agnes
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez agnes
-
Witajcie, jest środek nocy... ja tak po cichutku chcę Wam życzyć miłych snów.... Właśnie wróciłam z plenerowej imprezy, jest cudownie ciepła noc - tyle, ze bezgwiaździsta - to zwiastun jutrzejszego deszczu. Wiaterek sobie powiewa, jest super.... Pa... śpijcie smacznie.... do jutra....
-
Moja koleżanka z pracy miała pewnego dnia obdzwonić jakieś 30 osób. Wisiała więc ciągle na telefonie. Jak tylko odkładała słuchawkę to telefon zaczynał dzwonić i musiała odbierać. W miedzyczasie dzwoniła też jej komórka. Jednym słowem - młyn. Wybrała numer do kolejnej osoby, czeka na połączenie i opowiada mi coś. Ten ktoś wreszcie odebrał, a ona do niego : Słucham, no słucham!! Po chwili prawie wrzasnęła: Halo, słucham!! A za moment: Najmocniej przepraszam, ale czy to pan do mnie dzwoni , czy ja do pana? .......Ach tak, no to dzień dobry. A z kim rozmawiam?
-
Witajcie, to już dzisiaj moje drugie podejście do pisania. Poprzednie wypociny niestety gdzieś zniknęły w czeluściach wirtualnego świata. Internet zdecydowanie lepiej chodzi po południu. Widzę, ze towarzystwo w większości albo pociągające, albo zsypane:)) Mam nadzieję, ze te choróbska nie roznosza sie przez neta:)) Wracajcie szybciutko do zdrowia. Jak tam Dzień Dziecka? Dzieciaczki - te mniejsze i te większe- zadowolone? U mnie została jeszcze do obdarowania siostrzenica. Jak znam życie, to moja siostra sie ciut na mnie obrazi, bo kupiłam małej kosmetyki do malowania oczu i inych części twarzy - niech się maleństwo przyzwyczaja. Ale to maleństwo (już 5-letnie) na mur beton będzie chciało wymalować się jutro do przedszkola. A ze ma sposoby na przeforsowanie swojego zdania - to zapewne, mimo protestów rodziców - pomaszeruje do przedszkola wymalowana jak klaun. I o to chodzi!! Od tego są wredne ciotki, zeby wkurzać rodziców i uszczęśliwiać dzieci. Pozdrowienia dla wszystkich.
-
Witajcie w ten okropielnie gorący dzień, uff Emmi - co Ty wypisujesz - jakie jałowe i bezpłciowe życie?? Masz studia, jak skończysz budowę domu to zaczniesz go wykańczać, a to moze trwać, i trwać, i trwać.... Jesteś energiczna kobitka - jakies zajęcie sobie znajdziesz. Ja za to od jutra mam jałowe i bezpłciowe życie - dziasiaj obroniłam pracę magisterską. Tyle lat wyjazdów, a od jutra - chyba rowerkiem po osiedlu:)) A moze zacznę uczyć się języków obcych, a może wreszcie uszyję sobie coś nowego, albo wydziergam? Bo przez ostatnie kilka lat nie miałam na to czasu. Głupio sie będę czuła wieczorami - zawsze czegoś się uczyłam, coś pisałam, czegoś szukałam. A teraz? Wolny ptak. A może jednak odżałuję kasę na jakąś podyplomówkę? Miłego wieczoru Wam życzę i biegnę opijać swój sukces. Pa
-
Dzień dobry wszystkim śpiochom. Nowy dzionek nam nastał i to na dodatek baaardzo słoneczny. I upalny. Nie dane było mi było dzisiaj długo pospać, bo jak co roku zajmowałam się skoro świt robieniem ołatarza. Ale nawet to lubię. Sąsiadki z włakami na głowach, oczy nieumalowane, ziewanie na maksa. Tempo pracy dość leniwe, bo nikomu się za bardzo nie chce... Miałam ochotę dospać, ale pewnie trudno byłoby mi potem wstać (a to \"potem\" to za jakieś pół godziny). Tak więc siedzę sobie i klikam. I zastanawiam się, gdzie poupychałam letnie rzeczy, bo zapowiada się dzisiaj upał ( i nie tylko dzisiaj). Miłego dnia życzę wszystkim wyspanym i niewyspanym.
