznej prognozy pogody by wiedzic jak ubrac siebie i dzieci! Roznica w dziennych temperaturach potrafi dochodzic do 25 stopni! Nie zartuje! Wszyscy chodza chorzy. My oczywiscie tez. Pogoda sprzyja tylko wirusom i...cholernym wszom, ktore mnoza sie tak, ze torturuje moje dzieci szamponem "anty" i godzinnym wyczesywaniem doslownie co 10 dni od poczatku roku szkolnego. Rece i biust opadaja, zwlaszcza, ze chyba na skutek czestego uzywania szamponu "any" Franiowi zaczely kepami wychodzic wlosy :((( Co by tu jeszcze... O pracy wole nie pisac, o deficycie snu i czasu tez nie. Mam! jeden ogromny pozytyw -Jasiek!!!!!!! :):):) Jasiek na diecie bezglutenowei i bezlaktozowej ma sie swienie, rosnie w oczach i spi prawie jak aniol :)))! Rozgadal sie niesamowicie i rozsmiesza nas nieustajaco swoimi tekstami. Roi sie w nich od zwrotow grzecznosciowych i optymistycznych komentarzy. Brzmi to mniej wiecej tak: -Mamo, przepraszam Cie bardzo, ale czy moge wstac juz z lozka? - Oczywiscie Kochanie! Wstawaj sobie jesli chcesz! - Ach tak! Cudownie! Dziekuje Ci bardzo Mamo!! Jak wspaniale i pieknie, ze moge wstac z lozka! I tak ze wszystkim - w rezultacie zycie w towarzystwie Jaska wydaje sie czlowiekowi zachwycajace, piekne i pelne niezwyklych niespodzianek. Na przyklad Takich jak ta, ze mozna sobie wstac z lozka... :)
-
Zagladam i zagladam a tu ciagle ta sama strona 431... Kochane! Co u Was? Jestescie? Zyjecie?? Ja ledwo, bo lejacy u nas od czterech tygodni prawie nieprzerwanie deszcz rozpuscil we mnie resztki energii.... Ogrodek tonie w blocie, nie moglam cieszyc cieszycani widokiem przepieknie kwitnacej (a wlasciwie przekwitajacej juz) azali ani widokiem niezapominajek, ktore zamienily jeden z kacikow ogrodu w blekitny dywanik... A jak z pogada u Was?? Jak przezywacie upalyw Polsce? :) Kuk
-
Hej, hej! Jest tam kto...
-
Shalla - wyglada super! Wprawdzie na parkowej stronie brakuje nieco galerii zdjec, ale i tak wyglada fajnie :) Co zas do zamku - mnie nieodmiennie zadziwia to, ze angielskie zamki sa wciaz w sporym stopniu zamieszkane przez wlascicieli i zwyczajnie "uzywane". Nie wyobrazam sobie czegos podobnego w Polsce. Nikt chyba u nas nie zgodzilby sie na udostepnianie swojego domu zwiedzajacym, a przeciez w Anglii czy we Wloszech jest to nrmalna praktyka, sposob na to, by zamek czy palac zarabial na swoje i wlascicieli utrzymanie... I pomyslec, ze to Anglicy zwykli mawiac "My home i my castle" ;))) Oj, nakrecam sie nakrecam tymi Twoimi zdjeciami... Szkoda tylko, ze kiedy juz zawitamy do UK, wszystko bedzie sie odbywalo jak zwykle przy takich okazjach, w biegu... Zagladam na Kaffe od wielkiego dzwonu, bo ma sporo pracy, dwa dni temu przyjechala moja Mama a dzis dzieciom zaczely sie ferie w szkole. Mamy w domu wesolo! :) I stad - na wypadek, gdyby nie udalo mi sie juz wpasc tu przed Wielkanoca, juz teraz zycze Wam i Waszym Bliskim Wesoluch, Zdrowych i Spokojnych Swiat! Sciskam serdecznie, Kuk
-
