Kuk
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Kuk
-
Zdjecia Myshy namieszaly na forum oj namieszaly... :):):) Karenko - to kapitalne. Obserwujesz swoje dziecko uwaznie, wyciagasz wnioski, dostosowujesz swoje zachowanie do nich i ... osiagasz takie piekne rezultaty! Wlasnie takie zachowanie nalezy propagowac wsrod matek!! U nas ostatnio ciezkawo ze spaniem - JAsiek wypuszcza na Swiat kly a Ania budzi sie czesto z powodu zatkanego nosa i sama nie wiem juz co o tym myslec - wypralam wszystko co bylo do wyprania, zmienilam poduszki i materace na nowe, doczyscilam wszystkie katy dzieciecego pokoju i wypucowalam zabawki, a ona wciaz ma ten problem, ktory zdaje sie powracac tylko w nocy! Do tego doszly ostatnio problemy z popuszczaniem siusiu do lozka. Moze to jakies stresy przedszkolne, ale jakie?? W rozmowach nic takiego nie wychodzi. macie jakies pomysly? Shalla - ja mam ostatnio tak napiete plany zajec, ze jakis nieduzy koniec swiata byc moze bylby mi nawet na reke. A kto oglosil to przyspieszenie?? Psikulcu - dopiero dzisiaj zauwazylam Twojego maila sprzed dwoch tygodni, gdzie pytasz dlaczego podroze z Jasiem to koszmar. Przepraszam - coraz czesciej mam takie wpadki... Ostatnio jest chyba nieco lepiej, ale przedtem Jasiek bardzo kiepsko znosil podroze samochodem. Nie wymiotuje i chyba nie ma sensacji zwiazanych z choroba lokomotyzacyjna ale po prostu... trudno jest mu tak dlugo usiedziec na miejscu. Jest grzeczny przez pierwsze pol godziny, zdrzemnie sie jesli chce mu sie spac, a potem zaczyna go nosic i trzeba robic przerwe ;) W przeciwnym razie zaczyna bic i szczypac siedzaca obok Anie, placze i wije sie na siedzonku tak dlugo az uda mu sie w koncu wyswobodzic z pasow... Do tego dochodzi jeszcze problem odparzonej pupy - Jaskowa skora jest wyjatkowo delikatna i dluzsze posiedzenia bardzo czesto koncza sie w jego przypadku pieluszkowym zapaleniem skory. Wlasnie zastanawiamy sie jak zaplanowac dluzsza podroz w czerwcu. Jedna z opcji jest wynajem campera (rozwiazanie, ktore z Jaskiem na pewno bardzo ulatwiloby sprawe). Podroz samochodowa bedzie natomiast musiala zostac podzielona na cztery krotsze odcinki, Mysh, ty jako specjalistka od dluszych wypraw samochodowych wiesz o czym mowie, prawda? :):):) ;)
-
Boze, Shalla, Karenko - czytam o tych Waszych maluchach i...tylko ciesze sie, ze moje sa juz nieco podrosniete! :) Czuje wyraznie, ze nie przetrwalabym juz czwartej ciazy , pologu i nieprzespanych miesiecy. Od dwoch tygodni Jasiek sypia znowu bardzo zle - wychodza mu kly i jedyne co moge zrobic by umozliwic jemu i nam przespanie choc czesci nocy to nafaszerowac go nurofenem przed snem... Zadne zele, mrozone gryzaki i homeopatia nie pomagaja. Jest naprawde strasznie biedny i spedzam z nim noce w ranionach, ogladajac Barbapape i kolyszac go tak, by usnal choc na pare minut. I wiecie co? Kiedys jakos funkcjonowalam pomimo niedospania. Teraz doslownie slaniam sie na nogach. Dlatego Karenko - bardzo ciesze sie, ze Mala tak ladnie spi! Tak trzymac!:):):) I miejmy nadzieje, ze Max tez nauczy sie tej sztuki szybko. Czekam niecierpliwie na zdjecia :)))) JA tez ogladam wasze zdjecia zawsze wielokrotnie a najladniejsze zachowuje w swoim Kukowym follderze. Wszystkich niestety nasz serwer by ni wytrzymal ;) Fisa, Shalla - slabo robi mi sie od sluchania o tych barbarzynstwach wspolczesnej "cywilizacji"... Nie pozostaje chyba jednak nic innego jak zapisac sie do "Zielonych" lub przynajmniej "robic swoje". Sama zgrzytajac zebami przeczytalam dzis rano list z administracji domu, w ktorym administrator komunikuje nam, ze nasze kondominium ukarane zostalo mandatem za wielokrotne naruszenia regulaminu dot. segregacji odpadow. Co z tego, ze spedzam codziennie 10 minut na skrupulatnym odrywaniu karteczek od plastikowych butelek, wyrywaniu kazdego kawaleczka folii z pudelek kartonowych, etc... jesli moje starannie segregowane smieci trafiaja do jednego kosza z tymi kompletnei niesegregowanymi - wyrucanymi przez niektorych moich sasiadow, Co robic? Montowac kamery i szukac winnych? Kochane - bardzo milo brzmia te slowa o moich zdolnosciach przyciagania milych ludzi, ale dzis wlasnie mam wrazenie jak gdyby ktos rzucil na mnie klatwe... Spedzilam cztery biite godziny usilujac zlozyc podania o paszporty dla naszych dzieci i ...nie udalo mi sie. Opis tego co wydarzylo mi sie od rano zajalby dwadziescia stron, wiec raczej go Wam daruje. Ewidentnie bylam dzis chodzacym przykladem na dzialanie prawa Murphiego w praktyce... Przytocze tylko kilka z dzisiejszych kwiatkow - strajk komunikacji miejskiej, zamach hackerow na system informatyczny uzywany do wydawania paszportow we Wloszech, awaria pieciu z szesciu bankomatow, w ktorych probowalam wyplacic pieniadze (piaty nie rozpoznal mojej karty), wyczerpanie blankietow niezbednych do dokonania przelewu na poczcie, awaria czytnika kart bankomatowych na tej samej poczcie i... klopoty ze zrobieniem kserokopii naszych dokumentow, gdyz Pani prowadzaca punkt ksero najechana zostala w trakcie kserowania przez kompletnie surrealnego staruszka na wozku inwalidzkiem. Staruszek wparowal do punktu ksero i zaczal dame obrzucac wscieklymi inwektywami i...regularnymi klatwami, bo poprosila by poczekal sekundke az skonczy. Pani (Wloszka z poludnia) przestraszyla sie tak bardzo, ze odmowila dokonczenia pracy i zamknela ksero twierdzac, ze ona w klatwy wierzy i woli natychmiast wrocic do domu by sie pomodlic... I jak Wam si podoba? Przyznaje, ze moj system nerwowy ulegl dzis powaznemu zalamaniu. Dodam, ze podejmujac desperacka probe zalatwienia wyzej wspomnianych paszportow zmuszona bylam krazyc po miescie taksowka kosztujaca mnie w sumie 35 Euro... Koncze i ide pomodlic sie do do Sw. Antoniego by zdjal ze mnie to cos, co ewidentnie wisi mi nad glowa ;););):P
