Kuk
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Kuk
-
Mysh - ale napedzilas mi smaku tymi orzechami!!!! Tylko jak po tym domyc rece? ;):) Pogratuluj Poli - naprawde nalezy jej sie medal za odwage! :))) Takie wlasnie puste genialne plazebyly na Sardenii!!! Cholera - dlaczego to tak daleko!!!! To byloby cudowne miejsce na spotkanie forumowe i w sumie koszty na miejscu zadne - bo gotuje sie samemu, a ceny w sklepach nizsze niz w Turynie :) Tylko ten dojazd... Polaczenie promowe lub samolotowe z Polski kosztuje tyle, ze moja siostra odpuscila wlasnie ze wzgledu na koszty :( Marj - genialne zdjecia "Dwuipollatka" :):D:D:D Cudne po prostu. Marcel jest sliczny i niesamowicie miniasty - a ja takie dzieci uwielbiam po prostu. I fakt - podobny bardzo do Nastki!!!! Widzialam wiec wiem! :) I do JAska tez podobny, zeby bylo zabawniej - z tych min zwlaszcza ;););) Fisa - Ja jestem kompletnie niedorozwinieta!!! Przeciez powinnam pamietac, ze jestes z tych okolic, a jakos mnie calkiem zamroczylo!!!!!!!!!! :(:(:(:( Cholera. Strasznie zaluje.... Ale mysle tez, ze wkrotce okazja sie powtorzy, bo Kaszuby dzialaja na mnie jak magnes!! Chodzi mi nawet po glowie poganska mysl, ze ja, Mazowszanka z dziada pradziada moglabym rozejrzec sie za jakims niewielkim domkiem w tej wlasnie okolicy... Skoro nie stac mnie na i raczej nie bedzie stac ;) na domek we Wloszech, to dlaczegoby nie sprobowac inwestycji nad Baltykiem ? A wiesz, ze w drodze powrotnej zatrzymalismy sie u znajomych w Toruniu na szybki obiadek i odpoczynek! Moje slimaki faktycznie zywia sie bardzo ekologicznie - a co za tym idzie ptaki rowniez. Klopot w tym, ze w mchowym trawniku, z ktorego istnieniem juz sie jakos pogodzilam, sa teraz wielkie zolte dziury - to pozostalosci mchu wydrapanego przez szpaki... Bardzo dekoracyjne... :p Ale ekologiczne owszem - jak tylko sprobuje wbic szpadelek nieco glebiej, zaraz natykam sie na jakas tlusta dzdzwonice :) A myslalam, ze moja glina im sie nie spodoba! U nas pierwszy dzien szkoly mial miesce dzisiaj. Franek poszedl do drugiej klasy ze spiewem na ustach. Ania, do przedszkola rowniez. Najgorzej poszlo z Jaskiem.. Jas jest w tym samym zlobku, ktory wydawal mi sie cudowny gdy byla tam Ania i chodzi tam juz drugi rok. Co jednak z tego, gdy w tym roku zmienily sie niektore wychowawczynie i grupa przejeta zostala przez ta, ktorej Jasio boi sie, zeby nie powiedziec nie lubi...? Po dwoch godzinach placzu (pod koniec plakalam malo dydaktycznie razem z nim) zostawilam go w koncu w rekach tejze wychowawczyni. Wrocilam po godzinie i wiem, ze JAsiek jakos to przezyl, ale mysli i nastroj mam czarne... Nie wiem, czy nie przyjdzie nam za jakis czas zmienic szkoly... Raz jeszcze potwierdza sie znana prawda - szkola to nie miejsce lecz nauczyciele!!! Dlatego raz jeszcze wielki uklon w strone Elffika i Marj! Jeszcze krociutki raport z frontu walki o prawa czlowieka - mamy w centrum milionowego miasta Turyn dwa baseny, na ktore mozna od biedy zapisac dzieci bez strachu, ze zlapia tam grzybice lub bakterie coli. Jeden z nich jest o okolo pol godziny samochodem od mojego domu i zapisalam tam dzieci w zeszlym roku. Niestety nie prowadze samochodu i w efekcie zrezygnowalam gdy inne zmotoryzowane mamy wycofaly sie z jazdy na basen. Drugi basen jest tuz pod moim domem, ale juz drugi rok z rzedu nie udaje mi sie zapisac tak Franka, pomimo, ze chodzac tam na judo, ma teoretycznie pierwszenstwo... Wyobrazcie sobie, ze zapisy mozliwe byly dopiero od dzis. Kolejka pod basenem zaczela sie formowac okolo 5 rano... tak, iz do 9 rano wydano numerki na wieksza ilosc miejsc niz ilosc miejsc na zajeciach na basenie. Z przyczyn oczywistych (pierwszy dzien w szkole) nie udalo mi sie stanac w kolejce, poszlam wiec tam po wyjsciu ze zlobka by sprawdzic, czy mam po co wracac jutro. Nie mam po co wracac. Wszystkie miejsca zostaly wykupione. I tak kto jest z dostepnoscia do sportu w Turynie. Dodam, ze basen nie jest ani panstwowy ani tani. Mam do wyboru - odpuscic, albo przemoc sie i wozic dzieciaki samochodem na basen bo dojazd autobusami (dwie przesiadki) zajmuje mi okolo 50 minut w jedna strone... :( Mam wrazenie, ze Wlochy sa w kwestii dostepnosci do sportu 100 lat swietlnych za Polska! Na temat naszej wloczegi moglabym dlugo, ale nie mam na razie dosc czasu i weny, by opisac to jak trzeba. Moze kiedy uda mi sie znalezc czas by uporzadkowac zdjecia? :) Sciskam! Kuk