-
Rewelacyjny mecz - ciągle jakieś gole (wiem, bo obok mam knajpę i co gol to oni strasznie się drą: albo z rozpaczy, albo z radości). Obejrzałam jedynie karne i strasznie się denerwowałam, bo kibicowałam Dudkowi, a ponadto -nie lubię gdy dwie drużyna grają na tym samym poziomie i karne rozstrzygaja o tym, która z drużyn jest lepsza. Syn nie dotrwał do końca- usnął. M na rybach całonocnych. A ja pewnie trafię w objęcia Morfeusza. Dobranoc
-
Witajcie, schodzimy na tematy książkowe. Pospisywałam sobie trochę tytułów do poczytania. Chociaż obawiam się, że jak zacznę czytać to okaże się , ze mój związek jest bardziej chory niż do tej pory uważałam. I znowu będę niebezpiecznie balansować na krawędzi doła - a przecież nie mogę do niego wpaść znienacka, bo pospadam niektórym na głowy (chyba, ze już powyłaziłyście z dołków?). Mam nadzieję, ze dół jest pusty. Słonko świeci, jest ciepełko, jutro wolne (chociaż to ostatnie to mnie raczej nie cieszy - w pracy mnie złe mysli nie dopadają, bo nie maja kiedy). Musze uciekać, bo moja pociecha stoi w kolejce do kompa. Maja - ciągle Cię podziwiam, mocna jesteś jak diabli, uściskaj Kubusia i pogłaszcz nienarodzone ode mnie. Emmi - koniec doła?? Lanuszka - znajdziemy magiczny lek na uzdrowienie swoich mniej lub bardziej chorych związków, kiedys go znajdziemy na pewno... Ruminka - jak zdrówko, już lepiej? Rafaello - radzę nie mysleć, co by było gdyby... i nie kombinować, jakby tu odkręcić czas (bo to do niczego dobrego nie doprowadzi), tylko dumać nad magicznym lekiem, razem cos wymyslimy Tadonia - rower przyszykowany na sobotnią wycieczkę? bo z kobndycją po niedzielnym bieganiu od stołu do kuchni chyba już w porządku? pomarańczka - hm...cos małomówna jesteś ostatnio.... Pozdrowienia dla wszystkich
-
Witam wszystkich co z tymi dołami i złymi humorami??? Ciągle są? Wszystkie zdołowane istoty: marsz po drabinę i wspinać się do góry!!! Uśmiech na twarz - byleby nie grymas. Jakoś to będzie. Ja wylazłam z doła to i wam sie uda. Musi się udać, bo inaczej dołączę do Was i będzie nam w tym dole ciasno (a pewnie niedługo dołączę, bo znów mnie bierze). \"czy małżeństwo to wspólne rozwiązywanie problemów, czy ich stwarzanie sobie?\" Dwoje ludzi - jedno z Marsa a drugie z Wenus - postanawia przez dalsze zycie iść razem. Dotychczas każde z nich żyło swoim życiem, teraz mają wspólne życie. Mają te same oczekiwania - wiedzą o tym, bo dużo na ten temat przed ślubem rozmawiali. Ale po czasie okazuje się, ze w ich oczekiwaniach są rozbieżności. Sa z innych planet, myślą niby tak samo, ale inaczej. Patrzą w tym samym kierunku, ale każde z nich widzi co innego. Jeśli ich miłość, szacunek i przywiązanie są silne - są w stanie iść dalej wspólnie przez życie. Powstał problem, ale oni sa małzeństwem na dobre i na złe, i wspólnie pokonają trudności. Małżeństwo nie stwarza problemów, problemy stwarza życie - każdy ma jakieś problemy niezależnie od tego, czy jest w związku czy też nie. Małżeństwo czy jakikolwiek inny związek daje komfort wspólnego rozwiązywania problemów. Jest tylko jeden warunek: nie moze to być małżeństwo chore. A niestety, tych chorych jest ciągle za dużo. I dlatego właśnie czytając wypowiedzi innych osób na różnych topikach próbuję posiąść wiedzę, jak uleczyć chore małżeństwo. Może kiedyś mi sie uda.... Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Trzymajcie się.
