kretka83
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez kretka83
-
Witajcie w nowym roku, kochani. U mnie nastroje kiepskie... Gdy szłam do pracy ostatni raz przed świętami, dopadł mnie po drodze taki lęk, że zadzwoniłam po męża, żeby przyszedł i mnie odprowadził. Wróciłam już sama, ale mąż był w domu, nie wiem, czy dałabym radę zaryzykować, gdybym miała wracać do pustego mieszkania... Od tamtej pory jest ze mną ciągły niepokój, wielka obawa, jak sobie dam radę następnym razem - a to już jutro. Serce mi się ściska na samą myśl:-( Jestem przerażona, bo mój stan zaczyna się niebezpiecznie zbliżać do najgorszego w moim życiu, kiedy to bałam się sama zostać w domu. Póki co zostaję, w pracy też jakoś staram się funkcjonować, ale... Dostaliśmy ten kredyt mieszkaniowy, pewnie za ok.miesiąc przeprowadzka - zmiany, stres, nieco dalej do pracy... Tak bardzo się tego boję, że tylko usiadłabym i płakała... Jak znaleźć w sobie siłę i optymizm? Jak nie wrócić do leków? A może powinnam? Może lepsze to, niż tak się męczyć? Mija rok jak jestem "czysta". Przez cały ten rok pomalutku, po cichu pogarszało się... Boję się, że lada chwila nie będę mogła pracować. A tu kredyt mieszkaniowy do spłacenia... :-(
-
A ja uważam, że nie ma czegoś takiego jak nawrót nerwicy. Ona zawsze gdzieś w nas siedzi i będzie siedzieć. Niektórym udaje się ją uśpić na dobre, ale nigdy nie ma gwarancji, że się nie obudzi pod wpływem jakichś wydarzeń, silnego stresu itp. Już to przerabiałam. Psychoterapię, leki, odstawianie leków, pogorszenie, inną psychoterapię, znowu leki, powrót do starej terapeutki... Nerwica towarzyszy mi zawsze, czasem tylko jest bardziej, a czasem mniej aktywna... Niektórym się udaje, czego i Tobie, Wanesso, życzę. Mnie się nie udało i już wiem, że ona będzie przy mnie zawsze. Tylko wciąż uczę się z nią żyć...
-
pralinko, gratuluję ciąży! Co do mrowienia... Mnie się nie zdarzyło, ale miewałam i miewam tyle dziwacznych objawów podczas napadu lęku, że jestem prawie pewna, że i to jest z nią powiązane. Wiesz, nerwica potrafi udawać niemal każdą chorobę, wygenerować objaw z niemal każdej części ciała... Myślę, że to u Ciebie nerwicowe tym bardziej, że piszesz, że mrowi Cię właśnie podczas napadu lęku, kiedy także Cię "telepie". Rozumiem, że nie urodziłaś jeszcze swojego dziecka?
-
Wanessa, przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, miałam dość intensywne dni... Do leków nie wróciłam póki co, bo staramy się o dziecko. W kryzysowych momentach wspomagam się kapsułką persenu. Ale moje życie dalekie jest od normalności. Prawie nigdzie sama nie chodzę. Do lekarza na drugą stronę ulicy i 2 razy w tygodniu do pracy, do której mam 8 minut spacerem (choć to kosztuje mnie trochę nerwów). Na razie nie odważyłam się nigdzie sama pojechać tramwajem, ani np. zrobić sama zakupy w supermarkecie. I myślę, że nieprędko się odważę... Całe życie moje i męża jest "ustawione" pod moją nerwicę. Wszystko mamy tak poplanowane, żebym nie musiała nigdzie sama jeździć, mąż robi zakupy... Ale w porównaniu do tego, co przeszłam, myślę, że jest jakiś postęp (i to bez leków!) Byle do przodu. A dzisiaj właśnie spędziłam pierwszy raz sama noc. Mąż wyjechał wczoraj rano do rodziców i wróci dopiero dziś wieczorem. Myślałam, że tego nie przeżyję, ale wzięłam persen wieczorem i nawet udało mi się pospać:-) Zwykle to, czego się tak boimy, okazuje się "w praniu" łatwiejsze, niż sądziliśmy. Tylko zanim to się stanie, bardzo trudno w to uwierzyć, na tym polega nasz problem...
-
wanessa, trzymaj się mocno :-) Będzie dobrze. Pamiętam jak ja odstawiałam leki. Świrowałam, że będzie strasznie, ale tak naprawdę nie odczułam tego jakoś dramatycznie. Byłam może trochę płaczliwa. Pogorszenie, nasilenie lęków przyszło dużo później i jestem przekonana, że ma to niewiele wspólnego z odstawieniem leków. Raczej pozwoliłam sobie odpuścić, zaczęłam znowu się nad sobą trząść. Uwierz, że będzie dobrze. Wielu ludziom się udaje, Tobie też się uda. A zabawa na pewno będzie tak świetna, że o tym zapomnisz.
-
Do uprzejmej osoby, która każe mi się puknąć w głowę: U psychiatry byłam nie raz i u niejednego, brałam leki, na psychoterapię chodziłam 3 lata. To wszystko gówno mi dało, więc może pójdę do psychiatry, jak mi pokażesz takiego, co mi pomoże. OK?
