Kuk
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Kuk
-
Mysh - brzmi fajnie. Zazdroszcze Mamy na Swietach. Moja nie mogla przyjechac z przyczyn logistycznych... :( A my w drugi dzien Swiat goscilismy na kolacji Agnieszke (nasza byla nianie, z coreczka, narzeczonym i rodzicami Agnieszki. Bylo bardzo fajnie, bo to wszystko swietni ludzie i to spotkanie dalo mi jeszcze mocniejsza motywacje o to, by walczyc o przeszczepienie naszych tradycji na grunt wloski! :) Cieszylam sie, ze moj maz widzi jeszcze jedna fajna rodzine, kltora do "swietowania" podchodzi z powaga, choc na wesolo. Fajnie bylo tez patrzec jak mala Marta swietnie bawi sie z Jaskiem - ktory jest przeciez wychowankiem jej Mamy :) Roczna juz Marta, ktora podobno w zlobku siedzi w kacie sama i jest nietowarzyska, przez caly wieczor dlubala z moim synem w jego srubkach i samochodzikach. Potem dla odmiany kolysali razem lalki w kolysce Ani i w ogole wygladali na tak zajetych soba, ze rodzina Agnieszki patrzyla na to ze zdumieniem ;) Jasiek nie rozpoznal w tacie Agnieszki Sw. Mikolaja i z przejeciem opowiadal mu o tym, jak dwa dni wczesniej Mikolaj przyszedl do domu, pytal czy byl grzeczny, wysluchal piosenki i dal prezenty. Nie wiem kto byl przy tym bardziej przejety - Jasiek czy Sw. Mikolaj :) Z innych dobrych rzeczy - wczoraj wieczorem bylismy na proszonej kolacji u znajomych, ktorzy maja dwoch chlopcow - jednego w wieku Jaska a drugiego o poltora roku mlodszego. Obaj chlopcy, zamiast do zlobka, chodza do domu pewnej Pani mieszkajacej tuz kolo nas. Pani jest podobno rewelacyja i od slowa do slowa...zapytalam znajomych zy mieliby cos przeciwko, by Jasiek dolaczyl do tego grona. Nie mieli i jesli Pani zgodzi sie na nasz pomysl, od stycznia wypiszemy Jaska z tak znielubianej przez niego szkoly i poslemy do tego domowego zlobka :) Trzymajcie kciuki! A na koniec - pamietacie moja kolyske? Wyslalam Wam kiedys jej zdjecia. Ta kolyska to nie tylko lozeczko na biegunach, ale talizman - gwarantuje, ze dzieci w niej wychowane sa "dokolysane" :) jak mawialo sie w naszej rodzinie. Rodzice kupili ja dla mnie, ale od tamtej pory prawie zawsze byla w ruchu - krazyla od rodziny do rodziny zaliczajac wszystkich kuzynow, dzieci przyjaciol i dzieci przyjaciol przyjaciol. Od czasu gdy wyrosl z niej Jasiek stala nieuzywana i juz zaczelam sie martwic ale jak sie okazuje niepotrzebnie! Od lutego w kolysce kolysac bedzie sie synek mojej nowej znajomej :) Shalla - Ja wiem! Gdyby moja kolyska byla Twoja, to dorobilaby sie juz dawno jakiejs fantastycznej kroniki!!!!! Koniecznie musze o tym pomyslec - tylko kto zdola teraz odnalezc ponad czterdziescioro dzieci, ktore kolysaly sie po mnie w mojej kolysce? :D
-
Marj! Piekne! . Nam, mimo pogoni - chyba jeszcze wiekszej niz zwykle, udalo sie jednak w tym roku zaznac troche swiatecznego spokoju. Nie bylo latwo, bo swieta z rodzina meza, to jednak dla mnie spory wysilek ;);) Co roku usiluje przeszczepic jakas czesc z naszych polskich bozonarodzeniowych zwyczajow na tutejszy jalowy grunt i idzie mi jak po grudzie... ale idzie! Dzieci zachwycone byly choinka, z zapalem uczyly sie kolend, sluchaly historii narodzenia Jezusa i przejete czekaly na Swietego Mikolaja pomino, iz moja tesciowa wytlumaczyla juz Franiowi, ze wszystko to bujda, Swiety to przebrany tata naszej bylej niani a prezenty kupuja rodzice... W tym roku postanowilam poswiecic okres swiateczny na hartowanie charakteru i potraktowac wszystkie wybryki mojej tesciowej z przymrozeniem oka. Udalo sie i musze powiedziec, ze mam z tego podwojna satysfakcje: nie dalam sobie popsuc Swiat i nie zatrulam siebie samej zlosliwymi myslami. W drugi dzien Swiat starsze dzieci wyjechaly z dziadkami w gory i teraz rozkoszujemy sie z Kukiem Seniorem nieprawdopodobna wolnoscia, jaka daje posiadanie jednego, jedynego dziecka ;););):)!
-
Moj maz ma dziwna manie - nie znosi obrusow, serwetek i wszystkiego co sluzy do dekoracji stolu. Mowi, ze ma to z dzecinstwa, bo jego mama zawsze przywiazywala znacznie wieksza wage do tego jak udekorowany jest stol niz do tego co i w jakim towarzystwie sie przy nim jada. Ja cierpie troche z powodu tej manii, bo bardzo lubie celebrowac posilki i stwarzac "swiateczna atmosfere" - rowniez za pomoca drobiazgow. Stad wypracowalismy z mezem taki kompromis: na codzien jadamy na golym stole, ktory ma piekny marmurowy blat i sam w sobei jest dosc dekoracyjny, gdy przychodza goscie, mam prawo wyciagnac podkladki pod talerze, a dwa razy, od wielkiego dzownu, moj maz zaciska zeby i znosi dzielnie na stole bialy, "wigilijny" obrus, takiez serwetki a nawet swieczki i dekoracje z galazek jodly. Dzis rano wiciagnelam z szafy tenze, ukochany bialy obrus by sprawdzicw jakim stanie sie znajduje. (Rychlo w czas, bo zoltej plamy na jego srodku - skrzetnie ukrytej przez Pania z pralni dzieki zlozeniu go w rowna kosteczke, oczywiscie juz nie usune). Rozlozylam wiec obrus i slysze zdumiony glos Frania: "A co sie stalo, ze nagle w naszym domu zaczelo sie jadac na obrusie jak w normalnych rodzinach????" Kochane Forumowiczki i Podczytywaczki/Podczytywacze! Wraz z cala Rodzina Kukow (ktora - zwazcie - na Waszych oczach przybrala rozmiary rodziny wielodzietnej!) zycze Wam Pieknych, Spokojnych, Zdrowych, Wesolych i Pelnych Dobrych Nowin Swiat Bozego Narodzenia i Wspanialego Nowego Roku! ! Kuk
-
Mysh - tak, slyszalam o dzieciach, ktore nie usna bez ulubionej przytulanki - zawsze tej samej. Moje niestety maja dokladnie odwrotnie. Daza wszystkie pluszaki (i nie tylko pluszaki) jednakowa miloscia i dlatego sypiaja albo z 20 zabawkami na raz (Franek) albo codziennie z inna zabawka "zeby pozostalym nie bylo smutno" (Ania) albo z tym, czym sa akurat najbardziej zafascynowane - moze to byc but, mlotek, garnek, dwumetrowa galaz, mis lub kamien wlasnie (Jasiek). Czasem oponuje ze wzgledow higienicznych ale czesciej odpuszczam. Kto wie jaka trauma moglaby stac sie dla mojego dziecka odmowa przytulenia sie do kamienia na dobranoc... ;););).
-
Mysh - chce zdjecie, jesli zdazysz je zrobic dzisiaj! :) Ide po poludniu kupowac prezent urodzinowy dla Frania i widzialam kilka takich zestawow ale nie wiem ktory wybrac, wiec jesli Ty piszesz, ze jeden z nich jest fajny, to chetnie kupie wlasnie ten. My drzewko ubralismy w sobote. Drzewko dotarlo do domu w piatek- bo tu trzeba je zamawiac na wiele di przez wigilia bo tradycja choinki jest bardzo malo rozpowszechniona. Dotarlo i stanelo, a dzieci od razu oszalaly z radosci i w sobote rano, jeszcze w pizamach zabraly sie za ubieranie. Jesli mam byc szczera, to zanim zdazylam zrobic prysznic, drzewko mialo juz na sopbie polowe bombek. Z tej to przyczyny, odpuscilam juz sobie zawieszanie lancuchow i przewleklam tylko miedzy galazkami jeden sznur swiatelek. Musze powiedziec, ze w ogole w tym roku moj udzial w ubieraniu choinki ograniczyl sie do zatkniecia czubka, powieszenia kilku najwyzszych bombek i powiewszenia swiatelek wlasnie. Resze zrobily dzieci. najwiecej Franio, ale i Ania i Jas. Ten ostatni wyspecjalizowal sie w wieszaniu zlotych szyszek :) A te lampki sa dla mnie zawsze problematyczne, ze wzgledu na tragiczna historie, o ktorej kiedys Wam pisalam, no ale dzieci sa juz dosc duze i nawet Jasiek raczej nie wpadnie na pomysl, by gryzc male zaroweczki (nie przypominaja one lizakow ani cukierkow tak, jak te dawne). Dzieci darza choinke prawdziwym nabozenstwem. Pol soboty przesiedzialy nieruchomo na kanapie, wlepiajac zachwycone slepia w migoczace drzewko i wzdychajac nad jego uroda. Na poczatku tak jak Marj bylam zdania, ze choinka przed wigilia to rzecz niedopuszczalna. Ale widzac je takie zapatrzone zmienilam zdanie. Ciesze sie, ze maja ja dluzej, bo w drugi dzien swiat wyjezdzaja z dziadkami w gory na dwa tygodnie i inaczej nie zdazylyby sie nia "ponapawac" ;) A jak u Was z nauka kolend?