-
Witajcie, tak sobie czytam i czytam... Skąd sie te dołki biorą? Moze to ta pogoda Was tak nastraja (a raczej roztraja). Ja to mam znowu odwrotnie. Jak wszyscy psioczą na pogodę to się wtedy cieszę. Pewnie wynika to z mojej wrodzonej złośliwości:)) Nie dajcie sie dołkom, precz ze smutkami. Ja jakoś ze swojego doła wylazłam, to i Wam się uda. Proponuję na wzmocnienie poczytać wypowiedzi Mai - skąd w niej tyle siły i optymizmu? Nie mam pojęcia. Ale podziwiam. Maju - Twoja historia daje do myślenia, a Twoje wypowiedzi są dowodem na to, że w każdej sytuacji można sobie dać radę. Twoja siła powoduje, że i ja czuję sie silniejsza. To mi pomaga przetrwać złe chwile. Dzięki. A co do bolacego gardła Kuby - on chce z tym walczyć lodami, hm... Pediatra mojego syna - też Kuby- pozwoliła jeść lody w trakcie anginy, nawet je zalecała. Kazała tylko jeść powoli. Tylko nie wiem, czy to jedzenie lodów było wskazane na każde bolące gardło, czy tylko na anginę. Mój syn od tej pory panią doktor wręcz kocha. A jak przy biegunce nakazała picie coca-coli .... zachwyt był nieziemski. Emmi, Toja 67 i Ruminka- szybko wyłażcie z dołka. Marsz pod górę i nie ociągać się. Pomarańczka - nie myśl o historii - będziesz się tym martwić (albo cieszyć) pod koniec czerwca. Tadonia - życzę słońca w niedzielę i sił, abyś do niedzieli dotrwała:)) elzan, lanuszka, Axxxa, Aldika - macham do was łapką (moze się wrezscie kiedyś nauczę wstawiać te różne kwiatki i całuski to będzie bardziej kolorowo) Pa
-
Dziewczyny - to spanie to jest strasznie zaraźliwe. Podejrzewam, że to z powodu niskiego ciśnienia. Moje za chwile sie podniesie, bo się jakaś burza szykuje. A ja nie lubię, jak burza szaleje, a kogoś mi w domu brakuje. a brakuje wszystkich, bo jestem tylko ja. No i pies. Po lewej stronie od kompa mam okno - czarne chmury, błyski i jakiej groźne pomruki. A po prawej mam drzwi balkonowe. W porównaniu z oknem od drzwi aż blask bije - zółte niebo. Ja siedzę pośrodku i czekam na rozwój sytuacji. Jak mnie piorun nie trzaśnie to zajrzę wieczorkiem. Poczytam co u Was nowego, jak tam temperaturki - czy niskie, jak tam oceny z egzaminów - czy wysokie, jak tam samopoczucie - czy w normie? Chwilowo papatki.