-
I znowu dyzur... Dziewczyny, zlitujcie sie i napiszcie cos ciekawego. Kaffe jest moja odskocznia od rzeczywistosci. Kiedy uda mi sie zrobic cos sensownego w pracy i uwazam, ze zasluzylam na chwile relaksu, zagladam na Kaffe. I kiedy po raz n-ty widze tam moj ostatni wpis robi mi sie smutno... Bylam dzis na drugiej juz lekcji rosyjskiego i musze powiedziec, ze jestem coraz bardziej zadowolona ze swojej decyzji. Zupelnie inaczej uczy sie jakiegos jezyka od zera a zupelnie inaczej odswierza pamiec :) Bawie sie doskonale, relaksuje a przy tym wyniki sa wiecej niz zadowalajace. Mam tez bardzo sympatyczna nauczycielke. Moskwiczanke, ok. 50-letnia. Bardzo elegancka, kulturalna Pani obdarzona ogromnym poczuciu homuru. W czasie lekcji zagadujemy sie tak, ze zapominam, ze nie jestesmy w kawiarni ;)) Tuz przede mna ma lekcje z grupka trzech, na oko 70- letnich gentelmenow. Jeden z nich jest emerytowanym adwokatem, drugi inzycnierem a trzeci farmaceuta. Przyjaznia sie od czasow dziecinstwa, ale zycie spedzili podrozujac i pracujac za granica. Jeden z nich spedzil kilka lat w Azerbejdzanie a potem na Bialorusi i namowil starych przyjaciol na lekcje rosyjskiego. Dwaj z nich ucza sie juz u mojej Pani Profesor od 6 lat a trzeci od roku. Podobno mowia juz calkiem dobrze i lekcje sa dla nich wlasciwie wylacznie pretekstem do toczenia dlugich dyskusji na tematy wszelkie. Osobiscie podejrzewam, ze gdyby nie urok osobisty i uroda naszej Pani Prof. Panowie pewnie dawno przeniesliby sie do kawiarni, no ale moze sie myle ;)
-
Shalla - zmiluj sie!!!!! Gdzie te zdjecia??? Ech - pamietam mnostwo podobnych histroii z dziecinstwa - mieszkalismy w srodku rezerwatu sojek i w naszym ogrodzie roilo sie od ptasich gniazd, z ktorych wciaz cos wypadalo... Zwykle udawalo sie jakos pomoc, ale nie zawsze. A tak a propos - wczoraj bylismy u moich tesciow i tuz przed odjazdem moja tesciowa przyleciala do dzieci, siedzacych juz w samochodzie z malym szpakiem w rekach... Zgroza ogarnela mnie na mysl, czym pachniec bedzie to male szpacze i jak potraktuja ten zapach jego rodzice zwazywszy, ze moja tesciowa wylewa na siebie litr silnych perfum dziennie... Ona nie tylko wyjela malego z gniazda ale tez wyniosla go z ogrodu na ok.10 minut... Rece opadaja...
-
Kochane! I jak po Swietach? My juz po powrocie z Polski - bylo pieknie... Pogoda jak drut, dzieci wniebowziete i latajace w krotkich spodenkach i rekawkach, rodzina i przyjaciele dookola. Jak mi sie nie chcialo wracac... Zwlaszcza, ze na Malpensie przywital nas deszcz i zawierucha! Nawet moj sceptyczny zwykle maz zacza przebakiwac cos o tym, ze trzebaby poszukac jakiegos domu do kupienia w Polsce... Smieje sie, bo u niego zawsze tak - jak widzi jakies piekne miejsce zaczyna mowic o kupnie domu. Nie wiem za co, ale juz sam zamiar mus ei chwali ;) U nad w domu nie szukalo sie jajek czekoladowych i w ogole, skojarzenie czekolady z Wielkanoca to dla mnie nowosc :) U nas malowalo sie pisanki i oczywiscie "swiecilo swieconke". I na ty, oraz na lanym poniedzialku polegal caly urok tych swiat :) Fisa - to przepiekne, ze zostala ci ta rosyjska korespondencyjna znajomosc! Ja niestety potracilam takie kontakty a wlasciwie ...kontakt. Mialam tylko jednego korespondencyjnego przyjaciela w Niemczech wschodnich... Nie wiem nawet do konca jak my korespondowalismy bo ani on po polsku ani ja po niemiecku... ;) Chyba po rosyjsku? Ciekawe czy gdyby poszperac, znalazlyby sie jeszcze jakies jego listy...? Tak czy siak - pomyslalam sobie wlasnie to co napisalas - szkoda zaprzepascic te wszystkie lata nauki jezyka obcego!!! Bylam dzis na pierwszej lekcji rosyjskiego i musze powiedziec, ze jestem dosc pozytywnie zaskoczona - wciaz potrafie dosc plynnie czytac i rozumiem prawie wszystko (przynajmniej slownictwo z pierwszych dwoch lekcji w podreczniku. ;):P:P) Trzymajcie kciuki, zeby zapal mi nie splonal! Myshko - przygody z samochodem nie komentuje - moge tylko napisac, ze rozumiem jak nikt ;) Karenko - czy juz lepiej??? Wiesz, pomyslalam, ze ja takze milkne na forum zawsze wyedy gdy mam klopoty, ale to przeciez blad - mam wrazenie, ze gdzie jak gdzie, ale tu zawsze uslyszy sie dobre slowo i poczuje wsparcie... Pisz!!!! Shalla - z wypiekami na twarzy czekam na zdjeciowa relacje z odsloniecia mozaiki! :):):):) Sciska Was mocno! Kuk
-
Fisa - ja chyba jednak zbyt koloryzuje w swoje wpisy!!! ;) Naprawde pisalam, ze zostalam ipresario cyrku???????? Jakiego cyrku????? Nic nie pamietam. A moze chodzi o teatr anglojezyczny? Ale tu nie jestem zadnym impresario - choc chcialabym bardzo... Udalomi sie tylko pomoc w nawiazaniu fajnych kontaktow pomiedzy dwoma istniejacymi teatrami. No ale moze kiedys. Mam wrazenie, ze jedyny prawdziwy dar jaki mam to kojarzenie, laczenie ze soba ludzi i spraw.. ;) Naprawde lubie to robic, bawi mnie to i dobrze wychodzi. Karenko - to juz wiem jaki masz aparat... ;) My tez z naszym Nikonem bylismy w tym centrum. Jesli moge jakos pomoc to pisz... Nie zwrocilam uwagi na to, ze Jasiek ma na zdjeciu ciemna cere - to chyba efekt sztucznego swiatla bo sala usytuowana jest w...podziemiach kosciola greckokatolickiego ;) Zdjecie nie oddaje specjalnie nastroju imprezy, bo w szale zabawy zapomnielismy o zdjeciach i zaczelismy je robic kiedy wiekszosc uczestnikow poszla juz do