mama-smyka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Aga24 Pisałam o tym na poprzedniej stronie i tutaj wyżej w odpowiedzi na pytanie Markotki, pozwól, że zacytuję, by się nie powtarzać: \" Markotko, oczywiście że teraz nie zajdę w ciążę, bo kończę opakowanie, ale jest jakaś tam szansa, że w czasie, gdy je odstawię, czyli przez najbliższe 3-4 miesiące, zdarzy mi się owulacja a potem bobo. \" Bo, jak pisałam wcześniej, mam odstawić yasmine na 3 miesiące a ponieważ jeszcze nie planujemy dziecka, to mam po tej przerwie do jasmine wrócić. Basiu, dziękuję za namiary i szczegółowe wyjaśnienia. Zadzwonię w poniedziałek i pójdę chociaż raz, co mi szkodzi. I trzymam kciuki za Wasze powodzenie. :* Markotko, dokładnie to samo powiedział mi gin we wtorek, żebym już zaczęła brać folik, jeśli nie biorę, nawet jeśli te nasze starania zaczną się dopiero za rok. I zlecił badanie na przeciwciała różyczki, bo nigdy nie chorowałam, i ew. mam się zaszczepić (nie pytajcie, dlaczego nie zaszczepiłam się przed pierwsza ciążą, bo nawet nie chcę wchodzić na temat tamtego gin i jego zaniedbań). Powiedział, że badanie na toxo też nie zaszkodzi, ale ja już wiem, że mam całkowite 0. U mnie raczej marne są szanse, by po odstawieniu zajść tak \'normalnie\', na 95% najpierw laparo a po niej oczywiście już bez anty, tylko CLO i duphaston czy coś podobnego. Bez antyków jestem tak kompletnie rozregulowana, że tego jajnika trzeba by chyba prądem porazić, żeby się do pracy ruszył. ;) Zmykam dziś wcześniej spać, bo od jutra przez 8 weekendów mam szkolenia od 9 do 17... :/
-
Pierniczku, u mnie nie jest bardzo źle i wystarcza mi nospa, ew. dodatkowo Nurofen. O ile dobrze kojarzę, to lekarz może przepisać coś silniejszego, jeśli zapytasz, kojarzy mi się, że kiedyś mnie o to pytał, ale nie wzięłam, bo sobie jakoś radzę.
-
Pierniczku, chodzi właśnie o cykle naturalne, bez tabletek, dlatego mam je odstawić, by sprawdzić, czy w razie czego coś z tego będzie, czy będzie trzeba zadziałać czyms silniejszym. :) Dziś to samo powiedziała mi endo, gdy zapytałam o ew. starania. Markotko, oczywiście że teraz nie zajdę w ciążę, bo kończę opakowanie, ale jest jakaś tam szansa, że w czasie, gdy je odstawię, czyli przez najbliższe 3-4 miesiące, zdarzy mi się owulacja a potem bobo. :) Miałam tak na początku 2006 roku, ale wtedy poroniłam bardzo wcześnie, w 4 czy 5 tygodniu. Przy staraniach o pierwsze dziecko był podobny schemat, choć u innego lekarza. Anty aż do momentu, gdy powiedzieliśmy \"Od teraz chcemy się starać\". Po odstawieniu było laparo, bo mój jajnik (drugiego praktycznie nie ma) był tak zacystowany, że nie było szans na nic innego, potem stymulacja i kilka miesięcy starań. Nie wiem, być może to kretyństwo, ale u nas zakończyło się sukcesem. :) A yasmine dostałam z powodu tak obfitych krwawień, że uniemożliwiały normalne funkcjonowanie. Nie byłam w stanie nawet dojechać do pracy czy sklepu, bo największy ob Super Plus razem z podpaską po prostu pływały. :( 2,5 roku wcześniej, czyli zaraz po porodzie, brałam przez 2 czy 3 miesiące Cerazette, ale gin powiedział, że jeśli nie zależy mi na antykoncepcji, to nie ma powodów, bym je łykała. Przestałam. Przez te ponad 2 lata było kiepsko - skąpo albo obficie i cholernie nieregularnie. Potem nagle @ całkiem zanikła a ponieważ miałam zaplanowane badania w szpitalu, na które miałam stawić się dokładnie w 2. d.c., więc zaczęli mi ją wywoływać. Jak już wywołali, to tak na maxa, od tego momentu zalewało mnie jak tsunami a ja trafiłam - Alleluja - do innego lekarza. Po 2 miesiącach badań + leczenia mega nadżerki dostałam yasmine - to był czerwiec lub lipiec zeszłego roku. Od tamtego czasu ją biorę. Rozpoczęcie starań planujemy najwcześniej za pół roku, realniej patrząc - za rok. Co śmieszniejsze dziś endo potwierdziła wtorkowe słowa ginekologa - nawet dziś mogłabym zajść w ciążę, bo według niej wyniki są świetne... Może ja zwariowałam i w ogóle na nic nie jestem chora? :DDD Poza hipochondrią oczywiście. ;)
-
Basiu, a mogłabyś mi napisać ten numer do rejestracji? Ja kiedyś dzwoniłam pod numer stacjonarny, odebrała pani i powiedziała, że mam dzwonić pod nr komórki, którą mi podała, bo dr kazał z nim osobiście umawiać wizyty. Tak mi się coś kojarzy. Wtedy nie chciałam czekać ani dnia, więc w końcu do niego się nie umówiłam a numer posiałam. :( Zresztą mógł się zmienić. Napisz mi, proszę, w jakich godzinach mogę dzwonić? U niego nie ma usg, prawda? Kieruje do innego lekarza w tej samej przychodni, tak? Ile kosztuje takie usg i czy idzie się tam z marszu z gabinetu dr Buchacza, czy trzeba osobno termin umawiać?