-
Witajcie, mam problemy z pisaniem, bo trzymam kciuki za shirusię - jak pozdaje te egzaminy to będę mogła swobodniej pisać:)) Ja swoje egzaminy pozdawałam, została tylko obrona, no i czegoś mi brakuje. Rozgladam się za jakąś podyplomówką, bo nadmiar wolnego czasu mnie przytłacza. Shirusiu - jak będziesz kupowała te różowe sandałki dokup koniecznie do nich różowe okulary. Przydadzą się na pewno. Jako pierwsza będzie w nich paradować Emmi, bo zawsze dodawała nam wszystkim otuchy, a teraz to raczej Ją przydałoby się poprzytulać i rozweselic. Co do \"wyrastania\" z czarnych kolorów...hm... Ja też swego czasu z nich wyrosłam, co mnie zresztą niezmiernie ucieszyło, bo inne kolory są równie piękne. I chodziłabym tak z ucieszoną gębą do dziś, gdybym nie przeczytała gdzieś, że z wiekiem (czytaj: na starość) zmieniaja się upodobania i kobiety z czerni przechodzą w pastele. Co prawda do pasteli jeszcze nie doszłam, ale powoli sie do nich zbliżam.... Pomarańczko, dzięki za zaproszenie na obiad. Poproszę kluski śląskie z dziurką (świetna nazwa). Co prawda pewnie będę zmuszona jeść je na zimno, bo mieszkam w okolicach Lublina i pewnie spóźnię się nieco na obiad, ale myślę, ze i tak będą mi smakować:)) Dziewczyny - jak już wszelkie choróbska ustąpią bierzcie się za hartowanie towarzystwa. Codziennie na dwór, wietrzenie domu, a w zimie poprzykręcajcie kaloryfery. U mnie w domu było zawsze chłodno: okna nieszczelne, w piecu ciągle gasło i nie chciało mi się iść rozpalać od nowa. W ubiegłym roku ociepliłam dom, zmieniłam okna i piec. I wiecie czego się bałam w zimie? Że będzie w domu za ciepło i zaczną się choróbska. Ale nie było źle, lata mieszkania w chłodzie sprawiły, ze ciągle miałam pouchylane okna i znowu było jak trzeba, czyli ciut za mało ciepło. Efekty są. Nie chorujemy. Pamiętam jak kiedyś w zimie jakaś pani zaczepiła mnie na ulicy i powiedziała, ze z dziećmi w wózku w zimie się na dwór nie wychodzi. Odpowiedziałm, ze ja wychodzę na spacery codziennie. Zwyzywała mnie od wyrodnych matek i dodała, ze pewnie chcę to dziecko zabić. Ale mam już naśladowniczki. Tesciowa mojej koleżanki, wbrew zakazom synowej, zapowiedziała, ze skoro ma się dzieckiem opiekować, to będzie je \"wietrzyć\". I wietrzyła maleństwo przez całą zimę. Teraz namawia do tego inne matki. Tak więc precz pierzyny i farelki!!!! Ciepło Twój wróg!! Zimny wychów - to jest to!!!:)) No i musze kończyć, bo trzeba się przewietrzyć. Biorę sowjego pieska i biegnę w plener. Pozdrowienia dla wszystkich obecnych i nieobecnych (coś ostatnio wielce nieobecna jest Ala X, gdzie sie podziewasz???)
-
Pomarańczko zapraszam Cię do mojej kuchni. Pozwalam Ci gotować te wszystkie pyszności, bo ja tego nie cierpię robić. Ale jeść za to...mniam, mniam, zwłaszcza gołąbki i bigosik. Jak Ty będziesz gotować to ja szybciutko skoczę do sklepu po jakieś ciasto np. toffi. Bo piec to ja umiem tylko sernik z brzoskwiniami, ale i tak piekę go baaardzo rzadko, bo u mnie nikt tego nie je. No a cała blacha dla mnie samej to ciut za dużo. A tak w ogóle to tęsknie za dawnymi czasami, kiedy to moje klasowe koleżanki biegły po szkole z menażkami po obiad do stołówki. Chętnie zapisałbym rodzinkę na takie obiadki, bo nienawidzę gotowania. Wiem, ze te obiadki to takie niesmaczne i byle jakie byłyby z tej