domow... :p Mam straszne wyrzuty sumienia - wiem, ze nie wyslalam Wam zadnych zdjec od roku ale mam z tym straszny zgryz - nie moge dojs do ladu z nowym komputerem, moj maz odmawia wspolpracy (moi zdaniem sam nie wie co i jak) i jedyne zdjecia jaki moglabym Wam przeslac - co chyba zaraz zrobie to te pstrykane telefonem... A teraz napisze Wam cos w sekrecie. Tylko prosze sie nie smiac... Dzis rano zapisalam sie na... kurs rosyjskiego ;) Rosyjski chodzil za mna juz od kilku lat (mowilam nim niezle w szkole podstawowej, bo mielismy genialna rusycystke), a potem wszystko "priepalo"... W czasie ostatniej rozmowy z moim szefem doszlismy do wniosku, ze dobrze byloby przemianowac moj Polish Desk na East-European Desk i stad... Zaczynam w przyszly czwartek! Ciesze sie jak glupia, choc dzis w czasie rozmowy z nauczycielka wpadlam w oleka panike kiedy okazalo sie, ze nie jestem z siebie w stanie wydusic slowa pomimo, ze rozumiem praktycznie wszystko. Moj maz stwierdzil, ze upadlam na glowe. Pewnie cos w tym jest, ale i tak sie ciesze. Mam tylko z glowy dwa lunche tygodniowo ;)
-
A ja wszystkie czynnosci domowe wykonuje w ciszy i spokoju. Dzieje sie tak dlatego, ze wykonuje je zwykle po godzinie 23.00 kiedy ostatnie z moich dzieci usypia... A teraz bedzie ciekawostka. Pamietacie jak pisalam Wam, ze mamy w naszym domu cztery rodziny z malymi dziecmi? Minelo troche czasu i mamy juz piec rodzin i lacznie ... 9 dzieci w wieku od 20 miesiecy do 6 lat (Jasiek jest w tym gronie najmlodszy a Franio najstarszy). Poniewaz nasze grono wciaz sie rozrasta i ciezko nam goscic sie wszystkim w domach, wyszlysmy z innymi mamami "na ulice" i zorganizowalysmy nieformalne stowarzyszenie pod nazwa "Mammedeigiardinicavou" czyli "Mamyzparkucavour" -tj. parku pod naszym domem. Inicjatywa pomyslana byla jako dosc kameralna, ale zainteresowanie lokalnych mam przerozlo nasze najsmielsze wyobrazenia! Pierwsza impreza - bal przebierancow przyciagnela 50 zainteresowanych (tj. 50 dzieci plus ich rodzicow). Kolejna okazala sie rownie liczna. Wylonilysmy ze swojego grona cztery mamy, ktore wziely na siebie glowny ciezar "administracji" przedsiewziecia i po ostatniej imprezie nasza inicjatywa trafila na lamy... La Stampy! (cos w rodzaju wloskiej Gazety Wyborczej). Przesle Wam na maila kopie artykulu ze zdjeciem, na ktorym (przy zastosowaniu mikroskopu elektronowego widac takzer mnie z Jaskiem na kolanach). Pisze o tym po pierwsze dlatego, ze cieszy mnie niezwykle powodzenie tego przedsiewziecia a po drugie dlatego, ze uwazam za znak naszych czasow to, ze ludziom tak bardzo spodobala sie idea powrotu do czasu "wspolnoty podworkowej". Wprawdzie na nasza lista kontaktowa wpisaly sie osoby z roznych czesci miasta, ale jednak 90% z nich to rodzice znajacy sie z parku czyli "podworka" wlasnie :) Czy to nie fajne? NAstepna inicjatywa mamzparkucavour to piknik podczas ktorego dzieci i dorosli wymieniac beda sie przeczytanymi juz ksiazkami. Napisze Wam jak poszlo!
-
Mysh! Czyszcze, czyszcze :):) Wloskie dzieci nie sa takie jak francuskie. Wloskie dzieci krzycza. Krzycza jak opetane, od rana do wieczora. Znacznie bardziej niz polskie... Tu krzyk jest niestety norma - rowniez wsrod doroslych :( Wystarczy obejrzec jakakolwiek debate, na dowolny temat w telewizji wloskiej. Sceny, jakie rozgrywaja sie w parlamencie albo podczas najpowazniejszych dysput politycznych w programach pubicystycznych, przyprawialy mnie przez pierwsze miesiace pobytu tutaj o szczere zdumienie. Wciaz pytalam meza, czy nikt w domu i szkole nie uczyl tych ludzi, ze nieladnie jest przerywac rozmowcy lub mowic rownolegle do niego. Tutaj przewrzaskiwanie sie, wygrazanie piescia, i wychodzenie ze studia jest na porzadku dziennym. Powaznie. A ze przyklad idzie z gory, czego spodziewac sie po dzieciach? Na szczescie istnieja tez ludzie normalni, w tym niektorzy rodzice;) Fantastycznie wychowane zdaja mi sie dzieci mojej przyjaciolki Meksykanki i drugiej przyjaciolki Hiszpanki. W wiekszosci normalne sa dzieci naszych sasiadow. Co do moich... zalezy, jak dawno nie widzialy swojej babci a mojej tesciowej, dla ktorej "radosny" krzyk jest jedynym sposobem porozumiewania sie z dziecmi... :p Wlasnie ze wzgledu na ten powszechny obyczaj krzyczenia, ciesze sie bardzo, ze Franek trafil do klasy swojej wychowawczyni. Jest ona niezmiernie spokojna i pogodna osoba, ktora nigdy nie podnosi glosu. Franek jest w nia ewidentnie zapatrzony i ma wraznie, ze mam w niej ogromna sprzymierzenczynie w walce o cisze :):):)
-
Wiecie co - mialam wczoraj w domu na zaimprowizowanej kolacji osmioro dzieci i piecioro doroslych. I chcialam sie podzielic z Wami taka oto refleksja. Mam wrazenie, jakims cudem, ze ilosc balaganu produkowanego przez dzieci maleje wprost proporcjonalnie do ich ilosci! Pomimo, iz dzieci bawily sie jak oszalale biegajac po calym domu od 6 do 9 wieczor, po ich wyjsciu musialam jedynie pozbierac kilka zabawek zostawionych przez nich w ogrodzie. Wszystko poza tym zostalo posprzatane przez nich samych w ramach zabawy urzadzonej przez nas tuz przed wyjsciem. Dzieci bedac w wiekszej grupie zaczynaja automatycznie zachowywac sie tak jak w szkole. Np. bez szemrania przestrzegaja wszelkich regul! Wczoraj poprosilam ich, by wchodzac z ogrodka do domu zdejmowali buty i by zaimprowizowany przez nich koncert odbywal sie w domu a nie na dworze, gdzie halas moze komus przeszkadzac. Dzieci nie tylko usluchaly mnie bez problemow, ale tez pilnowaly sie miedzy soba! Jestem pod wrazeniem :):):) Czy macie moze podobne spostrzezenia?
