Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

bezradna1508

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. bezradna1508

    Wątpliwości

    Jestem z chłopakiem 7 miesięcy, mamy po 18 lat. M.jest chłopakiem, o którym zawsze marzyłam. Ma cudowny charakter. Zawsze stara się wszystko wyjaśnic i naprawic. Naprawdę mu zależy... Jakiś czas temu mieliśmy spory "kryzys" (zważając na nasz wiek i "staż" związku - chore, wiem). Mój chłopak palił papierosy i marihuanę aż do rozpoczęcia związku (nie toleruję tego, więc sam zdecydował się z tym skończyc - była to jego świadoma decyzja, nie próbowałam go namawiac, ale OBIECAŁ, więc uznałam, że mogę wymagac wywiązania się). W międzyczasie kilka razy go "przyłapałam". Próbował to przede mną ukrywac, kłamac. Miałam problem z opanowaniem siebie i swojej psychiki. Zaczęłam się zastanawiac, czy związek nie jest dla mnie toksyczny, bo wiecznie byłam zdołowana, płakałam, nie mogłam powstrzymac emocji,nie mogłam też spac ani normalnie funkcjonowac. Nie potrafiłam mu ponownie zaufac, ale kocham go, więc postanowiłam dac mu OSTATNIĄ szansę, bo zaczął się starac, zaczęliśmy o tym wszystkim rozmawiac... Nie było mi łatwo. W każdym razie : teraz się naprawdę stara, jednak ja nadal chyba nie doszłam do siebie. Jest mi strasznie ciężko. Mamy bardzo dużo nauki (uczymy się w jednym LO), mało czasu dla siebie, znajomych i całej reszty. Staramy się widywac jak najczęściej, ale to wszystko zaczyna mnie już przytłaczac. Szkoła, dom, nauka, spotkanie z M, szkoła, dom... Nie mam kompletnie czasu na nic, a kiedy znajdzie się chwila, spotykam się z M. Dopadła nas "rutyna" (?). Nawet, kiedy jest dobrze, po głowie chodzą mi różne chore myśli, szukam jakichś problemów, czasami wracają te obawy o kłamstwa, ukrywanie itd.. Mam uraz do jego WYJŚĆ ZE ZNAJOMYMI, bo to zawsze po nich dowiadywałam się prawdy. Dodatkowo ciągle źle się czuję, jestem przemęczona, a spotkania nie sprawiają mi już takiej radości, jak na początku. Przyjeżdżamy do mnie, chwilę leżymy, przytulamy się, całujemy i na tym się kończy. Dużo rozmawiamy i M. naprawdę się stara - stara się, by było dobrze i jest dosc wyrozumiały (często niestety ostatnio marudzę),ale mnie to nie wystarcza. Wystarczy jego jedna krzywa mina, irytacja, podniesienie głosu (nie w moim kierunku, a ogólnie) a ja już się zniechęcam, mam zły humor. Jest mi po prostu źle. On jedzie do domu, wychodzi ze znajomymi, a ja zostaję i się uczę. Jesteśmy z innych miast, więc nie wchodzi w grę wspólne wyjście w weekend. On idzie na imprezę, ja czekam, aż zadzwoni. Pomimo tego, że do mnie pisze i wraca wcześniej, żeby ze mną porozmawiac przez telefon, rano budzę się zła i mam do niego żal. O COŚ. Sama nie wiem o co konkretnie. Staram się wychodzic z domu jak najczęściej, ale nie sprawia mi to zbyt dużej przyjemności, bo chciałabym się po prostu wyspac i miec spokój. Wiem, że problem jest we mnie, ale nie potrafię się go pozbyc. Chciałabym, żeby M. był cały czas obok, żebyśmy mieli masę czasu, mogli spotykac się ze znajomymi, byc czasami sami. Chciałabym znowu wszystko odbudowac, ale nie jest to takie proste. Mam wątpliwości. Kiedy tylko ode mnie wychodzi, cieszę się jak głupia, że w końcu wszystko się układa, a później, gdy np. nie zadzwoni, że dojechał, nagle dopadają mnie wątpliwości - co czuję, czego chcę itd. Kiedy się poznaliśmy, byłam wiecznie zadowoloną dziewczyną, uśmiechniętą, zawsze chętną do rozmowy, wyjścia, poznawania nowości i zawierania nowych znajomości. Ostatnio wszystko wygasło. Ta sytuacja z używkami wszystko we mnie zabiła. Byliśmy cudowną parą (nie tylko na zewnątrz) i byłam szczęśliwa, a teraz wszystko się waha. Niby wiem, że mnie kocha, ale tak naprawdę brakuje mi ciągłego utwierdzania i jego obecnosci, czasu, chęci. Rozmawialiśmy o tym setki razy, więc nie o to tu chodzi. Co zmienic? Jak sobie poradzic z tym problemem? Jak się odnalezc w tym wszystkim? Jak zrozumiec, co czuję, czego chcę?
×