-
Shalla - niech niebiosa maja Cie w swojej opiece za cudowne wpisy, jakimi raczysz nas od lat ku pokrzepieniu serc. Jestem dzis niewyspana i padnieta ale nie jestm JUZ (po przeczytaniu Twojego wpisu o grajacych obierkach) smutna! Nie da sie!!!!! Dostalam czkawki ze smiechu!!! Kobieto! Slij do mnie swoje zapiski z czasow ciazy! Bede je czytac codziennie przed snem i po przebudzeniu. Bede je nosic w torebce i dawkowac sobie kroplomierzem przy pierwszych objawach depresji. Bede nudna, ale powtorze - Shalla -dlaczego do diabla nie opublikowalas jeszcze ksiazki!!!!! :):):):)
-
Shalla - niech niebiosa maja Cie w swojej opiece za cudowne wpisy, jakimi raczysz nas od lat ku pokrzepieniu serc. Jestem dzis niewyspana i padnieta ale nie jestm JUZ (po przeczytaniu Twojego wpisu o grajacych obierkach) smutna! Nie da sie!!!!! Dostalam czkawki ze smiechu!!! Kobieto! Slij do mnie swoje zapiski z czasow ciazy! Bede je czytac codziennie przed snem i po przebudzeniu. Bede je nosic w torebce i dawkowac sobie kroplomierzem przy pierwszych objawach depresji. Bede nudna, ale powtorze - Shalla -dlaczego do diabla nie opublikowalas jeszcze ksiazki!!!!! :):):):)
-
Dziewczyny, ja juz nawet myslalam kiedys, zeby zaplacic komus - jakiejs bezrobotnej sekretarce za skopiowanie i zredagowanie naszego topiku! Nie smiejcie sie! JA nie znajde na to czasu nigdy - wiem, bo juz probowalam robic to na raty - benedyktynska robota!!! - a ktos moglby sobie zarobic.. Dla mnie ten topik to tez cos w rodzaju cennej kroniki, ktorej niestety nie prowadze.... Shalla - bije poklony za te Twoja wytrwalosc!!! Jestem pewna , ze i dzieci i wnuki i prawnuki beda Ci kiedys za te prace bardzo wdzieczne! Myshko - w kwestii ciuszkow dla lalek - ja wiem, ze to dosc trudne, ale przeciez nie bede zaczynac od sukni wieczorowych ;););) Sprobuje skopiowac kroj najprostszych spodni, spodniczki, bluzki. Obejrzalam sobie te maszyne, ktora kupilam w sklepie z zabawkami i ...wyobrazcie sobie, ze jest na niej jak byk napisane, ze nie jest ona zabawka, lecz miniaturowa,"podrozna" maszyna do szycia!!! FAktycznie, jej konstrukcja, jest niemal indentyczna jak konstrukcja maszyny mojej babci. Brak tylko skrytki w podstawie maszyny, no i wszystko jest miniaturowe. Mam wrazenie, ze kupilam chyba jednak prezent nie tyle Ani co samej sobie a troche Franiowi Nie moge sie juz doczekac gwiazdki! :) Zamierzam udac sie do sklepu z materialami i razem z maszyna polozyc pod choinka torbe z koncowkami materialow. Moja dusza czuje, ze o ten prezent o bedzie sie toczyc wojna pod choinka! :):):) Shalla - a moze powinnas sprobowac poszyc cos razem z Nastka? To moze byc genialna zabawa! Bardzo podoba mi sie zdecydowanie, z jakim Nastka podchodzi do sprawy :) Mysh - Franek bylby zachwycony takim prezentem! Mamy taki "focusowy" zestawdo doswiadczen z pradem o niskim napieciu. Jest w uzyciu od trzech lat i jest jedna z ulubionych zabawek Franka. Mozesz podeslac mi zdjecie tej waszej zabawki? Co do trafionych prezentow, to po wcozrajszych mikolajkach w Ognisku Polskim moge wam podpowiedziec jeden. Kupilam Frankowi zabawke, ktora widia juz kiedys i ktora zachwycil sie wczoraj tak, ze skakal przez piec minut w gore wykrzykujac Yes! Yes! yes!!!!! Nie pytajcie mnie dlaczego po angielsku, bo nie wiem! Ta zabawka to kilkaset malenkich kuleczek magnesow, ktore kupuje sie w pudeleczku, ciasno ulozone w szescian. Po ich rozplataniu, z kuleczek uklada sie przerozne figory lancuchy, figury geometryczne i abstrakcyjne. Rzecz absolutnie genialna i do polecenia kazdemu, kto nie ma w domu dzieci w wieku ponizej trzech lat (ja mam) Wczoraj bawilismy sie nia wszyscy (my oczywiscie dopiero wtedy gdy Franio poszedl spac ) i gwarantuje Wam, ze to nie moze sie znudzic! Impreza ze zdjec, to nie ta, o ktorej pisalam, lecz Andrzejki "dla doroslych" urzadzone przez nas w zeszla sobote. Bylo bardzo fajnie i tez sporo ludzi bylo nas chyba razem 21 osob, ale mimo wszystko bez porownania spokojniej! W czasie "dziecinnych" andrzejek nikt nie mial glowy do robienia zdjec, zreszta, zwazywszy, to co sie tam wtedy dzialo, zdjecia i tak bylyby kompletnie rozmazane i nieczytelne... :p A teraz napisze Wam o czyms, co przydazylo nam sie z Kukiem Seniorem przed trzema godzinami. W zwiazku ze zblizajacymi sie Swietami postanowilismy wymienic wreszcie poszarpane pokrowce na naszych salonowych kanapach. Zwazywszy, ze wyprawa do Ikei, ze wzgledu na panujacy tam scisk i halas, jest dla nas obojga prawdziwa tortura, postanowilismy udac sie tam bez dzieci, w poniedzialek, w przerwie na lunch. Ikea polozona jest z dala od centrum miasta a droga do niej jest bardzo kiepsko oznakowana. Dosc powiedziec, ze pomimo nawigatora, zgubilismy sie zjezdzajac z obwodnicy w zlym miejscu. Spieszac sie i usilujac odnalezc wlasciwa droge, zjechalismy na jakas przedziwna trojpasmowke, na ktorej pasma dwoch kierunkow rozdzielone byly szerokim pasem trawy, kompletnie pokrytej smieciami Nagle krajobraz wydal nam sie obcy, drapizeny i jakby grozny. Niebo zasnute bylo szara mgla i chmurami, a widok walajacych sie dookola smieci byl tylez dla tego miasta niezwykly co surrealistyczny. Jechalismy dosc wolno i nagle, oslupieni z przerazenia, zobaczylismy pedzaca na nas gdzies z boku i z gory wielka brazowa plyte! Wszystko stalo sie tak szybko, ze nie bylo czasu na zadna mysl. JA krzyknelam cos przerazona, moj maz sprobowal zrobic jakis unik kierownica, ale na nic nie bylo juz czasu. Plyta grzmotnela z wielka sila i hukiem w przednia szybe naszego samochodu!! Byla mokra na szybie pozostaly po niej tysiace malych kropelek wody Jechalismy naprawde wolno, a na dworze nie bylo wcale silnego wiatru. Nie wiemy skad spadl ten kawal dykty, ale sadzac z rozmiarow i braku wiatru, najprawdopodobniej zgubila go kilka sekund wczesniej jakas ciezarowka Nic nam sie nie stalo. Szyba wytrzymala uderzenie i nie pekla, choc chyba niewiele brakowalo. Gdyby dykta nie byla mokra, a wiec nieco rozmiekla? Gdybysmy jechali szybciej? Gdyby za nami jechal inny samochod, gdyby. Od tych gdyby zrobilo sie w samochodzie az gesto Jechalismy tak, w ciszy i napieciu przez okolo dwie minuty, gdy jakis metr przed przednia szyba samolotu przeleciala nam sowa!!!!! Kolejny stres, szok, skok cisnienia! Skad w Turynie, w bialy dzien, sowa latajaca nad ruchliwa ulica???? Przyznaje, ze choc nie jestem przesadna, mialam ochote zabrac sie stamtad i jak najszybciej wrocic do domu Czy sowa nie jest przypadkiem zwiastunem smierci?? Brrrrrrrrrrrrrr!!! Moj maz mial, jak sie okazalo podobne mysli, bo pwiedzial, ze chce juz wracac i ma w nosie te cholerna IKEE, ale wlasnie w tym momencie wyjechalismy wlasnie na dobra droge i znalezlismy sie o 100 m od sklepu. Nie musze chyba pisac, ze okazalo sie, ze nasze kanapy, a co za tym idzie rowniez pokrowce na nie, wycofano ze sprzedazy cztery lata temu, w zwiazku z czym cala wyprawa okazala sie bezowocna :p
-
