agnes
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez agnes
-
Emmi siedzenie w ogródku to nie jest taka zła rzecz. Zwłaszcza wiosną. Ja chętnie posiedziałabym w swoim ogródku, ale niestety - mam psa, który niszczy wszystko co posadzę. W tym roku wypowiedziałam mu wojnę - zobaczymy jesienią kto wygrał. Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia życzę
-
Witajcie, długo mnie nie było, wpadłam na chwilę, zeby dać znak życia. Pisać regularnie raczej nie będę - jeszcze nie stanęłam na tyle na nogi, zeby klikać radośnie. Trochę wyjasnień jednak Wam się należy. Nadal jestem na psychotropach - pomagają. W głowie powoli wszystko układa się po kolei. Przeżyłam zdradę, odrzucenie i notoryczne podejrzenia o zdrady. Stąd ta moja depresja. Nie ma co pisać, co przezyłam. Teraz wiem czego chcę. Nie chcę być z tym człowiekiem. Na mur beton. Pozostaje tylko problem dziecka, szkoda mi go. Ale jeśli będę nadal trwała w toksycznym związku z człowiekiem nie dość, ze niewartym mojej miłości to jeszcze zatruwającym mi życie i szpiegującym mnie na każdym kroku, to nigdy nie wyjdę z depresji i ciągle będę na prochach. Ciągle zastanawiam się, czy istnieje coś takiego jak odpowiedni moment na rozstanie? Chyba to pytanie retoryczne... Dziękuję Wam za to, ze byłyście, jesteście i będziecie. Nawet gdy nic nie pisałam, to czytałam Wasze pościki o kawkach, herbatkach, humorkach itp, itd... Piszcie dalej i wyciągajcie za uszy tych, co w dołki powpadali - najlepsza będzie drabina z poręczą (ktoś już kiedyś mi takową podstawiał:)) ) Pomogła!! Całuski dla Szpaczka i Jego Mamusi - przegapiłam urodziny (bum, bum - dwa razy głową o ścianę, za karę, ze taka okropna jestrem), pozdrowienia dla pozostalych przyszłych Mam - postaram się nie przegapić narodzin potomków :)) Pozdrowienia dla wszystkich z tego topiku Miłego dnia :))
-
Emmi - tulu, tulu... Popłacz cichutko, niech ze łzami odpłyną smutki... I zaraz zrobi się lepiej ....
-
Uff, przeczytałam zaległości. Dużo tego się nazbierało. Od tego czytania zrobiłam się głodna, bo te kurczaczki po meksykańsku, naleśniczki itp.... Już czuję jak tyję:)) Kubusiu, chciałabym napisać Ci coś na pocieszenie, ale co napiszę - to kasuję, bo jest jakieś nieodpowiednie. Wiem jak Ci ciężko, bo sama niedawno coś podobnego przeżywałam. Trzymaj się, zwróć sie do jego rodziców, albo do kogoś innego ważnego dla niego niech mu porządnie nagadają. Niech mu uświadomią, ze jak będzie dalej tak się zachowywał to zostanie sam jak palec, bo Ty nie będziesz chciała z nim żyć. Może taki straszak na niego zadziała. Emmi, przeczytałam jak \"oduczyłaś\" męża nałogowego grania. Ja gdybym tak zrobiła to byłabym pewnie mokrą plamą na ścianie:)) Trafiłaś na normalnego faceta, a nie na zakochanego w sobie samca, który wie wszystko najlepiej. Ja noiestey trafiłam, a to zapewne moja wina, bo zawsze mi się takie typy podobały. I tu do Quentino - tak to już jest, ze preferujemy jakiś określony typ ludzi. I nawet jak nam się związek z takim