-
To ostatnie zdanie brzmi bardzo znajomo ;)))) Shalla, Dzieki ogromne, ale... ja chyba nie chce skalniakow :). Ten moj ogrodek jest naprawde mini i kwadratowy. Tzn. calosc ma 60 m2 z czego ok 30 zajelismy na drewniany taras i donice wzdluz jednej ze scian. Ogrodek zamykaja: z dwoch stron sciany naszego domu z oknami i drzwiami wychodzacymi na niego, z trzeciej strony selpa sciana sasiedniego domu a z czwartej strony dwumetrowy mur oddzielajacy nas od sasiadki. Calosc jest wiec bardzo zamknieta i ograniczona, linearna w ksztalcie. Musze bardzo uwazac na to co sadze i wstawiam do ogrodka bo bardzo latwo uzyskac w nim wrazenie zagracenia. Mam dziwna pewnosc, ze jakiekolwiek nierownosci czy skalniaki wygladalyby w naszym malym i kwadratowym ogrodku bez sensu. Poza tym, pamietam, ze moja mama robila zawsze skalniaki w miejscach naslonecznionych, a slonca u nas jak na lekarstwo. To co naprawde fajnie wygladaloby u nas to...ogrod japonski :) Zielen w postaci kloniku japonskiego (ktory jest juz czlkiem spory), troche traw i duzo ladnych kamykow. Do tego szmrzaca woda w postaci nieduzego strumyczka i mini sadzawki. Widzialam takie cudo ptrzy wejsciu do Muzeum Sztuki Orientalnej w Turynie i jestem w nim zakochana. Jest jednak jedno ale - dzieci! :) :D Taki ogrodek nie nadaje sie kompletnie dla rodziny z dziecmi ;) Przynajmniej nie moimi :) Musi byc utrzymany w perfekcyjnym porzadku, zeby byc ladny. Poza tym mam mala obsesja na punkcie topienia sie dzieci, nie zainstaluje sobie sadzawki przynajmniej do czasu kiedy JAsiek pojdzie do pierwszej klasy... No ale w sumie to co mam jest juz calkiem ladne i nei planuje na razie wiekszych zmian poza dosadzeniem sporej ilosci kwitnacych kolorowo kwiatow :)
-
Taaaa.... tyle, ze on wcale nie wyglada mi na astmatyka :P A panow od drenazu goscilam juz u siebie kilkakrotnie. Termin gwarancji minal bezpowrotnie i raczej niz nie da sie z tym zrobic... Na razie sprobuje podtrzymac przy zyciu mech latajac laty koniczyna. Potem zobaczymy...
-
Shalla walcz!!!! w Wloszech pewnie nic bys i tak nie wywalczyla, ale mam wrazenie, ze w Anglikach kolacze sie jednak jeszcze jakas iskierka obywatelska, ktora kaze im przepraszac za balagan i naprawiac to co sie naprawic daje... Trzymam kciuki, zeby z Maxem to jednak byl jakis drobiazg. A wracajac do ogrodu - dziewczyny, alez ja mam drenazzzz!!!!! Cholerny drenaz, ktory kosztowal mase pieniedzy i mial gwarantowac odplyw wody spod trawnika... Pod calym ogrodkiem (na dachu garazu) ustawiono, chyba nawet pod katem, rozmaite cudenka - nie widzilam jak to kladli, ale na rysukach bylo tego kilka warstw i wygladalo bardzo fachowo. Mam tez system automatycznego podlewania moich 30 m kwadratowych ogrodka (na wypadek wyjazdow wakacyjnych). System, ktory na codzien jest wylaczony, bo podlewajac recznie uwazam by przypadkiem nie polac rowniez mokrego non stop trawnika... Do tego wszystkiego mam tez sasiada, ktory trzy pietra nad nami, posadzil sobie w donicach wiszacych nad mja glowa jakas cholerna roslinke, ktora przez caly kwiecien gubi tysiace malych bialych kuleczek, a potem jesienia tony suchych lisci... Sasiad nie mieszka prawie w naszym domu i nie moge zdybac go w naturze, a na apele telefoniczne (ponawiane corocznie) uprzejmie odpowiada, ze cos z tym zrobi... KIEDY??? Koszmarne kuleczki sa naprawde wszechobecne. Wpadaja nam do jedzenie w czasie jedzenia a po nocy taras wyglada jak przysypany sniegiem... A iglaczki uwielbiam - bo kto by nie uwielbial :) U mnie jest tak malo miejsca, ze pozwolilam sobie na jeden tylko maly iglaczek, ktory plazac sie po ziemi przykrywa mi paskudna, zielona klape sterczaca na trawniku ;) Myshko - Shalla ma racje, jesli kluje, to chyba jednak nie modrzew... On tylko z nazwy nalezy do iglastych ;) Postanowilam, ze w tym roku zaryzykuje, i kupie sobie do ogrodu kilka peonii. Wszyscy mowia mi, ze sprawa jest beznadziejna, bo peonia potrzebuje slonca i swiatla a u mnie tego jak na lekarstwo, ale zaryzykuje. To samo mowiono mi o rozach, a dwie z nich rosna u mnie od lat i maja sie calkiem dobrze :) Uwielbiam peonie!!!!! Mam tak od malego. Podobno kiedys, raczkujac po ogrodku mojej babci wykosilam jej kilkadziesiat kwiatow... Zrywalam je z upodobaniem i ukladalam na kocyku. Mysle, ze rodzina mnie szkaluje, bo po pierwsze mam wrodzony szacunek do tego co rosnie, a po drugie peonie nie dadza sie chyba tak latwo obrywac raczkujacemu dziecku! No ale legenda pozostala :p.
-
Shalla, masz pewnie racje, tyle, ze ja tej dobrej ziemi i piachu nawiozlam juz tyle ile sie dalo! Nie jest to latwe, bo do mojego ogrodka mam dostep wylacznie przez mieszkanie... Nie wchodzi w gre ani dojazd ciezarowka ani nawet dzwig - budynek jest 6 pietrowy i musialabym sprowadzic zuraw gigant... Dwa lata temu rzucilam sie i zamowilam wywrotke piachu (pisalam Wam chyba jak smierdzial on kocimi siuskami:P). Dwoch panow, przez pol dnia wozilo piach taczkami przez cale kondominium i nasz dom... Efekt zerowy! A ile workow ziemi (ktora kosztuje tu jak zloto) wysypalam juz na ten trawnik wlasnymi rekami... Uhhhh... Wczoraj przyszla mi do glowy jeszcze jedna mysl - polowanie na dzdzwonice! W czasie wiosennych deszczy, pobliski park az roi sie od tych pozytecznych zwierzatek, ktore rowezysci i piesi rozdeptuja bez milosierdzia. Jak myslisz, gdybym pozbierala z dziecmi wiaderko tych zyjatek i zasiedlila nimi ogrodek... moze one bylyby w stanie zamienic moja gline w prochnice???? Czy ja aby nie postradalam zmyslow?