Mam dyzur jak widze! :) No coz - czasem trzeba. Mam teraz kilka dni ciszy po i przed kolejna burza, wiec korzystam. Wczorajszy Jasiek - Chce robic sok! Robil go juz kilkakrotnie w wirowce. Wlasciwie samodzielnie. Ja ograniczam sie tylko do umycia i pokrojenia marchewek i jablek, a on juz sam wciska je pracowicie do sokowirowki, dociska tloczkiem i uwaza, by przelac sok do dzbanka kiedy szklanka zaczyna sie wypelniac. Wbrew moim poczatkowym obawom, nie pcha wcale palcow ani niczego innego do srodka. Wyciagamy sokowirowke i tu... pech! Skonczyla sie marchewka i prawie nie ma juz jablek. Przez piec minut tlumaczymy z niania rozzalonemu Jasiowi, ze z jednego jablka soku robic nie ma sensu. W koncu Jasiek przyjmuje do wiadomosci i zarzadza: J:- Marta! Jutro kupisz jablka, prawda? M:- Kupie! J:- I marchewki! M:- Dobrze! A ile jablek chcesz? J:- Dwa! M:-Dwa kilo czy dwa jablka? J:- Dwa kilo. M: A marchewek? J: Dwie! M:- Dwie marchewki? J:- Nie dwa kilo! M:- Dobrze. J: - A pieniadze masz??? Co smiesznego w tym dialogu? Nic! Z wyjatkiem tego, ze Jasiek ma dwa lata i 4 miesiece... Pisalam Wam juz wielokrotnie, ze czesto mam wrazenie, ze Jasiek chowa sie wlasciwie sam. Nie dlatego nawet, ze nie poswiecamy mu czasu, bo naprawde staramy sie byc bardzo sprawiedliwi i dzielic czas rowno miedzy dzieci. Zajmujemy sie nim mniej, bo on jest niesamowicie wrecz samodzielny! Jest wprawdzie bardzo zywy i wiecznie w ruchu, ale tez niesamowicie zorganizowany, zdyscyplinowany i porzadny! Wszystkie jego zabawki po skonczonej zabawie laduja w rzadku. Nie zdarza sie, by nie wyrzucil do kosza papierka po cukierku lub pudelka po soczku. Jest jedynym dzieckiem, ktorego szczoteczka po umyciu zebow domywana jest z pasty i laduje w kubeczku. Robi to sam, nie pozwala sie wyreczyc i najwyrazniej ogromna satysfakcje czerpie z tego, ze zachowuje sie tak jak dorosli! Bardzo ciekawa jestem jak dlugo to potrwa. Nie musze chyba tlumaczyc, ze marze w duchu, by taki juz pozostal ;) W pewnym sensie nie opuszcza mnie wrazenie, ze najstarszym z naszych dzieci jest Jas a najmlodszym Franek... Jakie to wszystko dziwne, prawda? Czy ktoras z Was ma moze pomysl, gdzie szukac wykrojow ubranek dla lalek? Ania wciaz prosi mnie o nowe ubranka dla lalek, a ja nie mam ochoty ich jej kupowac, bo wiedze, ze lalki i tak wciaz leza gole, a ubranka laduja w przeroznych "torbach podroznych". Dwa dni temu poszlam na przedswiateczny rekonesans do sklepu z zabawkami i zobaczylam tam... mala, przenosna maszyzne do szycia! Maszyna jest chinska i niedroga, ale wyglada calkiem powaznie i solidnie i jak zapewnila mnie sprzedawczyni, jest po prostu mala przenosna maszyna do szycia. Bardzo prosta i szyjaca z dwiema szybkosciami. Nie namyslalam sie dlugo i zainwestowalam w to cudo! JAk zywe stanely mi przed oczami wszystkie cudenka, jakie na starej maszynie mojej babci szylysmy dla lalek i nas samych z moja siostra. Bylo to wprawdzie 35 lat temu, ale moze uda mi sie jakos wrocic do tego. Moze Ania zlapie bakcyla? Teraz rozgladam sie za resztkami materialow i wykrojami ubranek dla lalek, bo nie wiem, czy poradze sobie bez tego. Moze wiecie o istnieniu jakiejs strony internetowej z nimi? Chcialabym uszyc Ani pod choinke posciel dla lalki i podarowac ja razem z kolyska i maszyna. Ciekawe czy zdaze? ;) A o jakich prezentach marza Wasze dzieci? Zwlaszcza siedmiolatkowie? Przyznaje, ze mam z Frankiem najwiekszy klopot, bo prezenty, o ktore prosi to te, ktore zobaczyl ostatnio w jakiejs reklamie telewizyjnej. Ja mu tego nie kupie, ale nie jestem pewna co innego naprawde sprawiloby mu przyjemnosc. Jakies ciekawe pomysly?
-
Hej! Trafilyscie w temat, ktory wlasnie przerabiamy ;) Po kilkumiesiecznych nieudanych probach samodzielnej nauki polskiego, postanowilam zapisac Frania na lekcje polskiego prowadzone przez profesjonalna nauczycielke... Mozna to wziac za lenistwo z mojej strony, ale uznalam, ze jednak nie dam rady. Nie uda mi sie wykroic czasu na uczenie Frania, bo kiedy jestem z nim, dookola skacze nam zawsze dwojka maluchow. W sobote ledwie starcza czasu na zakupy, zabawe i odrobienie wloskich lekcji. W niedziele prawie zawsze mam na glowie tesciow i Franio nie daje sie oderwac od babci. W tygodniu pada z nog wieczorami. Stanelo na lekcjach z prywatnych (nie mamy tu polskiej szkoly) jedno popoludnie tygodniowo. W lekcjach uczestniczyl bedzie jeszcze jeden, osmioletni chlopiec, ktorego na razie jeszcze nie poznalismy. Mam nadzieje, ze chlopaki sie polubia i ze na bazie tego, co wypracuje z nimi nauczycielka, ja bede mogla cwiczyc z Franiem wieczorne czytanie. Materialu mamy mnostwo, bo uzbierala sie nam juz calkiem bogata polska biblioteczka. Mamy miedzy innymi calego chyba Kasdepke - uwielbianego przez dzieciaki. Nie wiem co polecilabym na piersza samodzielna lekture dla chlopcam ale dla NAstki na pewno Dzieci z Bullerbyn! To chyba byla moja pierwsza lektura. Uwielbiana. Przeczytalam ja parenascie razy i znalam na pamiec cale fragmenty. Tekst jest prosty, druk duzy. Przygody ciekawe. Nadaje sie! Wracajac jeszcze do Kasdepke, to niektore jego ksiazki sa dosc trudne dla maluchow ze wzgledu na dosc skomplikowan slownictwo. Tym niemniej warto je czytac razem z dziecmi - wlasnie dlatego, ze slownictwo rozwijaja;) Ja, tak jak Mysh, mam tendencje do podsuwania Frankowi lektur dla dzieci starszych. Czesto robie to nieswiadomie - wiem, ze uwielbia opowiesci o detektywach, wiec podsunelam mu ksiazki Anstrid Lingren o detektywie Kalle Bloomkvist-cie, na ktorych napisane jest "10+". Pierwsze dwie ksiazki z serii czytalam mu na glos. Trzeci tom czyta juz sam. Slowa, ktorych nie rozumie zaznacza i sprawdzamy je potem razem w internecie lub u taty. Czytamy tez razem Detektywa Pozytywke Kasdepki. Musze powiedziec, ze we wloskich ksiegarniach az roi sie od doskonalych zbiorkow jednostronicowych opowiadan dla dzieci - jakby specjalnie stworzonych do samodzielnej lektury. Wiele z nich pisanych jest nawet drukowanymi literami i zalecanych njako pierwsza lektura. Mysh - musze koniecznie kupic Ci dla Jaska kilka takich ksiazeczek! Np. Ukochane frankowe "Storie con motore" lub "Storie al telefono" z rysunkami Autana. Te ostatnia Franio czytuje w przyplywach dobrgo humoru na glos mlodszemu rodzenstwu ;) A teraz kilka slow o pozostalych dzieciach. Mam wyrzuty sumienia, bo jakos malo ostatnio pisze o nich, a zawsze o sobie... :p:p:p A jest o czym pisac, bo maluchy rosna, zmieniaja sie i wciaz zaskakuja nas jakimis nowymi talentami i wybrykami ... ;) Ania pielegnuje w sobie talent recytatorski i teraz calymi dniami uczy sie na pamiec wierszy, ktore w nieskonczonosc interpretuje, wyspiewuje... Robi to na prawde fajnie i mysle, ze w przyszlym roku trzeba bedzie jednak pofatygowac sie by dowozic ja na zajecia teatralne. Jasiek natomiast "realizuje sie w sporcie". Nie znalazlam niestety zadnych zajec dla dzieci w jego wieku, wyzywa sie wiec trenujac "judo" i "ginnastica tistica" w domu. Ma w sobie tyle energii, ze zeby jakos ja wyladowal, wyciagam codziennie po poludniu dwa materace, ktore rozkladam na podlodze w salonie. Wlaczam muzyke i przez dwie bite godziny Jasiek wyrabia na tych materacach harce. Zrywamy boki widzac, jak usiluje sam odtworzyc figury podpatrzone na zajeciach gimnastycznych Ani i judo Franka. Ostatnio do swoich wygibasow dolaczyl rowniez elementy gimnastyki z obrecza i wstazka - podpatrzone u dziewczynek cwiczacych na sali obok sali, na ktorej zajecia ma Ania. W ostatni wtorek, nauczyciel judo Franka obserwujac typowe Jasiowe wygibasy wyczyniane w przebieralni, podszedl do mnie i z bardzo powazna mina oznajmil, ze... widzi, ze mamy tu material na prawdziwego wojownika i mistrza judo i bardzo prosi, by od przyszlego roku zapisac go na zajecia. Jako ostateczny dowod na