kimś nie udaje to znowu szukamy, mniej lub bardziej świadomie, osoby podobnej do poprzedniej. Czyli z deszczu pod rynnę. Ale Ty jesteś silny facet z głową na karku, zdrowo myślący i dasz sobie radę. Ruminko - ja tez pamiętam raczki i kapitańskie jedzone kilogramami - pychota (pozostały mi po nich fałdki tłuszczowe tu i ówdzi:)) ) Zona - paluszki z makiem są jak najbardziej do kupienia w Polsce. Odwiedź ojczyznę to sobie podjesz:)) A teraz popróbuję z kwiatkami:
-
Witajcie, oranżada w proszku - mniam, mniam. Moja babcia prowadziła sklep na wsi. Ta oranżada stała na ladzie w pudełku. Brałam kiedy chciałam i byłam pewna, ze to wszystko za darmo:)) Pamiętam też cudowne w smaku fasolki. Miąły w środku słodki syrop. No i kukułki, bo te dzisiejsze to nie to. Ale i tak ze słodyczy to najbardziej lubię śledzie. Te w pierzynce (czy pod pierzynką? - nie pamiętam) są całkiem smakowite. Muszę wypróbować. Dona - fajnie, ze jesteś, bo już martwiłam się, ze wpadłaś gorzej niż ja. A \"lekarz dusz \" mówiąc, ze masz słuchać swojego serca i nie zatrzymywać stresu w sobie miał pewnie na myśli to, aby ze swoich bolączek komuś się wygadać, nie tłumić w sobie złości czy smutku tylko \"przerzucić\" go na kogoś innego. Ja włąśnie jestem na etapie uczenia się tego, problem tylko w tym, ze nie bardzo wiem, kogo \"uszczęśliwić\", bo z mamą nie umiem szczerze rozmawiać, z siostrą - coś mnie powstrzymuje, a koleżanki - tym raczej nie ufam. Moja \"skorupa\' przez ostatnie lata tak zgrubiała, że ciężko będzie mi z niej się wydostać. Ale muszę, bo inaczej zwariuję. A tego bym nie chciała:)) Pozdrawiam serdecznie, ściskam wirtualnie - posłałabym Wam jeszcze stado kwiatuszków takich niebieskich, ale nie umiem. Umiem tylko to: :)) :)) :))
-
A ja usiłowałam dzisiaj dospać, czyli wyspać się za cały ubiegły tydzień, no i za ten nadchodzący, ale mi się nie udało. Musiałam zwlec się o 8, bo dłużej już nie mogłam (a miało być do co najmniej 10-tej). Ale wiem z doświadczenia, ze im dłużej śpię - tym gorzej wyglądam. Podkrążone oczy, gęba napuchnięta, jak po imprezce. Ktoś tu pisał kilka dni temu o prezentach świątecznych. U mnie święta kojarzą się z sałatką wielowarzywną. No, a że do świąt daleko to sałatkę zrobię jutro. I zjem tą bombę kaloryczną, na dodatek ciężkostrawną. A co tam, potem jakoś zrzucę te zbędne kg :)) Dobrej nocki życzę i miłej niedzieli. Pa
-
Witam, jestem, żyję, przeczytałam zaległości. Chwilowo nie mam czasu na kafe, bo pracuję od rana do wieczora. Za jakieś trzy tygodnie skończę to szaleństwo i przejdę na tryb 8 godzinny. Moje farmakologiczne zadowolenie ciut przybladło. Odlot się skończył. Ale to i dobrze, bo przynajmniej mogę realnie patrzeć na świat. Może nie do końca realnie, bo w niektórych sytuacjach zamiast się wściec, czy chociaż zdenerwować, ja nie reaguję wcale. Nic mnie nie rusza. Mam tylko obawy, ze niektórzy mogą sobie pomyśleć, ze mam fioła. Ale tym będę się martwić później. Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie.