-
Ha! wreszcie sie odezwalyscie! :) Szkoda tylko, ze Fisa w takim paskudnym nastroju... Kochana, bardzo wspolczuje tego nieudanego urlopu i przygod z samochodem. Mam nadzieje, ze to byla tylko pierwsza czesc waszych wakacji i ze druga bedzie znacznie bardziej udana! Co do kobiet rodzacych w redlinach (Shalla - czy ty wiesz, ze za diabla nie moglam zrozumiec o co chodzi ci z ty rodzeniem w czerwonych liniach... , bo jakos tak mi sie przeczytalo z pseudo- angielska;);););)) To pewnie macie racje - one mialy nieco mniej skomplikowane zycie i wiecej czasu jednak... Uch... Marj - Ooooo, to to! Mnie takze najlepiej zrobilby tydzien z przyjaciolka w Krakowie. Zawsze regenerowalam tam umysl i cialo w tepie przyspieszonym, pomimo, ze caly dzien lazilam po miescie, a wieczorami balowalam albo sluchalam muzyki do rana... Gdzie te czasy!!!!!!!!!! Gdzie! Chociaz Wasza wisienka tez dobrze brzmi :) W kwestii zawodow jestem raczej zdania Marj - jako koszmar wspominam biegi przelajowe, w ktorych wszyscy musielismy brac udzial. Mam kiepskie krazenie i wszelkie bieganie, zwlaszcza to dlugodystansowe, powoduje, ze natychmiast lapie mnie migrena, dostaje kolki i ...zdycham po prostu... Nigdy nie bylam w stanie ukonczyc tych strasznych biegow. Nie znosilam ich ale nie bylo zmiluj sie... Rownie kiepsko (do pewnego momentu) szly mi gry zespolowe. Czulam sie jak ostatnia fajtlapa az do chwili gdy... trafilam na fajna nauczycielke gimnastyki w liceum. Nie zmuszala do niczego i wysluskiwala z nas indywidualne talenty tak wlasnie jak pisze Marj. Okazalo sie nagle, ze doskonale skacze i jestem bardzo elastyczna i doskonale radze sobie w cwiczeniach typu "pilates". Mialam wiec oceny z cwiczen obowiazkowych typu rzut pilki do kosza, podawanie polki siatkowej, etc ale nie bylam nigdy zmuszana do uczestnictwa w meczach koszykowki. Cwiczylam sobie tym czasie wraz z grupa innych kolezanek obok:) Marj- ciezko u nas teraz z takim czasem tylko dla siebie. Z roznych przyczyn ciezko. Moje marzenie absolutne to lekcje flamenco lub jakies inne dobre zajecia taneczne. Kto wie - moze w przyszlym roku uda sie je zrealizowac...
-
Shalla, ja nic nie dostalam... ;( Czyzbym znowu miala zapchana skrzynke?? Czyszcze ja co pare dni, ale nie mam juz czego kasowac, a archiwium tez pelne... Chcialam Was spytac, czy Wy tez macie taki straszny spadek formy tego roku, czy to moze moja 40-stka...? Mam juz serdecznie dosyc ciaglego zmeczenia, stresu, braku czasu ale nie widze mozliwosci ucieczki od tego dopoki dzieci sa male. Jak, powiedzcie mi, radzily sobie kiedys kobiety majace po piecioro, szescioro a nawet siedmioro dzieci???? Mam chyba jakiegos mega opoznionego baby bluesa...
-
Strasznie jakas metna ta moja poprzednia wypowiedz. Psikulcu- to co chcialam powiedziec, to to, zeby podejsc do tematu z wyczuciem i nie wystawiac Zuzy od razu na pastwe tzw. "lowcow talentow" :) Ja z tego wlasnie powodu odrzucilam na wstepie te dwie szkoly "dla profesjonalistow". Mama najlepszego przyjaciela Frania jest pianistka i nauczycielka w konserwatorium. Opowiadala mi, ze najwiecej sfrustrowanych i hiperambitnych studentow pochodzi wlasnie z tego typu szkol, gdzie po pierwszym roku "zabawy" nastepuje bardzo ostra selekcja. Ci ktorzy ja przejda, z jednej strony czuja sie "wybrani" i zadzieraja nosa a z drugiej drza potem przez wiele lat wiedzac, ze zawsze moga odpasc z wyscigu, jesli nie beda sie starac.