stołówki, ale po pięciu dniach tej lichej karmy na pewno postarałabym się odkarmić rodzinę w sobotę i w niedzielę:)) Co do moich planów wyprowadzenia się z domu na działkę - nic z tego nie wyszło. Boję się jak diabli samotnych nocy w domku, gdzie do najbliższego sąsiada jest 200 metrów. Przecież jak będą mnie mordować to sąsiedzi nie usłyszą. Jak na razie MM zmienił front działania i okazuje jakieś uczucia. Może mu jednak zależy? Nie chcę dociekać prawdy - wole w to wierzyć. I mam nadzieję, ze dół mi przeszedł, bo oczy mam tak podpuchnięte od codziennego płakania, że patrzeć na siebie w lustrze nie mogę. Zacznę chyba zbierać kasę na jakąś operację plastyvczną, bo wpadnę w kolejnego doła - tym razem z powodu nieciekawego wygladu. Pozdrowienia dla wszystkich, no i przede wszystkim zdrowia dla najbliższych, bo coś ostatnio pochorowało sie towarzystwo. Pa
-
Witajcie Po kilku upiornych dniach chyba wróciłam do życia. Postanowiłam wyprowadzić sie z domu. Wynajem czegokolwiek odpada - nie stać mnie. Chciałam zwiać na działkę, ale w nocy to zamarznę na kość. Tak więc postanowienie jest, ale efektów brak. W niedzielę jadę na działkę - sama, niestety. Może do poniedziałku nie zgłupieję tam ze strachu i z samotności. Mój M ma w nosie to, co czuję. Ledwo się trzymałam. Ryczałam co chwila, a on nic. Powiedziałam mu dzisiaj (bo przez ostatnie dwa dni nie mogłam słowa wykrztusić, bo zaczynałam od razu płakać), że jest podłym padalcem, bo wie doskonale, ze wystarczy jedno słowo, jeden gest, a ja jak pies zacznę merdać ogonem. A on nie zrobił nic. Nie pomógł mi. Mimo tego, ze mu powiedziałam, ze boję się samej siebie - tego co mogę zrobić. Że każdego ranka wstaję i mam ochotę ze sobą skończyć. W życiu nie miałam takiego doła. Teraz myślę, ze chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby gdyby on się wyprowadził. Bo to, ze siedzę w kólko sama nie dołuje mnie tak jak to, ze on jest obok i mnie olewa. Ta obojętność jest koszmarna. Myślę, ze atak depresji mam już za sobą. Co prawda dalej jestem na deprimie (już od ponad miesiąca), ale przymierzam się do odstawienia tego. Zapowiedziałam, ze od 14 lat prowadzę dom i należy mi się jakiś urlop od obowiązków domowych. Wzięłam tydzień:)) Ale chyba poproszę o jeszcze jeden. Powoli w domu robi sie syf. Co prawda zrobiłam dzisiaj pranie i zmieniłam dziecku posciel, ale do garów i sprzątania się nie pcham. Zobaczę co z tego wyniknie. Dzieckiem też miał się zajmować, ale gdybym na to liczyła to pewnie do szkoły przestałby chodzić. Tak więc zwlekam się rano, budze M i oznajmiam, ze synka trzeba wyszykować. I idę kłaść tapetę na czerwone od płaczu oczęta. Boję się weekendu, ale moze dam radę. Lanuszko - twoja stopka - to jest to, czego mi potrzeba. Emmi - dzięki za uśmiechy sprzed kilku dni - pomogły. Dzięki, ze jesteście Pa
-
Hej, gdzie są wszyscy?? Niemożliwe, wszystkie przy garach? Na następną niedzielę proponuję zrobić obiad pt. \"po najmniejszej linii oporu\". A robi się to tak: ziemniaczki pokroić w jakieś ósemki, posolić, albo czymś oprószyć i na blachę. Na to kładziemy udka kurczaka posypane tym, co rodzinka lubi najbardziej. I do piekarnika. A my do kompa. Jak się góra ciut przypiecze przewracamy kurczaczka, ziemniaczki trochę mieszamy pod spodem i zamykamy piekarnik. I do kompa znowu. Jak już zacznie ślicznie pachnieć i niepokojąco burczeć w brzuchu żegnamy się z forum i biegniemy nakładać toto na talerze. Do tego kieliszek białego winka. Jest tylko jeden problem. Trezba kogoś znaleźć do robienia sałaty. Ja niestety dzisiaj nikogo takiego nie znalazłam i musiałam robić to sama, ale może to i lepiej, bo ja robię lepszą niż on. Uściski dla wszystkich. Pa