-
Shalla! No tym prosieciem rozbroilas mnie juz do konca :););)! Wczoraj, zaalarmowana telefonem z przedszkola, pobieglam po Anie, ktora, wedle relacji wychowawczyni umierala na cos w rodzaju ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego. Dopadlwszy Ani przekonalam sie, ze jeszcze nie umiera, ale faktycznie poplakuje i trzyma sie za brzuszek. Wciaz bardzo przejeta, donioslam moje dziecko do domu na rekach i zabralam sie za obmacywanie brzuszka. Wykluczywszy wyrostek i skret kiszek uspokoilam sie nieco, napoilam mala bakteriami mlecznymi i zabralam do czytania bajki. Nie minelo nawet 10 minut, a Ania zerwala sie z usmiechem na rowne nogi z okrzykiem - Mamo! Wyzdrowialam! Nie boli mne juz brzuszek! Lekarstwo pomoglo! :I W 10 minut pozniej Ania, ktora w przedszkolu odmowila jedzenia obiadu, wtrzachnela z apetytem potezna porcje ryzu i kurczaka... Do samego wieczora moje dziecko brykalo jak mloda kozka, a ja wciaz zadaje sobie pytanie - co to bylo? Wirus torpeda? kaprys czy moze mala akcja sabotazowa... ;):p Tak czy siak, wykorzystujac niespodziewany luksus popoludnia w domowych pieleszach, rzucilam sie na moj zapuszczony ogrodek i odgruzowalam co nieco roslinki. Cholerny mech trzyma sie jak zloto i nie bylby moze nawet taki zly, gdyby nie to, ze w pewnym miejscu ogrodka (minimalne zaglebienie) jest on az tak mokry, ze wystarczy postawic na nim noge, a czlowiek slizga sie jak na skorce od banana! Co wiecej, mech ma korzenie tak slabe, ze przy kazdym kroku wyrywa sie cale jego kepy, zostawiajac pod spodem sliska, mokra, rudawa ziemie... Zwariowac mozna. Dotad martwilam sie jak wytluc mech i wzmoocnic trawe. Teraz bede sie chyba martwic jak wzmocnic mech... Shalla - ty jedna mnie rozumiesz ;))) Moze powinnysmy sie przeniesc z tymi maniackimi wpisami na jakies forum ogrodnicze? ;);)
-
Shalla , a ja wlasnie poddalam sie mchowi na trawniku... Po zeszlorocznej akcji z wapnem wygladal na pokonany, ale wystarczyly dwa tygodnie jesiennych deszczy, bym odniosla wrazenie, ze wapno podzialalo na niego jak szczepionka! Udal nam sie pieknie mech w tym roku, oj udal... Trzeba z nim chyba jak z karaluchami - pokochac... :( Odkrylam tez dzis, ze nasze lezaki, pieknie poskladane i teoretycznie owiniete szczelnie folia, splesnialy kompletnie... :((( Szlak mnie trafia, bo kupilismy je w zeszlym roku nowe i naprawde dokladnie zapakowalismy. Byly pod dachem i dodatkowo przykryte brezentem. Wilgoc w naszym ogrodzie jest naprawde koszmarna. Az odechcialo mi sie zabierac za porzadkowanie ogrodka... Jedyne rozliny, ktore czuja sie tam naprawde dobrze, to poza mchem oczywiscie, trzciny (mam taka fajna syberyjska kwitnaca bialo) kalie i...niezapominajki! Zasadzilam je dwa lata temu, dosadzilam troszke w zeszlym roku i mam teraz piekny naroznik niezapominajkowy, ktory pewnie niedlugo zakwitnie! :))
-
Mysh - no wlasnie... lody! Ja zawsze lubilam lody, ale nie bylam secjalna maniaczka. Stalam sie nia dopiero tu! Turyn ma chyba najwieksza na swiecie ilosc genialnych lodziarni "artigianale" . I na tle ich wszystkich, dwa lata temu, otworzl swoja lodziarnie pewien mlody czlowiek - Alberto Marchetti. Lodziarnia znajduje sie o 50 m. od mojego domu i rzecz jasna natychmiast pobieglismy ja wyprobowac. To co poczulismy w ustach wtedy - smak, konsystencja, zapach lodow, jakie nam zaserwowal, przebijalo na glowe wszystko co jadlam do tej pory! Chowaly sie przy nim nawet lody marki Grom reklamujace sie jako "najlepsze lody na swiecie", ktore kilka lat wczesniej podbily rowniez Nowy Jork! JAk latwo przewidziec uzaleznilismy sie od lodow Alberto bardzo szybko, a ja na prawo i lewo reklamowalam je jako naprawde najlepsze lody, jesi nie na swiecie, to przynajmniej w Turynie! Wkrotce przed lodziarnia zaczely ustawiac sie dluuugie kolejki, ale dzieku bardzo sprawnej obsludze nie czeka sie tam nigdy dlugo. Nie macie pojecia jak bardzo ucieszylam sie, kiedy zeszlej jesieni zastalam drzwi lodziarni zamkniete, a na nich napis: Przepraszamy,ale lokal w dniu dzisiejszym jest zamkniety - pojechalismy do Milano odebrac nagrode dla NAJLEPSZYCH LODOW NA SWIECIE! I to byla prawda! Naprawde istnieje taka nagroda przyznawana na targach lodziarzy i moj ukochany Marchetti dostal ja najsluszniej na swiecie! Powiem Wam w ogromnej tajemnicy, ze lody z przygotowanych przez niego mieszanek bedzie mozna niebawem kupic w malej lodziarni w Londynie a jesli dobrze pojdzie, to zawedruja one takze do Warszawy (mamy juz chetnego na poprowadzenie lodziarni!) Maly rozek (odpowiednik najwiekszego sprzedawanego w Polsce) lodow u Alberto kosztuje 1 Euro. Ale to naprawde gogantyczna porcjai fantastyczna inwestycja :)
-
Shalla - listonosz pat mi sie przypomnial :):):) Nie boj sie tak bardzo Wloch - nasze opowiesci snujemy z KArenka z punktu widzenia tubylca. Turysta oglada Wlochy przez rozowe okulary :) Widzi glownie piekne widoki, a te pomimo dzikiej zabudowy wciaz sa piekne! Nie decyduj sie na zadne zorganizowane wycieczki!!! Blagam Cie! Raczej oddaj sie w nasze rece - zorganizujemy Ci pobyt dopiety na ostatni guzik ;)
-
A swoja droga, nie mialam bladego pojecia o tej praktyce przmusowego zalatwiania paszportu przez konsulat!! Wydaje mi sie to oczywiscie niekonstytucyjne i prawde powiedziawszy nie wierze, by byl taki przepis. Raczej wnetrzna instrukcja MSZ... Moja siostra mieszkajaca od 20 lat w Kanadzie zalatwiala kilka lat temu paszporty swoje i meza w Polsce. JA swoj i starszych dzieci zalatwialam w Mediolanie, ale - wstyd sie przyznac - tylko ze wzgledu na znajomosci, dzieki ktorym szybciej mi to poszlo. Mialam nawet plan by paszport dla Jaska zalatwic w Polsce. A tak a propos' - Myszko, polskie paszporty moich dzieci (Ania miala w chwili ich wyrabiania pol roku a Franek cztery lata) zostaly mi wydane na 5 lat. Paszporty wloskie, o ktore chyba teraz wystapie, by nie bawic sie w coroczne odnawianie tych tanszych dokumentow, wydaje sie: na 5 lat dla dzieci, ktore ukonczyly 6 rok zycia i na 3 lata w przypadku mlodszych maluchow.