-
Basiu, dużo czytałam o dr Buchaczu, nawet się do niego wybierałam, ale w międzyczasie odkryłam mojego obecnego gin i tak mnie zachwycił podejściem do pacjentek, że zostałam. Nadal jestem z niego bardzo zadowolona, ale to nie endo jednak. :( Namiary znam, mam gdzieś nawet jakiś nr tel, ale tam podobno nie trzeba się rejestrować, tylko przyjść i czekać na swoją kolej, tak? Jak to wygląda czasowo? O której najlepiej przyjść? Ile w poczekalni jej mam i ile trwa każda wizyta? Pozdrawiam, buziaki dla wszystkich dziewczyn :***
-
P.S. A mnie gin przekonuje, że mam brać anty, jeśli myślę o dziecku, bo przy najmniej utrzymują moje cykle w ryzach i jak się zdecydujemy, że to już, to będzie łatwiej tą ciążę uzyskać. Nie wiem, czy to bzdura, czy nie, ale ja po tych pigułach lepiej się czuję no i mam normalne @ a bez piguł to jest totalna wolna amerykanka. ;)
-
Dzięki dziewczyny za dodanie otuchy, ale mam znowu wrażenie, że kręcę się w kółko. :( Niby już było ok, zmieniłam gamonia na naprawdę solidnego lekarza i po 6 straconych latach odzyskałam wiarę, że może być lepiej, ale zaczęłam znowu czytać i widzę, że wiele rzeczy znowu ci moi lekarze lekceważą, nie sprawdzają wielu rzeczy. :( Najgorsze jest to, że mam motywację, mam nawet resztki sił (i pieniędzy... :/ ), by zacząć wszystko od nowa, pójść do innego lekarza, ale kompletnie nie wiem, do kogo, mam wrażenie, że nikt nie będzie w stanie mi pomóc, chyba nie ma na Śląsku lekarza, który potrafiłby się rzetelnie zająć pacjentką, każdy ma jakiś wąski odcinek, którego się czepia, trzyma i udaje, że nie widzi reszty. Albo może na reszcie się nie zna. :( Ręce mi opadają po prostu. Tak więc nadal smętnie człapię po domu i wkurzam męża czarnymi wizjami.
-
P.S. Nadal mam obniżony głos, nie umiem głośno mówić ani śpiewać (wysokie tony). :( Czy któraś z Was też tak długo dochodziła do swojego głosu? Ktoś wspominam o "łapaniu struny głosowej" przez bliznę - czy to prawda? Może się tak zdarzyć? Jak to sprawdzić?