-
Kubusia - walcz o swoją rodzinę. Zastosuj się do rad Emmi - to działa. Sama tak robiłam i były efekty. Musisz być silna, on musi zobaczyć, ze nie jesteś bezradną zapłakaną kobietką. Będzie zainteresowany gdzie wychodzisz. Nie mów mu wszystkiego do końca - bądź ciut tajemnicza. U mnie co prawda nie wyszło, bo moja psychika zaszwankowała, ale Tobie może się udać. Ja tak do końca nie przekreśliłam swojego małżeństwa. Kolejny ruch należy do MM. Od niego zależy, co będzie dalej. Albo uda się do specjalisty, albo koniec. Ten związek musi się zmienić, bo inaczej nigdy nie wyjdę na prostą. Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa. Trzymam się bardzo dobrze, mam taką energię do działania, ze wczoraj wyszorowałam 120 litrowe akwarium. No i robię wiele głupstw typu : zamiast jajko wbić na patelnię wbiłam je do śmietnika, albo zaczynam makijaż od pudru, a potem sobie uzmysławiam, ze zapomniałam o kremie. No i strasznie pilnuję się, zeby oczy porządnie umalować, bo mój syn przyszedł ze szkoły skręcając się ze śmiechu i powiedział, ze przez całą lekcję się śmiał, bo pani miała jedno oko umalowane, a drugie nie, hihi. Moze też jest na prochach? Pozdrawiam serdecznie Pa
-
Dziękuję za drabinę i dodatkowe szczebelki do niej:)) Byłam u psychiatry - początki depresji spowodowane długotrwałym silnym stresem. Mam prochy. Dwa dni było wesoło - pełny odlot. Tereaz się uspokoiło i jest mi ok. Martwi mnie tylko to, ze moje dobre samopoczucie wywołane jest farmakologicznie. Do środy muszę zdecydować co dalej. Wydaje mi się, ze MM sobie nie radzi z tą sytuacją i dalej zachowuje się po staremu. Ale muszę dbać o siebie, a nie o niego i coś postanowić. Jak będę dalej tkwiła w tym związku to wyląduję w psychiatryku. No i pani psycholog odmówi mi kolejnych sesji. I zostanę sama jak palec ze swoim dołem. Spróbuję po raz kolejny porozmawiać z MM, ale czarno to widzę. Znowu odwróci kota ogonem. A to będzie oznaczało, ze już niedługo nie będę pisać na tym topiku, bo jako osoba nie będąca w związku nie będę do niego pasować. Ale myślę, ze jak coś skrobnę to chyba mnie nie pogonicie, nie?:))
-
Witam, długo mnie nie było, ale to nie oznacza, ze nie podczytuję topiku:)) Jestem w dole, a raczej w dłuuugim rowie i jakoś trudno mi z niego wyleźć. Ale postaram się czegoś uczepić i wrócić na powierzchnię. Martwi mnie nieobecność dony. Czyżby wpadła głębiej niż ja? W sobotę byłam na dyskotece techno. Co prawda nie te klimaty, ale wybawiłam się cudnie. Trochę było za krótko, bo MM zauważył, ze za często tańczę z jednym chłopakiem i zarządził odwrót. Mieliśmy trochę obaw idąc na dyskotekę, bo przecież wiek już nie ten, ale okazało się, ze takich jak my (czyli starych pierników podnoszących średnią wieku) było więcej. Żałuję, ze sezon dyskotek na działkach juz się końzcy, ale w następnym nie przepuszcze zadnej dyskoteki:)) Do tej pory leczę rany podyskotekowe, bo wracaliśmy w egipskich ciemnościach przez las i zaliczyłam rów. Ale przynajmniej teraz jak zaboli to wracają miłe wspomnienia. Buziaczki dla wszystkich
-
Dzięki dziewczyny za próby niewpuszczania mnie na głębiny. Dopadło mnie. Przeczuwałam to już wczoraj. Właśnie jestem po płaczu, ale chyba takim oczyszczającym, bo ciut mi lepiej. Wcześniej klęłam bardzo brzydko na głos, skopałam niewinną lodówkę i umyłam okno w kuchni z rozpędu. A teraz jeszcze mi się lepiej zrobiło. Miałam się upić, ale chyba przełożę to na kiedy indziej (to znak, ze mi przechodzi, przynajmniej na razie). Alkohol, czyli \"puste\" kalorie zamienię na pełne kalorie. Idę wrąbać loda. Dzięki, że jesteście