Shalla - po opisie dotyczacym Maxa juz rozumiem to ten twoj "przeMarsz wojsk napoleonskich"... I ja z braku snu i wypoczynku czuje sie tak, jakby jakas wraza armia przemaszerowala po mnie kilkakrotnie w te i z powrotem... MAx z notesem w reku zrobil na mnie wrazenie :):):) Widze te scene oczyma wyobrazni! ;) Cala reszte - ze sluchawkami, tancami, wiecznym pakowaniem, spiewem i skokami znam az za dobrze z autopsji... Zaciekawil mnie ten nacisk kladziony w angielskiej szkole na czytanie. Mysle, ze to bardzo slusznie. Pochwalam zwlaszcza nacisk na glosne czytanie, bo ta umiejetnosc, podobnie jak reczne pisanie zanika ostatnio... W szkole Franka malo czytaja na lekcjach, chodza za to regularnie do biblioteki i wypozyczaja ksiazki, ktore, przynajmniej teoretycznie czytaja w domu... Franek czyta duzo i chetnie, ale to co czyta najchetniej dotad przyprawia mnie o lekkie mdlosci... Uwielbia mianowicie serie Stiltona, w ktorej klasyczne pozycje swiatowej literatury takie jak Robin Hood, Krol Artur i rycerze okraglego stolu, etc... zamieniane sa w na poly rysunkowa papke... Franio czyta wprawdzie rowniez Saligariego, Verne'a i - ze mna - Akademie Pana Kleksa, ale ze wzgledu na trudniejsze slownictwo robi to zdecydowanie mniej chetnie niz w przypadku Stiltona. O tempora o mores! ;););) Co do naszej diety, to niestety na razie panuje u nas pod tym wzgledem chaos. Studiuje przepisy, staram sie kupowac jak najwiecej roznorodnych produktow spelniajacych wymogi Jaskowej diety ale i tak...konczy sie na tym, ze co drugi dzien jadamy kurczaka z ryzem... Powiem krotko - nie jest latwo, bo Jasiek zachowuje sie teraz jakby ktos wmontowal mu radar na produkty zabronione. Radar z wmontowana przystawka, przesylajaca do mozgu sygnal - tego wlasnie chce! To bym zjadl! Na to mam apetyt i juz!!! Najtrudniej jest ze zwyklym chlebem. Jasiek jadl go zawsze sporo a chleb bezglutenowy, smakujacy jak gabka, kompletnie go nie interesuje. Moje dziecko urzadza nam o ten chleb codziennie okropne awantury, ktore przechodza czesto w przymilne prosby lub zalosne spojrzenia. Nie musze mowic, ze chleba po prostu w domu nie ma, bo przestalam go kupowac, ale i tak plakac mi sie chce, kiedy widze go przekrzywiajacego glowke jak wrobelek i mowiacego - "Mama, no prosze, bardzo prosze, daj mi troszke chlebka" -a wszystko to po polsku... :( Kochane, chcialam Was jeszcze zapytac o cos - coreczka mojej przyjaciolki ma nawracajace ataki wysokiej goraczki, podczas ktorej ma napady drgawek. Lekarze badaja mala na okraglo i twierdza, ze to zwykla goraczka towarzyszaca a to infekcji wirusowej a to infekcji bakteryjnej a to zebom... Tyle, ze zawsze temperatura skacze ponad 41'C i te cholerne drgawki. Pediatra uspokoil ja mowiac, ze niektore dzieci tak juz maja i zaleca jej stosowanie podczas drgawek lewatywy z czyms, co przyjaciolka zidentyfikowala w internecie jako srodek psychotropowy. Pamietam, ze ktoras z Wam (Elffik, Niiki?) miala takei problemy z coreczka. Czy pamietacie co mowili wtedy lekarze? CZy te drgawki byly nawracajace? Czy mala z nich wyrosla? Chcialabym jakos pomoc, ale nie mam pomyslu...