po parcie tej tezy, wskazal mi...ucho Jaska, ktorego ksztalt jest ponoc zywym dowodem na jego wrodzony talent do sztuk walki! ;);););) Nie wiedzialam czy mam to potraktowac jako dowcip, ale sadzac z miny maestro wcale nie zartowal... Zgasilam jego zapal oswiadczeniem, ze Jsiek ma dopiero 2 i pol roku i niestety musi poczekac przynajmniej kolejne poltora roku, bo na zajecia judo nie przyjmuja przed ukonczeniem 4 roku zycia... Tyle o osiagnieciach moich dzieci. Co zas do wybrykow... temat moznaby rozwijac w nieskonczonosc. Powiem tylko, ze Ania z okresu przekory 2-latka, przeszla gladko do okresu buntu i kaprysow czterolatka. Potrafi byc niemal jednoczesnie rozesmiana i rozplakana. Chciec czegos bardzo i zapierac sie kopytami, ze tego nie zrobi. Zmieniac zdanie co trzy sekundy i wpadac w histerie z byle powodu. Jest naprawde trudna do opanowania... Franek zas, ktory w szkole uchodzi za jedno z grzeczniejszych dzieci, w domu zamienia sie w szalejacy tajfun, ktory porusza sie po domu dzikimi susami, stracajac, tlukac i gniotac wszystko co znajdzie sie na jego drodze - od poduszek z kanapy poczawszy, na mlodszym rodzenstwie skonczywszy... Wczoraj, w napadzie masochizmu, pozwolilam zaprosic mu do domu kilku kolegow z klasy... Okazalo sie, ze z zaproszonych...11 osob (sic!), przybycie potwierdzilo osmioro dzieci. Odebralam je ze szkoly osobiscie i zaprowadzilam do domu, gdzie przygotowalam wszystko do wrozb andrzejkowych. O naiwnosci!!! Nie jestem w stanie opisac Wam tego co dzialo sie u nas wczoraj przez pierwsze pol godziny od ich wkroczenia do domu. Odkrylam, ze Franek - w najbardziej rozbrykanej swojej wersji, to wciaz istny baranek w zestawieniu ze swoimi kolegami i kolezankami z klasy! Bylam swiadkiem prawdziwej bijatyki, w ktorej zabawki, krzesla i drewniane kregle mlocily powietrze ladujac na glowach siedmiolatkow w takim tempie, ze wygladalo to jak bijatyka w kreskowce Disneya... Ania, przerazona zachowaniem tej zgrai, stala wcisnieta w kat za kanapa, ssac lapke misia i patrzac na to oczami okraglymi ze zdumienia. Okolo pol godziny zajelo nam z Marta (niania) opanowanie tego zywiolu... Uzylam dzieciecego magafonu aby moj glos dotarl w ogole do ich uszu! Sterroryzowalam towarzystwo stwierdzeniem, ze jesli natychmiast nie usiada, bede zmuszona wyprowadzic ich na dwor. Ucieklam sie nawet do rekoczynu, by odciagnac za noge najbardziej waleczna dziewczynke od dwa razy wiekszego od niej kolegi, ktory nie wiedzial juz jak sie przed nia bronic... Koszmar. Po tym traumatycznym poczatku, podzielilysmy z Marta dzieciaki na dwie grupy i tak w mniejszym gronie zorganizowalysmy jakos wrozenie. Nie bylo to jednak latwe. Przyznaje, ze moj respekt dla nauczycielek Frania wzrosl wczoraj o 300%! Nie do uwierzenia, ze dzieci, ktore goscilam wczoraj w domu, to te same dzieci, ktore widuje czasem w szkole przez szybke w drzwiach. Siedzace, skupione, dosc grzecznie odpowiadajace na pytania nauczycieli... Jestem zaszokowana tym kontrastem i prawdziwie podbudowana tym, ze moje dzieci sa jednak nieco lepiej wychowane od sredniej krajowej... Niepredko zdecyduje sie na powtorne zaproszenie do domu grupki wiekszej niz 3 dzieci...
-
Pola! Sto buziakow od Turyniakow! Rosnij zdrowo i szczesliwie i wob w zyiu wszystko z taka pasja z jaka widzialam Cie szalejaca na rowerze! :)))) Do dzis mam przed oczyma Twoje zdjecie jak pedzisz przed siebie, nie zwracajac najmniejszej uwagi na mzacy deszcz, z glowa odchylona do tylu, wlosami powiewajacymi na wietrze, przymknietymi oczami i usmiechem na buzi! Sciskamy mocno!!! Kuk z rodzina
-
Mam do Was prosbe - jesli znacie jakies fajne strony internetowe z przepisami na pierniczki i inne swiateczne ciasteczka oraz z wzorami ladnych zabawek choinkowych, to bardzo prosze o cynk. chcialabym zaprosic do siebie grupke znajomych dzieci na przedswiateczny wieczor, ale troche brak mi pomyslow.
-
Ale sie nazbieralo! Anastazja - jeszcze jedna ciotka klotka zapomniala spojrzec w kalendarz!!!! Sto lat Mloda Damo! Rosnij duza, piekna, zdrowa i wesola - czyli taka jak dotad! :)))) ! Nie macie tam przypadkiem tabelki pod reka??? ;) Fisa - ubawilam sie czytajac, ze Stas dostal ultimatum az od trzech pan! :) To dopiero. O tempora o mores chcialoby sie powiedziec, gdyby... gdyby nie to, ze, jak wiesc gminna niesie, ja sama bylam w tym wieku nie lepsza. Podobno w wieku czterech lat oswiadczylam sie starszemu bratu kolezanki z przedszkola. Ucalowalam go sazniscie w przebieralni i zakazalam patrzec na inne dziewczyny. Brat (nie pamietam nawet imienia) byl odemnie starszy o jakies 10 lat i mial (to jedno pamietam doskonale) ..... przepiekne afro! :):):) Fisa - ja tez chce zobaczyc pokoj Stasia!!!! Moja wyobraznia az zawyla z zachwytu. NAsz pokoj dziecinny jest w tej chwili w stanie oplakanym. Jest tak maly i ciasny, ze dzieciaki naprawde przestana sie w nim za chwile miescic, a moj maz odmawia absolutnie jakiejkolwiek dyskusji na temat przeprowadzki czy wiekszego przemeblowania ...;( Marj - jakim cudem zniknely Ci te pliki??? Czy to jakis wirus? Psikulcu - usciski nieustanne!!!! Sciskam Was! Kuk
-
Marj!Turam sie ze smiechu! Jaka szkoda, ze nie ma juz (a moze jest???) rubryki z humorem w krotkich majteczkach! MArcel bylby jej gwiazda! :):):):) Widze, ze Marcel i Jasiek znalezliby natychmiast wspolny jezyk. Jasiem rowniez ma bzika na punkcie motoryzacji. Nie rusza sie nigdzie bez swoich samochodow, ktorych wciaz mu zreszta przybywa... Ma drewniany rowerek z bardzo pojemna przyczepka pelen malych samochodzikow i samolotow oraz duzy blaszany samochod - szkatulke - po brzegi wypelniony lokomotywami, wagonami, etc... Po kilkanascie razy dziennie wyciaga te skarby na dywan, ustawia, odrgywa scenki. Ciekawe, ze jego zainteresowania sa zupelnie inne niz Frania w jego wieku. Franio mial do samochodow (z wyjatkiem tych strazackich!); stosunek obojetny, budowal za to w kolko i konstruowal... I nadal chetnie to robi! Ania natomiast, ktora nie wziela chyba nigdy do reki zadnego samochodzika, nie rozstaje sie z lalkami, torebkami i bizuteria... I probuj tu czlowieku wychowywac dzieci bez podzialu na role spoleczne - oni sami wybieraja tezabawki!! Zdarza sie wprawdzie, ze Franek i Jasiek bawia sie lalkami - obaj uwielbiaja np, chodzic na spacer z wozkiem wyladowanym pluszakami - ale podzial jest jednak bardzo widoczny. Czy pisalam Wam, ze Franek czyta sobie codziennie przez godzine do poduszki? Jest teraz na etapie przygod Krola Artura w wersji "Stiltonowej". On czyta a ja ciesze sie i usmiecham ile razy patrze na to z jakim zapalem pedzi teraz do lozka ;):)
-
No wlasnie - mnie tez zaskakuje zawsze brak dostrzegania przez Wlochow jakiegokolwiek zwiazku pomiedzy ich dzialaniem na "mala skale" a tym jakie efelkty wywiera to na funkcjonowanie Panstwa jako calosci. Do rozpaczy doprowadza mnie slowo "furbo" czyli sprytny - dla Wlochow komplement, dla mnie - w wiekszosci przypadkow - obelga... No ale to juz temat rzeka... Wyslalam Wam dzis rano zdjecia robione telefonem w gorach w zeszlym tygodniu. Nie wiem czy doszly bo wazyly az 6 MB. Dajcie znac. U nas wciaz mokro ale wyglada na to, ze najgorsze za nami. Przez cale popoludnie deszcz bardziej siapil niz padal na powaznie, a linia sniegu w gorach od wczoraj ulegala obnizeniu. Jest wiec nadzieja na to, ze tym Turyn wywinie sie wiekszej powodzi...