-
Wstawać śpiochy, nowy dzionek nam nastał. Ciągle mamy lato, tylko te chłodne ranki... No i ta za chłodna woda w jeziorku. Wczoraj byłam się popluskać. Ta przyjemność o tej porze roku i przy tej temperaturze wody tylko dla odważnych i zahartowanych. Chociaż amatorów kąpieli nie brakowało. Dona wracaj na powierzchnię. Czuję, ze niedługo ja będę pod powierzchnią i może być nam tam ciasno. Masz czas do wieczora. Pa
-
Moje dziecko upodabnia si ę do MM, czyli jęczącego faceta. Ma już 12 lat i z babami za bardzo nie chce jeździć. Ale jak go nie weźmiemy to córka siostry zaczyna jęczeć i włązić nam na głowy. Tak więc musi się z nami biedaczek męczyć. Trochę oczywiście jęczy, ale tak bardziej dla zasady a nie z nudów. A wypad bez małżonków był rzeczywiście ekstra. Czułam się jakbym miała o jakie 15 lat mniej. Bawiłam się nieźle, a to znak , ze jak jestem z MM to się kontroluję. Muszę nad tym popracować. Koniecznie. A teraz uciekam, bo od drapania pogryzionych przez komary nóg nadłamałam sobie paznokcia i muszę go ratować. Pa
-
Witajcie, przeżyłam cudowny weekend. Pojechałam z siostrą i dzieciakami na działkę. Wszystko byłoby ok, tylko, ze nie mogłam znaleźć kluczy do tejże działki. Znalazłam zamiast trzech jakieś dwa klucze. Jeden na mur beton do domku, a drugi albo do bramy, albo do bramki. Ale co tam, jedziemy. Zajeżdzamy i zaczynamy próbować. Do bramy nie pasuje. Kłodka od bramki nie była otwierana od nowości to i nie ma dziwne, ze nie dało się jej otworzyć nawet po psiuknięciu specjalnego specyfiku. To nam humorów nie popsuło. Poprzerzucałyśmy bagaże przez płot, przeniosłyśmy telewizor. Przepchnęłyśmy córcię siostry, bo sama nie dawała rady. I został nam tylko jeden problem: 16 kilogramowy pies. Cyrk na całego. Ani go podać przez płot, bo za cięzki i za długie ma nogi, ani go przezrucić. Uradziłyśmy, ze wsadzimy go do śpiwora i tak go przez ten płot przesadzimy. Jak mój syn to usłyszał zaczął płakać, że psa zestresujemy. W końcu wpadłam na genialny pomysł. Postawiłyśmy po obu stronach płotu krzesełka i stojąc na nich jakoś tego biednego psinę przetransportowałyśmy na drugą stronę. Jak na złość strasznie dużo ludzi było na działkach no i sąsiedzi mieli z nas niezły ubaw. Ale co tam, nam było wesoło, to i im nie będe żałować. Na następny weekend też planujemy wypad \"samotnych matek z dziećmi\" na działkę. Tym razem z tymi kluczami co trzeba. Bierzemy też plecaczki (tak - plecaczki a nie plecaki, zeby za ciężko nie było) i idziemy na wędrówkę wokół jeziora. Trzeba w końcu poznawać okolice. Pozdrawiam serdecznie
-
Tadonia - tu i teraz Cię pocieszam - fajnie, ze masz nowe okulary!!! I super, ze Ci się podobają!!!! I o to chodzi. A małego ludka nie ma co rozpuszczać. Prezent za 100 w zupełności mu wystarczy, cokolwiek by to miało być. On i tak będzie zadowolony (o ile będzie najedzony i przewinięty) :)) Dywan uprany (ale pies nie próżnuje, już zaczął się na nim tarzać), teraz czas na porządki w szafach (czytaj: wyrzucanie ton niepotrzebnych ubrań). I tu jest problem, bo moje porządkowanie nie kończy się wywalaniem ubrań, których z różnych powodów nie noszę, tylko na przekładaniu ich w inne miejsce. Postanowiłam podejść do tego trochę w inny sposób - spróbuję potraktować