-
Fisa - mam nadzieje, ze to rzeczywiscie tarczyca i ze da sie odpowiednio wyregulowac. To okropne jak bardzo te wszystkie hormony targaja nami i naszym samopoczuciem.... "Bzik na punkcie zawilcow" wydaje mi sie bardzo sympatycznym bzikiem ;))) Wspolczuje Stasiowej ospy - czy bardzo sie biedak drapal? Tutaj wszyscy ostatnio na ospe szczepia. Ja zaszczepilam Franka, bo nasz pierszy lekarz wmowil mi, ze to obowiazkowe, ale Ani i Jaska juz nie. Mam nadzieje, ze nie bede tego zalowac! Tak sobie mysle nad tym co napisalas w sprawie pracy - moze nie powinnas przekreslac tej oferty na zastepstwo, jesli jest naprawde ciekawa? Wiem, ze chodzi o to, ze zamienisz prace na czas nieokreslony na cos mniej pewnego, ale pomysl - teraz masz te niby pewna prace, a wcale nie jestes spokojna, czujesz sie zagrozona zwolnieniem a w dodatku to co robisz nie daje satysfakcji. A gdybys tak przyjela ciekawa prace na ten z gory znany ci czas, wykazala sie w niej, zdobyla dobra opinie a w miedzy czasie szukala na spokojnie tej wymarzonej pozycji?? Podejdz do tego jak do "projektu", ktory ma okreslona dlugosc. To moze byc nawet motywujace, bo wiesz, ze masz sie sprezyc w krotkim czasie i pozostawic po sobie doskonala opinie. Co do samodzielnosci Frania w odrabianiu lekcji, to ostatnio jest z tym dosc beznadziejnie. Franio nie ma ochoty siadac do lekcji, zabiera sie za to jak pies do jeza i w ogole jest to ostatnia czynnosc na jaka ma ochote... Jest wyraznie rozkojarzony. Jesli jakims cudem uda mu sie wyciszyc i zebrac w sobie, jesli juz przestanie sie trzepac i skupi, zalatwia wszystko w tempie blyskawicy. MAtematyka idzie mu jak z platka i prawie nie robi bledow. Wloski natomiast na ogol wymaga znacznych pooprawek. Co ciekawe, bledy, ktore robi, nie wynikaja z niezrozumienia tematu czy trudnosci obiektywnych tylko zawsze z roztrzepania... Miejmy nadzieje, ze wiosna, wraz ze swoja wiosenna energia, przyniesie Franiowi troche spokoju i skupienia...
-
Fisa - mam nadzieje, ze to rzeczywiscie tarczyca i ze da sie odpowiednio wyregulowac. To okropne jak bardzo te wszystkie hormony targaja nami i naszym samopoczuciem.... "Bzik na punkcie zawilcow" wydaje mi sie bardzo sympatycznym bzikiem ;))) Wspolczuje Stasiowej ospy - czy bardzo sie biedak drapal? Tutaj wszyscy ostatnio na ospe szczepia. Ja zaszczepilam Franka, bo nasz pierszy lekarz wmowil mi, ze to obowiazkowe, ale Ani i Jaska juz nie. Mam nadzieje, ze nie bede tego zalowac! Tak sobie mysle nad tym co napisalas w sprawie pracy - moze nie powinnas przekreslac tej oferty na zastepstwo, jesli jest naprawde ciekawa? Wiem, ze chodzi o to, ze zamienisz prace na czas nieokreslony na cos mniej pewnego, ale pomysl - teraz masz te niby pewna prace, a wcale nie jestes spokojna, czujesz sie zagrozona zwolnieniem a w dodatku to co robisz nie daje satysfakcji. A gdybys tak przyjela ciekawa prace na ten z gory znany ci czas, wykazala sie w niej, zdobyla dobra opinie a w miedzy czasie szukala na spokojnie tej wymarzonej pozycji?? Podejdz do tego jak do "projektu", ktory ma okreslona dlugosc. To moze byc nawet motywujace, bo wiesz, ze masz sie sprezyc w krotkim czasie i pozostawic po sobie doskonala opinie. Co do samodzielnosci Frania w odrabianiu lekcji, to ostatnio jest z tym dosc beznadziejnie. Franio nie ma ochoty siadac do lekcji, zabiera sie za to jak pies do jeza i w ogole jest to ostatnia czynnosc na jaka ma ochote... Jest wyraznie rozkojarzony. Jesli jakims cudem uda mu sie wyciszyc i zebrac w sobie, jesli juz przestanie sie trzepac i skupi, zalatwia wszystko w tempie blyskawicy. MAtematyka idzie mu jak z platka i prawie nie robi bledow. Wloski natomiast na ogol wymaga znacznych pooprawek. Co ciekawe, bledy, ktore robi, nie wynikaja z niezrozumienia tematu czy trudnosci obiektywnych tylko zawsze z roztrzepania... Miejmy nadzieje, ze wiosna, wraz ze swoja wiosenna energia, przyniesie Franiowi troche spokoju i skupienia...
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 59