-
Psikulcu - trzeba zaczac spelniac takie marzenia :):):) !!!!!!!!! Ja wciaz wypatruje tanich lotow na trasie Turyn Krakow i tez marze, marze, marze... ;) Nie zamartwiajcie sie na wyrost talentem Zuzy! Znajdzcie tylko dla niej jakas fajna forme edukacji muzycznej, a juz ona sama na pewno zdecyduje czy chce isc w tym kierunku czy nie. Wazne, by rozbudzic w niej milosc do muzyki tak, by kojarzyla sie jej ona z przyjemnoscia a nie obowiazkiem. Ja juz od roku walkuje ten temat z mysla o naszych dzieciach, bo tak sie jakos u nas w rodzinie utarlo, ze wszystkie dzieci uczyly sie zawsze gry na pianinie. Rozejrzalam sie i odkrylam sie, ze w Turynie mnostwo jest zarowno szkol muzycznych jak i nauczycieli prywatnych roznych narodowosci. Sa dwie szkokly znane z tego, iz nastawione sa na wylapywanie talentow i ich profesjonalne szkolenie. Reszta to takie sobie "zwykle szkoly dla amatorow". W kazdym badz razie, po rozmowach z kilkoma nauczycielami muzyki, pianistami i rodzicami dzieci uczeszczajacych do lokalnych szkol muzycznych zdecydowalam, ze w przyszlym roku sprobuje pokazac Anie i Franka pewnej Rosjance - pianistce i nauczycielkce muzyki w tutejszej szkole Montesori. Spodobala mi sie jej (rosyjska) szkola nauki przez zabawe i jesli powie mi, ze dziciaki przejawiaja jaki taki sluch i zapal zapisze ich na prywatne lekcje do niej. A potem zobaczymy ;)
-
A gdzie ta wisienka? :) U nas nieznosny, wilgotny upal. Idac ulica masz wrazenie, jakbys plywala w gestym powietrzu, odgarniala je rekami i nogami, przedzierala sie przez nie... Paskudna pogoda. Podobno tak wlasnie jest w topikach. Wszyscy wokol skarza sie na bole glowy, dusznosci, spadek cisnienia. W takich dniach zastanawiam sie niewesolo nad tym jak niewielka zmiana klimatu bylaby w stanie wykonczyc ludzkosc... :p Z weselszych nowin - dzis Ania obchodzi czwarte urodziny! :) Zazyczyla sobie w prezencie oryginalnie: rozowy rower z Hello Kitty, rozowy kask z Hello Kitty i rozowy plecak z Hello Kitty... rece opadaja... ;):):) Na zakup tych rozowosci mamy jescze kilka dni, bo Ania i Franio sa z dziadkami w Wenecji - Ania bedzie miala impreze na gondoli ;) Jasiek kopciuszek zostal z nami w domu i po raz n-ty cierpi bole i goraczke zwiazana z wyzynaniem sie zebow. A co u Was??? Marj - jak sprawy zdrowotne?
-
Ja chce na wakacje!!!! Mysh, Psikulec - co tam slychac w moim ukochanym Krakowie???
-
Marj, straszne sa takie szpitalne doswiadczenia... USciskaj Marcela od nas mocno. Ja bylam z Jaskiem non stop za wyjatkiem trzech godzin, kiedy pojechalam sie umyc do domu i musze powiedziec, ze mialam wrazenie ze te trzy dni i noce to byl jeden dlugi, niekonczacy sie dzien... Zupelnie, jakby czas i pory dnia nie istnialy. Wszystko roztapailo sie w szpitalnej rzeczywistosci i ta dbalosc o komfort rodzicow... to tez wydaje mi sie jakos znajome ;):p Wlasnie skojarzylam, ze moja Mama mowila mi wczoraj wieczorem, ze byla popoludniu na specjalistycznym seminarium poswieconym metodom leczenia ostrych zapalen drog oddechowych u dzieci. Moze podpytam czy mowili cos o zapaleniu krtani i jakie leki zalecali... A o mojej tesciowej zdecydowanie lepiej jest czytac nic obcowac z nia praktyce... Mam wlasnei za soba weekend w jej towarzystwie i bede to odchorowywac jeszcze przez kilka dni ;))) "Samotnosci" po angielsku niestety nie mam, ale poszukam po polsku, bo wiem, ze wyszla na pewno. Trzymajcie sie tam cieplo - Marcel na pewno zaraz wydobrzeje i szybko dojdzie do siebie. Jak dobrze, ze wakacje przed nami...
-
Psikulcu - jakbys tu byla! :););););) Shalla- ogromnie sie ciesze, ze przeczytalas moj wpis wczesniej! Naprawde! Prawda, ze ten cement wyglada niewinnie i zachowuje sie jakby wcale nie mial sie zamiaru wiazac? A zebyscie widzialy jak cala kamienica drzala w posadach, kiedy strumienie sprezonej wody atakowaly bezskutecznie zlogi w rurach... Brrr... A udalo Wam sie chociaz skonczyc ten zamek?