-
Dziewczyny - tylko chwilka, bo wpadlam znowu w jakis wir okropny... Aniu - wizualizuje non stop kolor ! Co do opowiesci Karenki; powiem krotko - to co opisuje Karenka to prawda niestety. Tak dokladnie jest. Chodze z dziuarmi w zebach, bo nie stac mnie na leczenie tutaj a gdy poszlam zapisac Franka na kontrole do urologa "w 6-miesiacu po operacji", zaproponowano mi termin za...dziewiec miesiecy... W koncu Pani wpadla na pomysl ze wysle mnie na wizyte pod pretekstem pilnego skierowania przez lekarza (musialabym tylko przyniesc skierowanie i zaplacic nieco drozszy "ticket") ale okazalo sie, ze na taka wizyte czeka sie w tej chwili ... Nie smiejcie sie... 11 miesiecy!!! Skutek - rzecz jasna zapisalam Franka prywatnie - bez czekania - koszt wizyty 130 Euro. No comments. Pytanie "z faktura czy bez" to normalnie, bezwstydnie zadawane pytanie wszedzie dookokola! Slysze je od hydraulika, elektryka, lekarza, no od kazdego poprostu. Slynna guardia della finanza krazaca po Wloszech kontroluje wlasciwie tylko sklepy i bary i tam rzeczywiscie na ogol wydaje sie faktury. Ostatnio chcialam w imieniu pewnej Polki oszukanej przez mojego kolege po fachu zglosic skarge na niego do tutejszej Palestry. Adwokat ten, ktory zostal jej przydzielony przez cos w rodzaju zwiazku zawodowego opiekunek, swiadczyl na jej rzecz uslugi tylko do momentu kiedy poznal bylego pracodawce tej pani. Ten zaproponowal mu zmiane frontu a kolega bez namyslu zmienil zleceniodawce i z adwokata tej pani zmienil sie w adwokata strony przeciwnej. Postanowilam "oddac go w rece sprawiedliwosci" dla przykladu i wtedy okazalo sie, ze ... nie ma zadnych dowodow na to, ze byl on wczesniej pelnomocnikiem tej pani! Nie zostawil swojej klientce kopii pelnomocnictwa, nie wystawil faktury za zainkasowanych 500 Euro, osoba, ktora skontaktowala go z ta pania skulila uszy po sobie i nie chce potwierdzic tego faktu... Welcome to Italy. Karenko - a czy ten kaszel nie ma przypadkiem podloza alergicznego??? Czy Olek nie bierze jakichs preparatow wzmacniajacych? Ja mialam przez wiele miesiecy chroniczny kaszel, ktory okazal sie byc reakcja alergiczna na jakis skladnik preparatu pod nazwa Padma. Wiem, ze podobna reakcje mial pewien pacjent mamy, ktoremu zmieniono lek na nadcisnienie. Po powrocie do starego leku kaszl minal natychmiast. Moze warto pojsc tym tropem, skoro pluca sa czyste? Mysh - trzymam mocno kciuki za Waszych czeczenski sasiadow ! Ja zaprzyjaznilam sie ostatnio z przemila Wegierka. Jej maz Polak jest dziennikarzem i pracuje w Turynie. Ona i dwojka dzieci mowia doskonale po polsku a slabo po wlosku i moje dzieci podciagaja sie dzieki temu w ojczystym jezyku ;))) Kochane koncze niestety bo mam u siebie przez caly tydzien klientow z Polski i mase z tym zamieszania. Poza tym atak wirusow na rodzine - trojka dzieci w domu w tym Franek na antybiotyku i sama chodze z angina... :((( P.S. Jeszcze tylko wloski kwiatek na dodatek - czy wiecie, ze odkad zaczal sie rok szkolny, trzykrotnie przeprowadzalam juz odwszanie wszystkich czlonkow rodziny plus niani i jej narzoczonego na dodatek?
-
Acha, Shalla - ale jedno w twojej wizji sie zgadza - rzeczywiscie woze czasem trojke dzieci na rowerze ;):D:D:D:D! Serio. Bardzo rzadko i na krotkie dystanse, ale czasem kiedy wracam z pracy i zgarniam ich z parku, pakuje cala trojke na rower, bo inaczej bija sie o to kto pojedzie z mama. Jasiek siedzi wtedy na siodelku z tylu, Franek stoi na ramie przede mna a Ania... siedzi na kierownicy z nogami w koszyku na zakupy ;););) Jedziemy wtedy rzecz jasna powoli i chodnikiem (mamy do przejechania ok. 100m, ale jedziemy!!! ;)
-
Shalla... nie rob ze mnie cyborga!!! We Wloszech dzien pracy podzielony jest na dwie czesci - poranna i popoludniowa. W srodku jest przerwa na obiad, ktora trwa od 13.00 do 15.00. W tych godzinach wszystkie firmy, banki, sklepy, poczty, etc. sa zamkniete. Otwarte sa za to bary i restauracje, w ktorych tylko w tych godzinach zjesc mozna lunch. Jest to moim zdaniem straszne marnotrawstwo - zwlaszcza dla kogos kto ma male dzieci i chce wyjsc szybciej pracy ale... ma to tez swoja dobra strone. te mianowicie, ze mozesz w tym czasie pojsc (zamiast na obiad) na lekcje rosyjskiego czy na gimnastyke. I ja to wlasnei robie. W dni kiedy dzieci maja zajecia po szkole, jem lunch za biurkiem, nie wychodze na przerwe i wychodze z biura o 16.30 - 17.00 W pozostale dni wychodze z biura o 19.00 ale za to ide sobie na moje wlasne zajecia. I gwarantuje Ci, ze bardzo mi sie to w sumie oplaca, bo to co robie dla siebie daje mi mase energii na cala reszte. :) No a poza tym... z Twojego opisu wylania sie spolecznica woluntariuszka a ja w tym roku z tym wolontariatem to naprawde cieniutko... W poniedzialek rano robimy Frankowi usg brzuszka, bo ten cholerny bol zoladka wcale nie ustepuje. Trzymajcie kciuki...