-
Natalio, moja blizna też z obydwu końców to już taka przezroczysta niteczka. :) Wczoraj byłam u mojego gin i nie mógł uwierzyć, że to dopiero 3 tygodnie i że jest taka malutka a tyle mi tego wydarli. Jutro mam wizytę u endo, podejrzewam, że zwiekszy mi Letrox, bo ja nadal jadę na setce, tak jak przed operacją, jeszcze się z nią nie widziałam po. Cóż... Nastrój kiepski, zaczęłam znowu czytać, czytać i... czytać raz jeszcze. Wyszło mi, że mam insulinooporność przy okazji upośledzenia tolerancji glukozy a jedna dziewczyna napisała, że ciężko to leczyć przy okazji usunięcia tarczycy, bo przy braniu tych dwóch leków jednocześnie, obniża się ich działanie, tak więcjak mi dobrze zagra Siofor i ureguluje się insulinooporność, to wtedy będzie gorzej z tarczycą. A jak dobrze dobiorę dawkę tyroksyny, to pogorszy sie insuliooporność. :( Poza tym zdołował mnie mój gin. Mam obawy, że jednak będę musiała znaleźć gin-endo (może Buchacz? są tu jakieś \'buchaczówki\'?), choćby dodatkowo, bo ten jest rewelacyjny jeśli chodzi o usg, ale widzę, że chociaż się stara, nie za bardzo radzi sobie z tymi moimi hormonami. Nadal uważa, że nie trzeba robić mi żadnych badań hormonalnych, zapytałam o Siofor, nie wykazał zainteresowania, potwierdził, że ma wpływ na jajniki, ale tylko tyle, kazał odstawić yasmine na 3 cykle, by sprawdzić, czy pojawi się @, czy będzie obfita i czy histeroskopia pomogła coś z endometrium (miałam zawsze ogromne). Poza tym mam nawet dziś zachodzić w ciążę, on nie widzi żadnych przeszkód, chyba że endo będzie miała zastrzeżenia. Ja już sama nie wiem, im więcej czytam w sieci, tym bardziej głupieję i mam pustkę w głowie. No i doła od 2 dni z tego powodu. :(
-
Aga24, podejrzewam, że nie dostanę @ i znowu będzie trzeba wywoływać, ale lekarz chce sprawdzić, jak organizm zareaguje, bo robił mi histeroskopię a teraz dodatkowo hormonki trochę poszalały po wycięciu tarczycy a ja zrzuciłam 13kg i chce sprawdzić, czy coś się nie poprawiło. A tak naprawdę to ja nic już nie wiem, więc nic nie piszę, tylko siedzę i się dołuję. :(
-
Jestem po wizycie o gin. Zapytałam o Siofor, nie wykazał zainteresowania, potwierdził, że ma wpływ na jajniki, ale tylko tyle. Kazał odstawić yasmine na 3 cykle, by sprawdzić, czy pojawi się @, czy będzie obfita i czy histeroskopia pomogła coś z endometrium (miałam zawsze ogromne). Poza tym mam nawet dziś zachodzić w ciążę, on nie widzi żadnych przeszkód, chyba że endo będzie miała zastrzeżenia. Ja już sama nie wiem, im więcej czytam w sieci, tym bardziej głupieję i mam pustkę w głowie. Idę się podołować. :(
-
Niestety, nie pamiętam, ale gdy w czasie ciąży (3 miesiąc) dostałam paskudnej anginy, to lekarz kazał brać Amotaks lub Polopirynę. Inna sprawa, że kazał też łykać paracetamol, więc nie ufałabym też temu Amotaksowi. Ja go nie wzięłam, bo się zaparłam i powiedziałam, że skoro już na dzień dobry brałam antybiotyk, to drugi raz nie wezmę. Całe dnie bez chwili przerwy piłam gorącą herbatę z miodem z propolisem i właściwie do dziś ten właśnie miód pomaga mi na gardłowe ciężkie sprawy. Inna rzecz, że czasem nawet i dla dziecka lepiej, jeśli weźmie się antybiotyk a nie walczy tyle dni z infekcją, ale to wiem dopiero teraz, po czasie. Jeśli nie czujesz się fatalnie, to spróbuj jakichś domowych sposobów - może wodzionka? Może ten miód z propolisem (producent: Apipol)? Albo skonsultuje ten antybiotyk z ginekologiem.