-
Shalla - Franek dostal te samo zabawke (maly budowniczy) pod choinke. Zasiadl do niej z tesciowa i niestety rozbabrali tylko straszna ilosc cementu nie zkleciwszy murow. Nastepnie wraz moja tesciowa umylysmy z tego cementu cegielki w zlewie kuchennym a nastepnie... trzy rozne ekipy hydraulikow i strazakow podjezdzaly pod nasz dom z coraz wiekszymi pompami cisnieniowymi majacymi za zadanie wyplukac skamienialy cement z rur... Grozilo nam zrywanie kamiennych plyt z blatow i scian w kuchni i rycie tychze scian na dlugosci kilku metrow, ze nei wspomne o zapachu jaki unosil sie w domu przez tych piec dni, kiedy problem pozosdtawal nierozwiazany. Stan umyslu, w ktorym wpadlam na pomysl by plukac te cegielki nad zlewem nazywa sie chyba "pomrocznosc jasna"... Poza tym jednak uwazam, ze zabawka jest super i kiedy wreszcie zbiore sie na odwage, napewno dokupie cementu i zbudujemy zamek lub domek ;)
-
Mysz - no masz racje z tym niemarudzeniem. Ja tez nie powinnam. I tez wyciagnelam dzis rano dmuchany basen na taras. Tyule, ze zamiast zapowiadanych nieznosnych upalow byl dzis rano dziwny, wiolgotny chlodek... :p A kiedy dokladnie wyruszacie w Wasza mega podroz? :)
-
Hej! Shalla - co to za pomysl - stroje wiktorianskie w 40-sto stopniowym ' upale!!! Rozumiem w zimie, ale teraz - Pompeje byly znacznie stosowniejsze... ;) A moze zaproponuj jako kolejny temat Hawaje? Ja takze dycham ledwie, ale nie tyle z powodu upalow, ile z wysilku intelektualnego - co zrobic zeby jednak zapewnic dzieciom jakies sensowne wakacje. Te trzy i pol miesiaca to naprawde jakies szalenstwo. Zapewnienie dzieciom opieki i jakiejs rozrywki w tym okresie kosztuje nas tyle, ze wlasciwie powinno sie zarabiac dwa razy tyle, zeby pokryc te koszty. Podam tylko taki przyklad - znalezlismy dzieciom fajne polkolonie. Szkola, ktora je prowadzi polozona jest w teorii o 20 minut drogi od naszego domu i znajduje sie wsrod zieleni na wzgorzu (wazne, bo w miescie w lipcu i sierpniu umiera sie tu z duchoty i goraca). Jest tylko jeden problem - dojazd do szkoly zajmuje rano i po poludniu nie 20 lecz ok. 45 minut, ze wzgledu na to, ze prowadzaca tam droga jest bardzo waska i bardzo ale to bardzo zapchana a pod szkola nie ma parkingu... Rozwiazaniem bylby busik, kursujacy ze szkoly do centrum za...jedyne 40 Euro od dziecka tygodniowo! Wyobrazacie sobie? 135 Euro (tygodniowy pobyt z jedzeniem za dziecko) x 2 (Ania i Franek) x 3 (tygodnie) = 810 Euro + 240 (busik) = 1050 Euro za dwoje z trojki dzieci, za trzy tygodnie... Dodajcie do tego 550 Euro za pobyt Jaska w zlobku w lipcu i macie 1600 Euro za trojke dzieci za sam lipiec, przy zalozeniu, ze Ania i Franio spedzaja jeden tydzien lupca u dziadkow. A co z polowa czerwca, pierwszym tygodniem siepnia i pierwszymi dwoma tygodniami wrzesnia??? Grrr... :I Jakby nie liczyc - nie oplaca mi sie w tym okresie pracowac. Powinnam, tak zreszta, jak robi to 80% Wloszek, zrezygnowac z pracy, wynajac domek nad morzem i siedziec tam z dziecmi przez bite trzy miesiace. Wyszloby o wiele taniej! Co ja bym dala za to by moje dzieci mogly spedzic wakacje na wsi takie, jakie ja spedzalam w ich wieku... ;(
-
Oj, widze, ze nie ja jedna gonie w pietke... Mysh, u nas, odpukac, z zebami na razie wszystko dobrze - dzieci nie mialy jeszcze zadnej prochnicy, nie maja kamienia, ubytki tylko "mleczne u Franka" - ale wiem od znajomych mam, ze sporo dzieci juz w wieku Poli ma problemy z zebami. Najlepszy przyjaciel Frania, Marco ma juz nawet ...dwa zeby zatrute! Jego mama nie mogla uwierzyc w to co uslyszala od dentysty! Ja sama nie wiem jak to mozliwe, bo mleczaki maja chyba bardzo plytkie korzenie - bylam przekonana, ze nie truje sie ich lecz leczy a w ekstremalnych przypadkach wyrywa... Dentysta powiedzial podobno, ze leczenie kanalowe bylo u Marka konieczne, bo gdyby wyrwal mu chory zab, na staly trzebaby czekac pare lat a to groziloby zkrzywieniem zgryzu. A czy we Francji praktykuje sie lakierowanie zebow? Zastanawialam sie nad tym bo dopoki dziecko ma zeby zdrowe, moznaby to zrobic, ale nie wiem czu