te porządki w szafach jako porządkowanie własnego życia - moze to poskutkuje. Muszę uszczuplić zapasy ciuchów, bo szafa pęka w szawch, a ja nie mam co na siebie włożyć. Jak zostaną mi dwie bluzki i dwie pary spodni to na mur beton będę wiedziała co na siebie włożyć: to co nie suszy się aktualnie na sznurku. Zona - biurko w kształcie nerki - to musi dopiero wyglądać!! Uwielbiam starocie, ale z racji posiadania niewielkiego mieszkania pozostaje mi jedynie oglądanie w sklepach z antykami. Kiedyś dostałam od koleżanki starą etażerkę, żaden tam antyk, ale do staroci można było zaliczyć. Ileż ja nocy przez to cholerstwo nie spałam. Mieszkała w tej etazerce kołatka i budziła się w nocy, zeby sobie drewna pochrupać. Pół nogi obłupałam zanim dopadłam tego zwierza, brrr, taka okropna larwa. Ale etażerka stoi do tej pory. Pozdrowienia dla wszystkich
-
Wyszły Ci te buziaczki, a szkoda, bo jakby nie wyszły to byłoby się z czego pośmiać:)) Ja tylko tego jednego buziaka potafię - myślę, ze wyszedł:)) Dziewczyny - zapraszam do mnie na wielkie sprzątanie. Nie cierpię sprzatać, a wielkie szorowanie robię wtedy, gdy mam doła. Teraz też mam doła, ale chyba zbyt wielkiego, zeby się zmusić do czegokolwiek. Z drugiej zaś strony, jak nie wezmę się za jakąś robotę to zacznę płakać i użalać się nad sobą. A miałam być silna. Myślę, ze pranie dywanu jest tym, co pomoże mi zapomnieć o płaczu na końcu nosa. Jak go dzisiaj nie upiorę to stracę resztki szacunku do samej siebie ( to taka autoterapia, czyli \"zmuszacz\"). Obiecuję sobie, ze zrobię wiele rzeczy i jakoś efektów nie widać. To moze chociaż dywan będę miała czysty? Pa
-
Witajcie, ależ się towarzystwo rozgadało, no. no. Tadonia - dzieki z za radę na ogarzanie stóp: klapki już mam, a jako podgrzewacza użyję żelazka:)) Co do koleżanki z zalążkami depresji. Dona ma rację pisząc, ze trzeba sięgnąć dna - wtedy dopiero człowiek rozumie, co się z nim dzieje. Ja przez parę ładnych lat pochlipywałam po katach, albo wręcz wyłam, a dopiero teraz, kiedy dostałam paskudnego kopa od życia zaczęłam szukać pomocy u specjalisty. A przecież wcześniej wiedziałam, ze mogę zwrócić się do psychologa, a jednak tego nie zrobiłam. I nie potrafię teraz podać powodów : wstyd? pomniejszanie problemów? Nie wiem. Wiem tylko, ze sięgnełam chyba tego słynnego dna. Doszłam do wniosku, ze jak czegoś ze sobą nie zrobię to zwariuję. Nie pozwól swojej koleżance czekać, aż sięgnie dna. Próbuj na wszelkie sposoby i zavciągnij ją do psychologa. Powodzenia.
-
Trochę się obawiam tego bakcyla - no i odzywam się. Czekam na powrót goracego lata, bo niedogrzana jestem. W ubiegłym roku w drugiej połowie sierpnia było upalnie, nie pamiętam tylko przez ile dni. W pracy mam znowu lodówkę, nogi marzną, a na skarpetki jeszcze ciu za wcześnie:)) Ruminko - dziękuję Buziaki dla wszystkich.
-
Przygnębiona - chciałabym, tak jak Ty, wyrzucić z siebie to co mnie boli, ale nie potrafię. Nawet tu, na forum, całkowicie anonimowo , nie umiem. Gdybym to wszystko z siebie wyrzuciła byłoby mi moze łatwiej. Ktoś, znany tylko z nicka, napisałby coś ciepłego, przytuliłby wirtualnie... Ale nie umiem się wygadać. Jadę teraz z siostrą i dziećmi nad lodowate jezioro i będę udawać, ze wszystko jest ok. Tylko ten płacz na końcu nosa... Zasmuciłam trochę ten topik, ale musiałam. Mam nadzieję, ze uda mi się wreszcie kiedyś wyjść na prostą, bo mam już dość samej siebie.
