

Kalika
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Kalika
-
Iwona - ale Ty wcale nie musisz nadskakiwać dziecku twego partnera ;) Ja pomagałam wybierać mężowi, a synkowie sami kupowali swój prezent dla siostry. Nie za bardzo też powinniście spodziewać sie jakiejś wyjątkowej reakcji dziecka - czego oczekiwaliście? Przecież to zależy od wielu różnych czynników - jaka akcja, taka reakcja i już. Juz samo to, że ojcice nie jest z nim na codzień to powód do ostentacyjnej obojętności takiego małego człowieczka. A jeśli kontakty z ojcem są sporadyczne i chłodne, to chyba wszystko jasne. Bardzo często tatusiowie zarzucają matkom niechęć wobec nich przenoszoną na dzieci - co ciekawe, swoich negatywnych zachowań czy nawet nieprzemyślanych odzywek nie zauważają. Taka reakcja dziecka mogła być też jedynie zażenowaniem z ewentualnej napiętej atmosfery, jaką potrafia stworzyć dorośli. A może po prostu prezent był nietrafiony i dlatego nie wywołał entuzjazmu.
-
do No Nieee Opisujesz sytuację mężą kwiatka. Zachowałbyś się jak ona? Wszedłbyś między małżonków??? A kiedy już byś nawet zdradził, to innym własnie zdradzonym mężom, którzy zechcieliby takim żonom wybaczyć, powiedziałbyś, że nie mają godności i honoru? Czy nabijałbyś sie z nich i ośmieszał ich troski? Odpowiedz proszę. Kwiatek tak właśnie postępowała.
-
:D :D :D Co Was obie - a może jedną tylko - tak mocno uraziło z mojej strony?
-
najgorsze w tym wszystkim, że zaczynacie się robić śmieszne w tym zacietrzewieniu. Może na luz wrzucić trzeba ;) Wiecie co, jeszcze nigdy nie słyszałam i nie widziałam, żeby faceci tak nadawali na siebie. Sięgacie dna, kobietki :(
-
Lost Co powie żona dzieciom, to powie ona, nie on - jesli jest tak beznadziejna, by mącić dzieciom w głowach, to prędzej czy później to sie na niej zemści. Myślę, że przy takich alimentach w podartych spodniach czy za małych kurtkach chodzić nie będą, tym bardziej, że matka tez pracuje. Problem jest w tym, czy ich ojciec, a Twój partner, też uważa, że zbyt dużo płaci.
-
Kurcze - zapominacie o tym, że to ci ojcowie płacą i to ich decyzje. I zauważam, że o to macie pretensje do tych ...nieważne których. Chyba nie ten adres :( W dodatku według Was dzieci mają zrozumieć. Ale co? Mają same powiedzieć - tatusiu, to Ty już dawaj nam mniej, bo masz drugą rodzinę? Pewnie, że są przypadki, że \"byłe\" mają wygórowane żądania. Tylko wtedy można co najwyżej współczuć, a radzić nie ma jak. Ale ten topik o czym innym był - przynajmniej tak się zapowiadał :(
-
Hej, Szkiełko, aż tak silna nie jestem, skoro potrzebna mi terapia ;) Napisałam jak jest u nas, bo sytuacje przecież w życiu różniaste, więc różne punkty widzenia (albo siedzenia ;) ) moga być przydatne w ... dyskusji (?!). Akurat ja czasami przeginam w drugą stronę. \"Wyleczyć się\" z tego nie można - jak twierdzi moja psycholożka - ale mozna nauczyć się dystansować. Czego mocno sobie życzę :)
-
Szkiełko - jakieś tajemne moce, czy telepatia ;)
-
Wyobrażam sobie, że to nie jest łatwe. Ale co zrobić - zostawić to tak? Kiedy mój syn mówił do ojca, że nie chce z nim rozmawiać, to ten i tak do niego mówił; kiedy fukał, że nie chce by przyjeżdżał, to i tak ojcice nastepnego dnia już był. Bo dziecka miał się słuchać, czy własnego serca, intuicji, rozumu? Czy Twój mąż tak do końca wie dlaczego jego córka tak się zachowuje? Bo wiesz, za kilka lat ona sama może tego nie rozumieć. Zwłaszcza, że nastolatki odczuwają jakby cały świat był przeciwko nim, a zwłaszcza rodzice. To takie odgraniczanie swojej osobowości, poszukiwanie siebie - czyli bunt wszechobecny i uciążliwy nieco dla otoczenia ;) Całe szczęście, że przemijający.