-
Hej! No to sobie narzekamy ;):P Zaciekawilo mnie to co Karenka powiedziala na temat polskich urzedow, bo ja akurat w ostatnich latach mialam do nich jakies wybitne szczescie... Wszystkie dokumenty potrzebne mi w ciazy z Frankiem (lacznie z zaswiadczeniem z NFZ) przemile Panie, ktore nie wiedzialy mnie nigdy na oczy, przesylaly mi do Wloch, korespondujac ze mna mailowo lub faksowo. Bardzo milo zakonczylam tez sprawy z ZUS-em i urzedem skarbowym w rodzimym miescie. Bez problemu wyrobilam duplikat prawa jazdy i nowy dowod osobisty. Podobnie bez problemow poszlo mi z zarejestrowaniem narodzin dzieci w Polsce. Pani Naczelnik USC byla tak mila, ze az plakac mi sie chcialo na mysl o tym, ze wyprowadzam sie z kraju w momencie, kiedy wszystko tak sie cywilizuje... Tak sobie mysle, ze chyba jednak w kwestii urzedniczej nie ma reguly - sa wylacznie ludzie - madrzejsi i glupsi, bardziej i mniej pomocni. Zaden kraj nie wygrywa. Ja narzekam na tutejszy urzad paszportowy (tzw. kwestura) ale za to mam bardzo mile wspomnienia z kilu ostatnich wizyt w tutejszym anagrafe (USC), na ktore prawie wszyscy psiocza... No nie ma madrych! :) Co zas do podejscia do dzieci, to podpisuje sie pod zdaniem Karenki obiema lapami - Wlosi bija tu naszych rodakow na glowe! Podobnie rzecz ma sie w podejsciu do ...psow. Z psem mozna tu wejsc prawie wszedzie i nikt zlego slowa nie powie na to, ze piesek usiadzie sobie kolo stolu czy napije wody z miseczki, ktora kelner na ogol przyniesie razem z menu... A tak w ogole, to wiosna za oknem wreszcie!!!!!!!!!!!!!!!!! :):):):) Ja jednak meteopatyczne zwierze jestem. Pogoda w Turynie, to jednak nie to samo co w Rzymie - tu jednak bywa slotno, blotnie i zimno. Ale za to jeste wiecej swiatla niz w Warszawie... Rzecza ktora w tym miescie lubie jednak najbardziej sa... kawiarnie i lodziarnie! Uwielbiam dobra kawe i cieszy mnie niezmiernie bogactwo i roznorodnosc bar, barkow, kawiarni, lodziarni i "czekoladziarni" , z ktorych Turyn slynie we Wloszech. Wstyd zrobilo mi sie ostatnio w Warszawie, kiedy to, wiedziona wspomnieniami zaprowadzilam znajomych z Turynu do Bliklego, poprzedzajac te wizyte dumnym wstepem na temat historii miejsca, rodziny Blikle, etc... Weszlam najpierw sama, by sprawdzic czy sa miejsca. Weszlam, spojrzalam na zawartosc gabloty i... czym predzej ucieklam, tlumaczac sie znajomym, ze tym razem mamy chyba pecha... Na widok tych kilku mizernych zeschnietych paczkow i jakiegos nieapetycznego ciastka z kremem skurczyl mi sie nie tylko zoladek ale i serce...
-
Wlasnie zastanowilam sie przez chwile nad przyczyna, dla ktorej certyfikat narodzin i obywatelstwa dziecka potrzebny do wyjazdu za granice nie moze byc starszy niz trzy miesiace... Moze chodzi o to, ze dziecku mogla sie w miedzy czasie zmienic data lub miejsce urodzenia? A moze zmienilo narodowosc?? Prawdopodobnie w "miedzyczasie" zmadrzalo, zlozylo obywatelstwo wloskie i zazadalo azylu politycznego w jakims jakims bardziej cywilizowanym kraju... Cholera, charakter psuje mi sie od obcowania z wloska admninistracja :(
-
Psikulcu - ja dwa razy probowalam przeslac paczke autobusem z Polski i przysieglam sobie, ze juz nigdy wiecej... Powiem tylko , ze za kazdym razem autobus spoznil sie o kilka godzin (raz nawet o prawie 10) a ja musialam czekac na przystanku, bo jesli mnie bedzie, to przeciez kierowca moze sobie pojechac z moja paczka - robi mi tylko uprzejmosc, nie jest kurierem! Telefonu komorkowego kierowcy raz mi odmowiono. Za drugim razem dostalam jego numer, ale ptzy kazdej probie kontaktu bylam tak mieszana z blotem i dezinformowana, ze ... vide poczatek wpisu. Ale faktycznie - pomysl z przesylka jest dobry. Trzeba by paczke nadac kurierem - (Karenko, podeslij mi prosze nazwe tego swojego - pamietam, ze byol bardzo fajny). Moze kiedy bede w Polsce na swieta uda mi sie to zorganizowac. Dzieki za podpowiedz!! Mleko sojowe zostalo nam odradzone przez dwoch pediatrow (w tym moja polska Pania doktor), jako, ze zdarza sie, ze i ono uczula! Dzis chce kupic znowu mleko ryzowe i sprobowac z nim a jakos niedlugo mlode kozki przejda juz chyba na pokarm staly i zaczne zamawiac swierze mleko kozie :) Karenko - jak ja Cie rozumiem!!! Moje dni bardzo czesto wygladaja podobnie :( Dzis np. musze jakos zmiescic w rozkladzie dnia wyprawe w sprawie dokumentow dzieci (pisalam Wam chyba, ze te ktore wyrobilam kilka miesiecy temu sa do wymianym bo inteligentny urzednik na dokumentach majacych wartosc paszportu poczynil zmiany wybielajac korektorem nasze nazwiska i nadpisujac na wierzchu nowe... Skora cieprnie mi na sama mysl o tym, ze znowu przyjdzie mi spedzic tydzien w urzedach na staniu w kolejkach i klotniach z kolejnymi malo rozgarnietymi gryzipiorkami...