-
Kiedyś na własne oczy widziałm jak chłopak zjadł szklankę, tylko dno zostawił. Wcześniej się w nim podkochiwałam, ale po tym występie przeszło mi. Po co mi taki chłop co zjada zastawę stołową? Co do picia herbaty w filiżankach - pijąc w kubku mozemy stawiać ten kubek byle gdzie, a pijąc w filiżance ze spodkiem musimy wygospodarować trochę miejsca na ten spodek, no i patrzeć gdzie odstawiamy filiżankę (tzn. wycelować w spodek z powrotem), możemy też trzymać spodek w ręce- czyli jesteśmy pochłonięci zajmowaniem się porcelaną i chyba to jest sprawcą tego, że herbata w filiżance smakuje inaczej. Właśnie dopijam herbatę z kubka i stwierdzam, ze na moim biurku racxzej trudno byłoby postawić filiżankę. Ale jak bym tak ciut posprzątała i postawiła śliczne porcelanowe cudeńko..... to ...hm... Jestem zarażona chęcią posiadania filiżanki. I z tą chęcią zyczę Wam miłych snów. Aaa kotki dwa...
-
Witajcie, znowu mogę pisać - mam już wszystkie części kompa ponaprawiane. Bagatelka, niewyciągnięcie wtyczki podczas burzy kosztowało mnie ok. 300 zł. Czekam na kolejną burzę - wtyczkę wyciągnę na pewno (jestem klasycznym Polakiem - mądrzeję po szkodzie:)) Poczytałam, uff, było tego trochę. Po poczytaniu zastanawiam się, czy nie zafundować sobie filiżanki do herbaty. Do kawy nie potrzebuję, bo najbardziej smakuje mi w kubku Nescafe. Ale do herbatki coś by się przydało. No to pa, lecę na herbatkę w kubku:))
-
Ruminka - jak będziesz kolejny raz na lubelszczyźnie to zapraszam do siebie, mieszkam dwa rzuty beretem od Krasnegostawu.
-
Po ilosci wpisów można domniemywać, ze lato nieuchronnie zbliża się ku końcowi:)) Ja jednak nie rezygnuję i znowu spróbuję wyrwać się na parę dni. Moze mnie w tym czasie nie zaleje. Jak wezmę urlop na piątek to w czwartek mogę spadać z chaty. Teoretycznie powrót byłby w poniedziałek wieczorem, ale tylko teoretycznie. Moje kochane szefostwo zafundowało mi pracującą niedzielę. Co prawda tylko jakieś trzy godzinki (oni twierdzą, ze tylko jedną godzinkę), ale za to w środku dnia, no i ja będę jakieś 30 km od domu, tak ze niedziela do bani. Ale jakoś to przeboleję. Wzięłam się za siebie - byłam dzisiaj u psychologa, niech mnie \"naprostuje\". Psycholog przyjmuje w poradni AA, a ja mieszkam w małej miejscowości - wiecie co będzie dalej? Albo okaże się, ze ja piję na umór, albo mój chłop, hihi- plotkary nie próżnują. Ale czegóż nie robi się dla siebie. Na razie jestem po analizie relacji między moimi rodzicami a mną - doszłam do wniosku, ze byli i są toksyczni. Przy okazji okazało się, ze ja też aniołek nie jestem:)) Emmi - ale się stęskniłaś!!!! Ale nie wracaj jeszcze do domu, odpoczywaj, wdychaj jod, napawaj się pięknymi widokami wzburzonego morza. A jak wrócisz do domu to bierz się za studia, żadnego przerywania ani rzucania nauki. A jak Ci sie nie chce uczyć to ja chętnie za Ciebie te studia dokończę (kierunek nie ma znaczenia), bo swoje skończyłam niedawno, a podyplomówki są taaakie drogie, a mnie coś ciągnie do wiedzy. Dona - mnie też na starość ogarnęła mania ładnego wyglądania,:))tylko, ze zauważam u siebie jakieś ciągoty w kierunku mody młodzieżowej (to chyba objaw galopującej starości). No i od kliku