-
Wiecie co? Tak sobie czytam i stwierdzam, że najlepszym wyjściem jest postępowanie wg własnego serca - po co się oglądać na \"pierwszą\", \"drugą\" czy nawet na zapominalskiego tatę? Co mnie obchodzi ich podejście i myślenie? Skoro chcę swoje dzieci uczyć dobrych nawyków, to je uczę swoim przykładem. Robię podobnie jak Ruda i jest mi z tym wyjątkowo dobrze. Pozdrawiam :)
-
pisałam wcześniej, że niepokoi mnie to, że mój mąż ponosi coraz wieksze wydatki na zaspokojenie potrzeb swego pozamałżeńskiego dziecka i jego matki. Tak jest, bo wymagają tego okoliczności. Mam nadzieję, że wszystko się unormuje, gdy ta kobieta podejmie pracę. Na innym topiku opisałam sytuacje swoich bliskich znajomych, do których zgłosiła się ich przyrodnia siostra (niemal rok po pogrzebie ojca, na którym nie była) po spadek. Chodzi o duże pieniądze, bo w trakcie trwania drugiego małżeństwa jej ojciec dorobił się znacznego majątku. Mimo takiej wiedzy, nie wyobrażam sobie sytuacji, że mój mąż miałby wydzieczyć swoją córkę. Zabezpieczyć naszych synów i owszem - ale nie dyskryminować przy tym córki. Z prostej przyczyny - to nie dziecka wina, że jego ojciec gromadził dobra nie z jego matką. Dziecko nie ma wyboru co do rodziców - nie ma wpływu na decyzje rodziców, co do ich życia, nikt dziecka nie pyta, czy chce mieć pełną czy rozbitą rodzinę. Dlaczego zatem to dziecko ma ponosić konsekwencje decyzji ojca czy matki? Ma zostać ukarane za nich, mieć gorszy start w dorosłe życie, bo jest właśnie dzieckiem tych rodziców? Przecież to dziecko i tak jest pokrzywdzone, bo wychowuje się bez taty przy boku - konsekwencje tego bardzo często widać dopiero w dorosłym życiu. I wiem, że często ojcice pracuje od rana do nocy i też dzieci z aktualnego związku go nie widują - tylko, że np. w niedzielę rano mogą wskoczyć do taty do łóżka i się przytulić, mogą go tarmosić, żeby się obudził, mogą czekać na niego wieczorami czy zerwać się rankiem by dać buziaka czy \"przybić piątkę\", czy powiedzieć o dobrym stopniu albo o jakimś wydarzeniu w szkole. Dzieci z pierwszego małżeństwa czy pozamałżeńskie tego nie mają i to nie z własnej winy. Zauważcie to, może wtedy łatwiej będzie się dzielić.
-
Jestem pierwszą żoną, ale mój mąż ma dwuletnie dziecko z inną kobietą. Ta kobieta nie pracuje i przynajmniej jeszcze rok pracy nie podejmie. Jest rozwódką, ma dwóch synów z pierwszego małżeństwa, na których ich tatuś \"wypiął się\" po prostu. Gdy był fundusz dostawała alimenty z funduszu, teraz tatuś \"łaskawie\" rzuca po 150 zł na dziecko i uważa, że swoje obowiązki spełnia (sporadycznie widuje się z synami). Dlaczego o tym piszę? Bo mój mąż czuje sie odpowiedzialny nie tylko za swoją córkę, ale i za tę kobietę i tamtych chłopców. Jakby nie było to za jego sprawą ona nie może zarabiać od dwóch lat, bo wychowuje ich wspólne dziecko. Zaczynam mnie niepokoić to, że chyba coraz więcej pieniędzy tam odpływa - zauważam to od dwóch miesięcy. Podobno jakieś zmiany są w zasiłkach dla samotnych matek, podobno coś jest nie wypłacane, ale dokładnie nie wiem o co chodzi. Widzę natomiast jak mój mąż zaczyna się wić jak piskorz, dostrzegam, że zaczyna mu brakować na jego wydatki, czuję, że jest naciskany - być może kasy tam potrzeba więcej i więcej? Kiedyś mój mąz powiedział, że nie dopuści, by jego dziecko mieszkało pod mostem lub miało zimno w domu - już były kłopoty z czynszem, gazu na szczęście nigdy nie odłączyli. Rozumiem jego poczucie obowiązku i nigdy nie robiłam mu z tego powodu zarzutów, ale naprawdę zaczynam się niepokoić.
-
do \"a ty kalika\" dzięki za zwrócenie uwagi, rzeczywiście popełniłam błąd. \"vedette\" sorki za Vendettę :) \'nastepna dla ktorej rozejscie sie rodzicow szkicuje rodzine patologiczna...\' - gdzie i kiedy? Napisałam, że pracuję z dziećmi z rodzin patologicznych, bo z takimi pracuję (nie tylko z rodzin rozbitych) - często są to rodziny niepełne, więc nie wszystkie, jednak większość. Gdzie masz tutaj napisane, że rodzina niepełna jest patologiczna - jedynie jest informacja, że wśród patologicznych jest wiele rodzin niepełnych. Dzięki za definicję \"patologii\", ale znam bardziej fachowe i jak najdalsza jestem od twerdzenia, że jakiekolwiek rozejście się rodziców to patologia. Może mieć jedynie patologiczne podłoże, ale to już inna kwestia.