-
Kurcze, ja tu pograzona w swoich problemikach a tu takie rzeczy sie dzieja!!!!!! Marj!!!!!!!! Spoznione, ale spod serducha plynace, gratulacje dla Was obojga a wlasciwie dla calej trojki!! Piekna chwila! Oby zawsze bylo Wam ze soba taj jak tego dnia! Moc usciskow!! Maxiu! Dla Ciebie takze usciski i zyczenia w zwiazku z Twoim chrztem! Uwazam, ze prezentowales sie bardzo godnie i gdyby Mama nie popisala tego co popisala, to bylabym dala uciac sobie reke, ze na zdjeciach widzialam Cie w bialym smokingu! ;):):) :) Karenko - jestem zToba duchem i przesylam te resztke energii ktora sie we mnie kolacze DHL-em do Rzymu. Moze Ci sie przyda w ciezkich chwilach, bo to chyba naprawde Ty masz w tej chwili najciezej! Usciskaj Maxa od nas ale powiedz tez, ze zabraniamy mu roztkliwiania sie nad soba! Psikulcu - co z Toba??????????????? Mysh - Jasiek jest w tym samym zlobku, w ktorym dwa lata temu byla Ania tyle, ze zmienily sie wychowawczyni, sala i dzieci... Wszystko! W poniedzialek zdecydowalismy doczekac jeszcze do konca tygodnia a potem zabrac malego do domu i oplacic nianie na rano. Rzecz jasna kiedy tylko klamka zapadla, Jas zaczal zachowywac sie znacznie lepiej - przespal juz trzy noce z rzedu do 6 rano i podobno po porannej dramatycznej scenie rozstania, wlacza sie do zabawy z dziecmi i zachowuje calkiem normalnie. Przyznaje, ze nie wiem juz co robic. Chyba odczekam jeszcze tydzien, zeby zobaczyc czy ten cud sie utrwali???? Franio jest w szkole od 8.30 do 16.30 a prace domowe dostaje tylko na weekend. W zeszlym roku przerobienie wszystkich zadanych cwiczen w sobote zajmowalo nam ok. 3 godzin. W tym o dziwo idzie nam znacznie szybciej - Franek potrzebuje na to zwykle ok. poltorej godziny. Mysle, ze sporo daly mu te nieszczesne codzienne cwiczenia wakacyjne. Przerobienie dwoch ksiazek (jednej z matematyki i drugoej z wloskiego plus dwudziestu paru stron z kaligrafii) zatrulo nam nieco wakacje, ale efekty sa naprawde widoczne! A u nas nowa zabawa - Od trzech tygodni wszyscy mamy cos w rodzaju nawracajacego wirusa grypy zoladkowej. Codziennie ktos inny trzyma sie za brzuch, wymiotuje lub biega do lazienki. Rzecz trwa ok. 2 dni a potem...wraca po kilku dniach. Zaczynam sie zastanawiac, czy wbrew twierdzeniom lekarzy, nie jest to jednak jakies zatrucie bakteryjne, wymagajace leczenia bakteriostatykiem lub antybiotykiem? Najgorzej przechodzi to Franio, ktoremu bol brzucha wlasciwie nie mija. Lekarz widzial go juz dwukrotnie i kaze czekac. Dalam mu juz na wlasna reke bakterie mleczne i prawde powiedziawszy chyba zdecyduje sie na zrobienie usg brzucha bez wskazania lekarza... Na zakonczenie cos na zlagodzenie klimatu - pamietacie moje dzieciece marzenie o szkole cyrkowej??? Wlasnie sie spelnia! :) Zapisalam sie na zajecia pod nazwa Tessuti 35+ co w wolnym tlumaczeniu oznacza "szmaty po trzydziestym piatym roku zycia..." Chodzi o gimnastyke uprawiana w powietrzu na zawieszonych pod sufitem dwoch suknach. Jestem dopiero po drugich zajeciach, ale moge z czystym sumieniem powiedziec, ze uwielbiam te wygibasy! Nasza nauczycielka jest nauczycielka w jednej z najlepszych szkol cyrkowych w Europie, ktora ...znajduje sie o 5 minut drogi od mojego biura!!! Oto dowod, ze marzenia daja sie jednak realizowac;)))
-
PSikulcu - pisz Kochana koniecznie... Ja tez zaczynam sie martwic. No i z tym brakiem sily tez rozumiem az za dobrze... Od zeszlego tygodnia borykalismy sie juz z wirusem grypy zoladkowej (wszyscy piecioro), wszami (Franek przyniosl ze szkoly) i normalnym przeziebieniem (wszystkie dzieci po kolei). Rowniez sprawa Jaska ma oczywiscie ciag dalszy. Odbylam juz rozmowe z nauczycielka - w dzien po tym jak napisalam maila. W srode odbylismy tez ooboje z Kukiem rozmowe z nauczycielka i dyrektorka. No i ... pogadalismy sobie. Tyle, ze moim zdaniem nic z tego nie wynika... Jasiek, ktory w zeszly czwartek dostal ze szkoly przykazanie, ze w piatek ma nie przychodzic, bo... wychowawczyni wziela dzien wolnego, ma wciaz problem z adaptacja. Nie wiadomo o co mu chodzi - taka fajna szkola, a on placze bez sensu! W piatek Jas siedzial wiec w domu i dobrze, bo jak sie okazalo przywlekl ze szkoly wspomnianego wyzej wirusa zoladkowego, ktory spowodowal, ze wymiotowal przez pol piatku i pol soboty. Wirus rozlozyl zreszta potem wszystkich nas po kolei tak, ze lizalismy sie z choroby do wczoraj. Od srody tortura pod haslem "powrot do przedszkola" zostala wznowiona i ... znowu zarywamy noce w zwiazku z placzem malego. Nie chce mi sie juz nawet pisac o tym, wszystkim, ale nadmienie jeszcze, ze w dni, kiedy pani nauczycielka jest, a Jasio nie ma akurat kolejnego wirusa, pani nauczycielka przychodzi do pracy o 10.45 (w tym tygodniu, bo potem nie wiadomo), wiec ja stercze z Jasiem w szkole do 11.30 by maly mogl sie z nia oswoic. Z innych nowosci - z pracy odeszla inna pani, ktora byla w tej grupie. Na jej miejsce przyszla nowa Pani, ktora zostanie jednak tylko do stycznia, kiedy to, wraca z urlopu macierzynskiego inna pani - nieznana oczywiscie Jaskowi. Grupa czeka tez na tzw. "suplente" czyli asystentke, ktora miala byc ale jej nie ma... Sprawdzilam mozliwosc przeniesienia Jaska do innych szkol w okolicy, ale wszedzie slysze, ze moge sprobowac zadzwonic pod koniec pazdziernika w sprawie miejsc wolnych od stycznia. Szkoly prywatne sa w prawdzie otwarte ale te dwie, ktore podobaja sie nam, nie maja w tej chwili wolnych miejsc. Pozostaje poczekac jeszcze chwile i ewentulanie zostawic Jaska w domu z niania... Shalla, pomysl z pluskwa przyprawil mnie dreszcze... Nie, nie posune sie chyba do tego. Mysle, ze w tym przedszkolu nie dzieje sie nic tak drastycznego. Tam jest po prostu troche jak w wojsku - glosno, dretwo i bez fantacji... Dzis rano bylam swiadkiem tego jak dwie nauczycielki bawily sie jak krolowe spiewajac na cale gardlo przez pol godziny piosenki, ktore nie wydawaly mi sie odpowiedznie dla dzieci (bylo tam np. o strasznym bandycie, ktory lezy w mogile i ma ochote wrocic do zywych. W tym celu podnosi sie z grobu i idzie do czarownicy, by ta go ozywila, a ona mowi "nie,nie,nie" i grozi mu palcem... Na moja uwage, ze piosenka ni wydaje mi sie odpowiednia dla 1 i 2 -latkow (siedzily one wszystkie jak trusie wpatrujac sie o w jedna to w druga nauczycielke, ewidentnie nic nie rozumiejac i patrzac dziwnie), panie, jedna przez druga zakrzyczaly mnie, ze nie mam racje, bo w innych grupach dzieci te piosenke uwielbiaja, bawia sie przy niej doskonale, piszcza etc... Jas nie wygladal na zachwyconego ale tez i nie na wystraszonego (siedzial przy tym na moich kolanach, wiec pewnie czul sie bezpiecznie), wiec nie bardzo wiedzialam co dodac, ale mam wrazenie, ze niektore dzieci wcale nie byly zachwycone piosenka, a juz na pewno nie bawily sie przy niej tak dobrze jak panie nauczycielki. Shalla - stokrotne dzieki za humor Nastki - jej "cztery przedmioty" sprawily, ze usmiechnelam sie dzis po raz pierwszy od tygodnia! :):)
-
