Cześć, dziewczyny :)
Ja miałam usuniętą całą tarczycę 16. stycznia.
Czekałam na tą operację już od października 2006, już wtedy czułam, że tak się to skończy.
Operował mnie mistrz ;), we wtorek byłam przyjęta, w środę operacja od 7 do 11 a wieczorem już ciamkałam bułę i rozmawiałam przez telefon. :)
Jasne, że bolało, nawet dekolt i boki szyi, ale co tam, ważne, że już po. :)
W czwartek dali mi dwudaniowy obiad, w piątek byłam w domu.
Plaster nosiłam do następnego piątku, od zeszłej soboty już nie trzeba, bo ranka się zagoiła, jest różowa i smaruję ją maścią.
Jestem bardzo zadowolona z okresu dochodzenia do siebie, moja mama i szwagierka miały to samo, tzn. usuwali im troszkę mniej, bo zostawili im rożki, ale było to 11 lat temu.
Obydwie leżały w szpitalu 2 tygodnie po operacji, jadły papki przez rurkę do napojów a mówić na dobre zaczęły po blisko 2 miesiącach (mama prawie rok bardziej szeptała niż mówiła).
U mnie mięśnie nie były cięte, tylko "rozsuwane", dlatego nie mam w środku piętrowych szwów, tylko 3 małe szewki.
Niemniej oczywiście nadal boli, zwłaszcza kark i ten cały środek, jeszcze nie do końca zeszła mi opuchlizna, ale z dnia na dzień widzę poprawę.
Fajnie, że mamy to za sobą, prawda? :)
Dziewczyny, a powiedzcie mi, czy przy wypisie dostawałyście antybiotyk do łykania w domu?
Pozdrawiam wszystkie "lżejsze o pół szyi"! ;))