-
Mysh - nie masz pojecia jak ja Wam zazdroszcze tych wycieczek w tygodniu!!!! Organicznie nie cierpie scisku, tlumu, tloku, krzyku... A to wszystko jest tutaj nieodlacznym elemantem wloskiego weekendu, o ile nie spedza sie go jakos nietypowo. No wiec my zwykle spedzamy weekendy nietypowo ;););) Jesli wybieramy sie na lono natury, to ladujemy z dala od miejsc zorganizowanych, parkow rozrywki, placow zabaw, etc. Jesli wybieramy sie do miasta, to zwykle nie ogladamy glownych atrakcji, lecz krazymy po pustych bocznych uliczkach, parkach, obrzezach... Wychodzi czasami zabawnie, bo niby bylismy w danym miescie, ale nie widzielismy jego glownych zabytkow, za to wszystkie mniejsze kosciolki i przedmiescia - jak najbardziej ;))) Podobnie ma sie sprawa z restauracjami. Moj maz ma do nich absolutnego "nosa". Potrafi przejsc kolo 10 knajpek pelnych ludzi calkiem obojetnie (podczas gdy mnie kiszki graja juz marsza i krzycza - gdziekolwiek, byle szybko!!!!) i nagle, zatrzymac sie jak wryty przed kompletnie pusta, obskurna jadlodajnia, stwierdzajac "Tu i tylko tu!!!" . Mozecie wierzyc albo nie, ale moj Maz nie myli sie w tych sprawach nigdy!!!! :):):) Miejsce zawsze okazuje sie genialne, jedzenie boskie, a wlasciciele ciekawi. Ja juz nawet nie probuje polemizowac czy przekonywac go... Jedyny problem to to, ze w swoich gustach jestesmy dosc odosobnieni. Nie zawsze latwo jest nam znalezc znajomych (zwlaszcza majacych dzieci), ktorzy preferowaliby taki sposob spedzania wolnego czasu... Fisa - naprawde??? Leczenie przednich zebow jest refinansowane a tylnych nie???? Przeciez to absurd?? To przeciez glownie ubytki w tylnych zebach maja wplyw na prawidlowe gryzienie pokarmu, a co za tym idzie, jego prawidlowe trawienie i ewentualne inne problemy zdrowotne... Ech logika! Taaak.... ceny mleka we Wloszech to istna granda. Wielokrotnie wybuchaly tu juz awantury w mediach o to, ale ich skutek jak dotad jest mizerny. Zastanawiam sie, czy rzeczywiscie jest tak, ze UK czy Francja sa w tej mierze lepiej zorganizowane. Pewnie tak, bo ciezko byc zorganizowanym gotrzej od Wlochow ;):P A z drugiej strony to ciekawe zagadnienie... Kwestie kosztow zwiazanych z utrzymaniem rodziny i dzieci zwlaszcza nazwijmy je "prorodzinnymi" sa przeciez klasycznym argumentem politycznym, dyskutowanym zawsze w okresie przedwyborczym. Umieszczaja je na swoich sztandarach zarowno ci z lewicy jak i ci z prawicy... Mowi sie o nich duzo i glosno, a potem wybory mijaja a ceny mleka pozostaja niezmienne... Napisalam wczoraj, ze u nas ze slodyczami w domu umiarkowanie, pochwalilam sie i ...wczoraj wieczorem zrobilismy (wlasciwie Franio zrobil) nalesniki i.... pol sloika nutelli poszlo jak strzelil! Na nasze usprawiedliwienei dodam, ze ta polowka sloika stala w lodowce od paru miesiecy, a w rozpuscie brali czynny udzial takze moj maz i nasza niania (ja jakos nie przepadam z nutella i zajadalam sie nalesnikami z powidlami sliwkowymi ;)) Nie przesadze, jelsli powiem, ze kazde z dzieci wcielo wczoraj (na deser po sutej kolacji) po trzy nalesniki z czekolada na glowe!!!
-
A mnie metoda z jedna kostka czekolady Myshy wydaje sie sluszna - moje dzieci zawsze najbardziej chca tego, co zakazane... ;) Ja od pewnego czasu wzielam sie na sposob i zamiast slodyczy racze je...calippo wlasnej roboty. Kupilam foremki, kupuje syropy w roznych smakach (takie normalne, z cukrem i prawdziwymi owocami) i robie im calippo, ktore uwielbiaja. Stwierdzilam, ze lepsze to niz cukierki i chyba w sumie zdrowsze. Moze sprobujecie? Poza tym, zawsze mam owoce - surowe i suszone i orzechy pod reka). W sumie slodycze nie sa jakims strasznym problemem u nas (o ile nie zjedzie babcia z torbami pelnymi najdziwniejszych cukierkow...) Podobnie robie z jogurtem - nie kupuje jogurtow dla dzieci (czuc je na kilometr chemia). Kupuje jogurt naturalny bio i dodaje do niego konfitury mojej mamy albo miod. Dzieciaki jedza i nie marudza. Jeszcze odpowiadajac w sprawie Franiowej operacji - nie wiem jeszcze jak to bedzie wygladac. Operacja bedzie najprawdopodobniej platna bo musimy trafic z terminem precyzyjnie w nasz urlop i chyba nawet nie bede probowala prosic o jej refundowanie we Wloszech - wiem juz z wlasnego doswiadcznia, ze ilosc dokumentow jakie musialabym przedlozyc i koszty z tym zwiazane (tlumaczenia, uwierzytlnania etc) doprowadzilaby mnie do szalu... Poptrzestane na satysfakcji, ze zrobie te operacje w bardzo dobrym szpitalu, 6-krotnie taniej niz we Wloszech...
