O rany, dziewczyny. Weszłam przypadkiem, chyba zostanę:-) Mam 24 lata (w czerwcu 25:-), na nerwicę choruję od 8 lat. Mój główny problem to napady paniki, związane zwykle z samodzielnym opuszczeniem domu (choć w innych sytuacjach też się zdarzają). Chodziłam na psychoterapię, brałam różne leki (nadal biorę, obecnie Luxetę) ale ciągle mnie to świństwo trzyma, bo nie odważam się spróbować wyjść sama... Wiele rzeczy zrobiłam w życiu, pomimo ciągłego niepokoju i napadów strachu, dzięki pomocy rodziny, przyjaciół, a także mojego chłopaka (dziś już męża:-) Skończyłam studia, wyszłam za mąż, wyprowadziłam się wraz z mężem od moich rodziców, choć długo myślałam, że nie potrafię bez nich funkcjonować. Teraz... jestem razem z mężem w Anglii (!!! SAMA W TO NIE WIERZĘ!), pracujemy razem w jednym hotelu i w nim też mieszkamy, więc nie muszę do pracy wychodzić sama. Napady paniki mam obecnie sporadycznie, czasem uczucie nieokreślonego niepokoju, które też szybko przemija... Niby wszystko pięknie, ALE... Nie wychodzę sama w ogóle. Nigdzie, nawet do pobliskiego sklepu:-( Nie umiem się przełamać. Za około rok wrócimy do Polski i chcielibyśmy mieć dziecko. Ale dopóki jestem kompletnie uwiązana do domu i męża i biorę leki, nie mogę zajść w ciążę. Wiem, że gdybym zaczęła wychodzić, mogłabym powoli odstawić leki, wrócić do normalności. Ale jak to zrobić? Jak się przełamać? Czy Wam się udało? Poroszę o pomoc i pozdrawiam gorąco wszystkie nerwuski.