Fisa, trzymam kciuki za Twoj zmiejszony etat i za Stasiowe samopoczucie. Jak widac idealow brak... Lista roslinek brzmi jak spis roslin z mojego ogrodka! :) Niestety borowka nie utrzymala sie u mnie dlugo - mam chyba zbyt plytki grunt, bo jej, przy sadzeniu powinno sie wykopac wielki dol i wypelnic go torfem, a u mnie nie bylo to wykonalne... Dodalabym jeszcze bardzo ladna trzcine syberyjska. Trzeba na nia uwazac, bo niekontrolowana pleni sie bardzo, ale jest naprawde piekna (kwitnie na bialo - ma kwiatki w ksztalcie zblizone do budlei tyle, ze pojedyncze bazie) i uwielbiaja ja motyle :) U mnie rosnie tez znakomicie takie cos, duzy krzak, ktorego nazwy niestety nie pamietam - jest wiecznie zielony, ma liscie podobne troche do jarzebiny, ale dluzsze i szpiczaste. Latem pokrywa sie owocami - malenkimi zielonymi kuleczkami w duzych gronach, ktore jesienia czerwienieja i wisza tak sobie czerwoniutkie na krzaku az do kolejnego lata! Bardzo ladnie wyglada to to pod sniegiem. Sprobuje moze sfotografowac i przeslac ci zdjecie. Co do historii ze zlobkiem, to ja jakos nie moge poczuc sie bez winy. Mam wrazenie, ze cos jest nei tak, ale nie wiem w ktorym miejscu nawalilam. Sytuacja skomplikowala sie jeszcze przez to, ze Jasiek przeziebil sie w piatek i wczoraj i dzis zatrzymalam go w domu. Wyobrazam sobie, ze fakt ten znopwu zostanie jakos dziwacznie zinterpretowany przez wychowawczynie... A moze mam juz obsesje... W kazdym badz razie, po trzecim z rzedu dniu spedzonym w domu Jasiek przespal dzis wreszcie wiekszosc nocy i w ogole wrocil mu humor. Nie wiem jeszcze co zrobie, Zbieram wywiad na temat naszej wychowawczyni u innych mam i opinie sa bardzo podzielone - wszyscy potwierdzaja jedno - w ciagu ostatniego roku zrobila sie duzo bardziej nerwowa. Z drugiej strony - ma w domu poltoraroczna coreczke, a wiemy dobrze co to oznacza... Nie jestem wcale pewna co powinnam zrobic. Ag
-
Mysh, zakladam, ze efektem tego czegos bardzo waznego jakos sie z nami podzielisz, prawda? ;):) Shalla- Turyn nie jest chyba szczegolnie przeludniony. To milionowe miasto (oficjalnie). W praktyce mieszka tu okolo 3 milionow osob (z najblizszym przedmiesciem liczac). To nie tak znowu duzo. Problemem jest infrastruktura. Tak jak pisalam basenow jest tu jak na lekarstwo a czystych jeszcze mniej... Nie znam cen palestry ale pamieta, sprzed szesciu lat, ze pol roczny karnet na silownie kosztowal mnie wtedy 350 Euro. No ale mowie tu o silowni w centrum - podejrzewam, ze nieco dalej jest taniej. Acha, mowiac o karnecie mam na mysli tzw. wejscie na silownie "libero" czyli bez trenera. Jesli chcesz z trenerem lub z uczestnictwem w zajeciach zorganizowanych typu joga, cena rosnie. A teraz chce podzielic sie z Wami kolejna ciekawostka. Przyznam, ze do tej pory nie moge wyjsc ze zdumienia (eufemizm). Wspominalam Wam, ze wychowawczyni Jasia ze zlobka nie budzi naszego entuzjazmu, prawda? Mialam nadzieje, ze sytuacja unormuje sie stopniowo i ze pomimo, iz jej sposob bycia dziala mi na nerwy, Jasiek zaakceptuje ja z uplywem czasu. Niestety sytuacja pogarsza sie z dni na dzien. Jasiek rzuca sie przez cale noce wolajac Mama i lapiac mnie kurczowo za rece. Piszac cale noce, mam na mysli cale noce. Jestesmy juz z Kukiem seniorem na skraju wyczerpania i zyjemy tylko dzieki temu, ze w weekend odsypialismy po pare godzin w dzien - raz jedno, raz drugie. W czwartek zadzwonila do mnie kolezanka Polka, ktora miala synka w tym samym zlobku, lecz na innym pietrze. (W teorii sa to dwa oddzielne zlobki, w praktyce, tworza jedna strukture, zarzadzana przez te sama Pania dyrektor. Kolezanka powiedziala mi, ze w zwiazku z nieprzewidzianyni wypadkami zyciowymi, zdecydowala sie na szybka wypowadzke do Warszawy i zwalnia miejsce w przedszkolu pietro wyzej. Prosila mnie o dostarczenie listu z ta informacja do dyrekcji. Porozmawialam z nia chwile i dowiedzialam sie, ze grupa jej syna ma w tym roku wyjatkowo fajne wychowawczynie. Na tychmiast stwierdzilysmy, ze powinnam sprobowac przeniesc Jasia tam. Porozmawialam z jeszcze jedna mama majaca dziecko w tej grupie i pelna nadziei zadzwonilam do dyrektor finansowej, ktora znalam jako osobe bardzo sensowna i zyczliwa zarazem. Zgodzila sie przyjac mnie tego samego dnia. Powiedzialam jej, ze nie dokonca odpowiada mi styl pracy obecnej wychowawczyni, ze rozmawialam juz z nia na ten temat w zeszlym roku i nie widze mozliwosci zmiany i ze zamnim podejmiemy jakas decyzje chcialabym dowiedziec sie dyskretnie o teoretyczna mozliwosc przeniesienia Jaska na drugie pietro. Zaznaczylam, ze zalezy mi na dyskrecji i ze oczywiscie przed podjeciem decyzji porozmawiam ponownie z przedszkolanka. Chcialam po prostu wiedziec jakie sa teoretyczne mozliwosci. Dyrektor finansowy stwierdzila ze rozumie doskonale sytuacje i ze sprobuje porozmawiac na ten temat z dyrektor dydaktyczna, ktora jest w tej kwesji jedyna wladna osoba (a o ktorej istnieniu dowiedzialam sie dopiero teraz). Nastepnego dnia, w piatek, zadzwonila do mnie pani dyrektor dydaktyczna. Oznajmila mi, ze oburzona jest moim zachowaniem i ze oczywiscie, natychmiast po rozmowie z dyrektor finansowa wezwala do siebie wychowawczynie Jasia, by wyjasnic zaistniala sytuacje. Powiedziala, ze sprawa jest pilna, wiec...proponuje "konfrontacje pomiedzy mna i wychowawczynia" w dniu 27 lub 28 wrzesnia! Samo slowo KONFRONTACJA zbilo mnie kompletnie z nog! Do tego data odlegla 10 dni... Poczulam sie tak, jakbym oskarzyla kogos o kradziez lub pobicie! Dowiedzialam sie, ze Dyrektor finansowa powiedziala jej, ze prosilam o dyskrecje i ze mialam zamiar porozmawiac z wychowawczynia sama, ale ona sama uznala, ze byloby to nie na miejscu! Powiedzia tez, ze dyrektor finansowa nie mogla mi nic sensownego powiedziec, bo przeciez nie jest nawet pedagogiem. Klopot w tym, ze ja nic na ten tamat nie wiedzialam, bo wszystkie formalnosci zwiazane ze szkola zalatwialam dotad z nia a nie z ta pania... Przycisnieta do muru Pani dyrektor dydaktyczna powiedziala mi tez, ze o przeniesieniu na drugoe pietro "nie moze byc nawet mowy". Czuje sie fatalnie. Mialam wrazenie, ze zalatwiam sprawe delikatnie i w sposow wlasciwy a okazalo sie, ze poruszam sie jak slon w skladzie porcelany i obrazam wszystkich. Chcialam sprawdzic, czy mozliwosc przenosin istnieje, bo wtedy moglabym przeniesc JAska pod pretekstem tego, ze w tamtej grupie ma kilkoro znajomych dzieci a w tej zostal "osierocony" przez zeszlorocznych przyjaciol. A teraz?? Nie mam pojecia co po za tym, co juz powiedzialam wychowawczyni moge jej jeszcze powiedziec??? Czy mam jej powiedziec, ze nie podoba mi sie tembr jej glosu, fakt, ze jest nerwowa i chaotyczna i pozbawiona fantazji w doborze zabaw dla dzieci? Czy mam powiedziec, ze po rocznej obserwacji uwazam, ze nie umie zapanowac nad sytuacja w grupie, ze jej nerwowosc i chorobliwa ambicja sa widoczne golym okiem? Jak mam krytykowac kogos za charakter??? Przeciez ona na pewno sie stara - to widac! Tyle, ze nie wydaje mi sie wlasciwe by ignorowac fakt, ze moj syn placze przez cale noce i wyraznie jest to zwiazane z osoba wychowawczyni... Dodam jeszcze, ze w piatek nasza niania opowiedziala mi, ze gdy przyszlaodebrac Jaska po poludniu poczula nagle, ze wszystkie wychowawczynie wlepily w nia wzrok. Uslyszala tez jak jedna z dwoch nowych wychowawczyn spytalam polglosem "glownej" - "To jest wlasnie ta matka tego dziecka???" Na koniec wychowawczyni zwrocila sie jeszcze do niej w formie bezosobowej "Moze powiedziec Pani, ze Jas plakal dzis rano bardzo i chial do mamy". Marta wyszla z tamtad nieco zszokowana, bo do tej pory wychowawczyni zwracala sie do niej po imieniu, a o mnie mowila per Agnieszka lub Mama. Oto pierwsze efekty aktywnosci pani dyrektor DYDAKTYCZNEJ. Grrrr... Elfiku - Ty pewnie widzisz to wszystko od innej strony i mozesz wyjasnic mi co ta naprawde zrobilam zle. Bu....