dni spóxniam sie do pracy, bo rano wiszę na drzwiach szafy i stwierdzam, ze nie mam co na siebie włożyć. Chyba czas wybrac się do sklepu. A na paznokcie zastosuj moze jakąś odżywkę? I koniecznie je pomaluj - wtedy tak się nie niszczą. Tadonia - masz chyba rację z tym czekaniem z udostępnieniem dziecku internetu. Mój syn ma 12 lat, do tej pory internet go nie interesował, ale od jakiegoś miesiąca siedzi non stop na gg i gada. Numer polega na tym, ze gada z kolegami, z którymi widział się przez pół dnia na boisku. Dostęp mam do kompa przez to bardzo utrudniony:)) Ruminka - czy już znasz płeć Szpaczka? Zahir - nowe autko trzeba oblać żeby nie zgrzytało podczas jazdy:)) Rafaello - mam nieraz ochotę zapomnieć o rzeczywistości, pewnie ta Twoja gra byłaby w sam raz. Problem tylko, czy chciałabym potem wrócić do szarości z tego pięknego wirtualnego świata... Pewnie nie. Pozdrawiam wszystkich, papa
-
Witajcie wszyscy obecni i nieobecni, piszący i czyający. Ruminko, to dobrze, ze M wrócił - dzieciaczek pokopie trochę i jego:)) A kiedy się pozbywasz brzuszka? Nie wiem, jak tam u Was z pogoda, ale na lubelszczyźnie leje jak z cebra. Wszyscy płaczą, straż nie nadąża z pompowaniem. A najbardzie j płaczą rolnicy. Chca u nas ogłosic stan klęski żywiołowej, bo wszystko pływa. Ja przygotowuję się do kolejnego zalania piwnicy. Machanie szufelką mam opanowane do perfekcji. Ale jak wykopię dołek pośrodku piwnicy to wodę wypompują mi strażacy, bo jak dotychczas wody jest dużo, bo rozlewa się po wszytskich pomieszczeniach, ale jest za płytko, zeby ją wypompowywać. No i muszę robić za motopompę. Ale przynajmniej jestem zadowolona, bo jak się urobię to ogarnia mnie błogie uczucie dobrze spełnionego obowiązku. No to narazie. Zajrzę później, może jakaś zbłakana duszyczka coś kliknie to bedzie możliwość odklikania. Pa
-
Witajcie narzekałam na nadmiar słońca, dżdżu mi się chciało. No i jak polało tydzień temu, jak dowaliło piorunami to dopiero od dzisiaj mam kompa. I to nie wiem na jak długo, bo co prawda zasilacz mam nowy, ale monitor jest pożyczony, bo tamtem to chyba nadaje się tylko na złom. Ale co tam, mądry Polak po szkodzie - przy następnej burzy na pewno powyciągam wszystkie wtyczki, wtedy pioruny mogą sobioe walić do woli. Ale pusto na topiku, ze hej. Przez tydzień parę wpisów na krzyż. To i dobrze, bo pewnie wszyscy wypoczywają. I niech tak dalej będzie. Ja próbowałam urwac się na parę dni na działkę. Pojechałam w środę po pracy, rano się budzę, fajowo jest, do roboty nie trezba iść, a tu telefon typu rozpaczliwiec (od mojej Mamuśki): wracajcie, zalało piwnicę. No i po weekendzie, z rozpaczy poszłam w piątek do pracy. Ale fajnie było, bo był służbowy grill. Do tej pory nie wiem, kto mnie do domu odstawił, hihi. Emmi - ja nie jestem w ciąży!!!!! (chyba, ze o tym jeszcze nie wiem, tfu, tfu, na psa urok, nie w moim wieku). Opowieści o zaklinaniu deszczu dotyczyły zamierzchłych czasów, gdzieś tak ze 12 lat wstecz. A tak nawiasem mówiąc to mam doła, powoli się upijam winem i nie mogę już doczekać się jutra, bo ciągnie mnie do pracy. Tam nie mam czasu na głupawe rozmyślania na temat swojego porypanego życia. papatki dla wszystkich