-
Widać po moich wypowiedziach, że ja gaduła jestem, co? ;) :D
-
Pierniczek_83, czy Ty mówisz konkretnie o CSK w Katowicach? Ja się już ogromnie nastawiłam na to miejsce i potrafię nawet zrozumieć i akceptuję asystę studentów - kompletnie się tego nie zauważa przy porodzie, ale na pewno nie zgodzę się na badania przez niedoświadczonych prawie-lekarzy, bo wiem z poprzedniego porodu jak takie badanie boli. W CSK jest jeszcze jedna opcja, mianowicie poród - jak by to nazwać? - pół-prywatny? Katowicki Medicover ma z nimi podpisaną umowę i nawet na ginekologii widziałam jeden czy dwa pokoje z tabliczkami Medicoveru. Podobno to pokoje o podwyższonym standardzie a opieka zależy od rodzaju karty - przy złotej jest np. osobista położna i podejrzewam, że wtedy - niestety/stety - jest się nieco inaczej traktowaną. Chociaż z tego co wiem, większość dziewczyn z Medicoveru do porodu wybiera szpital w Krakowie, choć nie wiem, z którym mają podpisaną umowę. Tylko że trochę daleko, bo ja do Krakowa ponad godzinę mam drogi. :( Bardzo bałabym się porodu w domu. Pomijam inne groźniejsze komplikacje, ale i ja, i Antoś rodziliśmy się owinięci pępowiną, Antek niestety miał niedotlenienie po porodzie i skutkiem tego dziś jeszcze nie mówi, choć ma 3,5 roku. Cóż, ewidentne zaniedbanie MOJEGO lekarza, który do porodu stawił się w środku nocy, ale niestety nie monitorował dziecka przez usg... Mój mąż z kolei rodził się pośladkowo i urodził się praktycznie jako \'warzywko\'. Dopiero po wielu miesiącach rehabilitacji zaczął się ruszać a dodatkowo musiał przejść przez kilka operacji i to nie wszystkie w wieku nieświadomości. W tym temacie nie pójdę na żadne, nawet najmniejsze ryzyko, dlatego poród w domu czy szpitalu bez odpowiedniego sprzętu w ogóle nie wchodzi w grę, choćby ryzyko było jak jeden do 100 miliardów. Wiem, że trzeba myśleć pozytywnie i naprawdę tak myślę, ale znam swoje szczęście i gdyby coś... Nie umiałabym żyć ze świadomością, że z moim dzieckiem mogło być lepiej, gdybym nie wybrała komfortu - obojętnie czy takiego estetycznego jak na Łubinowej, czy psychicznego w szpitalu bez dodatkowych uczestników przy porodzie i z sympatycznymi lekarzami zamiast potraktować średnio miłe traktowanie części personelu jako zło konieczne (pomijam już to, że po pierwszym porodzie jestem bojowo nastawiona i zamierzam w razie czego walczyć o swoje prawa! ;)). Naprawdę bardzo szybko zapomina się złe wspomnienia z porodu, dziecko przyćmiewa wszystko. :) Dlatego najważniejsze, by było zdrowe.
-
U mnie było podobnie. Od 12 r.ż. @ były beznadziejne - raz krwawiłam 3 tyg. a potem np. przez 4 miesiąca kompletna cisza. :( I tak do 20-tki. Usunęli mi ogromną cystę z większością jednego jajnika, ale lekarka, choć wychwalana na forach internetowych, przez prawie 2 lata przyjmowała mnie podczas dyżurów w państwowym szpitalu, kasowała za każdym razem stówę, przepisywała Mercinlon (po którym przytyłam 30kg!) na zmniejszenie bardzo obfitych od czasu operacji @ i ani razu nie zrobiła mi usg!!! Raz jeden zleciła badania hormonalne i (teraz to wiem) choć już wtedy można było podejrzewać PCOS, to pani kompletnie nic nie widziała i mówiła, że ona sama nie wie... Długo nie reagowałam, prawie 2 lata, ale miałam świadomość, że zawdzięczam jej życie (wtedy, gdy mnie operowała, to była sprawa życia i śmierci, na takie operacje czeka się i kilka miesięcy a mnie wzięli z marszu, bo cysta w każdej chwili mogła pęknąć, pani dr została wtedy po godzinach pracy, by osobiście mnie operować, choć widziała nas pierwszy raz w życiu) a poza tym w takim wieku raczej nie myśli się o chorobach, ufa się lekarzowi, jeśli mówi, że wszystko jest ok. Zupełnie przypadkiem, by dodać koleżance otuchy, wybrałam się z nią do innego ginekologa. Niby tylko dla towarzystwa, ale też dałam się zbadać. Z miejsca, na pierwszej wizycie, po wywiadzie i badaniu usg powiedział o PCO i ew. leczeniu (laparo i piguły) przed planowaną ciążą, okazało się, że wszystkie moje cykle od zawsze są bezowulacyjne. I przy nim już zostałam. :) Niemniej w czasie kolejnych 6 lat napsuł mi tyle w zdrowiu, że chyba wolałabym nigdy do niego nie trafić... :( Ale to już zupełnie inna historia. Teraz biorę yasmine na wyregulowanie cyklu i muszę odczekać jakiś czas po tej mojej tarczycy, by myśleć już tak poważnie o dziecku. Wtedy odstawię yasmine i najprawdopodobniej znowu będzie laparo i stymulacja, ale lekarz planuje też spróbować przynajmniej ze 2 cykle "na żywca". ;) Tzn. bez laparo i piguł, bo w międzyczasie miałam poronienie, więc fizycznie do zapłodnienia doszło. Dziewczyny, a jak Wy jesteście leczone na PCO? Ciągle mówimy o leczeniu a tego schorzenia wyleczyć całkowicie się nie da. Co można zrobić poza łykaniem hormonów (chyba najczęściej antykoncepcyjnych) i trzymaniem wagi?