naprawde warto... Shalla - nie wiem czy Cie pociesze, ale ja od trzech tygodni mam z Jaskiem przynajmniej cztery pobodki co noc... Przyczyny bywaja rozne - wciaz jeszcze wyrzynaja mu sie kly, zje cos niedozwolonego i boli go brzuszek, ma katar, etc... klopot w tym, ze wpadl ostatnio w rytm snu przerywanego i nawet jesli nic w danym momencie nie boli, maly regularnie budzi sie z placzem :( Zaczynam czuc sie jak mama noworodka. Bolace non stop plecy, wieczne niedospanie, etc. Chcialam tez zapytac, te z Was ktore pracuja, o to jak radzicie sobie w okresie wakacyjnym. Szkola sie konczy i... ??? Co robia dzieci??? JA jezdzilam w dziecinstwie na miesiac do dziadkow na wies. Moje dzieci nie znaja tego luksusu. Organizacja ponad trzech miesiacy wolnego (tak, tak - tyle trwaja we Wloszech szkolne ferie!!!) to koszmar wszystkich pracujacych matek tutaj. Jak dotad mam juz zagospodarowany caly lipiec, ale zostaje mi jescze opieka nad dziecmi w pierwszych dwoch tygodniach siepnia i w drugim tygodniu wrzesnia. Ufffa! ;p
-
Karenko - dobrej podrozy i baw sie dobrze w Polsce! :) A ja mam tu ostatnio takie zatrzesienie dzieci, na ktorych pasowalyby ubranka po moich, ze mam powazny problem komu oddac... Prawie wszystkie rzeczy i ciuszki po Ani oddaje mojej bylej niani dla jej malej Marty, ale ostatnio moja Wloska przyjaciolka nazwala swoja corke Agnese po mnie i... jestem w kropce ;););) No coz - dziewczyny beda sie musialy jakos dzielic, bo jest miedzy nimi tylko cztery miesiace roznicy... A urodzila sie tez mala sliczna Miriam innej Polskiej przyjaciolki. Naprawde zatrzesienie dzieci a zwlaszcza dziewczynek! Nie mam natomiast problemu z Jaskiem. Jest tylko jeden maly Pietro i dziedziczy wszystko :) :)
-
Juz od dawna nosze sie z zamiarem wyslania Wam likow do kilku kapitalnych piosenek dla dzieci na YouTub-ie. Jestesmy z Jaskiem ich wielkimi fanami i ogladamy je namietnie przed zasnieciem: Pierwsza z nich to kolysanka "It is a big world" duetu Renee &Jeremy http://www.youtube.com/watch?v=8-Npu_ly3ZM Pozostale to kolysanki narodow swiata. Podsylam Wam link do tej francuskiej. Potem You Tube sam podpiwie Wam linki do pozostalych. http://www.youtube.com/watch?v=L5bgf_sc6zU Wszytstkie maja genialna grafike i sa przepiekne. Nie potrafie nawet wybrac tej, ktora lubie najbardziej. Genialne sa zwlaszcza turecka, francuska, rosyjska, azerska i...inne ;))) Milego sluchania i ogladania! Kuk
-
Raz - rada gminy, jak slusznie zauwazyla Mysh ale dwa - producent tego przekletego wozka!!!!!!!! Brrrrr... A teraz juz na spokojniej - jak to sie dzieje, ze masz az tak duzo rzeczy do przeslania kurierem? Bardzo mnie to ciekawi, bo ja uwazam zwykle, ze mocno przesadzam, ale jednak mieszcze sie w walizki. No ale z drugiej strony, ja nie mam niestety szans na wyjazd dluzszy niz 2-3 tygodniowy... Przyznaj sie - co wozisz do Polski? ;) I jakiego kuriera uzywasz teraz? Dziekuje za cieple slowa w odpowiedzi na moje chwalipiectwo. Ale wiecie co? Jestem naprawde dumna, bo to tlumaczenie to byl dla mnie jakis straszny blok psychiczny. Nie wierzylam, ze moge to zrobic a jednak sie da - a jesli dalam rade z tym, to moze dam tez rade z innymi rzeczami?? Przy tej okazji ogromne, choc spoznione gratulacje dla Shalli! To Ty jestes specjalistka od spraw niemozliwych - praca w charakterze redaktora gazety w obcym kraju to naprawde niesamowite!!!!!! Mozesz byc z siebie dumna! :):):):)
-
Kurcze, Karenko - wlosy stanely mi deba na calym ciele... Wiem jak sie czulas, bo znam styl jazdy wloskich kierowcow - zwlaszcza tych mlodych a do tego im dalej na polnoc tym z tym gorzej... Ja czulam to samo kiedy autobus odjechal z przystanku z drzwiami zatrzasnietymi na wozku z Frankiem balansujacym w polowie nad zeimia, na zewnatrz pojazdu i ze mna pozostala w roli slupa soli na przystanku... Nogi odmowily mi posluszenstwa i zdolalam tylko rzucic sie na koncowke autobusu lwalac w niego piesciami. Szczesciem ludzie w srodku zareagowali bluyskawicznie i zatrzymali autobus zanim maly Franio wylecial z wozka (ro byla gondolka, wiec zero pasow...