-
Hej! Psikulcu, a nie moglabyc ponegocjowac z pracodawca i wziac jeszcze kilku tygodni urlopu lub zwolnienia ze wzgledu na te Olkowa rehabilitacje? To przeciez naprawde wazne, a poza tym, czy tobie nie przysluguja przypadkiem przerwy na karmienie???? To niewazne, ze nie karmisz piersia! Masz dziecko w tym wieku i nie musisz sie spowiadac pracodawcy z tego w jakiej formie dajesz mu jesc! Latte vacino znaczy po prostu mleko krowie. Klopot w tym, ze nie wiem dotad na jaki skladnik mleka krowiego Jasiek ma nietolerancje. Bylam u alergologa i dermatologa (wizyta z dwoma lekarkami naraz) specjalnie po to by ustalily co powoduje to nieszczesne rozwolnienie, bole brzucha i klopoty ze skora. Teoretycznie moze chodzic o cukier zawarty w mleku lub o bialko. Panie doktor obejrzaly go dokladnie, zrobily testy markerowe, wykluczyly alergie, potwierdzily nietolerancje, stwierdzily, ze prawdopodobnie minie ona z wiekiem i ... kompletnie olaly moja kilkukrotna prosbe o sprecyzowanie tego jakiego skladnika mleka dokladnie Jasiek nie toleruje. Przyznam, ze czulam sie po tej wizycie jak idiotka. Jak ktos, kto zadaje pytanie, ktore nie ma sensu i tylko dlatego nie uzyskuje odpowiedzi. To uczucie poglebilo sie jeszcze, kiedy nasza rejonowa pediatra zapytala mnie co dokladnie ma wpisac w certyfikat do zlobka Jaska. Cukier czy bialko? Na moja odpowiedz, ze nie wiem, pokrecila tylko glowa i wpisala, ze nietolerancje na obydwa alergeny. Sytuacja powtorzyla sie w szpitalu, kiedy to, przy wywiadzie, lekarka zapytala - a wiec nietolerancja na bialko czy cukier? Nie wiem - odpowiadam zgodnie z prawda - jak to nie wie Pani? Przeciez dziecko odbylo wizyte u alergologa. No wlasnie. I co, nie pytala Pani? Pytalam... I co ? Odpowiedz brzmiala mleko krowie... To samo napisano na protokole z badania. Myslalam, ze zapadne sie pod ziemie ze wstydu. Moj maz stwierdzil, ze to wszystko moja wina, ze jak zwykle czegos nie zrozumialam. W koncu, olsniona zaproponowalam, by Pani doktor zadzwonila po prostu do kolezanki (wizyta odbyla sie w tym samym szpitalu) i sama dopytala. I wiecie co? W czasie obchodu Pani doktor zblizyla sie do nas z dziwna mina i stwierdzila, ze po rozmowie z kolezanka jest rownie doinformowana jak ja... Kolezanka udzielila jej jakiejs metnej odpowiedzi, w ktorej jedynym pewnikiem byl fakt nietolerancji na mleko krowie... Zastanawiam sie, czy w Polsce cos takiego byloby do pomyslenia. Chyba jednak nie... Karenko - probowalam kiedys dawac Jaskowi AR, ale jego zapach byl taki, ze Jasiek nie chcial nawet wziac smoczka do buzi. Mysle, ze da sie je dawac tylko dzieciom, ktore nie poznaly jeszcze innych smakow i zapachow. Co do cen pieluch, to nie pamietam ich dokladnie, bo staram sie kupowac je hurtem w wielkich pakach z promocji, w specjalnym outlecie dzieciecym. Mala paczka pieluch w superparkecie pod domem potrafi kosztowac tu nawet 10 Euro... Taaaak. Dziecko w tym kraju to naprawde luksus :I KArenko, a jak nazywaja sie te kropelki, ktore pomogly Zosi na kolki? Nasza byla niania Agnieszka ma ten sam problem ze swoja Marta, ktora cierpi na straszne kolki i chrobiczne zatwardzenia i odchodzi juz od zmyslow, bo zdaniem ich pediatry nie ma nic zlego w fakcie, ze piecio miesieczne niemowle od miesiecy zalatwia sie wylacznie z pomoca lewatywy...
-
Hej Kochane! Odcinam sie gruba kreska od tematu chorob - nie moge juz i nie chce o tym rozmawiac, bo tak sie sklada, ze walkujemy to zagadnienie codziennie w domu od ladnych paru miesiecy. Zrobie tylko maly wyjatek i odpowiem na pytania w sprawie Franka i Jaska. Franka bedziemy operowac w Warszawie, w Centrum Zdrowia dziecka w sierpniu, chyba, ze jakims cudem dadza nam wczesniej termin w szpitalu w Aleksandrii. Jasiek ma sie juz prawie dobrze, ale jest na diecie bezmlecznej. A tak a propos - Karenko, a jekie mleko dajesz Zosi? JAsiek pija tylko mleko podawane przy leczeniu rozwolnienia - AL110. Koszt puszeczki starczajacej na 5 dni to 21 Euro ale inne mleka o podobnych wlasciwosciach maja tak obrzydliwy smak, ze JAs nie chce ich nawet wziac do ust... :I Probowalam juz wszystkiego - rozwolnienie, bole brzuszka i klopoty ze skora pojawiaja sie po wszystkich rodzajach mleka krowiego, po mleku kozim a ostatnio nawet po...mleku ryzowym i sojowym! Najdziwniejsze jest to, ze z testow alergologicznych wynika, ze JAs nie ma alergii a jedynie nietolerancje na latte vacino (jak to jest po polsku???). Jest nadzieja, ze minie mu to za jakis czas i stad kazano nam podawac mu male ilosci produktow zawierajacych latte vacino - np. parmezan. Wlasciwie moglaby, na jakis czas w ogole zrezygnowac z podawania mleka, zastepujac je herbatkami i jogurtem. Klopot w tym, ze moj syn to zmok mlekopij i domaga sie swojej porannej i wieczornej porcji mleka desperackim placzem.... Shalla, Karenka - wspolczuje serdecznie placzy nocnych i kolek. Wiem o czym mowicie i ciesze sie niezmiernie, ze mam to juz za soba. Faktycznie, gdy cos takiego przytrafia sie przy pierwszym dziecku, ochota na kolejne niemowle przechodzi jak reka odjal!!! Shalla, zastanawialam sie nad tym jedzeniem Nastki - Franek mial taki kilkuletni okres kompletnego niejadkostwa, ktory chyba szczesliwie minal. Jada ciagle malo, ale jednak regularnie i wystarczajaco - od czasu do czasu jada nawet z apetytem ;):p. Mysle, ze o ile NAstka nie ma zadnych klopotow ze zdrowiem (co chyba jednak nalezy czasem weryfikowac), to nie ma o czym mowic... Trzeba zdac sie na madrosc jej wlasnego organizmu i zrozumiec, ze tak a nie inaczej jest skonstruowana. A co do pojadania... byc moze tak naprawde Nastka zaspokaja swoje zapotrzebowanie na kalorie wlasnie pojadajac i tak naprawde jada wiecej niz sie wam wydaje? Znam ten problem, bo sama pochodze z domu, w ktorym jadlo sie na okraglo i bez wytyczonych godzin. W dziecinstwie uchodzilam za niejadka, ale jak przypomne sobie ile razy dziennie odbywalam pielgrzymki do lodowki czy wyjadalam slodycze z rozmaitych skrytek, to wcale sie sobie samej z dziecinstwa nie dziwie :) Odkad mieszkam we Wloszech (chyba pod wplywewm mojego meza) stalam sie absolutna anty-pojadaczka. Nie co do zasady, ale jakos tak z potrzeby serca. Dzieciaki maja pozwolenie na pojadanie owocow i orzechow caly dzien, ale nie odziedziczyly po mnie tendencji do myszkowania po lodowce ;) A Myshkowa metoda na kosteczke czekolady na zawolanie dala mi do myslenia - chyba sprobuje jej z Ania, ktora chetke na czekolade ma zawsze w porze przedkolacyjnej... U nas takze wiosna. Wreszcie!!!!!!!!! Wczoraj po raz pierwszy temperatura w dzien podskoczyla do 20' i sprawila, ze moje serce wreszcie zabilo normalniejszy rytmem. Z latami coraz bardziej czuje sie czescia natury - zamieram zima i odradzam sie wiosna, reaguje na pelnie, skoki cisnienia, deszcz i slonce. Czuje sie od natury kompletnie uzalezniona!