-
Shalla - ja juz widze Nastke plynaca w Walcu i szalejaca w Sambie!!!! :):):) Taniec bardzo do niej pasuje! U nas tez okres zapisywania na zajecia poza szkolne. O moich przygodach z basenem juz wiecie... Z reszta jest podobie. Na szczescie odkrylam, ze istnieje cos takiego jak Stowarzyszenie Gimnastyczne i tam maja naprawde sporo rzeczy dla dzieci. Mysle, ze zapisze tam Anie na gimnastyko-rytmike dla maluchow. Franek kontynuuje judo i zwazywszy, ze basen jest niedostepny chyba zapisze tam rowniez jego. Jasiek jest dla nich za mlody (kursy prowadzone sa dla dzieci powyzej 3 roku zycia) i trzeba bedzie znalezc mu cos innego, bo on po prostu musi sie gdzies wyszalec! Baby gym, do ktorego wozilam cala trojke w zeszlym roku, jest jednak dla nas za daleki. Wciaz bylismy spoznieni i wydawalam majatek na taksowki... Acha, dla Ani znalazlam ten wymarzony taniec (zobaczymy co to, bo w poniedzialek mamy lekcje probna) i (jako alternatywe) laboratorium...aktorskie dla 3-latkow. Zwariowalam prawda? No ale poniewaz Ania aktorka jest zawolana, idziemy popatrzec co to za zajecia i wybierzemy to co spodoba jej sie najbardziej. A jak tam u Was z zajeciami? Mysh czy Fisa, mieszkajace poza miastem moga sobie chyba takie rzeczy darowac, ale dla moich miejskich dzieci, zamknietych w murach szkolnych przez wiekszosc dnia, jest to jednak koniecznosc...
-
Zyje! :) Szyja i cala reszta wciaz jeszcze boli solidnie ale postanowilam nie myslec o niej za duzo, to sama przejdzie ;) I wiecie co - na pewno sie nie zaprogramowalam, bo nie pamietalam nawet jaki to dzien! Dopiero po upadku w garazu dotarlo do mnie, ze to 13-ty. I zaznaczam, ze ja w 13-tke nie wierze, pomimo tego, ze dwie najgorsze rzeczy, jakie przydazyly mi sie dotad w zyciu mialy miejsce... 13 grudnia (a nie mowie tu wcale o stanie wojennym) Ja rowniez mam ogromna nadzieje, ze ten paskudny poczatek wakacji zatrze sie jakos w pamieci mojej M. Pracujemy nad tym obie i chyba sie uda! :) M przyjechala do Turynu tylko na cztery krociutkie dni i niestety wyjezdza juz jutro. Nie moze zostac nawet na weekend... :( W tym stanie rzeczy podzielilysmy czas na ten spedzany razem, kiedy gadamy i jemy i ten spedzany przez nia sam na sam z Turynem i jego zabytkami. Wszystko wypelnione po brzegi. Wczoraj urwalam sie z pracy na wagary i pojechalysmy po poludniu do Mediolanu - obejrzec Katedre (sama Marta) i wziac udzial w wernisazu mojej Palestynsko-Irlandzkiej przyjaciolki. Bylo kapitalnie! Dzis Marta znowu biega po muzeach i kosciolach a jutro wylejemy pewnie kaluze lez... Shalla!!!! No widzisz jak wizualizacja dziala:):):) Wizualizujemy dalej i tylko ja poprosze o jakies blizsze dane do niej - przynajmniej opis pozycji, w ktorej spedzac bedziesz dzien!!!! ;) I jeszcze ciakawostka. Znacie teorie zgodnie z ktora dowolne dwie osoby na ziemi mozna skojarzyc ze soba laczac je ze soba "mostem" skomponowanym z 7 ludzi?? Chodzi o to, ze na pewno znalazloby sie 7 osob, za kolejnym posrednictwem ktorych te dwie osoby teoretycznie moglyby sie poznac. Otoz teoria ta jest moim zdaniem falszywa. Mnie samej nie udalo sie jescze poznac osoby, z ktora nie dogadalabym sie do przynajmniej jednego wspolnego znajomego! Slowo!!! Pewnie, ze nie wysciubilam jeszcze dotad nosa w strone Afryki, Azji, Australii, etc.. Ale smiem wysuwac teze, ze i w takim przypadku wystarczyly 2, maksimum trzy osoby do zbudowania mostu. Kolejny przyklad na moja teze pochodzi z wczorajszego wieczora - Moja przyjaciolka fotografka, przedstwila mi swojego przyjaciela z Londynu, ktory rowniez inauguruje dzis swoja wystawe w Mediolanie. Po pol godzinie rozmowy o sztuce, dotarlismy do sakramentalnego "skad jestes". Okazalo sie, ze spedzil on kiedys w Warszawie trzy miesiace, z czego wiekszosc czasu w domu naszego wspolnego znajomego w podwarszawskiej miejscowosci z ktorej pochodze. Potem okazalo sie jeszcze, ze inny jego przyjaciel - fotograf jest mi znany od dziecinstwa (jest pacjentem mojej mamy, ktora zabierala mnie zawsze na jego wernisaze). Dowiedzialm sie, ze PAn, ktorego zdjecia uwielbialysmy z Mama od zawsze - znany mi jako bardzo skromny, schorowany czlowiek - jest bardzo znanym Europejskiej miary artysta! No i czy to nie jest globalna wioska???
-
"13-tka czyli - i jak tu nie byc przesadnym!?" Wczoraj poznym wieczorem przyleciala do mnie moja przyjaciolka z Warszawy. Doleciala na lotnisko w Mediolanie o 22.30 i wykupilam jej internetowy bilet na autobus dowozacy pasazerow do centrum Turynu. Autobus odjechac mial o polnocy i do tej chwili wszystko wydawalo sie w najlepszym porzadku. Przyjaciolka odkryla wprawdzie, ze aktywowana wczesniej usluga roamingu nie dziala, ale skontaktowala sie ze mna z automatu i potwierdzila, ze beda punktualnie. Po kilku minutach od wyjazdu jasnym stalo sie, ze autobus nie dziala jak trzeba i cala wycieczka zawrocila na lotnisko. W autobusie oprocz mojej przyjaciolki byla tylko spora dosc glosnych grupka arabskich emigrantow, zagadujacych do niej od czasu do czasu... Po przyjezdzie na lotnisko okazalo sie, ze autobusu zastepczego brak. W koncu pasazerow wyslano do Turynu dwoma mini busikami. O wszystkim tym dowiadywalam sie na raty - korzystajac z uprzejmosci kierowcy autobusu, ktory pozwolil mojej przyjaciolce zadzwonic do mnie. Umowilysmy sie, ze przyjaciolka uprosi kierowce busika lub ktoregos z pasazerow, by wyslal mi sms-a lub zadzwonil zaraz przy wjezdzie do Turynu, tak, bym mogla jej wyslac taksowke na dworzec autobusowy (nie jest to miejsce zbyt uczeszczane). Umowilam sie... Kierowca namowil jednak moja przyjaciolke na zmiane planow i zamiast telefonu do mnie, wsadzil ja po prostu do taksowki , ktora zlapal po drodze. Klopot w tym, ze nieswiadoma tej zmiany, usnelam a dzwonek mojego domofonu po raz n-ty popsul sie wlasnie wczoraj wieczorem, o czym nie wiedzialam... Przyjaciolka dojechala na miejsce i przestala kolejne pol godziny pod nasza brama dzwoniac na gluchy domofon... Kiedy domofon jakims cudem odblokowal sie i zadzialal, obudzialm sie natychmiast i otworzylam jej... Nie macie pojecia jak podle czuje sie teraz - przyjaciolka, po nocnej przygodzie nabawila sie wstretu do Turynu, i Wloch w ogole. Maz jest na mnie wsciekly za zarwana noc (zapominajac przy tym, ze to on sam podsunal nam pomysl nocnej podrozy z wykorzystaniem lotow nocnych, tanszych o 2/3 od lotow dziennych). Ale to tylko poczatek... 13. Mialam stawic sie w zlobku Jaska razem z nim o 8 rano. Nastawilam budzik na 7.15 ale ...nie zadzwonil. Ogladalismy go ze wszystkich stron - budzenie ustawione jest prawidlowo. Glosnosc dzwonka wyklucza to, ze nikt z nas go nie uslyszal -ten sam budzik budzi nas codziennie od 3 lat! Spozniona, wyslalam Jaska do szkoly z niana pomimo, ze sama nalegalam wczesniej na spotkanie z nauczycielka... Wychodzac kilka minut pozniej z domu, poslizgnelam sie na zjezdzie do garazu i upadlam tak gwaltownie, ze obilam sie jak ulegalka ze wszystkich mozliwych strona. Spadajac uslyszalam tez gluche "krach!" w kregach szyjnych i nie moge porzadnie ruszyc glowa... Przebrawszy sie wyszlam jednak z domu bo nie moglam juz odwolac spotkania sluzbowego, ktore mialam wyznaczone o 10.00. Weszlam na chwile do baru, by napic sie kawy i wody i oprzytomniec i ... wylalam szklanke wody na siebie, stol, papiery w torbie, etc... Przysiegam Wam, ze po tym wszystkim boje sie juz nawet oddychac i marze tylko o tym, by doczekac polnocy...