-
Witajcie Uściski dla wszystkich. Odkryłam świetny sposób na zagłuszanie złych myśli. Słuchawki na uszy i głośność na maksa. Tylko muzykę ciut nieodpowiednią wybrałam. Słucham na okrągło Martyny Jakubowicz. I to na dodatek w kółko jednej piosenki \"Kołysz mnie\". I ryczę przy tym słuchaniu na okrągło. Chodź i usiądź obok mnie Zostań ze mną A gdy ciemność przyjdzie znów Już nie będzie taka zła Zamknij oczy, zamknij drzwi Dzień wczorajszy to już wiek Pomóż przetrwać czasy złe Pragnę kogoś obok mnie Kto pomoze przetrwać noc Kto przegoni myśli złe Chodź i usiądź blisko mnie Bo samotnym być tak źle Kołysz mnie...kołysz mnie... Jutro zmieniam repertuar na obcojęzyczny. Buziaczki dla wszystkich i słodkich snów. Pa
-
Witajcie w ten słoneczny, piękny poranek... Buziaczki dla wszystkich!!! A Rak - ten jednen z najbardziej skomplikowanych znaków - to ja. Mój Mm to Wodnik - luzacko ma. Dlatego na przyszłość życzę sobie nnego znaku, a także: innej figury, krótszego nosa, większych oczu (koniecznie zielonych!!!), innej barwy głosu, mniejszej gadatliwości, innych włosów - mogą być rude i kręcone, no i żeby mnie \"humory\" nie dopadały. To chyba nie za wiele, nie?:)) Życze wszystkim miłeeego dnia. Wpadnę wieczorkiem dowiedzieć się, co u Was, jak tam dzieciaczki, drugie połówki, no i Wasze samopoczucie. Pa
-
Uff, Emmi, aż się zmęczyłam tym czytaniem. I usmiałam. Okularki przetarła i mnie dojrzała. A mój chudzielec musi przytyć, bo waży 34, a powinien (wg siatki centylowej) 48!!! Średnia dla jego wieku (12 lat) bez patrzenia na wzrost to 43. Postraszono mnie, ze jak organizm nie będzie miał z czego budować kości to mój synio urośnie do 170 cm i tak mu zostanie. I to jest straszne!!!! Przecież ci wyżsi faceci maja więcej dziewczyn do wyboru - niech sobie chłopak powybiera, no nie? Muszę zadbać o jego przyszłość. Babcia nakupowała jakichś wynalazków typu tabletki z tranem, no i jest przeogromnie szczęśliwa, ze może wreszcie kogoś nakarmić:)) Co do mojej teorii, ze szanownemu małżonkowi należy zastosować terapię wstrząsową - zmieniłam zdanie o 180 stopni. Jak tylko dam radę psychicznie (a jestem na wykończeniu) to zacznę stosować metody marketingowe: powolutku, pomalutku, krok po kroczku zacznę zmieniać nasze realacje. Tyle tylko, ze ja jestem w gorącej wodzie kąpana i pewnie długo nie wytrzymam i znowu wybuchnę. Tylko, ze po takim wybuchu ja jestem w lepszej formie, a on zastanawia się, po jaka cholerę z taką gangreną żyje. Tak źle, i tak niedobrze. W przyszłym życiu poproszę o inny znak zodiaku, bo Rak jest strasznie skomplikowany i ciągle , nie dość, ze łazi wstecz, to na dodatek wstecz się ogląda (zamiast gapić się ślepiami w przód i wypatrywać lepszej, świetlanej przyszłości). No, ciut mi się polepszyło na duszy. To, ze mogę na forum popisać i poczytać dobrze mnie nastraja. Idę tym dobrym nastrojem podzielić się z MM, może jemu tez się udzieli... Dobranoc...