-
Kobietko, ale co to znaczy \"ciągle\"? Spotkałaś się z nimi zaledwie jeden raz. Wydaje mi się, że takich spotkań potrzeba wiele - potrzeba szansy dla nich i dla Ciebie. Tym bardziej, że to dziewczynki, że trudny wiek, że sytuacja tresująca niezmiernie. Masz rację, że złośliwość i dokuczanie to nie jest oznaka dobrego wychowania. Ale może to oznaka zdenerwowania czy rozżalenia, zażenowania czy buntu. Pozdrawiam i życzę cierpliwości :)
-
do druga, ale świeża Kobieta, z którą mój mąż 5 lat temu postanowił ułożyc sobie zycie starała sie na siłę zaprzyjaźnić z naszymi synami. Zrobiła chyba największy błąd - chyba nie muszę tłumaczyć, że nie znosili tej kobiety i nieznoszą jej do dzisiaj, bo to dla niej ich ojcice wyprowadził się z domu. Poza tym mają do niej straszliwe pretensje o tamte wymuszane spotkania. W czasie ostatniego doszło do tego, że starszy syn zamknął się przed nią w łazience, a młodszy rzucił z wściekłością o podłogę zabawką, którą mu w żartach wyrywała z rąk. To była niby zabawa, ale nie zauważyła, że on miał w oczach łzy. Po tym incydencie ich ojciec nigdy więcej nie dopuścił do takich spotkań. To są teraz już duzi chłopcy (13 i 15 lat) - od tamtych spotkań minęło 5 lat, ale oni pamiętają je dobrze. Napisałam, że to dla niej ojciec wyprowadził się z domu, bo tak rzeczywiście było w moim przypadku. Jestem jednak pewna, że dla dzieci tak naprawdę nie ma znaczenia czy to za sprawą innej osoby czy ne rozpada się ich świat, ich rodzina. Nie zauważyłam w Twoich wpisach, że one zachowaywały się wobec Ciebie niegrzecznie - chyba jak na razie nie możesz liczyć na ich sympatię, bo niby dlaczego? Tobie cisnęły sie łzy do oczu, biło Ci serce? Wyobraź sobie co mogły czuć te dziewczynki, kiedy Cię zobaczyły. Piszesz, że dopiero niedawno spotkałyście się, a one mają już 14 i 16 lat i tyle lat znaja swoją matkę i ojca - Ty jesteś obca, bo to, że jesteś z ich ojcem wcale nie znaczy, że muszą Cię od razu i natychmiast lubić. Sorki, ale może bardziej zainteresuj się problemami tych dziewczynek niż tym, że Twoja mama zapłakałaby się na śmierć, że ktoś nie podał Ci ręki. Te dziewczynki to córki Twojego partnera - i właśnie tym córkom rozpieprzył się świat i właśnie one nie mają przy sobie ojca. Nie widzisz, że znacznie bardziej cierpią niż Ty, bo nie podały Ci ręki???
-
Madźka - masz rację, że trudno. Ale kiedy juz się z tym czlowiek upora, to nie rzutuje to na stosunek do dziecka. To dwie odrębne płaszczyzny - jedna się stała i jest juz przeszłością, druga się dzieje i będzie się dziać do śmierci ojca. Ja zauważam, że mnie osobiście jakoś łatwiej \"dzielić\" ojca moich dzieci między nich a ich przyrodnią siostrę, niż tym kobietom, które są drugimi żonami i wspólnych dzieci jeszcze nie mają. Dla mnie naprawdę problemem nie jest dziecko ani czas mu poświęcany. Dla mnie i dla moich synów ta dziewczynka ma prawo wchodzić w nasze życie, bo to prawo dał jej ojciec - jest jego córką i siostrą naszych synów. Madźka - napisałaś przedtem, że musisz przygotowac obiad synowi Twojego męża. Ale przecież tak naprawdę to ty chcesz - gdybyś nie chciała to bys tego nie robiła. No chyba, ze naprawdę się zmuszasz, ale wtedy tego nie da sie ukryć przed dzieckiem i może on to dostrzega. Pytasz dlaczego syn trzyma stronę matki - dla mnie problemem nie jest to, że trzyma jej stronę, ale że musi trzymać czyjąkolwiek. Kurcze, matka dla dziecka jest najważniejsza - no to jak Ty to widzisz, że syn od którego oczekuje się, że stanie przeciwko matce podporządkuje sie temu??? Skąd wiecie co on czuje do niej, jakie relacje są między nimi? Skąd wiecie czy nie tęskni skrycie do jakiegoś swojego obrazu matki i w taki sposób stara się ten obraz stworzyć w rzeczywistości? Cholercia, może on jej tak broni przed Waszymi atakami? A może ja tak kryje, bo się wstydzi jej zachowań albo mu jej szkoda? Dlaczego wymagasz od dziecka by trzymał stronę ojca???? Dlaczego wymagacie od niego by stanął przeciwko matce???? Wy jesteście teraz szczęśliwą rodziną - po co więc w tej kobiecie dopatrywać się zła? A może lepiej odpuścić jej i wtedy chłopiec nie będzie musiał jej bronić.