-
co za cholerstwo! Zzaera mi wiekszosc wpisu zostawiajac tylko kawaleczek! Sprobuje na raty...
-
Kurcze, Karenko - wlosy stanely mi deba na calym ciele... Wiem jak sie czulas, bo znam styl jazdy wloskich kierowcow - zwlaszcza tych mlodych a do tego im dalej na polnoc tym z tym gorzej... Ja cz
-
Kurcze, Karenko - wlosy stanely mi deba na calym ciele... Wiem jak sie czulas, bo znam styl jazdy wloskich kierowcow - zwlaszcza tych mlodych a do tego im dalej na polnoc tym z tym gorzej... Ja cz
-
Mysh - o tym tez jest ta ksiazka! To przerazajaca ksiazka. Troche jak wspolczesna, mieszczanska wersja Dzieci z dworca zoo... Czy ja pisalam Wam kiedys o rozmowie dwoch trzylatkow zaslyszanej przeze mnie na basenie? Ich mamy rozmawialy w przebieralni o tym ktore sprzedawczynie z super drogiego sklepu MAxMara sa sympatyczne, a ktore nie, a obok ich trzyletni synowie snuli taki mniej wiecej dialog: - Moje buty sa marki Timberland, a twoje? - Moje sa z Falchotto. A Twoja bluza? - Moja bluza jest tez z Timberlandu, bo moja Mama wszystkie ubrania dla mnie kupuje tej firmy. W tym momencie wlacza sie do rozmowy Mama. Nieprawda kochanie. - Masz tez przeciez buty Nike'a A ubrania kupujemy w wielu firmach. Ralf Loren, Nouvo Ne, etc... (Wszystko najdrozsze w swojej kategori...) Bylam wtedy autentycznie zszokowana i przerazona. te dzieci byly dokladnie w wieku Franka, ktory siedzial obok kompletnie nieswiadomy. Pamietam, ze przyzeklam sobie wtedy solennie, ze obetne etykietki ze wszystkich ciuchow dzieciecych jesli tylko zauwaze, ze moje dzicko zwraca na nie najmniejsza uwage... Jak dotad nic takiego jeszcze sie nie zdazylo i raczej nie grozi nam to w szkole, d oktorej chodzi Franek, ale widze co dzieje sie w szkole prywatnej obok... To jak chodza tam ubrane dzieci to jakis kabaret. One nie maja na sobie nic niemarkowego!! Wyglada to jak jakies absordalne zawody - kto szybciej i wiecej wyda pieniedzy na ubrania dla siedmiolatka. Bardzo smutne... DZiewczyny - a teraz bede sie chwalic. Przeszlam wczoraj cos w rodzaju proby ogniowej. Wraz z niedawno otwartym wlosko -polskim stowarzyszeniem kulturalnym w Turynie, zorganizowalismy spotkanie z Elzbieta Moczarska - corka Kazimierza Moczarskiego - autora "Rozmow z katem". Ksiazka obublikowana zostala niedawno po raz pierwszy we Wloszech, a poniewaz Elzbieta jest moja serdeczna przyjaciolka i odwiedzala mnie akurat w Turynie, pomyslalam, ze moznaby przy okazji wypromowac tutaj te genialna, moim zdaniem, ksiazke. Wszystko szlo jak z platka, gdy okazalo sie, ze zaden z sensownych tlumaczy, ktorych znamy nie chce podjac sie tlumaczenia spotkania, z racji trudnej materii i specyficznego slownictwa. Stanelo na tym, ze nie tylko prowadzilam spotkanie wraz z konsulem, ale musialam je tez tlumaczyc symultanicznie na wloski... Bylam tak przerazona, ze... przed samym spotkaniem wypilam kieliszek zubrowki "na odwage" ;) I chyba mam zadatk ina alkoholika bo spotkanie wyszlo genialnie! Przyszlo na nie mase ludzi, zadawano fantastyczne pytania a dyskusja przeciagnela sie do 22.30! Sprzedalismy wszystkie egzemplarze ksiazki po wlosku i ...nie pamietam juz kiedy odczuwalam taka frajde i satysfakcje z "dobrze wykonanego zadania". Dzis dopiero napiecie schodzi ze mnie powoli, ale juz zaczelam planowac, z kim i o czym zorganizujemy nastepne takie spotkanie... ;):):)
-
No przyznaje, ze tez mialam taka watpliwosc... Ale pewnie jakies uzasadnienie sie znajdfzie - Elffik? Marj? Co o tym myslicie? Sporo rozmawialam ostation ze znajomymi majacymi dzieci starsze od naszych i zaczynam sie na serio niepokoic... Wciaz slysze od wszystkich, ze problemy zwiazane z malymi dziecmi - glownie brak snu, kryzysy 2 i 6 latkow, etc. to "maly pikus" w porownaniu z tym co czeka nas za kilka lat. Nikt nie mowi mi nic konkretnego, wszyscy kiwaja tylko glowami i rzucaja zdania w stylu "co ci bede mowic" albo " co cie bede straszyc i tak sama za kilka lat zobaczysz". Nie wiem, czy powinnam juz zaczac sie bac?? No ale jesli tak, to czego??? Jedynie moja tutejsza polska przyjaciolka