-
Witajcie Humorki raczej dopisują. Pogoda pod psem. A ja mam na przyszłe 5 tygodni bojowe zadanie: mój syn ma przytyć. I to przynajmniej 10 kg, chociaż w tak krótkim moze to nie być zbyt zdrowe. Ma jeść 5 posiłków dziennie, w tym obiad z trzech dań. Czy on przytyje to nie wiem, ale ja to na pewno:)) A właśnie w ramach buntu żoninego postanowiłam gotować obiadki tylko wtedy, gdy mam na to ochotę. Moje wychudzone dziecko (ale z super morfologią) i tak najczęściej stołuje się u babci, no to ja postanowiłam powkurzać męża. A tu nic z tego, buu... Będę musiała wymyślić jakiś inny sposób na to, zeby moja połówka zauważyła, ze jestem, istnieję, pracuję i nie mam nieraz ochoty ani siły zajmować się wszystkim w pojedynkę. Co do zamiany mężów to pomysł podchwycił Rafaello, ale od razu zaczął wykorzystywać pozycję rodzynka. Stwierdził, ze sam wybierze sobie żonę na zamianę. Taki cwany. My to pewnie będziemy losować. Emmi chciałaś chłopa co lubi przebywać na świeżym powietrzu i pobawi się z synem - proponuję swojego. Da chłopakowi wędkę i wybędą na tydzień na świeże powietrze, nad czystą wodę, uczyć robala pływać. My w tym czasie zalejemy robala, coby nie zgłupieć z tęsknoty - ja za swoim M, a Ty za swoim synem. Maju - a nie mówiłam, ze jesteś silna? Lepiej się trzymasz niż ja. Pa kochani wszyscy, biegnę z pieskiem na spacerek. Deszcz nie deszcz - psa przegonić trzeba.
-
Witam wszystkich!!! Maju - przeczytałam co napisałaś. Różne myśli chodzą mi po głowie. Ciężko jest żyć, gdy okazuje się, ze najblisza osoba tą najbliższą już nie jest. Najgorsze jest to, że Twój mąż akceptuje zycie obok siebie, a nie chce żyć wspólnie. Codzienne widywanie się jest na pewno dla Ciebie bolesne. Myślę jednak, ze powinnaś teraz skupić się na dziecku - i na tym co jest, i na tym co będzie. Zwłaszca jak do drugie się urodzi będziesz miała urwanie głowy i mało czasu na myślenie. Moze coś się zmieni, moze on się opamięta. W końcu mieszka z Tobą, nie wyprowadził się. Poświęć wolny czas sobie i dziecku, pójdź do koleżanki. Zacznij żyć tak, jakby męża nie było. Dasz radę, jesteś mocna, no i masz nas - będziemy Cię wspierać. Jak masz czas (ostrzegam: duuużo czasu) to polecam lekturę topiku \"sposoby zdradzanych żon\". Czytałam to z tydzień, ale warto było. W nas, kobietach, drzemią przeogromne siły. Nie jesteśmy takie słabe jak się nam wydaje. To czytanie postawiło mnie na nogi. Nie do końca może, ale zrozumiałam, ze można dalej żyć, niezależnie od tego jak się ułożą sprawy między małżonkami. Powodzenia
-
Witajcie Mało nas ciu, ale moze to i dobrze, bo to oznacza, ze reszta wypoczywa. no i niech wypoczywają i wracają do klikania, bo nie ma co czytać. Pomarańczko - dziękuję za piękne kwiaty. Jak się nauczę takie puszczać, to też Ci wyślę:)) Rafaello - dobrze, ze jesteś. Zerknięcie na jakąś sprawę okiem mężczyzny jest arcyciekawe i moze przynieść dobre efekty (czytaj: poprawienie stosunków między małżonkami). W związku z powyższym muszę gdzieś sie ulotnić na parę godzin. Niech mnie trochę powyglada i niech myśli. Moze to wpłynie na jego uczucia do mnie. I nie chcę Was tu jutro widzieć - marsz w plener!!! Pa
-
Witaj Pomarańczko Nie jesteś sama w tym dole. Ja od rana na prochach. Coraz głupsze myśli chodzą mi po głowie. Nie mam do kogo gęby otworzyć, nie wiem po co żyję - chyba tylko dla dziecka... no i dla moich rodziców. Siedzę sama od wczoraj. Mój luby nawet nie raczył mnie poinformować, ze wyprawa na ryby potrwa dwa dni - sąsiad mnie uświadomił. Fajnie, nie? Uciekam na moment, bo dziecku się zachciało na rowerze pojeździć - tylko jak ja tego złoma z piwnicy wytaszczę?