-
Witam, kochani. Piszę, bo wiem, że tu znajdę zrozumienie. Kupujemy z mężem mieszkanie. Ile się naszukaliśmy, żeby znaleźć jakieś satysfakcjonujące w interesującej nas okolicy (czyli blisko mojej pracy)! Wiecie, cały czas marzyłam, że to będzie nawet bliżej niż teraz (obecnie idę do pracy szybkim krokiem ok.5-6 minut). Chyba niepotrzebnie sobie tak wymarzyłam i przywiązałam się do tej myśli. To, które znaleźliśmy, jest... o ok.250 metrów dalej, niż obecne, od mojej pracy. Nieco wgłąb osiedla, zasłonięte (niestety!) dwoma blokami po drodze (ten, w którym teraz mieszkam, widziałam wracając z pracy). Skrupulatnie sprawdziłam, ta różnica w odległości to ok.2 minuty marszu więcej. Czyli 8 minut zamiast 6. Jestem PRZERAŻONA. Zdecydowałam się na nie, bo wiem, że nic lepszego raczej już nie znajdziemy w tak rozsądnej cenie. I wiem, że gdybym z niego zrezygnowała, nie mogłabym sobie spojrzeć w oczy. Zrezygnować z powodu 250 metrów różnicy! Czułabym się jak kretynka. Mąż nie rozumie, trochę z tego żartuje (stara się mnie pocieszyć, ale wiem, że w głębi duszy nie ma pojęcia, co przeżywam). A ja po prostu umieram ze strachu. Będziemy się przeprowadzać za ok.1,5 miesiąca, może dwa... Teraz spacer do pracy i z pracy to dla mnie 6-minutowy horror. Teraz będzie 8-minutowy:-(
-
Agni-s, jak dobrze wiedzieć, że ktoś rozumie. Że nie jest się jedyną "nienormalną" osobą na świecie, choć czasem tak nam się może wydawać... A dzisiaj... Poszłam:-D Uznałam, że najwyżej zadzwonię do koleżanki, żeby po mnie wyszła, łyknęłam persen i poszłam. Dzwonić nie musiałam, dotarłam cała i zdrowa. A jaka zadowolona z siebie!;-)
-
Bardzo Wam współczuję... Sama jestem psychologiem (!) a nie potrafię sobie poradzić ze sobą:-( Dzisiaj... Powinnam iść do pracy na 10-tą. Tzn. jest to wskazane, ale nie muszę, jakieś tam doskonalenie wewnątrz placówki. Nie muszę wszystkich zaliczyć. Jestem sama w domu i z pustego domu miałabym wyjść. To najgorsze. I myślę... Po prostu myślę, że znowu stchórzę. Zawsze jak mam okazję spróbować powalczyć z lękiem, wykazać się sama przed sobą, tchórzę:-( I potem siebie nienawidzę tak bardzo...
-
Kochani, pisałam chyba tu wieki temu, nie wiem, czy ktokolwiek to pamięta. Zmagam się z nerwicą lękową, a dokładniej z napadami paniki, od prawie już 10 lat, z różną skutecznością. Obecnie w moim życiu dużo się dzieje niedobrego, dużo stresu, i lęki oczywiście nasiliły się. Z trudem chodzę do pracy (a pracuję tylko na pół etatu, więc i tak nie chodzę codziennie, do tego mam bardzo blisko), każde wyjście to kołatanie serca, drżenie nóg, biegunka przed wyjściem... :-( Nie biorę leków już prawie ro9k, odstawiłam, bo chcieliśmy starać się o dziecko. Staramy się już ponad pół roku, bez skutku, a ja czuję się coraz gorzej:-( Zaczynam się załamywać:-(
-
Nie wpycham, oczywiście, że nie:-) Zdarza mi się oczywiście opuścić posiłek lub zjeść mało, gdy źle się czuję, ale to sporadycznie. A jak jestem bardzo głodna, zjadam pół dużej pizzy i tez jest dobrze:-)
-
Aha, te kromki chleba to mam na myśli "na okrągło", nie przekrojone na pół. Czasem też tosty to są.
-
Nie wiem jak to działa. Zawsze tak miałam. Może to dziedziczne, bo moja mama też jest szczupła, choć się nie odchudza. Nie odchudzam się i nigdy nie odchudzałam. Więcej, nawet przytyć bym mogła... Mam 163 cm wzrostu i ważę ok.49 kg (w porywach 50). Nie obżeram się, jem normalnie, ile mi potrzeba. Przykładowy jadłospis: śniadanie: kromka chleba z masłem + jajko na twardo, druga kromka z miodem lub Nutellą, herbata zielona. drugie sniadanie: serek danio obiad: porcja makaronu z sosem z tuńczyka lub z podsmażonym boczkiem (tzw. carbonara), sok, baton lub kilka kawałków czekolady czasem podwieczorek: np. smażony na maśle z miodem banan, herbata czarna lub kawa zbożowa kolacja: kromka chleba z masłem i serem, druga np. z twarożkiem lub miodem, czarna herbata. To chyba normalnie, nie?:-)