wytlumaczyla mi rzecz nieco lepiej. Dala mi po prostu do przeczytania "Samotnosc cyfr pierwszych" - kto nie czytal, polecam i przypomniala, ze ksiazka opisuje bardzo wirnie atmosfere panujaca w szkolach srednich w Turynie i wszystkich wiekszych miastach Wloskich. Tak przynajmniej twierdza dzieci Basi, a ma ich piecioro (chodzili do roznych szkol tutaj) wiec chyba wie co mowi... Dzieci Baski sa kapitalne. Madre, fajne, rodzinne, najzupelniej normalne i bardzo samodzielne. No ale Baska chowala je nie w samym Turynie ale na wsi pod Turynem. W olbrzymim domu stojacym w parku, ktory sam w sobie stanowi oaze i przyciaga zawsze mase fajnych ludzi. Dom byl zawsze atrakcja dla wszystkich i sciagali i sciagaja do niego przyjaciele, krewni, znajomi i nieznajomi ze wszystkich stron. W takiej atmosferze nie sposob chyba wyrosnac na kogos niefajnego. Majac taki dom i rodzine nie trzeba koniecznie szukac oparcia w kolegach szkolnych. Ale ile dzieci ma takie szczescie? Jesli tutejszy swiat nastolatkow naprawde wyglada tak, jak to opisal autor Samotnosci, to obawiam sie, ze naprawde nielatwo jest byc w tych czasach nastolatkiem... Powiedzcie mi prosze, czy czytalyscie te ksiazke, co o niej myslicie i czy (pytanie skierowane zwlaszcza do Elffika, Marj i Logosm jesli przypadkiem nas czyta) ten swiat naprawde stal sie az tak trudny i ponury???
-
Fisa - a ja bym strasznie chciala byc taka proekologiczna, ale nie jestem... Oddaje bez zadnych skrupulow to czego juz nie nosze bo przytylam czy schudlam i to, co kupilam pod wplywem impulsu, ale czego nie nosze z jakiegokolwiek powodu. Mam wrazenie, ze ubrania powinny "pracowac", byc noszone, a nie lezec w szafie. Wyjatkiem sa tu stare rzeczy "z dusza". Ubrania "pamiatki", ciuchy nawet znoszone ale o fajnym kroju czy kolorze, z dobrego materialu. Mam tez sporo oryginalnych ciuchow pochodzacych z second handow. Z tymi wszystkimi rzeczami nie rozstane sie, bo chcialabym by odkryla je kiedys na nowo Ania albo narzeczone Franka i Jaska ;) Sama pamietam wyprawy, ktore robilysmy z siostra na strych. W starej szafie, wisialy tam stare ubrania naszej mamy i kilka sukienek "po babci". Nic specjalnego, bo czasy byly jakie byly, ale dla nas (lata 80-te) i tak byly to prawdziwe skarby! Pamietam przerabianie, przefarbowywanie, szycie nowych ciuchow z materialu "z odzysku". Mam nadzieje, ze moje dzieci nie beda robily tego samego z koniecznosci, ale moze takie szperanie i przebieranki "na mloda mame" tez sprawia im kiedys radosc! :) W czasach gdy zarabialam naprawde dobrze ale nie mialam czasu "na zycie" cierpialam na manie zakupowa. Wybieralam sie z kolezanka do jedynego centrum handlowego w Warszawie czynnego do 22.00 (teraz jest ich chyba z tysiac ;)) i wydawalam polowe pensji. Kupowalam oczywiscie...kolejne garnitury do pracy ;):):) Wspominam to ze zgroza. Teraz jest inaczej, bo wydaje pieniadze glownie na ubrania dla dzieci. Uwielbiam to robic i chwala bogu, ze nie mam ani za duzo czasu ani pieniedzy. Mam natomiast ulubiony sklep,ktorego wlasciciel jest naszym klientem i u ktorego robie zakupy z takim rabatem, ze czasem wstyd mi kiedy place w kasie. Dla siebie natomiast odkrylam ostatnio swiat straganow z markowymi ciuchami na targu :) Znalazlam pana, ktory wyciagnal dla mnie kolekcje ciuchow (na wysokie i szczuple), ktore wisialy u niego w magazynie od paru lat. Ciuchy sa zakurzone jak nieszczescie, ale na ogol w doskonalym stanie, nowe, z oryginalnymi metkami i takich marek, ze w zyciu nie weszlabym do sklepow, w ktorych kiedys wisialy. Przyklad - moj ostatni zakup - sukienka Versace - prosta, elegancka, wspaniale wykonczona i genialnie lezaca. Cena ...20 Euro!!!! Cena oryginalna 320 Euro. Przewisiala w magazynie 6-7 lat, ale poniewaz nie ma na niej ani pol cekina, blyszczacej naszywki ani dekoltu do pepka, zadna Wloszka nie zwrocila na nia uwagi ;););) Od kiedy odkrylam moj ulubiony stragan, nie kupuje wlaciwie w normalnych sklepach, bo rozbieznosc pomiedzy wartoscia realna a tym po ile sprzedaje sie ubrania wydaje mi sie nieprzyzwoita...