-
Alu X mylisz się, ja jestem tą drugą biedną samotną myszką. Smutno mi bardzo z tego powodu, cieszyłam się że pogoda będzie ładna w sobotę i w niedzielę, ale jak zwykle jest ona ładna, ale nie dla mnie. W poniedziałek pracuję i bardzo mnie to cieszy. Zaś we wtorek - zapowiedziałm swojemu, ze będzie mi potrzebny samochód - nie wiem jeszcze co zrobię i gdzie wybędę, ale niech się głowi nad tym i myśli. Papatki
-
Wstawać śpiochy. Nowy dzień nam nastał!! Pomarańczko - chyba większość mężów tak uważa - czarna robota to my, a oni są ok. Może to kwestia wychowania? Przecież to takie naturalne: mąż ma pracować i zarabiać kasę, a żona ma się zajmować domem i dziećmi. A że czasy się zmieniły i coraz więcej żon pracuje? To co z tego. Wróci żona z pracy i zajmie się domem. Same też na pewno nauczyłyśmy mężów takiego a nie innego podejścia do obowiązków w małżeństwie. A teraz mamy za swoje. To, ze nie mówią nam, ze nas kochają? Cały ród męski twierdzi, ze nie muszą tego mówić, bo przecież my wiemy, ze nas kochają. Kiedy mówię swojemu, ze jest mi to potrzebne - to patrzy na mnie ciut dziwnie. Chociaż o to akurat nie mam pretensji, bo sama mu nie mówię, ze go kocham. Wcześniej nie mówiełam, bo przecież uważałam, ze nie ma po co mówić skoro on i tak wie, a teraz.... A teraz nie chcę mówić, bo nie sama nie jestem pewna co czuję. Czytam rózne topiki od jakichś 3 tygodni i muszę Wam powiedzieć, że dają do myślenia. Uświadamiam sobie, że to co się dzieje w moim związku to nie tylko jego wina, ze ja też nie jestem krystaliczna. Trochę ostatnio przez to czytanie zaniedbałam dom, ale myślę że wyjdzie to mojej rodzinie na dobre (o ile oczywiście z lektury topików wyciągnę prawidłowe wnioski i wprowadzę je w życie). No to pa, spadam czytać gdzie indziej
-
No właśnie, co tam za barem słychać.... Ja się zaraz wybieram do barku, coś tam pewnie znajdę. Jakieś 15 minut temu pisałabym w innym tonie, ale jak ma się druga połowę taką a nie inną to humory zmieniają się jak w kalejdoskopie. Wieczór sobie rozweselę czymś mocniejszym, zapadnę w sen - mam nadzieję, że mocny- a rano wstanę jak nowo narodzona! Nawet nie wiedziałam, ze jestem taką optymistką. Życzę wszystkim spokojnej nocy. pa
-
Witajcie Rozgorzała dyskusja nt. rozmów w małżeństwie, a raczej monologów żon, bo mężowie nie raczą słuchać. Mężczyzna to takie stworzenie -z Marsa albo z Wenus - nigdy tego nie pamiętam:)), że w życiu nie domyśli się o co nam chodzi. Trzeba mu to powiedzieć. Problem tylko w tym, ze jak chcemy mu to powiedzieć, to on uważa, że: 1. czepiamy się 2. ta dyskusja nie ma sensu, bo nie dotyczy jego 3. jaki problem???? Wydaje mi się, ze trzeba jednak rozmawiać. Jeśli szanownego M to drażni, to zebrać kilka problemów i spróbować za jednym zamachem to omówić (żeby nie poczuł się zaszczuty ty, ze Ż chce w kółko o czyś rozmawiać). Na pewno nie można wywlekać starych spraw - oni tego nie znoszą. A jeśli i tak rozmowa kończy się kłótnią, to myślę, ze warto próbować dalej. Zakończenie rozmowy kłótnią oznacza chyba, że nie potrafimy się porozumieć. Być może M poczuje się dotknięty tym, ze mu coś zarzucamy. Ale trening czyni mistrza - ja próbuję co jakiś czas rozmawiać - nieraz czepiam się o błahostki - co mi mój M wypomina (i ma niejednokrotnie rację). Następnym razem przygotowuję się lepiej- chociaż do mistrzostwa mi daleko:)). A jak skończy się to kłótnią? Ostatnio zauważam, ze kłotnie powodują, że jest mi lepiej przexz parę dni, co może oznaczać, ze zamieniam się w sekutnicę, hihi Pozdrowionka