-
Ja również przeczytałam powyższe wypowiedzi z mieszanymi uczuciami. Nie jestem wprawdzie drugą żoną - może raczej jedną z dwóch kobiet, które na poważnie zaistaniały w życiu mojego męża - ale temat poruszany tutaj tak interesująco dotyczy mnie jak najbardziej. Nie wiem :) - to Twoje \"rozdwojenie jaźni\" minie. Tak jestem tego pewna, bo uważnie czytam Twoje wpisy i nie zauważam w nich ani krztyny wrogich uczuć wobec dziecka Twego męża. Są wszelkie odcienie lęku, obawy, niepokoju - ale nie ma obojętności i nienawiści. Oddzieliłaś uczucia wobec matki od uczuć do dziecka - ja też robię to samo, bo to przeciez dwie odrębne istoty. Aby nam się udawało to nadal :) Mam tylko jedną uwagę - my nie musimy akceptować tych dzieci, my chcemy. To jest dobra wola, jak sama napisałaś - przyjęcie z \"dobrodziejstwem inwentarza\". Prawda, że tak właśnie? Przecież nikt by nas nie zmusił wbrew naszej woli. Zastanawiam się dlaczego mnie coś tam gryzie gdy mój mąż nie widzi się z córką przez trzy dni - dla mnie to już za długo, czuję niepokój i zaczynam go obserwować. Może dlatego, że my mamy już dzieci i wiem jaki był wobec naszych synów, kiedy byli mali. Sama nie wiem. Ostatnio zaczęłam sprzeciwiać sie decyzjom tamtej kobiety, że kontakty dziecka z ojcem mają polegać wyłącznie na jego wizytach w tatmtym domu, natomiast dziecko u nas bywać nie może. Nie jestem zazdrosna, bo przecież ponad 1,5 roku mój mąż zasuwał tam co drugi dzień, aby wykąpać Małą - przez ten czas matka nigdy nie kąpała swej córki. Wtedy dziecko było małe i naturalnym było zajmowanie się nim w tamtym domu. Teraz ma ponad 2 latka, więc nic nie stoi na przeszkodzie by mąz przywoził ją do nas, zwłaszcza, że nasi synowie upominają się o to ciągle i namolnie :). Przeciwstawiam sie decyzjom matki, ale nie współwychowaniu Małej przez mojego męża - bo mi nie chodzi nawet o kontakty, a o jego czynne i w miarę częste bycie przy tym dziecku, bo tego teraz ono potrzebuje. Madźka i Simi - ja mieszkałam z synami sama przez dwa lata - nigdy nie zadzwonili z własnej woli do ojca. Ani ja, ani mój maż nie widzieliśmy w tym nic złego. Dzieciaki są chyba wszystkie takie i nie ma co od nich wymagać. Tak jak napisał Maurycy (gorąco pozdrawiam :) ) to jest ten czas bycia trzpiotem i lekkoduchem :D Mam 13 i 15- latka i tak własnie jest jak u Was! Tata nie jest im już potrzebny w taki sam \"sposób\" jak Małej - do zabaw czy przytulania, ale własnie do wożenia na treningi, dyskutowania i komentowania meczu, kupowania odpowiednich gum czy desek, bo trenują tenis stołowy. Co do zwracania się 15-latka do ojca - nie wyobrazam sobie takich sytuacji, a przecież i nasi synowie przezyli sporo zawirowań i stresu, zaznali rozejścia się rodziców. Według mnie to wyłącznie ojciec jest za to odpowiedzialny. Taki 15-to, a zwłaszcza 11-latek to jedynie może stwierdzić, czy ojciec go kocha. Nawet jeśli dla innych będzie wrednym typem, a swojemu synowi okazywac będzie miłość, to dla niego zawsze będzie najcudowniejszym tatą. Skoro jednak ojciec będzie go zbywał, to chocby inni powtarzali, ze jest wspaniałym i wartościowym człowiekiem, syn i tak nie będzie go szanował. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej, bo sama mam tego \"żywe dowody\" :D