-
Radykalne czystki to moja pasja ;) Zawsze tak mialam, ale nasililo mi sie jeszcze odkad poznalam mojego Meza :) Wciaz tylko przegladam, segreguje i oddaje na prawo i lewo :P Nie znosze wyrzucac, wiec ciagle szukam komu by wtrynic to i owo ;) Jednego tylko nie rozumiem - ja wciaz oddaje a w szafach i na polkach miejsca nie ubywa. Dlaczego??????? ;)
-
Wracajac jeszcze do pytania (chyba Shalli) o to jak Franio podszedl do operacji: Poniewaz sami dowiedzielismy sie o mozliwosci zoperowania go teraz w Turynie na dwa dni wczesniej, postanowilismy odczekac z rozmowa do "przedostatniej" chwili. Franio wiedzial od stycznia, ze ma byc operowany i ...od kilku miesiecy przygotowywal juz bombe (butelke wypelniona woda, gwozdziami, patykami i jakimis smieciami) na jak to okreslil "Dottore malvagio" czyli "Zlego doktora", ktory zlecil te operacje... Odgrazal sie, ze podrzuci te bombe doktorowi do gabinetu i wymyslalismy nawet rozne scenariusze tego jak doktor na nia zareaguje. W sumie rozmowy na ten temat trwaly wiec od dawna i mialy charakter nieco zartobliwy (zeby oswoic i oddramatyzowac sam zabieg) ale sama informacja o tym, ze operacja jest tuz tuz, dotarla do niego na dzien wczesniej. Niestety, wbrew mojej wyraznej prosbie, moja tesciowa zdecydowala wyjasniac to Franiowi sama i po swojemu. To co ja zamierzalam przyrownac do wizyty u dentysty, zostalo przez nia przedstawione jako "cos strasznego, ale nie tak bardzo jak to, co ona sama musiala przezyc w dziecinstwie"... Grrrr. W efekcie Franek przerazil sie na tyle, ze nie chcial nawet poddac sie badaniu ogolnemu na dzien przed operacja. Sytuacje rozladowali lekarze (kapitalna mloda Pani urolog i druga - bardzo sympatyczna Pani anestezjolog), ktorzy najwyrazniej nie po raz pierwszy stawiali czolo takim lekom i potrafili uspokoic Frania na tyle, ze dopuscil do siebie mysl o operacji na spokojnie. W dniu samego zabiegu natomiast stawilismy sie w szpitalu bardzo wczesnei rano i, natychmiast po przydzieleniu nam pokoju, do akcji wkroczyla animatorka-wolontariuszka (Pani okolo 60 letnia, emerytowana nauczycielka), ktora swoim przebraniem (nos klauna, za duze ubranie, etc) i gigantyczna ksiazka - komiksem na temat operacji (ksiazka byla produkcji wlasnej, wymiarow ok. 1x1,5m) odwrocila uwage Frania od operacji a potem, na spokojnie i w zartobliwej formie opowiedziala mu co bedzie sie z nim dzialo krok po kroku przez nastepnych pare godzin. Bardzo fajne blo to, ze przyniosla ze soba zarowno igly i butle od flebo, by pokazac, ze igla jest w istocie miekka rurka plastikowa, ktora w zetknieciu ze skora bardziej laskocze niz wywoluje bol. Byla w tym wszystkim tak zyczliwa, konkretyna, zabawna i sympatyczna, ze Franek na prawde pozbyl sie wlasciwie resztek strachu. Reakcja Frania po operacji to juz wlasciwie "maly piskus". Jak wszystkie dzieci nie najlepiej znosil koniecznosc pozostawienia weflonu w zyle przez kilka godzin, ale generalnie zachowywal sie bardzo dzielnie. Byl dumny ze swojej odwagi i nie chcial nawet przyjac srodkow przeciwbolowych. Pani animatorka wrocila do nas po operacji by wreczyc mu specjalny dyplom za odwage podpisany przez lekarza, ktory go operowal. Podsumowujac - bylo to jak dotad niewatpliwie jedno z najbardziej zaskakujacych i pozytywnych moich zetkniec z Wloska sluzba zdrowia :)